- W empik go
Firma Bracia Jabłkowscy 1883-2021 - ebook
Firma Bracia Jabłkowscy 1883-2021 - ebook
„Firma” to wciągająca opowieść o handlu w XIX-wiecznej Warszawie i początkach rodzinnego biznesu Jabłkowskich, ogromnym sukcesie w dwudziestoleciu międzywojennym, funkcjonowaniu w trudnych warunkach w trakcie II wojny, a następnie staraniach w powojennej odbudowie, którą wieńczy niestety grabież Firmy dokonana przez władze „ludowe”, a także okresie „niebytu” w Peerelu i zakończonych sukcesem wysiłkach o odzyskania majątku w III Rzeczpospolitej.
Wizyta u Braci Jabłkowskich ma to do siebie, że kupując na przykład tylko sukienkę, fartuszek lub jakiś nawet drobiazg, widzi się po drodze wszystko, co do życia codziennego i życia wytwornego potrzebne. […] Co krok jakaś niespodzianka, jakiś wdzięczny kształt leżaka, fotela, nawet rondla. […] Jeśli masz kłopot z wymyśleniem prezentu, wal do Braci Jabłkowskich.
„Kobieta w Świecie i w Domu” nr 11/1937
Co określiło historię DTBJ? Nie marsz od sukcesu do sukcesu, tylko mozolne podnoszenie się po potknięciach i porażkach. Nie kontentowanie się zdobytą pozycją, tylko budowanie nowych przyczółków. Nie wykorzystywanie ludzi na potrzeby firmy, tylko podporządkowanie reguł działania potrzebom i oczekiwaniom ludzi: klientów, pracowników, akcjonariuszy. Być może to właśnie czyni los firmy typowym dla warunków polskich i warszawskich? Może dzięki tej typowości wydaje się on warszawiakom bliższy i bar dziej swojski?
Jan Jabłkowski
Spis treści
Znak ponad przeszłością
Spójnia 1883–1900
Przedwojnie 1901–1913
Gmach 1914–1923
Kryzys 1923–1930
Apogeum 1931–1939
Zaciemnienie 1939–1945
Odbudowa 1945–1949
Grabież 1950
Niebyt 1951–1989
Przedświt 1989–1996
Majątek 1997–2013
Powrót 2014–2021
Biogramy
Spis źródeł
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66707-39-9 |
Rozmiar pliku: | 36 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To opowieść o Domu, który przetrwał wszelkie kataklizmy historii najnowszej, stając się materializacją racji i wartości. Nie tyle rósł wraz z Polską, co ją wyprzedzał, nabierając mocy, zanim można było pomyśleć o państwie. Gdy Rzeczpospolita zaistniała po zaborach, „Bracia Jabłkowscy” byli już przykładem polskiego samostanowienia – dowodem, jak wielkim atutem nowej państwowości może być przedsiębiorczość. Od początku towarzyszył Firmie patriotyzm otwarty, niewykluczający, niebędący źródłem podziałów społecznych; otwartość miała się stać jej cechą fundamentalną.
Za moment startu uważa się rok 1884. Jednak opowieść zaczyna się wcześniej – od kluczowej chwili w bożonarodzeniowe święta 1883, kiedy to pada w gronie rodzinnym deklaracja stanowiąca. Choć nie było dla niej stabilnych podstaw ani żadnych gwarancji powodzenia, stała się wzajemnym zobowiązaniem. Tak ruszyła wielopokoleniowa sztafeta, której kolejne ogniwa zdawały się potwierdzać pierwotną zapowiedź. Po 138 latach, cofając się także do najbardziej zagrażających Firmie momentów, można dostrzec konsekwencję ponad rodzinnym biznesem, cel większy niż sam Dom.
W chwilach zwrotnych odwoływano się do szczególnego etosu kupiectwa, potwierdzając go swymi decyzjami i standardem oferowanych usług. Nie podkreślano przy tym, że to przeciwieństwo nastawienia handlarskiego, które często wiąże się z chciwym kombinatorstwem, rodzajem oszukańczej gry, gdzie klient nie bywa podmiotem, raczej sprowadzany do roli ofiary. Jabłkowscy, uznający swój status kupców, wytrwale budowali oparte na szacunku relacje z klientelą – co im też ta wiernie odwzajemniała.
Spektakularną materializacją trwałości Firmy stał się jej warszawski gmach: Bracka 25. Budynek, rewelacyjny architektonicznie ponad sto lat temu, przetrwał wojny, totalny ostrzał w powstaniu, atak stalinizmu, urawniłowkę w Peerelu, postkomunistycznych handlarzy w swoich murach. A gdy po latach wrócił do właścicieli, był już uzupełniony Nowym Domem, który powstał – dekadę temu – wyraźnie inspirowany tym sprzed obu wojen światowych. W następne dziesięciolecia obydwa Domy wejdą razem, sugerując stabilność Firmy większą od dotychczasowej, a też mocniejszą w przekazie publicznym.
„Bracia Jabłkowscy” stawali się z czasem wyrazem coraz bardziej przekonywającego braterstwa, które jednak nie miało eliminować obecności kobiet. Instytucjonalna historia Domu zaczęła się – w 1884 roku – akurat od Siostry, przez początkowe lata stanowiącej pierwsze ogniwo sztafety. Cała ta przeszłość, mimo nazwy, zdaje się nienaznaczona płcią, aczkolwiek Firmę częściej prowadzili mężczyźni. Dom sprawia wrażenie we wszystkim wspólnego, zgodnie z demokratyczną, a nie patriarchalną racją społeczną – bez forowania tych, którzy mieliby zasługiwać bardziej.
W roku 1950 próba dotrzymania wierności własnym zasadom skończyła się niezwykle bolesnym ciosem. W grabieży, jakiej z nadania stalinowskich władz doświadczył Dom, zobaczyć można przejaw starcia światów, w którym prawo rzetelnego kupiectwa przegrywa ze zideologizowaną hordą złodziei. Rozkradziono własność Firmy, w imię narzuconych reguł sowieckiego bezprawia, nie zabito jednak społecznej pamięci. Po czterech dekadach nieistnienia, Dom nie tylko mógł legalnie wrócić, ale też okazał się nadal pamiętany i szanowany. Ten powrót wzmocnił uniwersalną rangę Firmy.
W Polsce powojennej wyobrażenie Domu jako „luksusowego” więcej mówi o kraju niż o Firmie. Dom Towarowy, jedyny tego formatu w II RP, uznawany był za upostaciowanie lepszej rzeczywistości. Co mogłoby być normą, gdyby odrodzona Polska była dobrze zarządzana, wyrastało znacznie ponad jej realny stan. A żałosna gospodarka Peerelu podnosiła tamto wspomnienie na całkiem nadrealny poziom. W istocie przedwojenny, zadowolony klient Firmy nie musiał być bogaczem. Elegancja przestrzeni i przyzwoitość obsługi nie były w ten sposób limitowane.
To opowieść o Firmie, którą można uznać za znak Polski. Symbolicznie streszcza tych 138 lat kraju, podnoszącego się z zaborów, stanowionego w międzywojniu, katastrofalnie załamanego we wrześniu 1939, bezkształtnego po wojnie, powracającego współcześnie, choć potykającego się na wertepach polityki. Dzisiejszym „Braciom Jabłkowskim” zapewne nie należałoby zrzucać na barki takiego ciężaru reprezentacji, jednak historia już im tę rolę bezdyskusyjnie przyniosła. A poniesienie jej w przyszłość będzie dalszą zasługą rodzinnej sztafety, dążącej – jak zawsze dotąd – ku lepszej Rzeczpospolitej.
Warszawa, listopad 2021
Zbigniew GluzaSPÓJNIA
1883–1900
Władysław Podkowiński, Plac św. Aleksandra, 1887.
Ze zbiorów Muzeum Warszawy
W kontrolowanej przez Rosjan Warszawie, dwie dekady po upadku powstania styczniowego, młodzi potomkowie Józefa Jabłkowskiego, zbankrutowanego polskiego przemysłowca, postanawiają stworzyć związek braterski, aby ugruntować więź między sobą, a także – w nie mniejszym stopniu – by swą przedsiębiorczością posłużyć osłabionej ojczyźnie. W końcowych latach XIX stulecia ich inicjatywa rośnie wraz z miastem, nabierającym z wolna cywilizacyjnego wigoru.
Bronisław Jabłkowski (syn Józefa Jabłkowskiego seniora)
Ojciec nasz Józef był bogatym obywatelem w Kaliskiem. Posiadał tam trzy majątki ziemskie: Cielce, Krąków i Tomisławice. W latach owych idee pozytywistyczne przepełniały atmosferę Kongresówki, toteż nic dziwnego, że żywy, ruchliwy umysł mojego ojca przesiąkł nimi na wskroś. Rzuca się też całą duszą w odmęt pracy przemysłowej i handlowej, buduje w Cielcach wielką cukrownię, bodajże pierwszą, a może jedną z pierwszych w Kongresówce, potem zakłada dom handlowo-rolniczy pod firmą „Jabłkowski, Radoliński i Skupiński” w Kaliszu. Jest też łącznie z Blochem jednym z inicjatorów i założycieli Kolei Fabryczno-Łódzkiej. Po pierwszych sukcesach przyszło to, co przyjść musiało. Skutkiem nastawienia się raczej pod kątem uprzemysłowienia kraju niż zysku osobistego, ojciec mój traci majątek i staje wobec widma ruiny¹. A sytuacja, w której się znalazł, była niełatwa: straciwszy niemal wszystko, miał jednak z dziesięciorga dzieci jeszcze sześciu synów do przeprowadzenia przez szkoły. Niezłamany jednak klęską, pracuje nad ich wychowaniem usilnie i osiąga cel zamierzony. Idee jego stają się wytycznymi dla jego synów i córek. Postanawiają oni iść śladami ojca i pracując w handlu, pozostawić po sobie, po ojcu, po nazwisku Jabłkowskich – trwały ślad w historii polskiego handlu.
Warszawa
Dwór w Cielcach – majątek rodziny Jabłkowskich
Józef Jabłkowski senior (1817–1889).
Fot. Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy / Ośrodek KARTA (2)
Fritz Wernick (niemiecki dziennikarz i podróżnik) w relacji z Warszawy
Dzisiejsza Warszawa dzieli się wyraźnie na trzy odrębne części, z których środkowa, największa i najpiękniejsza, określa charakter całego miasta. W Warszawie winniśmy poniechać poszukiwań znaczniejszych i bardziej interesujących pomników architektury, miasto nie robi wrażenia godnego i starożytnego, jest jednak jasne i wesołe, przyjazne i pogodne, zamożne i pełne blasku.
Nawet w obrębie głównej promenady mieszają się przedstawiciele różnych stanów. Dystyngowane damy otulone w kosztowne sobolowe płaszcze i towarzyszący im piękni, wytworni, wręcz nadmiernie rasowi panowie z ciemnymi, głębokimi oczami, ocierają się o prostych żołnierzy rosyjskich o wypłowiałych, bladych twarzach, wystających kościach policzkowych i wąskich oczach. Mundury dominują w obrazie warszawskiej ulicy, poborowi wzięci na rok lub nawet sześć miesięcy służby wojskowej uzupełniają wydatnie kontyngent uniformów, tak iż co trzeci mieszkaniec Warszawy nosi ubiór według oficjalnego kroju. Od czasu do czasu kroczy dostojnie po ulicy długowłosy pop, przeciskając się przez ciżbę. W dni targowe przybywają do miasta wieśniaczki, które wiążą na głowach na kształt turbanów swoje barwne chustki. Żydzi, a zwłaszcza ich kobiety – podobają się nam jeszcze bardziej w swych fantastycznych zawojach, czarnych lub białych, przeplecionych żółtymi, czerwonymi i zielonymi wstążkami.
Zróżnicowanie narodowościowe mieszkańców czyni z Warszawy jedno z najbardziej osobliwych i interesujących miast w Europie. Cztery narodowości egzystują tu w ścisłym związku wzajemnym, każda przestrzega równocześnie odrębności życia kulturalnego, obyczajowego i materialnego, każda zachowuje własne przekonania religijne, wykazując silne do nich przywiązanie. Polacy, Rosjanie, Żydzi i Niemcy, mimo pozorów zewnętrznej izolacji i występujących między nimi antagonizmów, są elementem najbardziej prężnym, nadającym ton dzisiejszemu obliczu miasta.
Pierwszym obiektem naszego zainteresowania będą Polacy, którzy nie tylko kładą podwaliny tutejszego życia duchowego, lecz są do dzisiaj głównymi, jeśli nawet nie jedynymi twórcami kultury. Warszawa ubiera się wytwornie, bogato i z gustem. Niezależnie od wyrafinowanego smaku, nienagannego kroju i doborowych materiałów również z pewną finezją, która odpowiada ich pełnym gracji sylwetkom. Mylne jest jednak mniemanie, że elegancki świat Warszawy sprowadza swe kreacje z paryskich domów mód. Zapewniały mnie bowiem panie z najlepszych sfer towarzyskich, że zaopatrują się u miejscowych dostawców, rzadko tylko korzystając z usług francuskich magazynów. Wyroby warszawskiego rękodzieła są znakomite . Toalety, ozdoby, biżuterie, rękawiczki i inne wyroby zbytkowe, jak na przykład sztuczne kwiaty, fabrykuje się tutaj według doskonałych wzorów.
Warszawa nie posiada wielu wspaniałych sklepów i wystaw, ale prezentuje się tam doborowe tkaniny, modne drobiazgi i klejnoty. Przemysł tekstylny i galanteryjny przeżywa erę świetności. Sztuka kuśnierska naśladuje modele rosyjskie, osiągając w tej dziedzinie efekty nadzwyczajne. Między wytwornymi manierami, urodą i sposobem życia wielkiego świata warszawskiego a egzystencją i wyglądem warstw uboższych istnieje ogromna przepaść. W Warszawie uderza zupełny brak stanu średniego, który, jeśli w ogóle istnieje, jest prawie niezauważalny.
Warszawa
Władysław Podkowiński, Ulica Nowy Świat w Warszawie w dzień letni, 1892.
Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie
Ulica Krakowskie Przedmieście w Warszawie pod koniec XIX wieku.
Fot. Konrad Brandel / Biblioteka Narodowa
Józef Jabłkowski junior w liście do rodziców
Jestem pierwszym z synów, którzy na jakiś dłuższy czas odłączą się od domu. Za mną pociągną pewno i inni, porozchodziwszy się po różnych zakątkach świata, niczym nie będąc ze sobą związani. Czyżby praca Ojca nie miała wydać owoców?
Naszym obowiązkiem jest iść drogą wskazaną przez Ojca – podnieść się moralnie i materialnie, aby być podporą Kraju. Kocham me nazwisko, kocham dlatego, że z nim jest połączona uczciwa i szlachetna działalność Ojca. W tym przywiązaniu i postanowieniu podniesienia go leży ma siła, siła wielka. Działając każdy na swoją rękę, niewiele zdołamy, wspólnie zaś damy silny fundament i z Bożą pomocą postawimy budynek.
Przed wyjazdem mym więc jeszcze chciałbym, abyśmy sobie podali ręce i utworzyli „Pomoc bratnią”. Przedstawiam Kochanym Rodzicom niektóre paragrafy naszego towarzystwa:
1. Wszyscy obowiązani są zbierać się w dzień Bożego Narodzenia w pomieszkaniu Rodziców dla otworzenia sesji.
2. Gdzie są członkowie, musi być głowa obierana na rok jeden większością głosów.
3. Każde towarzystwo musi mieć pewne podstawy materialne – tworzy się zatem pewien kapitał ze składek członków.
4. Członkowie przestają być braćmi, a w zamian stają się przyjaciółmi.
Przedstawiłem Rodzicom tylko główne paragrafy naszego towarzystwa, od Rodziców zależy ten cement trwalszym uczynić.
Rodzice będą łaskawi przekazać mój projekt Braciom.
Łódź, 12 grudnia 1883
Z artykułu Jak powstawały wielkie fortuny w Polsce
Zawiązano wówczas związek Jabłkowskich , starsi opodatkowali się na rzecz młodszych, których postanowiono kształcić dalej, a ciotkę Anielę przeznaczono do handlu.
Jedynym umeblowaniem sklepu, jakie w wianie otrzymała ciotka Aniela, była komoda. Była istnym sezamem. W szufladach jej ułożone we wzorowym porządku leżały obok siebie kajety i nici, kołnierzyki i zabawki, wstążki i pończoszki – słowem konfekcja, galanteria, wyroby skórzane i materiały piśmiennicze.
Warszawa
Bronisław Jabłkowski
Początki są bardzo trudne – starsi , pracując nad sobą, muszą równocześnie dopomagać młodszym w kształceniu się. Wynika jednak z tego od razu jedna konkretna, niewątpliwa korzyść: myśl wspomagania się wzajemnie, umiejętność współdziałania, idea samopomocy rodzinnej staje się gwiazdą przewodnią rodziny Jabłkowskich.
Pierwszym materialnym wykładnikiem tej idei jest myśl stworzenia małego sklepiku dla Anieli Jabłkowskiej. Początki realizowania tej idei są , powiedzmy szczerze, zupełnie dziecinne: oto cała rodzina Jabłkowskich w starej zabytkowej antycznej komodzie gromadzi kupowane tuzinami – mydełka toaletowe, kajety, ołówki, flaszeczki atramentu, stalówki itd. dla odsprzedaży wśród rodziny i to stanowi zaczątek sklepu. Przybywa tego z dniem każdym coraz więcej, a równocześnie wszyscy bracia i siostry Jabłkowskie uczą się usilnie, zdobywając, dzięki pomocy ojca niezmordowanie pracującego, wiedzę teoretyczną i praktyczną.
Warszawa
Aniela Jabłkowska (1860–1939).
Fot. Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy / Ośrodek KARTA (3)
Józef Jabłkowski junior (1862–1951).
Komoda, z której Aniela Jabłkowska rozpoczęła handel.
Z Romansu ekonomicznego²
Na zjeździe wszystkich dzieci na święta Bożego Narodzenia w domu rodzicielskim z jego inspiracji powstał związek rodowy „Spójnia”, obejmujący dziesięć osób. Statut podejmuje myśl, że najmniejsza komórka społeczna, jaką jest rodzina, winna tworzyć zalążek i punkt oparcia dla rozwoju moralnego i umysłowego jej członków, i służyć pomocą rodzeństwu w ich trudniejszych sytuacjach osobistych.
Skutki zamachu bombowego na ulicy Szpitalnej (biegnącej niedaleko ulicy Brackiej), maj 1905.
Fot. Biblioteka Narodowa
Na środki działania przewidziano roczne składki po 6 rubli od osoby. Najstarsi, już pracujący, pospieszyli z dodatkowymi dotacjami. Za uczących się płacił składki ojciec. Charakter stowarzyszenia można określić jako solidarnościowo-wychowawczy.
Udzielano młodszym pożyczek i dotacji oraz starano się ułatwić im znalezienie odpowiednich stanowisk pracy. Chociaż później, w związku z podejmowaną pracą, członkowie „Spójni” rozproszyli się po świecie, zebrania rodzinne, zwykle z okazji świąt, odbywały się dość regularnie.
Otworzony w 1884 roku przy „Spójni” sklepik na ulicy Widok 6, o tej samej nazwie, prowadził handel drobną galanterią pod kierownictwem córki Józefa Jabłkowskiego – Anieli. Lokal został wydzielony z parterowego mieszkania, w którym mieszkali jej rodzice. Po przebudowie miał dwa szerokie okna wystawowe, a jedyną zatrudnioną w nim osobą była wspomniana Aniela. Umeblowanie było nieskomplikowane i zestaw towarów w niewielkim wyborze. W tym lokalu przetrwała „Spójnia” cztery lata.
Ignacy Baliński (prawnik, pisarz)
Szybki rozwój Warszawy przypadł na okres moich czasów uniwersyteckich . Rozrost miasta posunął się najbardziej w kierunku południowym ku Mokotowowi, poza aleję Jerozolimską, a jednocześnie zaczęło się przenoszenie tam zamożniejszej części ludności, niemającej interesów handlowych i przemysłowych – i nieuczęszczającej do biur rządowych i sądów, skoncentrowanych przeważnie między placami: Zamkowym, Krasińskich, Bankowym i Teatralnym. Ta cała część Warszawy, położona na północ od alei Jerozolimskiej, była już gęsto zabudowana i staranniej utrzymana niż południowa.
Warszawa
Józef Jabłkowski junior w liście do swej siostry Justyny Tymienieckiej
Nie rozumiem odpoczynku; jest mi on cięższym jak najcięższa praca – i jakże, kochana Tysiu, możesz mi go doradzać, kiedy widzisz, jak tu ludzie się wybijają, jak jedni prześcigają drugich, zostawiając w tyle za sobą odpoczywających. Każdy ruch nowy, w którym udziału nie przyjmuję, drażni mnie, niszczy mnie. Zdaje mi się, iż grunt spod moich projektów usuwa mi się, a z nim i ja – chciałabyś więc odpoczynku przy tych warunkach?
Wyjeżdżałem już z Domu, kręciłem się po Tomaszowie, Zgierzu, Łodzi – szukając posady. Zabłysła mi czasem jaka gwiazda – lecz to było złudzenie tylko. Nim wyjadę do Moskwy, spróbuję wszelkich środków, żeby w kraju pozostać, bo ten kraj mój biedny kochać mnie gorąco nauczyłaś.
Warszawa, 10 sierpnia 1885
Aleksander Świętochowski (pisarz) w artykule w tygodniku „Prawda”
Dajcie bankrutowi do wyboru grę lub pracę, loterię lub oszczędność, z pewnością ujrzy swój ratunek w pierwszych, a nie w ostatnich. Tak bywało zawsze i wszędzie.
Zgranemu do ostatniej koszuli, zawiedzionemu na wszystkich loteriach, narodowi naszemu wskazano inny, przeciwległy kierunek – pole wewnętrznego rozwoju. Z odmiennych nici i odmienne ręce usnuły wówczas program „pracy organicznej”, polegający na wzmacnianiu wewnętrznych, duchowych i materialnych sił społeczeństwa, na mnożeniu jego zasobów we wszystkich dziedzinach, na potęgowaniu czynników żywotnych.
W naszym życiu zbiorowym było to zasadą o tyle nową, że ona przeciwstawiała się ostro dawniejszej, długo powszechnie wyznawanej i surowo przez skutki osądzonej – zasadzie spekulacji na pomoce zewnętrzne i porywy zbrojne. wszczepiała się trudno, bo rozpraszała ulubione złudzenia, zobowiązywała do ciężkich trudów i ofiar, a nadzieję spełnionych pragnień odsuwała w przyszłość daleką. Ostatecznie jednak, uznana zarówno przez żywioły postępowe, jak i zachowawcze, przyjęła się i stała niemal głównym przykazaniem życia.
Ostatni dwudziestoletni okres rzeczywiście pomnożył dorobki nasze we wszystkich dziedzinach życia: rozwinął literaturę, a zwłaszcza prasę, skierował myśl ogółu do poważnych zagadnień społecznych, nadał większy ruch życiu ekonomicznemu, rozprowadził zamknięte w szczupłym ostrokole przesądów żywioły po różnych sferach pracy, dotąd przez nie wzgardzonych.
Warszawa, 16 stycznia 1886
„Baronowa XYZ” w Towarzystwie warszawskim³
Warszawa żyje i żyje bardzo jawnie, wyraźnie i silnie. W ludziach, jak w bruku tutejszym, są iskry, jest ogień niewygasły, a jeśli salonowe życie w porównaniu z dawnym dużo pod względem umysłowym i rzeczywistej ogłady straciło, nie sądź jednak, by ruch inteligencji zmniejszył się albo ustał. Bynajmniej, tylko się gdzie indziej przeniósł. Ludzi dojrzałych i młodych, pracujących serio przybyło w każdym zawodzie, ale tych w tak zwanych salonach i na zabawach mało widać. Dawne kariery w służbie publicznej z wielką krzywdą kraju zamknięte, ale w zawodach, przedsiębiorstwach, instytucjach prywatnych wielu ludzi się kształci i pracuje gruntownie. Wielu z nich, niby rozsadniki cywilizacji, szuka umieszczenia w cesarstwie i byleby ducha bożego i polskiego w sobie nie gasili, korzystnie przysłużyć się krajowi mogą. Strefy przemysłowe, finansowe, mieszczańskie zgoła są tu bez porównania nie tylko liczniejsze niż w Galicji, Poznańskiem, Litwie, Rusi, ale o wiele poważniejsze, bardziej wykształcone, w interesach uczciwe i szanujące się, daleko bardziej polskie i wpływowe niż w którejkolwiek części dawnej Polski.
Świat finansowo-handlowy Warszawy, przy wielu swoich brakach, wadach i chybach , ma jednak jedną wielką zaletę . Moralność kupiecka jest u nas o wiele wyższa i czulsza aniżeli w wielu innych miastach . To, co w Wiedniu uszłoby nie tylko podrzędnemu finansiście, ale nawet najbogatszemu panu i dziedzicowi rodu, tu wywołuje zgorszenie, ogólne odsunięcie się i piętnowanie. Do dodatnich stron naszego lepszego świata finansowego zaliczyć także należy jego wielką pracowitość. Uderzy ona równie u wielkich, średnich, jak i małych – i po części wyjaśni zagadkę szybkiego mnożenia się fortuny i przeciętnie bardzo znacznej zamożności tych sfer.
Warszawa, 1886
Z artykułu w „Kurierze Warszawskim”
Obecny zastój w handlu hurtowym Warszawy zdaje się dochodzić do punktu kulminacyjnego, chociaż doświadczeni kupcy, przyglądając się bacznie przyczynom i skutkom, twierdzą, że na tym jeszcze nie koniec. W przebytym już czteroleciu handel ten stopniowo upadał. Od 15 lutego 1884 do 15 lutego 1888 znikło z horyzontu kupieckiego Warszawy 416 firm większych i średnich, nie licząc pomniejszych, które nie zostały zanotowane. W liczbie tych firm, zwiniętych dobrowolnie lub z przyczyny bankructwa, najpoważniejsze miejsce trzymają składy hurtowe, czyli magazyny udzielające na kredyt towarów znaczniejszym detalistom z Cesarstwa i Królestwa, posiadające zwykle znaczne kapitały obrotowe.
Dość przejść się po pryncypialnych i posiadających renomę handlowych arterii ulicach miasta, aby dostrzec, ile to składów stoi pustkami, a właściciele domów, pomimo całego obniżania cen komornego, odpowiedzialnych kupców-lokatorów nie znajdują, innym bowiem, opierającym handel na szwindlu, nie raz już złapani wynająć nie chcą.
Warszawa, 7 marca 1888
Bronisław Jabłkowski
Wreszcie nadchodzi chwila uroczysta: przy współdziałaniu całego rodzeństwa otwarty zostaje sklepik w Warszawie przy ulicy Hożej 8. Mieści się on w mieszkaniu, nie ma okien wystawowych ani nawet wyjścia na ulicę, ale – dzięki usilnej pomocy całego rodzeństwa, składaniu się przez całą rodzinę Jabłkowskich na kapitał obrotowy i pozyskiwaniu klienteli – sklep zaczyna iść doskonale, tak że w stosunkowo krótkim czasie okazuje się potrzeba przebicia drzwi i magazyn Jabłkowskich „wychodzi na ulicę”. Głównym artykułem są już obecnie nie towary piśmienno-papiernicze, lecz towary łokciowe, dzięki zaś dobremu smakowi i usilnej pracy młodocianych kierowników – instytucja idzie naprzód.
Warszawa, 1888
Ulica Hoża, przy której mieścił się sklep Jabłkowskich.
Fot. Dom Towarowy Bracia Jabłkowscy / Ośrodek KARTA
Z Romansu ekonomicznego
W 1888 roku jednoosobowe przedsiębiorstwo, systematycznie się rozwijając, przekształciło się w spółkę firmowo-komandytową pod nazwą Bracia Jabłkowscy i przeniesione zostało do większego lokalu przy ulicy Hożej 8. W tym czasie czynnie zaczął współpracować brat Anieli, Kazimierz, i przyjęto jedną ekspedientkę. Asortyment został rozszerzony o niektóre artykuły włókiennicze – przeważnie towary białe, bawełniane i lniane. Kapitał obrotowy wraz z uzyskanym kredytem wynosił około 2500 rubli.
Antoni Lange (poeta, krytyk) o powieści Bolesława Prusa Lalka
podsłuchał istotny prąd swego czasu i swego społeczeństwa – i poszedł za nim. Tym istotnym prądem jest powstawanie mieszczaństwa krajowego. Społeczeństwo nasze przetwarza się i ze szlachecko-rolniczego staje się handlowo-przemysłowym; jednym słowem – wdziewa strój nowożytny, demokratyczny.
Ruch ten dotąd miał dwie fazy: w pierwszej nosił nazwę pracy organicznej, w drugiej wyspecjalizował się w tak zwany antysemityzm. W pierwszej fazie stan średni wytwarzał się bezwzględnie; w drugiej zaczął usuwać z zajmowanych dotąd stanowisk Żydów – dotychczasową klasę średnią w kraju. Jest to ruch tak potężny, że cała prasa szlachecka, mieszczańska i antymieszczańska w istocie rzeczy tylko temu ruchowi służą, wszystkie walczące ze sobą grupy główne: liberały i antysemici, konserwatyści młodzi i starzy, demokraci ludowi i radykalni – w jednym dążą kierunku: wytwarzają polskie mieszczaństwo. Jest to jedyny realny, istotny ruch dzisiejszej chwili.
Oczywiście trzydzieści lat dla sformułowania całej klasy społecznej to okres nieskończenie mały. Nie dziw też, że nowe mieszczaństwo jest jeszcze w niedorozwoju, że tradycje szlacheckie nieraz jak echo w nim się budzą i jego nowe dążenia tamują; że na koniec musi ono walczyć z Żydami, którzy dotąd przeważnie, jeśli nie jedynie, wypełniali w tym kraju funkcje handlowo-mieszczańskie.
Warszawa, 20 września 1890
Józef Jabłkowski junior w liście do swej siostry Anieli Jabłkowskiej
Z każdą przesyłką nowego bilansu łudzę się nadzieją, iż zobaczę jakieś większe cyfry obrotowe. Niestety, jak dotychczas nadzieja moja nie ziszcza się – przypisuję to w pewnej części zbyt małej ilości towaru, jaki posiadacie na składzie. Pisałem już kilka razy do Was, aby saldo jego przynajmniej 4000 rubli stale wykazywało, aby ten niesprzyjający warunek rozwojowi interesu naszego, jakim jest położenie sklepu w mieszkaniu prywatnym, w jakikolwiek sposób zrównoważyć. Z tym zaś kredytem, jaki sobie wyrobić potrafiłaś – warunek ten łatwo uskutecznić możesz, a jak dotychczas, to z całego kredytu naszego, z którego prawie jedynie zyski ciągniemy – zbyt ostrożnie korzystasz.
Gdybym był bliżej Was – bezwarunkowo – pierwszym mym krokiem byłoby pchnięcie interesu w tym kierunku. Zwiększony obrót i zwiększonej pracy wymagać będzie, dlatego nie miałbym nic przeciw temu, abyś jeszcze jedną pracownicę przyjęła, choćby ta nasze małe zyski zjeść miała. Jak dziecko wymaga nakładów, które tylko w przyszłości z procentem się zwracają, tak wymagać od interesu, aby w zaczątku swym już dawał zyski – jest to powstrzymywać jego zdrowy rozwój, a w skutkach otrzymamy coś nierozwiniętego. Sądzę, że przyznasz zapatrywaniu memu rację i dlatego prosiłbym Cię możebnie zastosować się do niego.
Warunki, kochana Anielo, nie zawsze tak się układają, jakbyśmy sobie życzyli: zapewne już Wam Ralde mówił o niewielkich nadziejach w Łodzi – to samo nie tylko pisze mi Bronisław, lecz radzi nawet wprost odnowienie dzisiejszego kontraktu mego. Wobec takich warunków zamierzam – w razie nieotrzymania tutaj 2000 rubli – wyruszyć wprost do Moskwy, a w takim razie na święta wielkanocne nie zjechałbym do Was. Niechaj krok mój taki otuchy Ci nie odbiera, kochana Anielo – materialne warunki zbyt ważną odgrywają rolę w położeniu naszym, a przy tym jestem trochę chorobliwie zarozumiałym o sobie: powrót do kraju, aby zająć jakieś podrzędne stanowisko, przypuszczam, że źle by na mnie wpłynął moralnie. Czekać więc musimy, kochana Anielo, więcej jakich sprzyjających szans, a tymczasem, nie tracąc odwagi, dalej pchać nasz wózek – pamiętając o tym, iż jeżeli pierwszym zadaniem sklepu jest dać Tobie materialną niezależność, to nie mniej ważna jest rola jego w utrzymaniu Spójni braterskiej i wypełnieniu tych zadań społecznych, które są w jej założeniu.
Klińce (gubernia orłowska), 25 stycznia 1893
Krakowskie Przedmieście w kierunku placu Zamkowego.
Fot. Library of Congress, LOT 13419, no. 142
Targ na placu za Żelazną Bramą, koniec XIX wieku.
Fot. Konrad Brandel / Muzeum Warszawy
Józef Galewski (scenograf)
Warszawa – z dawnej stolicy Polski zdegradowana do miasta, gdzie mieściły się centralne urzędy rosyjskie dla Priwislińskiego Kraju i gdzie rezydował zarządca tego Priwislińja, generał-gubernator. Na ulicach ruch był mały. Jedynie w dzielnicy na północ od Leszna panował cały dzień gwar. Stamtąd też handel zaczynał swą ekspansję na inne dzielnice Warszawy, gdzie powstawały liczne sklepy, kantory, banki, biura... Na ulicy królowały konne tramwaje i dorożki.
Centrum miasta było już co prawda oświetlone – lampami gazowymi, ale peryferie bardzo skąpo. Ulice środka Warszawy, tak zwane reprezentacyjne, wyłożone były kocimi łbami. W dalszych dzielnicach wystarczała ziemia. Na rogu Szpitalnej i Hortensji – dom Wedla ze sklepem narożnym, gdzie sprzedawano wyroby firmy. W tym domu, od ulicy Szpitalnej mieścił się sklep Czaplickiego z papierosami, gdzie zawsze przy wejściu palił się maleńki ogień w rurze, tak iż każdy, idąc ulicą, mógł zapalić papierosa. Była to dla przechodniów wygoda, a dla sklepu reklama. W następnym domu sprzedaż kefiru Klaudii Sigaliny; w narożniku ulic Zgoda i Szpitalna – słynna cukiernia „Szwajcarska” . Następna ulica – Bracka. Na rogu Chmielnej i Brackiej znana wśród szerokich kół dorożkarzy restauracja „Przystępna”. Można tam było zjeść i wypić, ale nie na kredyt, tylko za gotówkę. Naprzeciwko w podwórzu pałac hrabiego Beliny-Brzozowskiego, od frontu sklep ze szkłem marki „Ćmielów”.
Warszawa
Sokrates Starynkiewicz (Rosjanin, prezydent Warszawy) w dzienniku
Sprawie zbliżenia do nas Polaków wiele szkody wyrządza niekiedy nieudolność, tępota, zbyteczna nadgorliwość drobnych urzędników przy wykonywaniu rządowych rozporządzeń . Nie można zmienić narodowości przemocą, przerobić Polaków na Rosjan. Nikt wprawdzie tego nie neguje, ale też nikt nie myśli o tym, że jeżeli uznaje się narodowość, oznacza to, iż wymaga się dla niej jakiegoś szacunku. Nikt nie myśli o znaczeniu języka urzędowego ani o tym, gdzie i dlaczego powinno się go wymagać. Postępują tak po prostu zgodnie z powziętą z góry nieprzemyślaną ideą, niczym ślepe siły. Straszną rzeczą jest znaleźć się we władzy bestii, lecz jeszcze straszniejszą jest znaleźć się we władzy ślepych sił. Rozumieją to mgliście ci, którzy tak postępują i właśnie dlatego nie wierzą w możliwość zbliżenia się do nas Polaków, ale z tego, że przyczyny tkwią w nich samych – nie zdają sobie sprawy.
Warszawa, 28 sierpnia 1896
Bronisław Jabłkowski
Praca, rozpoczęta w 1884 roku przez Anielę i Kazimierza Jabłkowskich, przynosi obfite plony, klientela wzrasta, zapasy towaru się pomnażają, okazuje się więc potrzeba przeniesienia magazynu do obszerniejszego lokalu na ulicę Bracką 20. Stało się to w 1897 roku, a inicjator i główny inspirator całego przedsięwzięcia Józef Jabłkowski opuszcza pracę zarobkową u obcych i całkowicie poświęca się firmie.
Warszawa
Z Romansu ekonomicznego
Sklep zostaje przeniesiony na Bracką 20, do stosunkowo dużego lokalu, w którym przebywa on do 1900 roku. Wybór towarów stawał się coraz większy, przede wszystkim w zakresie materiałów włókienniczych, uzupełnionych bielizną pościelową, bielizną osobistą damską i męską. Od tego czasu kierownikiem spółki zostaje Józef Jabłkowski.
Warszawa
Ferdynand Hoesick (pisarz) w artykule w dzienniku „Czas”
W ostatnich czasach nabrała charakteru wielkiego miasta , miasta pełnego ruchu i życia. Zrobiono niemało w celu podniesienia zewnętrznego wyglądu miasta: drewniane bruki, szerokie, drzewkami wysadzane trotuary, piękne skwery, mnóstwo nowych kilkupiętrowych domów, pomnik Mickiewicza . Wszystko to, wraz z nierzucającą się w oczy kanalizacją, czyniącą z Warszawy jedno ze zdrowszych miast w Europie, z ładnymi belgijskimi tramwajami , bardzo korzystnie usposabia każdego Galicjanina ze Lwowa lub Krakowa – co zaś podoba mu się najbardziej, to wesoły nastrój warszawiaków.
Zawsze się trafia na jakiś karnawał , czasy wyścigów i totalizatora, zabaw kwiatowych i koncertów w Dolinie Szwajcarskiej. Są trzy teatry rządowe i kilka prywatnych, jest opera polska i włoska, jest sławny balet warszawski , nie brak doskonałych restauracji z gabinetami, są dorożki „na gumach”, jest mnóstwo eleganckich cukierni, słowem jest wszystko, o czym dusza zamarzyć może, gdy chce pohulać „bez kontusza”.
Niestety, jest i odwrotna strona medalu. Polak z monarchii austriackiej nie może nie zwrócić uwagi na napisy „w dwóch językach”, na których napisy polskie figurują prawnie jako tłumaczone z języka urzędowego, nie może nie widzieć sporej liczby zaprzężonych w ogniste rysaki powozów i karet z typowym, do potwornej grubości wywatowanym kacapem na koźle, w tatarskiej czapce skórzanej na głowie, z nahajką zamiast bata w ręku. Ogromna ilość wojska, które często maszeruje przy dzikiej muzyce piszczałek, ze śpiewem na ustach, nie może nastrajać inaczej, tylko minorowo, a język rosyjski, który słyszy się na każdym kroku, w cukierniach, tramwajach, w teatrze, na ulicy, także nie pieści polskich uszu. Budująca się cerkiew na placu Saskim, Pałac Staszica przerobiony w stylu bizantyjsko-mongolskim, cerkiew na placu Ujazdowskim i napisy w jednym języku na wszystkich gmachach rządowych smutne nasuwają refleksje.
Nienawiść do „zgniłego Zachodu” (jak Europę nazwał niedawno Aleksander III) jest może najbardziej charakterystycznym rysem wszystkich rusyfikatorów, nasyłanych do naszego kraju. Jeśli nas nie lubią, to mniej za to, żeśmy Polakami, niż za to, żeśmy katolikami i dziećmi zachodniej, łacińskiej kultury. Tego nam zapomnieć nie mogą, to jest im najbardziej solą w oku, to ich przyprawia o największą zaciekłość w prześladowaniu i tępieniu polskości.
Warszawa, 18 marca 1899
Ze sprawozdania Zarządu Towarzystwa Bracia Jabłkowscy na 30 czerwca 1899
Postanowiono, żeby dla zwiększenia spójni rodzinnej wytworzyć jakiś interes zyskowny. Zgodzono się na sklep. Początkowo była to raczej zabawka, mieliśmy w jednym pokoiku przy mieszkaniu trochę towarów. Dzięki energii Józefa i pracy Anieli, na tym nie zaprzestaliśmy; wiara pierwszego w dobre rezultaty spowodowała, że składał drobne swoje fundusze, a następnie zaryzykował większe posagowe żony w tym przekonaniu, że pieniądze nie przepadną. Dzisiaj widzimy rezultaty tej energii i pracy. W bilansie wykazaliśmy jako zysk ze sprzedaży sklepowej 3604,05 rubla; jest to rezultat za dwa lata.
Przystanek omnibusów konnych w alei Jerozolimskiej, niedaleko skrzyżowania z ulicą Marszałkowską, koniec XIX wieku.
Fot. Konrad Brandel / Biblioteka Publiczna m.st. Warszawy – Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego / Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa
Z czegóż się uformował ten kapitał? Z zysków od obrotów kapitału w towarze – że, pracując przeważnie kredytem wytworzonym w znacznej mierze przez Józefa, sklep korzystał z różnicy cen: sprzedażnej i kupna. I z tej różnicy nie tylko, że pokrywał swoje znaczne koszty handlowe, dodawał dosyć pokaźne sumy na utrzymanie domu Matki i prócz tego wytworzył 3600 rubli kapitału. Rezultat to znakomity, gdy zważymy, że pierwsze lata były złe i stanowczo nie opłacały się. Mały interes, mała sprzedaż nie mogły pokazać wyników. Wówczas Józef nas poratował swoimi wpłatami.
Koniec XIX wieku, targ na Rynku Starego Miasta.
Fot. Muzeum Warszawy
Ostatnie dwa lata lub trzy postawiły sklep zupełnie na nogi, straty zostały pokryte i zapas własny wzrasta. Możemy śmiało powiedzieć, że interes sklepowy stoi na trwałych podstawach i jest na dobrej drodze. Trzeba nam wszystkim wkupić się w prawa do rezultatów sklepowych, należy nam się solidaryzować z nimi nie tylko nadaniem firmy Bracia Jabłkowscy, gdyż to ostatnie bez odpowiedniego podkładu nie ma najmniejszego znaczenia, należy nam zresztą pomóc członkom: Józefowi, Anieli i Kazimierzowi, na których dotychczas ciąży cała praca i odpowiedzialność. W imię więc własnego dobrze rozumianego interesu, a także dla zupełnego osiągnięcia początkowo postawionego celu zawiązania naszej spółki, wzywamy członków do wzięcia udziału w sklepie naszej firmy.
Sartana (gubernia jekaterynosławska), 20 listopada 1899
Bronisław Jabłkowski
W 1900 roku firma posiada już przy ulicy Brackiej 23 magazyn o trzech oknach wystawowych i co roku rośnie, przebudowując i dołączając sąsiednie lokale sklepowe, by wreszcie zająć cały parter gmachu, nęcąc oczy przechodniów ośmioma wspaniałymi wystawami. Wkrótce jednak i to już nie wystarcza, interes bowiem rozkwita coraz bardziej. Rozpoczyna się handel wysyłkowy na całą Rosję, a firma zapewnia sobie dobre imię aż po krańce Syberii. Okazuje się potrzeba zajęcia całego pierwszego piętra w tym samym gmachu, gdzie zostają pomieszczone pracownie konfekcyjne.
Warszawa
Stefania Podhorska-Okołów (pisarka)
Wszędzie przy zbiegu ruchliwszych ulic odbywała się sprzedaż z koszyków przeróżnych drobnych towarów. W zamożniejszych dzielnicach były to owoce i kwiaty sezonowe, w uboższych – prażony bób, pestki dyni i słonecznika. Rzadko która z przekupek miała patent na sprzedaż uliczną. Większość na widok zbliżającego się stójkowego wiała w popłochu wraz z towarem do najbliższej bramy lub podwórka, aby przeczekać najście „władzy”, które groziło jej w najlepszym wypadku – łapówką w naturze.
W sezonie zimowym Warszawa była wprost zasypana pomarańczami i cytrynami. Zwłaszcza wieczorem na ulicy Ordynackiej, po drodze do cyrku, można było co krok potknąć się o kosz z prześlicznymi owocami.
Warszawa
Jadwiga Waydel-Dmochowska (tłumaczka)
Warszawa, poza kramami w halach targowych i w „Gościnnym Dworze”, nie miała jeszcze domów towarowych. Nawet firma Braci Jabłkowskich mieściła się wówczas w parterowym sklepie na Brackiej i były tam tylko „towary łokciowe”.
Warszawa
Okładka jesienno-zimowego katalogu Braci Jabłkowskich z wizerunkiem kamienicy przy Brackiej 23, gdzie mieściła się firma w latach 1900–14.
Ze zbiorów Domu Towarowego Bracia Jabłkowscy / Ośrodka KARTAPRZEDWOJNIE
1901–1913
Ulica Bracka, początek XX wieku.
Ze zbiorów Biblioteki Narodowej
W początkach XX wieku, naznaczonych narastającą rosyjską opresją, Warszawa staje się przestrzenią mocniejszej polskiej aktywności ekonomicznej. W okresie wydarzeń rewolucyjnych 1905 roku koniunktura słabnie, lecz – mimo upadku politycznych złudzeń – nie mija. Z biegiem przedwojennej dekady firma Bracia Jabłkowscy zaczyna być przykładem gospodarczego sukcesu; podejmuje się budowy pierwszego w mieście nowoczesnego domu towarowego.
Bolesław Prus w Kronikach tygodniowych w „Kurierze Codziennym”
Zarówno dzisiejszy chłop, jak i większy właściciel ziemski już niedobrze zdają sobie sprawę z niedawnych stosunków pańszczyźnianych. Praca rozwinęła się tak, że przemysł i górnictwo wytwarzają prawie tyleż wartości, co uprawa zbóż i hodowla roślin. Niechęci międzyklasowe i wyznaniowe gasną. Szlachta straciła wiarę w swoje wyjątkowe posłannictwo na ziemi, mieszczanie są dumni ze swych czynów, chłopi i rzemieślnicy ani myślą wstydzić się swoich na pozór skromnych, w gruncie rzeczy niezwykle ważnych, stanowisk. Kobiety nie tylko wzięły się do samodzielnych prac w rzemiosłach i handlu, ale także do zawodów wyższych.
Warszawa, 1 stycznia 1901
Nasz romantyzm przemysłowy objawia się tym, że przemysł wcale nie troszczy się o miejscowe materiały i miejscowego konsumenta, lecz o to, jakie towary dałoby się wyrabiać z jak najbardziej zagranicznych materiałów dla najbardziej zagranicznych cudzoziemców. Handel dotychczas był o tyle realistą, że kupował, co było można, i sprzedawał, gdzie było można, przede wszystkim na olbrzymich targach rosyjskich... Gdy jednak dziś targi owe skutkiem rozwoju tamtejszego przemysłu zaczynają się kurczyć, nasz handel wyszukuje „nowych dróg” zbytu w... Rumunii.
Hala Mirowska, 1905–15.
Repr. Piotr Mecik / Forum
Jedni zakładają tam ajenturę, drudzy wielki skład, trzeci mały sklepik towarów warszawskich, czwarci chcą drukować cenniki w języku rumuńskim. I już widzimy nawet obiecujące początki tego handlu, w których udało się nam sprzedać trochę skór, trochę mydła i perfum, i kilka sztuk naczyń fajansowych. Do Rumunii! Do Rumunii! Bo u nas nie ma dla kogo robić i komu sprzedawać. Szlachta biedna, miasta biedne, słowem – nie ma nabywców, nie ma pieniędzy...
Jednocześnie zaś czytamy, że – to jakiś chłop założył w banku 26.000 rubli, to inny chłop kupił na wesele wina za kilkadziesiąt rubli, to trzeci chłop nabył pierścionek zaręczynowy za 58 rubli... Nabywcy więc są, tylko my o nich nie dbamy. Zajmą się nimi Niemcy, a my – do Rumunii!
Warszawa, 23 stycznia 1901
Polskim – przemysł i handel staje się o tyle, o ile obce niegdyś żywioły solidaryzują się z naszą narodowością. Inteligentny zaś Polak nierównie wyżej ceni sobie tytuł: poety, muzyka, malarza aniżeli przemysłowca albo kupca. Nawet dzieci są wychowywane przeważnie w tym kierunku i nie dziw: nie przedsiębiorczość jest u nas zaszczytna, lecz artyzm!
Albo w dalszym ciągu będziemy posyłali naszych robotników do Niemiec, a stamtąd sprowadzali coraz droższe towary, albo powstaną u nas nowe gałęzie przemysłu, ale znowu stworzone przez Niemców i Żydów. My zaś pozostaniemy z satysfakcją, że od czasu do czasu napisze się artykuł biadający nad „zalewaniem naszego kraju przez obcych wyzyskiwaczy i fuszerów”. Niestety, najbardziej łzawe i piorunujące artykuły nie zastąpią inicjatywy i pracy ani nie ocalą nas od klęsk ekonomicznych.
Nie wiem, w jaki sposób naród nasz rozwiąże zagadkę dwudziestego stulecia. Widzę, że ona już stanęła przed nami, lecz – że nasz oświecony ogół nie tylko nie przygotował się do niej, ale nawet zajmuje się zupełnie czym innym.
Warszawa, 24 marca 1901
Z Romansu ekonomicznego
Asortyment towarowy stale był rozszerzany. Przyjmowano zamówienia na konfekcję miarową według ustalonego sposobu pobierania miary. Te lata są okresem bardzo dynamicznego wzrostu przedsiębiorstwa. Warszawa wówczas rozbudowywała się intensywnie, głównie w kierunku południowym, a w Śródmieściu zabudowywano puste place. Na miejscu parterowych i jednopiętrowych domków powstawały trzy-, cztero- i pięciopiętrowe kamienice, zwłaszcza przy ulicy Marszałkowskiej i jej licznych przecznicach. W nowych domach wnętrza były już nowoczesne, wyposażone w łazienki, gaz, elektryczność. Królestwo Polskie w tym czasie znajdowało się w fazie dość szybkiego rozwoju gospodarczego, wyrównując dystans dzielący je od krajów zachodnich.
Henryk Sienkiewicz w wydanym anonimowo Liście otwartym Polaka do ministra rosyjskiego
Państwo karze takie czynności, które cywilizacja zachodnia (wyłączając Prusy) uważa za zasługę i spełnienie moralnych obowiązków względem bliźnich. Wobec stałej kradzieży funduszów drogowych, której nie dorównywa nawet kradzież szpitalnych, kraj nie ma dróg, mostów, kolei żelaznych, kanałów, uspławnionych rzek, przez co cierpi handel, przemysł i rolnictwo. Podczas gdy na zachodzie rządy przychodzą z pomocą wszelkim prywatnym usiłowaniom podniesienia dobrobytu, u nas usiłowania takie częstokroć rozbijają się zupełnie o niezwalczone trudności, płynące zarazem i z centralizacji, i ze złej woli niższej biurokracji, i z jej nieuleczalnej podejrzliwości. Podejrzliwość ta stanowi jedną z głównych cech tutejszych rządów rosyjskich. Ma ona swój wyraz w cenzurze . Wietrzy się we wszystkim niebezpieczeństwo dla państwa. W znacznej części czyni się to dla uzyskania wziątków – ale również z nienawiści do społecznego rozwoju, z rutyny, z ciasnoty umysłowej i z takiego rozumienia rzeczy, że obowiązkiem i tytułem do nagrody dla każdego rosyjskiego urzędnika jest czegoś dochodzić, coś śledzić, coś wykrywać.
Dzieje się to do tego stopnia, iż nawet tacy ludzie, którzy ze względów zarówno ekonomicznych, jak politycznych, chcieliby szczerze pozostać w związku z państwem rosyjskim, dochodzą do głębokiego przekonania, że biurokracja ma na oku nie cele państwowo-rosyjskie, ale własne, poprzednim wręcz przeciwne.
Warszawa, październik 1904
Szymon Askenazy (historyk) w wydanych anonimowo Uwagach z powodu „Listu Polaka do ministra rosyjskiego”
Dajemy temu państwu ponad możność naszą. Jego potęga w niemałej części stoi naszą krwią i mieniem. 10 procent ogólnego składu armii rosyjskiej, więc około 100 tysięcy ludzi na stopie pokojowej, około 300 tysięcy na wojennej, stanowią katolicy, to jest Polacy. Podobnie poważny udział mamy w zasileniu skarbu państwa rosyjskiego. Dochody państwowe z Królestwa Polskiego wynoszą dziś corocznie około 150 milionów rubli. Około 1/3 idzie na utrzymanie dozorujących nas w kraju naszym wojsk rosyjskich; drugie tyle na utrzymanie administracji rosyjskiej, trzymającej nas w więzach; niedostrzegalnie drobny ułamek idzie na produkcyjne potrzeby społeczne, upominające się na próżno o poważne nakłady; reszta, niewiele mniej jak 1/3, wpływa czystą nadwyżką do skarbu państwowego.
Siedzimy tym sposobem w domu naszym własnym wywłaszczeni przymusowo, niby komornicy na wysokim, dowolnie z nas ściąganym komornym, zgoła na łasce gospodarza, który do samego ogniska narodowej rodziny naszej, do najnietykalniejszych, najświętszych spraw naszych się wdziera, a nawet o porządne utrzymanie zabranego domu nie dba, dochody z niego na postronne cele obraca, zaniedbuje najniezbędniejszych instalacji, napraw, przebudowy, oświetlenia, nie troszczy się o to, że w tym domu wszędzie się wali, przecieka, że w nim coraz duszniej i coraz ciemniej.
Lwów, 1905
Bolesław Chomicz (urzędnik carski)
Rok 1905, rok ruchów wolnościowych w całym imperium carskim, poruszył do żywego umysły również polskich działaczy-patriotów w Kongresówce w kierunku rozluźnienia więzów politycznych z caratem, a strajki w przemyśle, zwłaszcza w Łodzi, oraz dążność do uzyskania szkolnictwa polskiego i wprowadzenia języka polskiego do administracji przybrały charakter ruchów masowych.
Opatów
Maria z Łubieńskich Górska (ziemianka)
Z Królestwa wciąż niepokojące dochodzą wiadomości. Ciągłe strajki na kolejach i w fabrykach. Kraj rujnują, a co gorsza dowodzą, że nie umiemy postawić programu i trzymać się go. Wrzenie trwa ciągle i rozszerza się. Przystają chwilowo robotnicy na warunki właścicieli, a po kilku dniach znowu stawiają niemożliwe do otrzymania. Powszechne jest zdanie, że ruch ten nie jest narodowy, tylko socjalny.
Wola Pękoszewska, 20 maja 1905
Tutaj codziennie wypadki tak bliskie, tak smutne, przerażają gwałtownością, anarchią, bezmyślnością. Bo czego chcą, do czego dążą te zaburzenia? Nie można nawet zdefiniować, czy to ruch narodowy, czy socjalistyczny, w każdym razie zabijający krajowy przemysł, zły, zbrodniczy nawet. Ciągłe bomby dowodzą, jak bardzo odstąpiliśmy od poczciwych naszych tradycji i dawnych zasad. Księża w Warszawie mówią, że za każde odezwanie się przeciw anarchii grożą i im bombami.
Mój Boże, jak głęboko sięgnął jad, który w młodzież i lud zaszczepiło wychowanie moskiewskie, jak potrafili nas zepsuć! Sprawiedliwość kupowało się pieniędzmi, kary za złe nie było żadnej, stąd przekonanie, że każdemu wszystko wolno, że nadużycia powstrzymać może i powinien lud – i przyszło do nadużyć, rabunków, krzywd, które my Polacy Polakom wyrządzamy.
Policja i wojsko patrzą za rozboje z założonymi rękami, ciesząc się zapewne z dzikich instynktów tłumów. A skąd przyjść może ratunek? Nie z tej rozpadającej się Rosji, która ani człowieka, ani patriotyzmu, ani odwagi nie ma.
Wola Pękoszewska, 3 czerwca 1905
Z Romansu ekonomicznego
Przejściowe zahamowanie miało miejsce w latach 1904–07 w związku z ruchami rewolucyjnymi, ale ograniczyło się głównie do tego okresu. Zresztą firma nie była wtedy dużym przedsiębiorstwem, a takie łatwiej dopasowują się do trudniejszych sytuacji.
Listopad 1905, strajk roznosicieli „Kuriera Warszawskiego”.
Fot. Zakład Fotograficzny Kostka i Mulert / Biblioteka Narodowa¹ W wyniku konfliktu ze spadkobiercami wspólnika Romana Radolińskiego, 14 marca 1877 Sąd Okręgowy w Kaliszu ogłosił upadłość Kaliskiego Domu Handlowo-Komisowego, a Józef Jabłkowski trafił na dwa lata do więzienia za rzekome działanie na szkodę spółki. Potem wraz z żoną i dziećmi przeniósł się do Warszawy. Sąd Handlowy w Warszawie oczyścił go z zarzutów w 1894 roku.
² Romans ekonomiczny (pierwsze wydanie w 1980 roku) to wspomnienia Feliksa Jabłkowskiego (1899–1984) z lat 1931–50, gdy był dyrektorem DTBJ, a także opis powstania i wcześniejszego rozwoju Firmy, których nie był on świadkiem. Jego znajomość dziejów DTBJ, pamięć rodzinna, z której korzystał, a także dostęp do materiałów firmowych – sprawiają jednak, że Romans w jego początkowej części traktujemy jako źródłowe opracowanie, a w dalszej – jako pierwszoplanowe źródło historyczne.
³ Towarzystwo warszawskie. Listy do Przyjaciółki publikowano anonimowo w krakowskim „Czasie” w odcinkach od października 1885. W latach 1886–87 ukazała się dwutomowa edycja książkowa felietonów. Ich autorstwo przypisywano pisarzowi Antoniemu Zaleskiemu (1858–1895) oraz politykowi konserwatywnemu i publicyście Konstantemu Górskiemu (1827–1901). Według badaczki Barbary Babraj (z Uniwersytetu Jagiellońskiego) autorem felietonów był Henryk Sienkiewicz (1846–1916).