Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Francillon: sztuka w trzech aktach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Francillon: sztuka w trzech aktach - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 233 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

sztu­ka w trzech ak­tach przez

Alek­san­dra Du­mas'a (syna)

prze­kład

Zyg­mun­ta Sar­nec­kie­go

War­sza­wa.

Dru­kiem No­skow­skie­go,
11. Uli­ca Ma­zo­wiec­ka 11

1887.

AKT I

Duży sa­lon bar­dzo wy­twor­nie urzą­dzo­ny. Wiel­ka fra­mu­ga z ko-
tarą pod­nie­sio­na, za któ­rą w głę­bi cie­plar­nia oszklo­na; do­cho­dzi
się do niej rów­nie od sce­ny, jak przez ku­li­sy. Drzwi bocz­ne z je-
dnej stro­ny pro­wa­dzą­ce do apar­ta­men­tów Fran­cisz­ki, z dru­giej
do po­ko­jów Lu­cy­ana. Wszyst­kie drzwi po­otwie­ra­ne. Wie­czór.
Świe­ce i lam­py za­pa­lo­ne. Nad jed­nym z me­bli te­le­fon w mu­rze.

For­te­pian.

SCE­NA I.

Fran­cisz­ka. Te­re­sa. Eli­za.

(Fran­cisz­ka sie­dzi. Te­re­sa cho­dzi po po­ko­ju roz­ma­wia­jąc. Fran-
cisz­ka dzwo­ni).

Te­re­sa.

Cóż więc moja dro­ga?

Fran­cisz­ka.

Za­cze­kaj (Do pan­ny słu­żą­cej, któ­ra we­szła). Pro­szę przy-
go­to­wać do her­ba­ty i po­wie­dzieć pan­nie An­nie, że je­śli chce
zejść może. Gdzie jest te­raz pa­nien­ka?

Eli­za.

Bawi się z pa­nem wi­ceh­ra­bią (wy­cho­dzi).

Te­re­sa.

Z ja­kim wi­ceh­ra­bią?

Fran­cisz­ka.

Z moim sy­nem.

Te­re­sa.

Już wi­ceh­ra­bią!… w je­de­na­stym mie­sią­cu?

Fran­cisz­ka.

Odłą­czy­łam go…, a służ­ba ty­tu­ło­wać lubi. Prze­cież mąż
twój jest tak­że ba­ro­nem!

Te­re­sa.

Ale nie był nim jesz­cze w tym wie­ku. Znacz­nie póź­niej za-
czął uży­wać ty­tu­łu.

Fran­cisz­ka.

No!… mów mi da­lej mo­ra­ły; przy­zwy­cza­iłam się do tego.
Na­słu­cha­łam się ich od cie­bie na pen­syi! Co praw­da na­le­ża­łam
wów­czas do młod­szych a ty do star­szych.

Te­re­sa.

Ko­rzy­stam za­tem z praw mo­je­go wie­ku, aby ci po­wie­dzieć,
ze znaj­du­jesz się na fał­szy­wej dro­dze.

Fran­cisz­ka.

Bo?

Te­re­sa.

Bo je­steś zbyt swo­bod­ną i zbyt po­ufa­łą z tymi pa­na­mi.

Fran­cisz­ka.

Ależ to przy­ja­cie­le mego męża, to­wa­rzy­sze lat dzie­cin­nych,
pra­wie krew­ni. Sta­ni­sław jest moim da­le­kim po­wi­no­wa­tym.

Te­re­sa.

Co­kol­wiek­bądź, są męż­czy­zna­mi.

Fran­cisz­ka.

Czy je­steś tego pew­ną? i

Te­re­sa.

Pro­szę cię, bądź­że po­waż­niej­szą!

Fran­cisz­ka.

Na co? Co wła­ści­wie jest po­waż­ne­go na tym świe­cie, na
któ­ry przy­cho­dzi­my, nie pro­sząc o ży­cie, a opusz­cza­my go nie
z wła­snej woli!? My ko­bie­ty, za­le­d­wie przez lat pięt­na­ście mam
pra­wo do pew­nych roz­ry­wek i do pew­ne­go zna­cze­nia, a ty nie
chcesz, aby­śmy z nich ko­rzy­sta­ły? Aż do wyj­ścia za mąż nie
wol­no nam na nic pa­trzeć; po dru­giem dziec­ku nikt na nas nie pa­trzy. Wol­no nam nu­dzić się do lat dwu­dzie­stu, a tra­pić po
czter­dzie­stu. Mam lat dwa­dzie­ścia dwa….

Te­re­sa.

I tyl­ko jed­no dziec­ko?

Fran­cisz­ka.

Ileż­byś chcia­ła, abym mia­ła?… Wy­szłam za mąż za­le­d­wie
temu rok, dzie­sięć mie­się­cy i dni siedm. W tym prze­cią­gu cza­su
nie mo­głam ich mieć, jak ty, pię­cio­ro.

Te­re­sa.

Z któ­rych dwo­je bliź­niąt.

Fran­cisz­ka.

Okrop­ność! I wy­kar­mi­łaś je wszyst­kie?

Te­re­sa.

Wszyst­kie.

Fran­cisz­ka.

Na­wet bliź­nię­ta?

– Te­re­sa.

Na­wet bliź­nię­ta.

Fran­cisz­ka.

Boże mi­ło­sier­ny!… Cóż twój mąż ro­bił wte­dy?

Te­re­sa.

Zaj­mo­wał się in­te­re­sa­mi; do­ra­biał się dla nich ma­jąt­ku.

Fran­cisz­ka.

Tak. Twój przy­najm­niej pra­cu­je. A nie by­łaś za­zdro­sną?

Te­re­sa.

Nie mia­łam cza­su na za­zdrość.

Fran­cisz­ka.

Nie ko­chasz go za­tem?

Te­re­sa.

Kogo?

Fran­cisz­ka.

Twe­go męża, ba­ro­na Smi­tha, Al­fre­da?

Te­re­sa.

Ko­cham… ale w wła­ści­wym cza­sie.

Fran­cisz­ka.

Ja, ko­cham mo­je­go za­wsze.

Te­re­sa.

To tez nie mo­żesz so­bie z nim dać rady. Mąż nie jest ko-
chan­kiem.

Fran­cisz­ka.

Dla mnie mąż i ko­cha­nek to jed­no.

Te­re­sa.

Zgo­da… na po­czą­tek; ale zo­staw­szy mat­ką, je­śli nie je­steś
przedew­szyst­kiem mat­ką, bę­dziesz zgu­bio­ną. Bądź dla Lu­cy­ana
iaką, jaką ja je­stem dla Al­fre­da. Al­fred mówi, że mnie ko­cha
i czy­ni wszyst­ko co po­trze­ba, żeby mi tego do­wieść. Mam ślicz­ne,
zdro­we dzie­ci, któ­re ubó­stwia; dla każ­de­go z nich uzbie­rał po
mi­lio­nie. Cze­go wię­cej chcesz, że­bym od nie­go żą­da­ła?… Po­wia-
da, ie wy­cho­dzi do biu­ra, do klu­bu, albo, że idzie od­wie­dzić swo-
ich przy­ja­cioł, ja mu wie­rze. Męż­czyź­ni mają swój spo­sób ba-
wie­nia się, na któ­ry zgo­dzić się mu­si­my. Im się zda­je, że mają
na­mięt­no­ści, któ­re zo­wią po­trze­ba­mi. To są tyl­ko przy­zwy­cza­je-
nia, nic wię­cej. Za­nad­to się wa­ha­ją przed za­war­ciem związ­ków
mał­żeń­skich, aże­by­śmy nie mia­ły ich oszczę­dzać, kie­dy się na-
resz­cie oże­nią. Nie py­tam nig­dy mego męża gdzie był. Opo­wia-
da, co mu się żyw­nie po­do­ba, ja zaś je­stem prze­ko­na­ną, a ra­czej
uda­ję prze­ko­na­nie, że mnie nie zdra­dza. Męż­czyź­ni, moja dro­ga,
po­dob­ni są do la­taw­ców; im bar­dziej się im sznur­ka po­pu­ści, tem
pew­niej się ich utrzy­ma. Kie­dy Al­fred przy­pad­kiem jest w złym
hu­mo­rze – a przy­tra­fia mu się to bar­dzo rzad­ko–po­wia­dam do
nie­go: „Nu­dzisz się w domu, idź na ob­jad z przy­ja­ciół­mi, idź do
pań, po­umi­zgać się tro­chę… to cię ro­ze­rwie…. Ja po­zo­sta­nę
z dzieć­mi". Wów­czas ca­łu­je mnie i wy­cho­dzi; zły hu­mor wy­wrze
na dru­gich, na­ple­cie ty­sią­ce nie­do­rzecz­no­ści, ja­kie męż­czyź­ni lu-
bią pa­plać wie­czo­rem… i wra­ca do mnie o pierw­szej lub o dru-
giej zra­na, świe­ży, od­mło­dzo­ny….

Fran­cisz­ka.

Jak­że wiesz, że po­wró­cił?

Te­re­sa

Bo mnie bu­dzi.

Fran­cisz­ka.

A! tak?… Mój idzie na ob­jad z przy­ja­ciół­mi i praw­do­po-
do­bnie z temi pa­nia­mi, ale nic mi o tem nie mówi; ja zaś go
do nich nie wy­sy­łam. Po­wra­ca tak­że o dru­giej, o trze­ciej… na-
wet o czwar­tej… tyl­ko mnie nie bu­dzi.

Te­re­sa.

Sko­rzy­staj z tego, aby się wzmoc­nić i utyć tro­chę. Do­brze
jest być nie­co pulch­niej­szą. Bądź co bądź, to bez­piecz­niej.

Fran­cisz­ka.

Two­ja zim­na krew mnie draż­ni. Ukła­dasz ży­cie po­dług ta-
blicz­ki mno­że­nia; dwa razy dwa czte­ry….

Te­re­sa.

Tem le­piej.

Fran­cisz­ka.

Ja gry­zę się, drę­czę….

Te­re­sa.

Spo­strze­głam to dziś wła­śnie. We­so­łość two­ja była zbyt
ner­wo­wą, aby mo­gła być szcze­rą. Dla tego też pra­gnę­łam za-
szcze­pić ci choć co­kol­wiek zdro­we­go roz­sąd­ku.

Fran­cisz­ka.

Lu­cy­an mię zdra­dza… je­stem tego pew­ną.

Te­re­sa.

Opo­wiedz mi wszyst­ko… może znaj­dzie­my na to radę?

Fran­cisz­ka.

Przed ty­go­dniem, po odłą­cze­niu Ga­sto­na, po­szłam do Lu-
cy­ana, aby go o tem uwia­do­mić….

Te­re­sa.

I cóż?

Fran­cisz­ka.

Po­ca­ło­wał mnie w czo­ło i rzekł: „Tem le­piej, moja dro­ga,
te­raz bę­dziesz mo­gła się wy­sy­piać", i po­je­chał z oj­cem na polo-
wa­nie. Po­wró­ci­li zaś do­pie­ro dziś rano.

Te­re­sa.

Cóż w tem złe­go?

Fran­cisz­ka.

Jak­to, co złe­go?… Je­stem pew­ną, że coś się w tem ukry­wa.
Wi­dzia­łaś go przy ob­je­dzie… był na­dą­sa­ny… nic nie mó­wił.

Te­re­sa.

Moie po­lo­wa­nie się nie uda­ło… to wy­star­cza, żeby tych pa-
nów roz­draż­nić. Czy wi­dzia­łaś się z jego oj­cem?

Fran­cisz­ka.

Przy­szedł mi po­wie­dzieć dzień do­bry; wy­glą­dał pro­mie­me­ją-
co. O! w tym tak­że, żółć się nig­dy nie po­ru­szy!

Te­re­sa.

Dla cze­go chcesz ko­niecz­nie, aby wszy­scy się iry­to­wa­li?

Fran­cisz­ka.

Je­śli to co przy­pusz­czam, jest praw­dą, za­pła­ci mi on za to!

Te­re­sa.

Co uczy­nisz?

Fran­cisz­ka.

Nie wie­ia jesz­cze. Usłu­cham chwi­lo­we­go na­tchnie­nia.

Te­re­sa.

Fra­niu! strzeż się. „ głów­ka two­ja sza­lo­na!

Fran­cisz­ka.

O! nie oba­wiaj się. Nie to bę­dzie, co my­ślisz. Je­stem po-
zor­nie sza­lo­ną, ale tyl­ko po­zor­nie. Nie na­le­żę do ko­biet, wy­obra-
ża­ją­cych so­bie, że w ob­ję­ciach in­ne­go męż­czy­zny, zdo­ła­ją zapo-
mnieć o czło­wie­ku, któ­re­go ko­cha­ją, a któ­ry je zdra­dza. Gdy­by
tak było, nie moż­na­by się za­trzy­mać… bo prze­cież nie po­dob­na
się łu­dzić na­dzie­ją, aby dru­gi wart był wię­cej od pierw­sze­go,
a nie­unik­nio­ny trze­ci od dru­gie­go. Albo ko­cha­my męża i wte­dy
ten, co mnie­ma, że go po­tra­fi za­stą­pić, przed­sta­wia się nam, ja-
ko ist­ny nie­do­łę­ga, albo już nie ko­cha­my wca­le, a wów­czas? oso-
by do cie­bie i do mnie po­dob­ne, któ­re jak ty i ja wy­szły za mąż
z wła­snej woli, tyl­ko dla tego, że nasz na­rze­czo­ny po­do­bał się
nam wię­cej od in­nych męż­czyzn, prze­ko­naw­szy się, że nie są

"wsta­nie na­tchnąć go go­ręt­szem uczu­ciem, ani je wskrze­sić w wła-
snem ser­cu, pew­no nie ze­chcą po­peł­nić sza­leń­stwa lub roz­pu­sty;
pew­no nie na­ra­żą się na nową pró­bę z pierw­szym lep­szym jego-
mo­ścia, któ­ry skry­cie, bez sza­cun­ku, po­świę­ce­nia i mi­ło­ści, jako
za­do­sy­ću­czy­nie­nie, da nam moż­ność okry­cia się hań­bą w nu­me­rze
ho­te­lo­wym lub w ga­bi­ne­cie re­stau­ra­cyj­nym.

Te­re­sa.

Fran­cisz­ko!

Fran­cisz­ka.

A! może wy­ła­jesz mnie te­raz za to, że je­stem po­waż­ną, tak
jak gde­ra­łaś przed chwi­lą, że by­łam we­so­łą!…,. Je­stem obu­rzo­ną!
obu­rzo­ną! Je­śli Lu­cy­an mnie zdra­dza, ze­msz­czę się, to rzecz pe-
wna… ale nie tak jak inne!–„Tem le­piej, moja dro­ga, bę­dziesz
te­raz mo­gła się wy­sy­piać!…" Zo­ba­szysz, jak ja się wy­śpię! Mu­szę
do­wie­dzieć się praw­dy. Je­śli to ta, o któ­rej my­ślę, rę­czę ci, że
wiem, co zro­bię (Anna wcho­dzi z pra­wej), a po­dzia­łu nie znio­sę.
Nic lub wszyst­ko! (Anna przy­rzą­dza her­ba­tę).

Te­re­sa.

Ostroż­nie! Anu­sia!

Fran­cisz­ka.

Nie może nas sły­szeć… a zresz­tą nie zro­zu­mia­ła­by pew­no.
(Wcho­dzi Lu­cy­an, Sta­ni­sław i Hen­ryk, roz­ma­wia­ją t Po­dob­na
do cie­bie, sen­ty­men­tal­na jak kura.

Te­re­sa.

Tem le­piej dla niej.

SCE­NA II

Cii sami. Anu­sia, Lu­cy­an, Sta­ni­sław, Hen­ryk.

(Fran­cisz­ka idzie do for­te­pia­nu, sia­da i za­czy­na grać Wa­gne­ra).

Anu­sia(do Te­re­sy, z fi­li­żan­ką her­ba­ty).
Czy moge pani słu­żyć fi­li­żan­ką her­ba­ty?

Te­re­sa.

Dzię­ku­ję ci moje dziec­ko.

Ze śmie­tan­ką czy z ko­nia­kiem?

Te­re­sa,

Ze śmie­tan­ką.

Anu­sia (po­da­je her­ba­tę Sta­ni­sła­wo­wi).
A panu… czy moge po­dać?

Sta­ni­sław.

Pro­szę bar­dzo.

Anu­sia.

Ze śmie­tan­ką czy z ko­nia­kiem?

Sta­ni­sław.

Z ko­nia­kiem, je­śli ła­ska.

Anu­sia.

Ile ka­wał­ków cu­kru?

Sta­ni­sław.

To za­le­ży; dwa… je­śli pani wło­ży szczyp­czy­ka­mi; ile się jej
po­do­ba, je­śli ra­czysz wło­żyć swe­mi ślicz­ne­mi pa­lusz­ka­mi.

Anu­sia.

Trud­no być bar­dziej uprzej­mym (wkła­da szczyp­czy­ka­mi).

Sta­ni­sław.

Je­steś pani okrut­ną.

Anu­sia (do Hen­ry­ka).
A pan… pa­nie de Sy­meux?

Hen­ryk.

Ja, pro­szę o prze­pis sa­ła­ty, któ­rą je­dli­śmy dziś na ob­je­dzie.
Zda­je się, że to pani ją przy­rzą­dza­łaś?

Anu­sia.

Sa­ła­tę ja­poń­ską?

Hen­ryk

Tak się na­zy­wa?…

Anu­sia,

To ja ją tak na­zy­wam.

Hen­ryk.

Dla cze­go?

Anu­sia.

Dla od­róż­nie­nia od in­nych. Zresz­tą obec­nie wszyst­ko w mo­dzie, co ja­poń­skie.

Hen­ryk.

Czy to pani po­mysł?

Anu­sia.

Tak. Lu­bię zaj­mo­wać się kuch­nią.

Hen­ryk.

Czy się pani uczy­ła sztu­ki ku­char­skiej?

Anu­sia.

Cho­dzi­łam na kur­są dla pa­nien. Wy­kła­da­no nam nie­wzru-
szo­ne, pod­sta­wo­we za­sa­dy, po­tem zaś… każ­da z nas two­rzy­ła we-
dług wła­sne­go sma­ku, lub kie­ru­jąc się na­tchnie­niem wy­obraź­ni.
Mie­wa­ły­śmy na­wet kon­kur­sa.

Sta­ni­sław.

Pan­no Anno, racz mi po­wie­dzieć z ła­ski swo­jej, w ja­kim
celu uczy­łaś się go­to­wać; bo przy­pusz­czam, że nie w za­mia­rze
po­świę­ca­nia się tej pro­fe­syi.

Anu­sia.

Uczy­łam się ku­char­stwa, jak uczy­łam się czy­tać, pi­sać, ry-
so­wać, grać na for­te­pia­nie, mó­wić po nie­miec­ku, po an­giel­sku,
śpie­wać po wło­sku, jeź­dzić kon­no, śli­zgać się na łyż­wach, strze-
lać, po­wo­zić, tań­czyć wal­ca na dwa i trzy pas, fi­gur ko­ty­lio­no-
wych… sło­wem, wszyst­kie­go co umiem, w celu zna­le­zie­nia meza.
Nie­praw­daż pa­no­wie, że pan­ny, wszyst­ko co ro­bią, ro­bią tyl­ko
dla tego, aby się wam przy­po­do­bać. Czyż w isto­cie, nie po­win­ny
do­ło­żyć wszel­kich sta­rań, aby stać się o ile moż­na do­sko­na­le­nii
i tym spo­so­bem za­słu­żyć na za­szczyt i szczę­ście, po­łą­cze­nia ca-
łego swo­je­go ist­nie­nia z kil­ku chwi­la­mi wa­sze­go? (do Lu­cy­ana.
A ty mój pa­nie bra­cie, chcesz her­ba­ty?

Lu­cy­an (czy­ta­jąc dzien­nik).
Nie! nie!… dzię­ku­ję!…

Anu­sia.

W ta­kim ra­zie, je­śli pan so­bie ży­czy do­wie­dzieć się, jak się
przy­rzą­dza sa­ła­ta ja­poń­ska, pro­szę usiąść, wziąść pió­ro do ręki,
a ja mu po­dyk­tu­ję prze­pis, przy akom­pa­nia­men­cie wa­gne­row­skiej
mu­zy­ki. Ale pan mnie za­pew­nia, że udzie­lisz go tyl­ko oso­bom
god­nym zro­zu­mieć i oce­nić na­le­ży­cie…

Hen­ryk.

To dla mamy. Niech mi pani wy­ba­czy, że w moim wie­ku
na­zy­wam mat­kę mamą, ale po­nie­waż całe ży­cie spę­dzi­łem z nią
ra­zem, za­cho­wa­łem więc przy­zwy­cza­je­nia dziec­ka.

Anu­sia.

Nie po­trze­bu­ję wy­ba­czać, prze­ciw­nie win­szu­ję. Nie mam już
mat­ki, wiec panu za­zdrosz­czę!

Hen­ryk (do Lu­cy­ana),
Ma wła­ści­wy so­bie spo­sób mó­wie­nia! (gło­śno.) Pan­no Anno,
je­stem na jej usłu­gi.

Anu­sia.

Naj­przód trze­ba ugo­to­wać ziem­nia­ki w bu­lio­nie, po­tem kra-
je się je w ta­lar­ki, jak na zwy­kłą sa­ła­tę. Kie­dy są jesz­cze le-
tnie, po­sy­pu­ją się sola i pie­przem, po­le­wa­ją oli­wą i octem….

Hen­ryk.

Es­tra­go­no­wym?

Anu­sia.

Le­piej win­nym… ale to nie­ma żad­ne­go zna­cze­nia. Za to,
rze­czą waż­ną, jest, wlać pół szklan­ki bia­łe­go wina… je­śli moż­na,
„Cha­te­au-Yqu­em” Na­stęp­nie, dużo: zie­lo­nej pie­trusz­ki, szczy-
pior­ku, ko­per­ku i kmin­ku, po­sie­kać drob­niut­ko… drob­niut­ko… i
wrzu­cić. Rów­no­cze­śnie na­le­ży ugo­to­wać na moc­nym ro­so­le, duże
śli­ma­ki mor­skie albo ostry­gi z se­le­ra­mi, póź­niej do­brze prze­ce-
dzić i wło­żyć do ziem­nia­ków już przy­pra­wio­nych. Lek­ko wy-
mie­szać….

Te­re­sa.

Czy mniej śli­ma­ków niż kar­to­fli?

Anu­sia.

O ćwierć mniej. Trze­ba, żeby je było czuć, tak jed­na­kie,
aby ich smak nie prze­wa­żał i nie na­rzu­cał się zby­tecz­nie swe­mi
ce­cha­mi cha­rak­te­ry­stycz­nem!…

Sta­ni­sław.

Wy­bor­nie po­wie­dzia­ne!

Anu­sia.

Dzię­ku­ję panu. Kie­dy już sa­ła­ta go­to­wa, na­le­ży ją wy-
mie­szać.

Hen­ryk.

Lek­ko?

Anu­sia.

Po­czem po­kry­jesz ją pan całą po­kra­ja­ne­mi tru­fla­mi, co
two­rzy ro­dzaj dok­tor­skie­go bi­re­tu.

Hen­ryk.

Tru­fle mu­szą być ugo­to­wa­ne w wi­nie szam­pań­skiem?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: