Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ferie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 maja 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,00

Ferie - ebook

Czy wyjazd na ferie do innej miejscowości może całkowicie odmienić czyjeś życie? Dzieci dobrze wiedzą, że tak. Dorośli mogą się o tym na powrót przekonać podczas lektury tej książki. Znamy historie o tym, jak mały człowiek zjawia się i stawia na głowie świat dojrzałej osoby, przywracając w nim miejsce na zabawę, marzenia, nadzieję. Ta historia jest inna. Tutaj to starszy pan, dzieląc z wnukiem radości i bóle, wzbogaca jego spojrzenie na życie o nowe, pozornie zapomniane perspektywy. Ferie opowiadają o dochodzeniu do wzajemnego zrozumienia i szacunku. O odróżnianiu tego, co zbliża nas do siebie i jest naprawdę ważne, od tego, co jest tylko złudzeniem lub przemijającą modą.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66670-79-2
Rozmiar pliku: 897 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

dy zapadł zmrok, Jan napalił w kominku. Suche drwa strzelały w palenisku, płomienie drgały, rozświetlając nieco gabinet. Powoli robiło się jaśniej i cieplej.

Na zewnątrz dudnił wiatr. Śnieg zakrył ziemię połacią białego puchu. Jan podszedł do okna, popatrzył chwilę przez szybę, po czym znów zasiadł w swym ulubionym, wygodnym ciemnozielonym fotelu, gdzie uwielbiał pogrążać się w myślach. O czym rozmyślał, trudno powiedzieć. Choć musiało to być coś ważnego, skoro marszczył brwi.

Wnet dało się słyszeć delikatne pukanie. Przez dębowe drzwi weszła pani Irenka, żona Jana.

– Gorąca herbata z miodem. Taka, o jaką prosiłeś. Zostawiam na stole. Upiekłam szarlotkę, chcesz spróbować? – spytała.

– Nie, nie, Irenko. Dziękuję, bardzo dziękuję za herbatę – odpowiedział Jan.

Irenka powoli zamknęła za sobą drzwi. Znała swojego męża jak nikt inny. Wiedziała, że jeżeli nad czymś pracuje, jeżeli coś przykuło jego uwagę, to zapomina o całym świecie. Wówczas gabinet staje się jego sypialnią. Pracuje i pracuje, a Irenka ma na głowie cały dom. Na pomoc Jana nie może wówczas liczyć. Zresztą nawet nie próbuje mu zakłócać spokoju, bo wie, że to, czym zajmuje się jej mąż, wymaga czasu, skupienia i ciszy.

Jan bez pośpiechu dopijał herbatę. Spojrzał na zegar na ścianie, który wskazywał szóstą wieczorem.

– No tak – mruknął pod nosem. – Dzisiejszy dzień do najbardziej owocnych raczej nie należy. Chyba jednak skuszę się na szarlotkę.

Chwilę później był już w kuchni, gdzie krzątała się Irenka.

– Wiesz, Irenko, poproszę jednak o kawałek tej pysznej szarlotki – powiedział.

– Jeszcze nie jadłeś, a już chwalisz – odpowiedziała z uśmiechem.

– Moja droga, od prawie czterdziestu lat nie mam powodu do narzekań – odrzekł Jan.

– Mhm… – mruknęła Irenka. – To już czterdzieści lat…

– A dokładnie za cztery miesiące – doprecyzował.

– Czterdzieści lat… Kiedy to minęło? – Irenka była lekko zdumiona.

– Też nie wiem, kiedy nam minęło – powiedział Jan – ale jak widać, może tyle minąć!

Chwilę potem obydwoje jedli ciasto i popijali herbatę, jednocześnie dyskutując. Zresztą całe życie mieli o czym rozmawiać. Nawet w okresach, kiedy Jan był pochłonięty pracą, znajdowali chwile na gawędzenie.

– Wiesz, chyba już jestem za stary, by pisać – powiedział.

– A co się dzieje? – spytała Irena.

– Nie wiem. Po raz pierwszy, albo pierwszy od bardzo dawna, nie potrafię nic napisać. Brakuje mi pomysłu, jakiegokolwiek pomysłu! Wątku, który byłby punktem zaczepienia! Nie wiem, moja głowa jest pusta… jak kapusta! – dokończył z rezygnacją w głosie.

– Nie martw się – powiedziała. – Przyjdzie pora, przyjdzie pomysł. Czasami trzeba poczekać… – Lecz Jan przerwał jej.

– Wiem, ale tym razem jest jakoś inaczej. Zawsze tych pomysłów było tyle, że mogłem wybrać! Nigdy nie było z tym problemu! Problemem było, który z nich wybrać, jak go rozwinąć. Ale brak pomysłu to novum! – ciągnął zdesperowany.

– Janku, jesteś autorem wielu cenionych publikacji. Masz licznych czytelników, cieszysz się ogromnym uznaniem. Dlatego nie pisz nic pod przymusem. Poczekaj trochę. Daj odpocząć głowie. Zobaczysz, pomysł sam się pojawi.

– Masz rację – odpowiedział. – Jak zawsze od czterdziestu lat. – Oboje się roześmiali.

Było już późno, kiedy Jan znowu znalazł się w swoim gabinecie. Rozejrzał się dookoła. Na lewo od wejścia całą długość i wysokość ściany zajmowała biblioteka pełna przeróżnych książek. Bogactwo tego zbioru wynikało stąd, że Irenka prócz ogromnego zamiłowania do książek miała talent poliglotki. Umiejętność władania kilkoma językami zagwarantowała jej pracę tłumacza oraz stworzyła możliwość zwiedzenia najodleglejszych zakątków planety, z których najczęściej jako pamiątki przywoziła książki. Na regale stojącym najbliżej okna stały książki autorstwa Jana. Były to tomiki poezji, kilka powieści, w tym najsłynniejsze _Ja, Róża i kot_ oraz _Po tamtej stronie drogi_, jak również publikacje naukowe z zakresu gramatyki i historii języka polskiego, a także innych języków słowiańskich. Jan był dumny, że tak wiele udało mu się osiągnąć. Rzeczywiście był to ogromny dorobek, który potwierdzały nagrody i wyróżnienia zgromadzone przez długie lata.

Naprzeciwko biblioteki stała kanapa, oczywiście w kolorze ciemnej zieleni. Tuż za nią było ogromne dębowe biurko, a na nim lampka i zdjęcie rodzinne. Niezmiennie od bardzo wielu lat było to miejsce pracy Jana.

Sam pokój był mały, choć przytulny. Zza okna rozciągał się widok na las oraz polanę, na której czasami pojawiały się zające i sarny. Po prawej stronie od wejścia był kominek i ciemnozielony fotel, który według Jana miał magiczną moc podsuwania doskonałych pomysłów. To tutaj narodziły się zręby fabuły powieści _Ja, Róża i kot_, która stała się bestsellerem. Podobnie było z _Gawędą góralską_ i _Pod tatrzańską strzechą_. Za wszystkie te publikacje Jan otrzymał nagrody i wyróżnienia. Jednak nie to było najważniejsze. Dla Jana najbardziej liczyło się uznanie wśród czytelników, dla których był niedoścignionym wzorem, mentorem, od którego wielu się uczyło.

W końcu usiadł w ulubionym fotelu tuż przy tlącym się jeszcze kominku z nadzieją, że może tym razem jakiś pomysł nagle się pojawi. Niestety, znowu nic. Podumał jeszcze chwilę i stwierdził, że pora iść spać.

* * *

Kolejne dni mijały Janowi na długich spacerach, do których zachęcała piękna, słoneczna, aczkolwiek mroźna aura.

„Zima”, pomyślał. „Znowu jest zima”. Spojrzał na sosny i świerki uginające się pod ciężarem białego puchu, na dęby i brzozy, których korzenie śnieg przykrył kołdrą. Popatrzył na ścieżki, które zniknęły, i na ślady zajęcy i saren mieszkających w pobliskim lesie. Kiedyś spotkał jedną. Podczas spaceru po lesie piękna, młoda sarna z wielkimi, czarnymi jak węgiel oczami przebiegła mu drogę. Na chwilę zatrzymała się, by spojrzeć na Jana, i w mgnieniu oka zniknęła po drugiej stronie ścieżki. Jan chciał sprawdzić, w którym kierunku pobiegła. Ruszył w jej stronę, ale niczego już nie zobaczył. Fakt, że był już stary i nie w głowie mu było szukanie zwierzyny w gęstwinie. To spotkanie zapadło mu jednak głęboko w pamięć.

Innym razem widział gromadkę dzieci zjeżdżających na sankach z położonej niedaleko górki. Krzyki, śmiechy niosły się szerokim echem na całą okolicę. Przystanął z boku, patrzył i uśmiechał się do siebie… Przecież on też kiedyś był taki mały i też zjeżdżał, co prawda nie na tak eleganckich sankach, tylko na desce z jednej strony oheblowanej, ale doskonale spełniała swoje zadanie. „Ach, to były czasy! Zabawy na śniegu, lepienie bałwanów, kuligi…”, pomyślał.

Pomiędzy spacerami a szukaniem pomysłu na napisanie nowej książki Jan spotykał się ze swym przyjacielem Zenonem, z którym znali się od bardzo wielu lat. Któregoś razu opowiedział mu o swoim zmartwieniu.

– Wiesz, Zenku – zaczął Jan. – Mam teraz nie lada kłopot.

– Co się stało? – spytał Zenon.

– Aj! Po raz pierwszy, albo pierwszy od bardzo dawna, nie mogę nic napisać. Brakuje mi pomysłu! To coś okropnego! Czuję, jakby palce mi zdrętwiały, a głowa była pusta.

– Janku, nie martw się. Przyjdzie czas, przyjdzie pomysł! Czasami trzeba poczekać. Sam wiesz, że to, co wyjątkowe, każe na siebie czekać.

– Mówisz jak Irenka.

– To posłuchaj się żony, ona wie, co mówi.

– Mmm… – Jan westchnął.

– Chodź, idziemy do domu, bo mi już nogi strasznie zmarzły.

Kiedy dotarli do domu Jana, słońce chyliło się ku zachodowi. Czerwona łuna, jaka rozlała się na niebie, zwiastowała kolejny mroźny dzień.

– Jutro znowu będzie skrzypiało pod butami – zaczął Zenon.

– Na to wygląda – powiedział Jan, który właśnie rozpalał w kominku.

Chwilę potem w pomieszczeniu zrobiło się ciepło, a para unosiła się z kubków z gorącą herbatą z sokiem malinowym. Jan i Zenon usiedli wygodnie w fotelach i sącząc herbatę, prowadzili wielogodzinną rozmowę.

– Ciągle rozprawiamy o tym moim pisaniu, a powiedz, co u ciebie – zaczął Jan.

– Hmm… – Zenon westchnął. – Wnuczek ma do mnie przyjechać w najbliższą sobotę, bo u nich w Gdańsku ferie się zaczynają.

– I na jak długo?

– Na całe dwa tygodnie.

– To będziesz miał zajęcie! A ile Tomek ma już lat? – spytał Jan.

– Dziesięć.

– To już duży chłopak! Patrząc jednak na twoją minę, odnoszę wrażenie, że nie jesteś zadowolony.

– Janku, znamy się całe życie. Wiesz, jak jest. Wnuka prawie nie znam. Ja mieszkam na południu, on na północy. Widujemy się tak naprawdę tylko w święta, a to za mało. Syn wyjeżdża na cały ten okres na narty w Alpy austriackie, więc małego przywozi do mnie. Nie wiem, czy sobie poradzę. Synowa powiedziała mi, jakie przyzwyczajenia ma mój wnuk… Ale ja tak nie umiem! Pizza, Skype, smartfon… Rozumiesz. Nie nadążam za tym, zresztą, po co mi to! Jestem już stary! Dla niego jestem człowiekiem z innej epoki. Gdyby żyła Marysia, byłoby pewnie inaczej. Ale jest tak, jak jest.

– Faktycznie, lekko nie będzie – ocenił Jan, marszcząc delikatnie brwi.

– Tam jest inne życie – ciągnął Zenon. – Tam jest miasto, kino, atrakcje, tam jest co robić. A tutaj? Tutaj są góry, zaspy. Tutaj trzeba wszędzie dojechać. Nie ma atrakcji. Tu są wokół lasy i spokój. Dla nas, starych, to idealne miejsce, ale dla dziesięciolatka? Nie wiem… – urwał zrezygnowany.

– To rzeczywiście problem, bo teraz młodzi są wymagający, mają inne przyzwyczajenia niż my w ich wieku. Myślę jednak, że mimo tych różnic mamy coś wspólnego. Ciekawość i chęć poznawania. Pamiętaj, Zenku, że ty nie rozumiesz jego świata, tak jak on twojego. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, abyście je poznali.

– Oj, Janku, żeby to było takie proste.

– Może jest, tylko musisz spróbować – podsumował Jan.

Zapadła cisza. Obaj pogrążyli się w myślach, popijając z kubków. A mróz malował na szybach swe kryształowe obrazy, które podziwiać mogli rankiem.

* * *

Następny dzień przywitał Jana słońcem, które czyniło przeraźliwe zimno łatwiejszym do zniesienia.

„Mróz w nocy tęgo pracował”, pomyślał Jan, patrząc na lodowe arcydzieła, pełne kunsztu i finezji, których niejeden artysta mógłby pozazdrościć. Mieniące się kryształki przypominające kwiaty ciągnęły się po całej szybie, przesłaniając świat i sprawiając przy tym, że wydawał się znacznie piękniejszy. Niczym z bajki, w której nigdy nie triumfują smutek i zło. Jan długo jeszcze dumał, czasami tylko uśmiechając się do siebie. W końcu zegar wybił godzinę ósmą.

– O! Czas wstawać – wymamrotał.

Powoli usiadł na łóżku. Przeciągnął się, rozejrzał wkoło, powoli przetarł oczy, aż dostrzegł leżący na półce rodzinny album.

„Hm, jakie stare zdjęcia”, pomyślał. Faktycznie. Były to zdjęcia z jego ślubu, zdjęcia synów, gdy byli mali, zdjęcia ze wspólnych wyjazdów, aż do chwili, kiedy na świecie pojawiły się wnuki.

– Jak dawno nie widziałem tych zdjęć – ciągnął pod nosem.

Chwilę potem był już w gabinecie, gdzie maszerował od drzwi do okna, od okna do drzwi, tak jakby chciał w ten sposób znaleźć pomysł na nową książkę. „To wszystko na nic się zda. Jestem już stary”, pomyślał i omiótł wzrokiem regał z książkami, a stamtąd na biurko, przy którym tworzył, zielony fotel, który dotychczas wyczarowywał tematy prac, kominek, przy którym spędził wiele czasu na pogawędkach i rozmyślaniach. Niby wszystko było znajome, a stało się jakoś dziwnie obce.

– Ach – westchnął. – Gdybym tylko znalazł temat do pisania…

Zrezygnowany udał się na długi spacer.

Jan sunął osowiały, niepewnym krokiem, a pod jego butami skrzypiał śnieg. Drzewa pokryte białą szadzią mieniły się w zimowym słońcu niczym kryształki lodu. Szedł wolno, rozglądając się wkoło. Zatrzymał się. Po chwili podniósł wzrok do góry tak, aby lepiej przyjrzeć się koronom drzew. Zamyślił się. Błogą ciszę przerwały krzyki dzieci jeżdżących na pobliskim lodowisku. Piruety, wyścigi na lodzie, ktoś się przewrócił, ktoś komuś łyżwy zabrał… „Kiedy to wszystko było?”, pomyślał, uśmiechając się do siebie. Tymczasem za przydrożnymi sosnami, gdzie było niewielkie wzniesienie, kolejna grupa urządziła sobie zjazdy na sankach. „Ach… To były piękne czasy”, rozmarzył się Jan. W jednej chwili wrócił pamięcią do błogich dni dzieciństwa, zapachu sosnowego lasu, który ciągnął się przez całą wioskę, w której mieszkał z rodzicami, do drewnianych nart robionych domowym sposobem u ojca w stodole i do kuligów, i zabaw z kolegami w wojnę na śnieżki… Do głowy Jana po kolei wracały obrazy minionych lat, napawając go nostalgią i refleksją nad przeszłością. Powróciła muzyka tamtych lat i wieczorne rozmowy w gronie bliskich, i sobotnie potańcówki w remizie… I tak po kilkugodzinnym spacerze pogrążony w myślach wrócił do domu.

Czerwone słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

„Mroźna noc przed światem”, pomyślał Jan, spoglądając z okna swojego gabinetu, w którym ogień płonął w kominku. Wolnym krokiem podszedł do regału z książkami, na którym leżały albumy. Sięgnął po jeden, by po chwili, siedząc w ulubionym fotelu i sącząc gorącą herbatę, przerzucać karty. Kiedy skończył, za oknem było już ciemno. Tylko mróz kreślił kolejne elementy szklanego obrazu, by rano na nowo wzbudzić zachwyt ludzi.

W pokoju panowała cisza przerywana tykaniem zegara. Wskazówki odmierzały kolejne sekundy, minuty, godziny, które od jakiegoś czasu potwornie się dłużyły.

„To wszystko przez brak pomysłu”, stwierdził w myślach Jan. Po chwili jednak błysnęła mu w głowie pewna idea. Zmarszczył brwi. „Hmm, musiałbym zacząć od tego… a potem… Nie, nie, od tego nie”, dywagował w myślach, marszcząc przy tym ciągle brwi, „ale gdyby…”. Szybko chwycił kartkę i długopis, by zapisać pomysły, które zaczęły rodzić się w jego głowie. Pisał szybko, niedbale, oby zapisać jak najwięcej wątków, na które tak długo czekał.

– Dobrze. Tutaj jest to, tutaj to, tamto się zamieni z tym – mówił do siebie, wertując kolejne chaotycznie sporządzone zapiski. – W końcu! – krzyknął uradowany. – W końcu mam pomysł! Wreszcie będę mógł coś napisać. – Twarz nagle mu się ożywiła, rozradowane oczy zdradzały ekscytację, jaka opanowała Jana.

Nieco później układał się do spania. Tej nocy długo nie mógł jednak zasnąć. Pomysł nowej książki przeganiał sen, podsuwając coraz to nowe wątki. Jan kręcił się z boku na bok, zapisując w pamięci każdy szczegół. Wreszcie zmęczenie wzięło górę. Na zewnątrz mróz rzeźbił swoje arcydzieło w towarzystwie delikatnie padającego śniegu.

* * *

Za oknem świat budził się ze snu. Słońce powoli pięło się nad horyzont, ogrzewając nieco zmarznięte korony drzew. Świeży śnieg grubą warstwą pokrył dachy domów i kominy, z których wiły się kłęby dymu. Zima otuliła sobą świat. Pługi oczyszczały zasypane białym puchem ulice. Ludzie brnęli w zaspach, które sięgały prawie do kolan.

Tymczasem Jan pochłonięty pisaniem nie zwracał uwagi na to, co działo się za oknem. Co chwila przybywała kolejna strona historii, której sam nie spodziewał się napisać. Pełnej pasji, ciekawych wątków, innych niż do tej pory losów bohaterów. Biurko Jana było zarzucone kartkami, notatkami, kubkami po kawie. Na kanapie leżał zwinięty byle jak koc, którym okrywał się, gdy robił drzemkę. Tak, kiedy Jan tworzył, gabinet był równocześnie sypialnią, jadalnią, miejscem pracy i odpoczynku. Wychodził z niego dopiero, gdy skończył pisać. Do tego czasu nie istniało nic, co mogłoby być ważniejsze. Tak było od bardzo dawna. Tak było zawsze, o czym pamiętała pani Irenka, która właśnie wróciła z podróży do sanatorium w Juracie.

W przedpokoju zostawiła walizkę, zdjęła wierzchnią odzież i głośno krzyknęła:

– Wróciłam! Janku, jesteś? – spytała, rozglądając się powoli po mieszkaniu.

Odpowiedziała jej cisza. W kuchni zastała zlew pełen brudnych talerzy i szklanek. W łazience kosz na pranie już dawno przestał być widoczny. Kwiaty zaczęły powoli żółknąć z braku wody. Irenka od razu domyśliła się, że Jan pracuje nad nową książką. Po cichu udała się w stronę gabinetu. Otworzyła ostrożnie drzwi i zobaczyła to, czego przed chwilą już była pewna. Jan był pochłonięty pracą.

– Witam – powiedziała, lekko uśmiechając się.

– O, Irenka. Cześć. I jak było? Kiedy wróciłaś? – zapytał Jan, nie odrywając się od pisania.

– Było fantastycznie, a wróciłam przed chwilą.

– Naprawdę? – zdziwił się. – W ogóle nie słyszałem, jak otwierałaś drzwi.

– Nawet krzyknęłam, że właśnie wróciłam – odpowiedziała.

– Aha – zaczął Jan i ciągnął: – bo wiesz, mam wreszcie pomysł… i od kilku dni piszę…

– Widzę – przytaknęła. – Pójdę do kuchni.

– Tylko dokończę ten wątek i przyjdę – powiedział Jan, nie przerywając pracy.

Irenka w tym czasie nadrobiła wszelkie zaległości porządkowe. Dawno temu pogodziła się z faktem, że kiedy Jan pisze, to nie ma co liczyć na jego pomoc.

Powoli dzień ustępował miejsca nocy. Jan skuszony roznoszącym się po mieszkaniu zapachem sernika przyszedł do kuchni.

– Oj, oczy mnie bolą – powiedział, ściskając Irenkę na powitanie.

– Długo przygotowywałeś się do tego powitania – odrzekła.

– Przepraszam, powinienem od razu się przywitać jak należy, ale pochłonęło mnie pisanie – tłumaczył się, ziewając przy tym ze zmęczenia.

– Nie pierwszy raz – zauważyła. – O czym teraz piszesz? – spytała.

– Wolałbym nie mówić, aby nie zapeszyć – zaczął. – Bo to jest coś innego niż to, co pisałem do tej pory. Szczerze powiem, że nigdy nie sądziłem, że napiszę coś takiego.

– Oo! – zainteresowała się Irenka. – A to ciekawe.

– Na ten pomysł czekałem tyle czasu. Wiesz, Irenko, może nie powinienem tego mówić, może jeszcze nie teraz… ale te wszystkie moje prace naukowe bledną przy tym, co obecnie piszę.

– To cóż to takiego, że twój dorobek nie może się z tym równać? – dopytywała.

– Jak napiszę do końca, to sama ocenisz – odparł enigmatycznie Jan i zmrużył zmęczone oczy.

Kolejne dni były do siebie podobne. Jan spał i pracował na zmianę, praktycznie nie wychodząc z gabinetu, a Irenka miała na głowie cały dom, włącznie z odśnieżaniem chodnika do furtki. Zbyt wiele ze sobą nie rozmawiali. Jan był zbyt pochłonięty pisaniem, a Irenka nie miała serca, aby mu przeszkadzać. Zresztą nauczyła się ten czas wykorzystywać dla siebie. Spotykała się wówczas z przyjaciółkami, nadrabiała zaległości kinowe i czytelnicze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: