- W empik go
Eliza Orzeszkowa do Józefa Sikorskiego - ebook
Eliza Orzeszkowa do Józefa Sikorskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 250 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Eliza
Byłam u Szanownego Pana, czekałam pół godziny – a że na pierwszą muszę być gdzie indziej – odchodzę. O piątej będę u Państwa.
El. Orzesz.
7(19) marca 67 r., Milkowszczyzna
Nie wiem doprawdy, jakimi słowy mam wyrazić całą moją dla Pana wdzięczność za tak troskliwe i pełne trudów zajęcie się interesami mego nieszczęsnego majątku. Otrzymałam dziś list Jego donoszący mi o zjawieniu się pożądanego nabywcy i resztę potrzebnych szczegółów o Milkowszczyźnie na osobnej kartce przy niniejszym umieszczam. Dałby też Bóg, abym się mogła co prędzej wyrwać z tej istnej doliny płaczu, jaką jest obecnie prowincja tutejsza. Żal mi będzie zapewne rozstawać się z rodzinnym kątkiem, z cienistymi drogami mego ogrodu i z szerokim widokiem pól, do którego przywykło moje oko; żal mi będzie tego wzgórza, na którym bieleje pomnik na ukochanej mogile mego ojca, i szumu lasów litewskich – ale z czymże w życiu nie przychodzi nam się żegnać nieraz a przecież, gdy tego wymaga nieodzowny wyrok losu, mężni być musimy. Tutaj chwilową boleść pożegnania rodzinnych stron wynagrodzi mi uswobodzenie się spod ciążących materialnych trosk i zamieszkania w miejscu będącym niby źródliskiem i środkowym punktem całego światła, jakie posiada nasz biedny kraj, i w liczbie mieszkańców swoich posiadającym najlepszych moich przyjaciół – w których pierwszym rzędzie mam nadzieję, iż Pan pozwoli siebie zaliczyć.
Tydzień już minął od powrotu mego z Grodna – a minął tak cicho i jednostajnie jak w pustelni. Nie nudzę się wszakże – ratują mię książki i pióro; w takim położeniu, jak moje, więcej niż kiedykolwiek można pojąć całą wagę i zbawienność jakiego bądź, byle gorącego, zamiłowania i zajęcia się. Wszakże, mimo że śród umysłowej pracy godziny schodzą mi bez znudzenia, natura przecież ludzka, a w szczególności moja – wielce towarzyska i potrzebująca podziału myśli – bierze górę chwilami i wówczas czuję niezmierną potrzebę serdecznej, przyjaznej rozmowy, ujrzenia kogóś bratniego sobie duchem. I niech Pan zgadnie, co w owych chwilach przychodzi mi na myśl. Oto – obietnica czyjaś!… wyraźnie mówiąc, obietnica, jaką Pan mi uczynił, odwiedzenia mię w tym moim smutnym i cichym zakątku. Chciej ją Pan spełnić – wszak droga niedługa, kolej żelazna szybko biegnie, a od jej ostatniej stacji do mnie już tylko 3½ godzin podróży. Oprócz mnie zobaczy Pan jeszcze nasz Niemen litewski, nasze pola i drogi szerokie, obecnie śniegiem usłane – chciałabym jeszcze ukazać w perspektywie Grodno, lecz wolę zamilczeć, bo sama nie mogę znieść tej mieściny. A przyjazd Pana nie tylko samą serdeczną sprawiłby mi przyjemność, ale i korzyść wielką, bo w wielu względach tak materialnych, jak umysłowych moich spraw wezwałabym Jego rozumnej rady. Jest Pan człowiekiem, w którym pokładam najzupełniejszą, nieograniczoną ufność i wiarę.Powieść moję piszę ciągle – nie wiem, o ile ona odpowie warunkom doskonałości – ale wiem, że będzie niezmiernie naturalną i prawdopodobną, bo wszystkie prawie jej postacie szkicuję z natury. Jestem nawet pewną, że jeśli wydrukowaną zostanie, ściągnie na mnie oburzenie pewnych osobistości odwiedzających niegdyś Druzgieniki, a znajomych mi dobrze, bom nakreśliła ich postacie en bloc, ze zmianą tylko nazwiska. Niech też Pan zechce mi napisać, jak długą będzie powieść rozpoczęta obecnie w felietonie Gazety – może bym też ja mogła wygotować moję na porę, gdy się ona skończy – naturalnie, jeśli Pan uzna ją godną pojawienia się w Jego piśmie.
Przesełając przyjazne ukłony całej rodzinie Pana, serdecznie ściskam Jego rękę i niecierpliwie czekam chwili, którą będę mogła spędzić na zawsze mi nieskończenie miłej z Nim rozmowie.
Eliza Orzeszko
Jeżeli przyjdzie do tej pożądanej dla mnie podróży Pana do Grodna, niech Pan o niej nie zawiadamia p. Nahorskiego, bo w czasie ostatniej mojej w Grodnie bytności pogniewałam się z tym Panem na serio i bodaj przestaniemy się całkiem widywać, nie wypada mi więc wzewać od niego żadnego rodzaju przysługi. Ale niech Pan zajedzie do hotelu Romera: tam jest maître d'hôtel, dawny i poczciwy mój sługa, któremu polecę ułatwienie najrychlejsze pasportowych spraw Pana. À propos pasportu – niech go Pan bierze z Warszawy nie tylko do Grodna, ale i do powiatu grodz z wyraźnym wymienieniem Milkowszczyzny. – U nas tu ciaśniej niż w szczypcach.
W przyłączonej kartce napisałam cenę Milkow: 40 000; oddałabym ją przecież za 30 000 zawsze, oprócz wykupu sumy. Rzeczywista jej wartość, nie uwzględniając czasu i okoliczności, jest 50 000.
22 marca
Nieskończenie przykro mi jest, żem Szanownemu Panu sprawiła kłopot moim telegrafowaniem. Znając mię jednak dobrze zechce mi Pan to przebaczyć. Jestem, jak mówi przysłowie, w gorącej wodzie kąpana: nie umiem nic robić i nic czuć w połowie, toteż i przyjaźń moja dla Pana jest tak zupełną a serdeczną, że niepokój o Niego był mi niezmiernie przykrym, tym bardziej iż miał pewne zasady bytu w tym, że Pan stąd wyjeżdżał trochę cierpiący. – List Pana sobotni, za który nieskończenie wdzięczna Mu jestem, przeleżał w Grodnie parę zbytecznych dni. Istotnie fatalnie administrowane są nasze prowincje: w każdym najmniejszym szczególe widać, że domowym naszym zarządem włada nie matka, ale macocha.
Za wiadomości przesłane mi z Journal d Débats i etc. ślicznie Panu dziękuję. Są one miłe, choć nic nie przynoszą stanowczego. A właśnie, jeśli gdziekolwiek, to tu radykalizm tylko mógłby być zbawieniem. Wszelkie deklamacje są próżnym dźwiękiem, które nam egzystencji łatwiejszą nie uczynią. – Dziś otrzymałam odpowiedź od Baranowa na prośbę, jaką podawałam do niego razem z wielu innymi, o zmniejszenie kontrybucyjnej sumy. Odmawia najzupełniej dodając, że nie tylko na teraz, ale i na wszystkie przyszłe kontrybucje. Więc będzie ich jeszcze nieokreślona liczba. Bel espoir!
Co do mnie jestem zrezygnowana na te wszystkie materialne złe przygody – są rzeczy, które całkiem inaczej bolą niż strata części majątku, a jednak w tym biednym życiu przenosić je musimy.
Widziałam wczoraj Pierwszy dzień wiosny w Warszawie (w Tygodniku) i zaprawdę nie zaźdroszczę go państwu! Szanowny pan Kostrzewski dziwnie plastycznie umie uśmieszniać wszystkie przygody ludzkie; sądzę, że gdyby u nas pole dla karykatury było tak szerokie, jak za granicą, gdzie ministrowie i ciała dyplomatyczne pozują przed rozśmieszycielami publiczności – Kostrzewski mógłby dojść pewnego stopnia znakomitości w swoim rodzaju. Pierwszy dzień wiosny jest wyborny – można by go posłać na pokaz do Nicei, gdzie teraz kamelie pod otwartym niebem kwitną.
Jedna bieda nigdy nie chodzi po świecie – mówi przysłowie – a zawsze ich wiele razem; tak i ze mną: natura, ludzie, okoliczności – wszystko męczące, a do tego jeszcze… złe poczty! voilà l'essentiel dla każdego, kto ma tak miłą korespondencją, jak ja z Panem.
Żegnam już Pana tą razą, bo posłaniec czeka, a mam jeszcze parę listów do napisania. Oczekuję od Pana pisma z wielką niecierpliwością:
jest mi ono na mojej pustelni dźwiękiem z miłej strony i od człowieka, dla którego mam najwyższy szacunek i najgorętszą przyjaźń.
Eliza
Rodzinie Pana przyjazne ukłony zaséłam.
Depeszę myślałam sama przesłać wprost do mieszkania Pana, ale w tym rzecz, że zapomniałam numeru – dlatego też i list ten do redakcji idzie.
12(24) kwietnia
Przyjechałam dziś do Grodna z nadzieją znalezienia tu listu Pana, bo wczorajsza poczta nie przywiozła mi go do Milkowszczyzny. Sprawdziło się na mnie tą razą niemiłe przysłowie, że nadzieja jest matką itd. Wprawdzie zarozumiałość to wielka z mojej strony spodziewać się, iż przy tylu rozlicznych i ważnych zajęciach Pan często o mnie pamiętać może. Posłuży tu na wytłumaczenie moje drugie znowu przysłowie: Każdy wedle siebie sądzi – i zresztą do zarozumiałości tej upoważnił mię Pan przyjaźnią, jakiej od Niego tylokrotne a nieocenione miałam dowody.
Ciągły niepokój o zdrowie Pana mię dręczy; chciałabym mieć jakie magiczne słowo, którym bym zakląć Pana mogła o najtroskliwsze szanowanie tego zdrowia, tak bardzo użytecznego ogółowi, a drogiego wszystkim, którzy mieli jak ja szczęśliwą sposobność bliskiego poznania Pana. Wdzięczną nad wyraz będę Panu za uwiadomienie mię choćby kilku słowami, ale jak najprędzej, czy też kuracja Panu pomaga i jak się Pan ma teraz? Ledwie w sobotę, tj. 15-go kw st st, i to w wieczór, wyjadę do mamy i przez te kilka dni niecierpliwie wyglądać będę wieści o Panu. Z Rumlówka wrócę we środę, tj. za tydzień, potem parę dni mam zamiar przepędzić u mojej kuzynki na wsi – a potem… potem… w naszą Przewodną Niedzielę mam chęć i nadzieję powitania Warszawy. Chybaby mi coś nadzwyczajnego przeszkodzić mogło w dokonaniu tej postanowionej i upragnionej dla mnie wycieczki.
Jeżeli się nie mylę, w jednym z ostatnich moich listów chwaliłam się przed Panem z moim niczym nie wzruszonym zdrowiem. Dzień dzisiejszy przechwałkom tym dał zaprzeczenie. Wyjechałam z domu niezupełnie już zdrowa, w drodze było mi zimno i w tej chwili czuję się tak niedobrze, iż nie podobna mi jest nawet dłużej pisać. Chciałam dziś odpowiedzieć na ostatni miły listek Anielki, ale ani myśl, ani ręka w fizycznym będąc rozstroju mi nie służy. Niech więc Pan kochaną Anielkę serdecznie po – zdrowi ode mnie, a sam przyjmie wyraz gorącej przyjaźni i nie zapomina donieść mi cokolwiek o sobie.
Eliza Orzeszko
Sobota, Grodno