- W empik go
Eutydem - ebook
Eutydem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 196 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
KRITON.
Kto to był, Sokratesie, ten, z którym wczoraj rozmawiałeś w Likejonie? Doprawdy, gęsty tłum was otaczał, tak że ja chciałem posłuchać, bom przyszedł, a nic wyraźnego usłyszeć nie mogłem. Stanąłem na palcach i spojrzałem z góry; wydało mi się, że to był ktoś nietutejszy, z którym rozmawiałeś. Któż to był?
SOKRATES.
A o którego ty się pytasz, Kritonie? Bo to nie jeden, tylko dwóch ich tam było.
KRITON.
Ten, o którym mówię, z prawej strony trzeci od ciebie siedział. A między wami był chłopak Aksjocha. Miałem wrażenie, że bardzo dojrzał i wiekiem jakoś nie bardzo się różni od mojego Kritobulosa, tylko że tamten jest wątły, a ten nad wiek dojrzały i znakomicie wygląda.
SOKRATES.
To jest Eutydem, Kritonie, ten, o którego pytasz. A ten, co przy mnie siedział z lewej strony, to jego brat, Dionizodoros. Brał i on udział w rozmowie.
KRITON.
Ani jednego, ani drugiego nie znam, Sokratesie. To znowu jacyś nowi sofiści – widocznie. Ale z których stron? I jaka specjalność?
SOKRATES.
Ci, jeżeli chodzi o pochodzenie, to zdaje mi się, że są skądeś tutaj, z Chios, a wyemigrowali do Turioi. Wygnani stamtąd, wiele już lat przebywają w tych stronach. A o co ty pytasz, ta ich specjalność – przedziwna jest, Kritonie. Znają się po prostu na wszystkim; ja w ogóle przedtem nie wiedziałem, co to są zapaśnicy wszechstronni. Ci są specjalistami w każdym bez wyjątku rodzaju walki – nie tak, jak tamta para zapaśników wszechstronnych, jak ci bracia z Akarnanii. Tamci potrafią tylko ciałem walczyć. A ci dwaj naprzód w walce ciał są groźni i zdolni pokonać każdego, bo doskonale sami umieją potykać się w pełnej zbroi i potrafią tego nauczyć każdego, kto tylko zapłaci. A poza tym, na terenie sądowym i sami są świetnymi zapaśnikami, i drugiego potrafią nauczyć wygłaszać i pisać mowy takie, jak to w sądach. Przedtem odznaczali się tylko w tym zakresie, a teraz ukoronowali swą umiejętność zapaśniczą, bo i ten jeszcze rodzaj walki, który dotąd zostawiali odłogiem, wykonują teraz tak, że nikt na nich nawet i palca nie podniesie. Tacy się straszni zrobili w walce na słowa i w zbijaniu wszystkiego, co ktoś powie – wszystko jedno, czy to będzie fałsz czy prawda.Więc ja, Kritonie, noszę się z myślą, żeby się tym ludziom oddać na naukę. Przecież oni mówią, że w krótkim czasie potrafią i kogoś innego, byle kogo, uczynić mistrzem w tym samym zakresie.
KRITON.
Czyżby, Sokratesie? A nie boisz się późnego wieku? Abyś nie był już za stary?
SOKRATES.
Bynajmniej, Kritonie. Ja się powołuję na to i to mnie pociesza, żebym się nie bał: przecież oni sami obaj już jako starcy, żeby tak powiedzieć, zaczęli się uczyć tej mądrości, której ja też pragnę: sztuki wygrywania w dyskusji. Rok temu czy dwa jeszcze nie byli tacy mądrzy. Ja się tylko jednego boję, abym znowu na tych dwóch cudzoziemców złych języków nie ściągnął, jak na Konnosa, syna Metrobiosa, kitarzystę, który mnie jeszcze i dziś uczy grać na kitarze. Chłopcy, którzy razem ze mną do niego chodzą na lekcje, śmieją się ze mnie, a Konnosa nazywają nauczycielem staruszków. Więc żeby ktoś i tym dwóm przyjezdnym takiego przytyku nie zrobił. A oni się też gotowi bać właśnie tego i bodaj że nie zechcą mnie przyjąć na naukę. A ja tam, Kritonie, kilku starszych panów namówiłem, żeby ze mną razem chodzili – a tutaj innych będę próbował namówić – czemu byś może i ty ze mną nie chodził? A może tak, na przynętę, zaprowadźmy do nich twoich synów. Jak się do nich wezmą, to wiem, że i nas zaczną kształcić.
KRITON.
No, nic nie przeszkadza, Sokratesie, jeżeli ty jesteś tego zdania. Ale naprzód opisz mi naukową specjalność tych dwóch ludzi, jaka też ona jest, abym wiedział, czego się będziemy uczyli.II
SOKRATES.
Zaraz usłyszysz. Ja nie mógłbym powiedzieć, żem nie uważał na to, co obaj mówili. Ja bardzo uważałem i pamiętam, i tobie spróbuję od początku wszystko opowiedzieć. Jakiś bóg tak zrządził, żem siedział tam, gdzieś ty mnie widział, w garderobie, sam jeden, i jużem chciał wstać. Ale kiedym wstawał, dał mi się odczuć ten mój zwyczajny znak – ten od bóstwa. Więc usiadłem znowu i niedługo potem wchodzą ci dwaj: Eutydem i Dionizodoros, i razem z nimi wielu innych – to, myślę, uczniowie. Jak weszli, tak zaczęli się przechadzać w krytym krużganku. I jeszcze nie byli obeszli krużganka dwa albo trzy razy, kiedy wchodzi Kleinias, o którym ty mówisz, że bardzo dojrzał, i to jest prawda. A za nim zakochanych bardzo wielu różnych, a wśród nich Ktezippos, taki jeden chłopak z Pajanii, bardzo szlachetny – tyle tylko, że harda sztuka, jako że młody. Więc Kleinias, kiedy mnie zobaczył od wejścia, że tak sam siedzę, podszedł prosto ku mnie i usiadł sobie z prawej strony, jak i ty powiadasz. Kiedy go zobaczyli Dionizodoros i Eutydem, naprzód przystanęli i rozmawiali z sobą, raz po raz spoglądając w naszą stronę – ja bardzo na nich uważałem – a potem przyszli i jeden usiadł sobie obok chłopaka – to Eutydem, a drugi tuż przy mnie, po mojej lewej ręce. Inni – jak tam któremu wypadło. Więc ja przywitałem ich obu, bo dawnom ich nie widział. I potem powiedziałem do Kleiniasa: Mój Kleiniaszu, ci dwaj panowie, Eutydem i Dionizodoros, to specjaliści nie w małej sprawie, tylko w rzeczach wielkich. Bo na wszystkim, co dotyczy wojskowości, rozumieją się tak jak człowiek, który ma zostać dobrym wodzem, na sprawianiu szyków i dowodzeniu armią, i na nauce walki w pełnej zbroi. A potrafią też uczynić człowieka zdolnym do tego, żeby sobie przed sądem dawał rady, jeżeliby go kto ukrzywdził. Kiedym to powiedział, ściągnąłem na siebie ich pogardę, więc też roześmiali się, patrząc jeden na drugiego. I Eutydem powiada: My się już tym, Sokratesie, nie zajmujemy poważnie; traktujemy to jako zajęcia uboczne. Ja się zdziwiłem i mówię: To jakieś piękne musi być wasze zajęcie główne, jeżeli tak wielkie sprawy, to dla was tylko zajęcia uboczne. Na bogów, powiedzcież mi, co to za piękno takie. Dzielność – powiada – Sokratesie, uważamy, że zdolni jesteśmy wyrabiać najlepiej spośród wszystkich ludzi i najszybciej.III
O Zeusie – zawołałem – co też wy mówicie i gdzieście wy coś takiego znaleźli?! Ja o was dotąd jeszcze myślałem tak, jak w tej chwili powiedziałem, że przede wszystkim jesteście mistrzami w tej walce w pełnej zbroi, i to o was mówiłem. Bo kiedyście tu pierwszy raz przyjechali, przypominam sobie, żeście się z tym ogłaszali. Jeżeli wy teraz naprawdę posiadacie tę umiejętność, to bądźcie dla mnie łaskawi. Bo ja do was po prostu jak do bogów mówię i proszę, żebyście mi przebaczyli to, com przedtem powiedział. Tylko patrzcie, Eutydemie i Dionizodorze, czyście prawdę powiedzieli. Bo treść obietnicy jest taka wielka, że niedowierzanie nie jest dziwne.
Ależ bądź przekonany, Sokratesie – powiedzieli obaj – że to tak jest.
No to ja wam gratuluję tego skarbu – więcej, niż Wielkiemu Królowi jego państwa. A tyle tylko mi powiedzcie, czy zamierzacie popisywać się tą umiejętnością, czy jakie macie zamiary?
Właśnie potośmy przyjechali, Sokratesie, żeby urządzać popisy i uczyć, jeżeli ktoś zechce brać lekcje.
Ach, że zechce każdy, kto tej sztuki nie posiada, za to ja wam ręczę; ja pierwszy, potem ten oto Kleinias, oprócz nas ten tu Ktezippos i ci inni tu – powiedziałem wskazując mu zakochanych w Kleiniaszu.
Ci już nas byli obstąpili. Bo pierwotnie Ktezippos siedział daleko od Kleiniasa – przypadkiem, mam wrażenie. Otóż kiedy Eutydem ze mną rozmawiał i pochylił się w przód, zasłonił Ktezippowi widok Kleiniasa, który siedział między nami. Więc Ktezippos, chcąc widzieć ukochanego, a równocześnie on lubi słyszeć, co się mówi, więc poderwał się i pierwszy stanął przed nami. Więc tak i inni, widząc go, obstąpili nas – zakochani w Kleiniaszu oraz towarzysze Eutydema i Dionizodora. Otóż tych pokazałem i powiedziałem Eutydemowi, że wszyscy są z pewnością gotowi brać lekcje.
Ktezippos zgodził się z wielkim zapałem i inni też, i wszyscy razem zaczęli ich obu prosić, żeby im za demonstrowali potęgę swej specjalności.IV
Ja tedy powiedziałem:
Tak jest, Eutydemie i Dionizodorze, koniecznie, i tym tu zróbcie przyjemność, i ze względu na mnie też urządźcie popis. Jasna rzecz, że taki popis wszechstronny, to nie mała robota. Ale to jedno mi powiedzcie: czy wy potraficie zrobić dzielnym człowiekiem tylko kogoś takiego, który już jest przekonany, że trzeba u was brać lekcje, czy też i takiego, który jeszcze nie jest o tym przekonany, bo w ogóle nie wierzy, żeby tej rzeczy, dzielności, można było kogoś nauczyć, albo też was nie uważa za jej nauczycieli? Więc proszę was, czy to należy do tej samej specjalności przekonać takiego człowieka i o tym, że dzielności można się nauczyć, i to najlepiej właśnie od was, czy też to już należy do umiejętności innej?
Do tej samej, Sokratesie – powiedział Dronizodoros.
Więc wy – mówię – Dionizodorze, wy ze wszystkich współczesnych najlepiej potrafilibyście zachęcać do filozofii i do dbania o dzielność?
Tak w każdym razie uważamy, Sokratesie.
Więc inne pokazy – powiedziałem – na drugi raz nam odłóżcie, a ten właśnie popis nam urządźcie. Tego tutaj chłopaka przekonajcie, że trzeba się zajmować filozofią i o dzielność dbać; zróbcie tę przyjemność i mnie, i tym tutaj wszystkim. Bo z tym chłopcem jest taka sprawa. Ja i ci tutaj wszyscy pragniemy, żeby on się stał jak najlepszy. To jest syn Aksjocha i wnuk Alkibiadesa starszego a stryjeczny brat Alkibiadesa dzisiejszego. Nazywa się Kleinias. Młody jest. Więc boimy się o niego, jak to naturalne, że o młodego – aby ktoś was nie uprzedził i nie zwrócił jego duszy w innym kierunku i żeby się chłopak nie popsuł. Więc wy przychodzicie w sam czas. Zatem, jeżeli wam to nie robi różnicy, to popróbujcie chłopaka i pogadajcie z nim przy nas!
Kiedym te mniej więcej słowa powiedział, Eutydem bardzo odważnie i ochoczo powiada:
Ależ nie robi nam to żadnej różnicy, Sokratesie. Byle tylko młody człowiek zechciał odpowiadać.
Ależ naturalnie – powiedziałem – do tego przecież jest przyzwyczajony. Przecież do niego ci tutaj przychodzą i wiele pytań mu zadają, i dyskutują z nim, tak że nabrał już śmiałości w odpowiadaniu.V
To, co potem, Kritonie, jakby ci to dobrze opowiedzieć? Bo to nie mała rzecz: powtórzyć i przejść po kolei te mądrości nieogarnione. Ja powinienem, tak jak poeci, na początku opowiadania wezwać pomocy Muz i Mnemozyny. Więc zdaje mi się, że Eutydem jakoś tak zaczął:
Kleiniaszu, ci spośród ludzi, którzy się uczą, to są ci mądrzy, czy też ci głupi?
Chłopak, ponieważ to było wielkie pytanie, zarumienił się, nie wiedział, co powiedzieć, i patrzył na mnie. Ja, widząc jego zakłopotanie, powiedziałem:
No, uszy do góry, Kleiniaszu, i odpowiadaj śmiało, jak ci się wydaje – może ci się to przydać nadzwyczajnie.
W tym momencie Dionizodoros nachyla mi się odrobinę do ucha, cała twarz mu się śmieje i mówi:
Wiesz, Sokratesie, ja ci z góry mówię, że jakkolwiek chłopak odpowie, zostanie zbity.
Podczas gdy on to mówił, Kleinias właśnie dał odpowiedź. Tak że nawet nie miałem kiedy powiedzieć chłopcu, żeby uważał. On odpowiedział, że ci, którzy się uczą, to są ci mądrzy.
A Eutydem mówi: Ty nazywasz niektórych ludzi nauczycielami, czy nie?
Zgodził się.
Nieprawdaż, nauczyciele są nauczycielami tych, którzy się uczą. Tak jak kitarzysta i bakałarz byli przecież nauczycielami twoimi oraz innych chłopców, a wyście byli uczniami?
Przyznał.
Więc prawda, że kiedyście się uczyli, to jeszcze nie wiedzieliście tego, czegoście się uczyli?
Nie – powiada.
Więc czyście byli mądrzy, kiedyście tego nie wiedzieli?
Ano nie – mówi.
Nieprawdaż, więc jeśli nie mądrzy, to głupi?
Tak jest.
Więc wy ucząc się, czegoście nie wiedzieli, uczyliście się jako głupi?
Chłopak skinął głową.
Więc głupi uczą się na mądrych, Kleiniaszu, a nie mądrzy, jak tobie się wydaje. Kiedy on to powiedział, w tej chwili jakby chór na znak dyrygenta zaczęli równocześnie wykrzykiwać i śmiać się ci, co to przyszli z Dionizodorem i z Eutydemem. I zanim chłopak zdołał dobrze odetchnąć, wziął go w obroty Dionizodoros i:
Jak to, Kleiniaszu? – powiada – kiedy wam bakałarz coś dyktował, to którzy chłopcy wyuczyli się tego, co było dyktowane: ci mądrzy, czy też ci głupi?
Ci mądrzy – powiada Kleinias.
Więc mądrzy uczą się, a nie głupi, i niesłusznie przed chwilą odpowiedziałeś Eutydemowi.VI
Teraz już bardzo głośno zaczęli się śmiać i hałasować wielbiciele obu tych panów, oddając hołd ich mądrości. A my, inni, milczeliśmy stropieni. Eutydem widząc, że myśmy tacy zgaszeni, a chcąc, żebyśmy go jeszcze bardziej podziwiali, nie puścił chłopaka, ale zadał mu pytanie i tak, jak to dobrzy tancerze kiedy drugi raz się okręcają, zaczął dublować pytania o jedno i to samo, i powiedział: Czy uczący się uczą się tego, co wiedzą, czy też tego, czego nie wiedzą?
A Dionizodoros znowu z cicha do mnie szepce: To też, Sokratesie, drugie takie pytanie, jak to pierwsze.
O Zeusie! – powiedziałem – już i to pierwsze wam wypadło popisowo.
My same takie – powiada – zadajemy, Sokratesie, nasze wszystkie pytania są bez wyjścia.
Toteż – odparłem – dlatego, zdaje się, macie dobrą opinię u uczniów.