- W empik go
Frigiel i Fluffy. Bitwa na równinach Meraim - ebook
Frigiel i Fluffy. Bitwa na równinach Meraim - ebook
Frigiel i Abel zdobywają drugą skrzynię Kresu w Lesie Varogg. Po powrocie dowiadują się, że Deryn Swale wykorzystał ich nieobecność, aby zaatakować miasto Sarmatek. Abel pragnie udać się do Heikan, żeby przemówić ojcu do rozumu, jednak nagli czas – na Kwiecistych Równinach Meraim armia magów przygotowuje się do starcia z dziesięciokrotnie liczniejszym wojskiem Lludda Lawa. W tym samym czasie Alice poznaje Toma Rachu-Ciachu, przywódcę złodziei z Ulan Warki. Mężczyzna proponuje dziewczynie, że pomoże jej uwolnić Chiron z lochów westchnień.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8151-490-3 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Frigiel – wnuk Ernalda, ma piętnaście lat. Nigdy nie poznał swoich rodziców i nie wie, co się z nimi stało.
Fluffy – pies Frigiela.
Ernald – dziadek Frigiela, ma sześćdziesiąt pięć lat. Człowiek o zagadkowej przeszłości, który zdecydowanie za często wyjeżdża z wioski.
Sara – żona Ernalda i babcia Frigiela.
Enora – córka Ernalda i Sary, matka Frigiela.
Ian – ojciec Frigiela.
Abel Swale – syn Deryna Swale’a, Śmiałka z Heikan, pułkownika i bohatera armii Lludda Lawa. Ma osiemnaście lat.
Deryn Swale – ojciec Abla, ma czterdzieści sześć lat.
Alice Pembroke – złodziejka gildii złodziei z Puaby, ma szesnaście lat.
Abigail Pembroke – matka Alice, ma czterdzieści osiem lat.
Gildas Pembroke – ojciec Alice, ma pięćdziesiąt lat.
Lludd Law – legendarny wojownik, który został królem świata.
Askar Raug – potężny mag i brat bliźniak Lludda Lawa.
Valdis – legendarna królowa, która sprawowała rządy przed Lluddem Lawem.
Oriel – odkrywczyni magii oraz nauczycielka Valdis.
Ishtar – Enlil (pani) magów Jakaru, miasta magów.
Eyvindara, Halla, Olvir i Sargon – czworo magów, Sukkalów (nauczycieli) wchodzących w skład Rady Sześciorga.
Thales – wojowniczka i przywódczyni Sarmatów.
Hima – sarmacka wojowniczka.
Nelv – sarmacka szpiegini.
Szklani Golemowie – tajna organizacja pozostająca na usługach magów, działa na królewskim dworze.
Chiron – tajemnicza osoba o arystokratycznym pochodzeniu, przebywająca na dworze, przywódca Szklanych Golemów.
Stekx – goblin uratowany z Suratanu.
Mauleon – złodziej należący do gildii złodziei z Ulan Warki.
Tom Rachu-Ciachu – przywódca gildii złodziei z Ulan Warki.
Magnus – arcykapłan świątyni Wielkich Budowniczych.W POPRZEDNIM TOMIE
Zrozpaczony Frigiel usiłuje wydostać się z Suratanu. Skupia wszystkie swoje siły i ponownie daje się zaskoczyć rozbłyskowi światła, którego istoty nie jest w stanie pojąć. Na szczęście Alice ukradła Hugginowi klucze do celi i uwalnia przyjaciół. Frigiel odnajduje Ernalda, który okazuje się niezwykle osłabiony. Mężczyzna wyznaje chłopcu, że stoi na czele frakcji buntowników potajemnie działających przeciwko Lluddowi Lawowi. Dziadek Frigiela oswobadza z niewoli Sarmatki – rudowłose wojowniczki o mlecznobiałej skórze – oraz Stekxa, wyjątkowo bezczelnego goblina.
Grupa ucieka z więzienia i znajduje schronienie w Delcie Kałamarnic, gdzie mieści się Ayanna, pływające miasto Sarmatów. Ernald opowiada tam Frigielowi, jak doszło do tego, że jego babka Sara zginęła w Kresie i została zmieniona w zombie przez Askara. Dziadek wyjawia przy tym, że ojciec chłopca został zamordowany przez Gwardzistów Światła, a Enora, jego matka, opuściła Lanniel po narodzinach syna. Następnie staruszek wysyła Frigiela, Abla oraz Alice do Lasu Varogg, żeby odnaleźli drugą skrzynię Kresu. Niestety złodziejka znika z miasta.
Alice wsiada na statek zmierzający do królewskiego miasta – Ulan Warka – żywi bowiem nadzieję, że odszuka Chirona, tajemniczą osobę, która odstąpiła od króla, by wspierać magów. Dziewczyna wpada na ulańskiego złodziejaszka Mauleona, ten zaś proponuje Alice pomoc oraz przedstawienie Tomowi Rachu-Ciachu, przywódcy miejskiej gildii złodziei.
Tymczasem Frigiel wraz z Ablem zapuszczają się w głąb magicznego i zadziwiającego wymiaru Varogg, mając za przewodnika Stekxa, który dba wyłącznie o siebie. Chłopcy muszą się zmierzyć ze straszliwym potworem, liczem, gdyż to on strzeże skrzyni Kresu. Odkrywają przy tym, że potworem jest Valdis, dawna królowa, która przeniosła swoje życie do wisiora po to, by zachować nieśmiertelność. Magia jednak odjęła Valdis rozum. Aby pokonać władczynię, Frigiel wykorzystuje swoją drugą magiczną dyscyplinę – magię światła. Tym samym udaje mu się ją wreszcie opanować.ROZDZIAŁ 1
Tuż po zachodzie słońca zerwał się wiatr i dął, rozbijając się o skaliste brzegi Ulan Warki. Wiało tak mocno, że wzburzone fale przewalały się od czasu do czasu ponad murami obronnymi zakazanego miasta, rozbryzgując białą i słoną pianę o ściany królewskiego pałacu, a także o przylegające doń budynki, gdzie mieszkali królewscy arystokraci.
W samym centrum Warki, na przepastnym kwadratowym placu okalającym siedzibę Lludda Lawa, znajdowała się obsydianowa płyta. Otaczała ją szeroka na cztery bloki fosa wypełniona lawą. Na ciemnym kamieniu płyty siedziało czterech strażników. Owinięci w grube wełniane płaszcze trzymali straż, mimo że chłostały ich lodowate rozbryzgi wody. Jeden z nich – młody, rudowłosy mężczyzna o niebieskich oczach – pochylił się w pewnej chwili ku swojemu czarnoskóremu sąsiadowi, który miał tylko jedno oko. Rudzielec wyrzucił z siebie zdanie, które od razu zagłuszył wiatr. Musiał krzyczeć na całe gardło, by towarzysz był w stanie go usłyszeć:
– Wiesz, co jest pod tą klapą?
Po czym wskazał na metalowe drzwi wstawione w sam środek obsydianowej płyty.
– Moja robota polega na trzymaniu straży, a nie na pytaniu o to, dlaczego to robię – odburknął jednooki strażnik, którego najwyraźniej niezwykle zirytowała dociekliwość kolegi.
– Serio? Mnie to nie daje spać. Jest noc, wichura. Nawet strażnicy stojący na murach zostali zwolnieni do domu. Król musi tam trzymać coś bardzo cennego, skoro pilnuje tego czterech strażników, dzień i noc, bez względu na to, jaka jest pogoda.
Młody mężczyzna wlepił wzrok w drzwi.
– Myślisz, że chodzi o jakiś skarb?
Kolega dźgnął rudzielca pod żebrem i wyciągnął miecz.
– Siedź cicho, ktoś idzie!
Spomiędzy dwóch urzędniczych budynków wyłoniła się zagadkowa postać. Był to mężczyzna w białych szatach, który w lewej ręce trzymał pochodnię, drugą zaś ręką osłaniał twarz przed wiatrem, przytrzymując krawędź szerokiego kaptura. Nieznajomy zmierzał prosto ku strażnikom.
– Kto idzie? – wrzasnął jednooki strażnik, prostując rękę z mieczem.
Mężczyzna odsłonił twarz. Miał białą brodę i jasne oczy.
– Jestem Magnus – powiedział. – Arcykapłan świątyni Wielkich Budowniczych.
Kiedy tylko skończył mówić, strażnicy ugięli przed nim kolano.
– Proszę mi wybaczyć brak ogłady, panie – wybełkotał strażnik, który jeszcze chwilę temu groził świątobliwemu mężowi. – Wieje i pada, nie widziałem przez to, że…
– Niechaj Wielcy Budowniczowie ci błogosławią – przerwał mu Magnus, składając dłonie w modlitewnym geście.
– Niech nie przestają do ciebie przemawiać! – odparli strażnicy, skłaniając głowy.
– Opuśćcie kładkę – zażądał arcykapłan.
Rudzielec położył rękę na przekładni, która wprawiała w ruch tłoki i przerzucała krótką kładkę z obsydianu nad lawą. Jednakże w tej samej chwili jednooki strażnik złapał go za ramię i nie pozwolił koledze uruchomić mechanizmu. Utkwił za to swoje jedyne oko w Magnusie.
– Jest mi niezmiernie przykro, panie, ale tylko Jego Wysokość Lludd Law ma prawo tam wchodzić – wyjaśnił. – Mamy oficjalny zakaz wpuszczania kogokolwiek innego.
Arcykapłan zmarszczył brwi. Jego usta zbiegły się w cienką kreskę, a szczęki się zacisnęły, jak gdyby mężczyzna przełykał obelgi, których starał się nie wykrzyczeć.
Zamiast tego wyciągnął ogromny złoty klucz i zamachał nim przed twarzami czterech strażników.
– Król wyjechał na czele armii, by stanąć do walki z magami na Równinach Meraim. Podczas jego nieobecności jestem głównym zarządcą, wyznaczył mnie na to stanowisko. Opuśćcie kładkę.
Jednooki strażnik ze wstydem zwiesił głowę, po czym pozwolił młodemu żołnierzowi uruchomić dźwignię. Czarne bloki mostka znalazły się nad lawą. Strażnicy wstali, stukając obcasami, i ustawili się w czterech rogach obsydianowej płyty. Skierowali swój wzrok ku murom zakazanego miasta i odwrócili się plecami do płyty i tego, co znajdowało się pośrodku. Taka była procedura.
Magnus przekroczył fosę wypełnioną płynną magmą. Podszedł do klapy, ukląkł, wsunął złoty klucz do zamka. Wycie wiatru zagłuszyło chrzęst, jaki wydały z siebie drzwi, kiedy arcykapłan je otworzył. Mężczyzna uniósł poły białej szaty, zszedł kilka stopni w głąb i zamknął za sobą wejście.
Znalazł się w sali, gdzie panował mrok czarniejszy od samej nocy. Przez ułamek sekundy Magnus żałował swojej decyzji. Nikt poza królem nigdy nie postawił stopy w tym miejscu, a to sprawiało, że nie wiedział, czego się spodziewać.
W tej samej chwili usłyszał szczęk zbroi dochodzący z lewej strony, podczas gdy z prawej do jego uszu doleciał jakiś szelest. Nie miał czasu, aby unieść pochodnię – jego szyi dotknęły dwie zimne końcówki mieczy.
Arcykapłan omal nie krzyknął z zaskoczenia.
Płomień pochodni oświetlił twarze dwóch elitarnych strażników z lochów westchnień. Oczy w bladych twarzach przesłonięte były czarnymi przepaskami. Tych niewidomych od urodzenia chłopców walki nauczył sam Lludd Law. Wymarzeni strażnicy do jego tajnego więzienia. Siali postrach w najgłębszych ciemnościach, nie mając przy tym możliwości rozpoznawania skazanych, których król umieszczał w tych straszliwych lochach na czas przesłuchania.
– Nie jesteś królem – odezwał się starszy z dwóch strażników, obwąchując powietrze. – Ktoś taki?
Świątobliwy mąż odchrząknął.
– Magnus – powiedział arcykapłan świątyni Wielkich Budowniczych.
Jego słowom odpowiedziała głucha cisza. Niewidomi wojownicy nie ruszyli się o blok.
– Rozkazuję wam, przepuśćcie mnie – rzucił zirytowany Magnus.
– Nikt nie przejdzie – odparł na to młodszy z wojowników. – Tylko król. Odejdź tam, skąd przyszedłeś.
Drżąc na całym ciele, Magnus wyciągnął klucz. Bał się. Król Lludd Law nie miał pojęcia o jego wizycie w lochach i spotkałby go marny koniec, gdyby się o takowej wycieczce dowiedział. Arcykapłan musiał więc za wszelką cenę uniknąć rozgłosu. Odczuwał strach i to go rozwścieczało. Przywykł do wygodnego życia w królewskim pałacu po tym, jak opuścił Menrurunę i jej bagna. Wszystko ostatnio stało się spokojne i łatwe. Przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie będzie czuł strachu, bólu ani czegokolwiek innego, co okazałoby się nieprzyjemne. A teraz ogarniał go strach. Co więcej, Magnus był przekonany, że strażnicy wyczuwają jego przerażenie. Była to zresztą ich wina, że arcykapłan czuł się taki rozedrgany, taki mały, taki słaby, taki nic nieznaczący. Jak śmieją traktować go w ten sposób – jego, arcykapłana Wielkich Budowniczych? Jakim prawem śmieją podważać jego rozkazy i nawet nie skiną przy tym głową?
Ręka Magnusa przestała drżeć.
– Król wyjechał, żeby stanąć do walki z magami na Równinach Meraim – oświadczył sucho. – Wyznaczył mnie na głównego zarządcę na czas swojej nieobecności. Proszę, oto klucz do lochów westchnień.
Starszy strażnik wziął klucz, poprzekładał go chwilę z ręki do ręki, powąchał, ugryzł. Przytaknął, po czym oddał przedmiot arcykapłanowi.
– Rzeczywiście to ten klucz – potwierdził. – Ale skąd mamy wiedzieć, że go nie ukradłeś?
– Nie ukradłem go – skłamał Magnus, wyciągając spod szaty pustą kartkę papieru, którą pomachał przed nosem mężczyzny. – Król mi go powierzył. Kazał też przysłać mi list, w którym prosi mnie o to, bym przesłuchał jego więźnia. Potrzebuje pewnej informacji, bez której może przegrać wojnę. A jeśli przegra przez was… Módlcie się, żebyście zachowali głowy.
Kapłan jeszcze przez chwilę szeleścił pustą kartką, uśmiechając się przebiegle – na kartce nie widniała ani jedna litera, a on wiedział, że niewidomi strażnicy nie są w stanie sobie tego uzmysłowić.
– Jeśli sobie życzycie, mogę wam przeczytać list…
Starszy zastanawiał się przez chwilę.
– Nie ma takiej potrzeby – stwierdził.
Schował miecz do pochwy, po czym wyciągnął diamentowy kilof, który trzymał przypięty do pasa. Młodszy strażnik poszedł w jego ślady. Każdy z nich wykuł następnie ze ściany jeden blok obsydianu. W powstałych otworach ukazała się lawa, która opływała całą budowlę; płynna magma oświetliła pomieszczenie. Tym samym wyłoniła z ciemności dwie płyty naciskowe znajdujące się po przeciwległych stronach sali. Strażnicy położyli obsydianowe bloki przed płytami.
– Na trzy – rzucił starszy. – Raz, dwa, trzy!
Mężczyźni jednocześnie wgnietli blokami płyty. Klapa na środku pomieszczenia podniosła się i odsłoniła kolejne schody.
Magnus spojrzał na nie z zaciekawieniem i aż zatarł ręce z radości.
Ściany więziennych lochów, do których wkroczył arcykapłan, podgrzewała lawa, przez co pomieszczenia stały się równie duszne i wilgotne, co Bagna Kondula. Ciemność była tak głęboka, że pochodnia rozganiała ją z trudem.
Rozległ się brzęk łańcuchów i Magnus aż podskoczył.
– Jeść… – wychrypiał głos, a pobrzmiewało w nim skrajne zmęczenie.
Magnus skierował światło na ciało, które leżało wyciągnięte w cieniu na podłodze i swoim wyglądem zdradzało skrajne wyczerpanie. Zdziwiony arcykapłan skrzywił się na widok ujrzanej twarzy.
– Chiron… – wyszeptał z uśmiechem na ustach. – Nareszcie.
– Magnus? – odpowiedziała pytaniem zszokowana Chiron, kiedy tylko rozpoznała twarz kapłana.
– Przyszedłem ci pomóc – odparł tamten.
– Nie chcę twojej pomocy, prędzej wolałabym już umrzeć.
Śmiech Magnusa na chwilę wypełnił pustkę lochów.
– Mam klucz. Mogę sprawić, że stąd wyjdziesz.
Chiron ani drgnęła.
– Potrzebuję tylko jednej informacji. Jednej jedynej… I jutro będziesz wolna.
Propozycja Magnusa spotkała się z milczeniem, wobec czego z ust kapłana zaczął znikać uprzejmy uśmiech.
– Długo cieszyłaś się zaufaniem Lludda Lawa – ciągnął. – Powierzył ci sekrety, których nie zdradził nikomu innemu. Ludzie mówią, że król posiada bardzo wyjątkowy blok, który rzekomo odnalazł w Odległych Lądach. Blok ten pozwala zaklinać broń oraz zbroję. Nazywa się go stołem do zaklęć. Ponoć jest ukryty w królewskim skarbcu. Wiesz może, gdzie się znajduje? Potrzebuję stołu do zaklęć.
– Nie mam bladego pojęcia – ucięła Chiron. – A nawet gdybym miała, nie byłbyś w stanie posłużyć się tym stołem.
– To już mój problem – odparł arcykapłan. – Tylko podaj mi miejsce, a ja sprawię, że opuścisz to więzienie.
– Mówię przecież, że nie wiem, gdzie znajduje się stół.
Magnus w ciszy pokiwał głową. Pogładził swoją białą brodę, po czym ruszył z powrotem w kierunku schodów.
– Bardzo dobrze – odezwał się. – Dam ci czas do namysłu do wieczora.
Arcykapłan po raz ostatni odwrócił się do Chiron.
– Ostatnimi czasy – rzucił lekko – informacje bardzo potaniały. Za kilka kawałków tarty z dynią można otrzymać prawdziwe cudeńka, na przykład listę nazwisk wszystkich twoich wspólników na królewskim dworze. Szklani Golemowie – tak każecie siebie nazywać, czyż nie? Albo te o Czarnej Czeluści, gdzie Tom Rachu-Ciachu siedzi po kryjomu ze swoją gildią złodziei. Wygląda na to, że dobrze się dogadujecie. Najgorsi rozbójnicy z Ulan sprzymierzeni z najznamienitszymi szlacheckimi rodami z Warki. Myślałem, że padnę ze śmiechu, kiedy się o tym dowiedziałem!
Na twarzy arcykapłana ponownie zagościł uśmiech, kiedy usłyszał, jak kajdany pobrzękują w ciemności. Ugodził w odpowiednie miejsce.
– Łgarz! – ryknęła Chiron.
Magnus odwrócił się plecami do wnętrza lochów.
– Do wieczora! – rzucił na odchodnym. – Jeśli nic nie powiesz, zapłacą za to wszyscy twoi sprzymierzeńcy. A kiedy już nie będziesz miała kogo chronić, rozwiąże ci się język.
Tłoki westchnęły, po czym zaczęły pracować. Klapa wejściowa uniosła się, następnie zaś opadła, pochłaniając ciemność i tłumiąc straszliwy śmiech arcykapłana świątyni Wielkich Budowniczych.ROZDZIAŁ 2
Prowadzona przez Ronny’ego łódź sunęła cicho pomiędzy porośniętymi lasem wysepkami Delty Kałamarnic. Frigiel odstawił plecak na pokład. Westchnął z ulgą. Skrzynia Kresu niezmiennie znajdowała się w środku. Chłopiec do tego stopnia obawiał się, że ponownie zawiedzie Ernalda, iż nie zdejmował plecaka przez całą podróż. Spieszno mu było zobaczyć znów dziadka i pokazać mu znalezisko. Mimo tego coś go nieustannie trapiło. Od chwili kiedy opuścili brzeg, przy którym wznosił się Las Varogg, Frigiel nie przestawał myśleć o straszliwym wrzasku, który wówczas usłyszeli. Młody mag nie mógł się powstrzymać i nie połączyć tego faktu z Askarem Raugiem. Widział czarownika z bliska, ponadto wiedział, do jakiego okrucieństwa był zdolny się posunąć. Frigiel pokonał przecież zombie Smoka Kresu, którego przywołał Sukkal umarłych. Na pomysł przebudzenia withera mógł wpaść jedynie brat bliźniak króla. Kto inny bowiem podjąłby wyzwanie i stanął do pojedynku z potworem tak potężnym, że jego ryk ogarniał w jednej chwili cały świat? Zresztą Askar Raug był jedynym człowiekiem, który mógł sądzić, że uda mu się zapanować nad kreaturą. Na tym polegała siła jego magii. Ale najpierw, zanim zmieni potwora w zombie i uczyni swoim sługą, Raug musi go pokonać. Frigiel nigdy wcześniej nie widział withera. Pozostali na statku również nie mieli takiej możliwości. Jedyne opowieści, z jakimi zetknął się chłopiec, zakrawały na szyte grubymi nićmi kłamstwa. Niektóre z nich mówiły o smoku straszniejszym od Smoka Kresu, inne z kolei o przerażającej zjawie lub o dziesięciogłowej hydrze. Aż do teraz nikt nie zaprzeczał podobnym świadectwom, ponieważ nikt nie przeżył spotkania z witherem. W efekcie Frigiel żywił w głębi serca szczerą nadzieję, że Askar poległ podobnie jak jego poprzednicy.
Stojąca obok chłopca Hermeline zadrżała.
– Gdzie Ayanna? – zapytała. – Nie widzę jej.
Frigiel poczuł uścisk w sercu. Spojrzał w stronę dziobu statku. Miasta Sarmatów nie było tam, gdzie je zostawili ostatnim razem.
Ayanna zniknęła.
– Hau! Hau! – zaszczekał Fluffy.
Pies zobaczył coś po lewej stronie burty. Popiskiwał i merdał ogonem.
Abel zszedł z podwyższonego pokładu i wyjrzał za burtę.
– Chodźcie zobaczyć! – zawołał.
Frigiel oraz Hermeline dołączyli do młodego mężczyzny. Chłopiec czuł ucisk w brzuchu i miał złe przeczucia.
W oddali, na powierzchni wody, ujrzał lampę na czerwony kamień. Oświetlała fragmenty drewnianych schodów i kilka bloków drzewa akacji, które swoim kształtem przypominały pozostałości po jakimś domu. Flaga z głową endermana przebitą mieczem falowała zgodnie z prądem.
– Niech to płomyk świśnie – mruknęła pod nosem Hermeline.
Frigiel przełknął ślinę. Miał nadzieję, że Ernaldowi udało się w porę uciec i z całych sił starał się nie wyciągać pochopnych wniosków.
Odwrócił się do Abla.
Tarankańczyk wpatrywał się w kawałki schodów, które wydarto pływającemu miastu. Zaciskał szczęki, a wzrok miał tak ciężki jak ołów. Sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego.
– To niewielki fragment miasta – odezwał się. – Gdyby miasto zostało doszczętnie zniszczone, byłoby takich o wiele więcej.
– Sarmaci musieli przenieść Ayannę po ataku Deryna Swale’a – zauważył Ronny.
– Tylko gdzie? – spytała Hermeline.
Lalkarz rzucił okiem na rozległe ujście rzeki.
– W głębiej położone partie delty?
Ronny zakręcił sterem i skierował statek w głąb rozlewiska. Im bardziej oddalali się od Lazurowej Zatoki i im dalej wpływali w zakola Delty Kałamarnic, tym więcej wysepek spotykali. Niemalże wszędzie z czystej wody wystawały bloki ziemi, na których rosły ciasno jedna przy drugiej ogromne akacje.
Hermeline wraz z Ablem ustawili się na lewej burcie, podczas gdy Frigiel i Fluffy stanęli na prawej. Razem w napięciu przeczesywali wzrokiem okolicę z nadzieją, że ujrzą wreszcie zaginione miasto. Nagle oczom Frigiela spomiędzy gałęzi drzewa ukazał się wierzchołek drewnianego domu.
– Tam! – wykrzyknął chłopiec, wskazując upragnione miejsce.
Ronny skręcił i statek wpłynął w wąski przesmyk, który wił się pomiędzy dwiema wysepkami o stromych, urwistych brzegach. Zobaczyli, że na końcu przesmyku otwierają się szerokie wody. Im bardziej się do nich zbliżali, tym bardziej roślinność zdawała się przed nimi rozstępować. Łódka wypłynęła w końcu na zatokę w kształcie półkola, którą otaczały strome skały oraz las.
Była tam też i Ayanna. Okrutnie wybebeszone sarmackie miasto spoczywało tuż obok niewielkiej plaży. Wyglądało tak, jak gdyby połowę zabudowań wyrwał miastu Smok Kresu. Podtrzymująca całość tratwa była częściowo zniszczona, przez co konstrukcja leżała na boku niczym ranny olbrzym.
Abel z hukiem uderzył pięścią w barierkę.
– Ale dlaczego – wykrzyknął z wściekłością – dlaczego mój ojciec uparł się, żeby mi zniszczyć życie? Co takiego zrobiłem, że na to zasłużyłem?
Łódź łagodnie przybiła do brzegu. Na plaży znaleźli wojowniczki, które opatrywały rany, gdy w tym samym czasie kolumna mężczyzn wyłoniła się z lasu, niosąc torby, z których wprost wysypywały się bloki drewna. Architekci przypominali marynarzy pracujących przy ożaglowaniu, gdy tak uwijali się na zawrotnej wysokości, łącząc ze sobą bloki schodów i odbudowując uszkodzone domy.
Ktoś na plaży zamachał. Kiedy Frigiel zobaczył tę postać, jego serce przepełniła radość. To Ernald ich przywoływał. Szedł obok Himy – ogromnej wojowniczki, którą poznali w Suratanie.
Ronny zarzucił kotwicę kilka bloków od brzegu. Spuścił kładkę wprost do przejrzystej wody. Podekscytowany Fluffy przeskoczył nad nią i dotarł wpław na plażę. Frigiel migiem zszedł z łodzi. Podbiegł do dziadka i go przytulił.
– Tak się martwiłem! – wyrzucił z siebie.
– Cieszę się, że cię znów widzę – odpowiedział Ernald, mierzwiąc wnukowi włosy. – Ja też byłem zaniepokojony.
Frigiel wypuścił dziadka z objęć. Abel uścisnął staruszkowi rękę.
– Jakie to szczęście widzieć pana w dobrym zdrowiu – powiedział.
W tej samej chwili przybyłym pokłoniła się Hima, wiodąc po nich smutnym spojrzeniem.
– Witajcie – rzekła. – Proszę was o wybaczenie, ale nie jesteśmy w stanie ugościć was tak, jak wymaga tego tradycja.
Sarmatka stanęła jak wryta, kiedy była nie dalej niż dwa bloki od chłopców. Powąchała powietrze i cofnęła się z grymasem obrzydzenia na twarzy.
– Cuchnie od was goblinem – rzuciła.
– Tak – odparł niezwłocznie Abel, zanosząc się od śmiechu – mieliśmy szczęście odwiedzić Dół! Niezwykle wygodne. Doskonałe miejsce na krótki weekendowy wypad z rodziną!
Wojowniczka spiorunowała młodego mężczyznę wzrokiem. Sarmatki nie słynęły z poczucia humoru. Zwłaszcza kiedy chodziło o gobliny, ich odwiecznych wrogów. Abel zaczerwienił się, gdyż zdał sobie sprawę, że ze względu na sytuację, w jakiej znalazła się Ayanna, jego odpowiedź była w kiepskim guście.
– Wybacz mi, Himo – powiedział.
Kobieta uniosła rękę na znak przyjęcia przeprosin, po czym westchnęła. Następnie wskazała na skromną chatkę z drewna akacji położoną na krawędzi dżungli.
– Nie mogę wam zaproponować nic lepszego na noc – wyjaśniła. – Fundamenty Ayanny są lekko… wykoślawione.
– Zda się wyśmienicie – ucięła Hermeline. – Za nami długa podróż.
Ernald rzucił okiem na słońce, które powoli kryło się za wierzchołkami drzew. Zapraszającym gestem wskazał na chatkę.
– Wchodźcie! – zachęcił. – Zanim zombie się tu nie wproszą.
Tuż po tym, jak weszli do środka, Ernald zwrócił się do jakiegoś mężczyzny.
– Wald – powiedział – przygotuj coś do jedzenia naszym gościom!
Mężczyzna otworzył skrzynię, wyjął z niej kawałek królika, który rzucił Fluffy’emu, by po chwili zakrzątnąć się przy kociołku. Hermeline podwinęła rękawy i pomogła Waldowi. Niedługo potem izbę wypełnił wspaniały zapach potrawki. Frigielowi aż ciekła ślinka.
– Jak wam się udała wyprawa do Varogg? – zagaił Ernald.
Abel i Frigiel wymienili dumne spojrzenia.
– Stekx sprawił, że nieco zboczyliśmy z drogi – powiedział Abel.
– A Banugg się na nas zasadził – dodał Frigiel.
Chłopiec nie mógł się powstrzymać i zadrżał, przypomniawszy sobie krzyk, jaki wyrwał się z gardła alchemika tuż po tym, jak rzuciły się na niego gobliny.
– A licz? – zapytał Ernald.
Młody mag uśmiechnął się smutno.
– Pokonaliśmy go. Zanim to się stało, wyjawił nam swoją tożsamość.
Twarz dziadka Frigiela stężała.
– Swoją tożsamość? – powtórzył.
– Tak – odparł szeptem Frigiel.
Chłopiec spuścił wzrok. Nie miał odwagi spojrzeć Ernaldowi w oczy.
– To była Valdis – wyjaśnił wobec tego Abel.