- W empik go
Fantazjo - ebook
Fantazjo - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 167 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Scena I
Na dworze.
Król, w otoczeniu dworzan; Rutten.
KRÓL.
Moi przyjaciele, oznajmiłem wam już dawno zrękowiny mej drogiej Elżbiety z księciem mantuańskim. Obecnie zwiastuję wam przybycie księcia; dziś wieczór może, najpóźniej jutro znajdzie się w pałacu. Niech ten dzień stanie się dla wszystkich świętem; niech się otworzą bramy więzień, niech lud spędzi noc na zabawie. Rutten, gdzie córka?
(Dworzanie oddalają się).
RUTTEN.
Miłościwy panie, jest w parku z ochmistrzynią.
KRÓL.
Czemum jej dzisiaj nie widział jeszcze? Smutna jest czy rada z małżeństwa, które się sposobi?
RUTTEN.
Miałem wrażenie, że twarz królewny przesłania melancholia. Któraż dziewczyna nie zaduma się w wilię ślubu? Śmierć Johana zmartwiła ją.
KRÓL.
Przypuszczasz? Śmierć mego trefnisia dworskiego błazna, garbusa, wpół ślepego!
RUTTEN.
Królewna lubiła go.
KRÓL.
Powiedz mi, Rutten, tyś widział księcia; co to za "człowiek? Ach! oddaję mu, co mam najdroższego, a nie znam go.
RUTTEN.
Tak krótko bawiłem w Mantui…
KRÓL.
Mów szczerze, Jakimiż oczami zdołam oglądać prawdę, jeśli nie twoimi?
RUTTEN.
W istocie, panie, nie umiałbym nic powiedzieć o umyśle i charakterze szlachetnego księcia.
KRÓL.
Więc tak? Wahasz się, ty, dworak! Ilomaż chwalbami rozbrzmiewałaby już ta komnata, ilomaż przenośniami i porównaniami, gdyby książę, który jutro będzie moim zięciem, wydał ci się godny tego tytułu! Czyżbym się omylił, przyjacielu? czyżbym uczynił zły wybór?
RUTTEN.
Panie, książę uchodzi za najlepszego z monarchów.
KRÓL.
Polityka to nić pajęcza, w której szamoce się wiele okaleczałych muszek; nie poświęcę szczęścia córki dla interesu.
(Wychodzą).
Scena II
Ulica.
Spark, Hartman i Facjo, piją siedząc koło stołu.
HARTMAN.
Hop! hop! dziś wesele księżniczki: pijmy, palmy lulki i starajmy się robić dużo zgiełku.
FACJO.
Nieźle byłoby wmieszać się w tłum, który przewala się po ulicach, i zgasić parę lampionów na głowach zacnych mieszczuchów.
SPARK.
Dajże pokój! palmyż spokojnie,
HARTMAN.
Nic nie będę robił spokojnie; choćbym się miał zmienić w serce ze spiżu i zadyndać w kościelnym dzwonie, muszę, muszę hałasić w dzień tak uroczysty. Gdzie, u diaska, Fantazjo?
SPARK.
Czekajmy nań, nie podejmujmy nic bez niego.
FACJO.
Bal odnajdzie nas, gdy zechce. Pewno zalewa się w jakiej norze. Dalej, bracia, ostatni haust.
(Podnosi szklanką).
OFICER wchodząc.
Panowie, proszę, byście zechcieli oddalić się nieco, jeśli nie chcecie, aby wam przeszkadzano w zabawie.
HARTMAN.
Czemuż to, kapitanie?
OFICER.
Królewna znajduje się w tej chwili na tarasie; pojmujecie, że nie przystoi, aby krzyki dochodziły do niej.
(Wychodzi).
FACJO.
To nie do zniesienia!
SPARK.
Cóż nam zależy, czy będziemy się śmiali tutaj, czy gdzie indziej?
HARTMAN.
Kto nam ręczy, że gdzie indziej pozwolą nam się śmiać? Zobaczycie, że z każdego brukowego kamienia wyskoczy taki pajac w zielonym surducie prosząc nas, byśmy się poszli śmiać na księżycu.
(Wchodzi Marinoni, otulony w płaszcz).
SPARK.
Królewna nie splamiła się nigdy despotyzmem.
Niech ją Bóg chroni! Jeśli nie chce, aby się śmiano, widać jest smutna albo śpiewaj zostawmy ją w spokoju.
FACJO.
Hoho! widzicie tego jegomościa w płaszczu, wyraźnie wietrzy za jaką nowiną. Frant ma ochotę nas zaczepić.
MARINONI podchodząc.
Jestem tu obcy, panowie; z jakiej okazji ta zabawa?
SPARK.
Księżniczka Elżbieta wychodzi za mąż.
MARINONI.
A, tak! To piękna kobieta, jak sądzę?