Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Emerycka Szajka powraca - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
19 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Emerycka Szajka powraca - ebook

Każdy może zmieniać świat. Niezależnie od wieku.

Emerycka Szajka – trochę starsza i mniej ruchliwa wersja Robin Hooda – powraca!

Jest grudzień, pewien pochmurny dzień, kiedy Märtha mija sztokholmski dom aukcyjny, w którym ma się odbyć licytacja biżuterii wartej siedemdziesiąt milionów koron. Dla Emeryckiej Szajki to nie lada gratka! Po napadzie policja zaczyna jednak coś podejrzewać, dlatego seniorzy muszą pomyśleć o kryjówce – nie mają przecież czasu na siedzenie za kratkami! I tak uciekają na wieś.

Ale życie w małej miejscowości Hemmavid okazuje się dalekie od oczekiwań. Stacja benzynowa zlikwidowana, sklep spożywczy zamknięty, nie ma nawet zasięgu! Paczka rabusiów nie zamierza jednak siedzieć z założonymi rękami – zamierza tchnąć w to miejsce nowe życie. Seniorzy próbują zaktywizować nielicznych pozostałych w Hemmavid mieszkańców, na wszelkie sposoby przyciągnąć turystów, uratować szkołę… Problem w tym, że całą tę działalność trzeba jakoś sfinansować…

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8230-300-1
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

To było całkiem zwyczajne popołudnie. A może jednak nie…

Märtha Anderson skręciła w Nybrogatan i głęboko zaczerpnęła powietrza. W domu aukcyjnym w Sztokholmie szykowano się do corocznej aukcji tradycyjnej w kategorii Klasyka, na której miała zostać zlicytowana biżuteria warta siedemdziesiąt milionów koron. Takie pieniądze wystarczyłyby na obdarowanie wielu ubogich emerytów. Märtha się rozejrzała. Przenikliwie wiało i dygotała z zimna. Mijały ją wystrojone starsze panie z pieskami na smyczy i mężczyźni w kapeluszach, a także pędzący przed siebie z obłędem w oczach młodzi ludzie ze słuchawkami bezprzewodowymi w uszach i komórkami w ręku. Märtha poprawiła perukę i dyskretnie skinęła głową, dając tym samym znak swoim przyjaciołom. Nadeszła pora, by ruszyć do akcji.

Nikt nie zwrócił uwagi na pięcioro emerytów, którzy powoli i dostojnie zbliżali się do słynnego domu aukcyjnego. Trzy starsze panie w wytwornych futrach i dwaj równie dojrzali panowie w eleganckich płaszczach z wielbłądziej wełny podeszli do okien i zajrzeli do środka. Zobaczyli kilku pracujących pełną parą robotników oraz pracowników domu aukcyjnego biegających pomiędzy salami wystawowymi. Personel uwijał się jak w ukropie, układając w gablotach różne przedmioty i wieszając obrazy.

Przed aukcją zwykle panowało spore zamieszanie, co Märcie bardzo odpowiadało. Na głowie miała kapelusz przypięty wsuwkami i tak jak jej przyjaciele była przebrana. Geniusza ledwo dało się rozpoznać, bo włożył obszerny płaszcz z dużymi kieszeniami, kryjącymi torebkę gipsu, dwa woreczki foliowe i termos wypełniony wodą. Lekko utykał, ponieważ gips na jego nodze sięgał aż do biodra – na samej górze miał tam dużą ilość wolnego miejsca. Bo gdzie indziej schowałby wiertarkę? Z kolei Märtha trzymała swoją zagipsowaną rękę na temblaku. Członkowie Emeryckiej Szajki przeszli na drugą stronę ulicy, skąd mieli dobry widok na drzwi wejściowe. Teraz pozostało im tylko czekać.

Dyskretnie zerkali na wejście, przed którym już po chwili zatrzymał się samochód domu aukcyjnego i wysiadł z niego kierowca. Kiedy otworzył tylne drzwi i wyjął dwa pudła, Märtha dała przyjaciołom znak, na który czekali.

– Okej, pora na nas! – ponagliła ich.

Geniusz wyjął torebkę gipsu, odkręcił termos i wsypał biały proszek do wody. Wstrząsnął termosem i przelał mieszankę gipsową do dwóch foliowych woreczków. Jeden wzięła Märtha i umieściła w swoim gipsie, a drugi zabrał Geniusz i wsadził w swój gips. Zaczęli odliczanie. Mieli tylko jakieś pięć do dziesięciu minut, zanim gips stężeje. Märtha zerknęła w kierunku drzwi i uśmiechnęła się pod nosem. Zgodnie z przewidywaniami kierowca je otworzył, żeby wnieść pudła do środka, więc gdy się odwrócił do nich plecami, członkowie Emeryckiej Szajki przeszli na drugą stronę ulicy. Märtha i Geniusz wślizgnęli się do budynku, podczas gdy reszta grupy została na czatach na chodniku przy wejściu.

Märtha i Geniusz natychmiast ruszyli do sali, w której stała gablota z rosyjskimi kolczykami. W sąsiednim pomieszczeniu robotnicy wiercili w ścianie otwory pod kable i halogeny nad gablotą jeszcze nie zostały zainstalowane – ale to nie był problem. Słynne niebiesko-różowe diamentowe kolczyki już leżały na czarnym aksamicie, przygotowane na weekendową aukcję. Märtha szturchnęła Geniusza w bok.

– Teraz!

– A co tam, jedna dziura w tę czy w tamtą – wymamrotał pod nosem Geniusz, wyjmując wiertarkę z gipsu przy biodrze tak szybko, jakby to był pistolet.

Robotnicy go zagłuszali, a Märtha zasłaniała, więc mógł spokojnie wywiercić dziurę w gablocie. Po skończonej pracy wyjął wtyczkę z gniazdka i się odsunął.

Märtha błyskawicznie włożyła palce do gabloty, chwyciła kolczyki i ostrożnie wyjęła je przez dziurę, po czym wsunęła je do swojej zagipsowanej ręki, gdzie znajdował się woreczek z płynną zaprawą gipsową. Przekłuła go ostrą wsuwką i biała masa wypłynęła, zalewając kolczyki. Równocześnie Geniusz zakleił dziurę w gablocie ciemnobrązowym proszkiem i umieścił wiertarkę przy swoim biodrze. Następnie zrobił otwór w swoim woreczku foliowym i płynną zaprawą powoli oblał wiertarkę i całkiem ją zakrył. Geniusz i Märtha spojrzeli na siebie. Wiedzieli, że gips zwiąże za kilka minut i nikt nie powinien niczego znaleźć.

– Stop! Tutaj nie wolno wchodzić! – rozległ się za nimi surowy głos.

Märtha szybko się odwróciła. Kobieta w białym kitlu z irytacją wymachiwała rękoma.

– A to dopiero – rzuciła Märtha i posłała jej swój najbardziej przymilny uśmiech, równocześnie wysupłując z kieszeni jesienny program domu aukcyjnego. Przeczytała na głos: – „Aukcja tradycyjna rozpoczyna się w sobotę trzeciego grudnia”.

– Zgadza się, ale dzisiaj jest piątek, więc bardzo proszę… – Kobieta ręką pokazała im wyjście.

– Och, przepraszamy! Że też zawsze musimy pomylić dni! Nie wiedzieliśmy, że tutaj nie wolno wchodzić. Ale nie ma sprawy, przyjdziemy jutro – z pokorą w głosie powiedziała Märtha, wzięła Geniusza pod ramię i ruszyła w kierunku drzwi.

W chwili gdy wychodzili na chodnik, rozległo się wycie syren policyjnych i tuż przed nimi z piskiem opon zahamował radiowóz. Wyskoczyło z niego dwóch policjantów w kaskach ochronnych i z pałkami.

– Niech to szlag, pewnie mają cichy alarm… – wymamrotał Geniusz i poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła.

Märtha zobaczyła, że się przestraszył, i ścisnęła jego rękę.

– Lepiej zapobiegać, niż leczyć. Damy radę – oświadczyła i z uśmiechem podeszła do policjantów w mundurach.

– Właśnie wyszliśmy z domu aukcyjnego, więc może chcą mnie panowie przeszukać, zanim sobie pójdziemy? – spytała Märtha i zamachała zagipsowaną ręką, z uśmiechem rozchyliła futro z norek i pokazała torebkę nerkę. W tym samym czasie Geniusz uniósł ręce nad głowę, jakby mu grożono spluwą. Ale funkcjonariusz tylko lekceważąco machnął ręką.

– Proszę się przesunąć! Musimy wejść do środka. Alarm się włączył!

W pięciopokojowym mieszkaniu Emeryckiej Szajki w sztokholmskiej dzielnicy Kungsholmen panował radosny nastrój, gdy jej rozchichotani członkowie pozbywali się gipsu Märthy i Geniusza. Najpierw każde z nich podpisało się na nim innym kolorem, narysowało emotikonkę, serduszko lub coś innego. I podczas gdy Grabi, osiemdziesięciodwuletni dżentelmen, rozbijał młotkiem gips, pozostali bili brawo i śpiewali na głosy Sto lat, sto lat. Potem przerzucili się na Złamałeś mi serce – lecz słowo „serce” zamienili na „gips”. Kiedy oni śpiewali i klaskali, Grabi uderzał w gips, dopóki diamenty nie wypadły na podłogę. Wtedy piosenka nagle się urwała i wszyscy rzucili się, by obejrzeć drogocenny łup.

– Och! – wyrwało się z ust doświadczonych przestępców, bo czegoś tak pięknego jeszcze nie widzieli.

Diamenty przepięknie mieniły się w świetle lampy, iskrzyły niczym fajerwerki.

– I pomyśleć, że te kolczyki trafiły do Szwecji. W Nowym Jorku zostałyby sprzedane za co najmniej osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt milionów – stwierdziła Anna-Greta, ich księgowa. – Najlepiej je tam sprzedajmy.

– Jasne, ale najpierw musimy je ukryć – zasugerowała Märtha, pełna wigoru szefowa Emeryckiej Szajki, i przejechała palcem po unikatowych kamieniach szlachetnych. – Co o tym sądzisz, Stino?

Siedemdziesięciosiedmioletnia Stina była humanistką, a do tego miała zdolności artystyczne. Malowała piękne akwarele. Tworzyła też obrazy olejne i od czasu do czasu próbowała sił w rzeźbie. Zostawiła pozostałych i poszła do garderoby po swoje najnowsze dzieło, rzeźbę przedstawiającą Dawida i Wenus stojących razem na piedestale. Dawid był kopią słynnej pracy Michała Anioła przechowywanej w muzeum we Florencji, a Wenus repliką znanej na całym świecie Wenus z Willendorfu z okresu paleolitu, znalezionej w Austrii.

– Oto nasza skrytka – powiedziała zadowolona z siebie Stina. – Gdzie schowamy kolczyki?

– We włosach Dawida – zaproponowała Anna-Greta. – Albo lepiej nie – powiedziała z chytrą miną. – Może ukryjmy je w tych włosach niżej. Tam raczej nikt nie zajrzy.

– Ależ, Anno-Greto, wstydź się! – zaprotestowała z przerażoną miną Stina pochodząca z religijnego Jönköping.

– Moglibyśmy przewiercić cokół od dołu, włożyć tam kolczyki i zakleić dziurę gipsem – wyszła z propozycją Märtha.

– Zbyt banalne. Wenus to bogini płodności, prawda? Ja się tym zajmę – powiedział Grabi i ponieważ w samej kradzieży odegrał drugorzędną rolę, to Märtha pozwoliła mu teraz działać.

Pożyczył wiertarkę Geniusza i wywiercił dwie dziury w gipsowej rzeźbie Stiny, dorobił trochę nowego gipsu i włożył po jednym kolczyku do każdej z piersi. Tym samym Wenus Stiny była już nie tylko krągłą boginią płodności, ale miała też drogocenny biust.

Kiedy Grabi zagipsował otwory, wznieśli toast szampanem i stwierdzili, że pora się położyć. Tym samym napad rabunkowy Emeryckiej Szajki został zakończony, a łup ukryty. Teraz wystarczyło tylko nie dać się złapać policji.1

Padał śnieg i szalała zamieć, droga przed nimi znowu przestawała być widoczna. Niech to szlag! – pomyślała Märtha. Nie możemy teraz wylądować w rowie. Dlaczego nie kursuje pług? Ledwo da się jechać. Zwolniła i niemal przycisnęła nos do przedniej szyby. Opustoszałe gospodarstwa, zawalone stodoły i las. Niebawem powinni dotrzeć na miejsce. Kupiony przez nich drewniany piętrowy dom ze szprosami w oknach, werandą, warsztatem i trzema budynkami gospodarczymi miał się znajdować przy głównej wiejskiej drodze. To był jeden z tych wspaniałych budynków, które można znaleźć tylko na wsi. I najlepsze: kiedyś mieścił się w nim bank, co grupie emerytowanych rabusiów napadających na banki bardzo przypadło do gustu. Märtha już wymyśliła dla niego nazwę. Skarbiec.

Dom z działką kupili za pieniądze, które w Sztokholmie nie wystarczyłyby nawet na kawalerkę. Ale nigdzie nie było tak pięknie i spokojnie jak na wsi. Ludzie powariowali. Dlaczego przeprowadzają się do dużych miast?

– Czy naprawdę jesteśmy tutaj bezpieczni? A co, jeśli namierzy nas policja? – Z tylnego siedzenia odezwała się wystraszona Stina. Była najbardziej strachliwa z całego towarzystwa, a ponieważ kiedyś marzyła o tym, by zostać bibliotekarką, to dużo czytała – niestety głównie kryminały, które tylko potęgowały jej lęki.

Stina przetarła zaparowaną boczną szybę i wyjrzała przez okno. Dookoła wszędzie las – pomyślała. Co ja tutaj robię, pośród tych wszystkich drzew? Jestem tu tylko dlatego, że musimy się ukryć przed policją? Przecież chciałam kupować piękne ubrania, malować się i poczuć się atrakcyjna. Ale stroić się dla starych, sękatych sosen…

– Najdroższa Stino, na tym zadupiu nie ma glin. Policjanta można tu zobaczyć tylko w telewizji – pocieszył ją jej partner Grabi. – I nie martw się. Zdaje się, że w najbliższym czasie nic się nie zmieni.

– Dokładnie tak, nie ma się czym przejmować! – zgodziła się z nim Märtha.

– Ale policja nas szuka. I jeszcze chciałaś im się dać przeszukać. Dlaczego to zrobiłaś? – spytała Anna-Greta Märthę.

– Pomyślałam, że jeśli dobrowolnie dam się przeszukać, to nie potraktują mnie jak potencjalnej złodziejki, i tak też się stało – wymamrotała Märtha, zaciskając palce na kierownicy.

– Ale widzieli u ciebie tę torebkę nerkę!

– Daj spokój, w dzisiejszych czasach wiele eleganckich starszych pań z Östermalm takie nosi. Znowu stały się modne.

Anna-Greta odchrząknęła z niezadowoleniem, zła z powodu tego nagłego wyjazdu ze Sztokholmu, w którym było im tak dobrze. I co niby mieli teraz robić na tym odludziu? Niestety ktoś widział kilkoro emerytów i starszą panią z torebką nerką w pobliżu domu aukcyjnego i dlatego szukała ich policja. Nie mieli wyboru.

– Zaszyjemy się tutaj tylko na jakiś czas. Wszystko będzie dobrze – pocieszyła ją Märtha. – Stino, a jak tam rzeźba?

– Dawid i Wenus czują się dobrze. To chyba jedna z moich najlepszych prac.

– Okej, ale chodziło mi raczej o kolczyki…

– Są w bezpiecznym miejscu – powiedział Grabi.

W samochodzie rozległ się chichot i znowu zapanował spokój.

Märtha i jej przyjaciele musieli się na jakiś czas ukryć, ponieważ nie mieli czasu na siedzenie za kratkami. Skoro państwo nie umiało już zadbać o system opieki zdrowotnej, szkołę ani domy seniora, to musieli wziąć sprawy w swoje ręce, zabrać pieniądze bogatym i dać biednym. Poza tym widzieli wokół siebie mnóstwo ludzi, którzy uczciwie pracowali przez całe życie, a teraz dostawali głodowe emerytury. Emerycka Szajka nie mogła się temu przyglądać z założonymi rękami. W ostatnich latach w miarę swoich możliwości, jako trochę starsza i mniej ruchliwa wersja Robin Hooda, dokonywała napadów rabunkowych i przekazywała łupy potrzebującym. Jednak potrzeby rosły, a bierność była irytująca. Poza tym członkowie Emeryckiej Szajki musieli mieć jakieś sensowne zajęcie, żeby się przedwcześnie nie zestarzeć.

Märtha dużo na ten temat rozmyślała. Może da się czynić dobro na różne sposoby? Zwróciła uwagę na porzucone gospodarstwa i opuszczone wsie. Chyba można było coś z tym zrobić? W drodze do Hemmavid przyszedł jej do głowy pewien pomysł – chociaż nie miała jeszcze odwagi powiedzieć o nim pozostałym…

– To tutaj! – zawołała z ulgą, gdy w końcu zobaczyła tablicę Hemmavid.

Śnieżyca ustała i dzięki temu znak był widoczny. Märtha spojrzała na zegarek. Dochodziła siedemnasta. Świetnie, zdążymy zatankować i kupić coś do jedzenia – pomyślała. A potem zjeść pierwszy posiłek w nowym domu. Na wszelki wypadek nabyli dom z meblami. W tym wieku nie mieli już siły biegać po Ikei, a tym bardziej szukać śrubek i skręcać mebli tymi małymi kluczami imbusowymi. Nie, Märtha i jej przyjaciele dogadali się z poprzednim właścicielem, że kupią dom ze wszystkim.

– Tam jest stacja benzynowa! – Geniusz, który razem z Märthą dokonał napadu rabunkowego w domu aukcyjnym, wskazał palcem dystrybutory stojące kawałek dalej.

– Świetnie! – zawołała Stina, która dużo się nauczyła z tych wszystkich przeczytanych przez siebie kryminałów. – Przestępca zawsze musi mieć zatankowane auto.

– Bez przesady z tym tankowaniem – powiedziała zmęczona i głodna Anna-Greta. Chwilowo miała złamane serce i kompulsywnie się objadała. Jej związek z emerytowanym detektywem Ernstem Blombergiem się rozpadł i jeszcze nie doszła do siebie. Najpierw zataił przed nią, że jest prywatnym detektywem i byłym policjantem, potem roztrwonił część pieniędzy Emeryckiej Szajki i zniknął. Po prostu był oszustem. Anna-Greta czuła smutek i objadała się słodyczami. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy przytyła siedem kilogramów. – Kupimy coś dobrego, zrobimy pyszny obiad, a na deser będzie tort. Tam jest sklep – poinstruowała resztę i pokazała palcem wyblakły szyld majaczący obok stacji benzynowej. Burczało jej w brzuchu.

– Wspaniale! – zawołali pozostali i ponieważ od lunchu nic nie mieli w ustach, zaczęli wymieniać, co kupią, od hamburgerów i produktów na grilla po owoce morza i sałatki.

Rozmawiali tak głośno i z takim zaangażowaniem, że nawet Märtha zrobiła się głodna. Podjeżdżając pod stację benzynową Q8, wpadła w poślizg na błocie, ale udało jej się wyhamować. Kiedy wysiadła z auta, żeby zatankować, zobaczyła, że stacja jest zamknięta. Pomyślała, że może w pobliżu jest gdzieś dystrybutor samoobsługowy, i obeszła budynek, lecz nic nie znalazła. Stacja nie tyle była zamknięta, ile zlikwidowana! To musiało się stać całkiem niedawno, bo na tablicy wciąż wisiały ogłoszenia. Klnąc pod nosem, wróciła do pozostałych.

– Stacja zlikwidowana! Co robimy?

– Co za pech. Najpierw coś zjedzmy, zatankować możemy jutro – nalegała Anna-Greta tak głośno, że wszyscy aż podskoczyli. Zawsze mówiła zbyt głośno, gdy nie miała założonego aparatu słuchowego, a nie chciała używać go w samochodzie.

Sklep spożywczy znajdował się kawałek dalej, więc Märtha uruchomiła silnik i podjechała na parking przed nim. Podczas gdy pozostali w najlepsze rozprawiali na tylnym siedzeniu, ona otworzyła bagażnik i wyjęła wózek na zakupy. Wtedy sobie uświadomiła, że wokół jest cicho i pusto. Pod sklepem stały stary rower i volvo kombi zasypane śniegiem, ale nigdzie nie było żywego ducha. Kiedy podeszła bliżej, zobaczyła, że sklep jest zamknięty. Rany boskie! Co my teraz zrobimy? – pomyślała. Godziny otwarcia powinny być wypisane na drzwiach. Pochyliła się i odkryła kartkę z odręcznie napisanymi trzema zdaniami: Nasz sklep został zlikwidowany. Dziękujemy naszym klientom za to, że byli z nami. Malin i Lilian.

Märtha nacisnęła klamkę. Sklep zdecydowanie był zamknięty. Zamarła. Co ona najlepszego zrobiła? Przywiozła Emerycką Szajkę w miejsce, gdzie nie ma ani jedzenia, ani benzyny. Kilka lat temu tak nie było. Co się stało? Zatroskana wróciła do przyjaciół i wsiadła do samochodu.

– Sklep został zlikwidowany – poinformowała.

– Mówiłem, że powinniśmy skończyć z tymi napadami – wymamrotał pod nosem Geniusz. – Moglibyśmy wtedy zostać w Domu Seniora „Diament”.

– Ja też chciałem już skończyć z przestępczością. Mieliśmy kursy, wieczorki jazzowe i imprezy. Diament to najlepszy dom seniora w mieście, który w dodatku sami stworzyliśmy! A teraz wylądowaliśmy na tym pustkowiu – westchnął Grabi.

Rozległ się pomruk pełen zrozumienia. Pozostali też lubili swoje życie w Diamencie. Zmęczona Märtha miała wyrzuty sumienia. Wyczuwała, że przyjaciele nie do końca są po jej stronie.2

Po dojechaniu na miejsce, zaparkowaniu i zdjęciu wierzchnich okryć członkowie Emeryckiej Szajki szybko obejrzeli nowy dom, po czym usiedli w kuchni, by coś zjeść. Od sprzedawcy dowiedzieli się, że budynek jest z przełomu wieków i w latach pięćdziesiątych mieścił się w nim bank. Jego dyrektor miał na piętrze sypialnię, salon, jadalnię oraz gabinet, ale gdy kilka lat temu bank został zlikwidowany, pomieszczenia przerobiono na dwa duże mieszkania i jedno mniejsze. Parter, gdzie obsługiwano klientów banku, został przekształcony w kuchnię, bibliotekę oraz duży salon z kominkiem. Przyjaciele zrobili losowanie mające rozstrzygnąć o przydziale pokoi, potem umieścili w nich swoje walizki i doszli do wniosku, że miło będzie odpocząć przed posiłkiem.

Märtha miała nadzieję, że po obejrzeniu domu wszyscy poczują się lepiej, ale gdy po jakiejś godzinie Emerycka Szajka zasiadła do stołu, atmosfera była dość przygnębiająca. Ponieważ jeszcze w Sztokholmie Märtha zarządziła, że zrobią zakupy dopiero po przyjeździe do Hemmavid, to nie mieli zbyt wiele do jedzenia. Na szczęście zabrała szprotki w sosie pomidorowym w puszce, a Geniusz, który rano jadł owsiankę, wziął paczkę płatków. Zrobili owsiankę i na wierzch położyli po szprotce.

– Co za aromat. Wykwintne danie, nie ma co. – Anna-Greta przewróciła oczami.

– Tak, wspaniały posiłek. Z której pięciogwiazdkowej restauracji? – spytał Grabi, przyglądając się kleistej masie.

– Dajcie spokój, jutro pojedziemy do najbliższej miejscowości i zrobimy zapasy – obiecała Märtha.

– Dobrze, że zamrażarka i lodówka działają. Na pocieszenie mamy przynajmniej szampana – stwierdził Geniusz.

– Sztokholmczycy lądujący na wsi, bez wygód, kompletnie nie mogą się odnaleźć. My przynajmniej mamy co jeść – odezwała się Stina.

– Mieszkańcy wsi też średnio odnajdują się w dużym mieście – bąknął Geniusz. – Może zadzwoń do dzieci, żeby im powiedzieć, że już dojechaliśmy?

– Nie sądzę, żeby się martwiły, ale masz rację – powiedziała Stina.

Sięgnęła po komórkę i wybrała numer do ukochanego syna. W słuchawce nie było słychać sygnału łączenia, więc wstała i poszła na górę. Próbowała zadzwonić z balkonu, ale tam też nie było zasięgu. Zeszła na dół z poirytowaną miną.

– Chyba nie ma zasięgu. Jakim cudem?

– Mieszczuchy lądujące na prowincji są naprawdę zdezorientowane. Spróbuj rano – przekomarzał się z nią Grabi. – Kiedy żeglowałem po oceanach, nie korzystałem z telefonu przez wiele tygodni…

– Słuchajcie, praktycznymi rzeczami zajmiemy się jutro, teraz zasłużyliśmy na odrobinę szampana. Pokonaliśmy kawał drogi – oznajmiła Märtha i poszła do kuchni.

Wróciła z kieliszkami oraz szampanem i wręczyła tacę Grabiemu. W młodości pracował jako kelner na liniowcach pasażerskich i wciąż świetnie odnajdywał się w tej roli. Wziął od niej tacę, otworzył butelkę, nie rozlewając przy tym ani kropli, i napełnił kieliszki z profesjonalną elegancją.

– Na zdrowie i dziękuję za wspaniały dzień! – zawołała Märtha dziarsko.

– Wspaniały dzień? Przecież w tej dziurze nie ma nawet budy z grillem. Chyba nie sądzisz, że tu zamieszkamy? – wymamrotał Grabi, odstawiając tacę.

– Najważniejsze, żeby być zdrowym. A widzieliście, że zamknięta jest też przychodnia? – westchnęła Stina.

Wszyscy spojrzeli z wyrzutem na Märthę.

– Wolicie wylądować w więzieniu? – krzyknęła, po czym ściszyła głos i dodała: – No właśnie, ukryjemy się tutaj na jakiś czas i dobrze go wykorzystamy. Wasze zdrowie!

Wznieśli toast, lecz Märtha nie widziała w ich oczach entuzjazmu. Pewnie są zmęczeni – pomyślała. Jak tylko zrobimy zakupy, zainstalujemy się i zajmiemy czymś pożytecznym, wszystko się ułoży – pocieszała samą siebie. Tak nagle musieli wyruszyć w drogę. Dzień po napadzie rabunkowym w domu aukcyjnym w Sztokholmie policja opublikowała rysopis dwóch starszych osób, które odwiedziły wystawę. Oprócz robotników tylko one były w sali, gdzie znajdowały się kolczyki. W pobliżu domu aukcyjnego, na chodniku, kamery zarejestrowały troje emerytów i dlatego policja podejrzewała, że być może w całą sprawę jest zamieszana sławna Emerycka Szajka. A ponieważ Märtha i jej przyjaciele byli podejrzani nie tylko o kradzież diamentów, lecz jeszcze o parę innych rzeczy, musieli natychmiast się ulotnić. Märtha odstawiła kieliszek. Co ja najlepszego narobiłam? – pomyślała.

Kiedy reszta towarzystwa zaszyła się w swoich pokojach, Märtha poszła wziąć kąpiel. Bardzo spodobała jej się łazienka z dużą umywalką, lustrem w złotej ramie, niebiesko-białymi kafelkami na ścianach i staromodną wanną na lwich łapach. Napuściła wody i się w niej zanurzyła, mocząc przy tym delikatne siwe włosy.

Powoli rozluźniała się w ciepłej i przyjemnej pianie. W końcu mogła pobyć sama ze swoimi myślami i snuć plany na przyszłość. Ciepła woda błogo ją opływała, więc Märtha zamknęła oczy.

W Sztokholmie udało im się stworzyć Dom Seniora „Diament” z gimnastyką, kursami śpiewu chóralnego, garncarstwa i malowania akwarelami. Poza tym Stina zorganizowała klub książki, a Grabi prowadził wieczorki muzyczne, podczas których serwowano dobre jedzenie i tańczono do muzyki rockowej i jazzowej.

Prawdopodobnie dalej by to robili, gdyby nie to irytujące dochodzenie po napadzie na dom aukcyjny. Popełniła błąd… Ale siedemdziesiąt milionów! To mnóstwo pieniędzy! Będą mogli pomóc tylu ludziom! Märtha dmuchnęła na pianę i na jej brzuchu powstała puszysta biała chmurka. Pomyślała o figurce Wenus o pełnych kształtach sprzed dwudziestu pięciu tysięcy lat. Ona też miała fałdki na brzuchu, lecz w tamtych czasach wielbiono zaokrąglone, kobiece sylwetki. Dzisiaj podobały się na wpół zagłodzone ludzkie wieszaki w szpilkach, kościotrupy lansowane przez branżę modową! Rzeźba Stiny wyglądała inaczej i stanowiła świetną skrytkę. Schowane w niej kolczyki były bezpieczne, dopóki nie wystawią ich na sprzedaż. Emerycka Szajka niestety musiała poczekać, aż sytuacja się uspokoi, i znaleźć sobie do tego czasu jakieś zajęcie. Zaszycie się w małej miejscowości na totalnym odludziu na dłuższą metę oczywiście nie było dobrym rozwiązaniem, seniorzy musieli się czymś zająć. Tylko czym?

Kiedyś planowali stworzyć wzorcową wioskę, w której wszyscy byliby szczęśliwi. Może by tak pociągnąć ten temat? – pomyślała Märtha. Hemmavid już istniało… Wystarczyło tylko ożywić to miejsce. Märtha oczami wyobraźni zobaczyła, jak otwierają się sklep spożywczy, biblioteka, fryzjer, przychodnia zdrowia, apteka i inne instytucje, które dawniej tu były. I jak miejscowość znowu tętni życiem. Byłoby super!

Wcześniej skradzione miliony lokowali w Funduszu Moneta, z którego rozdzielali pieniądze potrzebującym. Ale musieli też inwestować w przyszłość, a to wymagało zmiany myślenia… A może by tak zainwestować w obszary słabo zaludnione? Märtha wyszła z wanny i wypuściła z niej wodę. Wytarła się i włożyła swój gruby, ciepły szlafrok. Nie ma rzeczy niemożliwych – pomyślała. Niektóre projekty są tylko trochę większe i bardziej czasochłonne.3

Następnego ranka po śniadaniu wyszli na dwór, żeby obejrzeć dom z zewnątrz i zobaczyć, gdzie tak naprawdę wylądowali. Sprawdzili wszystkie budynki i ku swojej radości odkryli, że dom jest w lepszym stanie, niż myśleli. Były w nim porządne, drewniane podłogi wykonane z solidnych, szerokich desek, stare okna z szybami z ręcznie dmuchanego szkła, piece kaflowe, drzwi z lustrami i kominek. Wszędzie pachniało drewnem i farbą na bazie oleju lnianego, a niebiesko-białe angielskie tapety sprawiały, że ich nowe lokum robiło wrażenie przytulnego.

– Spójrzcie – powiedziała Stina. – Naprawdę utrzymano charakter tego domu. A okna mają co najmniej sto lat.

Okna budynku wychodziły na wiejską drogę. Zachowały się schody, po których kiedyś stąpali klienci banku. Miały poręcz z kutego żelaza, a z jednego ze stopni oderwał się kawałek zaprawy murarskiej. Na tyłach domu, gdzie dominował duży żwirowy podjazd, stały dwa pomalowane na czerwono budynki gospodarcze, warsztat i garaż oraz duża oranżeria.

Przy budynku mieszkalnym rosły rabarbar, kilka krzaków porzeczek i kwiaty. Zrobimy z tego ładne miejsce – pomyślała Märtha.

Potem całe towarzystwo pojechało na zakupy do Skogsås. W supermarkecie kupili trzy dywany, zasłony, pościel oraz sprzęt do kuchni i zamówili nową, bardziej nowoczesną lodówkę oraz dużą mikrofalówkę. Następnie zrobili zakupy spożywcze i po sytym lunchu wsiedli do samochodu, by dotrzeć do najbliższego sklepu budowlanego. Ale dokładnie w chwili, gdy mieli ruszać, Märtha zauważyła w kiosku afisz z sensacyjnym nagłówkiem popołudniowego dziennika „Expressen”: Policja pracuje nad wyjaśnieniem sprawy kradzieży diamentów w Sztokholmie.

Poczuła ucisk w żołądku, wyłączyła silnik i poszła do kiosku po gazetę. Szybko wsunęła ją pod pachę, zapłaciła i wróciła do pozostałych. O kradzieży diamentów pisano na pierwszej stronie.

– Ciekawe, czy naprawdę mają coś nowego – wymamrotała pod nosem z podejrzliwością w głosie Märtha, rozłożyła gazetę i zaczęła czytać.

Policja wyjaśnia sprawę zuchwałego napadu rabunkowego na dom aukcyjny w Sztokholmie, podczas którego skradziono biżuterię wartą siedemdziesiąt milionów koron. Bardzo pomocne okazały się nagrania z monitoringu, policja zabezpieczyła też ślady pozostawione przez złodziei.

Cenna biżuteria zniknęła, gdy personel przygotowywał się do corocznej aukcji tradycyjnej w kategorii Klasyka. Kiedy rozpakowywano eksponaty i ustawiano gabloty, złodzieje wykorzystali chwilę nieuwagi personelu i ukradli parę unikatowych diamentowych kolczyków. Robotnicy pracujący w pobliżu nie zauważyli niczego podejrzanego, ale jedna z kobiet zatrudniona w domu aukcyjnym zwróciła uwagę na dwie starsze osoby w lokalu. Klejnoty były zabezpieczone alarmem, ale chociaż policja błyskawicznie pojawiła się na miejscu, to sprawców nie udało się złapać.

Jeden z policjantów zaobserwował grupkę emerytów stojącą przed domem aukcyjnym i starszą panią z torebką nerką. Teraz policyjni eksperci przejrzeli nagrania z monitoringu i znaleźli podobieństwa między tą kradzieżą a wcześniejszymi napadami rabunkowymi poszukiwanej Emeryckiej Szajki. Policja jest na jej tropie i sprawa niebawem zostanie wyjaśniona. Kolczyki należały do żony rosyjskiego oligarchy Jurija Iwankowa.

Głos Märthy znowu nieco zadrżał, gdy czytała ostatnie zdania, ale spojrzała w górę i nonszalancko pacnęła ręką w gazetę.

– Tak tylko piszą. Nic nowego. I nawet jeśli policja podejrzewa Emerycką Szajkę, to nas nie znajdzie. Nikt nie wie, gdzie jesteśmy.

– Poza tym przestałaś nosić torebkę nerkę – pocieszała się Stina. Śmiertelnie bała się tego, że znowu wyląduje w ciupie, więc Märtha obiecała jej, że będzie używać innej torebki, chociaż uważała ją za mało praktyczną, bo trzeba ją było nosić na ramieniu.

– Tutaj, na wsi, policja nie jest tak skuteczna i jeśli tylko na jakiś czas się ukryjemy, to wszystko będzie dobrze – dodała Märtha już pewniejszym głosem.

– Emerycka Szajka ma się ukrywać? Jak długo? – bąknął Grabi.

W drodze powrotnej ze Skogsås Geniusz kupił drewno i narzędzia do swojego nowego warsztatu, a Grabi narzędzia ogrodnicze, nasiona i rośliny do oranżerii, którą chciał reaktywować. W domu odetchnęli z ulgą, napili się herbaty ze sporą ilością nalewki z moroszek i zjedli po kilka bułeczek cynamonowych, ponieważ mimo wszystko mieli pietra. Dlaczego w gazecie napisano, że „Policja jest na jej tropie i sprawa niebawem zostanie wyjaśniona”?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: