- promocja
- W empik go
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Magia świąt - ebook
Emi i Tajny Klub Superdziewczyn. Magia świąt - ebook
Kiedy w grudniu ciągle nie ma śniegu, tylko czarodziejska różdżka profesora Kaganka może uratować magię świąt. Ale czy na pewno?
Przyjaciele z Tajnego Klubu Superdziewczyn, zainspirowani rodzinnymi tradycjami, postanawiają przygotować niezwykły kalendarz adwentowy. Przez dwadzieścia cztery dni będą realizować po jednej tajnej misji, która zmieni świat na lepsze. Kiedy w tajemniczych okolicznościach kalendarz zniknie, paczka zrobi wszystko, aby go odzyskać. Po zabawnych perypetiach Emi, Franek, Faustyna, Flora i Aniela przekonują się, że święta to znacznie więcej niż śnieg i wypasione prezenty!
Spędź gwiazdkę z Emi i Tajnym Klubem Superdziewczyn i poczuj prawdziwą magię świąt!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8318-305-3 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Hejka! To ja, Emi!
Mam nadzieję, że cieszycie się z naszego kolejnego spotkania! Ja stęskniłam się za Wami ogromnie!
Pewnie nie muszę się przedstawiać i zanudzać Was informacjami o sobie, bo już wszystko doskonale wiecie, ale jeśli jest tu ktoś, kto mnie jeszcze nie zna, napiszę kilka słów. Chociaż tak naprawdę nazywam się Stanisława Emilia Gacek, to wszyscy mówią do mnie Emi. Od pewnego czasu prowadzę wraz z przyjaciółmi tajną organizację tylko dla dziewczyn. Dzisiaj już nie mogę sobie wyobrazić życia bez naszej paczki. Założenie Tajnego Klubu Superdziewczyn było najlepszą decyzją wszech czasów!
Franek, jedyny chłopak w naszym gronie, który dołączył do nas po kilku miesiącach (wcześniej musiał zaliczyć megatrudny test, abyśmy były pewne, że się nadaje), jest jednak innego zdania. Według niego przełomowym momentem dla klubu było przyjęcie właśnie jego! Gdyby tylko Flora usłyszała te przechwałki, nie zostawiłaby na Franku suchej nitki.
Ja, jako szefowa naszej organizacji, przyznaję mu rację, ale tylko częściowo. Świetnie się dogadujemy z Frankiem, wspieramy się i realizujemy tajne misje. Ale nadal jesteśmy dziewczyńską organizacją. Nie planujemy też zaproszenia do paczki innych chłopaków ani nowych członków, chociaż wiemy, że kilka osób chciałoby do nas dołączyć. Moje przyjaciółki twierdzą, że Lucek, sąsiad z domu przy ulicy Na Bateryjce 2, od dawna robi podchody i chciałby być kimś więcej niż tylko przyjacielem klubu. Również pani Laura, mama Flo, już kilkakrotnie wspominała, że za zasługi dla naszej organizacji powinna otrzymać honorowe członkostwo. No i jest jeszcze Felek, który na pewno zapisałby się do klubu, gdyby tylko nadarzyła się okazja. Wyobrażacie sobie taki skład naszej paczki? To byłaby MEGAkatastrofa!
A jeśli chodzi o Felka, to ostatnia tajna misja kręciła się wokół niego i jego zwariowanej kotki Fiolki. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia Fiolka zniknęła. A ponieważ jakiś czas temu przestała być kotem podwórkowym i zamieszkała u Felka i Faustyny, zrobiło się dość nerwowo. Martwiliśmy się o nią, bo wiadomo, ile niebezpieczeństw czeka na kota na ulicach miasta. Zorganizowaliśmy więc specjalną akcję, aby odnaleźć Fiolkę. Do działań włączyło się kilkoro naszych przyjaciół, a także osoby, których dotąd nie znaliśmy. W ten sposób w nasze życie wkroczyła Inka Ciekaffska, która ma wiele pasji i interesuje się kocim behawioryzem. Nie zdradzę Wam, co dokładnie się wydarzyło, ale zapewniam, że było naprawdę ciekawie!¹
Zresztą ostatnio mieliśmy same interesujące przygody. Zaliczyliśmy kolejny etap w naszych podróżach dookoła świata i dotarliśmy do Szwecji, krainy Pippi Pończoszanki, czerwonych domków, łosi i bułeczek cynamonowych². I mogę Wam obiecać, że jeszcze nieraz wybierzemy się razem w odległe strony. Bo połknęliśmy bakcyla podróżowania i nie możemy usiedzieć w miejscu!
A tymczasem ściskam Was mocno, bo mam mnóstwo planów na zimowe wieczory! W końcu zbliżają się ŚWIĘTA!
Wasza EmiROZDZIAŁ 1. ŻYCIE, PASKUDNA POGODA I CAŁA RESZTA
Z nieba powoli spadały wielkie płatki śniegu. Wirowały i iskrzyły się w świetle lampek, które rozbłysły po zmierzchu. Po chwili całą okolicę pokrywał już śnieżnobiały puch. Przybywało go z minuty na minutę. Po kwadransie szczelnie okrył ostatnie fragmenty jesiennego krajobrazu. Nie było już śladu po złotych liściach, które jeszcze niedawno panoszyły się w parku i na ulicach. Jak okiem sięgnąć wszystko stało się białe.
Zaraz też zrobił się ruch na podwórku. Pojawili się, otuleni po uszy ciepłymi szalikami, śmiałkowie gotowi do bitwy na śnieżki. Fruuu! Poleciały pierwsze białe kule. Po chwili trwała już regularna bitwa. A śniegu nadal przybywało. Wydawało się, że zasypie wszystko wokół. Cały świat.
Westchnęłam.
Ech, to mogłoby być idealne zimowe popołudnie. Szkoda tylko, że to wszystko wydarzyło się w wirtualnym świecie mojej gry komputerowej… Chętnie przeniosłabym się tam, aby zobaczyć prawdziwą zimę. Tyle że to niemożliwe.
Pstryk! Wyłączyłam ekran. Zima zniknęła, a wraz z nią wszyscy walczący na śnieżki. I cały śnieg.
Dotąd rzadko spędzałam czas na graniu. Uważałam, że to nuda. Ale ostatnio wiele się zmieniło. Rodzice nie upierają się już, jak dawniej, abym unikała konsoli czy komputera.
Pewnego dnia tata ogłosił, że gry są w porządku.
– Czytałem ostatnio bardzo ciekawe opracowanie naukowe, z którego wynika, że gry stymulują rozwój osobisty – oświadczył. – Dzięki nim wzrasta aktywność poznawcza, a to wpływa na sukcesy w nauce.
Mama spojrzała na niego zaskoczona.
– A ja z kolei słyszałam o negatywnych aspektach – mruknęła. – Gracze tracą poczucie czasu. Stają się też zbyt pobudzeni emocjonalnie i psychoruchowo. A poza tym Emi i tak nieźle radzi sobie z nauką.
– Nie wiadomo, o ile lepiej by się uczyła, gdyby choć trochę pograła – oznajmił tata, a ja zrobiłam wielkie oczy.
„Co się z nim stało?”, pomyślałam. Zaczęłam się uważniej przysłuchiwać tej rozmowie, bo stawała się coraz bardziej interesująca.
– Nie zgadzam się z twoją oceną graczy – kontynuował tata. – Wszystko zależy od właściwego doboru gier i czasu spędzanego przed konsolą.
– Przypomnę ci o tym, kiedy znowu zarwiesz noc, grając – stwierdziła mama i wyszła z pokoju.
Niebawem wyjaśniło się, dlaczego w rozmowie rodziców pojawił się temat gier komputerowych. Późnym popołudniem do naszych drzwi w mieszkaniu na drugim piętrze przy ulicy Na Bateryjce 2 zapukał kurier. Miał ze sobą pokaźną paczkę zaadresowaną do taty.
– Pan Jakub Gacek? – zapytał donośnym głosem, a kiedy tata potwierdził, wręczył mu przesyłkę i rzucił porozumiewawczo: – Zazdroszczę! Jest pan prawdziwym szczęściarzem.
Przybili sobie żółwika, a tata przejął przesyłkę i dokładnie obejrzał ją ze wszystkich stron.
– Wszystko w porządku – ocenił z ulgą i uścisnął mężczyźnie dłoń.
– Życzę mnóstwa zabawy! – rzucił jeszcze na pożegnanie kurier.
Byłam bardzo ciekawa, co zawiera ta paczka. Co to znaczy, że tata będzie miał mnóstwo zabawy? I dlaczego ten pan mu zazdrości?
Tata jednak wcale nie kwapił się do otwarcia przesyłki. W końcu jednak, przyciśnięty do muru naszymi pytaniami, zdecydował się na pokazanie jej zawartości. W paczce była nowiutka… konsola do gier!
– Wow! – wykrzyknęłam na widok lśniącego nowością urządzenia.
Oglądaliśmy z zaciekawieniem ten nowy nabytek, a tata cieszył się jak dziecko.
– Czy to na pewno najlepsza inwestycja? – Mama się skrzywiła.
– Nie ulega wątpliwości! – oświadczył z przekonaniem tata. – Kupiłem ją za bardzo przyzwoitą kwotę, była naprawdę niesamowita promocja! Zgarnąłem ostatni egzemplarz!
Mama posłała mu wówczas przenikliwe spojrzenie i zauważyła:
– Przecież już mamy jedną konsolę…
Tata wcale się nie speszył.
– Tamta jest przestarzała i nie daje rady. Potrzebowaliśmy konsoli nowego typu. Mówię ci, Justynko, takie okazje zdarzają się bardzo rzadko! – zapewniał żarliwie. – Do tego w bonusie dorzucili kilka świetnych gier. Wybrałem takie, w które chętnie zagracie i ty, i Emi.
Mama jednak nadal była sceptyczna wobec nowego urządzenia w domu, aż pewnego dnia – ku jej zdumieniu – potrzebę jego posiadania uzasadnili nasi przyjaciele. Kiedy spotkaliśmy się wszyscy u nas w mieszkaniu, tata zademonstrował z dumą konsolę. Całkiem nieoczekiwanie – przynajmniej dla mnie i dla mamy – tata Franka potwierdził sens jej posiadania swoją profesorską powagą.
– Gry to przyszłość edukacji – oświadczył, czemu przyklasnął także pan Zwiędły. – Przekonuję studentów, aby próbowali swoich sił i grali. Dzięki temu mogą poprawić kreatywność i nauczyć się podejmowania decyzji.
Kolejny cios zadała mamie pani Laura.
– A ja, kochani, muszę się przyznać, że całkiem niedawno sama odkryłam zalety gier – wyznała. – I rozegrałam się! Nie macie pojęcia, jak bardzo mnie to odpręża.
Tata triumfował.
– To zupełnie jak ja! – wykrzyknął i zatarł ręce. – Nie ma to jak dobra sesja zaraz po pracy.
– Zdradzę wam, że zaangażowałam się nawet w nowy projekt – dodała pani Laura. – Zaproszono mnie do pracy nad kulinarną grą komputerową!
Mama pokręciła głową, zrezygnowana.
– Świat stoi na głowie, skoro gotowanie przenosi się na konsolę – westchnęła.
– To tylko rozrywka – tłumaczyła pani Zwiędły. – A do tego zachęca do gotowania! Może mieć pozytywny wpływ na dietę. Jestem zdania, Justysiu, że trzeba być otwartym na zmiany.
Gratulowaliśmy pani Zwiędły, a profesor obiecał, że gdy tylko gra będzie dostępna, zarekomenduje ją studentom. Potem wszyscy testowaliśmy gry, które tata dostał w prezencie wraz z zakupem konsoli.
No… prawie wszyscy. Mama wciąż siedziała nadąsana i nieprzekonana.
W taki oto sposób w naszym domu pojawiła się najnowsza konsola, dzięki której mogliśmy też odtwarzać muzykę i filmy na płytach. Banalne? Trochę tak. Ci dorośli! Najwyraźniej lubią nieco naginać zasady, kiedy idzie o ich przyjemności!
Tak więc dzisiaj, w pierwszy dzień grudnia, kiedy za oknem hulał wiatr, a z nieba nie przestawały lać się hektolitry wody, postanowiłam włączyć jedną z gier. Dzięki funkcji zmian pór roku przeniosłam się do innej rzeczywistości. Przez kilka kwadransów padał śnieg, ja i bohaterowie gry lepiliśmy bałwana i chyba nawet udało mi się poczuć magię zbliżających się świąt.
Gdy wyłączyłam ekran, ekspresowo wróciłam do rzeczywistości. Do świata, w którym nie było ani trochę wymarzonego śniegu i mrozu. Spodziewałam się, że wraz z nadejściem grudnia wszystko dookoła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pokryje się srebrnobiałym puchem. A wokół będzie unosiła się atmosfera nadchodzących świąt. Ale nic takiego się nie wydarzyło… Było ponuro i smutno.
Siedziałam skwaszona. Od dawna nie miałam tak okropnego humoru. Przecież można chyba oczekiwać, że w grudniu spadnie śnieg, prawda?! „Dobrze, że spotkamy się dzisiaj na tajnym zebraniu naszej paczki – pomyślałam. – Mamy sporo do zrobienia, bo będziemy obradować o tegorocznych świętach. Każdy przygotowuje pomysły na Gwiazdkę Tajnego Klubu Superdziewczyn. Może to mnie jakoś rozrusza”. Niestety, wiedziałam, że nastroje w całym Tajnym Klubie przypominają tę okropną pogodę.
Kiedy tak tkwiłam skręcona w precelek i rozmyślałam o życiu, paskudnej pogodzie, mojej paczce i całej reszcie, nagle przyszło mi do głowy, że powinniśmy pomyśleć o specjalnej świątecznej misji! Mieliśmy już święta w stylu eko³, teraz czas na coś jeszcze bardziej wyjątkowego. Muszę to wpisać na listę pomysłów na dzisiejsze zebranie.
Odszukałam w kryjówce w bazie, która mieści się pod stołem w moim pokoju, tajny dziennik i zrobiłam odpowiednią notatkę. Przyjrzałam się wcześniejszym zapiskom. Banalne! Moja lista propozycji była bardzo skromna. Dekoracje z materiałów z odzysku, udział w sąsiedzkim kiermaszu świątecznym – i to wszystko. Nie popisałam się.
„Nie warto przejmować się kiepską pogodą, muszę nastroić się na święta!”, pomyślałam. I wtedy przypomniałam sobie o przedświątecznej tradycji w naszym domu. Od pierwszego dnia grudnia rozpoczynaliśmy odtwarzanie naszych ulubionych nagrań. A oznaczało to, że zaczynał się przedświąteczny okres, pełen wspaniałych zapachów, uśmiechu, muzyki i magii! Czas, na który wszyscy czekaliśmy. Uznałam więc, że właśnie nadszedł dobry moment, aby włączyć świąteczne piosenki! Pogrzebałam w mojej aplikacji muzycznej i znalazłam zeszłoroczną playlistę, którą natychmiast odpaliłam. Cały pokój zalały dźwięki piosenek, które umilają rodzinie Gacków przygotowania do świąt.
I wtedy jak na komendę do pokoju wparowała mama. No dobra, może trochę przesadzam, bo tak właściwie to wsunęła tylko nos za drzwi.
– O! Cześć! – przywitałam ją radośnie. – Właśnie do mnie dotarło, że dzisiaj jest pierwszy dzień grudnia! Dzień, w którym zawsze startujemy ze świąteczną playlistą.
Szybko puściłam najzabawniejszą piosenkę z całej listy – o reniferze, którego czerwony nos rozświetla drogę zaprzęgowi Świętego Mikołaja. Podrygiwałam w rytm tego skocznego utworu, ale mamie nie udzielił się mój nastrój. Mruknęła coś niewyraźnie, jakby wcale nie usłyszała, że zainaugurowałam przygotowania do świąt! Kiedy przyjrzałam się jej uważnie, poczułam zmartwienie.
Wyglądała jak siedem nieszczęść. Miała bardzo zbolałą minę, a jej nos przypominał wielkiego, czerwonego buraka. Zauważyłam, że włożyła najcieplejszy wełniany sweter, a w ręce trzyma kubek.
– Chyba coś mnie bierze. Przemokłam okropnie, kiedy wracałam z pracy – jęknęła, pociągając nosem. – Już wypiłam malinową herbatę z cytryną i imbirem. Tobie też proponuję się rozgrzać.
Wyciągnęła w moim kierunku parujący kubek. Zapach słodkich malin i ostrego imbiru skojarzył mi się ze świętami. Upiłam łyczek i od razu zrobiło mi się lepiej.
– Czy to zimowy napój według receptury profesora Kaganka⁴? – zapytałam.
– To specjalna zimowa herbata, parzona zgodnie z przepisem twojej babci. Kiedy na dworze była plucha i łatwo było się przeziębić, babcia serwowała nam właśnie taki napar – wyjaśniła mama. – Przepis dostała od swojej mamy, twojej prababci z Żabiego Rogu⁵. Uwielbiałam spędzać tam święta. – Mama się zamyśliła. – Wtedy zimy były naprawdę białe – dodała z westchnieniem.
– Chciałabym, żeby wreszcie spadł śnieg – jęknęłam.
– Ja też, Emisiu – przyznała mama. – Mam już po dziurki w nosie tej pogody pod psem. Jak tak dalej pójdzie, wszyscy będziemy mieć naprawdę przekichane święta – dodała i… kichnęła.
Westchnęłam.
– Ale miałaś fajnie – powiedziałam z zazdrością. – Chętnie kiedyś posłucham, jak wyglądały święta, gdy byłaś dzieckiem.
– A ja chętnie ci opowiem. Ale teraz chyba pójdę już do łóżka. – Znów kichnęła.
– Jasne! – zgodziłam się i zaproponowałam: – Na dzisiejsze spotkanie Tajnego Klubu Superdziewczyn może mnie podrzucić mama Faustyny. A tobie proponuję ciepłą kąpiel i ten napar z rokitnika⁶, którym mnie faszerujesz od kilku tygodni.
– Szkoda, że mnie nie będzie – westchnęła mama. – Profesor i Franek wracają z delegacji! Chętnie bym się z nimi spotkała. Ale dziś nie byłoby ze mnie żadnego pożytku. Baw się dobrze, a ja spróbuję się podkurować. – Głośno wydmuchała nos.
Zrobiło mi się jej żal.
– Naprawdę mi przykro, że zostaniesz tu sama – powiedziałam. – Może obejrzysz jakiś film? To poprawia nastrój! Może tę komedię, w której rodzina zapomina zabrać syna na świąteczny wyjazd, a on broni domu przed złodziejami?
– Kevin sam w domu? – zapytała mama. – No nie! Ten film zawsze oglądamy razem. Rezerwuję czas na wspólny seans podczas świąt.
Wtedy przypomniałam sobie, że w plecaku, który przygotowałam na wyjście, mam świąteczny poradnik pt. Wszystko, co musisz wiedzieć, aby zorganizować najbardziej klimatyczne święta.
– Może to cię rozweseli? – Pokazałam mamie książkę. – Przygotowałam ją do lektury z naszą paczką, ale możemy to odłożyć. Będziemy dzisiaj ustalać nasz gwiazdkowy plan. Liczę, że pojawi się mnóstwo pomysłów. Chociaż moja lista jest tym razem nadzwyczaj mizerna – poskarżyłam się. – Mam kryzys twórczy.
Mama zaczęła przeglądać książkę. Co chwilę zatrzymywała się na wybranej stronie, unosiła brwi i robiła zdziwioną minę.
– A wiesz, Emi, że w Nowym Jorku przez cały rok działają świąteczne sklepy? – oznajmiła. – Zawsze można kupić tam bombki i inne dekoracje. Cóż za szalony pomysł! Popatrz! Tutaj mam zdjęcie jednej witryny! – Pokazała.
Rzeczywiście! Na zdjęciu zobaczyłam szyld z napisem „its olłejs krismas in niu jork”⁷, a pod nim turystów w szortach. Zachichotałam.
– Może powinnam się tam wybrać, aby poszukać inspiracji!
– Spróbuję ci pomóc! – stwierdziła mama. – Nie jestem dziś w najlepszej formie, ale co dwie głowy, to nie jedna. Z pewnością możecie stworzyć własną świąteczną playlistę – zaproponowała po chwili. – Po jednym utworze na każdy z dwudziestu czterech dni do świąt.