Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Filozofia w buduarze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Filozofia w buduarze - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 275 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DIA­LOG PIERW­SZY

(MA­DA­ME DE SA­INT-ANCE, KA­WA­LER DE­MI­RVEL)

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Dzień do­bry, bra­cie. I cóż tam z pa­nem Do­lman­ce?

KA­WA­LER

Przyj­dzie punk­tu­al­nie o czwar­tej. Jak wi­dzisz, bę­dzie­my mie­li dość cza­su na igrasz­ki – ja­da­my do­pie­ro o siód­mej.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Mu­szę ci wy­znać, bra­cisz­ku, że od­czu­wam odro­bi­nę wy­rzu­tów su­mie­nia z po­wo­du bez­wstyd­nych pla­nów na dzi­siej­sze po­po­łu­dnie. Ile­kroć po­sta­na­wiam pro­wa­dzić się cno­tli­wie, za­raz moja prze­klę­ta wy­obraź­ni pod­no­si bunt, po­py­cha­jąc do jesz­cze więk­szej roz­wią­zło­ści. Za­iste zbyt­nio mi po­bła­żasz, po­ma­ga­jąc we wszyst­kim, co może po­słu­żyć memu ze­psu­ciu. W dwu­dzie­stej szó­stej wio­śnie ży­cia mo­gła­bym jak inne od­da­wać się de­wo­cji. A kim­że je­stem? Wiel­ką roz­pust­ni­cą!… Nie do­my­ślasz się na­wet, jak zu­chwa­łe pro­jek­ty po­wsta­ją mi w gło­wie! Nie­gdyś są­dzi­łam, że moje żą­dze za­wsze do­ty­czyć będą wy­łącz­nie ko­biet. Na­iw­ne uro­je­nia! Na­mięt­no­ści, któ­rym chcia­łam dać od­pór, po­wró­ci­ły do mnie z tym więk­szą siłą i zro­zu­mia­łam, że gdy jest się stwo­rzo­ną do roz­pu­sty, na nic zda się na­kła­da­nie ha­mul­ców: gwał­tow­ne żą­dze i tak ry­chło je ze­rwą. Te­raz czer­pię z ży­cia obie­ma gar­ścia­mi i nie od­ma­wiam so­bie ni­cze­go. Przy­znasz jed­nak, że mój ostat­ni ka­prys jest szcze­gól­ny: pra­gnę tego ory­gi­na­ła Do­lman­ce­go, któ­re­mu, jak mó­wi­łeś, nig­dy nie przy­szło­by na myśl zaj­mo­wać się nie­wia­sta­mi. Ten or­to­dok­syj­ny so­do­mi­ta i fa­na­tyk rodu mę­skie­go go­tów jest za­brać się za ko­bie­tę je­dy­nie wte­dy, je­śli zgo­dzi się ona po­wie­rzyć mu wdzię­ki, z któ­rych zwykł ko­rzy­stać u chłop­ców. Chcę być dzi­siaj Ga­ni­me­dem tego no­we­go Ju­pi­te­ra. Do­tych­czas, jak wiesz, od­da­wa­łam się so­do­mii je­dy­nie z tobą oraz kil­kor­giem wy­na­ję­tych lu­dzi. Tym ra­zem skła­nia mnie do tego nie czu­łość ani ka­prys, lecz ro­zum­ny na­mysł. Wie­rzę, że uda mi się na­resz­cie po­znać se­kret, dzię­ki któ­re­mu upodo­ba­nie to zy­sku­je nad męż­czy­zna­mi tak sil­ną wła­dzę.

Opisz mi, pro­szę, twe­go przy­ja­cie­la, wszak wiesz, że wi­dzia­łam go za­le­d­wie przez chwi­lę.

KA­WA­LER

Do­lman­ce skoń­czy wkrót­ce trzy­dzie­ści sześć lat, jest męż­czy­zną po­staw­nym, bar­dzo pięk­nej po­sta­ci, o oczach nie­zwy­kle ży­wych i by­strych, za­ra­zem jed­nak w jego ry­sach kry­je się coś bar­dzo nie­bez­piecz­ne­go. Ma naj­pięk­niej­sze w świe­cie zęby, a de­li­kat­ną fi­gu­rą przy­po­mi­na nie­co ko­bie­tę. Jest do­sko­na­le ele­ganc­ki, po­sia­da cza­ru­ją­cy głos, a przede wszyst­kim umysł fi­lo­zo­fa.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Spo­dzie­wam się, że nie wie­rzy w Boga?

KA­WA­LER

Cóż zno­wu! Toż to słyn­ny ate­usz, czło­wiek ab­so­lut­nie nie­mo­ral­ny… ze­psu­ty do szczę­tu! Jest bez wąt­pie­nia naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nym i zbrod­ni­czym osob­ni­kiem, ja­kie­go kie­dy­kol­wiek wy­da­ła Na­tu­ra.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Ach, ja­kież to pod­nie­ca­ją­ce! Czu­ję, że za chwi­lę osza­le­ję dla tego czło­wie­ka!

Po­wiedz mi, pro­szę, o jego upodo­ba­niach.

KA­WA­LER

Są ci wia­do­me. Roz­ko­sze So­do­my tak bier­nej, jak czyn­nej po­sta­ci ma nie­zmien­nie w wiel­kiej ce­nie. In­te­re­su­ją go wy­łącz­nie męż­czyź­ni, je­śli jed­nak przy­sta­je nie­kie­dy na ko­bie­tę, to je­dy­nie pod wa­run­kiem, że zgo­dzi się ona za­grać przed nim rolę chłop­ca. Mó­wi­łem z nim o two­ich za­mia­rach. Przy­stał na nie, lecz za­strzegł so­bie pew­ne wa­run­ki. Uprze­dzam, sio­strzycz­ko, że od­mó­wi ci cał­kiem otwar­cie, je­że­li bę­dziesz sta­ra­ła się go skło­nić do in­nych rze­czy. "Przy­sta­ję, lecz z wie­lo­ma za­strze­że­nia­mi – po­wie­dział – rzad­ko zda­rza mi się pla­mić po­dob­ny­mi wy­bry­ka­mi".

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

"Pla­mić się!… za­strze­że­nia!…" – ubó­stwiam ję­zyk tych cu­dow­nych lu­dzi. My, ko­bie­ty, mamy rów­nież od­po­wied­nie sło­wa na wy­ra­że­nie głę­bo­kiej gro­zy, jaką przej­mu­ją nas wszyst­kie, nie trzy­ma­ją­ce się na­sze­go ob­rząd­ku. Ach, po­wiedz, mój dro­gi, czy cię po­siadł? Z twy­mi dwu­dzie­sto­ma la­ta­mi moż­na chy­ba znie­wo­lić ko­goś ta­kie­go?

KA­WA­LER

Nie będę taił przed tobą na­szych eks­tra­wa­gan­cji, je­steś bo­wiem zbyt mą­dra, by je ga­nić. Wiesz, że w isto­cie lu­bię ko­bie­ty. Od­mien­nym gu­stom od­da­ję się tyl­ko wte­dy, gdy na­sta­je ktoś tak miły, jak on. Wszyst­kie­go w ży­ciu pró­bo­wa­łem i da­le­ki je­stem od głu­piej buty, któ­ra róż­nym mło­dym chłyst­kom na­ka­zu­je są­dzić, iż na po­dob­ne pro­po­zy­cje od­po­wia­da się la­ską. Czyż czło­wiek jest pa­nem swo­ich gu­stów? Moż­na oczy­wi­ście ubo­le­wać, że tacy jak Do­lman­ce cie­szą się w ży­ciu jed­ną tyl­ko przy­jem­no­ścią, lecz nie wol­no im z tego po­wo­du urą­gać. Zo­sta­li skrzyw­dze­ni przez Na­tu­rę. Nie są win­ni, że przy­szli na świat z in­ny­mi skłon­no­ścia­mi, tak jak nie ma się wpły­wu na to, czy ro­dzi się ko­śla­wym czy pro­stym. Zresz­tą, czy męż­czy­zna, któ­ry pra­gnie wy­znać swą na­mięt­ność, bę­dzie mó­wić rze­czy przy­kre? Wręcz prze­ciw­nie: pra­wić bę­dzie kom­ple­men­ty. Dla­cze­go więc od­po­wia­dać na to obe­lga­mi? Tak czy­nią tyl­ko dur­nie. Czło­wiek ro­zum­ny za­wsze umie się wy­mó­wić. Nie­ste­ty, świat pe­łen jest głup­ców, któ­rzy ta­kie wy­zna­nia mają za znie­wa­gę. Ze­psu­ci przez ko­bie­ty, za­wsze za­zdro­sne o wszyst­ko, co wy­da­je się go­dzić w ich pra­wa, wy­obra­ża­ją so­bie, iż są Don Ki­cho­ta­mi i roz­pra­wia­ją się bru­tal­nie z każ­dym od­stęp­stwem.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Ach, uca­łuj mnie! Nie był­byś moim bra­tem, gdy­byś są­dził in­a­czej. A te­raz opo­wiedz mi coś bliż­sze­go o Do­lman­cem i igrasz­kach, ja­kim się wspól­nie od­da­wa­li­ście.

