- W empik go
Encyklika Pascendi dominici gregis. O zasadach modernistów - ebook
Encyklika Pascendi dominici gregis. O zasadach modernistów - ebook
Encyklika o modernizmie ma znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich. W Niemczech katolickich nie głoszono jeszcze otwarcie błędów modernistycznych, ale przygotowywano grunt pod takie błędy. Hasła o uwewnętrznieniu katolicyzmu, o wciągnięciu świeckich w zarząd Kościoła rozlegały się głośno; monasterska petycja o zniesienie indeksu, wysławianie Schella jako pioniera nowych dróg w teologii, były symptomatami co najmniej podejrzanymi. We Francji taki Lagrange, Hummelauer nawet, poczęli wygłaszać w kwestiach biblijnych zdania, tchnące już modernizmem. Coraz wyraźniej pojawiała się pewna chwiejność w naukowych poglądach katolików, jakaś ciężka, duszna atmosfera unosiła się ponad ich dziełami. Odczuwano ogólnie jakby pewien kryzys religijny. Wtem pojawia się nowy syllabus a po nim encyklika o zasadach modernistów. W pierwszej chwili ogólne osłupienie. Przerażono się, nie miano pojęcia, że było tak bardzo źle.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-691-0 |
Rozmiar pliku: | 415 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gorączkowy rozwój materialnej kultury przy schyłku XIX w. oszołomił umysły. Myśl ludzka zwróciła się ku technicznym zdobyczom w dziedzinie nauk przyrodzonych i wprowadzała je do życia codziennego. Zbytek począł się szerzyć w sposób zastraszający wśród szerokich kół społeczeństwa a w ślad za nim szedł przesyt. Ale na zewnątrz życie to wyglądało i wygląda jeszcze świetnie. W stolicach europejskich przyćmiewa oczy blask marmurów, świateł, dekoracyj.
Równocześnie z materialną kulturą i duchowa cywilizacja nowych szukała dróg. Malarstwo rozbiegło się po bezdrożach impresyj, poezja bawiła się w muzykę słów, wszędzie rozbrzmiewały hasła nowości, modernizmu.
I rozpoczął się wielki korowód ludzkości, idącej na lep tej nowej kultury materialnej i duchowej. Pojawiały się coraz to nowe ogniki, którym przyklaskiwały i przyklaskują tłumy. Kultura stała się bożyszczem, któremu oddaje się cześć niemal boską. Pochłania ona nowożytnego człowieka do tego stopnia, że wszelkie ideały wyższe sięgające ponad ziemię, usunęła w dal niezgłębioną.
A jednak kultura ta nietrwała. Gorączkowa kultura materialna powoduje przesilenia finansowe; kilka podmuchów takich przesileń jeszcze, a z całej tej kultury pozostaną gruzy, które po wiekach może odgrzebywać będą przeszłości badacze. Wszak mówią dzieje o wyrafinowanie pięknej sztuce greckiej i rzymskiej, o przepysznych pałacach cezarów, a dziś zaledwo ślady z nich pozostały. Kultura zaś umysłowa, nieoparta na odwiecznych zasadach prawdy i piękna, nie zaspokoi tęsknot duszy. Toteż przesyt przejawia się wszędzie.
Był czas jednakże, i nie przeszedł jeszcze zupełnie, że ta nowożytna kultura olśniewała umysły. Zdawało się, że ona nieznanym jest przedtem czynnikiem, który zapowiada nową erę w dziejach świata. Ale nie dostrzegli tego zrazu niektórzy teologowie katoliccy, którzy ˝nowożytnego˝ człowieka, hołdującego zdobyczom tej kultury, pragnęli pogodzić z Kościołem, z wiarą. Nie dostrzegli, że pod tą mieniącą się tęczowymi barwami szatą nowożytnej kultury kryje się gruby materializm, który nie troszczy się o życie przyszłe, i stąd usiłowania ich nie tylko spełzły na niczym, ale sprowadziły ich na manowce.
I oni poszli za hasłem nowości. Sądzili, że dotychczasowa metoda nauczania wiary odstręcza nowożytnych ludzi od Kościoła, że trzeba wniknąć więcej w duszę nowożytnego człowieka, dostosować się i w rzeczach wiary do jego pojęć. Dowcipnie lubo drastycznie, powiada o nich autor artykułu Die ˝Moderne˝ ausserhalb und innerhalb der Kirche w czasopiśmie ˝Der Katholik˝ (Urteil eines Konvertiten. Von Aristides. 1907, 10. Heft, str. 386): ˝W Kościele upatrują zaniedbanego nieco wieśniaka, którego krawiec, szewc, fryzjer manikurą i pedikurą gruntownie winien ociosać, aby się mógł w salonach wielkiego świata obracać. Ten wieśniak musi cywilizowanie, nowożytnie wyglądać, żeby w krużgankach nowoczesnej Stoa nie podpadał. W tym stroju, tak szepcą pełni nadziei, zwycięży świat a skoro mu wąsa z fantazją podkręcą, mogliby z berlińskim fryzjerem nadwornym Habym zawołać: Es ist erreicht˝.
Ale to były smutne iluzje!
* * *
Na próbach pogodzenia nowoczesnego świata z Kościołem w wieku XIX nie zbywało. Kiedy się zarysowywać poczęło bankructwo filozofii panteistycznej następców Kanta, wystąpił Lamennais (˝Stimmen aus Maria-Laach˝, Die Enzyklika Pascendi und der Modernismus, 1908, I, str. 3), ˝uznając oprócz objawienia nadprzyrodzonego, należącego do wiary, pewne objawienie przyrodzone, dotyczące wszystkich potrzeb życia, które Bóg miał udzielić pierwszym rodzaju ludzkiego rodzicom, a które następnie podaniem miało się przekazać. Twierdził jednak, że rozum ludzki do tego zabytku prawd nic a nic dodać nie może i wywlekał przeciw pewności rozumowej przegniłe już od wieków starych sceptyków sofizmy˝ (Ks. Marian Morawski SI, Filozofia i jej zadanie 3, 1899, str. 404). Później usiłował Günther i inni w sposób racjonalistyczny ˝dostosować˝ dogmaty katolickie do poglądów filozoficznych owego czasu. Ale zakusy te nie zdołały rozbudzić ogólniejszego zajęcia a potępione przez Kościół niebawem zanikły.
Dopiero w ostatnich dwudziestu latach XIX w. podjęto we Francji na nowo podobne usiłowania. Pod wpływem nowoczesnej filozofii, w której agnostycyzm Kanta niemałą odgrywa rolę a ewolucjonizm wszelkie wyjaśnia objawy, zabrano się do przekształcenia dotychczasowej apologetyki. Odrzucono dowody rozumowe, ˝intelektualizm˝, a uczuciem religijnym, potrzebą bóstwa, poczęto tłumaczyć i istnienie Boga i objawienie i Chrystusa Pana i Kościół. Najgłośniej rozwijał takie teorie Blondel. Niebawem rozszerzono je i na kwestie biblijne. Najsmutniejszą sławę zjednał sobie pod tym względem Loisy. Chcąc zbić Harnacka Das Wesen des Christentums napisał książeczkę L'évangile et l'église w r. 1902. Pełno tam błędów i o ewangelii i o królestwie Bożym, o Synu Bożym, o Kościele, o dogmacie, o obrządkach (Michelitsch, Der neue Syllabus, 1908. Das System Loisys, str. 8-23). Niebawem poszli za nim inni. Le Roy, Houtin, Lapparent, Laberthonnière we Francji, Bonajutti, Murri, Minocchi, Semeria, Scoti Gualtieralti we Włoszech, Tyrrel, eksjezuita, w Anglii są zwolennikami nowych poglądów w teologii.
Zapatrywania tych nowatorów słusznie nazwano ˝modernizmem˝ (Bricout powiada w ˝Revue du Clergé Français˝, 1907, octobre, p. 9, że najstosowniejsza to nazwa. Loazyzm (loisyme) bowiem obejmowałby tylko niektóre zapatrywania nowatorskie; ewolucjonizm również zbyt ciasne zakreślałby modernistycznym mrzonkom granice.). Wszakże nowych szukali dróg do pogodzenia Kościoła z nowożytną cywilizacją. Nie kroczyli jednak śladami pierwszych apologetów chrześcijaństwa, którzy człowieka usiłowali dostosować do zasad Chrystusowych, lecz nagiąć pragnęli naukę, ustrój i zasadnicze podstawy Kościoła do wymagań tego świata. Skarżyli się na średniowieczne, przestarzałe przepisy kościelne, na zapoznawanie nowszych aspiracyj duszy ludzkiej, pragnęli więc oswobodzić Kościół od nieistotnych rzekomo naleciałości, nowe w nim rozbudzić życie. Ale te zakusy ich z Kościoła Chrystusowego nie byłyby zostawiły śladu – wszystko byłoby się rozpłynęło we mgle najgrubszego racjonalizmu.
* * *
Niełatwo ująć poglądy modernistów w jeden system. ˝Zapatrywań swoich nie przedstawiają, mówi Pius X, w pewnym porządku i systematycznie, lecz rozrzucają je i rozrywają jedne od drugich, aby się wydawało, że one nieokreślone i jakby chwiejne, lubo ustalone są i niewzruszone˝. Mimo to przedstawia je encyklika wyraziście w sposób dydaktyczny. Rozwija kolejno mniemania modernisty-filozofa, wierzącego, teologa, historyka i krytyka, apologety i reformatora.
Podstawą modernizmu jest system filozoficzny, zwany agnostycyzmem. Nie uznaje on nic więcej jak doświadczenie, uzyskane przez zjawiska (phaenomena). Wszystko, co leży poza zjawiskami, jest ˝niepoznawalne˝, niedostępne dla rozumu ludzkiego. Taka zasada, przeniesiona w sferę religijną, zburzyć musi wszelkie podwaliny wiary, oderwać ją od rzeczywistości, rzucić daleko poza granice wiedzy ludzkiej. Bóg, Kościół, wiara zawisły gdzieś w powietrzu. Istnienia Boga nie można wedle modernistów dowieść naukowo, bo Bóg nie zjawiskiem. Zaprzeczają zupełnie, że ˝rzeczy Jego niewidzialne od stworzenia świata przez te rzeczy, które są uczynione, zrozumiane, bywają poznane˝ (Do Rzymian I, 20). Odrzucają wszelkie dowody rozumowe w religii, wyszydzają je jako ˝intelektualizm˝.
A jednak istnieje religia. Jak ją moderniści tłumaczą? Tajemniczą jakąś potrzebą serca, tęskniącego za bóstwem, mistycznym jakimś uczuciem religijnym. To uczucie religijne wyjaśnia wedle nich wszystko. Ono i wiarę zastępuje i zbliża do Boga i objawienie odbiera od Boga bezpośrednio. ˝Wobec dziedziny niepoznawalności... budzi owa potrzeba bóstwa w duszy do religii skłonnej, bez poprzedniego rozumowania, jak uczy fideizm pewne uczucie; obejmuje ono rzeczywistość bóstwa jako przedmiot i jako wewnętrzną tegoż przyczynę i jednoczy poniekąd człowieka z Bogiem˝. To on immanentyzm filozoficzny, który wsłuchuje się w odgłosy, płynące z głębin uczucia, i wyjaśnia wszystkie tajemnice w religii. Wedle niego początkiem wszelkiej religii jest ono potrzebą bóstwa wytworzone uczucie religijne. Umacnia je pseudomistyczne doświadczenie religijne. Za pomocą pewnej intuicji serca bowiem ˝zbliża się człowiek bezpośrednio do rzeczywistości Boga i taką o istnieniu Boga i działalności Jego w człowieku i poza człowiekiem czerpie pewność, że ona wszelką naukową pewność znacznie przewyższa˝. Podzielenie się onym doświadczeniem z innymi ludźmi nazywają moderniści tradycją. Przypisują jej ˝pewną siłę sugestywną, która wpływa to na wierzącego, aby rozbudzić uśpione może uczucie religijne i ułatwić powtórzenie doświadczenia doznanego kiedyś, to na niewierzącego dotąd, aby wytworzyć po raz pierwszy uczucie religijne i wywołać doświadczenie˝. W podobny sposób działa wedle modernistów uczucie i doświadczenie religijne Chrystusa Pana; jakby z zarodka wybija się ono z duszy Zbawiciela i wpływa na uczucie religijne wierzących. Więcej jeszcze. Dało ono popęd do ustanowienia Sakramentów, Kościoła, kultu.
Najważniejszą więc rolę w systemie modernistów odgrywa ono uczucie religijne. ˝Rozum, mówi encyklika, przychodząc z pomocą onemu uczuciu, zniża się do niego i działa w nim jak malarz, który zatarte rysy obrazu rozjaśnia i odświeża˝. – Zadaniem jego pewne sformułowanie uczucia, ujęcie go w słowa. Na tym ujmowaniu w słowa uczucia religijnego polega wedle modernistów istota dogmatu. Ponieważ uczucie religijne się zmienia przez wyzwalanie się z pod wpływów rodzinnych albo narodowościowych, przez udoskonalenie umysłowe i obyczajowe człowieka, dlatego też zmienia się dogmat. To zastosowanie zasad ewolucji do nauki Kościoła.
Rzucając na rozhukane fale onego uczucia religijnego wszelkie pojęcia religijne, spaczyli moderniści całą naukę Kościoła, ściągnęli ją z wyżyn niebiańskich a osadzili na mieliźnie racjonalizmu. Już samo pojęcie Boga wytworem się staje fantazji ludzkiej. Ten Bóg mglisto zarysowujący się w ˝podświadomości˝, zależny od uczucia religijnego, to nie Bóg rzeczywisty, którego chwałę opowiadają niebiosa a dziełem rąk Jego wszelkie stworzenie, to nie Bóg objawiający się wielokrotnie i wielą sposobami ludziom, to nie Bóg dźwigający ludzkość i wiodący ją ku chwale, ku szczęściu. Objawienie modernistyczne to odsłanianie się Boga w uczuciu, Pismo św. to spisanie doświadczeń religijnych poszczególnych ludzi, Sakramenty to symbole, działające na uczucie religijne, Kościół to zrzeszenie się samowiedz religijnych. Na taką wiarę, w której zostały tylko puste dźwięki, słowa bez treści z wiary Chrystusowej, zgodzić się może i racjonalista. Ale one nie podbiją świata, nie przekształcą go, nie pozyskają dla Boga.
* * *
Taka w ogólnych zarysach treść modernizmu. Złożyły się na nią rozliczne prądy, od dawna już nurtujące umysły ludzkie. Protestantyzm, odrywając się od ożywczego źródła Kościoła, schodził coraz więcej na bezdroża racjonalistyczne. Utwierdził go w tej dążności Kant. Wszakże sławią go jako filozofa κατ’ έξοχήν protestanckiego. Toteż niebawem pokazały się skutki jego wpływów. Strauss, szkoła tybingska, Harnack, to jakby poszczególne etapy w tym protestanckim pochodzie destruktywnym dla chrześcijaństwa. Dla wielu teologów protestanckich Chrystus już nie jest Bogiem, chrześcijaństwo zlepkiem z helleńskich i żydowskich pojęć religijnych, wśród których i buddaistyczne echa się błąkają. Znany ten rozkład protestantyzmu. Ale dopiero encyklika o zasadach modernizmu odsłoniła tajemnicze oddziaływanie tego rozkładu i na niektórych teologów katolickich. To one ˝infiltrations˝, które z dzieł i rozpraw protestanckich sączyły powoli ale stale do pojęć takiego Loisy i innych modernistów. Dlatego też powiada Pius X w swej encyklice: ˝Na drogę tę (ateizmu i zniweczenia wszelkiej religii) wstąpił naprzód błąd protestancki; kroczy nią błąd modernistyczny; podąży nią niebawem ateizm. – Equidem protestantium error primus hac via gradum iecit; sequitur modernistarum error; proxime atheismus ingredietur˝.
Do mętnego źródła, z którego czerpali moderniści swoje zapatrywania, przyłączyła się wspomniana już powyżej żądza nowości i szczera chęć pozyskania nowożytnego świata dla Kościoła. Niestety, zbywało jej na onej cnocie pasywnej, na pokorze, poddaniu się pod kierownictwo Kościoła; cnoty aktywne, gorączkowa chęć działania, wyróżnienia się, wyniesienia, zaślepiała modernistów i powiodła daleko od Kościoła.
* * *
Encyklika o modernizmie ma znaczenie niesłychane. Śmiałe, z zuchwałością niemal wypowiadane zapatrywania modernistów wprowadzały pewne zamieszanie w pojęcia prawowiernych teologów katolickich. W Niemczech katolickich nie głoszono jeszcze otwarcie błędów modernistycznych, ale przygotowywano grunt pod takie błędy. Hasła o uwewnętrznieniu katolicyzmu, o wciągnięciu świeckich w zarząd Kościoła rozlegały się głośno; monasterska petycja o zniesienie indeksu, wysławianie Schella jako pioniera nowych dróg w teologii, były symptomatami co najmniej podejrzanymi. We Francji taki Lagrange, Hummelauer nawet, poczęli wygłaszać w kwestiach biblijnych zdania, tchnące już modernizmem. Coraz wyraźniej pojawiała się pewna chwiejność w naukowych poglądach katolików, jakaś ciężka, duszna atmosfera unosiła się ponad ich dziełami. Odczuwano ogólnie jakby pewien kryzys religijny. Wtem pojawia się nowy syllabus a po nim encyklika o zasadach modernistów. W pierwszej chwili ogólne osłupienie. Przerażono się, nie miano pojęcia, że było tak bardzo źle. Dziś widnieją już dobroczynne skutki i syllabusa i encykliki. Przeszła ponad światem katolickim jakby groźna burza, opadły trujące mgławice, światło prawdy katolickiej poczęło świecić na nowo jaśniej, niż kiedykolwiek. Zanika chwiejność, z czcią, z uwielbieniem spogląda lud katolicki ku Namiestnikowi Chrystusa, który stanął w obronie zagrożonej prawdy.
W grudniu roku ubiegłego wystosowali biskupi, w Kolonii zgromadzeni, następujący adres dziękczynny do Piusa X:
˝Ojcze Święty!
Nie zdziwisz się pewnie, ale raczej uznasz ze względu na okoliczności za rzecz słuszną, iż my biskupi królestwa pruskiego, wspólnie z biskupami z Moguncji, Strassburga, Metzu i Saksonii, po konferencji w Fuldzie, tak rychło zebraliśmy się ponownie.
Jako miejsce zebrania obraliśmy tym razem metropolię kolońską, ponieważ komunikacja z nią jest bardzo ułatwiona.
Pobudką do tej drugiej konferencji wśród zimy, była arcyważna encyklika Twoja, wydana niedawno przeciw błędom modernistów. Encyklika ta zaiste była trudnym, ale dla naszych czasów bardzo pożytecznym, a nawet koniecznie potrzebnym dziełem, ażeby liczne i wielostronne błędy modernistów, które bądź to otwarcie, bądź też skrycie się szerzą, przedstawić w świetle przyrodzonej i nadprzyrodzonej nauki, zbadać dokładnie ich źródła i przyczyny, ich wpływy nieszczęsne i szkodliwe scharakteryzować, a wreszcie wyszukać i wskazać środki zaradcze i zbawienne, aby uchronić przed błędami tymi narody. Niechaj będzie chwała i cześć Bogu za to, a Tobie, Ojcze Święty, podzięka. Skoro bowiem podniosłeś Swój głos, pełen powagi i szczerości, objaśniła zbawiennie chrześcijańska prawda świat cały i przyczyniła się do rozproszenia ciemności i błędów. Aby odwrócić tak wielkie zło, powołałeś potężnym Swoim słowem wszystkich biskupów na świecie do współpracownictwa. Otóż masz, Ojcze Święty, nas przed Sobą, szczerze gotowych do pełnienia Twoich rozkazów i przestrzegania Twych napomnień i do wytężenia wszelkich sił naszych duchowych, aby razem z Tobą wykorzenić i zniszczyć chwasty błędów, które nieprzyjaciel zasiał na niwie Pańskiej. Niechaj w tym dziele wspiera nas święta i niepokalana Maryja Panna i wstawi się za nami u Boskiego Jej Syna.
Tymczasem, ścieląc się do stóp Twoich, Ojcze Święty, prosimy Cię o apostolskie błogosławieństwo dla siebie i dla powierzonych nam owieczek˝.
* * *
Nowa encyklika, jedna z najdłuższych, na trzy rozpada się części. W pierwszej analizuje Pius X zasady modernistów. Przed oczyma czytelnika występuje z poglądami swymi modernista jako filozof, wierzący, teolog, historyk, krytyk, apologeta i reformator. Krótko, ale dobitnie zaznaczone myśli przewodnie modernizmu. Z sercem drgającym bólem odzywa się Papież o zabiegach swoich daremnych, żeby modernistów powstrzymać w ich zdrożnych zapędach. Wykazuje konsekwencje straszliwe, do których by modernizm doprowadził ludzkość. Nazywa go: ˝zespołem wszystkich herezyj – omnium haereseon conlectum˝. – W drugiej części bada przyczyny modernizmu. Najwięcej przyczyniła się do niego niewczesna ciekawość i pycha, a zarazem ignorancja zdrowej filozofii. – Stąd też w trzeciej części wymienia Ojciec Święty pomiędzy środkami zaradczymi na pierwszym miejscu studium scholastycznej filozofii w seminariach. Przestrzega przed profesorami i klerykami modernizmem zarażonymi, przypomina przepisy o czytaniu i wydawaniu książek i czasopism, zabrania modernistycznych kongresów duchowieństwa, ustanawia radę nadzorczą i wzywa Biskupów do sprawozdań co trzy lata o środkach zaradczych, wprowadzonych w ich diecezjach.
W końcu wspomina Ojciec Święty o nowej instytucji, którą zamierza powołać do życia. Bliższe szczegóły o niej zawiera list kardynała Merry del Val do prof. Pastora, który w tłumaczeniu polskim tu podajemy:
˝Wiadomo Panu dobrze, jak żywo Papież teraźniejszy zajmuje się postępem nauk i jak troszczy się o szlachetny ten cel, popierając i zachęcając doń przedstawicieli nauk teologicznych. Najświeższym dowodem tej troski znamiennej Zastępcy Chrystusowego jest encyklika Pascendi, podyktowana szczerą miłością prawdy, a przede wszystkim ostatni ustęp tego pisma doniosłego, w którym zapowiedziany zamiar papieski założenia zbiorowymi siłami wszechświatowego instytutu dla postępu nauk. Aby wzniosłą tę myśl w czyn zamienić, raczył Zwierzchnik Kościoła zamianować komitet kardynalski, któryby pokierował ruchem naukowym katolickim i nowy on instytut utworzył. Członkami komitetu mianował Ojciec Święty jako kardynałów-protektorów znanych mecenasów nauki: kardynałów Rampollę del Tindaro, Maffi'ego i Merciera. A ponieważ nieodzownie o to postarać się należało, aby sprawy instytutu nie cierpiały z powodu oddalenia kardynałów-protektorów, rozporządził Jego Świątobliwość, aby Eminencja kardynał Rampolla, ponieważ we Wiecznym mieszka Mieście, bezpośrednio kierował instytutem a jedynie przy najważniejszych sprawach porozumiewał się z swymi kolegami. Oprócz tego, cieszę się bardzo, że mogę Panu donieść, iż Jego Świątobliwość, wiedziony przekonaniem o potrzebie sekretarza dla komitetu kardynalskiego, godnego instytutu takiej doniosłości, Pana na miejsce to wybrał, ponieważ Pan wskutek szczególniejszego poważania u uczonych wszystkich narodowości i okazywanego zawsze przywiązania do zdrowej nauki pewną dajesz rękojmię, że poprzesz usilnie postęp nauk z pomocą wszechświatowego instytutu katolickiego, który powstanie. Ciesząc się, że donieść mogę o tych postanowieniach papieskich, abyś Pan niezwłocznie porozumiał się z wspomnianymi kardynałami, przede wszystkim z kardynałem Rampollą, korzystam chętnie z sposobności, aby Mu wyrazić swe poważanie.
R. Kardynał Merry del Val.
Rzym, 14 grudnia 1907 r.˝.
Pius X pragnie stłumić energicznie wszelkie porywy modernizmu. Świadczy o tym poniższe Motu proprio, 18 listopada 1907 wydane. Odnosi się ono przede wszystkim do decyzyj Komisji biblijnej, ustanowionej w r. 1902. Wydała ich ona dotąd cztery: o niezaznaczonych cytacjach i historycznych opowiadaniach w Piśmie św., o Pięcioksięgu Mojżeszowym i wiarogodności Ewangelii św. Jana.
˝W encyklice swej Providentissimus Deus z 18 listopada 1893 podniósł poprzednik nasz, niezapomnianej pamięci papież Leon XIII, doniosłe znaczenie Pisma św., zalecił jego studium i ustawił zasady, wedle których ono studium odbywać się miało. Wykazawszy wobec błędów i oszczerstw racjonalistów boskie Pisma św. piętno, bronił go również przed poglądami, które pod hasłem wyższej krytyki się rozpowszechniają. Poglądy te są jedynie odkryciami racjonalistów, jak mądrze się Papież wyraża, odkryciami, zapożyczonymi z filologii i innych pokrewnych jej nauk.
Zapobiegając wzmagającemu się z dnia na dzień niebezpieczeństwu, które zagrażało z powodu rozszerzania nierozważnych i przewrotnych poglądów, ustanowił tenże poprzednik nasz w Orędziu apostolskim Vigilantiae studiique memores z 30 października 1902 radę albo Komisję biblijną z kardynałów Kościoła rzymskiego, odznaczających się nauką i mądrością. Dodano im pod mianem konsultorów kilkunastu kapłanów, znanych jako teologów i krytyków biblijnych w świecie naukowym, pochodzących z rozmaitych narodowości a różniących się w metodzie egzegetycznej i poglądach swoich. Papież pragnął, aby ze względu na korzyść dla studiów i dla czasów obecnych najrozmaitsze poglądy ze zupełną swobodą w Komisji wypowiadano, badano, roztrząsano. Wedle onego orędzia winni kardynałowie po dokładnym zbadaniu wszelkich argumentów zupełnie pewne poglądy ogłaszać w kwestiach niewyjaśnionych. Niczego nie należy pomijać, co by pojawiające się w kwestiach biblijnych zagadnienia mogło więcej wyświetlić. Dopiero po przebyciu całej tej drogi, mieli dekrety swe przedkładać do zatwierdzenia i ogłaszać je następnie.
Po głębokim zbadaniu stosunków i starannych bardzo naradach wydała papieska Komisja biblijna pewne dekrety, niezmiernie przydatne do rzetelnego poparcia studiów biblijnych i poprowadzenia ich wedle niewzruszonych zasad.
Widzimy jednakże, że nie zbywa na mężach, którzy zbyt się skłaniając ku poglądom i metodom, stojącym pod wpływem zgubnego nowatorstwa, a uniesieni przywiązaniem do fałszywej wolności, która swawolą jest tylko i w teologii niebezpieczną bardzo i płodną w największe błędy przeciw czystości wiary się okazała, nie przyjęli dekretów takich, albo nie przyjmują ich, lubo je Papież potwierdził, z należytym posłuszeństwem.
Stąd oświadczyć i nakazać musimy i niniejszym oświadczamy i nakazujemy, że wszyscy w sumieniu poddać się winni dekretom papieskiej Komisji biblijnej, wydanym już albo przyszłym jej dekretom, tak samo, jak dekretom św. Kongregacyj, potwierdzonym przez Papieża; spotyka ich nagana i odmówienia posłuszeństwa i zuchwalstwa, a nawet ciężkiej winy, skoro słowem albo pismem dekrety takie zaczepiają, bo oprócz zgorszenia, które dają, i innych przewinień wobec Boga, najczęściej zbyt śmiałe a stąd błędne zapatrywania z takim łączą się postępowaniem.
Odrzucając coraz zuchwalej pojawiające się dążności niektórych modernistów, którzy różnymi sofizmatami i fortelami osłabić usiłują nie tylko dekret Lamentabili sane exitu, który z rozkazu naszego wydała Rzymska i Powszechna Inkwizycja 14 lipca r. b., ale i encyklikę naszą Pascendi Dominici gregis, wydaną 8 września r. b., powtarzamy i zatwierdzamy mocą powagi naszej apostolskiej i on dekret najwyższej św. Kongregacji i encyklikę naszą, a uzupełniamy je karą ekskomuniki na tych, którzy się im sprzeciwiają; oświadczamy też i rozporządzamy: jeśliby ktoś, broń Boże, w zuchwałości swojej tak daleko miał się posunąć, żeby cośkolwiek z potępionych w jednym albo drugim wspomnianym już dokumencie twierdzeń, poglądów i nauk bronił, popada ipso facto w cenzurę Docentes konstytucji Apostolicae Sedis, w cenzurę, która pierwszą jest wśród ekskomunik latae sententiae, zastrzeżonych Papieżowi. Ekskomunikę tę należy tak pojmować, że kary jej dosięgają tych, którzy występują przeciw przytoczonym wyżej dokumentom, tak, jak dosięgają rozszerzających i broniących herezyj, jeśli ich twierdzenia, poglądy, nauki są heretyckie, co u wrogów onych obydwóch dokumentów dość często się zdarzy, zwłaszcza, jeśli bronią błędów modernistów, tego zespołu wszelkich herezyj.
Poza tym rozkazujemy Biskupom diecezjalnym i Zwierzchnikom zakonnym na nowo, aby uważali szczególnie na profesorów, przede wszystkim przy seminariach. A skoro się okaże, że zapatrywania ich przesiąkły zupełnie modernistycznymi błędami, że nieustannie zajmują się nowymi a zgubnymi teoriami, że nie troszczą się o wydane już przepisy Stolicy Apostolskiej, należy ich urzędu nauczycielskiego pozbawić. Od święceń wykluczyć trzeba też tych młodzieńców, którzy choćby najlżejsze nasuwają podejrzenie, że hołdują nowym a potępionym teoriom.
Równocześnie napominamy, aby czujnie a nieustannie usuwali z obiegu księgarskiego dzieła, znajdujące się na pochyłości a rozpowszechnione niestety już aż nadto. Więcej jeszcze wytrącać je powinni z rąk uczącej się młodzieży duchownej. Skoro spełnią to zadanie z należytą troskliwością, postarają się też o prawdziwe a rzetelne wykształcenie duchowieństwa. A na wykształcenie to regensi baczyć powinni przede wszystkim. Pragniemy i rozporządzamy, aby przepisy te mocą powagi naszej stały się prawem, a znosimy wszelkie rozrządzenia przeciwne.
Dan w Rzymie u św. Piotra 18 listopada 1907, w piątym roku naszego pontyfikatu.
Pius Papież X˝.
* * *
Wedle dość dawnego zwyczaju wybija się w Rzymie co rok medale na pamiątkę najważniejszego zdarzenia wśród pontyfikatu panującego Papieża. W r. 1907 wybito medal z napisem: Modernismi errore deleto. Zaprawdę: wykazanie i potępienie zgubnych zasad modernizmu pozostanie bodaj największym Piusa X czynem. Przyrównywano encyklikę Pascendi dominici gregis do encykliki Rerum novarum; obydwie są wielkimi pomnikowymi dziełami, ale w ostatniej chodziło jedynie o objaw życia społecznego, w pierwszej zaś chodzi o podwaliny życia katolickiego. W wiekowych zapasach odnosi znowu prawda zwycięstwo – wśród tylu systemów ludzkich i ten nowy, zdradziecki zwyciężony.
X. Stanisław Okoniewski.Encyklika Pascendi dominici gregis O zasadach modernistów
Wstęp
Poruczony Nam od Boga urząd pasterski nad owczarnią Chrystusową obejmuje przede wszystkim zadanie, określone przez Chrystusa, zachowania jak najczujniej skarbu wiary, przekazanej wiernym, przed nowymi, niekościelnymi pojęciami i zarzutami nieprawej nauki. Tej czujności najwyższego Pasterza potrzeba ludowi katolickiemu po wszystkie czasy; za sprawą bowiem nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego, nie zbywało nigdy na ludziach ˝mówiących przewrotności˝ (Act. XX, 30), ˝próżnomównych i zwodzicieli˝ (Tit. I, 10), ˝błądzących i w błąd wwodzących˝ (II Tim. III, 13). Przyznać jednakże należy że w ostatnim czasie pomnożyła się niesłychanie liczba nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego, którzy usiłują sposobami nowymi zupełnie i pełnymi chytrości zniweczyć ożywczą potęgę Kościoła, a nawet, jeśliby im siły dopisały, zburzyć do szczętu Królestwo Chrystusowe. I stąd nie wolno nam dłużej milczeć, aby się nie zdawało, że zaniedbujemy najświętsze zadanie swoje, i ażeby łagodności naszej, którą kierowaliśmy się dotąd w nadziei, że nastąpi upamiętanie, nie poczytano za zapomnienie obowiązku.
Do bezzwłocznego wystąpienia w tej sprawie zniewala nas przede wszystkim ten powód, że zwolennicy błędów nie znajdują się już wśród otwartych jedynie nieprzyjaciół, ale, nad czym najwięcej boleć i czego lękać się trzeba: kryją się w łonie i wnętrzu Kościoła i o tyle są niebezpieczniejsi, o ile trudniej ich rozpoznać. – Mamy na myśli, Czcigodni Bracia, wielu z pośród katolików świeckich, a nawet, co najsmutniejsza, spośród kapłanów, którzy z pozornej ku Kościołowi miłości, bez głębszego wykształcenia filozoficznego i teologicznego, a co gorzej, aż do szpiku kości przejęci zapatrywaniami, głoszonymi przez przeciwników Kościoła, zuchwale narzucają się na odnowicieli Kościoła i w zwartym szeregu zaczepiają butnie najświętsze sprawy w dziele Chrystusowym, nie oszczędzając nawet Osoby Boskiego Zbawiciela, w której nie widzą w świętokradzkim zapędzie nic więcej, jak tylko zwykłego, prostego człowieka.
Dziwią się ci ludzie, że zaliczamy ich do nieprzyjaciół Kościoła; nie zdziwi się jednakże temu z pewnością nikt, kto, pomijając ich zamysły, które Bóg osądzi, zapozna się z ich zapatrywaniami, z ich sposobem mówienia i działania. A nawet nie mija się z prawdą, kto uważa ich za przeciwników, dla Kościoła niebezpieczniejszych od wszystkich innych. Przemyśliwają bowiem o zgubie Kościoła nie z zewnątrz, ale w jego łonie i stąd tkwi niebezpieczeństwo w samych niemal żyłach i wnętrznościach Kościoła, a cios mu zadany tym groźniejszy, im dokładniej owi nieprzyjaciele Kościół znają. A nadto przykładają siekierę nie do gałęzi i latorośli, ale do korzenia, do wiary i do drgnień jej najgłębszych. Przeciąwszy zaś ten korzeń nieśmiertelności, rozprowadzają truciznę po całym drzewie. Nie ma prawdy katolickiej, której by nie dotknęli, której by skazić nie usiłowali. A niezliczonych używając sposobów wyrządzenia szkody, niesłychaną posługują się przebiegłością i zdradą. Udawają naprzemian to racjonalistów, to katolików, i to z takim podstępem, że niebacznego łatwo w błąd wprowadzają. Zuchwalstwo do ostatnich posuwają granic; nie cofają się przed żadną konsekwencją, narzucając ją uporczywie i bez wahania. Poza tym widnieje w nich, co niezmiernie łatwo zwieść może umysły: życie nadzwyczajnie czynne; wytrwałe a gorliwe zajęcie się naukami; dążenie do życia, podpadającego surowością obyczajów. W końcu, co wyklucza niemal nadzieję naprawy, zapatrywania ich tak ich usposobiły, że gardzą wszelką władzą i nie znoszą żadnych wędzideł, lecz dufając złudnemu przeświadczeniu wewnętrznemu, usiłują zamiłowaniu prawdy przypisać to, co w rzeczywistości przypisać należy pysze i uporowi. – Pocieszaliśmy się zaprawdę niekiedy nadzieją, że naprowadzimy tych ludzi na lepsze tory; dlatego też obchodziliśmy się z nimi zrazu łagodnie jak ze synami, potem użyliśmy surowości, w końcu, lubo niechętnie, skarciliśmy ich publicznie. Wiecie jednak, Czcigodni Bracia, że usiłowania nasze nie odniosły skutku: na chwilę ugięli karku, aby niebawem podnieść go tym zuchwalej. Gdyby o nich samych chodziło, moglibyśmy na to nie zważać, ale tu chodzi o wiarę katolicką, o jej bezpieczeństwo. Stąd przerwać musimy milczenie, które by nadal było zbrodnią; zedrzeć maskę musimy tym ludziom i okazać ich całemu Kościołowi w ich prawdziwej postaci.
Podział encykliki
Ponieważ moderniści, tak ich bowiem ogólnie a słusznie nazywają, w sposób nader przebiegły, zapatrywań swoich nie przedstawiają w pewnym porządku i systematycznie, lecz rozrzucają je i rozrywają jedne od drugich, aby się wydawało, że one nieokreślone i jakby chwiejne, lubo ustalone są i niewzruszone, stąd zaleca się, Czcigodni Bracia, zapatrywania te zestawić przejrzyście i wykazać zachodzący między nimi związek, poczym wykryjemy przyczyny błędów i podamy środki ku odwróceniu niebezpieczeństwa.Część I
Analiza zasad modernistów
Aby w przedmiocie tym, głębszych wymagającym badań, zachować porządek, zaznaczyć należy, że modernista każdy więcej w sobie przedstawia i łączy osób; jest on filozofem, wierzącym, teologiem, historykiem i krytykiem, apologetą, reformatorem; wszystkie te role należy odróżnić, jeśli się pragnie systemy ich poznać i źródła oraz konsekwencje ich doktryn zbadać.
1. Modernista jako filozof
a. Agnostycyzm
Rozpoczynamy od filozofa. Moderniści w nauce swej uważają tak zwany agnostycyzm jako podwalinę filozofii religijnej. Wedle tej teorii wskazany jest rozum ludzki jedynie na zjawiska, na to, co podpada pod zmysły i to w tej postaci, w jakiej pod zmysły podpada; nie ma rozum ani prawa ani możności przekroczenia tych granic. Stąd nie może wznieść się ani do Boga ani też istnienia Jego poznać ze stworzeń widzialnych. Stąd wynika, że Bóg bezpośrednio nie może być żadną miarą przedmiotem wiedzy; w historii zaś nie należy Boga uważać jako przedmiot dziejowy. – Wobec takich założeń, łatwo zrozumieć, co się stanie z teologią naturalną, z pobudkami wiary, z objawieniem zewnętrznym. Znoszą je moderniści do szczętu i przekazują intelektualizmowi; śmieszny to wedle nich system i zarzucony już dawno. I nie powstrzymuje ich nawet ta okoliczność, że Kościół one błędy potworne jak najwyraźniej potępił. Wszakże Sobór Watykański orzekł uroczyście: ˝Jeśliby kto twierdził, że Boga jednego i prawdziwego, Stwórcę i Pana naszego, ze stworzeń, światłem przyrodzonego rozumu ludzkiego, poznać nie można, niech będzie wyklęty˝ (De Revel., can. I); a dalej: ˝Jeśliby kto twierdził, że niemożliwą jest albo nie wypada, aby objawienie Boże pouczało człowieka o Bogu i czci Bogu należnej, niech będzie wyklęty˝ (Ibid., can. II); a w końcu: ˝Jeśliby kto twierdził, że objawienie Boże znaki zewnętrznymi nie może się stać wiarogodnym i stąd jedynie przeświadczenie wewnętrzne albo natchnienie prywatne ludzi do wiary pobudzić może, niech będzie wyklęty˝ (De Fide, can. III). – Trudno zrozumieć, w jaki sposób dochodzą moderniści z agnostycyzmu, który w rzeczy samej jest tylko ignorancją, do naukowego i historycznego ateizmu, który natomiast polega na bezbrzeżnej negacji, jeśli rzekomo nie wiedzą, czy Bóg wpłynął na dzieje ludzkości; trudno zrozumieć, jakim prawem logicznym dochodzą do tego, żeby wyjaśnić dzieje bez Boga, o którym przypuszcza się, że rzeczywiście na dzieje nie wpływał. To jedno uważają za pewnik niewzruszony, że nauka i historia muszą być ateistyczne; w dziedzinie tychże można jedynie mówić o zjawiskach, nie ma w nich miejsca dla Boga i dla spraw Bożych. – Zobaczymy niebawem, co na podstawie tej nierozumnej nauki sądzić należy o najświętszej Chrystusa osobie, co o tajemnicach Jego życia i śmierci, o Jego zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu.
b. Immanencja życiowa
Agnostycyzm uważać należy w nauce modernistów jedynie jako stronę negatywną...........................Część III
Środki zaradcze
Temu szeregowi potwornych błędów, wdzierającemu się skrycie i otwarcie, usiłował poprzednik nasz, śp. Leon XIII, zwłaszcza w zagadnieniach biblijnych, zapobiec słowem i czynem. Ale modernistów, jak się przekonaliśmy, nie łatwo przerazić tą bronią: udawając posłuszeństwo i najgłębsze uszanowanie, nadawali słowom Papieża inne znaczenie a wystąpienia jego odnosili do innych ludzi. Zło olbrzymiało z dnia na dzień. Postanowiliśmy zatem, Czcigodni Bracia, nie czekać dłużej i skuteczniejsze obmyślić środki. – Was zaś prosimy i błagamy................