Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Filozofia serca czyli mądrość praktyczna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Filozofia serca czyli mądrość praktyczna - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 299 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po wy­dru­ko­wa­niu pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy.

W War­sza­wie dnia 268 Czerw­ca 1845 roku.

Cen­zor,

Nie­za­bi­tow­ski.

W Dru­kar­ni Sta­ni­sła­wa Strąb­skie­go, przy uli­cy Da­ni­ło­wi­czow­skiej Nr. 617, gdzie daw­niej Bi­blio­te­ka Za­łu­skich.

SER­CU

MA­CIE­RZYŃ­SKIE­MU

NINY

ŁUSZ­CZEW­SKIEJ

W DO­WÓD

głę­bo­kie­go Sza­cun­ku i Po­wa­ża­nia po­świę­ca

AU­TOR.

PRZED­MO­WA.

Je­że­li się go­dzi praw­dę szcze­rą wy­znać, to w ogól­nej dąż­no­ści co do ma­te­ryi mo­ral­nej w ta­kim zo­sta­je­my błę­dzie, w ja­kim byli pra­wo­daw­cy, wzglę­dem naj­waż­niej­szej czę­ści pra­wa fi­lo­zo­ficz­ne­go kry­mi­nal­ne­go, w wie­kach śred­nich. Po wzru­sze­niu z sa­mych po­sad spo­łecz­no­ści przez cią­gle i po­wszech­ne woj­ny, zja­wi­ły się w wiel­kiem mnó­stwie zbrod­nie, któ­re chcąc wy­tę­pić, pra­wo­daw­cy po­da­wa­li naj­wy­myśl­niej­sze mę­czar­nie dla od­stra­sze­nia lu­dzi od zbrod­ni. Głów­nym więc ce­lem uka­ra­nia było od­ra­że­nie od zbrod­ni, a pod­rzęd­nym spra­wie­dli­wość. Gdy jed­nak po­mi­mo naj­więk­szej sro­go­ści kar, złe nie zni­kło ze spo­łecz­no­ści ale się prak­ty­ko­wa­ło, w now­szych więc cza­sach dzię­ki fi­lo­zo­fom nie­miec­kim, wró­co­no do praw­dzi­wej za­sa­dy w ka­rze, gdzie głów­nym jest ce­lem wy­mie­rza­nie spra­wie­dli­wo­ści, a pod­rzęd­nym od­ra­że­nie od zbrod­ni. W skut­ku tej prze­mia­ny, naj­wy­myśl­niej­sze sro­go­ści kar, któ­re po­da­wa­ły spo­sób pa­stwie­nia się nad bliź­nim, któ­ry choć stra­cił pra­wo do sza­cun­ku, jed­nak za­cho­wał je za­wsze do li­to­ści nad nim, znie­sio­ne zo­sta­ły. Po­dob­nie dzi­siaj co do ma­te­ryi mo­ral­nej za­mie­rzo­no so­bie na co się ogól­nie zgo­dzo­no, aże­by oka­zy­wać złe w oby­cza­jach dla od­ra­że­nia od po­peł­nia­nia go. Wzię­to się więc do śpie­wa­nia tej mo­no­ton­nej piosn­ki na ton na­der smut­ny, któ­rą z tego te­ma­tu po­czy­na­ją, na nim całą osno­wę bu­du­ją, i do nie­go wra­ca­ją. Otoż nowy mę­czen­nik do świa­ta przy­by­wa. No­wo­na­ro­dzo­ne­go już taką piosn­ką wi­ta­ją, i wstę­pu­ją­ce­go do bram wiecz­no­ści nią tak­że że­gna­ją; po­stę­pu­jąc na tej dro­dze, wzię­to się szcze­rze do od­grze­by­wa­nia złe­go w oby­cza­jach przod­ków, i foco duch ła­god­no­ści wro­dzo­nej, duch chrze­ściań­ski względ­ny na ułom­no­ści, po­krył, dziś praw­da hi­sto­rycz­na, któ­rej je­dy­nie hoł­do­wać chce­my, na jaw każe wy­wo­ły­wać, aby tym spo­so­bem przy­wieść do po­pra­wy spo­łecz­ność. W tem dą­że­niu jak pierw­si prze­sa­dza­ją w na­ga­nie wy­sta­wu­jąc spo­łecz­ność gor­szą ani­że­li jest w isto­cie, tak dru­dzy rów­nież ją gor­szą, ani­że­li była ma­lu­ją, w tym głów­nym celu, aby ją od­ra­zić od po­peł­nia­nia złe­go.

Je­że­li Mas­sy­lo­no­wi grun­tow­ni mo­ra­li­ści i ka­zno­dzie­je słusz­nie za­rzu­ca­ją, że (po­mi­mo swej wy­mo­wy po­tęż­nej któ­rą ser­ca po­ry­wał) wy­sta­wiał dro­gę zba­wie­nia zbyt trud­ną, tak iż mógł przy­wieść do roz­pa­czy, tym więk­szy moż­na­by zro­bić za­rzut na­szym mo­ra­li­stom w dą­że­niu do po­pra­wy oby­cza­jów. Mas­sy­lon ze swe­go po­wo­ła­nia, gdzie idzie o spra­wę zba­wie­nia, mu­siał być waż­no­ścią przed­mio­tu prze­ję­tym i su­ro­wo słu­cha­cza są­dzić, ale ci ubocz­nie dzia­ła­jąc, po­win­ni być ła­god­ny­mi aby ich rady przy­ję­te­mi być mo­gły. Dzia­ła­jąc więc ła­god­nie, wię­cej trze­ba przed­sta­wiać do­bre­go, aże­by moż­na było umy­sły skło­nić do za­mi­ło­wa­nia go. Daw­niej mia­no to na uwa­dze i złe ukry­wa­no, a do­bre jako przy­kład do na­śla­do­wa­nia sta­wia­no; dziś więc nie­słusz­nie­by ich oskar­ża­no o brak su­mien­no­ści w wy­sta­wia­niu dzie­jów, i po­więk­sze­nie hi­sto­ryi przez oka­za­nie złe­go ko­rzyst­nie na oby­cza­je nie wpły­nie. Skar­ga mówi: „że czło­wiek do złe­go leci jak wóz z góry cięż­ko ob­ła­do­wa­ny, a do do­bre­go z taką trud­no­ścią cią­gnie jak wóz pod górę.” Przed­sta­wia­jąc mu złe przy­kła­dy cię­żar owe­go wozu, bar­dzo­by­śmy po­więk­sza­li i w prze­paść go szyb­ko spy­cha­li; a zaś na­su­wa­jąc mu do­bre czy­ny, bę­dzie­my mu nową silę mo­ral­ną do­da­wa­li i pod górę go dźwi­ga­li. Na mło­do­cia­ne umy­sły szcze­gól­niej ten spo­sób ko­rzyst­nie pod wzglę­dem mo­ral­nym dzia­ła, a po­wia­da­ją, że czem się sko­rup­ka za­mło­du na­po­iła tem i na sta­rość trą­ci; sa­mem więc do­brem mo­ral­nem na­pa­wać du­szę jego po­trze­ba, a i w sta­ro­ści ta na­uka zba­wien­ny wpływ wy­wie­rać na nie­go bę­dzie.

Ja­kiż­by­to sku­tek spra­wił po­dob­ny po­stę­pek gor­li­we­go mo­ra­li­sty w są­dze­niu su­ro­we­go, któ­ry w prze­jeź­dzie swo­im spo­strze­gł­szy wieł­kie po­go­rze­li­sko, i do­wie­dziaw­szy się że ono wy­ni­kło z nie­ostroż­no­ści go­spo­da­rza, przy­wo­łał do sie­bie nie­szczę­śli­we­go i rzekł: „Nie­bacz­ny czło­wie­cze! wie­dzia­łeś do­brze że nie­ostroż­ność z ogniem, może za sobą po­cią­gnąć po­żar i wszyst­kie­go cię po­zba­wić, cze­mu­żeś nie za­cho­wał po­trzeb­nej ostroż­no­ści? Sa­meś więc so­bie wi­nien.” Gdy­by dru­gi, trze­ci i dzie­sią­ty tę praw­dę nie­szczę­śli­we­mu po­wtó­rzy­li, już­by, go­spo­darz stro­ska­ny opu­ścił ręce, przy­szedł do roz­pa­czy w swo­jem po­wo­dze­niu, i nie my­slał wca­le o spo­so­bie od­bu­do­wa­nia. Gdy­by zaś mo­ra­li­sta jął się dro­gi prze­ciw­nej i rzekł: „Nie­szczę­ście to jest nie za­cho­wać ostroż­no­ści, bo to smut­ne skut­ki po­cią­ga, ależ trze­ba ufać opatrz­no­ści i mi­ło­ści bliź­nie­go, trze­ba się wziąć do pra­cy, pro­sić Boga i lu­dzi, a przy usil­no­ści i po­mo­cy bliź­nie­go, moż­na jesz­cze przyjść do daw­niej­szej sy­tu­acyi.” Gdy­by dru­gi, trze­ci lub dzie­sią­ty toż samo po­wtó­rzył, po­cie­szy­li­by nie­szczę­sne­go, ośmie­li­li go do dzia­ła­nia, i go­spo­darz ten wziął­by się do od­bu­do­wa­nia i wró­cił­by do daw­ne­go sta­nu.

Ni­niej­sze­go pi­sma bę­dzie usi­ło­wa­niem, wy­tknąć złe przy za­cho­wa­niu wy­ro­zu­mia­ło­ści i ła­god­no­ści chrze­ściań­skiej, za­sta­no­wić się czy może być spo­sób po­pra­wie­nia go i ten spo­sób wska­zać. Taką dro­gę obra – wszy, bę­dzie­my się jej szcze­rze pil­no­wa­li. Wszyst­kie więc na­mięt­no­ści, któ­re głów­ne gniaz­do w ser­cu mają, bę­dzie­my się sta­ra­li do do­bre­go kie­ro­wać, i wszyst­kie­go ile moż­na na do­bre uży­wać.

W trak­to­wa­niu na­mięt­no­ści wy­pa­da, aby spo­sób był oży­wio­ny, jed­ne więc część bę­dzie­my po­świę­ca­li na­uce i mo­ral­no­ści w spo­sób do­stęp­ny i żywo ob­cho­dzą­cy każ­de­go, dru­gą hu­mo­ry­sty­ce, aby czy­tel­ni­ka w pew­nej swo­bo­dzie umy­słu i oży­wie­niu utrzy­mać. Obie­rać bę­dzie­my przed­mio­ty gdzie na­mięt­no­ści głów­ną rolę gra­ją. Przed­miot ten nie­zmier­nie waż­ny pod wzglę­dem mo­ral­no­ści jest do­pie­ro po­czę­ty, prze­to uży­je­my sił i pil­no­ści w roz­wi­ja­niu go da­lej, je­że­li opatrz­ność zdro­wia i spo­sob­no­ści do­zwo­li.

WSTĘP.

(Ze skar­bu ser­ca wszyst­ko idzie i do nie­go wra­ca).

Kie­dy inni zaj­mo­wa­li się uwa­ża­niem skut­ków, my zaj­mie­my się roz­wa­ża­niem przy­czy­ny czy­li źró­dła z któ­re­go te skut­ki wy­pły­wa­ją. ?ró­dłem tem jest ser­ce, któ­re bę­dąc mo­rzem krwi go­rą­cej, jest oraz mo­rzem czu­cia. Po niem więc że­gluj­my, do­bre­mi spra­wa­mi han­dluj­my, mia­rę i wagę su­mie­nia we wszyst­kiem ści­śle za­cho­wuj­my, i dla du­szy bło­gi po­kój po cięż­kiej pra­cy go­tuj­my.

Zna­my fi­lo­zo­fią hi­sto­ryi czy­li dzia­łań ro­zum­nych czło­wie­ka wspo­łe­czeń­stwie ży­ją­ce­go; zna­my fi­lo­zo­fią pra­wa czy­li wzo­ru i ko­niecz­no­ści po­stę­po­wa­nia to­wa­rzy­skie­go; zna­my fi­lo­zo­fią po­je­dyn­czych nauk i szcze­gó­ło­wych przed­mio­tów, ja­ko­to che­mii, ma­te­ma­ty­ki, mowy a na­wet i du­szy czy­li psy­cho­lo­gią; zna­my fi­lo­zo­fią ro­zu­mu czy­li kry­ty­kę jego; ale nie zna­my fi­lo­zo­fii ser­ca, a przy­najm­niej nikt temu przed­mio­to­wi wy­łącz­nie swej pra­cy nie po­świę­cił, cho­ciaż uryw­ko­wych ma­te­ry­ałów aż do zbyt­ku jest na­gro­ma­dzo­nych.

Na­ród rol­ni­czy, któ­ry spo­koj­nie na chleb w zie­mi grze­bie, spo­koj­nie da­rów przy­ro­dze­nia uży­wa, w ser­cu wszyst­kie po­cie­chy gro­ma­dzi i z nie­go in­nych da­rzy. Go­ścin­ność, ludz­kość, mi­łość po­rząd­ku, mier­no­ści, zgo­dy i po­ko­ju oraz przy­jaź­ni (nim mi­łość bliź­nie­go miej­sce jej za­ję­ła), opie­wa­ją dzie­je jako przy­mio­ty cha­rak­te­ry­stycz­ne Sło­wian. Mu­zy­ka, śpie­wy, po­ezya ser­decz­na, siel­ska, to były sztu­ki na­dob­ne, to była gram­ma­ty­ka, dy­alek­ty­ka, lo­gi­ka i scho­la­sty­ka Sło­wian. Nie mie­li więc fi­lo­zo­fii w sło­wach, w teo­ryi, ale w słod­kiem po­ży­ciu fa­mi­lij­nem, i pro­stych, nie­win­nych, a uczci­wych oby­cza­jach, oraz do­brych czy­nach, do cze­go się do­pie­ro obu­dzo­no w na­ro­dach naj­oświe­ceń­szych za na­sze­go cza­su. Nam nie two­rzyć wy­pa­da, ale daw­ny oby­czaj, daw­ną pu­ści­znę, po bar­dzo sta­rych przod­kach od­grze­by­wać, wskrze­szać, i w ży­cie je wpro­wa­dzać. Nam wy­pa­da pie no­wym try­bem żyć, ale dru­gi raz ży­cie roz­po­czy­nać mo­ral­ne.

Fi­lo­zo­fią ser­ca nie bę­dzie­my trak­to­wa­li teo­re­tycz­nie ale prak­tycz­nie. Od czci ser­decz­nej dla Naj­wyż­sze­go za­cznie­my, a na mi­ło­ści bliź­nie­go skoń­czy­my. Z nie­ba więc bę­dzie­my spro­wa­dza­li wszyst­ko na zie­mię, na ten pa­doł pła­czu, aże­by nas to wszyst­ko do nie­ba jako miej­sca po­ciech i we­se­la po­cią­gnę­ło. Rosa nie­ba łą­czy się z rosa zie­mi i daje uro­dzaj zło­ty, bło­go­sła­wień­stwo boże niech okry­je tak­że czy­ny ludz­kie, a słod­ka po­cie­cha i bło­gi po­kój po niem na­stą­pi. Mamy na­tu­rę nie za­klę­tą, nie ska­mie­nia­łą, nie zim­ną, ale bło­go­sła­wio­ną od Fana, jak do­bra mat­ka swe wnętrz­no­ści ła­ska­wie otwie­ra­ją­cą. Nie ma w ko­ściach na­szej ma­cie­rzy błysz­czą­cych a dro­gich ka­mie­ni, owych po­wab­nych klej­no­tów, ale w jej skó­rze tłu­stej jest zło­ta psze­ni­ca. Nie ma na dnie jej żył dro­gich pe­reł, ale jest groch uży­tecz­ny na czar­nej, mięk­kiej i wil­got­nej a tłu­stej skó­rze. Łzy go­rą­ce wy­le­wać po­trze­ba nim się wy­do­bę­dzie zim­ną pe­reł­kę. Prze­kleń­stwo czar­ne­go słu­gi nie może być bło­go­sła­wień­stwem dla bia­łe­go pana, dla­te­goć Stwór­ca ka­rze ta­kich pa­nów, do­pusz­cza­jąc na nich chci­wość, to­jest pra­gnie­nie zło­ta, któ­re ich ogniem nie­uga­szo­nym pali. Nie trze­ba pie­kła po śmier­ci, bo jest ouo w tem ży­ciu, a pie­kłem tem jest chci­wość prze­klę­ta: „Sa­cra fa­mes auri” Na­szych pe­reł ży­wych czy­li gro­chu, któ­re­go nam czar­na, wil­got­na, tłu­sta zie­mia do­star­cza, któ­rych nie­tyl­ko mo­że­my uży­wać my, ale i zwie­rzę­ta, nie­trze­ba szu­kać ze zby­tecz­ną pra­cą i nie­bez­pie­czeń­stwem ży­cia, do­syć jest potu czo­ła za­żyć, tej łaź­ni umiar­ko­wa­nej po­trzeb­nej do zdro­wia jaką jest pra­ca fi­zycz­na. Na­szych więc pe­reł nie skra­pia­ją łzy go­rą­ce ale chłod­na rosa, prze­to bło­go­sła­wień­stwo za nią i po­kój na­stą­pi. Cala gra świa­ta ze­wnętrz­ne­go, od­po­wia­da grze słod­kich uczuć ser­ca. Nam więc o fi­lo­zo­fii ser­ca i bło­gich uczu­ciach po­ko­ju du­szy my­śleć po­trze­ba. Zie­mia jako na­sza wspól­na mat­ka z któ­rej po­wsta­li­śmy i w któ­rą ob­ró­cić się mamy, ro­śli­ny i zwie­rzę­ta jako jej dzie­ci, jako nasi mili i uży­tecz­ni to­wa­rzy­sze, po­win­ny wcho­dzić w kom­bi­na­cje na­sze­go ży­cia mo­ral­ne­go i umy­sło­we­go; uj­rze­my się więc w związ­ku nie­prze­rwa­nym z tem wszyst­kiem co nas

2

ota­cza, i oto bę­dzie na­sza fi­lo­zo­fia prak­tycz­na ser­ca. Na­uki więc mo­ral­ne z tre­ści na­tu­ry mar­twej czy­li niby mar­twej i ży­wej bra­ne, będą tłem i osno­wą ca­łej fi­lo­zo­fii mo­gą­cej być do­stęp­ną każ­de­mu. Nie trze­ba tu no­wej mowy, no­wych po­jęć i wy­obra­żeń o rze­czach, bo bę­dzie­my uwa­ża­li rze­czy jak są i były nie zaś jak­by być i wy­da­wać się mo­gły. Pan Bóg nie uka­rał tak pro­stacz­ków aże­by nic po­jąć nie zdo­ła­li. Mniej oni może ro­zu­mu­ją ale czę­ściej do­brze po­stę­pu­ją. Nie mają ro­zu­mu spe­ku­la­cyj­ne­go, ale zato mają prak­tycz­ny czy­li roz­są­dek, któ­ry dla wiel­kiej swo­jej ceny, chłop­skim ro­zu­mem przez po­czci­wych bywa na­zy­wa­ny. Nie mogą po­jąć roz­le­głych i za­wi­łych sto­sun­ków to­wa­rzy­skich, ale obo­wiąz­ki swo­je wzglę­dem Roga i bliź­nie­go ła­two po­zna­ją. Nie są oni zdol­ni do fi­lo­zo­fii któ­ra wie­dzie do wąt­pie­nia, roz­pa­czy i burz­li­wo­ści ży­cia, ale są zdol­ni do fi­lo­zo­fii, któ­ra wie­dzie do po­ko­ju, i po­cie­chy we­wnętrz­nej. Taką też fi­lo­zo­fią w mó­wie po­spo­li­tej przed­sta­wić za­mie­rza­my. Choć­by kto nie wy­ro­zu­mo­wał przy­czyn a do­brze uczy­nił, le­piej zro­bi ani­że­li ten co ro­zu­mu­je po­dług praw lo­gi­ki, a źle czy­ni po­dług po­pę­du ser­ca. Nie ro­zum więc, ale ser­ce bę­dzie ko­pal­nią na­szych bo­gactw mo­ral­nych.

W na­szem ro­zu­mie­niu, nie chce­my aby fi­lo­zo­fia mia­ła zna­czyć przy­jaźń mą­dro­ści, bo choć­by była i wię­cej ani­że­li przy­jaź­nią, choć­by była mi­ło­ścią mą­dro­ści, to jed­nak bę­dzie tyl­ko teo­ryą do­bre­go, a my chce­my aże­by zo­sta­ła prak­ty­ką jego. W prak­ty­kę do­bre­go, może nas tyl­ko wpro­wa­dzić swo­ją siłą ła­god­ną i ochra­nia­ją­cą wolą od przy­mu­su re­li­gia, czy­li sło­wo boże obja wio­nę, albo po­jaw woli bo­żej – Choć rów­nio re­li­gia w ii­lo­zo­lii jak fi­lo­zo­fia w re­li­gii być może, jed­na­kie obie­dwie tem­że sa­mem dla sie­bie nie są. Wię­cej za­wsze re­li­gia dla fi­lo­zo­fii ani­że­li fi­lo­zo­fia dla re­li­gii bywa. Re­li­gia jest du­szą, a fi­lo­zo­fia cia­łem tę du­szę po­wle­ka­ją­cym. Re­li­gia jest mową du­cha, a fi­lo­zo­fia jest tyl­ko wy­ra­zem tez mowę ob­ra­zu­ją­cym. Do­bro więc re­li­gii i za­cho­wa­nie we­wnętrz­ne­go po­ko­ju bę­dzie usi­ło­wa­niem i osta­tecz­nym ce­lem fi­lo­zo­fii pra­cu­ją­cej dla chwa­ły bó­stwa i szczę­ścia czło­wie­ka. Taką fi­lo­zo­fią już bę­dzie nie mi­łość mą­dro­ści ale mą­drość sama.

Pi­smo boże bę­dzie naj­wyż­szą tre­ścią tej fi­lo­zo­fii, że zaś we wszyst­kich jego księ­gach nie masz mowy o fi­lo­zo­fii któ­ra na czy­stym ro­zu­mie spo­czy­wa, ale o mą­dro­ści któ­ra się na wie­rze opie­ra, więc i my nie tyle ro­zum jako ra­czej mą­drość w fi­lo­zo­fii bę­dzie­my mie­li na głów­nym wzglę­dzie. W tem zaj­dzie róż­ni­ca fi­lo­zo­fii chrze­ściań­skiej od po­gań­skiej. O tej ostat­niej apo­stoł mó­wiąc głup­stwem ją zo­wie w ob­li­czu Boga, a o pierw­szą wszę­dzie mę­drzec pań­ski go­rą­co pro­si i otrzy­ma­nia jej je­dy­nie pra­gnie. Tej mą­dro­ści po­cząt­kiem jest bo­jaźń pań­ska, a tam­tej har­da py­cha ludz­kie­go ro­zu­mu.

Mó­wiąc głów­nie o sta­nie świa­ta do­cze­sne­go, bę­dzie­my trak­to­wa­li o mą­dro­ści du­chow­nej; prze­szedł­szy zaś do sta­nu świa­ta przy­szłe­go, w miej­sce mą­dro­ści wstą­pi mi­łość do­bra nie­skoń­czo­ne­go. Tu ro­zum i czu­cie są pier­wiast­ka­mi mą­dro­ści skoń­czo­nej, tam wia­ra i na­dzie­ja będą pier­wiast­ka­mi mi­ło­ści nie­skoń­czo­nej.

Gdzie się koń­czy ro­zum, tam się za­czy­na wia­ra. Gdzie usta­je czu­cie, tam się po­czy­na naj­słod­sza na­dzie­ja. Ze zla­nia się w jed­no ro­zu­mu i czu­cia po­wsta­je mą­drość. Ze zla­nia się w jed­no na­dziei i wia­ry ro­dzi się mi­łość cią­gle go­re­ją­ca. Mą­drość jest środ­kiem do osią­gnie­nia szczę­ścia, mi­łość zaś jest już sa­mem szczę­ściem. Mą­drość więc w ro­zu­mie­niu wyż­szem bę­dzie do­pie­ro teo­ryą do osią­gnie­nia upra­gnio­ne­go do­bra, mi­łość zaś bę­dzie prak­ty­ką te­goż do­bra. Mą­drość jest do­pie­ro środ­kiem do za­słu­gi, mi­łość jest na­gro­dą za za­słu­gę.

Mi­łość ziem­ska jest wca­le róż­na od nie­bie­skiej. Choć mi­łość ziem­ska jest do­brem dla nas, jed­nak­że to do­bro nie­zaw­sze jest przy­jem­nem, bo wy­ma­ga po nas po­świę­ce­nia się w czy­nie­niu ofia­ry z przy­jem­no­ści ży­cia. Po­cho­dzi to ztąd, że tu je­ste­śmy jesz­cze na dro­dze do-słu­gi. Tam zaś mi­łość bę­dzie sa­mem do­brem, samą roz­ko­szą naj­czyst­szą, naj­god­niej­szą, bo jest już jako na­gro­da za za­słu­gę, jako wie­niec chwa­ły za po­świę­ce­nie się.

Roz­my­śla­jąc tę wiel­ką i nie­ogar­nio­ną ro­zu­mem ma­te­ryą, uczu­łem w so­bie iskrę du­cha chrze­ściań­skie­go, któ­ra wkrót­ce ogniem ser­ce na­peł­ni­ła, a na­stęp­nie pło­mień wia­ry, na­dziei i mi­ło­ści na­zew­nątrz wy­dzie­rać się po­czął. Tu już nie mo­głem da­lej stłu­miać w so­bie chę­ci uczu­wa­niem wła­snej nie­udol­no­ści, aże­by się nie stać win­nym za­ko­pa­nia ta­len­tu za co kara w wiecz­no­ści cze­ka. Wzią­łem się więc do pra­cy w przed­mio­cie mą­dro­ści o któ­rą mę­drzec pań­ski tak go­rą­co pro­sił. Bła­ga­łem Boga o świa­tło. Zni­kła mi z umy­słu moż­ność za­słu­gi a sta­nę­ła tyl­ko na my­śli ła­ska, bez któ­rej nic po­cząć, nic do­ko­nać nie moż­na. Mą­drość chrze­ściań­ska we­dług du­cha wia­ry któ­ra jako świa­tło z nie­ba przy­cho­dzi i każ­de­go na ten świat przy­cho­dzą­ce­go oświe­ca i do po­ję­cia go uspo­sa­bia, nie może się ani ostać, ani roz­wi­jać na za­sa­dach spróch­nia­łe­go po­ga­ni­zmu, na któ­rym do­tąd ra­cy­ona­lizm stoi i co­raz jaw­niej w głup­stwo u Boga we­dle zda­nia apo­sto­ła sie wy­ra­dza. Ma ona po­czą­tek z nie­ba, i do nie­ba każ­de­go du­chem swo­im uno­sić po­win­na; kie­dy ra­cy­ona­lizm na zie­mi się po­czął, na zie­mi roz­wi­nął, i na zie­mi wiecz­nie we­ge­to­wać bę­dzie. W fdo­zo­fii ra­cy­onal­nej ro­zum jest po­cząt­kiem, środ­kiem, i koń­cem, a w fdo­zo­fii chrze­ściań­skiej mą­drość ma być alfą a mi­łość ome­gą. Oto są dwa fi­la­ry po­tęż­ne na któ­rych świat fi­zycz­ny i du­chow­ny za­wie­szo­nym zo­stał, a one wierz­choł­ka­mi swe­mi aż o sa­me­go Boga się opie­ra­ją.

CZĘŚĆ

WY­KŁAD PRZY­SŁO­WIA RE­LI­GIJ­NE­GO.

(Ucz się chłop­czy­ku a bę­dziesz umiał chwa­lić Pana Boga).

Czę­sto słu­cha­łem tego przy­sło­wia przez po­czci­wy lud po­wta­rza­ne­go, a nie mo­głem wca­le zro­zu­mieć co to jest chwa­lić Pana Boga? Oczy­wi­ście na­su­wa­ła mi się po­mi­mo wol­nie myśl,że chwa­lić naj­le­piej i naj­sku­tecz­niej moż­na czy­ta­jąc na książ­ce dru­ko­wa­nej. Lecz spo­strze­ga­łem w ko­ście­le le­d­wie nie­któ­rą oso­bę książ­kę czy­ta­ją­cą, a mnó­stwo ró­ża­niec lub ko­ron­kę od­ma­wia­ją­cych, a naj­wię­cej było i ta­kich któ­rzy cią­gle na pa­mięć pa­cierz po­wta­rza­li. Któ­ryż tu jest spo­sób chwa­le­nia lep­szy, i god­niej­szy tego, któ­ry bę­dąc pa­nem pa­nów, kró­lem kró­lów, jest jed­nak oj­cem wszyst­kich lu­dzi? o to wsz­czę­ło się py­ta­nie w ser­cu mo­jem.

Do­pó­ki sie­dzia­łem w domu, do­pó­ki mi po­wta­rza­no to przy­sło­wie, do­pó­ty my­śla­łem o zro­zu­mie­niu go: sko­ro zaś od­da­ny by­łem do szkół, za­ją­łem się po­cząt­ko­wą na­uką któ­ra dro­gę do po­zna­wa­nia rze­czy i są­dze­nia o nich otwie­ra, za­po­mi­na­łem o owem waż­nem py­ta­niu. Skoń­czy­łem szko­ły, zda­łem exa­men doj­rza­ło­ści, ukwa­li­fi­ko­wa­łem się do uni­wer­sy­te­tu, a owo py­ta­nie przez cały ciąg cza­su jak­by za­mar­ło w ser­cu mo­jem i nie­za­ko­ła­ta­ło wca­le do ozię­błej du­szy. Do­pie­ro w póź­niej­szych le­ciech ży­cia mego, ucząc in­nych, sta­ra­łem się co­raz grun­tow­niej ro­zu­mieć książ­ki, któ­re czy­ta­łem, a czy­ta­łem ich co­raz wię­cej i co­raz z więk­szem za­sta­no­wie­niem. Na szczę­ście, wpa­dłem na do­brą me­to­dę w czy­ta­niu ksią­żek, już­to co do ich wy­bo­ru, już co do spo­so­bu czy­ta­nia. Nie czy­ta­łem ksią­żek lek­kich, roz­wle­kłych, dla za­bi­cia cza­su pi­sa­nych, a jesz­cze dla więk­sze­go za­bi­cia czy­ta­nych, ale po­waż­ne, tre­ści­we, waż­ne ma­te­rye roz­bie­ra­ją­ce. Czy­ta­nie pręd­kie, roz­tar­gnio­ne, uwa­ża­łem jako za­trud­nie­nie rów­na­ją­ce się próż­niac­twu. Czy­ta­nie zaś po­wol­ne, z grun­tow­nem za­sta­no­wie­niem, roz­wa­ża­nie rze­czy pod roz­ma­ite­mi wzglę­da­mi, na­by­wa­nie try­bu są­dze­nia o rze­czach i spo­so­bie trak­to­wa­nia ich, oraz uwa­ża­nie z ja­kich sta­no­wisk au­to­ro­wie za­pa­try­wa­li się na nie, a z ja­kich­by się jesz­cze za­pa­try­wać moż­na, to wszyst­ko uwa­ża­łem za po­ży­tecz­ną i oświe­ca­ją­cą umysł pra­cę. Pierw­szy spo­sób czy­ta­nia za­kła­da wszyst­ko na­tem aby wie­le prze­czy­tać, dru­gi zaś każe mało czy­tać ale wie­le my­śleć i roz­bie­rać. Dru­gi spo­sób jako grun­tow­ny, otwie­ra przy­tem dro­gę do roz­mów na­uko­wych w to­wa­rzy­stwie oświe­co­nem, gdzie nie ten się od­zy­wa, kto wie­le czy­tał, ale ten kto wię­cej my­ślał ani­że­li czy­tał. Tego po­spo­li­cie zda­nie naj­wię­cej się po­do­ba kto mówi po­wo­li, z uwa­gą, a nie tego, kto jest roz­trze­pa­nym i nie wie czę­sto­kroć co wy­mó­wi. Sta­rzy lu­dzie po­wia­da­ją, że słów­ko pta­kiem wy­le­ci, ale go po­tem woł­mi do ust nie wcią­gniesz. Je­że­li w mó­wie­niu strzedz się tego po­trze­ba, to w pi­sa­niu sto­kroć na to da­wać uwa­gę na­le­ży, bo przy­sło­wie ła­ciń­skie bar­dzo spra­wie­dli­wie mówi: „ver­ba vo­lant, scrip­ta ma­nent” sło­wo wiatr a pi­smo jest grun­tem. Dla­te­goć za naj­pew­niej­szą uwa­ża­ją kie­dy już jest czar­ne na bia­łem. Przez czy­ta­nie ksią­żek mo­ral­nych i roz­mo­wy to­wa­rzy­skie, od­ży­ło owo py­ta­nie w ser­cu mo­jem od­daw­na za­po­mnia­ne. Zno­wu po­czą­łem już da­le­ko grun­tow­niej ani­że­li daw­niej o niem roz­my­ślać i da­le­ko głę­biej i wszech­stron­niej je roz­wa­żać. Przy­szło mi za­raz na uwa­gę to po­strze­że­nie, ze ser­ce bez na­uki sty­ka się z ser­cem w grun­tow­ną na­ukę za­opa­trzo­nem. Nie bez przy­czy­ny na­tu­ral­nej my­śla­łem so­bie: te ser­ca ku so­bie dążą i mile po bra­ter­sku się wi­ta­ją; bo pro­sta­czek ubo­gi w du­chu, bę­dąc szcze­rym, po­kor­nym wzglę­dem Boga i bliź­nie­go, idzie za gło­sem któ­ry cią­gle w ser­cu jego dzwo­ni. Módl się, bła­ga­jąc Stwór­cę za sie­bie i wszyst­kich, bo do­zna­jesz do­bro­dziejstw rów­nie jak i wszy­scy. Głos ser­ca łą­czy się z gło­sem ucha któ­ry od dzwo­nu do nie­go przy­la­ta, i na mo­dli­twę go wzy­wa. Je­że­li ma czas w dzień po­wsze­dni, idzie na od­głos dzwo­nu do ko­ścio­ła; je­że­li pra­cu­jąc usły­szy dzwo­nie­nie rano, wie­czór lub w po­łu­dnie, pada na ko­la­na i od­ma­wia anioł pań­ski. Je­że­li zo­ba­czy księ­dza spiesz­nie ze dzwon­kiem idą­ce­go, uklęk­nie i odda cześć naj­głęb­szą naj­święt­sze­mu sa­kra­men­to­wi. Od­ma­wia­jąc anioł pań­ski, przy­po­mi­na so­bie naj­głęb­szą po­ko­rę Bo­ga­ro­dzi­cy, któ­ra cho­ciaż god­no­ścią cały świat prze­wyż­sza­ła bo była prze­zna­czo­na do wy­da­nia i wy­pia­sto-wa­nia kró­la kró­lów, pana nie­bios i zie­mi, jed­nak­że uni­ży­ła się naj­po­kor­niej na głos anio­ła do naj­wyż­szej god­no­ści ją po­wo­ła­ją­ce­go, i pod­da­ła się zu­peł­nie woli Naj­wyż­sze­go mó­wiąc: „Niech mi się sta­nie we­dług sło­wa twe­go.”

W nie­dzie­lę lub świę­to za otwo­rze­niem oczu obu­dza w so­bie uczu­cie mi­ło­ści Boga, po­sta­na­wia ten dzień po­świę­cić głów­nie chwa­le jego, i wy­tchnie­niu po pra­cy znoj­nej, idzie więc do ko­ścio­ła, mo­dli się słu­cha­jąc z uczci­wo­ścią mszy świę­tej i sło­wa bo­że­go któ­re mu ka­płan w imię Boga ogła­sza i tłu­ma­czy. Pro­sta­czek ten za­chwy­ca oko mę­dr­ca któ­ry się zbli­ża do nie­go i sza­nu­je go jako bra­ta w Chry­stu­sie, jako dzie­cię jed­nej wspól­nej mat­ki ko­ścio­ła świę­te­go. Te to uczu­cia fa­mi­lij­ne spo­krew­nia­ją ich ser­ca i do ze­tknię­cia je wio­dą.

Wi­dzia­łem dru­gie dziw­ne po­bra­tym­stwo mię­dzy temi dwie­ma osta­tecz­no­ścia­mi z sobą się go­dzą­ce­mi, że pro­sta­czek nic nie­umie­ją­cy szcze­rze się do tego przy­zna­je, i jako ubo­gi w du­chu jest po­kor­nym w oczach Boga i łu­dzi, i mę­drzec praw­dzi­wy po­dob­nież o so­bie z ca­łe­go ser­ca są­dzi. Je­den na­po­ty­kał we w wszyst­kich księ­gach grun­tow­nych i mo­ral­nych to zda­nie: „Po­cząt­kiem mą­dro­ści jest bo­jaźń pań­ska? i dru­gie: „Naj­wyż­szą jest wia­do­mo­ścią wie­dzieć że się nic nie umie? wi­dział iż wszyst­kie księ­gi z któ­rych ser­ce zbu­do­wać się może a umysł grun­tow­nie oświe­cić, te zda­nia roz­bie­ra­ją i po­żyt­ki z nich wy­wo­dzą mo­ral­ne. Dru­gi toż samo sły­szał z am­bo­ny i z nie­go ko­rzy­sta grun­tow­nie. Oba­dwa więc prze­ję­ci tą świę­tą za­sa­dą wy­zna­ją z po­ko­rą że nic nie umie­ją i są pro­stacz­ka­mi ubo­gi­mi w du­chu, ale mi­ły­mi Bogu i lu­dziom. Mę­drzec na­wet z prze­ko­na­nia to o so­bie wy­zna­je, bo po­znał tr praw­do, że im wię­cej wi­dział, tym wię­cej mu do wi­dze­nia po­zo­sta­je. Im wię­cej się za­sta­na­wiał, tym wię­cej ma do za­sta­no­wie­nia. Im wię­cej w głę­bi du­szy roz­my­ślał, tym wię­cej mu do my­śle­nia po­zo­sta­ło, tak da lecę, iż to co umie jest ni­czem w po­rów­na­niu z tem co umieć po­wi­nien, więc po pro­stu z prze­ko­na­nia tę praw­dę wy­zna­je, że nic nie umie. Dru­gi czu­je do­brze że nic pie umie, a sły­sząc po­spo­li­te przy­sło­wie: „Jest ro­zum nad ro­zum; „Do śmier­ci ro­zu­mu uczyć się­polrz­cha prze­ko­ny­wa się o swo­jej nie­do­łęż­no­ści, i rów­na­jąc się z dru­gi­mi, otwar­cie po­wia­da że nic nie umie.

Jest trze­ci stan po­śred­ni w któ­rym zo­sta­wa­łem za­po­mniaw­szy o owem py­ta­niu, a przy­czem dzię­ku­ję Bogu, że cho­ciaż za­głu­chło we mnie, prze­cież chro­ni­łem się od gor­sze­nia in­nych. Stan ten skła­da się z mę­dr­ków śma­łych, albo ra­czej pół­mę­dr­ków prze­lot­nych, któ­rzy na wszyst­ko pręd­ko i by­stro ocza­mi rzu­cza­ją i na­tych­miast są­dzą i bez prze­ko­na­nia swój wy­rok sta­now­czy wy­da­ją. Tacy choć dłu­go gło­wę tre­fi­li wy­cho­dząc do ko­ścio­ła, po­pra­wia­ją i tam wło­sy usta­wicz­nie na niej, da­jąc po­znać, że nie­ty­le im o to idzie by ład był do­sko­na­ły w gło­wie, ale żeby ład­nie było na gło­wie. Oglą­da­ją się na wszyst­kie stro­ny by­stro ze zmarsz­cze­niem twa­rzy i przy­mru­że­niem oczu, i prze­ko­ny­wa­ją się czy istot­nie są wi­dzia­ni od wszyst­kich. Fa­ry­ze­uszom o to cho­dzi­ło głów­nie, aby ich mo­dli­twa by ia nie­tyl­ko sły­sza­na ale i wi­dzia­na; pół­mę­dr­kom oto je­dy­nie idzie, aby ich lek­ko­myśl­ność nie uszła ni­czy­je­go oka. Tacy nie mogą być zbli­że­ni do pro­stacz­ków ani do mę­dr­ców praw­dzi­wych, któ­rych po­wa­ga, roz­są­dek i przy­zwo­itość w każ­dem miej­scu na­wet co do po­wierz­chow­no­ści zna­mio­nu­je. Dla mą­drych są oni przed­mio­tem po­li­to­wa­nia, a dla mniej roz­waż­nych są wzo­rem zgor­sze­nia, i ci ich je­dy­nie jako swój wzór fał­szy­wie mi­łu­ją. Pa­trząc na nich zo­sta­wa­łem już w wie­ku są-są­dze­nia i roz­my­śla­nia, dzi­wi­łem się więc nie bez po­li­to­wa­nia i go­ry­czy ser­ca, dla­cze­go lu­dzie są tak wiel­ki­mi nie­przy­ja­ciół­mi sie­bie, iż do­piem wten­czas sta­ra­ją się słu­żyć Bogu i chwa­lić fir­nie jego świę­te, kie­dy oj­cow­skiej chło­sty od nie­go do­zna­ją. Dla­cze­go sło­wy lub ge­sta­mi szy­dzą z tych, któ­rzy go ko­cha­ją i w pro­sto­cie ser­ca do Nie­go się mo­dlą, ucie­ka­jąc się z uf­no­ścią jako do źró­dła praw­dzi­wej po­cie­chy. Dla­cze­go sta­ra­ją się zło­śli­wie czy nie­roz­waż­nie wy­dzie­rać tę ostat­nią osło­dę w utra­pie­niach i do­le­gli­wo­ściach, po któ­rą wszy­scy do­tknię­ci cię­ża­rem nie­szczęść w imię na­dziei idą, kie­dy im sami ulgi w cier­pie­niach żad­nej nie przy­no­szą. Lu­dzie ci są owem złem drze­wem cierp­kie owo­ce ro­dzi­cem; są owym ką­ko­lem wy­bor­ną psze­ni­cę za­głu­sza­ją­cym; są ową ple­wą któ­ra ma być wia­trem roz­nie­sio­na; są na­resz­cie owym wil­czym ro­dza­jem wśród ła­god­nych owie­czek zdra­dli­wie cho­dzą­cym. Uwa­ża­jąc to, przy­szło mi na myśl zda­nie fi­lo­zo­fów grun­tow­nie my­ślą­cych któ­re mówi: „Mało fi­lo­zo­fii od Boga od­wo­dzi, wie­le fi­lo­zo­fii do nie­go przy­wo­dzi.” Praw­dzi­wi więc fi­lo­zo­fo­wie za­kła­da­ją­cy swo­je mą­drość na-za­cho­wa­niu owej świę­tej za­sa­dy: „po­cząt­kiem mą­dro­ści jest bo­jaźń pań­ska;” mo­dlą się szcze­rze do Boga po­łą­cza­jąc swo­je wes­tchnie­nia i wszyst­kie ozna­ki ze­wnętrz­ne z pro­stacz­ka­mi ubo­gi­mi w du­chu, i sta­ją się przez to bra­cią w Chry­stu­sie i dzieć­mi jed­nej mat­ki ko­ścio­ła. Żyją w jed­nem cie­le i są jed­nem cia­łem we­dług słów apo­sto­ła, i cóż może być pięk­niej­sze­go, co na­tu­ral­niej­sze­go, i co chwa­leb­niej­sze­go? Po­śred­ni zaś mę­dr­ko­wie śmie­jąc się z tego bu­du­ją swo­je fi­lo­zo­fią na­tem co świę­ty Pa­weł głup­stwem na­zy­wa u Boga. Głup­stwo więc od­wo­dzi od Boga tak jak mało fi­lo­zo­fii od­da­la od nie­go; więc głup­stwo i mało fi­lo­zo­fii jed­no i toż samo bę­dzie. Pierw­sze wy­ra­żo­ne jest ję­zy­kiem chrze­ściań­ski, a dru­gie fi­lo­zo­ficz­nym, praw­dzi­wa więc fi­lo­zo­fia z wia­rą ob­ja­wio­ną za­wsze się zga­dza.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: