Fałszywy prorok - ebook
Fałszywy prorok - ebook
Doskonała wielowątkowa powieść, wymykająca się wszelkim szablonom.
Bohaterowie znani z Doktora Jeremiasa powracają w nowej odsłonie.
Luty 1914 roku. Europa stoi u progu wielkiej wojny. Formalnie trwa pokój, lecz strony przyszłego konfliktu prowadzą tajną akcję wywiadowczą. W pozostającym pod niemieckim zaborem Poznaniu zjawia się rosyjski szpieg – Albert Fiszkowicz. Poszukuje strategicznych informacji na temat otaczającej miasto potężnej twierdzy, której zdobycie otworzy carskiej armii drogę do Berlina. Gra toczy się również o przychylność Polaków, którzy angażują się w nierówną walkę z pruskim zaborcą. Wydaje się, że podsycanie polsko-niemieckiego antagonizmu dla dobra rosyjskich interesów z góry skazane jest na niepowodzenie. Przecież Polacy nie uwierzą, że dżumę można wyleczyć cholerą... Fiszkowicz ma jednak na to sposób – wszak sam jest Polakiem, umiejętnie ukrywającym swoje ciemne sekrety. W tym samym czasie doktor psychiatrii Sigmund Jeremias dowiaduje się o zagadkowym samobójstwie przyjaciela – lekarza wojskowego Steinberga. Oficjalną wersję wydarzeń przyjmuje z niedowierzaniem. Rozpoczęte przez Jeremiasa śledztwo powoli ujawnia międzynarodową aferę szpiegowską.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7785-733-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stanowisko warszawskiego rezydenta tajnej policji politycznej niejeden uznałby za świetne zwieńczenie kariery, jednak kapitan był odmiennego zdania, a konieczność przebywania w Kraju Przywiślańskim traktował jako dopust boży i karę za grzechy, do których zresztą wcale się nie poczuwał. Po latach intensywnej pracy w terenie, pełnej nieoczekiwanych zdarzeń i zaskakujących odkryć, pracy czasami niebezpiecznej, lecz zawsze fascynującej — posadzili go za biurkiem i zarzucili papierami. Tę poniżającą degradację nazwali awansem, bo w istocie był to awans. Dali mu władzę, zarazem odbierając to, co najcenniejsze — wolność. Dla ludzi pokroju Kuryłowa Warszawa mogłaby być nader interesującym miejscem… Nie stała się nim jednak, bo dziwnym trafem wszystko, co ciekawe, znajdowało się poza przestronnym gabinetem. Po raz kolejny ze złością i żalem spojrzał przez okno.
Dochodziła czternasta. Lada chwila miał się pojawić oczekiwany przez kapitana gość. Zanim jednak rozległo się pukanie, Kuryłow poświęcił mu nieco osobistą refleksję: Żebyś wiedział, łajzo, jak ja ci zazdroszczę.
Stare nawyki. Jak każdy, kto kiedyś był śledczym, przed rozmową lubił zajrzeć do akt rozmówcy. Musiał się mocno postarać, by przysłano mu z Petersburga kompletny odpis akt personalnych dzisiejszego gościa. Z szarej teczki wyjął kartkę, rzucił okiem na jej treść, po czym odłożył na bok. Wziął kolejną. Nad tą zatrzymał się nieco dłużej. Czytając charakterystykę osobowości, mimowolnie uśmiechał się pod nosem.
Albert Bronisławowicz Fiszkowicz to człowiek ambitny i racjonalny, przejawiający silną skłonność do kontrolowania otoczenia. Potrafi skutecznie wpływać na ludzi, wzbudzać ich sympatię i zaufanie. Jest świetnym organizatorem, szybko przystosowuje się do uwarunkowań, w których przyszło mu funkcjonować. W planowaniu uwzględnia szeroką i dalekosiężną perspektywę działania. Sprawia wrażenie człowieka o ujmującej powierzchowności, lecz w razie potrzeby bywa bezwzględny i brutalny. Ludzi traktuje instrumentalnie. Dla uzyskania zamierzonego skutku jest gotów poświęcić każdego, kto wcześniej mu zaufał. On sam ufa tylko sobie.
Jakże zwięzła i trafiająca w sedno analiza! Nie można było tego ująć lepiej. Kuryłow pokiwał głową w uznaniu dla kunsztu autora charakterystyki. W tej samej chwili w drzwiach stanął łysy Gorczakow i z właściwą sobie nonszalancją oznajmił przybycie Alberta Fiszkowicza.
Do gabinetu wszedł szczupły, niski mężczyzna o wysokim czole, po którego bokach jaśniały resztki włosów. Na pozór mógł się wydawać reprezentantem tego rodzaju ludzi, których nie sposób zapamiętać ani nawet wyróżnić z tłumu innych, bliźniaczo podobnych istot — bezbarwnych i jak gdyby pozbawionych substancji przyciągającej uwagę. Trafności powyższej charakterystyki przeczyło jednak jego spojrzenie — żywe, badawcze, zdające się przenikać w głąb obserwowanego obiektu. Ciemnobłękitne oczy rozświetlały szarą i dość pospolitą twarz, nadając jej ślad czegoś, co — przy pewnej dozie dobrej woli — można by nawet nazwać urodą.
Na widok gościa Kuryłow wysilił się na delikatny uśmiech, po czym wskazał miejsce na krześle po drugiej stronie masywnego biurka.
— Wygląda na to, że wracasz do obiegu.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko lekko skrzywił usta i skinął głową na znak podziękowania. Kapitan doskonale wiedział, że trzy lata temu władze policyjne przestały korzystać z usług Fiszkowicza. Osobiście uważał tę decyzję za błędną, wszakże jego gość należał do najskuteczniejszych agentów Ochrany. Inteligentny i zdyscyplinowany, a także — co Kuryłow cenił w nim najbardziej — szczerze oddany carskiej władzy.
Dzięki pomysłowości, pracowitości i szerokim kontaktom Fiszkowicza udało się zapobiec przynajmniej trzem zamachom bombowym. To właśnie on z ramienia Ochrany zarządzał ruchem związkowym w kijowskich zakładach metalurgicznych. I nie kto inny wskazał miejsce pobytu wpływowego podżegacza rewolucyjnego Artioma Timofiejewa i kilkunastu innych radykałów.
Oczywiście nie ma postaci kryształowych, z czego realista Kuryłow doskonale zdawał sobie sprawę. Nie ulegało wątpliwości, że rola Fiszkowicza w rozpracowywaniu moskiewskiego oddziału Organizacji Bojowej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów była co najmniej dwuznaczna. Prawdą jest również, że jego osobę niebezpodstawnie łączono z tajemniczym zniknięciem pieniędzy, które anarchistyczni bojówkarze z Kijowa najpierw zrabowali, a następnie ukryli na wsi. Wprawdzie ulubiony agent Kuryłowa uczciwie wydał anarchistów policji i wskazał ich kryjówkę, ale pięć tysięcy rubli rozpłynęło się w powietrzu… Cóż, każdy ma swoje słabości.
Prawdziwe kłopoty jednak zaczęły się dopiero w 1909 roku, kiedy wybuchła afera Azefa. Zdemaskowanie słynnego prowokatora zatrzęsło całym państwem, a ujawnione przy tej okazji informacje zszokowały opinię publiczną. Jewno Azef, szef Organizacji Bojowej Partii Socjalistów-Rewolucjonistów i jeden z prominentnych działaczy antycarskiego ruchu rewolucyjnego, okazał się nie mniej prominentnym współpracownikiem carskiej tajnej policji. Człowiek, który zaplanował i nadzorował serię zamachów przeciwko przedstawicielom reżimu, był jednocześnie policyjnym konfidentem, bez skrupułów wydającym swoich współtowarzyszy. Na ujawnieniu sprawy Azefa stracili wszyscy: rewolucjoniści, liberałowie, konserwatyści, rząd, a przede wszystkim sama Ochrana. Cóż, nie mogło być inaczej, skoro jej czołowy i hojnie opłacany agent okazał się terrorystą…
„Ochrana uosabia brutalność i nikczemność carskiej autokracji” — pohukiwali różnej maści demokraci. „Tajna policja przez lata kolaborowała ze spiskowcami” — oburzali się konserwatyści. „Carska tajna policja polityczna finansowała zamachy na przedstawicieli władzy państwowej” — pisały bez ogródek zagraniczne gazety. Czasy świetności wszechwładnej niegdyś Ochrany minęły bezpowrotnie.
Kuryłow miał szczęście, bo w ramach reorganizacji przeniesiono go do Warszawy i nawet awansowano, lecz wielu jego kolegów na zawsze musiało pożegnać się ze służbą. Najgorzej los obszedł się z tysiącami agentów pracujących dla Ochrany od Kutna po Władywostok. Stawiano im zarzuty wspierania działalności terrorystycznej i obarczano odpowiedzialnością za nieudolność oficerów prowadzących, wsadzano do więzień i wysyłano na katorgę. Dzięki ostrożności i sprytowi Fiszkowicz zdołał wprawdzie uniknąć najgorszych szykan, lecz z jego usług zrezygnowano. Kontynuacja współpracy z tajną policją stanęła wówczas pod znakiem zapytania. Jedenastego sierpnia 1913 roku zdanie pytające zamieniło się w oznajmujące: Fiszkowicz miał wrócić do służby.
A wszystko to za sprawą generała Jakowa Żylińskiego, któremu opracowany przez Fiszkowicza plan działań agenturalnych na terenie wrogiego mocarstwa niezmiernie przypadł do gustu. Ów wysoko postawiony protektor misji Fiszkowicza od 1911 roku pełnił funkcję szefa Sztabu Generalnego, tym samym pozostając formalnym zwierzchnikiem służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Jako przedstawiciel mniejszościowej w rosyjskim sztabie frakcji, Żyliński był zdania, że w razie wybuchu wojny Rosja powinna podjąć agresywną ofensywę przeciwko Niemcom. Skoro bowiem Niemcy skierują główne uderzenie na Francję, co uchodziło za pewnik przynajmniej od 1913 roku, będą zmuszeni przesunąć większą część wojsk na front zachodni. Co za tym idzie, armia rosyjska będzie mogła szybko opanować słabo bronione Prusy Wschodnie, a następnie wejść do Wielkopolski i ruszyć w kierunku Poznania. Generał Żyliński widział siebie na czele zwycięskiego marszu wojsk rosyjskich, które w pierwszej fazie wojny zajmują Prusy Wschodnie i Wielkopolskę, zdobywają twierdzę Poznań, a następnie w zwycięskim marszu idą na Berlin.
Realizacja tego zamierzenia wymagała jednak odpowiedniego przygotowania. Mając w planach obleganie Poznania, należało uzyskać jak najwięcej strategicznych informacji na temat twierdzy oraz liczebności i uzbrojenia garnizonu. Żylińskiemu zależało również na wysondowaniu nastrojów wśród polskiej ludności Poznania i Provinz Posen. W tym celu generał postanowił skorzystać z doświadczeń tajnej policji, od której oczekiwał wskazania odpowiedniego wykonawcy. Zausznik generała, major Tagancew, nawiązał kontakt z szefem terenowego biura Ochrany w Warszawie, kapitanem Kuryłowem. Ten zaś zaproponował, by misję w Poznaniu powierzyć Albertowi Fiszkowiczowi, którego scharakteryzował jako zdolnego i sprawdzonego agenta, nieźle zaznajomionego z realiami Provinz Posen, władającego językami polskim i niemieckim. Poza tym — co istotne — był on z pochodzenia Polakiem.
Żyliński wstępnie zaakceptował tę kandydaturę, lecz ostateczną decyzję uzależnił od oceny planu działań, do którego sporządzenia zobowiązano Fiszkowicza. Ten zaś doskonale wyczuł swą szansę i w odpowiedzi przedstawił rozbudowaną koncepcję. Według jej założeń równoległym celem misji powinno być podsycanie polsko-niemieckiego antagonizmu. Zaproponował, by powołać w Poznaniu sterowaną przez rosyjską agenturę polską organizację patriotyczną, zrzeszającą zwolenników radykalnych metod walki z pruskim zaborcą, między innymi za pomocą działań terrorystycznych i zamachów. Z chwilą wybuchu wojny taka organizacja mogłaby podjąć działania sabotażowe przeciwko armii niemieckiej, zarazem dezorganizując funkcjonowanie administracji cywilnej w Poznaniu i całej prowincji. Fiszkowicz miał doświadczenie w tego typu działalności, gdyż swego czasu organizował i nadzorował kontrolowane przez Ochranę związki zawodowe w zakładach przemysłowych w Kijowie. Jak twierdził Fiszkowicz, wzmacnianie polsko-niemieckiego antagonizmu jest z punktu widzenia interesów rosyjskich ze wszech miar korzystne.
Uważał, że im większe będzie napięcie między Polakami a Niemcami, tym bardziej Polacy będą odporni na ewentualne obietnice otrzymania autonomii od Kaisera w zamian za poparcie w wojnie z Rosją i jej sojusznikami. Kiedy zaś Rosja i Niemcy znajdą się w stanie wojny, wszelkie działania podejmowane przez Polaków przeciwko Niemcom — sabotaż, dywersja, dezerterowanie z armii i temu podobne — znacznie osłabią potencjał wroga, czyli staną się po prostu rodzajem broni. A najwyższą troską Ochrany będzie to, by broń ta okazała się skuteczna.
Zdaniem Fiszkowicza rozbudzanie antyniemieckich postaw nie powinno być trudne z uwagi na znaczny wzrost świadomości narodowej Polaków w zaborze pruskim i jednoczesną klęskę dotychczasowej antypolskiej polityki Niemiec. Warto również wykorzystać fakt, że w tak ważnej twierdzy jak Posen żywioł polski jest bardzo liczny.
Plan zrobił duże wrażenie na generale Żylińskim, który kompletnie lekceważąc realia, uwierzył w to, że poznańska misja jest skazana na sukces.
Kuryłow nie miał dobrego zdania o generale Żylińskim, czego nie zamierzał ukrywać przed swoim gościem:
— Nasza armia nie jest w stanie przeprowadzić szybkiej mobilizacji. Kto jak kto, ale szef sztabu powinien mieć o tym pojęcie. Lecz najwidoczniej nie ma, skoro podczas rokowań z Francuzami złożył obietnicę, że w ciągu dwóch tygodni od rozpoczęcia wojny rzuci 800 tysięcy żołnierzy przeciwko Niemcom. Kompletny brak realizmu! Nie wspominając o tym, że nie powinno się przeceniać siły bojowej naszych dywizji. Tymczasem nasz pan generał już w 1911 roku ustalił z francuskim szefem sztabu Dubailem, że obie nasze armie od początku wojny będą prowadzić działania ofensywne. Francuzi może i będą… Jak myślisz, Fiszkowicz, co to wszystko może znaczyć?
— Że równoległe uderzenie na Prusy Wschodnie i Wielkopolskę nie dojdzie do skutku. Czyli raczej nie będziemy oblegać Poznania.
— No właśnie, dobrześ to ujął: raczej nie będziemy — zgodził się kapitan, po czym poważniejszym tonem dodał: — Lecz niezbadane są wyroki boskie. Co rozum nam podpowiada i co wedle najlepszego osądu wydaje się prawdą, dla Opatrzności jest jedynie marnym pyłem. Kto wie, może za pół roku twierdza Poznań będzie w naszych rękach, a dwa miesiące później będziemy świętować w Berlinie? Tak nam dopomóż Boże i wszyscy święci Pańscy.
— Święte słowa, panie kapitanie — odpowiedział z udawaną powagą Fiszkowicz, który bez trudu dostrzegł kpinę w tych słowach.
— Daleko zajdziesz, mój stary, może jeszcze dalej niż do Berlina — roześmiał się serdecznie Kuryłow. — Ale wróćmy do sprawy. Otóż trzeba ci wiedzieć, że generał Żyliński ma trudny charakter. Jest podejrzliwy, bardzo łatwo popada w konflikty i wielu ludzi ze sztabu traktuje jak osobistych wrogów. Nawet ministra wojny Suchomlinowa uważa za defetystę, który dąży do osłabienia armii. Generał podejrzewa, że w otoczeniu ministra działają niemieccy i austriaccy szpiedzy. Podobno powiedział kiedyś, że minister łatwo ulega wpływom podejrzanych typków, do których żywi zaskakującą, lecz być może całkiem łatwą do wytłumaczenia słabość… Za generałem Daniłowem też nie przepada, choć to przecież główny strateg naszej armii. Twierdzi, że Daniłow nie wierzy w moc rosyjskiego oręża. To jeszcze nie wszystko, bo wśród przeciwników twojego protektora jest także książę Mikołaj Mikołajewicz, szef Rady Obrony Państwa. Generał Żyliński ma go za niezrównoważonego psychicznie intryganta, który swą pozycję zawdzięcza wyłącznie pokrewieństwu z carską rodziną. Jak myślisz, Fiszkowicz, co to wszystko może znaczyć?
— Że pan generał Żyliński ma wielu potężnych wrogów, więc prawdopodobnie nie utrzyma się długo na swym stanowisku.
— Otóż to — przytaknął kapitan. — Pamiętaj o tym, kiedy będziesz pracował w Poznaniu. Dziś jesteś szczęściarzem, lecz miej się na baczności, bo jutro mogą cię uznać za sługusa politycznego bankruta.