- W empik go
Eurazjatyzm na wspak. Polscy tradycjonaliści przeglądają się w zwierciadle Eurazji i udają, że to nie oni - ebook
Eurazjatyzm na wspak. Polscy tradycjonaliści przeglądają się w zwierciadle Eurazji i udają, że to nie oni - ebook
Jarosław Bratkiewicz – urodzony w 1955 roku, ukończył z wyróżnieniem Instytut Spraw Międzynarodowych (MGIMO) w Moskwie. W latach osiemdziesiątych działał w podziemiu wydawniczym, między innymi w wydawnictwie „Krąg”. Od 1982 roku pracował w Polskiej Akademii Nauk, gdzie uzyskał stopnie doktora i doktora habilitowanego w zakresie nauk o polityce. Jego aktywność wspierali i ukierunkowywali tacy uczeni jak Jan Baszkiewicz, Jadwiga Staniszkis, Edmund Wnuk-Lipiński, Franciszek Ryszka czy Bronisław Geremek. Od 1991 roku pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a od 1992 roku w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Ambasador na Łotwie w latach 1996–2001. W latach 2010–2015 był Dyrektorem Politycznym MSZ.
Spis treści
Autorskie podziękowania
Wyznanie niewiary
Eurazjatyzm: cywilizacja‑kontynent
Dąb polskości: czasy piastowskie
Dębowa (jak beczka) polskość: czasy Jagiellonów i monarchii elekcyjnej
Monarchiczna w formie, republikańska w treści, mocarstwowa z pozoru
Absolutyzm – despotyczny? Despotyzm – absolutny?
Rozwidlenie dróg dziejowych: Europa ku oceanom, Rzeczpospolita ku eurazjatyckiej głuszy kontynentalnej
Wolność/wstrzemięźliwość, niewola/swawola, równość z równymi
Despotyzm i anarchia
Eurazjatycka odrębność kulturowa
Święte samodzierżawie i mesjanizm
Demokracja szlachecka i sarmatyzm
Harce ducha: wyjątkowość, samozadowolenie, fatalizm i antychrysty
„…poszli nasi w bój bez broni!”. Mit i rytuał
Rosja i Polska – w oczach Zachodu i w autopercepcji
Odblask cienia: Druga Rzeczpospolita po Pierwszej
Jak w warunkach Polski Ludowej wyłonił się „stan trzeci”?
Wyzwolenie znaczy zniewolenie
Osmoza i odtrącenie
Przez fundamenty PRL‑u
przebija się nowa ontologia…
…i porasta chwastami tradycjonalizmu
Polska burżuazja: wola bez mocy czy moc bez woli?
Quod erat demonstrandum
Tożsamość kolażu
Niech eurazjatyzm eurazjatyzmem się odciska
Zaprzepaszczona alternatywa: unia polsko‑pruska
Polska napompowana jagiellonizmem
Ciąg dalszy dziejów Przedmurza
Polska dwubiegunowa – kolejna odsłona
Romantyczni (po sarmacku), europejscy (rodem z Sarmacji)
„Partyzantka” patriotyczno‑niepodległościowa
Bolszewizm redivivus
O tym, jak Polską zarzucało w dziejach
Angelologia polityczna i demonomachia
„Twarda gra”. Rzecz o PiS‑owskiej dyplomacji
Twardziele, ich sposób myślenia i działania
Unia Europejska, imperium w masce
„Równo, ławą, na Niemca! Na psubraty!”
Rosja, wróg śmiertelny – i przyjaciele Moskale
Magiel polityczno‑historyczny
Misterium smoleńskie
Indeks osób
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-242-6532-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka, którą Czytelnik bierze do ręki, swoje powstanie zawdzięcza kilku istotnym czynnikom i okolicznościom polskiego tu i teraz.
Przede wszystkim do jej napisania przyczyniła się – a piszę to bez radości – „dobra zmiana”, jaka zagościła w Polsce po wyborach 2015 roku. Wszak opętały ją fanaberie „patriotyczne” i „niepodległościowe” na scenie polskiej – a ja opętaństwa nie lubię. Każdego, kto dotąd z dumą i satysfakcją przyczyniał się do wypiętrzania Polski nad jej dotychczasową siermiężność i bylejakość, do akumulacji zamożności i siły kraju, do wzrostu jego autorytetu międzynarodowego, pobudzało to bodaj do namysłu nad Rzeczpospolitą. Albowiem wyrosły z prestiżu, chluby i powagi unowocześniającej się Polski patriotyzm pracy i pomnażania mocy Ojczyzny zderzył się łeb w łeb z fanfaronadą Prawa i Sprawiedliwości, które – przyoblekłszy się w kontusz „podmiotowości” i z karabelą „godności” w łapie – koczkodaniło na niwie tak wewnętrznej, jak i zwłaszcza zagranicznej. Normalną tedy reakcją musiało być przynajmniej zastanowienie się, dlaczego w obecnej Polsce powróciły skompromitowane przez dzieje schorzenia sarmatyzmu i tradycjonalnej tromtadracji. I uznanie tych zjawisk nie za grę przypadku, nie za niefart, który wyrokiem nieoznaczoności wypadł na ruletce politycznej, lecz za symptom chronicznej patologii, której poddawały się dzieje polskie od czasów przynajmniej jagiellońskich. Wymagało to – tak to w każdym razie pojmowałem – zmierzenia się z historią Polski, opowiedzenia jej sobie na nowo, aby rozpoznać i zdiagnozować źródła, z których dziś wyziewa recydywa tradycjonalizmu. Ale PiS-owi za to nie dziękuję.
Podziękowania natomiast składam tym wszystkim, którzy podtrzymywali mnie i wspierali w moim zamiarze piśmienniczym. Nade wszystko dziękuję recenzentom książki. A więc Pani Profesor Jadwidze Staniszkis, dzięki której przez lata współpracy w Instytucie Studiów Politycznych PAN wyszlifowałem umiejętność rozumienia istoty i współoddziaływań „dużych struktur” socjopolitycznych, przemierzających historię „długiego trwania”. Panu Profesorowi Adamowi Danielowi Rotfeldowi, mistrzowi dyplomacji niesionej na wysokiej fali profesjonalizmu, kultury i kompetencji politologicznej. Obojgu jestem wdzięczny za ich życzliwe oceny – które traktuję jako intelektualnie mocne i po ludzku serdeczne wsparcie mego wyboru na niwie pisarstwa uobecnionego w polityce polskiej.
Słowa podziękowania kieruję do Pana Ministra Radosława Sikorskiego, który był pierwszym – tyleż entuzjastycznym, co krytycznym – recenzentem mej książki. Sąd mojego byłego zwierzchnika, który utwierdził rangę Polski w strukturach integracji europejskiej, traktuję z należytą powagą – i z wdzięcznością.
Zasługa powstania niniejszej książki należy również do kręgu osób i instytucji, które nie tylko słowem, ale i wkładem materialnym umożliwiły pojawienie się Eurazjatyzmu na wspak na rynku wydawniczym. Dziękuję tedy Pani Helenie Łuczywo, Panu Piotrowi Niemczyckiemu i Panu Adamowi Michnikowi oraz Collegium Civitas i jego Rektorowi, Profesorowi Stanisławowi Mockowi, za jak najbardziej praktyczne dźwignięcie procesu wydawniczego na poziom, na którym mógł on już być tylko sukcesem.
Nie mogę tutaj nie podziękować moim młodszym kolegom, którym zawdzięczam szereg sugestii bibliograficznych; w tej mierze słowa wdzięczności kieruję zwłaszcza do Pana Doktora Konrada Świdra i do Pana Piotra Chuchro.
Dziękuję Panu Jackowi Gawłowskiemu za fenomenalną propozycję okładki.
Dziękuję wreszcie – last but not least – wydawnictwu Universitas, które podjęło ryzyko (wierzę, że sowicie się ono opłaci) wydania niniejszej książki.Wyznanie niewiary
W czymże się wyraża tytułowe „na wspak”? Ponad sto dwadzieścia pięć lat temu Joris-Karl Huysmans w powieści uznanej za biblię dekadentyzmu i wydanej pod tytułem À rebours tłumaczył jej myśl przewodnią ekstrawagancjami bohatera, który „lotem strzały uciekał w marzenia, chronił się w ułudę arcydziwacznych feeryj, żyjąc samotnie, z dala od swoich czasów, przywołując wspomnienia epok bardziej na duchu krzepiących, środowisk mniej nikczemnych. (…) Uważał, że wyobraźnia łatwo zdoła zastąpić wulgarną rzeczywistość faktów. Jego zdaniem było możliwe zaspokajać żądze o reputacji najtrudniejszych do nasycenia w życiu normalnym, a to za pomocą lekkich forteli, zgrabnych falsyfikatów”1. Narracja poniższa obraca się więc wokół kilku słów-kluczy i znaczników. Przede wszystkim odnosić się będzie do tej dekadencji w polityce polskiej dzisiaj, która nie wie, że nią jest, albo udaje, że nie wie. Co więcej, zaklina się, że reprezentuje muskulaturę i witalizm, że personifikuje zdrowe siły narodu. Pochylić się nam przyjdzie nad blagą tężyzny takiej, która wzbiera w rytuale, a wiotczeje w realnym życiu. Okaże się, że w dzisiejszej Polsce doktrynalną krzepkością przepasano wątłość myśli, że hołubi się zmitologizowany komunał i że polityczna jurność na pokaz impotentnieje w odtwórczości. Rzecz też będzie o politycznej teurgii, przy pomocy której publikę uwodzi wzięta tu na cel formacja polityczna.
Formację, która teatralizuje politykę, nazwiemy tradycjonalistami. Konsekruje ich pojęcie tradycji – słowo o olbrzymiej socjohistorycznej mocy sprawczej, zgrabnie też brzmiące jako imię nowo narodzonej w pomieszczeniu PRL-owskich związków zawodowych dziewczynki (por. Miś Stanisława Barei). Tradycjonalizm to aktywistyczne, forsowne, wojownicze wręcz kultywowanie i narzucanie zasad i wymogów tradycji, odpowiednio doktrynalnie obrobionej. „Tradycjonalizm niemal zawsze przybiera postać ideologiczną i ekstremistyczną” – powiada Edward Shils, wyrocznia amerykańskiej socjologii w tych sprawach. „Domaga się namiętnie pełnego i świadomego kultywowania tradycji w tak wypracowanej formie, która nie jest znana zwykłemu pojmowaniu tradycji. Wyjątki, zastrzeżenia czy odchylenia są postrzegane wyłącznie jako rzeczy wyrodne, i tylko tradycja w swej pełnej krasie wyłania się jako właściwy drogowskaz postępowania. (…) Tradycjonalizm jako opracowany system tradycji przejawia naturalną tendencję do dławienia wolności”2. Tradycjonaliści, gdy zdoktrynalizują tradycję i rozpiszą ją na polityczne cele oraz akcje, widzą rację ponadczasową i bezdyskusyjną, która ukierunkowuje zbiorowość ludzką w jej masowych zachowaniach, sytuując ją blisko okna witrażowego, z którego przesącza się mistyka komunikatu integralnego. Tradycjonalizm przejawia się w zachowaniach zrytualizowanych, a ich powtarzalność syci się przekazem o czynach i wydarzeniach wiekopomnych, podległych nieustannej mitologizacji, udostojnieniu i udramatyzowaniu. Imperatywem dla tradycjonalisty staje się więc to, żeby odtwarzać owe zlegendaryzowane pierwowzory z dziejów, nie bacząc, że czasy stały się inne i może zdrowie już nie to. Tradycjonalizm, gdy zawładnął ludzką świadomością, kieruje jej czynami w kierunku kolejnej, w nowym już pejzażu historycznym, reinscenizacji dziejów – tak jak zostały one w postaci zmitologizowanej objawione dobranemu audytorium. Odbywa się to więc bez zracjonalizowanego ogarnięcia historii. Albowiem „tradycja pozostaje w sprzeczności z racjonalnością. (…) nie świadomość tworzy jej medium, ale dany z góry, nie poddawany refleksji, obowiązujący charakter form społecznych, obecność tego, co przeszłe”3. Za formami tymi przeczuwa się sakralność, tabu. W życiu codziennym formy owe powszednieją, ale ożywia je swojskość i zarazem pompatyczność, która jakże oczarowuje ubogich duchem. Tradycjonalizm dmie w fanfary w różnego rodzaju przedsięwzięciach ceremonialnych, rocznicowych, którym nie przepuści patriotyczno-niepodległościowa – nie tylko podstarzała „na moherowo”, lecz także junacka, kibolska – publika, solenna w uroczystych mszach, przemarszach, ślubowaniach, ale też nie szczędząca zdrowia i przyodziewku w zadymach i mordobiciach o to, „żeby Polska była Polską”.
Celem poniższego wywodu będzie w pierwszej kolejności ukazanie, jak treść ideologiczna, zgoła cywilizacyjna, nazywana eurazjatyzmem, na którą tradycjonaliści w dzisiejszej Polsce mogą prychać i ekskomunikować ją jako przywabiające z Rosji jądro ciemności, przejawia się – paradoksalnie – w doktrynie Prawa i Sprawiedliwości jako tenże eurazjatyzm, tyle że przenicowany à la manière polonaise. Innymi słowy, idea eurazjatycka z Rosji odzwierciedla się (czy raczej – karykaturuje się) w tradycjonalizmie polskim, który – choć pali świeczki przed wyborem demokratycznym, kadzi gospodarce wolnorynkowej i przybiera europejskie miny – przeistacza się w groteskowy epifenomen eurazjatyzmu. Właśnie w eurazjatyzm à rebours. Powiadają astrofizycy, że antymateria przybiera zwierciadlanie podobne kształty jak materia. Jednak wystarczy, że obie się zetkną, a wtedy zachodzi proces wzajemnego unicestwienia (anihilacji). Metaforycznie ilustruje to konfliktowość rosyjskiego pierwowzoru eurazjatyzmu w odniesieniu do jego polskiego antymateryjnego pobłysku.
Trzydzieści lat temu, kiedy wydawałem swoje pierwsze prace o Rosji: Wielkoruski szowinizm w świetle teorii kontynuacji (ISP PAN, Warszawa 1991) oraz Tradycjonalizm, kolektywizm, despotyzm (ISP PAN, Warszawa 1991), żywiłem – na podstawie lektur, ale też własnego doświadczenia – przekonanie, że Polska i Rosja to dwie odrębne kultury, przynależące do odmiennych kręgów cywilizacyjnych. Przywołując słowa świadka wiekopomnych sukcesów orężnych Rzeczpospolitej w wojnie z Rosją w latach 1610–1612, Samuela Maskiewicza, o despotyzmie i barbarzyństwie Moskowii, utwierdzałem się w poczuciu, że Polska – dziedzic, na równi z Europą Zachodnią i Środkową, antycznej kultury grecko-rzymskiej – dowiodła owej spadkobierczości tam, gdzie tożsamość cywilizacyjna optymalizuje się w próbie szczytowej: w konfrontacji wojennej, w ekstremalnym „zderzeniu cywilizacji”. Wmawiałem sobie, że podczas polsko-rosyjskiego starcia pod Kłuszynem w 1610 roku Polakom patronował duch herosów antyku – Miltiadesa, Leonidasa, Aleksandra Wielkiego czy Juliusza Cezara, którzy gromili mniejszymi siłami przytłaczające liczebnie barbarzyńskie mrowie. I że duch ten odpiera i rozprasza wyjącą tłuszczę zbrojną dlatego, że emanują zeń cnoty naszej zachodniej cywilizacji. Przede wszystkim poczucie wolności i wrogość oraz pogarda dla pędzonych batogiem do boju wrażych hord (jak perscy wojowie Achemenidów; jak czerwonoarmiści, na powrót zapędzani na pole walki seriami w plecy przez „oddziały zaporowe” sowieckiego Smierszu w czasie II wojny światowej). Nadto pojawiają się tutaj wszystkie te przymioty, które składają się na przewagę cywilizacyjno-materialną sił zbrojnych państw i narodów świata zachodniego, czyli wyszkolenie i dyscyplina, z wolnościowego ducha wyrastająca inicjatywność i przedsiębiorczość, kompetentne dowództwo, wreszcie moc materialno-produkcyjna, przekładająca się na lepsze uzbrojenie i technikę wojskową.
Dzisiaj powyższego sądu o „odrębności” i „odmienności” kulturowej pomiędzy Polską a Rosją nie formułowałbym tak kategorycznie. A już zwłaszcza nie wygłaszałbym twierdzenia o prymarnej, z ducha zachodniej i łacińskiej, kulturowej przewadze Polaków nad Rosjanami. Tak, w bitwie pod Kłuszynem zwycięstwo Polakom przyniosły takie czynniki jak znakomite dowództwo Stanisława Żółkiewskiego, dobre wyszkolenie hufców polskich (zwłaszcza husarii), w tym wzmiankowany wyżej geniusz pomysłowości i inicjatywy, właściwy wolnościowej szlachcie. Ich przeciwnicy jawili się na polu starcia niczym spędzone nahajem do kupy stado zbrojnych niewolników, ospałych i inercyjnych. Szarża polskiej husarii pod Kłuszynem, podobnie jak wcześniejsza zwycięska galopada pod Kircholmem oraz późniejsza nawałnica husarska pod Wiedniem, wyrysowały wzorzec polskiego in hoc signo vinces, który szybko jednak zmitologizował się i w istocie strywializował. Późniejsze polskie powstania – od konfederacji barskiej po zryw warszawski 1944 roku – pokazały, że patriotycznym wzmożeniem i furią ofensywną w czasach nowożytnych zwycięstw się nie osiąga. Jednak po dziś dzień kult szarży kwitnie w polskich kręgach tradycjonalnych. Tyle że nie ucieleśnia on cnót wolnościowych, ale je podmienia i uroczyście wręcza nam kodeks zachowań w istocie eurazjatyckich.
Słowem, dzięki „wzmożeniu” w polityce polskiej, które ujawniło się w 2005 roku, ale wkrótce wygasło, i które teraz, po kolejnym – w odstępie lat dziesięciu – zwycięstwie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości rwie do przodu, coraz to odkrywam, że immanentna zdawałoby się europejskość Polski i Polaków tai w tradycjonalistycznym id liczne wzorce i archetypy z gruntu eurazjatyckie. Zważywszy zaś na fakt, że wyraziciele tych archetypów krzykliwie pozują – narodową demagogią, biało-czerwonym oflagowaniem i bogoojczyźnianymi gadżetami – na kwintesencję polskości, rodzi się fundamentalne pytanie: jeżeli oni są „prawdziwymi Polakami”, to kimże są ci (w tym i piszący te słowa), którzy w inny sposób pojmują polskość? Wydawało się, że to, co się w Polsce dzieje od 2015 roku, przedstawia najbardziej chyba fundamentalny spór o nowożytną tożsamość polską. Spór o to, kim są i kim mają być Polacy jako naród, jeśli chcą dotrzymać kroku nowoczesności (i nawet już ponowoczesności). Doniosłość owego sporu polega na tym, że obecne uwarunkowania historyczne stwarzają najbardziej realistyczną – na tle ostatnich trzystu lat dziejów Polski – szansę przyspieszenia modernizacyjnego, które mogłoby wywindować nasz kraj do czołówki państw świata zachodniego. Szansa historyczna ma jednak to do siebie, że – jeśli zaniedba się ją i gdy się zaniemówi w obliczu wyboru dziejowego lub go zakrzyczy swojskością – historia mści się dolegliwie, wypychając dziejowego ofermę i utracjusza na margines; poniekąd stało się tak z Rzeczpospolitą po sejmie niemym 1717 roku, który „na długo zaprzepaścił wolność Polski”4. Pobudza to pytanie o pojmowanie sukcesu w kulturze polskiej, który nierzadko podmienia się falsyfikatem bohaterszczyzny i „zwycięstwa moralnego”.
Krótko mówiąc: trajektoria polskich dziejów osiąga dzisiaj punkt historycznej kulminacji. Ponad czterdzieści lat temu, kiedy realia ustrojowe PRL-u zatęchły – zdawałoby się – w bezalternatywności, Adam Michnik wypowiedział myśl, że to wolna wola wybiera ze schedy, jaką zakumulowała tradycja narodowa. „Zawsze ważny jest wybór tradycji; pozwala to na rozpoznanie, jakie wartości chcą realizować i kontynuować ci wszyscy, którzy mówią o potrzebie ciągłości”5. Czyni to dzisiejsza Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, która wytoczyła się na rozstaje cywilizacyjne i musi wybrać, z jakiego dziedzictwa dziejowego pragnie zapożyczać i kędy chce podążać dalej. Rozsądzeniu tego wyboru niech posłuży następująca prawidłowość, wskazująca na fluktuacje polskiego poczucia tożsamości cywilizacyjnej: im bardziej Polska kreowała się na odrębny ośrodek wpływów kulturowo-politycznych w Europie Środkowo-Wschodniej („centrum jagiellońskie”), tym silniej z niej wyparowywała europejska apercepcja, a w jej miejsce wciskała się eurazjatycka samoświadomość. Oznacza to, że paradygmat kulturowy Polski bynajmniej nie wydoskonalił się w europejskości na dorobku monarchii Jagiellonów i spadkobierczej Rzeczpospolitej Obojga Narodów oraz jej epigońskiej przybudówki – Drugiej Rzeczpospolitej. Atoli innym – choć niezbyt chętnie wprowadzanym do dzisiejszego dyskursu historyczno-politycznego – wcieleniem polskości jest Polska Piastów. Piastowscy Polacy nie przypominają zanadto wyglądem i postępowaniem sarmackich podgolonych łbów, ich podejście do spraw państwa, jego geopolityki i prawideł gospodarki samorzutnie odróżnia się od jagiellońsko-sarmackiego modus operandi. Powiem wprost: postawa Polski piastowskiej emanuje europejskością. Nie bucha z niej stepowe rozkiełznanie, nie zawodzi w niej pijacka zapamiętałość („Jezus Maria, bij zabij, kto w Boga wierzy!”), po której nawiedza skacowane panikarstwo – jak w obozie pod Piławcami w 1648 roku; duch piastowski promieniuje rycerskością i odwagą – a zarazem rozwagą, umiarem, zapobiegliwością. Dla mnie to polskość w postaci praźródlanej.
1 J.K. Huysmans, Na wspak, tłum. J. Rogoziński, Warszawa 1976, s. 29 i 68.
2 E. Shils, The Virtue of Civility, Indianapolis 1997, s. 115–116.
3 T. Adorno, O tradycji, w: tegoż, Sztuka i sztuki. Wybór esejów, tłum. K. Krzemień-Ojak, Warszawa 1990, s. 48.
4 N. Davies, Boże igrzysko. Historia Polski, tłum. E. Tabakowska, t. 1, Kraków 1991, s. 655.
5 A. Michnik, Ugoda, praca organiczna, myśl zaprzeczna, w: tegoż, Szanse polskiej demokracji. Artykuły i eseje, Londyn 1984, s. 139.Spis treści
Autorskie podziękowania 5
Wyznanie niewiary 7
Eurazjatyzm: cywilizacja-kontynent 13
Dąb polskości: czasy piastowskie 35
Dębowa (jak beczka) polskość: czasy Jagiellonów i monarchii elekcyjnej 51
Monarchiczna w formie, republikańska w treści, mocarstwowa z pozoru 51
Absolutyzm – despotyczny? Despotyzm – absolutny? 69
Rozwidlenie dróg dziejowych: Europa ku oceanom, Rzeczpospolita ku eurazjatyckiej głuszy kontynentalnej 76
Wolność/wstrzemięźliwość, niewola/swawola, równość z równymi 87
Despotyzm i anarchia 117
Eurazjatycka odrębność kulturowa 139
Święte samodzierżawie i mesjanizm 139
Demokracja szlachecka i sarmatyzm 149
Harce ducha: wyjątkowość, samozadowolenie, fatalizm i antychrysty 161
„…poszli nasi w bój bez broni!”. Mit i rytuał 217
Rosja i Polska – w oczach Zachodu i w autopercepcji 261
Odblask cienia: Druga Rzeczpospolita po Pierwszej 291
Jak w warunkach Polski Ludowej wyłonił się „stan trzeci”? 333
Wyzwolenie znaczy zniewolenie 333
Osmoza i odtrącenie 350
Przez fundamenty PRL-u przebija się nowa ontologia… 362
…i porasta chwastami tradycjonalizmu 371
Polska burżuazja: wola bez mocy czy moc bez woli? 381
Quod erat demonstrandum 401
Tożsamość kolażu 401
Niech eurazjatyzm eurazjatyzmem się odciska 405
Zaprzepaszczona alternatywa: unia polsko-pruska 411
Polska napompowana jagiellonizmem 417
Ciąg dalszy dziejów Przedmurza 421
Polska dwubiegunowa – kolejna odsłona 431
Romantyczni (po sarmacku), europejscy (rodem z Sarmacji) 440
„Partyzantka” patriotyczno-niepodległościowa 457
Bolszewizm redivivus 463
O tym, jak Polską zarzucało w dziejach 499
Angelologia polityczna i demonomachia 510
„Twarda gra”. Rzecz o PiS-owskiej dyplomacji 537
Twardziele, ich sposób myślenia i działania 537
Unia Europejska, imperium w masce 551
„Równo, ławą, na Niemca! Na psubraty!” 591
Rosja, wróg śmiertelny – i przyjaciele Moskale 625
Magiel polityczno-historyczny 680
Misterium smoleńskie 707
Indeks osób 741