- W empik go
Europa - ebook
Europa - ebook
Jan Antoni Grabowski (1882–1950) był pedagogiem, pisarzem i znawcą sztuki. Zasłynął twórczością dla dzieci i młodzieży, w której umiejętnie łączył różnorodne emocje i wciągające zdarzenia. Chętnie sięgał też po postaci zwierząt, których ciepłe i zabawne historie wzruszały kilka pokoleń dzieci. Tym razem bohaterką jego opowiadania została kotka, którą z powodu specyficznej łatki na grzbiecie nazwano wzniośle Europą. Takie imię zobowiązuje, ale kotka świetnie sobie radzi z poskromieniem reszty świata.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-035-2 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Europa? Część świata? Jakieś opowiadanie geograficzne?
Ani trochę. Europa – to kot, a raczej kocica.
Spadła ona do nas z deszczem. Było to wczesną wiosną. Deszcz rzęsisty lał tak, że świata bożego nie było widać. Zimno było. Od kilku dni nosa z domu ani poKrysać. Psy chodziły jak osowiałe.
Znacie takie pogódki rozkoszne? Znacie? Nie dziwcie się więc, że Krysia, moja siostrzenica, robiła wszystko, co można, żeby się nie nudzić. Ale pomimo to nudziła się. Widziałem to z pytań, jakie mi zadawała. Nie były one te najmądrzejsze z mądrych.
– A co by było, gdyby było to? A co by było, gdyby nie było owego?
Znacie takie pytania? Pozwólcie więc, że Wam nie będę ich powtarzał. Lubię Krysię i wierzcie mi, że jest ona wcale miłą i mądrą dziewuszką. Ale długotrwała niepogoda każdego wyprowadza z równowagi.
Nareszcie Krysiunia wyciągnęła ulubioną lalkę swoją, Różyczkę. Coś jej się nie podobało w spódniczce lalczynej. Zaczęło się gwałtowne szycie, reperacje. Nożyczki szczękały, a i język pracował niemało. Bo Krysia, robiąc cokolwiek, męczyła swój język, jakby się specjalnie na niego uwzięła. Przygryzała go z jednej strony, przygryzała z drugiej. I jak tylko język był w robocie, można było być pewnym, że Krysia jest szczerze zajęta.
– Słyszysz?
– Co?
– Posłuchaj!
Krysia, odrzuciła gałganki. Nastawiliśmy uszy. Coś piszczało za oknem.
– Dziecko płacze – powiada Krysia.
– Musiałoby być bardzo maleńkie.
– Na pewno dziecko – upierała się Krysia. – Ciemno jest, zabłąkało się i nie może trafić do domu. A tam matka rozpacza.
– To po cóż puściła sama takie maleństwo?
– Bo z nim wyjść nie mogła. Może ma inne dzieci, chore? O Boże, jak płacze! Chodźmy. Musimy mu pomóc. Zabierzemy je, ogrzejemy, zapytamy, gdzie mieszka.
Krysia już była gotowa do wyjścia.
– Otwórzmy okno – powiadam. – To coś płacze za oknem. Zobaczymy, co to jest?
– Nie, nie! Cóż z tego, że zobaczymy? Trzeba przynieść maleństwo do pokoju – upierała się Krysia i już szła do sieni.
– Patrz! – powiadam i otwieram okno. – Może to dziecko samo do nas przyjdzie.
Usłyszeliśmy bolesny pisk, zawodzenie, płacz. Ale osoby płaczącej nie było widać. Krysia wychyliła się przez okno. Ja świeciłem lampą.
– Jest! Jest! Boże, jakie mokre!
Na parapecie okiennym siedział kotek. Nasiąknięty był wilgocią, jak gąbka. Lało się z niego, gdyśmy go wnieśli do pokoju. Biedny był, zziębnięty. Rozdziawiał różową buzię szeroko i płakał.
– Katarzyno, Katarzyno! Czy Katarzyna ma ogień w kuchni? Niech Katarzyna rozpali, moja kochana! – wołała Krysia. Zabrała kotka do kuchni i tam we dwie z Katarzyną wycierały go, suszyły, karmiły, poiły.
Czy widziałyście kiedy mokrego kota? Żadne zwierzę nie wygląda tak brzydko jak mokry kot. Przestaje być kotem. Jest gładką kiszką na czterech nogach. Ani śladu puszystości! Pokraka!
I nasz gość wydał mi się bardzo brzydki w pierwszej chwili. Wolałem więc zobaczyć go wtenczas dopiero, gdy toaleta będzie skończona. Poszedłem do kuchni. Na ciepłej blasze leżało zawiniątko w gałganach.
– Śpi! – szepnęła do mnie Krysia. – Niech go wujek nie budzi.
– Ady niech się pan da wyspać kotowi! – burknęła na mnie Katarzyna, gdym sięgał do zawiniątka. – Napatrzy się pan, jak sobie biedactwo odpocznie.
Oho – myślę sobie – już Krysiunia przekabaciła Katarzynę na kocią stronę!
Bo trzeba wam wiedzieć, że Katarzyna oświadczała zawsze, że koty są fałszywe, opowiadała, że znała rodzinę, gdzie kot zadusił dziecko, upierała się, że na sam widok kota już jej się niedobrze robi.
– A jak będzie z psami?
– Niech mi który ruszy, to już zobaczy! – powiedziała Katarzyna. – A tyś tu po co? Wołał cię kto? – krzyknęła na Tupiego, którego zwabiły głosy w kuchni i przyszedł zajrzeć, co się dzieje, czy się czasem nie zanosi na niespodziewane wylizywanie talerzy.
Tupi poszedł jak zmyty. Tym bardziej że Katarzyna chwyciła trzepaczkę. A tej trzepaczki wszystkie psy bały się jak ognia. I nie wiadomo dlaczego. Bo nigdy i żaden z psów nie brał wnyków trzepaczką.
– Katarzyno! Katarzyna obudziła kotka! – wystąpiła z wymówkami Krysia, widząc, że zawiniątko się porusza.
Skoczyła ku blasze. Nachyliła się nad gałganami i Katarzyna. Próbowały uśpić kociaka. Ale się to na nic nie zdało. Z zawiniątka wysuwał się łebek biały. Uniósł się w górę i ziewnął tak smacznie, głęboko, aż się otrząsnął. A później za łebkiem wysunęło się całe kociątko. Rozejrzało się w jedną stronę, rozejrzało w drugą, spojrzało na nas.
– Śmieje się! Śmieje się! – krzyknęła Krysia i chciała porwać kotka na ręce.
– Ale, będzie się tam kot śmiał! – oburknęła ją Katarzyna. – Niech go Krysia nie rusza! Zobaczymy, co on zrobi.
Malec wysunął się cały.
– Niech wuj patrzy, jaki śliczny! Prawda, jaki ładny! – zachwycała się Krysia.
– Patrzcie – powiadam – jaką ma zabawną plamę na grzbiecie!
– Jakby miał narysowaną mapę.
– Europy.
– A tak! Europy! – ucieszyła się Krysia. – Niech się nazywa Europa! Wujku, niech się nazywa Europa! To tak jakoś niezwykle.
– Niech się nazywa Europa – zgodziłem się.
Katarzyna aż trzasnęła rondlami o blachę z irytacji.
– Słyszane rzeczy, żeby kota kto tak nazywał? Co to, czy to boskie stworzenie nie ma swojego honoru? U nas to wszystko tak, jak nigdzie! Jeden pies – Tupi, drugi – Ciapa, jak na pośmiewisko.
– Moja Katarzyno... – prosi Krysia.
– Ej, ja tam nie chcę takich cudaków! Wynoś się – krzyknęła na kota, który harcował po blasze z korkiem.
– Moja Katarzyno – powiadam. – Europa to jest część świata, w której mieszkamy.
– Ja nie mieszkam w Europie, tylko w Rawie.
– Europa zresztą była piękną kobietą, tak piękną, że gdy kiedyś zapragnęła się przejechać, sam grecki bożek Zeus zamienił się w byka i wiózł ją na swoim grzbiecie, rozumiecie?
– Dużo mnie ta obchodzi taki grecki bałwan! Niech ta dla państwa będzie Europa. Co mnie tam! Wynocha stąd! Dla mnie będziesz zawsze Miluś i już. Na, masz, Miluś, mlimla!
I odtąd łaciaty kotek zaczął nosić podwójną nazwę: dla mnie i Krysi był Europą, dla Katarzyny był Milusiem. Miał coś niby imię i nazwisko. Dalszy ciąg wypadków poKrysał, że kot powinien się był nazywać Europa Miluś, ale nie Miluś Europa. Dlaczego?
Przekonacie się o tym sami i zgodzicie się, że inaczej być nie mogło.Rozdział II
Znacie małe kotki, wiecie, że nie ma na świecie weselszych stworzeń?
– Nasza Europa jest najweselszym kotkiem na świecie! – twierdziła z głębokim przekonaniem Krysia.
– Jeszczem takiego łobuza, jak nasz Miluś, nie widziała – przywtarzała jej Katarzyna.
Przez trzy dni padał deszcz. Co się wtedy działo w domu, to trudno sobie wyobrazić! Kotka pełno było wszędzie. Dopiero skakał po papierach, już jest na szafie, z szafy hop na firankę, z firanki na kredens. Spaceruje po szklankach, po kieliszkach. Kiedyś skoczył na zapaloną lampę. Sparzył sobie łapki. Ale zamiast płakać, skarżyć się, nastroszył sierść na karku, spojrzał na lampę i pff! pff! parsknął i plunął z obrzydzenia tak mocno, że szkło od lampy wzięło sobie tak tę kocią pogardę do serca, iż pękło w drobne kawałki!
Jeździł w koszu do papierów, gonił szpulki po wszystkich pokojach, targał kłębki: Katarzyna cały dzień szukała motka, który zaniósł pod kanapę w saloniku.
– Miluś, aj, Milutek! – groziła mu ostro.
Ale co było robić z kotem, który na wszystkie wymówki zezował łobuzersko i śmiał się całą buzią! A później stawał sztywno, wyciągał grzbiet w pałąk, ogon stawiał nad sobą jak kitę i równymi nogami skakał na ramię. Ocierał się o twarz, pomrukując serdecznie raz, drugi i już go nie było! Jak bomba wpadał między rondle, za chwilę siedział na wysokim piecu, by zaraz później zapędzać szpulkę pod szafę.
Nie myślcie jednak, że kot się tylko bawił. Badał on świat. I trzy rzeczy zajmowały go niezwykle.
Przede wszystkim wahadło zegara. Spostrzegł je, gdy był na szafie. Przyczaił się i patrzył na nie spod oka.
– Błyszczy i tańczy! Nigdy tego nie widziałem!
I skradał się ostrożnie w stronę starego, wagowego zegara. Próbował łapką pochwycić wahadło, ale nie mógł go dosięgnąć. Wysunął się, jak mógł, najdalej i znów zamachał łapką.
– Kiciuś, zejdź no z szafy! – zachęcam kota, bo mi się te machinacje nie bardzo podobają. Było to już po wypadku z lampą.
Kot spojrzał na mnie z pogardą.
– Będzie mi przeszkadzał, kiedy takie ciekawe rzeczy są do zbadania!
Obejrzał zegar z jednej strony, obejrzał z drugiej. Jeszcze raz popróbował łapką.
– Tak się nic nie da zrobić! Zobaczymy z ziemi.
Jednym skokiem już był na podłodze. Przysunął się do samej ściany i patrzy w górę.
– Skoczyć z ziemi czy co?
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.