Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Emocjonalne dziedzictwo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Emocjonalne dziedzictwo - ebook

Żyją w nas ludzie, których kochamy i którzy nas wychowywali. Doświadczamy ich emocjonalnego cierpienia i śnimy ich wspomnienia, a wszystko to kształtuje nasze życie w nie zawsze uświadomiony sposób. Książka Dziedzictwo emocjonalne opowiada o rodzinnych sekretach, które prześladują nas niczym upiory przeszłości i nie pozwalają nam żyć pełnią życia oraz przyczyniają się do powstawania przepaści między tym, czego pragniemy, a tym, co możemy osiągnąć.

Dr Galit Atlas łączy historie swych pacjentów, własne doświadczenia oraz dziesięciolecia badań, by pomóc nam odszukać zależności między życiowymi problemami a emocjonalnym dziedzictwem, które dźwiga każdy z nas. Tylko dzięki podążaniu śladami duchów przeszłości możemy zmienić nasze przeznaczenie.

„Doktor Atlas z wielką wrażliwością opowiada o tych, którzy nosili w swych ciałach, umysłach, sercach i duszach niewypowiedziane i najtajniejsze traumy skrzywdzonych rodziców. Jako przedstawicielka pierwszego pokolenia mojej rodziny uchodźców i deportowanych – ofiar czystek etnicznych i borykających się z problemami imigrantów – które przyszło na świat w Ameryce, z pokorą zapewniam, że zjawisko traumy międzypokoleniowej jest mi doskonale znane. Uważam dr Atlas za osobę, która potrafi je opisać w pełni, znając szczegóły tego, co w swojej pracy nazywam »raną pokoleniową”.

– dr Clarissa Pinkola Estés Reyés, autorka książki Biegnąca z wilkami

„Intymne, wielowymiarowe i pełne empatii studium międzypokoleniowej traumy, jej przekazywania w rodzinach oraz tego, jak można ją umiejętnie ujawnić, dostrzec, osłabić i być może nawet uleczyć dzięki relacji terapeutycznej, metabolizując to, co dotychczas nie było nazywane bądź nazwać się tego nie dało”.

– Jon Kabat-Zinn, autor książki Uzdrawiająca moc uważności

Doktor Galit Atlas jest psychoanalityczką, specjalistką w dziedzinie terapii kreatywnych, superwizorką kliniczną. Prowadzi prywatną praktykę na Manhattanie. Adiunktka na wydziale programu podoktoranckiego na Uniwersytecie Nowego Jorku, specjalizująca się w psychoterapii i psychoanalizie.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-173-3
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ślad w umyśle

Histo­ria każ­dej rodziny nazna­czona jest jakie­goś rodzaju traumą. Każda trauma zaś utrzy­muje się w niej w szcze­gólny spo­sób, by pozo­sta­wić emo­cjo­nalny ślad w tych, któ­rzy dopiero mają się uro­dzić.

Współ­cze­sna psy­cho­ana­liza i pro­wa­dzone w ciągu minio­nej dekady bada­nia empi­ryczne przy­czy­niły się do posze­rze­nia lite­ra­tury zwią­za­nej z epi­ge­ne­tyką i dzie­dzi­cze­niem traumy, ponie­waż przy­glą­dają się spo­so­bom, w jaki trauma prze­cho­dzi z poko­le­nia na poko­le­nie i zagnież­dża się w naszych umy­słach i cia­łach jak wła­sna. Bada­jąc jej mię­dzy­po­ko­le­niowe prze­ka­zy­wa­nie, kli­ni­cy­ści sta­rają się zro­zu­mieć, w jaki spo­sób traumy naszych przod­ków stają się emo­cjo­nal­nym dzie­dzic­twem i pozo­sta­wiają ślady w umy­słach naszych i przy­szłych poko­leń.

Książka _Emo­cjo­nalne dzie­dzic­two_ opo­wiada o prze­mil­cza­nych doświad­cze­niach, które są nie tylko udzia­łem nas samych, lecz także naszych rodzi­ców, dziad­ków i pradziad­ków, oraz o ich wpły­wie na nasze życie. To wła­śnie tego typu tajem­nice czę­sto unie­moż­li­wiają nam pełne wyko­rzy­sta­nie wła­snego poten­cjału. Rzu­tują na zdro­wie psy­chiczne i fizyczne, two­rzą roz­dź­więki mię­dzy naszymi pra­gnie­niami a moż­li­wo­ściami i prze­śla­dują nas niczym duchy. Publi­ka­cja ta przed­sta­wia zależ­no­ści łączące prze­szłość, teraź­niej­szość i przy­szłość oraz sta­wia pyta­nie: „Jak pójść naprzód?”.

Od naj­młod­szych lat moje rodzeń­stwo i ja uczy­li­śmy się, o czym nie należy roz­ma­wiać. Ni­gdy na przy­kład nie pyta­li­śmy o śmierć. Sta­ra­li­śmy się uni­kać kwe­stii seksu, nadto zaś lepiej było nie oka­zy­wać zbyt inten­syw­nie smutku, gniewu czy roz­cza­ro­wa­nia, a już w szcze­gól­no­ści nie zacho­wy­wać się za gło­śno. Rodzice nie obcią­żali nas wła­snymi pro­ble­mami i wie­rzyli w potęgę opty­mi­zmu. Opo­wia­da­jąc o wła­snym dzie­ciń­stwie, odma­lo­wy­wali je w pięk­nych bar­wach, ukry­wa­jąc traumę, biedę i cier­pie­nia zwią­zane z rasi­zmem oraz imi­gra­cją.

Oboje byli małymi dziećmi, gdy ich rodziny porzu­ciły wszystko i wyemi­gro­wały do Izra­ela – ojciec z Iranu, a matka z Syrii. Oboje dora­stali z sze­ścior­giem rodzeń­stwa w ubo­gich dziel­ni­cach i zma­gali się nie tylko z nie­do­stat­kiem, lecz także z uprze­dze­niami towa­rzy­szą­cymi przy­na­leż­no­ści do grupy etnicz­nej uwa­ża­nej w Izra­elu lat 50. ubie­głego wieku za pośled­nią.

Wie­dzia­łam, że mój ojciec miał dwie sio­stry, które zacho­ro­wały, zanim jesz­cze przy­szedł na świat, i zmarły, gdy led­wie wyrósł z nie­mow­lęc­twa. On sam we wcze­snym dzie­ciń­stwie ciężko cho­ro­wał i był o włos od śmierci. Jego ojciec, a mój dzia­dek, nie­wi­domy od uro­dze­nia, potrze­bo­wał mojego ojca jako asy­stenta przy sprze­da­wa­niu gazet na ulicy. Będąc dziec­kiem, dowie­dzia­łam się, że ojciec nie cho­dził do szkoły i od siód­mego roku życia musiał pra­co­wać, by wes­przeć rodzinę. Prze­ka­zał mi etos cięż­kiej pracy i pra­gnął, bym zdo­była wykształ­ce­nie, na które jego nie było stać.

Tak jak ojciec, matka rów­nież zma­gała się w dzie­ciń­stwie ze śmier­tel­nie groźną cho­robą. Jako dzie­się­cio­latka prze­żyła stratę naj­star­szego brata, a wyda­rze­nie to poło­żyło się cie­niem ogrom­nej traumy na całej rodzi­nie. Nie miała wielu wspo­mnień z dzie­ciń­stwa, przez co pozo­staje ono dla mnie nie­znane. Nie jestem pewna, czy rodzice kie­dy­kol­wiek zdali sobie sprawę z podo­bień­stwa swych histo­rii oraz cichej więzi, jaką mieli z cho­robą, ubó­stwem, wcze­sną stratą i wsty­dem.

Jak wiele innych rodzin, także nasza była nie­jako w zmo­wie – obo­wią­zy­wała w niej nie­pi­sana umowa, że mil­cze­nie jest naj­lep­szym spo­so­bem na wyma­za­nie nie­przy­jem­nych prze­żyć. Według panu­ją­cego w tam­tych cza­sach prze­świad­cze­nia nie mogło cię skrzyw­dzić to, czego nie pamię­tasz. A jeśli owe „nie­pa­mię­tane” sprawy pomimo usil­nych sta­rań wciąż tkwią w twoim umy­śle?

Byłam ich pierw­szym dziec­kiem, a trau­ma­tyczna prze­szłość rodzi­ców prze­trwała w moim ciele.

Tam, gdzie dora­sta­łam, toczyły się wojny i jako dzieci czu­li­śmy strach, nie do końca świa­domi, że jeste­śmy wycho­wy­wani w cie­niu Holo­kau­stu, a prze­moc, strata i nie­koń­cząca się żałoba sta­no­wią nasze naro­dowe dzie­dzic­two.

Wojna Jom Kip­pur – już piąta od 1948 roku – wybu­chła, gdy mia­łam zale­d­wie dwa lata. Moja sio­stra przy­szła na świat w pierw­szym jej dniu. Mój ojciec wraz z innymi męż­czy­znami został powo­łany do woj­ska. Gdy matka poje­chała sama do szpi­tala, by uro­dzić moją sio­strę, ja zosta­łam pod opieką sąsiadki. Zma­so­wany atak na Izrael zasko­czył wszyst­kich, a do szpi­tali zaczęło tra­fiać wielu ran­nych żoł­nie­rzy. Dla rodzą­cych kobiet nie wystar­czało miejsc, cię­żarne prze­no­szono więc na kory­ta­rze.

Nie pamię­tam zbyt wiele z tam­tej wojny, lecz jak to zwy­kle bywa z doświad­cze­niami z dzie­ciń­stwa, sytu­acja wyda­wała mi się cał­kiem zwy­czajna. Przez kolejne lata w szko­łach odby­wały się comie­sięczne „ćwi­cze­nia bojowe”. Razem z resztą dzieci tre­no­wa­łam spo­kojne prze­cho­dze­nie do schro­nów, zado­wo­lona, że zamiast się uczyć, możemy grać tam w gry plan­szowe i żar­to­wać o nad­la­tu­ją­cych poci­skach albo ter­ro­ry­stach, któ­rzy po wtar­gnię­ciu z bro­nią do środka wezmą nas na zakład­ni­ków. Wpa­jano nam, że nie ma takiej rze­czy, która byłaby zbyt trudna do znie­sie­nia, nie­bez­pie­czeń­stwo jest nor­mal­nym aspek­tem życia, a my musimy być odważni i nie tra­cić poczu­cia humoru.

Będąc w szkole, ni­gdy się nie bałam; jedy­nie wie­czo­rami mar­twi­łam się, że spo­śród wszyst­kich domów w kraju ter­ro­ry­ści mogą wybrać wła­śnie nasz, a ja w tej sytu­acji nie dam rady ura­to­wać rodziny. Myśla­łam o róż­nych dobrych schro­nie­niach, w któ­rych ludzie ukry­wali się pod­czas Holo­kau­stu: piw­ni­cach, stry­chach, wnę­kach za biblio­tecz­kami, sza­fach. Sekret tkwił w zacho­wa­niu ciszy.

Ale ja nie umia­łam sie­dzieć cicho. Jako nasto­latka zaczę­łam kom­po­no­wać muzykę, zasta­na­wia­jąc się, czy potrze­buję jedy­nie tego, by robić hałas i być sły­szaną. Gdy sta­łam na sce­nie, muzyka była moją magią. Dawa­łam upust temu, o czym nie mogłam mówić gło­śno. Był to mój pro­test prze­ciwko nie­wy­po­wie­dzia­nemu.

Kiedy w 1982 roku wybu­chła wojna libań­ska, byłam już dość duża, by uzmy­sła­wiać sobie okro­pień­stwo zda­rzeń. Na szkol­nej ścia­nie pamięci przy­by­wało nazwisk – tra­fiali na nią mło­dzi ludzie, któ­rych zna­łam. Rodzice po stra­cie synów przy­cho­dzili do szkoły na uro­czy­sto­ści Dnia Pamięci. Czu­łam się dumna, będąc w gro­nie tych, któ­rzy dla nich śpie­wali; patrzy­łam im pro­sto w oczy i sta­ra­łam się nie roz­pła­kać, by nie zepsuć pio­senki, bo wtedy ktoś inny mógłby zająć moje miej­sce za mikro­fo­nem. Każ­dego roku koń­czy­li­śmy cele­brę utwo­rem _Shir La Sha­lom_ (Pieśń o pokój), jedną z naj­bar­dziej zna­nych izra­el­skich pie­śni. Śpie­wa­li­śmy, woła­jąc w ten spo­sób o pokój z głębi naszych serc. Marzy­li­śmy o nowym początku i wol­nej przy­szło­ści.

Dora­sta­łam, mając w pamięci słowa rodzi­ców, któ­rzy obie­cy­wali nam, że gdy skoń­czymy osiem­na­ście lat i nadej­dzie czas odby­cia służby woj­sko­wej, nie będzie już wojen. To jed­nak nie stało się do dziś. Słu­ży­łam w woj­sku jako pio­sen­karka, modląc się o pokój, podró­żu­jąc od jed­nej bazy woj­sko­wej do dru­giej, prze­kra­cza­jąc gra­nice, śpie­wa­jąc dla żoł­nie­rzy. Gdy wybu­chła I wojna w Zatoce Per­skiej, mia­łam dzie­więt­na­ście lat.

Byli­śmy wiecz­nie w tra­sie i gra­li­śmy gło­śną roc­kan­drol­lową muzykę; tak gło­śną, że musie­li­śmy uwa­żać, by nie prze­ga­pić dźwięku syren, które obwiesz­czały koniecz­ność ucieczki do schronu i zało­że­nia masek prze­ciw­ga­zo­wych. W pew­nym momen­cie posta­no­wi­li­śmy dać sobie spo­kój z maskami i schro­nami, a zamiast tego na dźwięk sygnału alar­mo­wego pędzi­li­śmy na dach, skąd mogli­śmy obser­wo­wać nad­la­tu­jące z Iraku poci­ski i zga­dy­wać, gdzie spadną. Po każ­dej dud­nią­cej eks­plo­zji wra­ca­li­śmy do naszej muzyki i gra­li­śmy jesz­cze gło­śniej.

Śpie­wa­li­śmy dla żoł­nie­rzy, wśród któ­rych byli nasi przy­ja­ciele z dzie­ciń­stwa, sąsie­dzi i bra­cia. A gdy pła­kali, co czę­sto się zda­rzało, odkry­wa­łam w sobie moc poru­sza­nia czu­łych strun w ser­cach innych wła­snym ser­cem i ubie­ra­nia w słowa tego, o czym się nie mówiło. Nasza muzyka wyra­żała wiele nie­wy­po­wia­da­nych na głos spraw: że się boimy, ale nie możemy się do tego przy­znać nawet przed sobą; że jeste­śmy mło­dzi i chcemy wra­cać do domów, kochać i podró­żo­wać do dale­kich kra­jów. Że chcemy nor­mal­nego życia, choć nie jeste­śmy pewni, co owa nor­mal­ność ozna­cza. Two­rze­nie muzyki i gło­śne śpie­wa­nie miały sens i były wyzwa­la­jące. Stały się począt­kiem mojej podróży w poszu­ki­wa­niu prawdy i odkry­wa­nia emo­cjo­nal­nego dzie­dzic­twa.

Kilka lat póź­niej osta­tecz­nie opu­ści­łam ojczy­znę i prze­pro­wa­dzi­łam się do Nowego Jorku, gdzie zaczę­łam zgłę­biać nie­wy­po­wie­dziane – wszyst­kie ciche wspo­mnie­nia, uczu­cia i pra­gnie­nia, któ­rych ist­nie­nia sobie nie uświa­da­miamy. Zosta­łam psy­cho­ana­li­ty­kiem bada­ją­cym taj­niki pod­świa­do­mo­ści.

Ana­liza umy­słu jest rodza­jem śledz­twa, podob­nie jak powieść kry­mi­nalna. Wiemy, że Zyg­munt Freud, wybitny detek­tyw pod­świa­do­mo­ści, był wiel­kim fanem Sher­locka Hol­mesa i miał obszerną biblio­tekę powie­ści detek­tywistycznych. Pod nie­któ­rymi wzglę­dami zapo­ży­czył od Hol­mesa metody postę­po­wa­nia: zbie­ra­nie dowo­dów, docho­dze­nie prawdy kry­ją­cej się pod powierzch­nią innych prawd, poszu­ki­wa­nie ukry­tych realiów.

Ja i moi pacjenci niczym detek­tywi sta­ramy się podą­żać za poszla­kami i nie tylko słu­chać słów, lecz także zwra­cać uwagę na pauzy i nie­znaną nam muzykę. To sub­telna praca pole­ga­jąca na zbie­ra­niu wspo­mnień z dzie­ciń­stwa, tego, co zostało wyra­żone lub zro­bione, na wychwy­ty­wa­niu prze­oczeń i nie­opo­wie­dzia­nych histo­rii. Szu­ka­jąc wska­zó­wek i łącząc zgro­ma­dzone ele­menty w pełen obraz, sta­wiamy pyta­nie: „Co naprawdę się stało i komu się to przy­da­rzyło?”.

Tajem­nice umy­słu obej­mują nie tylko oso­bi­ste życiowe doświad­cze­nia, lecz także sprawy, które nie­świa­do­mie w sobie nosimy: wspo­mnie­nia, odczu­cia i traumy odzie­dzi­czone po star­szych poko­le­niach.

Wkrótce po II woj­nie świa­to­wej psy­cho­ana­li­tycy przy­stą­pili do badań nad wpły­wem traumy na następną gene­ra­cję. Wielu z nich było Żydami, któ­rzy ucie­kli z Europy. Wśród ich pacjen­tów byli oca­leli z Holo­kau­stu, póź­niej zaś potom­ko­wie tych, któ­rzy prze­żyli tę traumę – dzieci noszące pod­świa­dome piętno bólu przod­ków.

Począw­szy od lat 70. ubie­głego wieku neu­ro­nau­kowcy potwier­dzali usta­le­nia psy­cho­ana­li­ty­ków o tym, że trauma oca­la­łych – nawet naj­mrocz­niej­sze sekrety, o któ­rych ni­gdy nie mówili – rzu­tuje na życie ich dzieci i wnu­ków. Te sto­sun­kowo nowe bada­nia kon­cen­trują się na epi­ge­ne­tyce – poza­ge­ne­tycz­nych wpły­wach i zmia­nach w eks­pre­sji genów. Naukowcy przy­glą­dają się mody­fi­ka­cjom gene­tycz­nym u potom­ków osób, które doświad­czyły traumy, i badają, jak śro­do­wi­sko – w szcze­gól­no­ści rze­czona trauma – może pozo­sta­wić na genach danej osoby che­miczny ślad prze­ka­zy­wany następ­nemu poko­le­niu. Owe empi­ryczne bada­nia eks­po­nują ważną rolę, jaką hor­mony stresu odgry­wają w roz­woju mózgu, a tym samym w mecha­ni­zmach bio­lo­gicz­nych, za któ­rych pośred­nic­twem trauma prze­cho­dzi z poko­le­nia na poko­le­nie.

Obszerne bada­nia prze­pro­wa­dzone w Icahn School of Medi­cine w Mount Sinai Hospi­tal przez zespół zarzą­dzany przez dr Rachel Yehudę, kie­row­niczkę badań nad stre­sem o pod­łożu trau­ma­tycz­nym, wyka­zały, że potom­ko­wie oca­la­łych z Holo­kau­stu mają niż­szy poziom kor­ty­zolu – hor­monu poma­ga­ją­cego orga­ni­zmowi podźwi­gnąć się po psy­chicz­nym ura­zie. Oka­zało się, że dzieci osób, które prze­żyły Holo­kaust, mają inny pro­fil hor­mo­nów stresu niż ich rówie­śnicy, ten zaś może pre­dys­po­no­wać do zabu­rzeń lęko­wych. Bada­nia wska­zują, że zdrowe dzieci oca­la­łych z Holo­kau­stu, wete­ra­nów wojen­nych, a także ludzi, któ­rzy doświad­czyli pobytu w nie­woli lub prze­żyli inną poważną traumę, są bar­dziej nara­żone na objawy PTSD (zespołu stresu poura­zo­wego) wsku­tek trau­ma­tycz­nych wyda­rzeń lub bycia świad­kiem gwał­tow­nego incy­dentu.

Z per­spek­tywy ewo­lu­cyj­nej celem tego rodzaju epi­ge­ne­tycz­nych zmian może być bio­lo­giczne przy­sto­so­wa­nie dzieci do radze­nia sobie w śro­do­wi­sku typo­wym dla ich rodzi­ców, w isto­cie jed­nak zmiany te czy­nią je bar­dziej wraż­li­wymi na prze­no­sze­nie obja­wów traumy, któ­rej same nie doświad­czyły.

Wnio­ski te nie sta­no­wią zasko­cze­nia dla spe­cja­li­stów zaj­mu­ją­cych się stu­dio­wa­niem ludz­kiego umy­słu. W naszej pracy kli­nicz­nej możemy obser­wo­wać, jak trau­ma­tyczne prze­ży­cia wni­kają w psy­chikę kolej­nych poko­leń i mani­fe­stują się w nie­sa­mo­wity i czę­sto zaska­ku­jący spo­sób. Żyją w nas ludzie, któ­rych kochamy; ludzie, któ­rzy nas wycho­wali – doświad­czamy ich emo­cjo­nal­nego bólu, śnimy ich wspo­mnie­nia i dys­po­nu­jemy wie­dzą o tym, co nie zostało nam prze­ka­zane wprost, a wszystko to kształ­tuje nasze życie w nie zawsze zro­zu­miały spo­sób.

Dzie­dzi­czymy rodzinne traumy – także te, któ­rych nam nie wyja­wiono. Pra­cu­jąc w Paryżu z oca­la­łymi z Holo­kau­stu i ich dziećmi, psy­cho­ana­li­tycy węgier­skiego pocho­dze­nia – Maria Torok i Nico­las Abra­ham użyli ter­minu „fan­tom” do opi­sa­nia róż­no­rod­nych form, w jakich dru­gie poko­le­nie odczuwa tra­ge­dię i straty swo­ich rodzi­ców, nawet jeśli ci ni­gdy o nich nie opo­wia­dali. Uczu­ciowa scheda po nie­prze­two­rzo­nej trau­mie rodzi­ców jest żyją­cym w nich fan­tomem; duchem nie­wy­po­wie­dzia­nego i tego, czego nie da się ująć w słowa. Dzie­dzi­czymy wła­śnie owe „duchy” daw­nych doświad­czeń – nie są one zupeł­nie żywe, lecz także nie cał­kiem mar­twe. Pięt­nują naszą rze­czy­wi­stość w spo­sób widoczny i jak naj­bar­dziej praw­dziwy; wyła­niają się i pozo­sta­wiają ślady. Znamy i odczu­wamy aspekty spraw, któ­rych źró­dła czę­sto wymy­kają się naszemu pozna­niu.

W książce _Emo­cjo­nalne dzie­dzic­two_ nar­ra­cje moich pacjen­tów prze­pla­tają się z moimi wła­snymi histo­riami o miło­ści i stra­cie, a także oso­bi­stymi i naro­do­wymi trau­mami postrze­ga­nymi przez pry­zmat psy­cho­ana­lizy i naj­now­szych badań psy­cho­lo­gicz­nych. Opi­sa­łam w niej liczne spo­soby odnaj­dy­wa­nia duchów prze­szło­ści, które wiążą nam ręce i utrud­niają życie pełną pier­sią. Prze­ży­wamy na nowo wszystko, czego świa­do­mo­ści nie mamy. Sprawy te zamiesz­kują nasze umy­sły i ciała, dając o sobie znać obja­wami: bólów głowy, obse­sji, fobii czy bez­sen­no­ści – wszystko to może być pokło­siem tego, co zepchnę­li­śmy w naj­ciem­niej­szy kąt umy­słu.

Jak dzie­dzi­czymy, prze­cho­wu­jemy i prze­twa­rzamy wyda­rze­nia, któ­rych sami nie prze­ży­li­śmy bądź ich nie pamię­tamy? Jakim cię­ża­rem przy­tła­cza nas to, co obecne, a nie do końca poznane? Czy umiemy docho­wy­wać przed sobą tajem­nic i co naprawdę prze­ka­zu­jemy następ­nemu poko­le­niu?

Te i inne pyta­nia sta­wiamy sobie, dążąc do uwol­nie­nia tych czę­ści nas samych, które trzy­mają w nie­woli sekrety prze­szło­ści.

Książka ta powstała nie­jako na kozetce, pod­czas intym­nych dia­lo­gów z moimi pacjen­tami. Za ich pozwo­le­niem przed­sta­wiam w niej zarówno ich, jak i swoje wła­sne emo­cjo­nalne dzie­dzic­two, nie­wy­obra­żalne urazy i ukryte prawdy, napo­tkane w pro­ce­sie wyswo­ba­dza­nia się ze spu­ści­zny traumy. Badam zaka­zane uczu­cia, wspo­mnie­nia odrzu­cane lub try­wia­li­zo­wane przez umysł oraz te frag­menty naszej histo­rii, które przez wzgląd na lojal­ność wobec kocha­nych osób nie zawsze możemy w pełni poznać lub zacho­wać w pamięci. Każda opo­wieść jest nie­po­wta­rzal­nym, indy­wi­du­al­nym spo­so­bem bada­nia prze­szło­ści połą­czo­nym ze spoj­rze­niem w przy­szłość. Goto­wość prze­ana­li­zo­wa­nia wła­snego dzie­dzic­twa pozwala skon­fron­to­wać się z poku­tu­ją­cymi w nas duchami prze­szło­ści.

Odma­lo­wuję tu wiele twa­rzy odzie­dzi­czo­nej traumy, jej wpływ oraz metody pozwa­la­jące nam iść przed sie­bie. Część pierw­sza sku­pia się na trze­cim poko­le­niu oca­la­łych: trau­mie dziad­ków odci­śnię­tej w umy­słach wnu­ków. Zaglą­dam za kulisy zaka­za­nej miło­ści, nie­wier­no­ści oraz ich związ­ków z mię­dzy­po­ko­le­niową traumą. Badam upiory nad­użyć sek­su­al­nych, samo­bój­stwa kła­dące się cie­niem na następ­nej gene­ra­cji i rezy­du­jące w pod­świa­do­mo­ści ślady homo­fo­bii. Oma­wiam opra­co­waną przez prof. Yolandę Gam­pel kon­cep­cję „pro­mie­nio­twór­czo­ści traumy”, zwią­zaną z emo­cjo­nal­nym „pro­mie­nio­wa­niem” tra­ge­dii na życie kolej­nych poko­leń.

W czę­ści dru­giej skon­cen­tro­wa­łam się na tajem­ni­cach naszych rodzi­ców. Przy­glą­dam się nie­wy­po­wie­dzia­nym praw­dom z cza­sów przed naszym naro­dze­niem i okre­sem nie­mow­lęc­twa. Prawdy te, choć nie są nam świa­do­mie znane, kształ­tują nasze życia. Piszę o tym, jak strata rodzeń­stwa może dopro­wa­dzić do emo­cjo­nal­nego para­liżu, opo­wia­dam o kwe­stii „nie­chcia­nych” dzieci oraz pra­gnie­niu śmierci, jakiego doświad­czają one w doro­sło­ści, ana­li­zuję traumę żoł­nie­rza oraz męską wraż­li­wość ujaw­nioną w rela­cji tera­peu­tycz­nej.

Część trze­cia jest poszu­ki­wa­niem sekre­tów, które ukry­wamy sami przed sobą; realiów zagra­ża­ją­cych nam za bar­dzo, aby­śmy mogli je w pełni poznać lub prze­two­rzyć. Zawiera ona histo­rie o macie­rzyń­stwie, lojal­no­ści i kłam­stwach, prze­mocy fizycz­nej, przy­jaźni i dotkli­wych stra­tach, które poka­zują, jak czę­sto tak naprawdę wiemy o czymś, choć prze­cho­wu­jemy to w taj­nych zaka­mar­kach umy­słu.

Skry­wa­nie tajem­nic przed samymi sobą ma nas chro­nić poprzez znie­kształ­ca­nie realiów i poma­gać w izo­lo­wa­niu nie­przy­jem­nej wie­dzy od świa­do­mo­ści. Posłu­gu­jemy się przy tym róż­nymi mecha­ni­zmami obron­nymi: ide­ali­zu­jemy osoby, wobec któ­rych nie dopusz­czamy ambi­wa­lent­nych uczuć, iden­ty­fi­ku­jemy się ze znę­ca­ją­cymi się nad nami rodzi­cami i dzie­limy świat na dobry i zły, aby móc go upo­rząd­ko­wać w spo­sób prze­wi­dy­walny i dający poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Pro­jek­tu­jemy na innych uczu­cia, któ­rych nie chcemy doświad­czać, bądź wie­dzę na swój temat zbyt nie­po­ko­jącą, by się z nią zmie­rzyć.

Wypar­cie – czy też repre­sja – jako emo­cjo­nalny mecha­nizm obronny spłyca nasze wspo­mnie­nia i odziera je ze zna­czeń. Wypar­cie chroni nas, oddzie­la­jąc wspo­mnie­nie od jego emo­cjo­nal­nej donio­sło­ści. W takich przy­pad­kach trauma jest prze­cho­wy­wana w umy­śle jako coś „mało istot­nego”, „bła­hego”. Roz­dź­więk mię­dzy kon­cep­cjami a uczu­ciami pozwala nam chro­nić się przed poczu­ciem cze­goś zbyt dru­zgo­czą­cego, a zara­zem utrzy­muje traumę w izo­la­cji i unie­moż­li­wia jej prze­two­rze­nie.

Z per­spek­tywy naszego zdro­wia psy­chicz­nego mecha­ni­zmy obronne peł­nią ważną funk­cję. Poma­gają zapa­no­wać nad emo­cjo­nal­nym bólem i kształ­to­wać postrze­ga­nie samych sie­bie i ota­cza­ją­cego nas świata. Ich ochronna rola ogra­ni­cza jed­nak naszą zdol­ność do przy­glą­da­nia się wła­snemu życiu i czer­pa­nia z niego całymi gar­ściami. Doświad­cze­nia zbyt bole­sne, by w pełni je zro­zu­mieć i prze­two­rzyć, prze­ka­zu­jemy następ­nemu poko­le­niu. To wła­śnie nie­wy­po­wie­dziane traumy – te, które wiążą się z cier­pie­niem zbyt wiel­kim, by umysł mógł im spro­stać – stają się emo­cjo­nal­nym dzie­dzic­twem, rzu­tu­ją­cym na życie naszych dzieci i ich dzieci w nie­zro­zu­miały i nie­moż­liwy do kon­tro­lo­wa­nia spo­sób.

Więk­szość przy­to­czo­nych na kar­tach tej książki oso­bi­stych prze­żyć to rela­cje przed­sta­wia­jące pogrze­bane traumy z prze­szło­ści, mię­dzy­ludz­kie sekrety i zda­rze­nia, które nie zostały opo­wie­dziane innym, a jed­nak z tajem­ni­czych powo­dów są im znane. Te prze­mil­czane histo­rie i tłu­mione reper­ku­sje czę­sto nas przy­tła­czają. Zapra­szam cię do prze­ła­ma­nia ciszy, wyśle­dze­nia i odkry­cia ogra­ni­cza­ją­cych twoją wol­ność duchów prze­szło­ści oraz pozna­nia emo­cjo­nal­nej schedy, która powstrzy­muje cię przed reali­zo­wa­niem marzeń, two­rze­niem, kocha­niem i życiem pełną pier­sią.CZĘŚĆ PIERW­SZA

DZIADKOWIE

Trauma dzie­dzi­czona po przod­kach

Wszy­scy mamy swoje demony, lecz jak napi­sali kie­dyś psy­cho­ana­li­tycy Maria Torok i Nico­las Abra­ham: „Nawie­dzają nas nie zmarli, ale puste miej­sca pozo­sta­wione w nas przez sekrety innych”. Mieli na myśli mię­dzy­po­ko­le­niowe tajem­nice i nie­prze­two­rzone doświad­cze­nia, które czę­sto snują się nam po gło­wach, choć zwy­kle nie są z nimi sko­ja­rzone żadne głosy ani obrazy. Dźwi­gamy treść emo­cjo­nalną nale­żącą do naszych rodzi­ców i dziad­ków, prze­cho­wu­jąc ich straty, któ­rych ni­gdy w pełni nie wyar­ty­ku­ło­wali. Odczu­wamy te traumy, choć ich sobie nie uświa­da­miamy. Żyją w nas stare rodzinne tajem­nice.

Ta część książki doty­czy przede wszyst­kim trze­ciego poko­le­nia oca­la­łych. Sta­nowi wgląd w pokło­sie Holo­kau­stu, w przy­padku któ­rego wyparta trauma regu­lar­nie prze­mie­nia się w bez­i­mienne prze­ra­że­nie, a nie­opo­wie­dziane histo­rie są raz po raz odgry­wane na nowo. Jest prze­glą­dem kon­se­kwen­cji wcze­snej straty dla następ­nych poko­leń, spoj­rze­niem na to, jak wyko­rzy­sty­wa­nie sek­su­alne doświad­czone przez dziad­ków może wpły­nąć na życie wnu­ków, a także przy­bliża tajem­nice zaka­za­nej miło­ści dziadka poja­wia­jące się w umy­śle wnuka. Na tle kwe­stii życia i śmierci cza­sami to wła­śnie ero­tyka sta­nowi koło ratun­kowe i drogę do kra­iny żywych. To, czego nie wolno nam wie­dzieć, prze­śla­duje nas i pozo­staje owiane tajem­nicą, nie pozwa­la­jąc zna­leźć uko­je­nia.1

Życie i śmierć w związkach romantycznych

Eve dojeż­dża do mnie na sesje dwa razy w tygo­dniu, a każdy taki dojazd trwa godzinę. Powta­rza mi, że nie cierpi pro­wa­dzić i marzy o kimś, kto by ją pod­rzu­cił, zacze­kał na nią przed gabi­ne­tem, a potem odwiózł do domu. Ta osoba nie musia­łaby uprzy­jem­niać jej czasu; mogłaby się nawet nie odzy­wać. Eve wystar­czy­łyby zaję­cie miej­sca pasa­żera i moż­li­wość zato­pie­nia się w muzyce.

Kiedy słu­cham, jak Eve opo­wiada o sie­dze­niu w mil­cze­niu obok kie­rowcy, czuję falę smutku. Wyobra­żam ją sobie jako małą dziew­czynkę sprzed lat, która stara się być grzeczna i cicha, nikomu nie prze­ry­wać, nie spra­wiać kło­po­tów i zacho­wy­wać się tak, jakby w ogóle jej nie było.

Pod­czas jed­nej z pierw­szych sesji zapy­ta­łam ją o naj­wcze­śniej­sze wspo­mnie­nie z dzie­ciń­stwa. „Kiedy mia­łam pięć lat – odparła – cze­ka­łam przed szkołą na mamę, która miała mnie ode­brać, ale zapo­mniała. Myśla­łam, że muszę tam sie­dzieć i cze­kać, aż sobie o mnie przy­po­mni. »Bądź cier­pliwa« – powta­rza­łam sobie”.

Pierw­sze wspo­mnie­nie z dzie­ciń­stwa czę­sto kryje w sobie naj­waż­niej­sze ele­menty przy­szłej tera­pii. Na ogół przy­bliża powody, które skło­niły pacjenta do szu­ka­nia wspar­cia, i odma­lo­wuje jego obraz we wła­snych oczach. Każde wspo­mnie­nie kryje w sobie poprzed­nie, a także te póź­niej­sze, wyparte.

Naj­daw­niej­sza retro­spek­cja Eve sta­nowi dla mnie obraz bycia zapo­mnianą. Powoli staje się dla mnie jasne, że czę­sto zosta­wała sama, pozba­wiona nad­zoru rodzi­ciel­skiego, i dora­stała jako naj­star­sza z czworga rodzeń­stwa w domu nazna­czo­nym zanie­dba­niami i emo­cjo­nalną mar­twotą.

Czuję, że cią­gnie mnie do Eve. Jest po czter­dzie­stce; dłu­gie ciemne włosy spły­wają jej na ramiona, zie­lone oczy naj­czę­ściej kryją się pod dużymi oku­la­rami prze­ciw­sło­necz­nymi. Po wej­ściu do gabi­netu Eve zdej­muje je, a potem szybko kie­ruje się w stronę kanapy. Wita mnie nie­śmia­łym uśmie­chem, a ja zauwa­żam dołe­czek w jej pra­wym policzku. Zdej­muje szpilki i siada ze skrzy­żo­wa­nymi nogami. Jest piękna, a gdy cza­sem patrzy na mnie oczami mło­dej dziew­czyny, wydaje się zagu­biona.

Zasta­na­wiam się, czy matka w końcu po nią przy­je­chała, i pró­buję sobie wyobra­zić, jak dziew­czynka czeka na nią, dusząc w sobie strach, że ni­gdy nie pojawi się, by ją ode­brać.

Pytam o to, lecz Eve mil­czy. Nie pamięta. Pod­czas naszych sesji czę­sto bywa nie­obecna duchem; wygląda przez okno, jak gdyby była ze mną i jed­no­cze­śnie jej nie było. Jest w niej coś, co odbiera mowę, choć chwi­lami spra­wia wra­że­nie prze­kłu­tego balo­nika.

Eve nie­jed­no­krot­nie staje się dla mnie odle­gła; ostroż­nie pod­cho­dzi do oka­zy­wa­nia inten­syw­nych emo­cji i popada w dłu­gie mil­cze­nie.

Patrząc na nią, zasta­na­wiam się, czy mnie także obsa­dziła w swym życiu w roli kie­rowcy – kogoś doro­słego, kto przy­je­dzie na czas, przej­mie kon­trolę i zawie­zie tam, gdzie powinna być. Sie­dzę w mil­cze­niu. Wiem, że zanim na mnie spoj­rzy lub się ode­zwie, może minąć dłuż­sza chwila.

– Wczo­raj wie­czo­rem znowu się z nim spo­tka­łam – zaczyna sesję, nawią­zu­jąc do swo­jego kochanka Josha, z któ­rym widuje się kilka razy w tygo­dniu.

Około 20.00, gdy współ­pra­cow­nicy wycho­dzą, Josh uru­cha­mia Line – japoń­ski komu­ni­ka­tor, z któ­rego korzy­stają do prze­sy­ła­nia sobie wia­do­mo­ści – i prosi ją, żeby przy­szła do jego biura. Eve wyja­śnia, że potrze­bo­wali bez­piecz­nej formy kon­taktu.

– Gdy Josh pod­su­nął pomysł uży­wa­nia tej apli­ka­cji, wyda­wało mi się, że powie­dział „Lying” (kłam­liwy), a nie „Line”, i pomy­śla­łam sobie: „Cóż za dziw­nie nie­wła­ściwa nazwa dla komu­ni­ka­tora”.

Eve śmieje się i dodaje sar­ka­stycz­nie:

– Sądzę, że powinna ist­nieć jakaś sieć kon­tak­tów dla zdra­dza­ją­cych; może rodzaj czatu, na któ­rym mogliby się wymie­niać infor­ma­cjami i radami, coś na kształt grup wspar­cia dla mło­dych matek. Nie uwa­żasz, że ktoś mógłby na tym nie­źle zaro­bić? Mnó­stwo ludzi grzęź­nie w zagu­bie­niu i dez­orien­ta­cji, nie mając poję­cia, jak pora­dzić sobie z cudzo­łó­stwem. – Uśmie­cha się lekko, ale wydaje się smut­niej­sza niż kie­dy­kol­wiek.

Nie patrzy na mnie.

– Kupi­li­śmy z Joshem kar­nety do Soul­Cycle, żeby mieć alibi dla wie­czor­nych spo­tkań. To dobra wymówka, gdy czło­wiek wraca do domu spo­cony i chce iść pro­sto pod prysz­nic. – Zawie­sza na chwilę głos, a potem podej­muje wątek: – Zmy­wa­nie jego zapa­chu z ciała zawsze mnie smuci. Wola­ła­bym z nim spać.

Eve bie­rze głę­boki wdech, jakby pró­bo­wała się uspo­koić, po czym dodaje z uśmie­chem:

– Josh mówi, że Soul­Cycle mogłoby zara­biać na sprze­da­wa­niu w niż­szych cenach fał­szy­wych kart człon­kow­skich jako alibi.

Odwza­jem­niam uśmiech, choć zdaję sobie sprawę, że w tym, co mówi, nie ma nic zabaw­nego. Pod płasz­czy­kiem dow­cip­nej formy rela­cji kryje się wiele nie­pew­no­ści, poczu­cia winy i stra­chu. Nagle obec­ność Eve zazna­cza się z pełną siłą i wyczu­wam ogrom jej bólu. Przy­cho­dzi mi do głowy, że wła­śnie teraz jest praw­dziwa, i rzu­cam na głos pyta­nie, czy chcia­łaby wyja­wić coś wię­cej na temat swo­jego romansu.

Pod­czas pierw­szej sesji Eve powie­działa, że jest mężatką i ma dwoje dzieci. Jej córka wła­śnie skoń­czyła dwa­na­ście lat, syn ma dzie­więć. Wyja­śniła, że posta­no­wiła pod­jąć tera­pię, bo w jej życiu stało się coś strasz­nego, co uświa­do­miło jej koniecz­ność się­gnię­cia po pomoc. Następ­nie opowie­działa mi o Joshu.

Eve spę­dza w jego biu­rze kilka wie­czo­rów w tygo­dniu. Jej kocha­nek jest nie­wol­ni­kiem nawy­ków, więc ich spo­tka­nia także są pod­po­rząd­ko­wane pew­nej ruty­nie: naj­pierw się kochają, potem zama­wiają jedze­nie, a gdy skoń­czą jeść, Josh odwozi ją do domu.

Począt­kowo nie­pew­nie, a póź­niej szcze­gó­łowo Eve opo­wiada mi o ich zbli­że­niach.

– Z Joshem nie kon­tro­luję niczego – mówi, doszu­ku­jąc się w moich oczach potwier­dze­nia, że rozu­miem, co ma na myśli. Tłu­ma­czy, że w swej ule­gło­ści wzglę­dem niego czuje się oto­czona opieką. Odnosi wra­że­nie, że Josh wie wszystko o niej i jej ciele, a ona może stra­cić kon­trolę pod jego domi­na­cją.

– Przy­wraca mnie do życia… wiesz, do czego zmie­rzam? – Nie czeka na odpo­wiedź.

Życie i śmierć od samego początku odgry­wają ważne role w nar­ra­cji Eve. Zaczy­namy przy­glą­dać się zależ­no­ściom mię­dzy sek­sem, śmier­cią a zadość­uczy­nie­niem oraz ich sil­nym powią­za­niom z jej rodzinną histo­rią. Dowie­dzia­łam się, że matka Eve w wieku czter­na­stu lat stra­ciła wła­sną matkę, która zmarła na raka. Przez dwa lata zaj­mo­wała się umie­ra­ją­cym rodzi­cem, lecz jakaś jej część ode­szła razem z nią. Obie powoli zda­jemy sobie sprawę, że dzięki sek­su­al­nej ule­gło­ści Eve zaspo­kaja tęsk­notę do zna­le­zie­nia się pod czy­imiś skrzy­dłami, bycia żywą i ule­cze­nia trau­ma­tycz­nej prze­szło­ści.

Eve zerka na zega­rek i sięga po buty, przy­go­to­wu­jąc się do zakoń­cze­nia sesji. Potem pochyla się w moją stronę i mówi cicho:

– Wzru­szam się za każ­dym razem, kiedy po wszyst­kim Josh odwozi mnie do domu. Uwiel­biam się z nim kochać i uwiel­biam, gdy mnie pod­rzuca.

Zapada jesz­cze jedno krót­kie mil­cze­nie, po któ­rym Eve dodaje nie­omal szep­tem:

– Patrzę, jak z poważną miną trzyma kie­row­nicę, i wydaje mi się naj­przy­stoj­niej­szym męż­czy­zną, jakiego kie­dy­kol­wiek spo­tka­łam. Chcę go poca­ło­wać, ale wiem, że to kiep­ski pomysł; w końcu nie jeste­śmy już w jego biu­rze i uda­jemy, że jest kie­rowcą z mojego ser­wisu samo­cho­do­wego.

Wysa­dza mnie kilka prze­cznic od domu, a mówiąc „dobra­noc”, czuję, że na moim sercu poja­wia się kolejna mała rysa. Nie chcę wcho­dzić na górę, wra­cać do głów­nego nurtu swo­jego życia. Josh dosko­nale wie, jak się czuję, i nie muszę mu niczego tłu­ma­czyć. „Pamię­taj, że bar­dzo cię kocham”, zapew­nia mnie. „Do zoba­cze­nia w środę. To już nie­długo; środa przyj­dzie szyb­ciej, niż myślisz”.

Krzy­wię się, a on wie, że z mojej per­spek­tywy środa jest odle­gła o całe lata, a zanim nadej­dzie, będę miała mnó­stwo uczuć i myśli, któ­rych on nie będzie czę­ścią. „Jestem na naszej apli­ka­cji”, mówi. „Jestem, nawet jeśli fizycz­nie mnie przy tobie nie ma”.

Eve zakłada oku­lary prze­ciw­sło­neczne.

– Wtedy zwy­kle prze­staję czuć cokol­wiek i wysia­dam z samo­chodu.

Domy­ślam się, że aby się z nim roz­stać, musi się odłą­czyć – i opo­wia­da­jąc o tym, robi to na moich oczach. Tracę z nią kon­takt w dłu­gim mil­cze­niu, które poprze­dza jej wyj­ście.

Wielu pacjen­tów przy­cho­dzi do mnie ze względu na moje doświad­cze­nie zawo­dowe w pisa­niu i naucza­niu o sek­su­al­no­ści. Zwra­cają się do mnie osoby zdru­zgo­tane roman­sem part­nerki lub part­nera, które same miały lub mają romanse, oraz kochanki i kochan­ko­wie ludzi pozo­sta­ją­cych w związ­kach mał­żeń­skich. Ich histo­rie i motywy są różne, lecz wszy­scy jawią się jako udrę­czeni zma­ga­niem się z tajem­ni­cami – wła­snymi lub innych, bli­skich im ludzi.

Choć zdaję sobie sprawę z trans­ak­cyj­nego aspektu każ­dego związku, wie­rzę rów­nież w miłość. Wie­rzę w siłę przy­wią­za­nia mię­dzy dwoj­giem ludzi, a także w lojal­ność będącą pod­stawą zaufa­nia, a destruk­cyjne i kre­atywne siły uwa­żam za nie­od­łączną część każ­dej rela­cji. Kochamy, a zara­zem cza­sami nie­na­wi­dzimy tych, któ­rych kochamy; ufamy im, jed­no­cze­śnie bojąc się krzywd, jakie mogą nam wyrzą­dzić. Jed­nym z celów roz­woju czło­wieka jest zdol­ność łącze­nia pozy­tyw­nych i nega­tyw­nych uczuć: nie­na­wi­ści z miło­ścią i kocha­nia ze świa­do­mo­ścią nie­od­łącz­nych chwil roz­cza­ro­wa­nia i gniewu. Im lepiej pozna­jemy swoje destruk­cyjne skłon­no­ści i im sku­tecz­niej nad nimi panu­jemy, tym więk­szą zysku­jemy zdol­ność do peł­nej miło­ści.

W życiu zawsze w jakimś stop­niu cho­dzi o napię­cie mię­dzy pra­gnie­niem nisz­cze­nia – zbu­rze­nia miło­ści, dobra i samego życia – a Ero­sem, który repre­zen­tuje nie tylko seks, ale także chęć prze­trwa­nia, two­rze­nia i bli­sko­ści. Napię­cie to ist­nieje w każ­dym aspek­cie naszego życia, nie wyłą­cza­jąc rela­cji.

Psy­cho­lo­gia pomaga nam w nazy­wa­niu tych pra­gnień i chęci, przy­wo­ły­wa­niu ich do jaźni oraz kwe­stio­no­wa­niu wybo­rów – zarówno naszych, jak i tych, któ­rzy byli przed nami. W przy­padku związ­ków roman­tycz­nych dzia­ła­nia te są wie­lo­płasz­czy­znowe, a odróż­nie­nie znisz­cze­nia i śmierci od prze­trwa­nia i życia nie zawsze jest oczy­wi­ste.

Wśród waż­nych powo­dów, które skła­niają ludzi do przy­cho­dze­nia na tera­pię, jest chęć odkry­cia nie­zna­nych prawd o samych sobie. Śledz­two to ma swój począ­tek w pra­gnie­niu dowie­dze­nia się, kim naprawdę jeste­śmy i kim byli nasi rodzice, a jego nie­od­łącz­nym pier­wiast­kiem jest lęk przed pozna­niem. Dla­czego Eve nawią­zała romans z Joshem? Czemu wyda­rzyło się to wła­śnie teraz? Jaki aspekt tego związku odnosi się do jej potrzeby prze­trwa­nia i chęci powrotu do życia, a jaki do śmierci i znisz­cze­nia? Pod jakim wzglę­dem jej obecne życie sta­nowi odbi­cie egzy­sten­cji poprze­dza­ją­cych ją kobiet i próbę uzdro­wie­nia nie tylko sie­bie, lecz także doświad­czo­nej przez los matki i umie­ra­ją­cej babci?

Nie­wier­ność jest destruk­cyjna, ponie­waż zawsze wyrzą­dza szkody w związku – nawet jeśli są one z początku nie­wi­doczne. Jed­nak ludzie wdają się w romanse nie tylko dla­tego, by znisz­czyć swój zwią­zek lub się z niego wyrwać; para­dok­sal­nie zdrada bywa nie­kiedy próbą utrzy­ma­nia mał­żeń­stwa. Nie­wier­ność czę­sto jest spo­so­bem na zrów­no­wa­że­nie sił panu­ją­cych w rela­cji lub zaspo­ko­je­nie zanie­dby­wa­nych potrzeb. W wielu przy­pad­kach romans, będący aktem sek­su­al­nym i nie­bez­po­śred­nią formą wyra­ża­nia nega­tyw­nych uczuć, takich jak wro­gość i gniew, sta­nowi także spo­sób na ochronę mał­żeń­stwa przed tymi emo­cjami, przy jed­no­cze­snym zacho­wa­niu jego dotych­cza­so­wego sta­tus quo.

W sek­sie znaj­dują swój wyraz uczu­cia nie­do­zwo­lone w samym związku – zwłasz­cza agre­sja. Nie dziwi więc fakt, że ludzie opi­sują poza­mał­żeń­ski seks jako dzik­szy, a ten mał­żeń­ski jako łagod­niej­szy i „cywi­li­zo­wany”. Nie­świa­do­mie chro­niąc się nawza­jem przed agre­sją, part­ne­rzy para­li­żują zwią­zek. Tam, gdzie nie ma prze­strzeni na agre­sję, zwy­kle nie ma też seksu.

Owo dia­lek­tyczne napię­cie mię­dzy życiem a śmier­cią prze­ja­wia się rów­nież w pożą­da­niu sek­su­al­nym, w szcze­gól­no­ści w dłu­go­trwa­łych związ­kach. Ame­ry­kań­ski psy­cho­ana­li­tyk Ste­phen A. Mit­chell w książce _Czy miłość trwa wiecz­nie?_ poru­sza kwe­stię kon­fliktu mię­dzy przy­godą a bez­pie­czeń­stwem w życiu sek­su­al­nym. Pod­kre­śla on, że romans, wital­ność i sek­su­al­ność są czyn­ni­kami, dzięki któ­rym życie warte jest nie tylko prze­ży­wa­nia, lecz także pie­lę­gno­wa­nia i delek­to­wa­nia się nim. Suge­ruje, że romans ma wiele wspól­nego z eks­cy­ta­cją życiem. Z bie­giem czasu jed­nak romans sek­su­alny łatwo prze­mie­nia się w coś znacz­nie mniej ożyw­czego, a nie­kiedy nawet staje się cię­ża­rem, ponie­waż karmi się ryzy­kiem, tajem­nicą i przy­godą, a nie bez­pie­czeń­stwem i swoj­sko­ścią, wła­ści­wym dłu­go­trwa­łej rela­cji.

Czy możemy na­dal pra­gnąć ludzi, przy któ­rych czu­jemy się naj­bez­piecz­niej? – pyta Mit­chell. Suge­ruje przy tym, że sekre­tem dłu­go­trwa­łej miło­ści jest deli­katna rów­no­waga mię­dzy bez­pie­czeń­stwem a zagro­że­niem; tym, co znane, a nowo­ścią. Psy­cho­te­ra­peutka Esther Perel w swej nowa­tor­skiej książce _Inte­li­gen­cja ero­tyczna_ szcze­gó­łowo oma­wia ów spe­cy­ficzny para­doks domo­wej atmos­fery i sek­su­al­nego pożą­da­nia oraz pomaga parom zna­leźć prze­strzeń na przy­gody, a tym samym na fascy­na­cję ero­tyczną w związ­kach. Zgłę­bia ona ponadto ten i inne tematy, aby przyj­rzeć się zło­żo­nej natu­rze nie­wier­no­ści.

Psy­cho­ana­li­tyczne śledz­two to zło­żona i pełna niu­an­sów wyprawa ku naj­wraż­liw­szym rejo­nom serca. W każ­dej z tych podróży na różne spo­soby uwi­dacz­niają się ryzyko i bez­pie­czeń­stwo, nisz­cze­nie i two­rze­nie, życie i śmierć oraz losy wielu poko­leń.

Pod­czas naszej pierw­szej sesji Eve nie zdej­muje oku­la­rów prze­ciw­sło­necz­nych. Sie­dzi na kana­pie ze skrzy­żo­wa­nymi nogami i chli­pie.

– Naro­bi­łam sobie kło­po­tów – mówi. – Nie wiem, może nawet już znisz­czy­łam sobie życie. Nie mam poję­cia, co robić.

Powie­działa mi póź­niej, że jej mąż jest dobrym czło­wie­kiem, a ona sama uważa swoje mał­żeń­stwo za satys­fak­cjo­nu­jące.

– Tak naprawdę kocham swo­jego męża – wyznaje. – Two­rzymy zgraną rodzinę, mamy cudowne dzieci, które są wszyst­kim, o czym zawsze marzy­łam. Mam każdą rzecz, jakiej pra­gnę­łam. Może po pro­stu jestem zbyt zachłanna.

Następ­nie opo­wiada o wie­czo­rze, kiedy to uzmy­sło­wiła sobie, że stra­ciła kon­trolę nad wła­snym życiem.

– Zwy­kle spo­ty­kamy się w jego biu­rze, ale tam­ten week­end był inny, bo zarówno jego żona, jak i mój mąż wyje­chali. Pomy­śle­li­śmy, że to dobra oka­zja, żeby spę­dzić ze sobą noc. Ni­gdy wcze­śniej tego nie robi­li­śmy i chyba oboje byli­śmy pod­eks­cy­to­wani i jed­no­cze­śnie zanie­po­ko­jeni.

Popro­siła opie­kunkę, żeby została z dziećmi na noc, a Josh wyna­jął pokój w hotelu po dru­giej stro­nie ulicy, przy któ­rej mie­ściło się jego biuro. Eve powie­działa, że gdyby jej mąż zer­k­nął na apli­ka­cję słu­żącą im do wza­jem­nego spraw­dza­nia swo­jego poło­że­nia, odna­la­złby ją bez trudu. Zain­sta­lo­wali ją na początku roku, aby móc kon­tro­lo­wać córkę, która wła­śnie skoń­czyła dwa­na­ście lat i zaczęła sama cho­dzić do szkoły.

– Pro­gram stał się poważ­nym pro­ble­mem, ponie­waż mia­łam świa­do­mość, że rodzina zawsze może spraw­dzić, gdzie jestem. Wiem, że w moich ustach nie brzmi to wia­ry­god­nie, ale nie­na­wi­dzę kłam­stwa – opo­wiada nie­omal prze­pra­sza­ją­cym tonem. – Wola­ła­bym niczego nie wyja­śniać, niż ich oszu­kać. Posta­no­wi­łam więc na tę noc wyłą­czyć tele­fon, żebym nie musiała kła­mać co do miej­sca pobytu. – Wzdy­cha. – Boże, co ja naro­bi­łam.

Eve cich­nie, a w jej oczach szklą się łzy.

– Ta noc z Joshem była lep­sza, niż sobie wyobra­ża­łam. Trudno mi nawet ubrać to w słowa, bo nie zda­wa­łam sobie sprawy, że można się tak czuć. W końcu mie­li­śmy kawa­łek spo­koj­nego miej­sca tylko dla sie­bie i jak się nam wyda­wało – cały czas świata. Czu­li­śmy się tak, jak­by­śmy byli praw­dziwą parą, cał­ko­wi­cie sobie oddaną, zanu­rzoną wza­jem­nie w swych cia­łach i umy­słach. Upra­wia­li­śmy seks przez dłu­gie godziny, a ja szep­ta­łam mu do ucha: „Kocham cię. Dzięki tobie jestem taka szczę­śliwa”. Odpo­wia­dał: „Wiem, słonko. Ja też jestem szczę­śliwy”. Zapy­ta­łam go, czy możemy nazwać to miej­sce naszym domem, mając na myśli mały pokój hote­lowy, który w tam­tej chwili wyda­wał mi się ide­alny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: