Filozofia horroru - ebook
Filozofia horroru - ebook
Wznowienie kultowej już książki, łączącej elementy rozważań filozoficznych z opisem ważnego zjawiska popkultury, próbującej rozstrzygnąć paradoksy horroru w filmie, literaturze oraz najogólniej w życiu człowieka. „Zwykle unikamy tego, co wywołuje stres – zauważa autor. – Nie sterczymy dla rozrywki w korkach samochodowych, nie uczestniczymy – jeśli nie musimy – w sekcjach zwłok. Dlaczego więc tak chętnie poddajemy się fikcjom, które nas przerażają?” Gwałtowne emocje, jakie wyzwala horror, są paradoksalnie nieuzasadnione: boimy się zwykle czegoś, co nie istnieje. Co więcej – mamy świadomość, że uczestniczymy w grze fikcji. Horror – zdaniem Carrolla – jako gatunek literacki i filmowy, a także rodzaj estetyki, jest w gruncie rzeczy tworem schematycznym, a skuteczność pewnych jego konwencji i sposobów oddziaływania na ludzkie emocje – wykalkulowana i sprawdzona w praktyce. Dlatego niesamowite bądź krwawe opowieści, choć wywołują strach i poczucie dyskomfortu, przez wieki nie tracą na popularności.
Spis treści
Podziękowania
Wstęp
Natura horroru
Definicja emocji
Fantastyczne organizmy a obrazowanie w horrorze
Podsumowanie i wniosek
Metafizyka a horror, czyli zjawisko fikcjonalności
Lęk przed fikcją: paradoks i jego rozwiązanie
Identyfikacja z postacią?
Struktura horroru
Struktura horroru
Struktury fabularne horroru
Horror a suspens
Fantastyka
Dlaczego horror?
Dlaczego horror?
Paradoks horroru
Horror a ideologia
Horror dzisiaj
Posłowie
Przypisy
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8325-136-3 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do powstania tego dzieła niewątpliwie przyczynili się moi rodzice, Hughie i Evelyn Carroll, radząc, abym nie tracił czasu i pieniędzy na powieści grozy, czasopisma, komiksy, telewizję i kino. Oto ja, obecnie pan w średnim wieku, a ongiś dziecko boomu demograficznego, w finałowym akcie synowskiego nieposłuszeństwa postanowiłem dowieść im, że spędziłem ten czas nad wyraz pożytecznie.
Moje rozmyślania nad grozą zaczęły nabierać kształtu, kiedy wraz z Annette Michelson prowadziliśmy zajęcia z horroru i science fiction na Uniwersytecie Nowojorskim. Annette obsługiwała wówczas tematykę science fiction, mnie zaś przypadł w udziale bardziej grząski teren. Annette bardzo pomogła mi w opracowywaniu mojej teorii. Podsunęła mi pomysł, aby rozważania nad straszliwymi stworami ująć w kategorie zespolenia i rozszczepienia. Konsekwentnie namawiała mnie też, znając mój sceptyczny stosunek do współczesnej teorii filmu, abym poważnie potraktował paradoks fikcji. Choć moje odpowiedzi na jej pytania niekoniecznie są zgodne z jej oczekiwaniami, mam nadzieję, że dają przynajmniej do myślenia.
W przekonaniu, że warto zająć się tym tematem, wsparła mnie dwójka filozofów, nałogowych miłośników horroru. Z Judith Tormey odbyłem porywającą podróż do Meksyku, kiedy to przerzucaliśmy się ulubionymi opowieściami o potworach, zanudzając na śmierć pozostałych pasażerów samochodu. Jeff Blustein czytał pierwsze szkice mojej teorii horroru z takim analitycznym rygorem i entuzjazmem, na jaki stać jedynie współfanatyka.
Moje pierwsze szkice czytał również w swoich późnych latach Monroe Beardsley. Wyraził zdziwienie się, że „coś takiego” może mnie w ogóle interesować. Następnie zaś zakwestionował moje hipotezy, wysuwając cały szereg wyszukanych kontrprzykładów. Swoją znakomitą znajomość tematyki tłumaczył z pewnym zakłopotaniem tym, że musiał towarzyszyć swoim synom w oglądaniu filmów grozy w latach pięćdziesiątych i niektóre z nich przypadkiem zapamiętał (trzeba dodać, że zdumiewająco szczegółowo).
Moje zainteresowanie horrorem stopniowo zaczęło zamieniać się w naukowe referaty, wygłaszane na Uniwersytecie Południowokalifornijskim, Uniwersytecie Warwick, w nowojorskim Muzeum Ruchomego Obrazu, w LeMoyne College, na Uniwersytecie Cornella, Uniwersytecie Nowojorskim i Uniwersytecie Iowa. Słuchacze za każdym razem zgłaszali inspirujące uwagi. Szczególne wyrazy wdzięczności niech zechcą przyjąć: Stanley Cavell, Ed Leites, Karen Hansen, Richard Koszarski, Johnny Buchsbaum, Stuart Liebman, Allan Casebier, Jim Manley, Bruce Wilshire, Susan Bordo, Irving Thalberg jr, Stephen Melville, Mary Wiseman, Ken Olsen, Nick Sturgeon, Anthony Appiah, David Bathtrick, Cynthia Baughman, Murray Smith, Dudley Andrew, Henry Jenkins, Kristin Thompson, Berenice Reynaud oraz Julian Hochberg.
Znaczna część tej książki powstała podczas urlopu naukowego na Uniwersytecie Wesleyan. Wczesne dyskusje z Kentem Bendallem – jednym z najbardziej precyzyjnych, a zarazem otwartych w swoim myśleniu filozofów, jakich miałem zaszczyt znać – dały mi wskazówki, jak rozwiązać to, co nazywam paradoksem fikcji. Długie rozmowy z Chrisem Gaukerem podczas kilku niezwykle przyjemnych kolacji pomogły mi sprecyzować własne stanowisko. Ken Taylor, a zwłaszcza Philip Hallie, którego pionierskie przemyślenia na temat filozofii horroru, zawarte w jego książce pod tytułem The Paradox Cruelty, służyły mi za przykład, słuchali moich teorii z niezmierną uwagą, hojnie wspierając mnie swoimi spostrzeżeniami. Phil zawsze znajdował czas, by wspólnie ze mną oglądać filmy grozy, a następnie o nich rozmawiać (tylko ten, kto pracuje nad horrorem, wie, że jest to gest bezgranicznego wsparcia).
Michael Denning, Nancy Armstrong i Leonard Tennenhouse dali mi wiele cennych wskazówek dotyczących związków między moimi rozważaniami a współczesnymi badaniami literackimi. Betsy Traube, pokonując własną niechęć do podjętej przeze mnie tematyki, poleciła mojej uwadze ważne pozycje z dziedziny antropologii. Dzięki Kchachigowi Toloyanowi, który mając wiele innych zasług, prowadzi jeden z największych na świecie działów wycinków prasowych, mogłem się orientować na bieżąco w tym, co się dzieje w mojej dziedzinie. Jay Wallace, który niezwykle dokładnie przeczytał wstępne szkice dwóch pierwszych rozdziałów, zasypał mnie wprost swoimi uwagami. Niejeden raz Jay pokazał mi, jak mogę zmodyfikować poszczególne tezy, nie rezygnując przy tym ze swojego stanowiska. Jego niesłabnące zainteresowanie i przekonujące argumenty znalazły odbicie w tej książce. Być jego kolegą to wspaniałe uczucie.
Francis Dauer, Annette Barnes, John Fisher, Dale Jamieson, George Wilson, Arthur Danto, George Dickie, John Morreall, Richard Moran, Terry Irwin, Laurent Stern, Paul Guyer, Alex Sesonske, Daniel Banes, Jennefer Robinson, Susan Feagin, Gary Iseminger, Roy Gordon i Myles Brand słuchali moich hipotez lub czytali je i zgłaszali uwagi, które uznałem za warte uwzględnienia. Joe Margolis wskazał mi potrzebę dokonania kilku pominiętych przeze mnie rozróżnień i uwzględnienia pewnych autorów, których twórczości nie znałem. Richard Shusterman po przeczytaniu mojego eseju zatytułowanego Natura horroru polecił mi ważne prace Petera Lemarque’a, będące zgłębianiem tej samej teorii przedmiotów fikcjonalnych, którą próbowałem zbudować.
Tony Pipolo i Amy Taubin, oglądający i czytający wszystko, dostarczali mi relacji z pierwszej ręki na temat każdej powieści, filmu czy wideo, które pragnąłem umieścić w ramach mojej teorii. Ich wrażliwość pewnie nie mieści się w moich formułach, lecz mam przynajmniej nadzieję, że udało mi się utrwalić w moich opisach ślady ich emocji.
David Bordwell, David Konstan i Peter Kivy czytali cały rękopis. Każdy z nich czynił prowokacyjne uwagi krytyczne i dzielił się przydatnymi spostrzeżeniami. Bordwell wskazał, jak dokonać wyraźnego rozróżnienia między moją teorią a panującymi we współczesnej humanistyce modelami psychoanalitycznymi, poprawił też kilka (nie było ich zbyt wiele) błędów historycznofilmowych. David Konstan poczynił liczne uwagi szczegółowe. Wiele z nich uwzględniłem; niektóre pominąłem, przypuszczam, że ze szkodą dla siebie. Peter Kivy nie tylko zredagował rękopis, lecz również podzielił się ze mną wieloma filozoficznymi uwagami na jego temat. To właśnie Peterowi, jego badaniom nad filozofią muzyki, zawdzięczam spostrzeżenie, że teorię emocji można zastosować w filozofii sztuki.
Specjalne podziękowania należą się Williamowi Germanowi, który, rzec można, pierwszy wpadł na pomysł napisania takiej książki. Podczas rozmowy na inne tematy napomknął, że z „miłością” (to jego słowo) przyjąłby ode mnie projekt książki o filozofii horroru. Inaczej nigdy bym o tym nie pomyślał. Reszta jest historią (przeznaczeniem?).
Książkę tę dedykuję mojej żonie, Sally Banes. Odważnie towarzyszyła mi podczas wypraw do kin i teatrów na całym świecie, przedsiębranych w celach „badawczych”. Cierpliwie czekała, kiedy myszkowałem między półkami z książkami, ilekroć wybraliśmy się do marketu, apteki czy domu towarowego. Wiele skorzystałem zresztą z prowadzonych przez nią badań nad baśnią. Sally czytała wszystkie kolejne wersje tej pracy i robiła niezliczone uwagi natury gramatycznej i logicznej, stylistycznej i pojęciowej. Książka ta, powstała z miłości, jest również dziełem zakochanych. Zostałem obdarzony ukochaną, która mój projekt uczyniła swoim.
Tak wiele usłyszałem od tak wielu mądrych i utalentowanych. Jeśli mimo wszystko w tekście pozostały jakieś skazy, oznacza to tylko, że kiepski ze mnie słuchacz.WSTĘP
Kontekst
Od lat z górą piętnastu¹, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, horror rozkwita, stając się ważnym źródłem masowej stymulacji estetycznej. Jest on może najstarszym, najbardziej rozpowszechnionym i najtrwalszym gatunkiem ery powietnamskiej. Powieści grozy nabyć można w każdym supermarkecie, a nowe tytuły pojawiają się z niepokojącą szybkością. Atak powieści i antologii grozy, przynajmniej w tej chwili, wydaje się równie niepowstrzymany i nieunikniony, jak atak opisywanych w nich potworów. Co najmniej jeden z autorów uprawiających ten gatunek, Stephen King, zdobył powszechną popularność, a inni, jak Peter Straub czy Clive Barker, choć mniej znani, również sprawują rządy nad wyobraźnią licznych zwolenników i naśladowców.
Nie inaczej z kinem. Od czasu kasowego triumfu Egzorcysty kino popularne zostało do tego stopnia zauroczone horrorem, że trudno doprawdy odwiedzić najbliższy multipleks, by nie spotkać w nim choćby jednego potwora. O rozmiarach produkcji horrorów w ciągu ostatniej półtorej dekady świadczy również ilość miejsca, które filmy tego typu zajmują na półkach wypożyczalni kaset.
Horror i muzyka łączą siły w wideoklipach. Najjaskrawszym przykładem jest oczywiście Thriller Michaela Jacksona, ale trzeba pamiętać, że ikonografia horroru ubarwia zarówno program MTV, jak i przemysł muzyki pop. Musicalowym przebojem roku 1988 na Broadwayu był Upiór w operze, który trafił tu po sukcesach w Londynie i sprawił, że zaistniał tak odmienny jego współtowarzysz, jak Carrie. Pojawiły się również nowe wersje teatralne klasycznych horrorów, na przykład Edwarda Goreya wariacje na temat Draculi, a telewizja wylansowała wiele seriali grozy lub z grozą związanych, by wspomnieć choćby o Koszmarze z ulicy Wiązów i jego bohaterze – Freddym Krugerze. Horror zaznacza swą obecność nawet w sztukach pięknych, nie tylko wprost, w dziełach Francisa Bacona, Hansa Ruediego Gigera czy Sibylli Rupert, lecz również w formie aluzji, w pastiszach pochodzących od licznych artystów postmodernistycznych. Mówiąc krótko, stał się on powszechny we wszystkich formach sztuki popularnej i elitarnej, płodząc wampiry, trolle, gremliny, zombi, wilkołaki, dzieci nawiedzone przez demony, wszelkiej maści potwory z kosmosu, duchy i inne trudne do nazwania stwory w takim tempie, że ostatnia dekada z okładem przypomina jeden nieprzerwany Halloween.
W 1982 roku Stephen King spekulował – jak wielu z nas u schyłku każdego lata – że aktualna faza cyklu popularności horroru ma się ku końcowi². Kiedy jednak piszę te słowa, Freddy w swoim czwartym lukratywnym wcieleniu wciąż terroryzuje młode pokolenie z ulicy Wiązów, a poczta przyniosła najnowszą książkę Clive’a Barkera, zatytułowaną Cabal. Nocne plemię (Cabal, 1985).
Fala popularności horroru wzbierała zrazu powoli. Od strony literackiej zapowiadało ją Dziecko Rosemary Iry Levina (Rosemary’s Baby, 1967) oraz The Mefisto Waltz (1969) Freda Mustarda Stewarta, które utorowały drogę takim bestsellerom, jak The Other (1971) Toma Tryona, a szczególnie Egzorcysta (The Exorcist, 1971) Williama Petera Blatty’ego³. Rynek masowego czytelnika, zdobyty zwłaszcza przez Egzorcystę, skonsolidował się następnie wokół Żon ze Stepfordu (The Stepford Wives, 1972) Iry Levina, Carrie (Carrie, 1973) – pierwszej opublikowanej powieści Stephena Kinga, Spalonych ofiar (Burnt Offerings, 1973) Roberta Marasco, The Sentinel (1973) Jeffreya Konvitza oraz Miasteczka Salem (Salem’s Lot, 1975) Stephena Kinga. Oczywiście, pozycje klasyczne – dzieła takich mistrzów, jak Richard Matheson, Dennis Wheatley, John Wyndham i Robert Bloch – były dostępne jeszcze przed ukazaniem się wymienionych książek. Jednak w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych horror znalazł się w głównym nurcie kultury. Nie trafiał wyłącznie do wąskiej grupy miłośników. Krąg jego odbiorców znacznie się poszerzył, a powieści tego gatunku stały się powszechnie dostępne. To z kolei doprowadziło do zwiększenia się liczby odbiorców tej formy rozrywki. W efekcie na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pojawiła się falanga autorów starających się zaspokoić rosnący popyt, a wśród nich: Charles L. Grant, Dennis Etchison, Ramsey Campbell, Alan Ryan, Whitey Strieber, James Herbert, T. E. D. Klein, John Coyne, Anne Rice, Michael McDowell, Dean Koontz, John Saul i wielu innych.
Jak łatwo się zorientować, wymienione powyżej powieści zostały wszystkie przeniesione na ekran, często z wielkim powodzeniem. Nie trzeba mówić, że najważniejszy był Egzorcysta, który, wyreżyserowany przez Williama Friedkina, wszedł na ekrany w 1973 roku. Jego sukces nie tylko podziałał stymulująco na produkcję filmów, lecz również przyczynił się do wzrostu zainteresowania wydawców powieściami grozy. Wielu widzów, których film przeraził, sięgnęło następnie po książkę i nabrało dzięki temu upodobania do literatury grozy. W obecnej fazie rozwoju horroru film i literaturę łączą bliskie związki, wynikające zarówno z oczywistego faktu, że filmy często powstają na podstawie książek, jak i stąd, że na wielu pisarzy uprawiających ten gatunek duży wpływ wywarły wcześniejsze filmy grozy, do których często nawiązują oni nie tylko w udzielanych wywiadach, lecz również na kartach swoich powieści⁴.
Sukces Egzorcysty wywarł oczywiście jeszcze większy wpływ na rynek filmowy. Film ten, wykorzystujący wiecznie żywe motywy opętania i telekinezy, natychmiast pociągnął za sobą legion naśladowców, takich jak Abby, Beyond the Door, La Endemoniada (też: Demon Witch Child), Exorcismo czy The Devil’s Rain. Wydawało się, że gatunek rozpłynie się w powodzi bezbarwnych imitacji. Jednak w 1975 roku wkroczyły Szczęki, upewniając filmowców, że horror w dalszym ciągu pozostaje kopalnią złota. Kiedy reakcja na Szczęki (i ich pochodne) wydawała się słabnąć, pojawiły się Carrie oraz Omen, a wreszcie Gwiezdne wojny, które – nie będąc wprawdzie horrorem – otworzyły bramy przestrzeni kosmicznej, zapraszając rozmaitego autoramentu Obcych. Ilekroć zdrowie gatunku wydawało się zagrożone, nagle stawał on znowu mocno na nogi, dowodząc swojej niezwykłej odporności. Oznacza to, że obecnie wszystkie odmiany szeroko pojętego gatunku fantasy, którego horror jest najlepszym przykładem, są obiecującą propozycją dla producenta filmowego zastanawiającego się nad kolejnym przedsięwzięciem. Rezultatem jest doprawdy zwalająca z nóg liczba nowych tytułów. Wyłoniło się przy tym pokolenie renomowanych reżyserów filmowych, z których wielu to uznani specjaliści od horrorów i filmów fantasy. Są wśród nich Steven Spielberg, David Cronenberg, Brian De Palma, David Lynch, John Carpenter, Wes Craven, Philip Kaufman, Tobe Hooper, John McTiernan, Ridley Scott i inni.
Choć szczególny nacisk kładę na liczbę filmów grozy wyprodukowanych w ciągu ostatniej dekady, to nie chcę przez to powiedzieć, że w latach sześćdziesiątych takie filmy nie powstawały. Zajmowały one jednak marginalną pozycję; trzeba było uważnie wypatrywać kolejnych propozycji American International Pictures, Williama Castle’a czy Hammer Films. Roger Corman, uwielbiany przez miłośników takiego kina, nie cieszył się powszechnym poważaniem, a klasyczne dziś pozycje w rodzaju Nocy żywych trupów George’a Romero zaliczano raczej do kina podziemnego. Seria przebojów kinowych, począwszy od Egzorcysty, zmieniła pozycję filmów grozy w kulturze filmowej i, jak sądzę, przyczyniła się do ekspansji oraz zwiększonej poczytności literatury tego typu.
Rozumie się, że zainteresowanie filmem i powieścią grozy nie wzięło się znikąd. Ich odbiorcy to przede wszystkim ludzie urodzeni podczas boomu demograficznego po drugiej wojnie światowej. Zarówno oni, jak i liczni autorzy specjalizujący się w horrorze należeli do pierwszego pokolenia wychowanego na telewizji. Można przypuszczać, że ich zainteresowanie horrorem zostało w wysokim stopniu wywołane i pogłębione niezliczonymi powtórkami wcześniejszych filmów grozy i science fiction, emitowanych popołudniami i nocą. To pokolenie wychowało kolejne, karmiąc je obrazami z horrorów przenikającymi naszą kulturę – od opakowań płatków śniadaniowych i zabawek do sztuki postmodernistycznej – i stanowiącymi znaczącą część naszej⁵ twórczości literackiej, filmowej, a nawet teatralnej.
Wydaje się więc, że trudno o bardziej odpowiednią chwilę na zainicjowanie estetycznych badań nad naturą horroru. Celem niniejszej książki jest spojrzenie na horror przez pryzmat filozofii. Choć jednak projekt pojawił się w wyniku olbrzymiego rozpowszechnienia horroru w dniu dzisiejszym, to filozoficzna natura przedsięwzięcia nakazuje uchwycić pewne ogólne właściwości gatunku, przejawiające się w trakcie jego historycznego rozwoju.
Krótki zarys historii gatunku
Przedmiotem niniejszego traktatu jest gatunek horroru. Zanim jednak rozwinę własną teorię tego gatunku, warto podać podstawowe wiadomości historyczne. Idąc w ślady wielu jego komentatorów, uznaję horror za gatunek przede wszystkim współczesny, umieszczając jego początki w XVIII wieku⁶. U jego podstawy leżą angielska powieść gotycka, niemiecki Schauerroman i francuski roman noir. Przyjmuje się powszechnie, choć nie bezspornie, że pierwszą powieścią gotycką ważną dla rozwoju horroru było Zamczysko Otranto (The Castle of Otranto) Horace’a Walpole’a z 1765 roku. Powieść ta wyrażała sprzeciw wobec gustu neoklasycznego, zainicjowany przez poprzednie pokolenie poetów cmentarnych⁷.
Powieść gotycka obejmuje rozległy obszar. Według Montague’a Summersa możemy mówić o jej wariancie historycznym, naturalnym (czyli wyjaśniającym), nadprzyrodzonym oraz wieloznacznym⁸. Wariant historyczny obejmuje powieści osadzone w wyobrażonej przeszłości, nienawiązujące do wydarzeń nadprzyrodzonych. W wariancie naturalnym powieści gotyckiej opisuje się pozornie niesamowite wydarzenia, by następnie wytłumaczyć je w kategoriach racjonalnych. Klasycznym przykładem są tutaj Tajemnice zamku Udolpho (Mysteries of Udolpho, 1794) Ann Radcliffe. Gotyk wieloznaczny, reprezentowany na przykład przez powieść Edgar Huntley or Memoirs of a Sleepwalker (1799) Charlesa Brockdena Browna, roztacza wokół przedstawianych wydarzeń aurę zjawisk nadprzyrodzonych, ale zarazem podaje ją w wątpliwość, sugerując, że postacie cierpią na zaburzenia psychiczne. Odmiany wyjaśniająca i wieloznaczna powieści gotyckiej leżą u źródeł gatunków, które współcześni teoretycy literatury często nazywają opowieściami fantastycznymi i niesamowitymi.
Dla rozwoju horroru najważniejszy był wariant nadprzyrodzony, w którym istnienie i okrutne działania sił nadprzyrodzonych nie podlegają wątpliwości. O tej jego odmianie J. M. S. Tompkins pisze, że „autorzy działają za pomocą gwałtownego wstrząsu, a ich ulubioną metodą jest przeskok od sceptycyzmu do pełnej przerażenia wiary”⁹. Pojawienie się demona oraz makabryczny los księdza w zakończeniu Mnicha (The Monk, 1797) Matthew Lewisa oznacza punkt zwrotny w historii horroru. Inne dzieła z tego okresu ważne dla rozwoju gatunku to Frankenstein Mary Shelley (1818), Wampir (Vampire, 1819) Johna Polidoriego oraz Melmoth the Wanderer (1820) Charlesa Roberta Maturina.
Już w latach dwudziestych XIX wieku horrory zaczęto przenosić na scenę. W 1823 roku Richard Brinsley Peake wystawił Frankensteina pod tytułem Domniemanie albo los Frankensteina (Presumption: or the Fate of Frankenstein; również: Frankenstein: or the Danger of Presumption; Frankenstein: A Romantic Drama). Potwora grał Thomas Potter Cooke, który odtwarzał również postać lorda Ruthvena w adaptacjach teatralnych Wampira Polidoriego. Niekiedy adaptacje obydwu utworów przedstawiano łącznie, prefigurując niejako rolę obu mitów w rozwoju filmów grozy w latach trzydziestych oraz w czasie złotego wieku wytwórni Hammer Films. W latach dwudziestych XIX wieku popularnością cieszyły się alternatywne wersje Frankensteina, takie jak Le Monstre et Le magicien, Frankenstein: or The Man and the Monster, jak również rozmaite odmiany satyryczne, zapowiadające błazenady Buda Abbotta i Lou Costella¹⁰. Z horroru czerpała również sztuka baletowa, w divertimento z martwymi zakonnicami z opery Giacoma Meyerbeera Robert Diabeł (Filippo Taglioni, 1831) oraz w takich baletach, jak Sylfida (Filippo Taglioni, 1832), Les Ondines (Louis Henry, 1834), Giselle (Jean Coralli i Jules Perrot, 1841) czy Napoli (August Bournonville, 1844).
W latach 1820–1870 literatura grozy ciągle powstawała, ale przyćmiła ją dominująca wówczas w kulturze anglojęzycznej powieść realistyczna. W latach dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych tamtego stulecia płomień gotyku podtrzymywał „Blackwood’s Edinburgh Magazine”, publikując krótkie opowiadania Williama Mudforda, Edwarda Bulwera-Lyttona i Jamesa Hogga, pod koniec lat czterdziestych zaś wyobraźnię czytelników zdominował Varney the Vampire: or The Feast of Blood Thomasa Presta¹¹, powieść w odcinkach, składająca się z dwustu dwudziestu rozdziałów, oraz Wagner, the Wehr-wolf George’a Williama MacArthura. W Ameryce śladem tym poszedł Edgar Allan Poe, napisał nawet artykuł Jak pisać do „Blackwooda”¹².
Podsumowując ten okres, Benjamin Franklin Fisher stwierdza: „Rozwój powieści grozy odzwierciedlał rozwój wielkiej powieści wiktoriańskiej i amerykańskiej, która w tym okresie staje się poważnym, nobilitowanym gatunkiem literackim. Nastąpił zwrot od strachu, wyrażanego w perypetiach nieszczęśników oraz nikczemnych działaniach ich prześladowców, do uwewnętrznionego lęku. Nacisk położono na motywacje, a nie na przerażające konsekwencje. Duch w prześcieradle utorował drogę, dosłownie tak jak w Opowieści wigilijnej Dickensa, do nawiedzonej psychiki, co pozwalało straszyć nieszczęsne ofiary ze znacznie większą siłą”¹³.
Obok Poego Fisher wydaje się nawiązywać do gotyckiej atmosfery dzieł Nathaniela Hawthorne’a, Hermana Melville’a czy sióstr Brontë. Jednak największy wkład w rozwój właściwego horroru w tym okresie wniósł chyba Joseph Sheridan Le Fanu, który często umieszczał zjawiska nadprzyrodzone w normalnej rzeczywistości, a prześladowanie zwykłych, niewinnych ludzi (nie zaś gotyckich tytanów) opisywał z głębią psychologiczną, która wyznaczyła styl następnym utworom tego gatunku.
Zbiorem opowiadań In a Glass Darkly (1872) Le Fanu zapoczątkował trwający aż do lat dwudziestych XX wieku okres wielkiego rozwoju opowieści o duchach. Arcydzieła tego gatunku, głównie w postaci opowiadań, wychodziły spod pióra Henry’ego Jamesa, Edith Wharton, Rudyarda Kiplinga, Ambrose’a Bierce’a, Guy de Maupassanta, Arthura Machena, Algernona Blackwooda, Olivera Onionsa i innych.
W tym okresie powstały też klasyczne powieści grozy, później przenoszone wielokrotnie na ekran i scenę, takie jak Niesamowita historia o doktorze Jekyllu i panu Hyde (The Strange Case of Dr Jekyll and Mr Hyde, 1886) Roberta Louisa Stevensona, Portret Doriana Graya (The Picture of Dorian Gray, 1891) Oscara Wilde’a oraz Drakula (1897) Brama Stokera. Od pierwszych lat XX wieku horrory i opowieści o duchach pisywał również Herbert George Wells, zazwyczaj kojarzony z literaturą science fiction. Inni renomowani, choć mniej znani autorzy horrorów z tego owocnego okresu to Grant Allen, pani Riddel, Mathew Phipps Shiel, George Sylvester Viereck, Eliot O’Donnel, Robert W. Chambers, Edward Frederick Benson, pani Campbell Prael oraz William Clark Russell.
Zdaniem Gary’ego Williama Crawforda, w przeciwieństwie do kosmicznego wymiaru dzieł mistrzów poprzedniej generacji (jak Blackwood, Machen i Onions), angielskie horrory powstałe po pierwszej wojnie światowej zwróciły się ku realizmowi i psychologii, co jest widoczne w dziełach Waltera De La Mare, Leslie Poles’a Hartleya, Williama Fryera Harveya, Richarda Henry’ego Maldena, Alana Noela Latimera Munby’ego, Lionela Thomasa Caswella Rolta, Marcusa Paula Dare’a i Cynthii Asquith¹⁴. Jednak kosmiczne skrzydło horroru utrzymało się przy życiu w Ameryce dzięki Howardowi Phillipsowi Lovecraftowi (1890–1937), wokół którego skupiła się grupa pisarzy publikujących w magazynie „Weird Tales”. Lovecraft był wszechstronnie utalentowany, spod jego pióra wyszły nie tylko opowiadania, lecz również traktat zatytułowany Nadnaturalny horror w literaturze. Prowadził też rozległą korespondencję, w której propagował swoją estetykę horroru. Dzięki niej, a także wsparciu, którego udzielał początkującym pisarzom, Lovecraft doczekał się grupy lojalnych autorów i naśladowców, takich jak Clark Ashton Smith, Carl Jacobi czy August Derleth. Robert Bloch również zaczynał karierę w zapoczątkowanej przez Lovecrafta tradycji horroru kosmicznego. Jej wpływ na gatunek horroru utrzymywał się jeszcze długo po zakończeniu drugiej wojny światowej¹⁵.
Po pierwszej wojnie światowej horror zadomowił się w szybko rozwijającej się sztuce filmowej. W Niemczech okresu Republiki Weimarskiej narodził się niemiecki ekspresjonizm filmowy. Niektóre z filmów tego nurtu, jak Nosferatu Friedricha Wilhelma Murnaua, uznano za arcydzieła horroru. Zanim nastąpiła obecna faza popularności horroru, historia kina odnotowała kilka wcześniejszych okresów ożywienia: nurt początku lat trzydziestych, zainicjowany przez wytwórnię Universal Studios, reanimowany na przełomie lat trzydziestych i czterdziestych z myślą o młodej widowni; seria horrorów dla dorosłych zrealizowana przez Vala Lewtona w RKO; połączenie horroru i science fiction z początku lat pięćdziesiątych, dające impuls do powstania japońskiej Godzilli oraz filmów z końca tejże dekady.
Wszystkie te filmy, oglądane w kinach i w telewizji, pozwoliły rozsmakować się w horrorze pokoleniu powojennego boomu demograficznego, a zainteresowanie to podtrzymała w latach sześćdziesiątych produkcja AIP, Williama Castle’a i wytwórni Hammer Films¹⁶. Klasyczne mity, prezentowane w filmach grozy, odsyłały często widzów do źródeł literackich, a także do mniej wyszukanych wydawnictw, takich jak pismo „Famous Monsters of Filmland”, założone w 1958 roku. Telewizyjne warianty „opowieści niesamowitych”, między innymi Twilight Zone, wzbudzały zainteresowanie twórczością takich pisarzy, jak Charles Beaumont, Richard Matheson i Roald Dahl, oraz tradycją krótkich opowiadań, z której się wywodzili. Na początku lat siedemdziesiątych odbiorcy byli więc gotowi do przyjęcia następnej – a więc obecnej – fali popularności horroru.
Ten krótki szkic historii gatunku zakreśla obszar twórczości, który będzie stanowił podstawę refleksji teoretycznej prowadzonej w niniejszym traktacie. Obejmuje on dzieła, które w intuicyjnym odbiorze powszechnie uchodzą za horrory. W toku rozważań teoretycznych niektóre z nich będą musiały zostać przeklasyfikowane, umieszczone poza granicami gatunku. Sądzę jednak, że filozofia horroru zarysowana w tej książce obejmuje większość utworów, które intuicyjnie zaliczamy do tego gatunku; w przeciwnym razie byłaby to zła teoria. Nie oczekuję wprawdzie, aby objęła ona wszystkie utwory wzmiankowane w powyższym skrótowym wyliczeniu. Gdyby jednak większość z nich pomijała, znaczyłoby to, że jest niewiele warta.
Filozofia horroru?
Niniejsza książka ma ambicję przedstawić filozofię horroru. Wielu czytelników może wprawić to w zakłopotanie. Czy ktokolwiek słyszał o czymś takim? Trudno napotkać podobny zwrot w biuletynach uniwersyteckich czy katalogach informacyjnych wydawnictw akademickich. Co u licha oznacza to dziwne wyrażenie „filozofia horroru”?
Arystoteles rozpoczyna Poetykę następującymi słowami: „Przedmiotem tego wykładu będzie sztuka poetycka jako taka, jej gatunki oraz właściwości każdego z nich, sposób, w jaki należy układać fabułę, jeśli utwór poetycki ma być piękny, jego składniki ilościowe i jakościowe, a także wszystkie inne sprawy, które wchodzą w zakres tej dyscypliny badawczej”¹⁷. W tekście, który przetrwał do naszych czasów, Arystoteles nie w pełni zrealizował swój plan. Powiodło mu się jednak przekonujące opisanie tragedii przez pryzmat wrażenia, które ma wywrzeć – katharsis (oczyszczenia z żalu i lęku) – oraz połączenie go z elementami budulcowymi utworu, zwłaszcza elementami fabuły. Fabuła tragedii zawiera zawiązanie, rozwinięcie i zakończenie akcji w technicznym sensie nadawanym tym pojęciom przez Arystotelesa, a także punkty zwrotne, sprawozdania i wydarzenia tragiczne. Arystoteles wyodrębnia znaczące elementy struktury, wskazując, w jaki sposób wywołują one reakcję emocjonalną, uznawaną przez niego za istotę gatunku.
Podążając śladem Arystotelesa, który wskazał, jak można pojmować filozofię gatunku artystycznego, zamierzam opisać horror w kategoriach efektu emocjonalnego, który ma on wywrzeć na odbiorcy. Scharakteryzuję więc zarówno sam efekt, jak i powracające figury i struktury służące jego wywołaniu. W duchu Arystotelesa zakładam, że gatunek służy wywołaniu pewnego efektu emocjonalnego; spróbuję ten efekt wyodrębnić, a następnie opisać, jak jest on wywoływany. (Choć nie spodziewam się autorytetem dorównać Arystotelesowi, zamierzam zrobić dla horroru to, co on zrobił dla tragedii).
Traktat niniejszy rozważa również kwestie, których Arystoteles nie podnosi. Próbuję w nim na modłę filozoficzną rozwikłać specyficzne dla horroru łamigłówki, które nazywam (w podtytule książki), zapożyczając się u osiemnastowiecznych pisarzy, paradoksami uczuć. W odniesieniu do horroru dwa takie paradoksy wydają się szczególnie istotne: 1. Jak można się bać czegoś, o czym wiemy, że nie istnieje? 2. Jak można lubić horrory, skoro lęk jest tak nieprzyjemnym uczuciem? W toku wywodu postaram się odsłonić istotę tych paradoksów. Zbuduję też teorie filozoficzne, które, mam nadzieję, pomogą je unicestwić.
Styl filozofowania, którym posługuję się w tej książce, często bywa nazywany filozofią anglo-amerykańską lub analityczną. Pragnę się jednak zastrzec, że choć książka rzeczywiście napisana jest w stylu filozofii analitycznej, to nie ograniczam się wyłącznie do analizy pojęciowej. Z wielu przyczyn, podobnie jak liczni filozofowie z mojego pokolenia, z nieufnością odnoszę się do ostrego rozróżnienia między analizą pojęciową a ustaleniami empirycznymi. Łączę więc ana lizę pojęciową z hipotezami empirycznymi. Dokonuję powiązania filozofii, traktowanej wąsko jako analiza pojęciowa, z czymś, co mógłbym nazwać teorią horroru, a więc ogólnymi, opartymi na empirii przypuszczeniami dotyczącymi powtarzalnych cech gatunkowych. Innymi słowy, moja filozofia horroru, tak jak Arystotelesowska filozofia tragedii, obejmuje tyleż analizę pojęciową, co twierdzenia ogólne, wywiedzione z empirii.
Tak więc odwołuję się do tradycji zapoczątkowanej przez Arystotelesa. Mój projekt nosi również znamiona podobieństwa do prac teoretyków osiemnastowiecznych, takich jak Francis Hutcheson i Edmund Burke, którzy próbowali zdefiniować kategorie piękna i wzniosłości oraz wyodrębnić elementy wywołujące te uczucia. W XX wieku zaś podobnej próby dokonał Henri Bergson w odniesieniu do komedii.
Wszystkie te odwołania, a także funkcjonalizm, który łączy mnie z wyżej wymienionymi autorami, sprawiają, że mój projekt może się wydawać niezwykle staromodny. Pragnę więc uwydatnić w nim wszystko to, co stanowi nowy wkład do estetyki filozoficznej.
Estetyka filozoficzna w świecie anglojęzycznym skoncentrowała się na dwóch centralnych zagadnieniach: czym jest sztuka i czym jest estetyka. To dobre pytania, na które odpowiadano z podziwu godnym wyrafinowaniem i rygorem. Nie są to jednak jedyne pytania, które może zadać filozof sztuki, a obsesyjne pragnienie odpowiedzi na nie przesadnie ograniczyło zakres zainteresowań współczesnych filozofów estetyki. Z pytań o sztukę i estetykę nie należy rezygnować; jeśli jednak chcemy chronić naszą dziedzinę przed popadnięciem w rutynę, warto zadać inne pytania. Kto wie, może pozwolą one spojrzeć świeżym okiem na tradycyjne kwestie sztuki i estetyki.
Ostatnio filozofowie sztuki postanowili rozluźnić nazbyt ciasny gorset uprawianej przez nich dyscypliny, rozpatrując specyficzne problemy teoretyczne poszczególnych sztuk, powracając do starych pytań o estetykę natury albo też przeformułowując tradycyjnie pytania na temat sztuki i umieszczając je w kontekście rozważań o systemach symbolicznych. Traktat o filozofii horroru wpisuje się w ten nurt, dążący do poszerzenia zasięgu estetyki filozoficznej. Ponownemu rozważeniu powinny podlegać nie tylko specyficzne problemy form artystycznych, lecz również problemy gatunków, które wykraczają poza ramy poszczególnych dziedzin sztuki.
Jedną z najbardziej interesujących prób poszerzenia perspektywy estetyki filozoficznej w ostatnich latach było podjęcie badań nad zależnością między sztuką a emocjami. Badania te łączą filozofię sztuki z filozofią umysłu. Niniejszą pracę można śmiało umieścić w kontekście tego przedsięwzięcia.
Co więcej, estetyka filozoficzna zajmuje się zwykle tak zwaną sztuką wysoką. Sztukę masową czy popularną traktuje podejrzliwie albo w ogóle jej nie zauważa. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest pociąg sztuki masowej i popularnej ku schematom, podczas gdy estetycy często przyjmują Kantowski pogląd, że sztuka prawdziwa nie jest na nie podatna. Niniejszy traktat podwójnie sprzeniewierza się takiemu stanowisku: po pierwsze, uznając sztukę masową za wartą refleksji estetyki filozoficznej; po drugie, nie zgadzając się z przeświadczeniem, że sztuka wolna jest od schematów. Zakwestionowanie obu tych poglądów jednocześnie jest wzajemnie powiązane i celowe.
Książka składa się z czterech rozdziałów. Pierwszy omawia naturę horroru i jej związek z emocjami, które ten gatunek wyzwala. Formułuję w nim definicję horroru i bronię jej przeciw możliwym zastrzeżeniom. Wyodrębniam również powtarzalne struktury, które wywołują właściwe horrorowi emocje, oraz zastanawiam się, dlaczego gatunek ten pojawił się w tym, a nie innym czasie.
W rozdziale drugim rozważam pierwszy z paradoksów uczuć, czyli paradoks fikcji. Zastanawiam się, jak można się bać czegoś, o czym wiemy, że nie istnieje. Jednak problem jest bardziej ogólny. Dla tych, którzy sądzą, że poruszyć emocjonalnie może nas tylko to, co istnieje naprawdę, zagadką jest nie tylko przerażenie wywoływane przez księcia Drakulę, lecz również nasza złość na Kreona z Antygony Sofoklesa. Jest to najbardziej techniczny rozdział w całej książce. Czytelnik nie mający upodobania do dialektyki filozoficznej może się po nim ledwie prześlizgnąć, a nawet całkiem go pominąć.
W rozdziale trzecim omawiam najbardziej charakterystyczne schematy fabularne horroru, a także powiązane z nimi formy narracyjne, takie jak suspens czy też, używając terminologii współczesnych krytyków literackich, fantastyczność. Ten rozdział książki w największym zakresie oparty jest na materiale empirycznym. Czytelnik, który nade wszystko szuka dialektyki filozoficznej, może się po nim ledwie prześlizgnąć, a nawet całkiem go pominąć.
Rozdział ostatni dotyczy drugiego z paradoksów uczuć. To on zresztą zainspirował pisarzy Johna Aikina i jego siostrę, Annę Laetitię Aikin (Barbauld), do wymyślenia w XVIII wieku tego uroczego określenia. Jeśli horror jest taki, jak to opisano w poprzednich rozdziałach, to dlaczego ciągle znajduje rzesze amatorów? Na tym polega paradoks horroru. Zwykle unikamy tego, co wywołuje stres. Nie sterczymy dla rozrywki w korkach samochodowych, nie uczestniczymy – jeśli nie musimy – w sekcjach zwłok. Dlaczego więc tak chętnie poddajemy się fikcjom, które nas przerażają? Jest to paradoks uczuć, który zamierzam rozwikłać pod koniec tego traktatu.
Po jego rozwikłaniu zaś pragnę odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w dzisiejszych czasach horror zyskuje tylu zwolenników. Nie jest to, ściśle rzecz biorąc, temat z zakresu filozofii horroru. Zarazem jednak moglibyśmy nigdy nie dostrzec, że filozofia horroru jest warta namysłu, gdyby nie otaczało nas morze utworów tego gatunku w aktualnej postaci.
Nazywam tę książkę traktatem, gdyż jej części tworzą system. Przedstawiona przeze mnie koncepcja natury horroru znajduje wsparcie w rozważaniach na temat schematów fabularnych horroru oraz wykorzystywanych przezeń form narracyjnych. Podobnie rozważania na temat natury horroru oraz jego form fabularnych i narracyjnych stanowią podstawę tego, co w poprzednim paragrafie nazwałem paradoksem horroru. Co więcej, teoria, którą proponuję w drugim rozdziale książki, nazwana m y ś l o w ą t e o r i ą reakcji na fikcję, stanowi część rozważań na temat paradoksu horroru, ponieważ dostarcza konstrukcji operacyjnej temu, co inni autorzy próbują opisać za pomocą takich pojęć, jak „dystans estetyczny”. Poszczególne części książki są więc ze sobą wzajem powiązane. Nie roszczę sobie jednak pretensji do wyczerpującego omówienia gatunku. Do rozwiązania pozostaje jeszcze wiele kwestii, których nie poruszyłem.
Pod pewnymi względami książka ta różni się od wszystkiego, co dotąd na ten temat napisano. Typowe akademickie omówienie gatunku horroru – od Howarda Phillipsa Lovecrafta do Stephena Kinga – składa się zazwyczaj z wielu ogólnych rozważań w rozdziale pierwszym, po których następuje szczegółowy opis ewolucji gatunku, ilustrowany przykładami. Nie ma w tym nic złego. Spróbowałem jednak odwrócić porządek. Rozpocząłem od analizy narracji w nadziei, że uda się w ten sposób wypracować narzędzia służące ogarnięciu całości zagadnienia.
Pomimo wszelkich peregrynacji i polemik, nieodłącznie towarzyszących akademickiemu przedsięwzięciu tego typu, pisanie tej książki sprawiło mi ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że udzieli się ona Czytelnikowi.PRZYPISY
Wstęp
¹ Pierwsze wydanie książki ukazało się w Stanach Zjednoczonych w 1990 roku (przyp. tłum.).
² S. King, On Becoming a Brand Name, Fear Itself, ed. T. Underwood and Ch. Miller, New York, New American Library 1982, s. 15–16.
³ Zgodnie z teorią zaproponowaną w niniejszej książce powieść The Other nie jest czystym horrorem. Wymieniam ją jednak, ponieważ powszechnie uważa się, że odegrała ważną rolę w rozwoju gatunku.
⁴ Kiedy przegląda się książki z zapisami wywiadów, takie jak Faces of Fear, zdumiewa, jak wielu pisarzy tworzących horrory stwierdza, że filmy grozy stanowiły i stanowią dla nich trwałe źródło inspiracji. Dotyczy to nawet takiego klasyka, jak Robert Bloch. Zob. Faces of Fear: Encounters with the Creators of Modern Horror, ed. D. Winter, New York, Berkeley Books 1985.
⁵ To jest amerykańskiej (przyp. tłum.).
⁶ Na przykład w niezwykle cennej pozycji pod redakcją Marshalla B. Tymma, zatytułowanej Horror Literature: A Core Collection and Reference Guide (New York, R. R. Bowker Company 1981), hasła dotyczące horroru zaczynają się od 1762 roku.
⁷ F. S. Frank, The Gothic Romance: 1962–1980, Horror Literature..., s. 11.
⁸ M. Summers, The Gothic Quest: A History of the Gothic Novel, London, Fortune 1938.
⁹ J. M. S. Tompkins, The Popular Novel in England, London, Mehuen 1969, s. 245.
¹⁰ Zob. D. Glut, Frankenstein Haunts the Theater, idem, Frankenstein Legend, Methuen, New Jersey, The Scarecrow Press 1973.
¹¹ Autorstwo utworu Varney the Vampire przypisuje się niekiedy Jamesowi Malcolmowi Rymerowi.
¹² Większość utworów Poego nie odpowiada kryteriom horroru wyznaczonym w ramach teorii proponowanej w tej książce. Uważam Poego za mistrza gatunku opowieści niesamowitych, a nie grozy. Wspominam o nim jednak nie tylko dlatego, że intuicyjnie kojarzy się go z gatunkiem horroru, lecz również dlatego, że swoimi opisami doznań psychicznych postaci wywarł znaczny bezpośredni wpływ na wielu uznanych pisarzy tworzących w tym gatunku, takich jak H. P. Lovecraft i jego naśladowcy.
¹³ B. F. Fisher, The Residual Gothic Impulse: 1824–1873, Horror Literature..., s. 177.
¹⁴ G. W. Crawford, The Modern Masters: 1920–1980, Horror Literature..., s. 279.
¹⁵ Na przykład pochodzącą z lat sześćdziesiątych powieść pod tytułem Dagon można czytać jako awangardowy hołd złożony Lovecraftowi.
¹⁶ Innym źródłem przerażającej rozrywki dla pokolenia powojennego boomu demograficznego były, oczywiście, komiksy.
¹⁷ Arystoteles, Retoryka – Poetyka, tłum. H. Podbielski, Warszawa, PWN 1988, s. 316.
Natura horroru
¹ Więcej na temat tradycji, z której wyłonił się gatunek horroru, zob. E. MacAndrew, The Gothic Tradition, New York, Columbia University Press 1979.
² Zależy mi na podkreśleniu historycznych rodowodów analizowanego zjawiska, ponieważ pragnę uniknąć modnego zarzutu ahistoryczności, tak często stawianego dzisiaj filozofom sztuki. Proponowana w tej książce teoria horroru nie ma charakteru ahistorycznego, lecz jest teorią gatunku osadzonego w historii oraz związanych z nim emocji.
³ Zob. na przykład wstęp Isaaca Asimova do powieści I Robot.
⁴ Więcej informacji na temat rozwoju tej odmiany gatunkowej znajduje się w książce R. K. Jonesa, The Shudder Pulps, New York, New American Library 1978. Jones wskazuje, że większość utworów z tej urodzajnej gleby sugeruje działanie sił nadprzyrodzonych, aby w zakończeniu rozproszyć te sugestie racjonalnym wytłumaczeniem. Istnieją, oczywiście, wyjątki, takie jak opowiadanie Arthura Burksa Devils in the Dust, które należałoby zaliczyć do gatunku horroru. Jones omawia tę odmianę gatunkową w rozdziale pod tytułem „Weird Fantasy”.
⁵ Zob. „The Drama Review” vol. 18, March 1974, nr 1 (T–61). Ogólne uwagi na temat gatunku zob. F. Deak, The Grand Guignol, ibidem.
⁶ W filmie Return of the Vampire występuje zresztą stwór bardzo podobny do Chewbakki.
⁷ T. Todorov, The Fantastic, Ithaca, Cornell University Press 1975.
⁸ Na przykład T. Heller, The Delights of Terror: An Aesthetic of the Tale of Terror, Urbana, University of Illinois Press 1987.
⁹ Zob. mój artykuł Back to Basics, „The Wilson Quaterly” vol. X, Summer 1986, nr 3.
¹⁰ Nie znaczy to, że odbiorca reaguje na potwora tak samo jak postacie występujące w utworze. Odbiorcy, w przeciwieństwie do postaci, nie wierzą, że są atakowani przez potwory, nie wierzą też w ich istnienie. Natomiast fikcyjne postacie nie czerpią przyjemności z występowania potworów. Reakcje postaci i odbiorców nie są więc równoważne. Dlatego mówię, że reakcje emocjonalne odbiorców są paralelne do emocji przeżywanych przez fikcyjne postacie, nie zaś, że emocje odbiorców i postaci są identyczne. Reakcje emocjonalne postaci omawiam w następnym rozdziale. Nad przyjemnością, jaką odbiorcy czerpią z doznawanego strachu, zastanawiam się w ostatnim rozdziale.
Kiedy w niniejszej książce mówi się o p a r a l e l n o ś c i reakcji emocjonalnych odbiorców i postaci, oznacza to, że odbiorcze m y ś l i o c e n i a j ą c e na temat potwora korespondują z przekonaniami oceniającymi postaci fikcyjnych na ten sam temat. Koncepcja o c e n i a j ą c e j m y ś l i jako kategorii technicznej będzie rozważana w dalszej części niniejszego rozdziału oraz w rozdziale następnym. Wynika ona z powiązania emocji z ocenami, a także ze związku emocji odbiorczych z myślami. Jednak istnienie związków między oceniającymi myślami odbiorców na temat fikcyjnych potworów a emocjonalnymi ocenami i przekonaniami postaci fikcyjnych nie oznacza bynajmniej, że odbiorcy wierzą w istnienie fikcyjnych potworów, tak jak postacie.
¹¹ B. Stoker, Drakula, przeł. M. Wydmuch i Ł. Niecpan, Warszawa, Wydawnictwo Alfa 1993, s. 44).
¹² Choć w przeważającej większości wypadków reakcja emocjonalna odbiorców na potwora jest sterowana reakcją postaci, nie jest to absolutnie niezbędne. Odbiorcy mogą na przykład zobaczyć potwora szybciej niż bohater; jeśli ten potwór jest budzącym wstręt wybrykiem natury, a odbiorcy wiedzą, że oglądają horror, mogą się przerazić bez pośrednictwa fikcjonalnego wzoru. Zazwyczaj jednak fikcjonalne pośrednictwo wzoru reakcji istnieje, i do takiej typowej sytuacji się odwołuję, rozróżniając utwory z gatunku horroru oraz innego typu opowiadania, w których występują potwory.
¹³ Przez „ważne względy” rozumiem kryteria oceny oraz niektóre z zachowań odbiorczych, paralelne do reakcji fikcyjnych protagonistów. Szerzej o tym w rozdziale poświęconym strukturze reakcji emocjonalnych.
¹⁴ R. L. Stevenson, Człowiek o dwóch twarzach. Niesamowita historia o doktorze Jekyllu i panu Hyde, idem, Olalla, tłum. Merwin, Toruń 1938.
¹⁵ H. P. Lovecraft, Obcy, idem, W poszukiwaniu nieznanego Kadath, tłum. R. Lipski, Warszawa, Wydawnictwo SR 1996, s. 57–58.
¹⁶ C. Barker, Syn celuloidu, idem, Księga krwi III, tłum. J. Irzykowski, Gdańsk, Phantom Press International 1991, s. 48–49.
¹⁷ C. Barker, Kobierzec, tłum. E. Wilczyńska, U. Zielińska, Poznań, Dom Wydawniczy Rebis 1993, s. 44.
¹⁸ Każdy kraj powinien mieć swoją „replikę Kinga”.
¹⁹ Na przykład w Carmilli Sheridana Le Fanu ofiara wampira mówi: „Doznałem dziwnego i gwałtownego podniecenia, które sprawiło mi przyjemność, zmieszaną z niejasnym poczuciem strachu i wstrętu”. Liczba bezpośrednich wzmianek o uczuciach w rodzaju wstrętu, obrzydzenia i im podobnych jest w literaturze grozy porażająca. Stanowią one podstawę empiryczną niniejszego wywodu. Bywają jednak horrory, w których odrażające właściwości potwora nie są stwierdzone wprost. W takich wypadkach tekst zawiera sugestię, że potwór jest odrażający, przekazaną albo słownie (przez nawiązanie na przykład do odoru czy deformacji cielesnych lub poprzez opis wywołujący wstręt), albo za pośrednictwem zachowań postaci.