Filipiny 1898-1902 - ebook
Filipiny 1898-1902 - ebook
Po klęsce w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi w 1898 r., na mocy Traktatu Paryskiego z 10 grudnia tego samego roku, Hiszpania oddała swą odległą kolonię Filipiny Amerykanom. 4 lutego 1899 r., na dwa dni przed ratyfikacją traktatu pokojowego przez Senat USA, w Manili wybuchły walki pomiędzy wojskami amerykańskiego korpusu ekspedycyjnego, a siłami powstańców filipińskich wiernych prezydentowi Emilio Aguinaldo, który domagał się niepodległości kraju, a nie zmiany władzy kolonialnej. Wynikiem tego była bezwzględna i krwawa wojna amerykańsko-filipińska (1899-1902).
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16271-6 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
------------------------------------------------------------------------
Po klęsce w wojnie ze Stanami Zjednoczonymi w 1898 r. na mocy traktatu paryskiego z 10 grudnia tego samego roku Hiszpania oddała swą odległą kolonię — Filipiny — Amerykanom. 4 lutego 1899 r., na dwa dni przed ratyfikacją traktatu pokojowego przez Senat USA, w Manili wybuchły walki pomiędzy wojskami amerykańskiego korpusu ekspedycyjnego a siłami powstańców filipińskich wiernych prezydentowi Emilio Aguinaldo, który domagał się niepodległości kraju, a nie zmiany władzy kolonialnej. Wynikiem tego była bezwzględna i krwawa wojna amerykańsko-filipińska (1899–1902).
Decyzja władz amerykańskich o aneksji Filipin została podjęta nie bez wewnętrznych kontrowersji. Rzecznicy polityki imperializmu przedstawiali ważne argumenty uzasadniające ten krok: nowe możliwości handlowe w Azji, rzekomą niezdolność Filipińczyków do rządzenia własnym krajem po kilkuset latach hiszpańskiego kolonializmu oraz obawy o to, że jeśli Stany Zjednoczone nie opanują Wysp Filipińskich, może to uczynić jakieś inne konkurencyjne mocarstwo (Niemcy, Japonia, Wielka Brytania lub Francja). Z kolei przeciwnicy kolonialnej władzy Stanów Zjednoczonych nad Filipinami przypominali, że angażowanie się w działania kolonialne jest niemoralne i godzi w zasady amerykańskiej demokracji, a przyłączenie Filipin spowoduje dopuszczenie kolorowych, obcych kulturowo i w większości katolickich Filipińczyków do wpływania na narodowe rządy białych Amerykanów. Nie brakowało też takich, którym obojętne były wszelkie względy moralne i rasowe konsekwencje kolonializmu, a których jedynym celem było przeciwstawienie się polityce administracji prezydenta Williama McKinleya.
Po zakończeniu wojny amerykańsko-hiszpańskiej, w czasie gdy w Stanach Zjednoczonych politycy debatowali nad sprawą aneksji Filipin, rewolucjoniści filipińscy pod przewodnictwem Aguinaldo przejęli kontrolę nad większością kraju i proklamowali powstanie Republiki Filipińskiej. Kiedy stało się jasne, że wojska amerykańskie na Filipinach przygotowują się do wprowadzenia władzy kolonialnej nad archipelagiem, drobny incydent w lutym 1899 r. doprowadził do otwartej wojny pomiędzy dotychczasowymi sojusznikami. Amerykanie woleli nazywać konflikt „powstaniem”, odmawiając w ten sposób Filipińczykom prawa do walki z obcą inwazją.
Wojna amerykańsko-filipińska toczyła się w dwóch fazach. Pierwsza faza, od lutego do listopada 1899 r., przebiegała pod kątem nieudanych prób prowadzenia przez wojska filipińskie regularnej wojny z lepiej wyszkolonymi i uzbrojonymi siłami amerykańskimi. Druga faza cechowała się stopniowym przejściem wojsk Aguinaldo od działań konwencjonalnych do walki partyzanckiej. Rozpoczęła się w listopadzie 1899 r. i trwała do wiosny 1902 r., kiedy to zorganizowany opór Filipińczyków ustał. 4 lipca 1902 r. prezydent Theodore Roosevelt ogłosił amnestię generalną i formalnie zakończył wojnę na Filipinach. Mniejsze walki trwały nadal w kolejnych latach, a lokalne powstania przeciwko Amerykanom wybuchały w różnych miejscach aż do 1913 r.
Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny na Filipinach ze zdecydowaną przewagą militarną, wyrażającą się dobrze wyszkoloną i wyekwipowaną armią i flotą, stałymi dostawami sprzętu wojskowego i pełną kontrolą nad drogami wodnymi archipelagu. Za to siłom filipińskim nigdy nie udało się uzyskać pomocy z zewnątrz, chronicznie cierpiały na brak amunicji i uzbrojenia, a ich działania komplikowały trudne warunki geograficzne Filipin. W tych okolicznościach podjęta przez Aguinaldo w pierwszych miesiącach konfliktu próba prowadzenia wojny konwencjonalnej okazała się wielkim błędem. Armia filipińska doznała poważnych strat w ludziach i sprzęcie, zanim zdecydowano się przejść do działań partyzanckich, które mogły się okazać bardziej efektywne, gdyby przystąpiono do nich od początku wojny.
Wojna na Filipinach cechowała się wielką brutalnością z obu stron. Wojska amerykańskie paliły całe wsie, stosowały politykę bezwzględnej koncentracji ludności cywilnej i tortury wobec podejrzanych o działalność partyzancką. Powstańcy filipińscy także torturowali i mordowali w wymyślny sposób wziętych do niewoli żołnierzy amerykańskich i terroryzowali ludność cywilną współpracującą z siłami okupacyjnymi. Tysiące postronnych osób zginęło podczas walk, w wyniku epidemii cholery i malarii oraz z głodu wywołanego różnymi klęskami w rolnictwie.
Mimo toczącej się wojny rząd kolonialny utworzony przez Amerykanów na Filipinach w 1900 r. pod przewodnictwem Williama H. Tafta rozpoczął kampanię pacyfistyczną, którą określano mianem „polityki pozyskiwania” (_policy of attraction_). Pokojowe wysiłki skierowano przede wszystkim do filipińskich elit i tych środowisk, które nie podzielały planów Aguinaldo wobec Filipin. Obejmowały one różne formy samorządu terytorialnego, ograniczone reformy społeczne i plany rozwoju gospodarczego kraju. Z czasem wysiłki administracji kolonialnej zaczęły przynosić rezultaty. Program polityczny pozwolił Amerykanom pozyskać wielu czołowych Filipińczyków i znacznie osłabić poparcie dla ruchu niepodległościowego, co w znacznym stopniu pomogło siłom zbrojnym Stanów Zjednoczonych zwycięsko zakończyć wojnę.MOST SAN JUAN
MOST SAN JUAN
------------------------------------------------------------------------
Wieczorem 4 lutego 1899 r. amerykańscy żołnierze z kompanii D 1. ochotniczego pułku piechoty z Nebraski opuścili nowy posterunek przy drodze z Santol do Santa Mesa na północno-wschodnim przedmieściu Manili i wyruszyli na rutynowy patrol w kierunku wschodniego odcinka linii demarkacyjnej oddzielającej wojska amerykańskie i filipińskie.
Po kilku minutach marszu, około 21.00, na dzisiejszej ulicy Sociego, pomiędzy filipińskim posterunkiem — Blokhauzem numer 7 i osiedlem (_barrio_) Santol, za płotem, gdzie przebiegała administracyjna granica miasta, szeregowi William Grayson i Orville Miller dostrzegli w ciemności trzy albo cztery niewyraźne postaci ludzkie, przemykające chyłkiem w zaroślach przed linią rozgraniczenia. Kilka godzin wcześniej nowy dowódca amerykańskiego posterunku w Santol por. Burt Wheedon dowiedział się, że filipiński oficer dowodzący Blokhauzem numer 7 przestrzegał jego ludzi przed zbliżaniem się do filipińskich linii i zażądał opuszczenia Santol, co Amerykanie odebrali jako groźbę potencjalnego ataku i zapowiedź nieuchronnej konfrontacji zbrojnej.
„Rankiem 4 lutego powstańcy kazali moim ludziom opuścić miasteczko, a kiedy nasi odmówili, ich dowódca zagroził, że nocą sprowadzi więcej swoich żołnierzy i wyrzuci ich siłą” — napisał później w meldunku Wheedon.
Pamiętając o groźbach Filipińczyków, por. Wheedon polecił swoim podwładnym zatrzymywać wszystkich uzbrojonych ludzi usiłujących wejść do Santol od strony odległych o niecały kilometr pozycji powstańców pomiędzy Blokhauzem numer 7 i pobliskim mostem San Juan odsyłać ich na stronę filipińską. W przypadku oporu jego ludzie mieli rozkaz aresztowania opornych, a gdyby to nie było możliwe, dostali zgodę na otwarcie ognia. Dla większego bezpieczeństwa zwiększono częstotliwość patroli, które kontrolowały ulice prowadzące z posterunków filipińskich co pół godziny.
Widząc podejrzany ruch po stronie Filipińczyków, młody, ale mający już doświadczenie w służbie wartowniczej Grayson dał Millerowi ręką znak do zatrzymania. Potem przyklęknął na skraju ulicy, wymierzył z karabinu Springfielda i głośno krzyknął do kryjących się ludzi:
– Stój!
Nie doczekawszy się odpowiedzi, głośno i wyraźnie powtórzył rozkaz, a wówczas z drugiej strony padła taka sama komenda wypowiedziana po filipińsku. Zaskoczony bliskością obcego Grayson poderwał karabin i nie namyślając się, wystrzelił do słabo widocznej postaci przed sobą. Młody ochotnik nie zdawał sobie sprawy, że przez przypadek oddał pierwszy strzał w wojnie amerykańsko-filipińskiej.
„Około ósmej wieczorem — wspominał później Grayson — Miller i ja ostrożnie patrolowaliśmy nasz odcinek. Podeszliśmy do płotu i próbowaliśmy zobaczyć, co robią Filipińczycy po drugiej stronie. Nagle, niemal pod naszym nosem, po lewej stronie, usłyszeliśmy cichy, ale wyraźny sygnał gwizdka z filipińskiego posterunku. Natychmiast odpowiedział mu podobny gwizdek około dwudziestu pięciu kroków po prawej stronie. Wtedy z Blokhauzu numer 7 rozbłysła czerwona latarnia. Nigdy przedtem nie widzieliśmy takiego znaku. Po chwili coś podniosło się powoli przed nami. To był Filipińczyk. Krzyknąłem «Halt!». Zrobiłem to dostatecznie głośno, biorąc przykład z oficerów dowodzących strażą, którzy czynili tak zgodnie z regulaminem wojskowym. Głośno powtórzyłem rozkaz i wówczas on odkrzyknął do mnie «Halto!». To oznaczało wyzwanie do walki. Usłyszałem trzask odciąganego kurka karabinu. Pomyślałem wtedy, że najlepsze, co mogę zrobić, to strzelić do niego. Bez chwili wahania wystrzeliłem. Mój impertynencki Filipińczyk padł. Nawet jeśli go nie zabiłem, musiał umrzeć ze strachu”.
Natychmiast po strzale Grayson i Miller zaczęli się wycofywać. Wtedy z trawy, kilka metrów od płotu, poderwało się dwóch innych Filipińczyków, próbując odciąć im drogę ucieczki do Santol. Grayson znowu krzyknął „Stój!”, a Miller strzelił do blokujących drogę postaci, powalając jedną z nich na ziemię. Grayson wygarnął do drugiego z nieprzyjaciół i — jak mu się wydawało — „dostał swojego drugiego Filipińczyka”.
„Strzelaj! — wrzasnąłem do Millera i sekundę potem drugi Filipińczyk padł trupem” — mówił po powrocie do kraju 1 sierpnia 1899 r. w wywiadzie dla korespondenta wychodzącej w San Francisco gazety „Globe-Democrat”. „W następnej chwili sam położyłem swojego drugiego Filipińczyka. Sądzę, że go zabiłem. Mój pierwszy był, jak myślę, owym porucznikiem, który dał mi ostrzeżenie za dnia. Nie wiem, ale chyba dostał za swoje”.
Nie wiadomo, czy w ciemnościach i ferworze walki Grayson niezbyt dokładnie ocenił sytuację, czy też, chcąc zrobić większe wrażenie na czytelnikach, podkoloryzował swoją opowieść, ale jego relacja nie do końca odpowiada prawdzie. Później ustalono, że w wyniku potyczki na ulicy Sociego po stronie filipińskiej zabity został tylko jeden człowiek. Był nim kpr. Anastacio Felix z 4. kompanii batalionu Morong, stacjonującego w podstołecznej miejscowości San Juan del Monte, którym dowodził płk Luciano San Miguel.
Biegnąc z powrotem do swojego posterunku przy drodze do Santol, Grayson krzyczał ostrzegawczo:
– Wstawać chłopaki, czarnuchy są wszędzie i zaraz tu będą!
Ostrzeżenie Graysona przyszło w samą porę. Po pierwszych strzałach na ulicy Sociego od strony filipińskiej zaczęła się gęsta palba i wkrótce dwie kompanie z batalionu Morong prowadzone przez kapitanów Serapio Narvaeza i Vicente Ramosa przeszły most San Juan, nacierając na stanowiska amerykańskie po drugiej stronie rzeki. W ciągu 15 minut na całym odcinku rozbrzmiały wystrzały i zaczęła się całonocna pukanina.
„Cała armia czekała na ten mój pierwszy strzał — ciągnął Grayson — i kiedy w końcu padł, wszyscy byliśmy gotowi do walki. Filipińczycy też się na nas szykowali, ale chyba nie byli jeszcze całkiem gotowi. Jeszcze jedna noc i pewnie byliby zupełnie przygotowani, aby nas zaatakować. Wszyscy wyglądali na zadowolonych, że w końcu się zaczęło”.
Pod naciskiem atakujących Filipińczyków trzydziestoosobowa załoga posterunku por. Wheedona w pośpiechu opuściła swoje pozycje w Santol i zaległa wzdłuż wykopu skrywającego rurę wodociągu, który biegł na tyłach osiedla. Podobny los spotkał niektóre inne oddziały rozmieszczone wzdłuż ponad dwudziestopięciokilometrowej linii demarkacyjnej wokół Manili.
W opinii naczelnego dowódcy wojsk amerykańskich na Filipinach gen. Elwella Otisa wybuch walk nie był zamierzony i doszło do niego przypadkiem.
„Jeden z powstańców podchodząc do patrolu pułku z Nebraski nie chciał się zatrzymać ani odpowiedzieć na wezwanie — wspominał później. — W rezultacie nasz wartownik strzelił z karabinu i zabił Filipińczyka, a wtedy siły powstańcze w Santa Mesa otworzyły ogień do naszych wojsk, które tam stacjonowały . Cała noc upłynęła na wymianie ognia pomiędzy obydwoma stronami na odcinku dwóch mil . Nie sądzę, aby przywódcy powstańców życzyli sobie w tym momencie otwartej wrogości”¹.
W wyniku nocnej strzelaniny i ataków filipińskich Amerykanie zostali w paru miejscach wyrzuceni ze swoich stanowisk, przy czym powstańcy zdobyli jedno z ich dział. „Do godziny 10 w nocy wojska amerykańskie zostały zaangażowane w walkę na odcinku dwóch mil na północ i zachód od rzeki Pasig” — napisał amerykański historyk.
Wojska filipińskie rzeczywiście nie były jeszcze przygotowane do konfrontacji z Amerykanami. W poniedziałek 6 lutego Senat amerykański miał głosować w sprawie ratyfikacji traktatu pokojowego z Hiszpanią i w tej sytuacji nikt nie spodziewał się wybuchu nowej wojny. 4 lutego wypadała sobota, więc wielu wyższych oficerów filipińskich udało się na krótki urlop do swoich domów. Naczelny dowódca armii filipińskiej gen. Antonio Luna składał wizytę rodzinie w San Fernando, na północ od Manili. Jeden z jego zastępców gen. Mariano Noriél czynił przygotowania do swojego ślubu w leżącym 20 km na południe od Manili Parañaque, a dwaj inni wyżsi oficerowie, gen. Artemio Ricarte i płk San Miguel, sprawujący bezpośrednią komendę nad wojskami w Santa Mesa i San Juan del Monte, byli w tym czasie na spotkaniu z prezydentem Aguinaldo rezydującym w Malolos. Dowództwo nad 1800 żołnierzami pozostawili w rękach młodego i mało doświadczonego mjr. Antonio Graya. Brakowało też wielu innych oficerów. W decydującym momencie żołnierze filipińscy zostali właściwie bez przywództwa. Jedynym, który pozostał na stanowisku, był gen. Pantaleon García, którego punkt dowodzenia znajdował się w Maypajo, parę kilometrów na północ od Manili.
Nie lepsza sytuacja panowała po stronie amerykańskiej. W momencie wybuchu wrogości amerykańscy dowódcy, gen. Otis i jego szef sztabu gen. Robert Hughes, grali w bilard. Wojskowy komendant Manili gen. Arthur MacArthur i jego oficerowie sztabowi zabawiali się, grając w karty, a większość wyższych dowódców liniowych przebywała z dala od swoich jednostek. Pod murami otaczającymi historyczne centrum Manili (_Intramuros_) setki żołnierzy amerykańskich i cywilów obserwowały występy cyrkowe. Kiedy rozeszły się wieści o rozpoczęciu walk i ogłoszono alarm, specjalni gońcy rozbiegli się po całym mieście, ściągając wałęsających się żołnierzy do koszar. Nieliczni oficerowie próbowali zaprowadzić porządek, ale zostali praktycznie unieruchomieni, kiedy okazało się, że spieszący do koszar żołnierze pozabierali konie od ich powozów stojących na ulicach. Dopiero nad ranem 5 lutego udało się zaprowadzić pewien porządek i Amerykanie ruszyli do kontrataku.
Wokół incydentu z 4 lutego 1899 r. narosło potem wiele nieporozumień. Obie strony oskarżały się o sprowokowanie walki, zarzucając sobie próbę bezprawnego wtargnięcia na teren drugiej strony. Wielu obiektywnych obserwatorów znajdowało przyczyny konfliktu po stronie amerykańskiej. Senator Richard Pettigrew z Dakoty Południowej w trakcie debaty na temat kosztów interwencji na Filipinach doszedł do wniosku, że był on skutkiem jednostronnej próby Amerykanów rozszerzenia kontrolowanej przez nich strefy:
„Wydaje się, że pomiędzy liniami obu armii znajdowało się miasteczko zajmowane przez siły Aguinaldo. Leżało ono jakieś 150 jardów przed pozycjami amerykańskimi i generał Otis chciał je zająć. Uzgodnił więc z Aguinaldo, że ten każe wycofać swoje patrole i odsunąć pozycje na dalszą odległość, co zostało zrobione. Następnej nocy powstańczy patrol wkroczył do opuszczonego miasta. To nie była wyprawa wojenna, tylko zwiad poszukujący maruderów. Jeszcze poprzedniej nocy zajmowali to miasteczko i tego wieczora wysłali patrol, aby sprawdził, czy nie zostawili tam swoich ludzi, którzy mogli się gdzieś zawieruszyć. Nasi założyli tam własny posterunek i kiedy ci Malajowie, którzy nie mówili naszym językiem, nadeszli, chłopak z Nebraski kazał im się zatrzymać, a oni tego nie zrobili”².
Niezależnie od okoliczności, w jakich doszło do wybuchu walk, szer. Graysona okrzyknięto wkrótce „człowiekiem, który oddał strzał rozpoczynający wojnę amerykańsko-filipińską”. To sprawiło, że po powrocie do kraju stał się na krótko bohaterem amerykańskiej prasy i znacznej części opinii publicznej.
O ile nigdy nie było wątpliwości co do osoby, która 4 lutego 1899 r. sprowokowała wybuch wojny na Filipinach, o tyle długo nie było pełnej zgodności co do miejsca, w którym się to stało. Przez ponad 100 lat panowało powszechne przekonanie, że pierwszy strzał padł z posterunku na moście San Juan. Wynikało to pewnie z faktu, że w tym miejscu 29 stycznia, tydzień przed strzelaniną na ulicy Sociego, zawarte zostało porozumienie o zawieszeniu broni, podpisane przez lokalnych dowódców wojskowych, płk. San Miguela i płk. Stotsenburga, i tam znajdował się jeden z głównych punktów kontrolnych na linii demarkacyjnej wokół Manili. W pobliżu mostu San Juan w dniach 4 i 5 lutego toczyły się też najcięższe walki. Dopiero w 2003 r. dokonano właściwej lokalizacji i 4 lutego 2004 r. z inicjatywy filipińskiego Narodowego Instytutu Historycznego (NHI) przeniesiono dwie pamiątkowe tablice (w języku angielskim i filipińskim) z mostu San Juan kilkaset metrów dalej, na róg ulic Sociego i Silencio w dzielnicy Santa Mesa, gdzie aktualnie się znajdują.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. M.P. Lichauco, M. Storey_, The Conquest of the Philippines by the United States, 1898–1925_, G.P. Putnam and Sons, New York 1926, s. 92.
2. R.F. Pettigrew, _Imperial Washington: The Story of American Public Life from 1870 to 1920_, Charles H. Kerr & Co., Chicago 1922, s. 214.
3. Na Filipinach jest około 500 portów, w tym co najmniej 40 dostępnych dla dużych statków morskich. Najważniejsze z nich to: Manila, Cebu, Davao, Iloilo, Cagyan de Oro i Batangas.
4. Archipelag Sulu w południowo-zachodniej części Filipin składa się z około 400 wulkanicznych wysp i kilkuset atoli koralowych. Wyspy słyną z prowadzonego od wieków połowu pereł.
5. Dzięki tym ustaleniom Portugalii przypadnie potem nie odkryta jeszcze dotąd Brazylia.
6. W 1668 r. jezuici zmienili ich nazwę na Wyspy Mariańskie, na cześć królowej Marii Anny Austriackiej, wdowy po królu Hiszpanii, Filipie IV.
7. S. Zweig, _Magellan_, Wydawnictwo „Śląsk”, Katowice 1983, s. 141–142.