- W empik go
Emigracya polska: 1860-1890 - ebook
Emigracya polska: 1860-1890 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 307 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzieje emigracyi przeplatają to upragnione przez nią przewroty europejskie, to ciężkie zawody. Co kilka lat wypadki zdają się otwierać jej wrota ojczyzny. Wychodźcy chwytają pospiesznie za kij pielgrzymi i ze szczytu najpiękniejszych nadziei spadają znów w otchłań najsroższej niedoli. Po każdej próbie wyjścia z ziemi wygnania, emigracya wraca do dawnych prac zapewniających byt na obczyźnie, do rozwijania instytucyi przez nią założonych i do dawnych rokowań politycznych. W przeddzień wypadków, stronnictwa próbują postępować zgodnie, w ciągu działania ścierają się gwałtownie, po każdej przegranej znów zabierają się do wspólnych robót. Bywają peryody takiego ucisku, że wszystkim opadają ręce; przy najmniejszym objawie zwrotu ku lepszemu ożywiają się nadzieje ogółu.
Rok 1860 należał do lat błogich przeczuć. Upokorzona Rosya traktatem paryskim musiała zrobić Polsce pewne ulgi, z których kraj korzystał. Objawy przebudzenia się kraju przyspieszały puls emigracyjnego życia.
Emigranci długo uważali za cel swój główny wynalezienie najdoskonalszej formy rządu dla przyszłej Polski. Jedni upatrywali zbawienie w powierzeniu losów ojczyzny wybranej na wygnaniu dynastyi, drudzy w ogłoszeniu zasad demokratycznych, mających jedynie moc wskrzeszenia Polski. Partye emigracyjne nie odstępowały od raz wytkniętych sobie dróg, a że żadna nie doprowadziła ich do celu, dawała się z czasem czuć mniejsza zaciekłość pomiędzy niemi.
Poza szermierzami walk o formy polityczne, odłam emigracyi znużony czczością podobnych sporów, wziął się do udoskonalenia jednostek. Wynikł stąd zwrot i do katolicyzmu i do mistycyzmu. Jeżeli próby te przyniosły nie małe moralne korzyści jednostkom, to nie dokonały spodziewanego cudu i nie porwały za sobą większości emigracyi.
Tymczasem w 1860 r. główni przywódzcy emigracyi albo znikli albo stoją nad grobem. Trzej wieszcze nie pozostawili następców swej miary, wychodźtwo posiada tylko utalentowanych zamiast genialnych poetów. Książe Adam Czartoryski, Joachim Lelewel, są już na schyłku dni swoich. Skrzynecki umiera na samym początku tego roku. Henryk Dembiński nie chwyci już za miecz. Karol Różycki przewodniczy robotom uczniów Andrzeja Towiańskiego. Książe Władysław Czartoryski i jenerał Władysław Zamoyski kierują stronnictwem zachowawczem, Ludwik Mierosławski i Józef Wysocki partyą rewolucyjną. Seweryn Gałęzowski i Józef Ordęga tworzą to, coby w Izbie francuskiej nazwano lewem centrum. Desiderata kraju tłumaczą coraz liczniejsi przybysze, młodsze pokolenie wchodzi na scenę.
Przykład Włochów, dźwigniętych z niewoli przez Francyę, budzi nadzieję, że kolej może przyjść i na Polskę, że Napoleon III, panujący w brew traktatom 18l5 roku, zniweczy je ostatecznie przez odbudowanie Polski.
Napoleon III zetknął się nieraz na wygnaniu z wychodźcami polskimi; wiadomo, że jeden z nich Dunin, zginął w wyprawie bulońskiej. Na tronie nie przestał okazywać, przy osobistej życzliwości dla Polaków, obawy obrażenia ich ciemiężców. Jak najgorzej otoczony, coraz bardziej sprzeniewierzał się tradycyi napoleońskiej i ulegał wpływom orleanizmu. Rozwiązłych obyczajów, tracił stopniowo energię moralną wśród wiru dworskich zabaw. Cesarz wysoko poważał księcia Adama Czartoryskiego, z nim tylko chciał traktować o sprawie polskiej, pewny, że książe zbyt daleko nie zapędzi się i nawet powstrzyma swoich rodaków. Względy okazywane w Tuileriach niektórym członkom arystokracyi polskiej, wzmianki o Polsce Cesarza lub Cesarzowej, śmiałe ujęcie się za krajem na balu dworskim rodaczki dobrze widzianej przez panujących, żywo zajmowały umysły; pocieszające wiadomostki obiegały salony emigracyjne i w braku poważniejszych wskazówek, przesadną przypisywano im wagę.
Po doznanych zawodach, Polska posądziła Napoleona III o złą wiarę i to nie słusznie. Nigdy formalnie zbrojnego poparcia jej nie obiecał. Jeżeli przez czas jakiś zachęcał do przedłużenia walki, to dlatego, że sam spodziewał się, iż ta zwłoka pozwoli dyplomacyi jego coś wskórać dla Polski; złudzenia te podzielał Czartoryski, rząd narodowy i większa część wychodźtwa. Ile razy ludzie nie czują się zdolni do wielkich przedsięwzięć, to chwytają się sposobików i fortelów, wmawiając w siebie, że temi wybiegami osiągną bez narażenia własnej osoby ten sam skutek co bohaterskimi czynami.
Chociaż wychodźtwo narzekało na niedostateczność udzielonej mu zapomogi, trzeba przyznać, że żaden rząd tyle Polakom nie świadczył. Cesarstwo, oprócz że hojniejsze, było też sympatyczniejsze emigracyi od poprzednich rządów z powodu źle utajonej nienawiści dlań mocarstw Świętego przymierza i nieustannej dążności Napoleona III do obalenia ich przewagi w Europie. Napoleon III wypowiedział kolejno wojnę trzem mocarstwom, które Polskę podzieliły. Dwa pierwsze zwyciężył, nie pokonawszy ich ostatecznie, a trzecie go pobiło. Jeżeli zastanowimy się nad tem, że trzecie to Prusy i że gdyby ich potęgę skruszył, Polska i świat nie mogłyby dużo nie zyskać, czuje się dla cesarza pewną pobłażliwość, pomimo, że wahaniem na początku powstania a cofnięciem się na końcu straszny cios Polsce zadał.
Ministrowie Napoleona III byli wszyscy jaknajgorzej usposobieni dla Polski, która wiecznie groziła zakłóceniem pokoju europejskiego, a im szło jedynie o zachowanie władzy i korzyści z niej spływających. Napoleon I mawiał na wyspie świętej Heleny do swych towarzyszów, że on jeden był kiedyś republikaninem. Napoleon III mógł powiedzieć żonie, ministrom i dworzaninom, że on jeden był kiedyś napoleonistą, lecz poddawał się namowom nieprzejednanych przeciwników swych. Wiadomo, że cesarzowa otaczała się pamiątkami Maryi Antoniny i lubowała się w tradycyach Trianonu. Hrabia Walewski, jeden z trzynastu pierwszych założycieli towarzystwa literackiego polskiego w Paryżu, zostawał w pewnej zażyłości z niektóremi wybitnemi osobistościami emigracyi, ale nie śniło mu się narażać dla Polski swej teki ministeryalnej lub stanowiska prezesa ciała prawodawczego.
Stosunki z krajem co dzień się więcej rozwijały. Przejezdni mniej zwiedzali teatry paryskie a częściej zgłaszali się do emigrantów, radzili się ich, opowiadali o przebudzeniu Polski, przyznawali, że wychodźtwu zawdzięczają, iż nie upadli na duchu pod prze – śladowaniem Mikołaja, napełniając serca weteranów z 1831 r. dumą i nadzieją. Usposobienie to przebija w słowach starego filozofa, witającego z radością zorzę dni lepszych.
Bronisław Trentowski przemówił w towarzystwie historycznoliterackim podczas obchodu dwudziestodziewięcioletniej rocznicy 29-go listopada (1). Trentowski wyrażał przekonanie, że "wzmógłszy się duszą do wewnętrznej, wszystko w końcu przezwyciężającej mocy i wyzdrowiawszy z choroby, która nas powaliła, przy łasce bożej i sposobności danej staniemy sami na nogach". Wymieniwszy nazwiska poetów, historyków, matematyków i artystów naszych, z dumą powiada: "Patrząc na ten rys ogólny, który wypada tak bogato i świetnie, zawołać można do przyganiaczów i nieprzyjaciół naszych: i czego więcej godzi się żądać od tak rozbrojonego i obezwładnionego politycznie jak my narodu?" Polsce Trentowski przypisuje powszechne uznanie zasady narodowościowej: "Ani w polityce, pisze on, ani nawet w literaturze i sztukach pięknych nie baczono na zachodzie Europy na narodowość. Dopiero tułacze nasi, widząc w ojczyźnie narodowość zagrożoną, krzyknęli o nią z rozdartego serca tak głośno jak tylko mogli i bronili jej wszystkiemi siłami. Wydawano pisma francuskie i angielskie w tym celu, a rozprawiano po domach, kawiarniach i mityngach. Nastąpiły i prelekcye Mickiewicza. Skłaniano parlament paryski i londyński do corocznego ujmowania się za sprawą polską. Były to prace trudne, nieraz i upokarzające, których książe Adam dokonywał z bezprzykładnem wyrzeczeniem się samego sie- – (1) Trzy wskazówki dążeń i usiłowań moich w Paryżu 1860.
bie… Wskutek wszystkich tych zabiegów, poczęto nakoniec, najprzód na dole, później i na górze pojmować, że narodowości są dzieleni samego Boga, jedynie świętem i trwałem: że do każdej z nich przywiązuje się pewna myśl wiekuista, wymagająca urzeczywistnienia swego dla szczęścia ludzkości. Obłudą to haniebną ujmować się w imię chrześciaństwa za garścią negrów wiezionych na sprzedaż do Ameryki, gdy ma się w łonie chrześciańskiej Europy całe narody takich negrów białych. Cesarz Francyi, będąc sam tułaczem, ocierał się o nich i słuchał skarg naszych. Ze Napoleon III podał szlachetne i potężne swe ramię księstwom naddunajskim i Włochom, a pierwiastek narodowości, długo pomiędzy urojenia i szały zapalonych głów liczony, wprowadził do polityki europejskiej i tym sposobem uczynił krok pierwszy do jej umoralnienia i uchrześciańszczenia, to w końcu końców, dzieło ducha polskiego, a olbrzymia, ważna zasługa naszego tułactwa".
Nie same nasze tułactwo pracowało nad "przetwarzaniem", jak się wyraża Trentowski, "prawa na rodów i otwarciem światu ery odkupienia?" Ale tułactwo nasze i liczbą i wpływem o wiele przewyższało inne emigracye i w chwili kiedy zdawało się, że wychodźcy nasi kości swoje złożą w wolnej polskiej ziemi, Trentowski im przypisywał zasługę wypadków zapowiadających pomyślne zmiany w Europie i na schyłku dni swoich "korzę, mówił, me czoło przed wielkością narodowego i tułaczego ducha".
Urok emigracyi był tak wielki, że każde stronnictwo w kraju udawało się pokornie o wskazówki, jedni do Czartoryskiego, drudzy do Mierosławskiego. Tułacze uważali się za reprezentacyą zagraniczną Polski a Polska miała wysokie o nich wyobrażenie; przypuszczała po pierwszych manifestacyach warszawskich, że wychodźtwo oświeci dalszą jej drogę.
Książe Adam Czartoryski wierzył, że powrót do ziemi obiecanej nie daleki, czuł, że do niej nie wejdzie, ale nie wątpił, iż jego paryscy powiernicy i warszawscy przyjaciele odpowiedzą potrzebom chwili.
Przez długie lata książe Adam Czartoryski rozwijał polityczne swoje zapatrywania na posiedzeniach towarzystwa historycznoliterackiego w Paryżu w pamiętnych datach bądź 3-go maja bądź 29-go listopada. Sędziwa jego postać i wymowa przenosiły słuchacza do zeszłego wieku i do rozpraw sejmu czteroletniego. Książę Adam Czartoryski w przemowie 1860 r. zeznawał, że jest "konieczna solidarność, która łączy między sobą uciśnione narody. Polacy więc z uniesieniem widzieli jak ludy Italii obce kruszyły kajdany i radowali się ich powodzeniem. Dodawał, że "zarazem z głębokim żalem i boleścią słyszeli o trudnościach i cierpieniach, na które narażony był najwyższy kapłan chrześciaństwa". Książe cieszył się z "zaproszenia Polaków do formowania we Włoszech legii zagranicznej" zachęcał do skorzystania z tej sposobności "zawsze z zastrzeżeniem i rękojmią, że Polacy wezwani będą do walki jedynie z wrogami Polski". Czartoryski witał ustalenie się w Galicyi autonomii, pewny, że "życie jednej prowincyi ogrzeje sąsiednie". Kończył Pocieszającem oświadczeniem: "Od dawna nie ujrzeliśmy, mówił tyle powodów do nadziei, opartej i na własnem pokrzepieniu i na wrogów naszych niemocy".
3-go maja 1861 r. książe Adam Czartoryski zabrał głos poraz ostatni na posiedzeniu towarzystwa histo – ryczno-literackiego. Mowa ta była hymnem radości: "Naród nasz w jednym dniu podniósł się od razu do wysokości ducha, do potęgi moralnej, do której żaden inny nie był dotąd doszedł, ani dojść nigdy nie zamyślał. Można bowiem pojąć, iż jeden człowiek, porwany myślą wielką, do niej na chwilę się wzniesie, ale żeby cała masa ludu zgodnie jak jeden człowiek, opromieniła się naraz siłą i światłem doskonałości moralnej, a co więcej, żeby na tej wysokości postanowiła wytrwać i utrzymać się; prawdziwie taki osobliwy nad wyraz fakt, nie da się inaczej wytłumaczyć jak tylko przez użyczoną wyższą łaskę Opatrzności, przez jakieś opiekuńcze z nieba natchnienie. Dziękujmy Bogu za Jego dla nas nieprzewidzianą a oczywistą łaskę, módlmy się, błagajmy go, aby raczył nas nie odstąpić i utrzymać nasz naród w tym nadludzkim nastroju, w którym, nie tracąc z oka oddalonej mety, do niej przez ciężkie ale nie próżne poświęcenia, ciągle krok po kroku, zbliżać się może Książe Adam, który przez lat tyle kołatał za Polską do zagranicznych dworów, nacisk kładł na to, "że siła, którą kraj się dźwiga, jest w nim samym, w potędze jego ducha; obcej pomocy w tej chwili nie spodziewa się, nie żąda. Z zupełną niezawisłością od bieżących w Europie prądów postępuje on naprzód", więc nie godziło się w takiej chwili "poduszczać niecierpliwych do zawichrzeń". Książe Adam poetycznie przypominał, że Bóg mu dozwolił długiem życiem objąć całą historyę cierpień Polski, być świadkiem poniżeń o których słuchacze jego wiedzieli tylko z tradycyi, a wśród których odradzał się i przetwarzał duch narodowy, Nie wiedząc czy mu będzie znów dane z tego miejsca do nich przemówić, zanosił błaganie do Polski: "Nie schodź o narodzie mój z wysokiej strefy, na której cię ludzie i mocarze muszą szanować".
Książe Adam Czartoryski 14-go lipca 1861 r. pożegnał emigracyę odezwą, która była jego testamentem politycznym. Synowi Władysławowi przekazywał prowadzenie dalej dzieła, któremu się tyle lat poświęcał "bez widoków osobistych lub rodzinnych"; wyznaczał mu za głównego pomocnika jenerała Zamoyskiego. Ponieważ "kraj wziął na siebie ster sprawy", emigracyi należało "tłumaczyć czynności kraju, bronić praw narodowych przed opinią i rządami Europy, oraz zawiązywać i rozwijać tę z obcemi państwami stosunki, które Polsce dopomódz mogą i do jej wydobycia się z niewoli i do jej niepodległego w przyszłości życia i działania".
Nazajutrz po tej odezwie, 15-go lipca 1861 r. książe Adam Czartoryski zgasł w Montfermeil. Uprzytomniał pokoleniu gotującemu się do nowego powstania całe porozbiorowe dzieje. 3-o maja 1843 r. Adam Mickiewicz wyrzekł w obecności księcia Adama: "gdyby Polska zbawiona być mogła przez wytrwałość, przez rozum i politykę, gdyby byt jej przywiązany był do nauk specyalnych i dyplomacyi, dostojna rodzina Czartoryskich dawnoby ją zbawiła".
Wiara w odbudowanie Polski za pomocą mocarstw, które ją podzieliły, bezustanne odwoływanie się do sumienia na wskroś samolubnych rządów; przypuszczenie, że interes dobrze zrozumiany może stać się pobudką do wyrzeczenia się olbrzymich zdobyczy, udaremniały skądinąd godne podziwu wysilenia męża stanu, którego powinny zazdrościć nam inne narody. Ale opiekunowie i wyzyskiwacze starego porządku europejskiego tak go podkopali podziałem Polski, że on wprzód upaść musi, aby Polska powstała na jego gruzach.
Najruchliwszą, najwielomówniejszą i najbardziej wpływową osobistością w przeciwnym obozie był jenerał Mierosławski. Jenerał Mierosławski w 1860 roku rej wodził wśród młodzieży polskiej w Paryżu i uważany był przez stronnictwo demokratyczne za wodza przyszłego powstania. Urodzony w 1813 r. w Nemours z matki Kamilli Notté, francuski, syn adjutanta Davoust'a, wychowany po części we Francyi, wieczny kandydat do naczelnego dowództwa, zawsze niefortunny kierownik powierzonych mu wypraw, liczył, że kiedyś okoliczności zastąpią dary, których brak pokrywał potokiem swojej niewyczerpanej, błyskotliwej, przesadnej aż do śmieszności wymowy. Od pierwszego publicznego wystąpienia odurzał siebie i drugich retoryką, przypominającą zupełnie ton klubów z początku wielkiej rewolucyi francuskiej. Przytoczymy ustęp z przemówienia jego w Besancon 29-go listop. 1832 r., w niczem nie różniący się od późniejszych jego improwizacyi: "Feudalizm, mówił Mierosławski, pierwszy runie pod naszemi ciosami i głowy zimnych samolubów, którzy w XIX-ym wieku nie umieją jeszcze rumienić się na samą nazwę arystokracyi, posłużą za podnóżki bohaterom plebejuszowskim. Zburzymy nawet cmentarze dla znalezienia saletry; strzaskamy pługi dla przerobienia ich na broń. Klejnoty kochanek dodane do bogactw nagromadzonych przez dziesięć wieków fanatyzmu na ołtarzach Boga chrześcian zapełnią nasz skarb. Hebanowe warkocze sióstr naszych uwiążą rumaka schwyconego wśród rzezi a dla skruszenia pęt naszych wezwiemy sanie piekło".