Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Epi. Nie pozwól mi upaść - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
1 lutego 2022
Ebook
44,99 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Epi. Nie pozwól mi upaść - ebook

Około jednego procenta społeczeństwa choruje na epilepsję, a Lena należy do osób dotkniętych tą chorobą. Padaczka niespodziewanie pojawiła się w jej życiu, wywracając je do góry nogami. Nastoletnia dziewczyna traci przyjaciół, chłopaka, wiarę w siebie i nadzieję na świetlaną przyszłość, a jej ucieczką od szarej codzienności są książki fantasy, w szczególności te autorstwa tajemniczego Kaja.

Mijają lata, Lena uczy się żyć ze swoją towarzyszką Epi. Wyprowadza się do Katowic, zaczyna studia na Akademii Sztuk Pięknych i wszystko wskazuje na to, że nawet z epilepsją da się spełniać marzenia.

Alek ma wszystko: studio tatuażu, kobiety na skinienie palcem i paczkę dobrych przyjaciół. Sprawia wrażenie wyluzowanego, lubiącego się zabawić bad boya z wielkim ego. Ale pozory mylą, a przeszłość potrafi wyciągnąć macki i namieszać w dotychczasowym życiu w najmniej spodziewanym momencie.

Poznaj historię ludzi zmagających się ze swoimi demonami, walczących o lepsze jutro mimo przeszkód. Co zmieni się w świecie Leny i Alka, gdy ich drogi się skrzyżują? Czy uda im się pokonać mrok i zaznać szczęścia?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-960242-9-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Lena

Przenikliwy ból głowy sprawia, że jeszcze bardziej zaciskam już zamknięte powieki. Lewa półkula mózgu pulsuje przeraźliwie, co zagłusza wszystkie myśli. Mam wrażenie, że ktoś przystawił mi wielki gwóźdź do skroni i zaczął go bezlitośnie wbijać.

Odczuwam pragnienie. Moje gardło woła choćby o łyk wody, ale nie jestem w stanie się podnieść. Ba, nie jestem w stanie zrobić niczego i doskonale wiem, jaka jest tego przyczyna.

Słyszę spanikowane głosy otaczających mnie ludzi. Ich krzyki doprowadzają mnie do szału. Błagam, zamknijcie się choć na chwilę! proszę ich w myślach, lecz nikt nie reaguje.

Jest mi potwornie zimno, a w następnej sekundzie tak gorąco, jakbym płonęła od środka.

Bezskutecznie próbuję poruszać obolałymi kończynami. Jestem wyczerpana jak po kilkudniowym intensywnym treningu na siłowni, który przeżyło się w kilka minut.

– Wezwijcie pogotowie, na litość boską! – woła jakaś kobieta. Słyszę, że jest mocno zdenerwowana. – Drogi Jezu, co jej się stało? – pyta.

– Pani, a skąd ja mam wiedzieć? – odpowiada mężczyzna, który jeszcze chwilę temu wycierał mi ślinę z twarzy. – Szedłem z zakupów do domu i widzę, że dziewczyna pada na ziemię i zaczyna się trząść – tłumaczy, odgarniając mi włosy ze spoconego czoła. – Pani, takiego czegoś to ja jeszcze nie widziałem.

– Zadzwoniłam po karetkę, zaraz tutaj będę – oświadcza trzecia osoba, a mnie w ułamku sekundy robi się niedobrze.

Chce mi się płakać z bezsilności. Nienawidzę tej pieprzonej choroby. Nienawidzę tego, że w tak okrutny sposób wyklucza mnie z normalnego życia. Nienawidzę, że odbiera mi zdolność kontrolowania własnego ciała. Nienawidzę, że przez nią już nikt nie patrzy na mnie tak jak dawniej.

Zbieram siły i wreszcie otwieram oczy. Powieki mam ciężkie, jakby były z ołowiu. Wszystko wokół wiruje i nie chce przestać.

– Nie trzeba – mówię, a raczej próbuję mówić. Nawet mój głos odmawia mi posłuszeństwa. – Nie trzeba nigdzie dzwonić – powtarzam nieco głośniej.

– Spokojnie, dziecko. – Nieznajomy mężczyzna ciągle głaszcze mnie po głowie. Ten rytuał prawdopodobnie bardziej koi jego nerwy niż moje. – Zabiorą cię do szpitala i przebadają. Dobrze się czujesz? – pyta. – Jesteś cała poobijana. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby mnie tutaj nie było.

– Nic mi nie jest – szepczę, ale wiem, że to, co on widzi, kłóci się z moją wypowiedzią. – Chcę do domu – oświadczam.

Najchętniej położyłabym się teraz do łóżka i zasnęła jak kamień. Ratownicy medyczni w niczym mi nie pomogą, czasami bywa wręcz odwrotnie. Nie mam dobrych doświadczeń ze służbą zdrowia.

Słysząc syrenę zbliżającej się karetki pogotowia, czuję jeszcze większy niepokój. Wiem, że ludzie, którzy się wokół mnie zebrali, chcą mi pomóc. Ataki epilepsji nie należą do przyjemnych doświadczeń. Nie mówię tylko o sobie, ale także o towarzyszących mi osobach – świadkach. Zdaję sobie sprawę, że nieznajomy mężczyzna czuje się w tej chwili równie bezradny jak ja. Był zmuszony obserwować, jak tracę kontrolę nad własnym ciałem, padam jak ścięte drzewo i kaleczę się o przedmioty znajdujące się obok.

– Chcesz się czegoś napić? – Kobieta w żółtym berecie i czerwonym szaliku przyklęka na jedno kolano, podając mi butelkę wody. – Na pewno dobrze się czujesz? – powtarza pytanie mężczyzny, patrząc na mnie z politowaniem.

Moja ręka drży, gdy sięgam po plastikową butelkę. Cała się trzęsę, jakby panowała ujemna temperatura. Nie mogę się od tego powstrzymać, moje ciało jest wydrenowane z energii.

– Muszę się tylko wyspać – odpowiadam, obserwując, jak dwóch ratowników wyskakuje z karetki. Rozpoznając twarz jednego z nich, uśmiecham się krzywo. – Naprawdę nic mi nie jest – zapewniam.

– Lenka – wita się Artur, zwalniając nieco tempo. – Odwieziemy cię do domu – mówi, a mnie spada kamień z serca, że trafiłam akurat na niego.

Artur Mirczak skończył w tym roku trzydzieści lat i jest synem przyjaciółki moich rodziców. Zawsze chciał zostać ratownikiem medycznym i uważa tę pracę za spełnienie marzeń. Kocha pomagać ludziom i jest w tym naprawdę dobry.

– Dziękuję za pomoc – zwracam się do ludzi, którzy się mną zajęli.

– Nie ma za co, dziecko – odpowiada kobieta w żółtym berecie. – Szybkiego powrotu do zdrowia – życzy mi, a ja ledwo powstrzymuję się od głośnego westchnienia.

Żeby to tylko było takie łatwe. Jako epileptyczka nie mogę liczyć na to, że usłyszę od lekarza prowadzącego dobrą nowinę w stylu: „Zapiszę pani takie fajne lekarstwo i proszę je brać przez dwa tygodnie. Spokojnie, wyjdzie pani z tego i za jakiś czas będzie w pełni zdrowa”.

Padaczka jest nieuleczalna. Pocieszeniem jest to, że w niemal siedemdziesięciu procentach przypadków jej napady można kontrolować poprzez leczenie farmakologiczne, choć równie dobrze może ono zawieść.

– Zabiorę cię do twojego mieszkania, ale muszę wiedzieć, że nie będziesz sama – oznajmia Artur, uśmiechając się do mnie sympatycznie. – Aśka jest w pracy?

Joasia jest moją dobrą koleżanką, ale nie nazwałabym naszej relacji prawdziwą przyjaźnią. Mamy przed sobą wiele tajemnic i dzieli nas zbyt duży dystans. Dziewczyna jest bardzo miła i nie traktuje mnie jak dziwoląga, ale rzadko kiedy pokazujemy się razem poza mieszkaniem. Aśka to typ imprezowiczki, podczas kiedy ja wolę spokojny kącik, muzykę w tle i dobrą książkę.

– Piątki ma wolne – odpowiadam, przecierając zmęczone oczy, po czym zatrzymuję się spojrzeniem na poobijanych dłoniach. – Tym razem nie było tak źle – przyznaję, ciesząc się, że nie wyrządziłam sobie większej krzywdy.

Mam za sobą niejedno złamanie kości i paskudne skaleczenia, które czasami goiły się całymi tygodniami. Zdarzyło się również wstrząśnienie mózgu. Czuję się chodzącą katastrofą.

– Lenka…

– Wszystko będzie dobrze, co nie? – uprzedzam stwierdzenie, które niemal za każdym razem opuszcza usta Artura. – Jedźmy już.

Nie wiem, jak długo spałam – prawdopodobnie kilkanaście godzin. Niby minęło wystarczająco dużo czasu, bym zdążyła się do tego przyzwyczaić, w końcu próbuję zaprzyjaźnić się z moją towarzyszką Epi od ponad ośmiu lat. Mimo to nadal nie daję rady. Najchętniej skopałabym jej dupsko i posłała w diabli.

Nie mogę powiedzieć, że ten czas niczego mnie nie nauczył. Podczas pierwszych czterech miesięcy z Epi żyłam w ciągłym lęku przed wystąpieniem napadu. Szczególnie że podczas demonstracji jego sił jestem cały czas nieświadoma tego, co się dzieje. Nie mogę nic zrobić. Nie reaguję na żadne bodźce i jestem całkowicie sparaliżowana. Bardzo długo bałam się nawet zasnąć, ponieważ nocą również miewam napady. Byłam kłębkiem nerwów. Specjalnie unikałam kontaktu z innymi, coraz bardziej ograniczając się do wykonywania podstawowych czynności takich jak jedzenie, picie, toaleta i w miarę możliwości sen. Często leżałam w swoim pokoju, wpatrując się w biały sufit i zastanawiając się: Co dalej? Przyszłość malowała się w szarych barwach, a ja nie miałam już sił, by żywić choćby iskrę nadziei. Możliwe, że wegetowałabym tak do dziś… gdyby nie Kaj.

Krew pulsuje mi w skroniach, kiedy wreszcie wstaję z łóżka. Zakładam ulubione wytarte dżinsy i spraną czarną bluzę z napisem: Nie licz dni, spraw, by dni się liczyły.

Nie mogąc się powstrzymać, podchodzę do biurka i siadam na krześle obrotowym. Włączam laptop z nadzieją, że Kaj odpisał już na mój e-mail.

Uśmiecham się delikatnie, widząc jedną nieodczytaną wiadomość w skrzynce pocztowej. Mój żołądek burczy głośno, ale ja całkowicie go ignoruję i koncentruję się na czytaniu:

Wiesz, że znów nie mogłem spać w nocy? To powoli robi się męczące. Przewracam się z boku na bok i tylko resztka zdrowego rozsądku powstrzymuje mnie od walnięcia się prosto w dziób. Tak, dobrze myślisz… Wziąłem nawet pod uwagę Twoją propozycję z gumowym młotkiem. W każdym razie postanowiłem nie spędzać całego tego „niezasypiającego” czasu na bezsenności. No i jestem. Piszę do Ciebie, mimo tego, że ostatnią wiadomość wysłałem kilka godzin temu. Sam nie wiem, co w międzyczasie o mnie myślałaś, ale wiedz, że przecież nie jestem jakimś stalkerem! Dobra, nawet w moich uszach zabrzmiało to mało wiarygodnie. Zignoruj to zdanie i przejdź dalej.

Uśmiecham się szerzej, kręcąc lekko głową. Jeśli któreś z nas jest tutaj stalkerem, to na pewno nie on. Jakby na to nie patrzeć, to ja obserwuję każdy jego profil w social mediach i komentuję wszystko, co udostępni. Kocham jego styl pisania, stworzone przez niego historie i bohaterów. Dzięki niemu mam możliwość przeniesienia się do zupełnie innego świata. Uratował mnie od depresji i tęsknoty za normalnym życiem. No, kurczę, przecież Kaj jest czarodziejem.

Czuję się zobowiązany, by podzielić się z Tobą pewną wiadomością – skończyłem prace nad moją najnowszą książką, więc możesz być ze mnie dumna. Twoje nękanie poskutkowało, i to jak! Stwierdziłem, że choćby nie wiem co, przygwożdżę dupsko do fotela i napiszę dziennie przynajmniej trzy strony. Teraz pozostaje mi tylko liczyć, że moje „dzieło” zaspokoi Twoje potrzeby… Nie! Wróć! To wcale nie miało tak zabrzmieć i tak, zdaję sobie sprawę, że zabrzmiało tak dopiero teraz, gdy Cię na to naprowadziłem.

Nie powstrzymuję się od cichego śmiechu. Uwielbiam osobliwy humor Kaja. Podoba mi się jego otwartość i to, że pisze od serca. Założę się, że jest jednym z tych typów, którzy mówią, co im ślina na język przyniesie i nie przejmują się zdaniem innych. Czasami wyobrażam sobie, jak by wyglądało nasze spotkanie. Czy rozmawialibyśmy ze sobą tak samo swobodnie jak teraz? A może milczelibyśmy, zawstydzeni swoją obecnością? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiem, ale może to i lepiej. Nie chcę psuć tego, co aktualnie mamy. Nie mam pojęcia, jak Kaj wygląda i tak właściwie nie wiem nawet, jak się naprawdę nazywa. Jego książki można kupić w większości księgarń, ale używa pseudonimu i jeszcze nigdy nigdzie nie zdradził swojej prawdziwej tożsamości. Niektórzy jego czytelnicy spekulują, czy rzeczywiście jest facetem, co doprowadza go do szału.

W załączniku znajdziesz tekst. Będę z niecierpliwością czekał na Twoją opinię. Bądź bezlitosna, jak zawsze. Wiesz, że to lubię.

Znów kręcę głową, chichocząc pod nosem. Pamiętam, jak bardzo się ucieszyłam, gdy udało mi się dostać do grupy jego beta-czytelników. Wtedy nawet nie śmiałam marzyć o tym, że kiedyś zostaniemy prawdziwymi przyjaciółmi. Nieważne, że nigdy nie spotkaliśmy się na żywo, bo wiadomości, jakie ze sobą wymieniamy są o wiele cenniejsze. Może to głupie, ale mam wrażenie, że gdyby nie Kaj, już nigdy nie potrafiłabym się szczerze uśmiechać.

Dobra, dość o mnie. Napisz mi, jak idzie Tobie. Skończyłaś już najnowszą pracę? Wiesz, że na nią czekam. Masz tę rzadką umiejętność nadawania obrazom tego czegoś. Kiedy patrzę na Twoje dzieła, mam wrażenie, że ukryłaś w każdym z nich część własnej duszy.

Owijam kosmyk ciemnych włosów wokół palca i zaczynam się nim bawić. Sztuka jest moją największą pasją. Kaj ma po części rację – poprzez malowanie wyrażam siebie. To pewnego rodzaju terapia. Słowa nigdy nie były moją mocną stroną, o wiele łatwiej pokazać mi to, co czuję, poprzez tworzenie obrazów.

Twoja ostatnia praca była bardzo smutna. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem. Jeśli nie chcesz o tym gadać, to równie dobrze możemy razem pomilczeć, ale pamiętaj, że masz we mnie wsparcie.

Wzdycham głośno. Nie potrafię zliczyć, ile razy trzymałam w ręku telefon komórkowy, wybierałam numer do Kaja i… za każdym razem tchórzyłam. Prawda jest taka, że boję się usłyszeć jego głos. Jestem mu niezmiernie wdzięczna, że nie prosi o mój numer i nie pyta, dlaczego jeszcze do niego nie zadzwoniłam. Jakby wiedział, że ta na pozór łatwa decyzja, wcale taka nie jest.

Kiedyś mi napisałaś, że życie potrafi być okrutne. Ale wiesz co? Ono potrafi być także zaskakujące… w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czasami trzeba dać mu szansę. Sam bardzo długo nie mogłem dojść do porozumienia z własnym losem, ale zaufaj mi, nigdy nie jest całkowicie ciemno. Nigdy! A kiedy będziesz myślała, że nie ma nadziei, to zawołaj mnie. Zobaczysz… przybiegnę choćby z pieprzoną zapałką w ręku i pokażę Ci, że nawet w najgorszej sytuacji można dostrzec światło.

Alek

Otwieram drzwi do studia tatuażu, który zdaniem mojej kochanej babci jest świątynią szatana. Przeczesuję swoje ciągle mokre po prysznicu włosy palcami. Jestem cholernie zmęczony i do tego mam potwornego kaca po wczorajszej imprezie. Że też dałem się namówić na degustację tego… czegoś. Kuba postradał resztki rozumu, częstując nas tym świństwem. Nie mówię, że kreatywność to coś złego, ale, kurwa mać, mógłby być kreatywny w innych dziedzinach, a nie w mieszaniu drinków.

– Fuck, wyglądasz jak zombie – wita się ze mną Kara, przerywając na moment mycie podłogi. – Mówię ci, rolę w The Walking Dead dostałbyś od ręki.

– Odpierdol się – mruczę, pokazując jej środkowy palec, po czym padam ociężale na wielki fotel stojący w kącie pomieszczenia.

Zamykam oczy, próbując nie myśleć o pulsującym bólu głowy. Zabiję Kubę. Normalnie wypruję z niego flaki. Wiem, co robię, stary, powiedział. Taaa, jeśli planował morderstwo moich szarych komórek, to rzeczywiście wiedział, co robi.

– Czyżby Chemik znów coś zmalował? – pyta koleżanka, chichocząc pod nosem. Miło, że chociaż jej jest do śmiechu.

– Żebyś, kurwa, wiedziała – odpowiadam tak cicho, że nie jestem pewien, czy mnie usłyszała.

– Wczoraj, jak miałeś przerwę, przyszedł na chwilę i zaczął się chwalić swoim nowym przepisem – oświadcza, nie przestając się śmiać. Matko, jak ja jej w tej chwili nienawidzę. – Jak myślisz, dlaczego mnie wieczorem u was nie było…?

– Wal się, Kara – mamroczę. Odpowiada mi jeszcze głośniejszym śmiechem. – Co ja ci zrobiłem, że postanowiłaś skierować mnie prosto w paszczę lwa?

– A tam, nie przesadzaj. Słyszałam, że nieźle się bawiłeś – mówi, a ja jestem niemal przekonany, że porusza kokieteryjnie brwiami i wygląda jak postać z kreskówki.

Czy dobrze się bawiłem? No cóż, jeśli seks z ledwo poznaną laską to niezła zabawa – owszem. Problem w tym, że dla mnie to nic nadzwyczajnego. Nic, z czego mógłbym być dumny. Możliwe, że w oczach znajomych jestem zadufanym w sobie kobieciarzem, który robi, co chce i z kim chce, ale w rzeczywistości nie mają o mnie pojęcia.

– Masz klienta za pół godziny – informuje mnie Kara, kładąc mi dłoń na ramieniu. – Wypij to. – Podaje mi szklankę zimnej wody, zapewne zmieszanej z aspiryną. – Nie chcemy, żeby zamiast motylka wyszła ćma, co nie?

– Jakbym kiedykolwiek w życiu wytatuował komuś pieprzonego motylka – burczę, wlewając w siebie zawartość szklanki. – Spokojnie, dam radę.

– Jak zawsze, Alek. – Mruga do mnie i jakbym nie znał jej lepiej, pomyślałbym, że właśnie ze mną flirtuje.

Nie jestem w typie Kary. Prawdę mówiąc, żaden facet nie jest w jej typie. Może to i lepiej. Obawiam się, że w przeciwnym razie nigdy nie zostalibyśmy przyjaciółmi. Z jej kształtnymi piersiami, mega tyłeczkiem, kocimi oczami i ustami wręcz stworzonymi do obciągania… Nie, stop!

Szczupła blondyna, moja klientka, siada na krześle, a ja przygotowuję sprzęt.

– Będzie zajebiste – stwierdzam. Siadam na krześle obok niej i zakładam lateksowe rękawiczki. – Zaboli – ostrzegam szczerze, oczyszczam jej skórę, następnie nasączam papierowy ręcznik alkoholem i przecieram miejsce, które będę tatuował. – Jak poczujesz się niekomfortowo, od razu daj mi znać. Możemy zrobić przerwę w każdej chwili, dobrze? – Nakładam środek do odbijania wzoru na zdezynfekowane miejsce.

– Jasne – odpowiada, uśmiechając się przy tym szeroko. – Zaczynaj – ponagla mnie.

To nie jej pierwszy tatuaż, ale poprzednie dwa zostały wykonane na ramieniu i zewnętrznej części uda. Mandala, której wzór właśnie odbijam na alabastrowej cienkiej skórze, będzie zdobić jej prawą dłoń.

– Będę niemal dotykał kości – tłumaczę.

– Jeśli o mnie chodzi, możesz dotykać, czego tylko chcesz – oświadcza, a ja ledwo powstrzymuję się od wywrócenia oczami. Pięknie. Po prostu zaje-kurwa-biście.

– Taaa – przeciągam to słowo, nie mając najmniejszego zamiaru skończyć między jej nogami. A przynajmniej nie dzisiaj.

Zerkam na jej twarz i widzę, że się rumieni. Uśmiecham się delikatnie, ponieważ nie chcę, by czuła się skrępowana. Nie teraz, kiedy jestem w pracy, a jej opinia podsumuje nie tylko moje zachowanie, ale także działanie studia.

Kiedy jestem pewien, że wzór wysechł, przykładam igłę do skóry blondi. Mocno skupiony na przemian tatuuję jej dłoń i przemywam specjalnym mydłem. Staram się, by tatuaż wyszedł perfekcyjnie.

– Długo tu pracujesz? – pyta nagle.

– Skarbie, to moje studio – odpowiadam, unosząc kącik ust.

W wieku piętnastu lat zrobiłem sobie swój pierwszy tatuaż. No i się zaczęło. Zaprzyjaźniłem się z Cichym, właścicielem studia tatuażu w Gliwicach, i robiłem wszystko, by przyjął mnie na staż. Wylewałem z siebie siódme poty, żeby kiedyś móc robić takie dzieła jak on.

Rysowałem od najmłodszych lat. Począwszy od komiksów, ulubionych postaci z kreskówek czy świata fantasy, skończywszy na realistycznych motywach. Nigdy nie studiowałem, ale szczerze… nie żałuję tego.

Przez dłuższy czas byłem uczniem Cichego, ale bardzo chciałem robić tatuaże samodzielnie, stać się częścią tej magicznej sztuki. Harowałem jak wół, żeby móc kupić sobie własny sprzęt, a po czterech latach wreszcie pozwolono mi przyjąć pierwszego klienta.

Teraz, mając dwadzieścia osiem lat, jestem właścicielem jednego z najlepszych salonów tatuażu na Śląsku i czuję z tego powodu cholerną dumę.

– Co robisz po pracy? – odzywa się blondi po godzinnym milczeniu.

Kto by się tego spodziewał? Przez moment zastanawiam się, czy odpowiedź w stylu: „Patrzę, jak robisz mi loda” będzie adekwatna do sytuacji, ale hamuję się w ostatniej chwili i zamiast tego mówię:

– Mam coś do załatwienia.

– Ach tak? – mruczy jak kotka.

– Gotowe! – oznajmiam i, ścierając rozmazany tusz, odsłaniam mandalę na jej dłoni.

– Wygląda idealnie – zachwyca się. – Jest naprawdę mega.

– Spodziewałaś się czegoś innego? – Wstaję, rozprostowując kręgosłup. – Te palce potrafią zdziałać cuda – stwierdzam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.

– Nie wątpię – zgadza się ze mną, po czym jeszcze raz przygląda się nowemu nabytkowi.

– Smaruj go tym – polecam, dając jej krem wspomagający regenerację skóry.

Moje mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze wysokiego budynku. Od jakichś dwóch tygodni nie działa winda, więc jestem zmuszony zapierdzielać po schodach pięć pięter. Ból głowy całe szczęście nie jest już tak uporczywy jak z rana, ale nadal daje o sobie znać.

Kiedy w końcu przekraczam próg mojej samotni, oddycham z ulgą, zatrzaskując za sobą drzwi. Zrzucam z siebie skórzaną kurtkę i zdejmuję czarne glany, po czym ruszam do otwartej kuchni.

Nieważne, co babcia myśli o moim zawodzie, nigdy, ale to przenigdy nie zostawiłaby mnie na pastwę losu. Widuję się z nią przynajmniej raz w tygodniu i zawsze kończę z wiklinowym koszem w ręku, wypełnionym po brzegi domowym żarciem. Nie, żebym narzekał. Kocham tę kobietę, a jeszcze bardziej kocham jej jedzenie. Big Mac i frytki nie umywają się do śląskiej rolady z kluskami.

Podgrzewam obiad i zjadam go w błyskawicznym tempie, następnie biorę szybki prysznic, by wreszcie walnąć się na łóżko.

Zanim gaszę światło, spoglądam na włączony laptop. Czasami mam wrażenie, że prowadzę dwa różne życia.

Choć wiem, że powinienem się położyć, nie mogę oprzeć się pokusie. Siadam przy biurku i sprawdzam nowe wiadomości w skrzynce.

Szczerzę się jak głupi dzieciak, widząc, że mi odpisała. Nie mam pojęcia, jak doszło do tego, że nasza relacja stała się nagle tak bliska, intensywna i… intymna? Pisząc z Leną, nie czuję potrzeby ukrywania się i grania roli kogoś, kim w rzeczywistości wcale nie jestem. Mam wrażenie, że tej dziewczynie mógłbym powiedzieć o wszystkim, a ona nigdy nie spojrzałaby na mnie z góry.

Otwieram wiadomość, którą wysłała mi zaledwie dwie godziny temu, i zaczynam czytać.

Masz rację. Życie, choć potrafi dać nieźle w kość, jest zaskakujące. Nie można koncentrować się wyłącznie na złych momentach, o wiele ważniejsze są te dobre. Gdyby to tylko nie było takie trudne. Bywają chwile, kiedy mam ochotę zamknąć się w pokoju i krzyczeć w poduszkę, aż ujdzie ze mnie cała frustracja. Może to głupie, ale uwierz mi, czasami to jedyna metoda, dzięki której mogę spokojniej zasnąć.

Jeśli chodzi o moją ostatnią pracę, tutaj również się nie mylisz. Malując ją, miałam wszystkiego dość. Chciałam wyrzucić z siebie tę negatywną energię i w końcu odetchnąć. Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym z Tobą pogadać. Nie masz także pojęcia, jak bardzo pragnę tej rozmowy uniknąć. Pewnie myślisz, że jestem totalnie pokręcona, ale wiesz co? Lepiej być pokręconym niż perfekcyjnie nudnym.

Unoszę kącik ust i już chyba po raz setny zastanawiam się, czy zapytać ją o numer. Jednak tego nie robię. Gdyby rzeczywiście chciała usłyszeć mój głos, już dawno by do mnie zadzwoniła. Nie muszę być geniuszem, by wiedzieć, że nie jest na to gotowa.

Lena jest chyba najbardziej emocjonalnym człowiekiem, jakiego miałem okazję poznać w całym swoim życiu. Nie jest to w moich oczach wada, wprost przeciwnie. Jej dzieła, bo inaczej nie można tego nazwać, tętnią życiem. Wystarczy jeden rzut oka, by rozpoznać, co czuła, tworząc dany obraz.

Dobra, dość użalania się nad sobą. Spędziłam nad tym wystarczająco dużo czasu. Cieszę się ogromnie, że Twoja nowa powieść jest już gotowa. Mam nadzieję, że koniec tego tomu nie wygląda tak jak zakończenie poprzedniego. W przeciwnym razie źle się to dla Ciebie skończy. I nie, to nie jest groźba, to poważna obietnica!

Uśmiecham się szerzej, wyobrażając sobie ją – jakkolwiek wygląda – wbiegającą do mojego pokoju i walącą mnie patelnią w łeb. Czy byłaby do tego zdolna?

Chcesz się pośmiać? Pewnie, że chcesz. No to słuchaj tego. Wczoraj postanowiłam pomalować jedną ze ścian mojego pokoju na ciemny fiolet. Nie widząc innego wyjścia, zamknęłam drzwi, żeby Bernard nie mógł do mnie wejść – wiesz, jaki on jest, wystarczy moment nieuwagi, by zrobił coś głupiego. Gdy kończyłam, usłyszałam, że ktoś wchodzi do środka. Zanim się obejrzałam, ten skubaniec ocierał się już o świeżo pomalowaną ścianę! (Nie pytaj mnie, jak otworzył drzwi, sama tego nie wiem). No więc teraz, jak na prawdziwą artystkę przystało, mam superkreatywne dzieło w pokoju – fioletowa ściana z odbiciem dupy Bernarda. Mówię Ci, klasa. A jakby tego było mało, sierściuch nie pozwolił mi się wykąpać. Ledwo wsadziłam jego biało-fioletowy tyłek do wanny i odkręciłam wodę… Bernard – czysta panika w oczach. Panika i żądza mordu! Zemścił się na mnie, drapiąc po przedramionach, i czmychnął z łazienki… cały mokry! No to ja jak furia lecę za nim i obserwuję, jak podskakuje i otrzepuje się jak szalony, rozbryzgując farbę po dosłownie wszystkim. Wyobraź sobie minę mojej współlokatorki, gdy wróciła do mieszkania. Ja – podrapana, z fryzurą godną Cruelli de Mon, Bernard – na wpół fioletowy, świrujący po całym pomieszczeniu. Szok wypisany na twarzy Aśki był bezcenny. W pierwszej chwili odjęło jej mowę, w drugiej wywróciła oczami, a w trzeciej machnęła na nas ręką i zabarykadowała się we własnym pokoju. Także… mam nadzieję, że masz wolne miejsce u siebie, jakby moja kochana współlokatorka postanowiła się mnie pozbyć. Tylko pamiętaj, mnie dostaniesz tylko w dwupaku z Bernim.

Uśmiecham się ponownie i cieszę się, że Lena ma przy sobie kogoś, kto sprawia, że jej życie jest pełne barw. Bernard – kot ragdoll, z godnym podziwu charakterkiem – jest jej najlepszym przyjacielem, nie licząc oczywiście mnie. Lena napisała mi, że dostała go w prezencie od rodziców, kiedy w jej życiu zaczęło się wszystko walić. Nigdy nie zdradziła mi szczegółów, ale domyślam się, że cokolwiek się wydarzyło, nieźle nią wstrząsnęło.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: