Exodus - ebook
Exodus - ebook
Czym jest oczyszczenie Kościoła? Czy potrzebujemy nowego Exodusu – wyjścia z niewoli? Czy Fatima to proroctwo na nasze czasy?
Wielu wielkich świętych i proroków Kościoła zapowiadało, że nadejdzie czas prawdziwego oczyszczenia. Co ważne, nie powinniśmy się tego bać. Bóg nie jest tylko Początkiem, któremu historia wypadła z rąk. Jest Alfą i Omegą, czyli dopełnieniem dziejów.
Wincenty Łaszewski, uznany mariolog przygląda się prorockim wizjom o Kościele, które przekazali nam: św. Ludwik Grignion de Montfort, św. Augustyn, św. Jan Bosko czy kard. Joseph Ratzinger. Odkrywa w nich konkretne wskazówki – koła ratunkowe ocalenia dla wierzących. Posłuszni słowu Bożemu prorocy, wizjonerzy i święci powtarzają: wszyscy chrześcijanie mają porzucić brud i powiedzieć „nie” szatanowi. Czasu jest coraz mniej.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66859-16-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Wszystko idzie na opak… Cnota jest ścigana, występek sławiony, prawdy nie ma, kłamstwo ma trzy języki… księgi są bez mędrców, a mędrcy bez ksiąg… Zwierzęta udają ludzi, a ludzie zwierzęta”. Już średniowieczny mnich z przerażeniem spoglądał na świat, w którym niszczono Boży porządek. Nie był ani pierwszym, ani jedynym; w erze chrześcijańskiej znany ludziom świat kończył się wielokrotnie. Ostatni tego rodzaju przypadek pisany jest w czasie teraźniejszym. Burzenie ładu Bożego dzieje się dziś, wśród nas, a my nie jesteśmy tym razem jedynie widzami. Wydarzenia dzieją się wokół, dotykają nas – i bolą.
To „nasz kryzys”, a lista lęków z nim związanych jest długa. Nie otwierajmy jej. Nie jest nam potrzebna. Weźmy głęboki oddech i spójrzmy na to z innej strony. Z wyższej perspektywy. Najwyższej – z nieba, z obłoku Opatrzności.
Przewodnikami będą nam wielcy Boży święci i Boży prorocy. Okaże się, że nie żyjemy w czasach przeklętych, ale że naszym udziałem staje się błogosławieństwo. „Staje się”, bo ma być ono karmione naszym osobistym wyborem.
To nie są czasy złe. Nie ma takich w Boskiej księdze dziejów. Są karty trudniejsze i łatwiejsze, ale na tych pierwszych najwięcej jest błogosławieństw i łask, więc powinniśmy je cenić ponad wszystko.
To te czasy. Może zrodzić się w nich owoc tak wielki i cenny, że kiedyś o tej epoce będą się uczyć kolejne pokolenia. Żyjące w innym, nowym świecie.
Bo ten świat, który atakuje, by zniszczyć Kościół, nawet nie „przegra”. Sam stanie się Kościołem. Powróci do swej natury, którą otrzymał od Stwórcy. Przecież ma zadanie: stać się Bożym królestwem.
Przyszłość będzie pisana przez nas. Kościół ma zespolić z powrotem całą ludzkość, wraz ze wszystkimi jej dobrami, z Chrystusem – przypomina nam Tradycja Kościoła.
Więc… Czas powiedzieć „dość” chrześcijańskiemu pesymizmowi, wygasić lęki, podnieść głowę. I wyruszyć w drogę.
Czas na „exodus”.
Dziś to ważne dla nas słowo, znane z historii narodu wybranego. Opowiada o naszym wyjściu z „niewoli” pośród wielkich znaków i cudów i o zamieszkaniu na nowej ziemi, która tak naprawdę była nasza od wieków. Można rzec: „exodus” mówi o powrocie do siebie. . „Exodus” oznacza wysłuchanie Boga, który poleca nam opuścić dotychczasowe życie, by rozpocząć życie nowe tam, gdzie od wieków jest nasza ojczyzna. Temu wezwaniu towarzyszą znaki, później zaś będzie towarzyszyć niezwykła opieka i cuda. Wówczas nawet potęga faraona okaże się bezsilna.
Właściwie – z Bożej perspektywy – jest to powrót. Powrót do początków Kościoła, powrót do świętości, powrót do Boga.
Oto co przed nami. Te czasy do tego wzywają, dlatego mimo ogłuszającego huku i oślepiających błyskawic są błogosławione. Czyli szczęśliwe.
W świetle wiary nagle wszystko rozjaśnia światło. Ten świat nie jest naszym wrogiem. On należy do nas, a ci, którzy próbują go zabrać Stwórcy i… Kościołowi (sic!), przypominają Kainitów budujących swoje królestwo z daleka od ziemi Pana. Nie do nich będzie należeć historia.
Ruszajmy. Drogę nadziei, nawrócenia i odkrywania prawdy wytyczy nam siedem proroctw – siedem obrazów. Naszymi przewodnikami, którzy niczym biblijny Mojżesz wskażą nam szlak wędrówki, będą: św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, św. Augustyn, fatimska wizjonerka Siostra Łucja, święty papież Jan Paweł II i Joseph Ratzinger, jego następca, wreszcie św. Jan Bosko.
Tych obrazów i proroctw, wizji i znaków jest więcej, bo Bóg jest dziś hojny w udzielaniu swego światła. Niech inni wskazują kolejne. Na chwilę obecną wystarczy nam pierwszych siedem. Może jedno z nich wykorzysta Bóg, by do nas przemówić z mocą, która daje odwagę, nadzieję, pewność wiary. I czyni z nas zaczyn nowości. Najpiękniejszej, bo oczekiwanej przez naszego Stwórcę od pokoleń, pokoleń, pokoleń.
Zaczynamy naszą wędrówkę, a przewodnikiem po siedmiu wizjach i proroctwach niech będzie nam jeszcze jeden święty – Tomasz More. Ten angielski męczennik umieścił w swej Utopii słowa, które są dla nas jak podniesiona wysoko lampa rzucająca swój blask na wszystkie zakamarki naszego domu. Nagle wszystko staje się oczywiste. Już wiemy, że głoszenie Ewangelii jest dziś niezwykle trudnym zadaniem. Wiemy, że podejmą je tylko ci, którzy naprawdę wierzą. Święcie wierzą.
Co napisał More?
Jeśli mamy pominąć milczeniem to wszystko, co może się wydawać ludziom ekscentryczne i absurdalne, wszystko, co przewrotna natura ludzka uważa za obce sobie, to wówczas w naszym chrześcijańskim społeczeństwie musielibyśmy zamilknąć niemal na każdy temat, który poruszał sam Chrystus. Więc tak dostosowują nauczanie Chrystusa do ludzkiego zachowania, by ono jakoś do niego pasowało. Moim zdaniem ci ludzie nie czynią wcale dobra, poza takim, że lud czuje się bezpieczniej, czyniąc zło.PRELUDIUM
WSZYSTKO JEST ŁASKĄ
Może to niejednego z nas zdziwi, ale Bóg nie jest przerażony sytuacją, która nas tak przeraża.
Powodów, dla których Boskie Serce wypełnia święty spokój, jest kilka. Musimy je sobie uświadomić, bo to On jest Panem – jest Tym, dla którego nic nie jest zakryte i którego wszechmocy nic się nie wymyka.
Może nie umiemy tego dostrzec, ale przecież Bóg nawet zło przekuwa w dobro. Tylko Jego jednego możemy nazywać Dokonawcą. Trudno w to uwierzyć? Pewnie widzimy za mało detali, może ze zbyt wąskiej perspektywy patrzymy, może ślizgamy się tylko po powierzchni faktów. Nie dostrzegamy tego, na co On patrzy wiecznie. On, który przenika wszystko, panuje nad wszystkim. Przecież Bóg jest Ojcem, i to Ojcem Wszechmogącym. Czyli chce naszego dobra i każdego z nas może do niego prowadzić. Wyznajemy to wprost w naszym Credo. Mówimy, i to w pierwszych słowach: „Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego”.
Bóg nie jest Początkiem, któremu historia wypadła z rąk. Czasem wydaje nam się, że właśnie tak jest, ale On jest i Alfą, i Omegą: również na końcu czasów będzie Panem dziejów. Dodajmy dla jasności: jest i będzie Panem w każdym szczególe każdego wydarzenia. Jemu wszystko służy! Nawet ci, którzy nie chcą Mu służyć. Również oni wpisani są w Jego wielki plan. Nawet ci, którzy z Nim walczą, którzy mówią, że Go nie ma, którzy Go nienawidzą, jak nienawidzi sam szatan – wszyscy oni, we wszystkim, co robią, chcąc nie chcąc, pełnią funkcję zbawczą…
Przypomnijmy w tym miejscu mocne słowa nauki Kościoła. Oddziaływanie Szatana ograniczone jest przez Bożą moc. Jest ono „dopuszczone przez Opatrzność Bożą, która z mocą i zarazem łagodnością kieruje historią człowieka i świata” – jak czytamy w Katechizmie Kościoła katolickiego (p. 395).
Opiekujący się światem i człowiekiem Stwórca dopuszcza działanie złych duchów tylko dlatego, że – jako Istota wszechmocna – potrafi z niego wyciągnąć większe dobro dla ludzi, którzy Go kochają.
Czytamy dalej w Katechizmie:
Dopuszczenie przez Boga działania Szatana jest wielką tajemnicą, ale „wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8, 28).
Musimy mocno wierzyć, że wszystko ma Boży sens i że na wszystkim Pan kładzie swą świętą dłoń. Nawet największe zło, skoro jest, ma sens. Święty Augustyn uczył: „Bóg wszechmogący ponieważ jest dobry w najwyższym stopniu, nie pozwoliłby nigdy na istnienie jakiegokolwiek zła w swoich dziełach, jeśli nie byłby na tyle potężny i dobry, by wyprowadzić dobro nawet z samego zła”¹. Kiedyś, gdy Chrystus przyjdzie sądzić żywych i umarłych, pojmiemy to – i to w pełni.
PESYMIZM
To wszystko prawda, a jednak dziś ludzie – nawet głęboko wierzący – mówią słowa tak ciężkie jak kamień młyński i mogące zatopić naszą nadzieję. Wypowiadają słowa „kryzys”, „upadek” „agonia”, a słowa te odnoszą do Kościoła. Może warto w tym momencie postawić pytanie, czy takie hasła można w ogóle związać z Kościołem, który jest „jeden, święty, powszechny i apostolski”, który został „zbudowany na fundamencie Apostołów” i którego „bramy piekielne nie przemogą”.
Można i nie można. Wszystko zależy od tego, czym kończy się taka wypowiedź. Czy po słowach „kryzys”, „upadek”, „agonia” pojawia się wykrzyknik, a z nim – gniew lub rozpacz? Pamiętajmy, że gniew i rozpacz to nie są cechy Boga, a więc w nas, stworzonych na Jego obraz i podobieństwo, są one grzechem. A może odnoszone do Kościoła słowa „kryzys”, „upadek”, „agonia” zamyka znak zapytania, a z nim – wątpienie we własny sąd? To zgodne z nauką Ewangelii, przecież wiemy, że nie mamy prawa sądzić… A może krytyka Kościoła kończy się pokornym dopowiedzeniem: że tak jest, ale „sądząc po ludzku”? I znowu trzeba dać prawo do tak budowanej krytyki. Skoro wiemy, że myśli Boże nie są naszym myślami, a Jego drogi mijają się z naszymi, nasza ocena może całkowicie mijać się z sądem Boga…
Jeśli więc przy krytykowaniu Kościoła nie pojawia się wykrzyknik, który zamyka wszystko, to możemy mówić o „problemach Kościoła”. Możemy pytać o jego dzisiejszy stan, ale spoglądając na to, co się w nim dzieje, powinniśmy być zawsze świadomi tego, że patrzymy na wszystko po ludzku, że powinniśmy próbować dostrzec coś więcej – spojrzeć po Bożemu…
OPTYMISTYCZNE SŁOWO
„Kryzys”, „upadek”, „agonia”… Może lepiej zrezygnujmy z tych terminów, wymagają one bowiem zbyt wielu wyjaśnień lub dekoracyjnych dodatków, a wciąż kuszą brzmieniem żałobnej melodii. Nie zagrzewają nas do walki, nie wzmacniają w nas wiary, nie pomnażają radości. Może lepiej zrobimy, jeśli – za wielką Tradycją Kościoła – uprościmy je i sprowadzimy do jednego wspólnego mianownika. Szkoda, że przed większością ludzi jest on zakryty i że go nie widzą. Bóg zastępuje te wypowiadane przez nas wyrażenia – te powtarzane wciąż: „kryzys”, „upadek” „agonia” – jednym biblijnym słowem, które jest jak spiż i które ma wieczny sens. Pan nazywa „kryzys”, „schizmę”, „apostazję”, „upadek”, „zdradę”, nawet „kres” słowem „oczyszczenie”. Pora, by i ludzie wierzący zaczęli go używać i rozumieć jego sens.
To wszystko, co ubieramy w bolące słowa, jest tak naprawdę oczyszczeniem, błogosławionym oczyszczeniem. I nieważne, czyimi rękami się ono dokonuje. Czy to takie istotne, czyje ręce trzymają miotłę, która wymiata brud? I pamiętajmy jeszcze o jednej ważnej kwestii, o której przypominają nam święci: prawdziwe, trwałe oczyszczenie dokonuje się zawsze od wewnątrz.
OCZYSZCZENIE OD WEWNĄTRZ
„Od wewnątrz”… Być może z pojawieniem się tych słów zaczynamy lepiej rozumieć, że „swąd szatana” (nie będę tego imienia pisał wielką literą, bo szatan nie jest tego wart!), o którym mówił św. Paweł VI w 1964 roku, a który pojawił się właśnie we wnętrzu Kościoła, jest nie tyle przekleństwem, ile łaską? Trudną łaską, przez większość niechcianą i niezrozumianą, a jednak łaską. Czyli jednocześnie darem i zadaniem. „Swąd czarta”, który czujemy wokół, jest znakiem. Trzeba nam ten znak odczytać, zrozumieć i podjąć działania, do których nas wzywa, podjąć je zgodnie z wolą Boga. Wtedy – dodają święci i teologowie – w znaku ujawni się moc, która nawet złu nada wektor zbawczy.
Okazuje się, że obecność „swądu szatana” w Kościele niekoniecznie jest tylko „czarną łaską”, czyli „darem”, jaki otrzymujemy z ciemnego wymiaru nadprzyrodzoności. Święty Jan Paweł II nazwałby ją „antyłaską”. Bo jest i taka łaska, niepochodząca z nieba, i jest też taki wymiar, który, choć nadprzyrodzony, nie jest Boski; bo jest i taki dawca, który tylko udaje Boga – czasem doskonale. Na wysokościach działa nie tylko Bóg. Jest też demon, który czyni wszystko, by Mu dorównać i by przejąć oddawaną Bogu chwałę – przede wszystkim, by odebrać Mu tę największą chwałę, jaką jest człowiek.
Źle się dzieje, kiedy ludzie wszystko, co przychodzi ze sfery nadprzyrodzonej, traktują jako dar z góry, od Ojca świateł, nie rozumiejąc, że jest jeszcze hojny ojciec kłamstwa, że obok wielkiego Króla jest też książę ciemności, który rozdaje swe ponętne dary zła, kusząc opakowaniem i przebierając się nawet za anioła utkanego ze światła.
Jeżeli obecność szatana w Kościele jest łaską, to jest właśnie łaską oczyszczenia. Oczyszczenie, które jest darem z Nieba, rodzi się albo z odkrycia miłości, albo ze wstrętu do ohydy zła, i jest zawsze łaską niebieską, pełną światła i Bożych mocy zdolnych przemienić świat. Jest łaską jak skała – objawieniem wszechmocy Boga, który ze zła wyprowadza zwielokrotnione dobro.
WIERZĄCY W BOGA, OTWARCI NA SZATANA
To prawda, wielu ludzi Kościoła otworzyło się dziś na niewłaściwe dary nadprzyrodzone… Może było tak w każdej epoce, ale my – współcześni – najlepiej widzimy współczesne zło… Widzimy, jak ludzie otwierają swe dusze przed szatanem przychodzącym ze swoimi darami. I nie mówimy tu jedynie o osobach duchownych, bo ten temat może nawet w większej mierze dotyczy świeckich.
Są w Kościele ludzie wierzący i głęboko religijni, ale paradoksalnie ich wiara jeszcze bardziej otwiera ich serca i umysły na wpływy szatańskie.
Uczy duchowy mistrz Ludwik Grignion de Montfort z Bretanii:
Piękne i wzniosłe myśli i święte plany mogą być z natchnienia diabła, bo ten zły i przewrotny duch, zamieniając się w anioła światłości, często mami najgorliwsze dusze i najbardziej duchowych ludzi. Zwodzi je przez swe fałszywe światła, tym samym doprowadzając je do upadku.
Dlaczego tak się dzieje? Bo są ludzie, którzy zapewniają, że wierzą, ale ani nie dotknęli tajemnicy Boga, ani też Bóg nie dotknął ich swoją dłonią (nie pozwolili na to?). Może do odkrycia przez nich prawdziwego, żywego Boga potrzebna jest jakaś wielka nadprzyrodzona interwencja, o której tyle się mówi w dzisiejszych proroctwach i widzeniach. A może wystarczy posłannictwo samego Kościoła? Może to on otworzy ludziom oczy na to, co prawdziwe, a co nie jest mamieniem piekieł?
DROGA DO ŚWIATŁA
W jaki sposób? Przez świadectwo męczeństwa? Przez postawienie radykalnych wymagań? Przez zbudowanie nowej wspólnoty podobnej do pierwszego Kościoła? To będzie oczyszczenie tych ludzi. Odzyskają wzrok, zaczną widzieć jasno i czysto.
Kościół będzie też musiał oczyścić ludzi przywiązanych do szatana. Trzeba ich będzie od źródła ciemności odciąć. I znowu: jeśli nie zdoła tego zrobić Kościół, zrobi to sam Bóg. To także będzie oczyszczeniem – tym razem oczyszczeniem z wysoka. Dzięki tej łasce ludzie przywiązani do szatana będą mogli wyjść z bagna i obmyć się z jego nieczystości w wodach łaski.
A co Kościół ma zrobić z tymi, którzy są zlani w jedno z szatanem (odwrotność przebóstwienia), już nawet nie z opętanymi, ale ucieleśnieniem zła? Czytamy w pismach św. Pawła, że takich trzeba wyrzucić precz, zamknąć przed nimi wspólnotę, nie dopuścić ich do sakramentów, oddać piekłu! To także jest oczyszczenie, choć niestety nie ludzi niszczonych przez zło. To oczyszczenie wspólnoty zagrożonej ich zaraźliwym grzechem.
Są też inni oczekujący oczyszczenia. To ludzie letni. Czy zajmie się nimi Kościół, czy znowu zadanie to będzie musiał przejąć Bóg? Trzeba postawić tych ludzi przed wyborem zimna lub gorąca. To także będzie oczyszczenie. Ci ludzie staną przed szansą rozpoczęcia prawdziwego życia, szansą znalezienia prawdziwego szczęścia.
Myli się ten, kto sądzi, że Bóg tego dokona, strzelając palcami w wybranej przez siebie godzinie, a my, szczęśliwi, otworzymy oczy i ujrzymy nowy świat i nowy Kościół oczyszczony ze zła. Nie, to sam Kościół ma sprawić, że ci ludzie stracą grunt pod nogami – że nie będą mogli stąpać po ziemi czystej, świętej, czasem nawet naznaczonej krwią. Będą musieli albo stać się czyści dla ziemi czystej, albo ją opuścić.
Jest jeszcze jeden rodzaj oczyszczenia, najważniejszy, bo „katolicki”, czyli powszechny. Głos Ewangelii, a za nią głos proroków, wizjonerów i świętych, powtarza: wszyscy wierzący mają porzucić brud, odepchnąć czarne dary, powiedzieć „nie” szatanowi – nawet gdy przychodzi on jako niewinna teza opowiadająca o prawach człowieka i o ludzkiej wolności. „Niech ludzie przestaną obrażać Boga swymi grzechami – już i tak jest dosyć obrażony!” – woła Matka Najświętsza na zakończenie objawień w Fatimie. Wszyscy członkowie Kościoła muszą zgasić ogarki, które palą diabłu. Muszą podejść do przedmiotu swojej wiary, do swego Credo, wyciągnąć rękę i jak Tomasz sprawdzić – czy to nie jest aby bóg martwy, bóg ich wyobrażeń i oczekiwań – pusty bożek, podobny do figurki z gipsu. Muszą zapytać: Gdzie jest żywy Pan? Gdzie jest Ten, który – gdy da się dotknąć – napełnia radością i trwogą, i zamienia człowieka w światło? Muszą wyruszyć w drogę – w drogę wewnątrz Kościoła. Z wierzących stać się wierzącymi naprawdę. Muszą odkryć Boga w… Kościele.
Nie ma mowy o oczyszczeniu, jeśli nie idzie za nim nawrócenie. A nie ma nawrócenia, jeżeli oczyma wiary nie ogląda się Boga.
PEDAGOGIA OBRAZÓW
Dobrze, zostawmy te wątki – być może dla niejednego z nas poplątane w nieczytelne warkocze. Obejrzyjmy wspólnie kilka obrazów stworzonych przez wielkich ludzi Kościoła, świętych wizjonerów, i wejdźmy na kilka dróg… Pozwoli nam to zrozumieć, dlaczego Bóg jest spokojny o swój Kościół, dlaczego i my mamy zachować spokój i patrzeć na to, co przyniesie jutro – z radosną nadzieją.
Nie, nie patrzeć. Mamy stworzyć przyszłość, której chlubą i bogactwem będzie święty Kościół.
Losy – i Kościoła, i nasze – mogą potoczyć się rozmaicie. Uwierzmy jednak, że w ten wachlarz dróg i możliwości jest wpisana jedna reguła: na koniec to Bóg będzie Panem! Jeśli trzeba, uczyni to za pomocą cudu, nawet za pomocą osobistej, nieznanej dotąd w całej historii świata interwencji. Na końcu na pewno będzie światło. Wszystko będzie światłem. Wszystko zostanie zanurzone w Bogu. Ciemność zwinie się jak materia wessana w czarną dziurę. Jej rola bycia cieniem w historii skończy się raz na zawsze: na całą wieczność.
A Kościół będzie trwał – przez wszystkie wieki wieków. Amen.