KA­WA­LER

Do­wie­dziaw­szy się od jed­ne­go z mych przy­ja­ciół o oka­za­łym przy­mio­cie, któ­rym, jak ci wia­do­mo, się szczy­cę, Do­lman­ce skło­nił mar­ki­za de V…, by za­pro­sił mnie na wie­cze­rzę. Kie­dy­śmy już wsta­li od sto­łu, oznaj­mio­no, iż przy­szedł czas po­pi­sać się tym, co po­sia­dam. Zra­zu je­dy­nym po­wo­dem tej pre­zen­ta­cji zda­wa­ła się być cie­ka­wość go­ścia, lecz kształt­ne po­ślad­ki, któ­re uj­rza­łem na­raz przed sobą, wy­raź­nie żą­da­ją­ce mego za­in­te­re­so­wa­nia, od­sło­ni­ły mi praw­dzi­wy cel po­ka­zu.

Uprze­dzi­łem Do­lman­ce­go o trud­no­ściach zwią­za­nych z tym przed­się­wzię­ciem, lecz ten nie prze­ląkł się wca­le. "Na­wy­kłem do ta­kich ta­ra­nów – rzekł – i nie panu przy­pa­da za­szczyt naj­groź­niej­sze­go spo­śród tych, któ­rzy sztur­mo­wa­li tę bra­mę".

Tym­cza­sem mar­kiz za­chę­cał nas, już to ob­ła­pia­jąc, już to piesz­cząc każ­dy ko­lej­ny szcze­gół, któ­ry­śmy wyj­mo­wa­li na świa­tło dzien­ne.

Na­resz­cie sta­ną­łem w ca­łej oka­za­ło­ści… Za­nim wsze­dłem, chcia­łem przy­go­to­wać so­bie dro­gę… "Nie waż się tego czy­nić – rzekł na to mar­kiz – ode­brał­byś memu przy­ja­cie­lo­wi po­ło­wę przy­jem­no­ści, ja­kiej od cie­bie ocze­ku­je: on chce, byś go roz­łu­pał, tyl­ko to go może na­praw­dę za­spo­ko­ić".

Na śle­po po­grą­ży­łem się w od­mę­cie. I są­dzisz, sio­stro, że mia­łem z tym wie­le kło­po­tu? Gdzież tam! Mój ogrom­ny czło­nek znik­nął cały w otwo­rze i, nim się spo­strze­głem, spo­czął na dnie jego wnętrz­no­ści.

Tym­cza­sem szel­ma jak­by nic nie po­czuł! Mu­szę wy­znać, że nie ża­ło­wa­łem mu ni­cze­go. Nie­zwy­kła roz­kosz, w ja­kiej znaj­do­wał upodo­ba­nie, piesz­czo­ty, mchy, cu­dow­ne wy­ra­że­nia – wszyst­ko to w krót­kim cza­sie mnie sa­me­go uczy­ni­ło szczę­śli­wym.

Za­le­d­wie wy­sze­dłem, Do­lman­ce za­ru­mie­nio­ny ni­czym ba­chant­ka zwró­cił się do mnie z tymi sło­wy: "Czy wi­dzisz, do ja­kie­go sta­nu mnie przy­wio­dłeś, Ka­wa­le­rze?", po czym po­ka­zał mi su­chą, lecz oży­wio­ną różdż­kę spo­rej dłu­go­ści, mie­rzą­cą ja­kieś sześć cali w ob­wo­dzie. "Bła­gam, ze­chciej, mój miły, być mi nie­wia­stą, abym mógł po­wie­dzieć, że za­zna­łem w twych ob­ję­ciach wszyst­kich roz­ko­szy tego cen­ne­go upodo­ba­nia, któ­re dzier­ży nade mną tak wiel­ką wła­dzę". Po­szło mu ze mną rów­nie ła­two. Ob­na­żył się rów­nież mar­kiz – ten po­pro­sił, bym ze­chciał uży­czyć mu tak­że nie­co mej mę­sko­ści. Ob­sze­dłem się z nim po­dob­nie jak nie­daw­no z Do­lman­cem, któ­ry zwra­ca­jąc mi sto­krot­nie te same do­zna­nia, ja­kich do­star­cza­łem mar­ki­zo­wi, wkrót­ce na­peł­nił mnie owym kosz­tow­nym pły­nem, któ­rym ja, nie­mal rów­no­cze­śnie, ucie­szy­łem mar­ki­za de V…

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Mu­sia­łeś do­zna­wać przy tym nie­zwy­kłej roz­ko­szy – sły­sza­łam, że to cu­dow­nie być tym w środ­ku?

KA­WA­LER

Z pew­no­ścią, anie­le, to wspa­nia­łe miej­sce, lecz co­kol­wiek by mó­wić, wszyst­ko to są dzi­wac­twa. Nig­dy nie będę przed­kła­dał ich nad nie­wia­sty.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

W na­gro­dę za twą szcze­rość, po­da­ru­ję ci dzi­siaj, mój miły, dzie­wi­cę pięk­niej­szą od anio­ła.

KA­WA­LER

Jak to… przy panu Do­lman­ce?!… Za­mie­rzasz spro­wa­dzić dziew­czy­nę?!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Idzie o edu­ka­cję. To dziew­czę po­zna­łam ubie­głej je­sie­ni na pew­nej klasz­tor­nej pen­sji, gdy­śmy ba­wi­li z mę­żem u wód. Tam nie mo­gły­śmy so­bie na nic po­zwo­lić – zbyt wie­le oczu na nas pa­trzy­ło, lecz przy­rze­kły­śmy so­bie spo­tkać się, kie­dy tyl­ko to bę­dzie moż­li­we. W tym celu po­zna­łam jej ro­dzi­ców. Jej oj­ciec oka­zał się li­ber­ty­nem… mam go w ręku.

Moja ślicz­not­ka na­resz­cie przy­by­wa – cze­kam jej każ­dej chwi­li. Mamy spę­dzić ra­zem dwa dni… dwa wspa­nia­łe dni! Wy­ko­rzy­stam je na na­ucza­nie tej mło­dej oso­by – Do­lman­ce i ja umie­ści­my w jej ślicz­nej głów­ce naj­bar­dziej wy­uz­da­ne za­sa­dy li­ber­ty­ni­zmu, na­kar­mi­my na­szą fi­lo­zo­fią i roz­bu­dzi­my żą­dze, aby zaś od­po­wied­nio una­ocz­nić treść roz­praw, prze­zna­czy­łam dla cie­bie, bra­cie, ze­bra­nie żni­wa z mir­tów Cy­te­ry, dla Do­lman­ce­go zaś po­zo­sta­wi­łam róże So­do­my. Będę mieć po­dwój­ną przy­jem­ność, mo­gąc się roz­ko­szo­wać wy­stęp­kiem, a jed­no­cze­śnie udzie­la­jąc lek­cji i za­sie­wa­jąc po­śród tej uro­czej nie­win­no­ści ziar­na wy­stęp­ku.

A więc, Ka­wa­le­rze, czy pro­jekt ten god­ny jest mo­jej fan­ta­zji?

KA­WA­LER

Ty jed­na mo­głaś go po­wziąć! Za­iste jest bo­ski, sio­strzycz­ko, obie­cu­ję jak naj­le­piej wy­peł­nić rolę, któ­rą mi wy­zna­czy­łaś. Ach, ja­kąż roz­kosz mieć bę­dziesz na­ucza­jąc to dziec­ko! Cóż to dla cie­bie za grat­ka: móc ją de­pra­wo­wać, zdu­sić w mło­dym ser­cu wszel­ki za­ro­dek cno­ty, umiesz­czo­ny tam przez jej wy­cho­waw­ców. Do­praw­dy, ta­kie hul­taj­stwo mnie prze­ra­sta!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

To oczy­wi­ste, że zro­bię, wszyst­ko, by ją ze­psuć, by do szczę­tu roz­gro­mić prze­są­dy, któ­ry­mi zdo­ła­no ją odu­rzyć. W cią­gu dwóch lek­cji za­mie­rzam uczy­nić ją rów­nie wy­stęp­ną, bez­boż­ną i roz­wią­złą jak ja sama. Uprzedź o tym swe­go przy­ja­cie­la, sko­ro się tyl­ko zja­wi – jad nie­mo­ral­no­ści, któ­ry za­pu­ści w jej ser­ce, wi­nien w krót­kim cza­sie za­truć śmier­tel­nie wszel­kie na­sio­na cno­ty, ja­kie zdo­ła­ły tam za­kieł­ko­wać; bez nas.

KA­WA­LER

Nie spo­sób by­ło­by zna­leźć ko­goś od­po­wied­niej­sze­go do tych ce­lów: bez­boż­ność, okru­cień­stwo i roz­pu­sta pły­ną z ust Do­lman­ce­go jak mi­stycz­ne na­masz­cze­nie z ust ar­cy­bi­sku­pa Cam­brai. Ach, moja dro­ga, oby tyl­ko two­ja uczen­ni­ca do­rów­na­ła pil­no­ścią swo­im wy­cho­waw­com, a je­stem pe­wien, że wnet bę­dzie ze­psu­ta.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Przy zna­nych mi pre­dys­po­zy­cjach tej dziew­czy­ny, nie bę­dzie to z pew­no­ścią trwać zbyt dłu­go.

KA­WA­LER

Czy nie oba­wiasz się jed­nak jej ro­dzi­ców? Może się zda­rzyć, że ta mała wy­pa­pla im wszyst­ko po po­wro­cie do domu?

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Nie oba­wiaj się – uwio­dłam jej ojca. Nie zna on co praw­da mo­ich za­mia­rów wo­bec cór­ki, lecz nie od­wa­ży się też grun­tow­nie ich do­cie­kać. Trzy­mam go moc­no w gar­ści.

KA­WA­LER

Two­je me­to­dy są strasz­ne!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Tyl­ko ta­kie są nie­za­wod­ne.

KA­WA­LER

Opo­wiedz mi o tej mło­dej oso­bie.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Na imię jej Eu­ge­nia, jest cór­ką nie­ja­kie­go Mi­sti­va­la – jed­ne­go z naj­bo­gat­szych, sto­łecz­nych po­bor­ców, męż­czy­zny trzy­dzie­sto­sze­ścio­let­nie­go. Mat­ka ma lat trzy­dzie­ści dwa, a ona sama pięt­na­ście. Mi­sti­val to li­ber­tyn, zaś jego żona jest zna­ną de­wot­ką.

Co do Eu­ge­nii, próż­no si­li­ła­bym się ją od­ma­lo­wać – prze­wyż­sza to moż­li­wo­ści mego pędz­la. Mu­sisz za­do­wo­lić się za­pew­nie­niem, że ani ty, ani ja nie wi­dzie­li­śmy nig­dy po­dob­nej pięk­no­ści.

KA­WA­LER

Opisz choć kształ­ty tego bó­stwa, abym mógł przy­go­to­wać wła­ści­we hoł­dy.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Tedy spró­bu­ję: ma kasz­ta­no­we wło­sy, któ­re spły­wa­ją aż na bio­dra, skó­rę olśnie­wa­ją­cej bia­ło­ści, nos nie­co orli, a oczy he­ba­no­wo­czar­ne i pło­mien­ne. Och, pa­trząc w nie, go­to­wam po­peł­nić każ­de głup­stwo… Gdy­byś wi­dział przy tym ślicz­ne rzę­sy, któ­re je ocie­nia­ją!… Usta ma bar­dzo małe, zęby prze­pięk­ne bije z nich świe­żość i blask, szy­ja peł­na wdzię­ku – o, gdy­byś mógł zo­ba­czyć, jak szla­chet­ne­go na­bie­ra wy­glą­du, kie­dy zwra­ca do słu­cha­cza swą pięk­ną głów­kę…

Eu­ge­nia jest wy­so­ka jak na swój wiek – moż­na by jej dać dwa­dzie­ścia sie­dem lat. Ki­bić to wzór fi­ne­zji, biust wspa­nia­ły… dwie naj­ślicz­niej­sze w świe­cie pier­si, za­le­d­wie jest czym wy­peł­nić dłoń, lecz tak są przy tym de­li­kat­ne i świe­że, że za każ­dym ra­zem tra­ci­łam gło­wę, ca­łu­jąc je ukrad­kiem. Ach, jak one oży­wa­ły pod mymi piesz­czo­ta­mi, pod­czas gdy dwo­je wiel­kich oczu ma­lo­wa­ło przede mną stan du­szy Eu­ge­nii! Nie wiem, jaka jest resz­ta, lecz gdy­bym mia­ła są­dzić po tym, co już mi zna­ne, nig­dy Olimp nie szczy­cił się rów­nym jej bó­stwem…

Lecz cóż sły­szę? To ona! Wyjdź co ry­chlej przez ogród i przy­bądź o ozna­czo­nej go­dzi­nie.

KA­WA­LER

Ob­raz, jaki przed­sta­wi­łaś, gwa­ran­tu­je mą punk­tu­al­ność. O, Boże, wyjść, kie­dy je­stem w ta­kim sta­nie! Bądź zdro­wa… jesz­cze tyl­ko po­ca­łu­nek – z tru­dem wy­trzy­mam do tego cza­su!

(Mme de Sa­int-Ange ca­łu­je bra­ta, prze­su­wa dło­nią po spodniach, po czym mło­dy czło­wiek

od­da­la się po­spiesz­nie.)

***DIA­LOG DRU­GI

(MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE, EU­GE­NIA)

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Wi­taj, moja pięk­na, ocze­ki­wa­łam cię nie­cier­pli­wie.

Ła­two to od­gad­niesz, je­śli czy­tasz w mym­ser­cu.

EU­GE­NIA

Och, naj­droż­sza, zda­wa­ło mi się, że nig­dy tu nie do­trę, tak spiesz­no mi było do twych ob­jęć. Jesz­cze na go­dzi­nę przed wy­jaz­dem drża­łam, żeby nic się nie zmie­ni­ło, bo­wiem mat­ka sta­now­czo sprze­ci­wia­ła się wy­jaz­do­wi twier­dząc, że ta­kie wy­pra­wy nie przy­sta­ją dziew­czę­tom w moim wie­ku. Na szczę­ście oj­ciec tak ją przed­wczo­raj obił, że wy­star­czy­ło jed­no jego spoj­rze­nie, aby ob­ró­cić pa­nią de Mi­sti­val w ni­cość. Osta­tecz­nie zmu­szo­na była go usłu­chać i oto je­stem. Po­ju­trze masz od­wieźć mnie do domu wła­snym ekwi­pa­żem.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Jak­że nie­wie­le mamy cza­su! Za­le­d­wie zdą­żę wy­ra­zić ci moje uczu­cia. Czy wiesz, że pod­czas tego spo­tka­nia za­mie­rzam wpro­wa­dzić cię w naj­se­kret­niej­sze ta­jem­ni­ce We­nus? Czy aby zdą­ży­my w cią­gu dwóch dni?

EU­GE­NIA

O, je­śli nie będę dość wy­edu­ko­wa­na, z pew­no­ścią zo­sta­nę dłu­żej… Wszak przy­by­łam tu po to, by się uczyć.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE ( ca­łu­jąc Eu­ge­nię )

Och, ko­cha­na Eu­ge­nio, ileż nas cze­ka wspa­nia­ło­ści! À pro­pos, czy masz chęć na śnia­da­nie, kró­lo­wo? Moż­li­we, że lek­cja bę­dzie dłu­ga.

EU­GE­NIA

Nie mam in­nej po­trze­by nad tę, by cię słu­chać, dro­ga przy­ja­ciół­ko. Śnia­da­nie zje­dli­śmy o milę stąd i te­raz mo­gła­bym wy­trzy­mać aż do dzie­wią­tej, nie od­czu­wa­jąc gło­du.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Przejdź­my za­tem do bu­du­aru, tam bę­dzie­my się czuć swo­bod­niej. Uprze­dzi­łam już mo­ich lu­dzi, bądź pew­na, że nie ośmie­lą się nam prze­szko­dzić.

(wpa­da­ją so­bie w ob­ję­cia)

***DIA­LOG TRZE­CI

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE, EU­GE­NIA, DO­LMAN­CE (rzecz roz­gry­wa się w ele­ganc­kim

bu­du­arze.)

EU­GE­NIA (bar­dzo za­sko­czo­na nie­spo­dzie­wa­ną obec­no­ścią męż­czy­zny w ga­bi­ne­cie)

O, Boże oszu­ka­łaś mnie!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE (rów­nie zdzi­wio­na)

Pan tu­taj? Zda­je mi się, że mia­łeś przyjść do­pie­ro o czwar­tej?

DO­LMAN­CE

Moż­ność wi­dze­nia cię, pani, jest za­wsze szczę­śli­wą oka­zją do po­śpie­chu. Spo­tka­łem twe­go bra­ta, któ­ry po­wie­dział mi, że je­stem po­żą­da­ny na lek­cjach, ja­kich masz udzie­lić tej pa­nien­ce, i że tu­taj wła­śnie mie­ści się owo li­ceum.

Wpro­wa­dził mnie tu po­ta­jem­nie prze­ko­na­ny, że nie weź­miesz mu tego za złe, jako że po­ka­zy wy­ma­ga­ją wstę­pu w po­sta­ci roz­wa­żań teo­re­tycz­nych.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Cóż, sko­ro rzecz tak się przed­sta­wia…

EU­GE­NIA

Nie je­stem aż tak na­iw­na – to two­ja spraw­ka, moja dro­ga. Mo­głaś mnie uprze­dzić – wi­dzisz, jaka je­stem zmie­sza­na, za­szko­dzi to z pew­no­ścią na­szym pla­nom.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Za­pew­niam cię, że tę nie­spo­dzian­kę zgo­to­wał mój brat, nie prze­ra­żaj się jed­nak – pan Do­lman­ce to uro­czy czło­wiek i jak naj­od­po­wied­niej­szy dla cie­bie na­uczy­ciel. Bę­dzie wprost nie­oce­nio­ny w na­szych za­mia­rach. Za jego dys­kre­cję rę­czę jak za wła­sną. Przy­wi­taj się tedy z tym wiel­kim świa­tow­cem, któ­ry jak nikt inny zdo­ła opro­wa­dzić cię ścież­ka­mi roz­ko­szy i szczę­ścia.

EU­GE­NIA

Nie­mniej czu­ję się zmie­sza­na…

(czer­wie­ni się)

DO­LMAN­CE

Śmia­ło, Eu­ge­nio – oso­ba tak uro­cza jak pani po­win­na uwa­żać wstyd za prze­sta­rza­łe dzi­wac­two.

EU­GE­NIA

Ale skrom­ność…

DO­LMAN­CE

Ko­lej­ny za­mierz­chły prze­sąd, któ­ry nam dziś bar­dzo prze­szka­dza. Toż to wbrew Na­tu­rze!

( chwy­ta Eu­ge­nię w ra­mio­na i ca­łu­je )

EU­GE­NIA

Nie­chże pan prze­sta­nie! Do­praw­dy, śmia­ło pan so­bie po­czy­na!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Eu­ge­nio, prze­stań­my wresz­cie uda­wać nie­wi­niąt­ka przed tym cza­ru­ją­cym pa­nem. Znam go nie le­piej niż ty, a po­patrz co ro­bię!

(ca­łu­je na­mięt­nie Do­lman­ce­go).

Zrób to samo.

EU­GE­NIA

Ależ chęt­nie – z ko­góż mia­ła­bym brać lep­szy przy­kład?

(od­da­je się Do­lman­ce­mu, któ­ry rów­nież ca­łu­je ją na­mięt­nie, wsu­wa­jąc ję­zyk w jej usta)

DO­LMAN­CE

O, słod­kie, prze­mi­łe stwo­rze­nie!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE (ca­łu­jąc rów­nież Eu­ge­nię)

Wie­rzysz na­resz­cie, że to nie pod­stęp, mała oszu­ka­ni­co?

(wszy­scy tro­je ca­łu­ją się oko­ło kwa­dran­sa).

DO­LMAN­CE

Cóż za upa­ja­ją­cy wstęp! Zgo­dzi­cie się pa­nie, że jest tu nad­zwy­czaj upal­nie? Zdej­mij­my tedy ubra­nia, bę­dzie nam się szcze­bio­ta­ło o wie­le przy­jem­niej.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Zga­dzam się z pa­nem. Przy­wdziej­my te oto tu­ni­ki ze zwiew­nej gazy, aby nic nie ukry­wa­ło na­szych wdzię­ków przed po­żą­da­niem.

EU­GE­NIA

Ach, do cze­góż mnie za­chę­casz, moja dro­ga?

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE (po­ma­ga­jąc się jej prze­brać)

Praw­da, że to bar­dzo za­baw­ne?

EU­GE­NIA

Co naj­mniej nie­przy­zwo­ite…

Och, jak ty mnie ca­łu­jesz!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Prze­ślicz­ne pier­si… ni­czym świe­żo roz­kwi­tłe róże.

DO­LMAN­CE (przy­glą­da­jąc się pier­siom Eu­ge­nii uważ­nie, lecz po­wścią­gli­wie)

Za­po­wia­da­ją rów­nież inne wdzię­ki… nie­skoń­cze­nie bar­dziej god­ne sza­cun­ku.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

God­ne sza­cun­ku?

DO­LMAN­CE

O, tak…

(mó­wiąc to ma taką minę, jak­by chciał obej­rzeć Eu­ge­nię od tyłu)

EU­GE­NIA

Nie, nie… bła­gam pana!

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Nie chcę, Do­lman­ce, abyś oglą­dał w tej chwi­li to, co ma nad tobą na­zbyt sil­ną wła­dzę, mógł­byś pan wszak po­stra­dać roz­są­dek, gdy­by za­wład­nę­ło to te­raz pań­ską wy­obraź­nią. Po­trze­bu­je­my twych wy­kła­dów – gdy ich udzie­lisz, lau­ry, po któ­re się­gasz, uwień­czą pana.

DO­LMAN­CE

Do­brze, niech bę­dzie. Sko­ro jed­nak mam udzie­lić temu pięk­ne­mu dziec­ku pierw­szych lek­cji li­ber­ty­ni­zmu, przy­najm­niej ty, pani, ze­chciej mi się ofia­ro­wać.

MA­DA­ME DE SA­INT-ANGE

Wspa­nia­le! Masz mnie cał­kiem nagą. Je­stem cał­ko­wi­cie do pań­skiej dys­po­zy­cji.

DO­LMAN­CE

Pięk­ne cia­ło!… Toż to ist­na We­nus w oto­cze­niu Gra­cji.

EU­GE­NIA

Jak­że je­steś po­wab­na, moja przy­ja­ciół­ko! Po­zwól, że okry­ję cię po­ca­łun­ka­mi.

(ca­łu­je ją)

DO­LMAN­CE

Świet­ne pro­por­cje! Sta­now­czo za mało żaru, Eu­ge­nio, za­pa­mię­taj to so­bie raz na za­wsze.

EU­GE­NIA

Pro­szę mó­wić da­lej, ja słu­cham… To dla­te­go, że ona jest taka pięk­na… taka gięt­ka i chłod­na!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: