Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Full Ring - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Full Ring - ebook

„Full ring” to dynamiczna, pełna emocji i napięcia powieść, w której miłość, wendetta, marzenia i duże pieniądze splatają się w pasjonującej rywalizacji o najwyższą stawkę. Kiedy Daniel decyduje się na przejażdżkę nowym autem kumpla, nieświadomie rozpoczyna zapierającą dech w piersi grę, w której na szali kładzie swoje życie. Za przeciwników ma dwie potężne organizacje: mafię i policję, oraz człowieka, który poprzysiągł mu zemstę. Jaki będzie finał zmagań, w których nigdy nie pada remis, drugie miejsce oznacza porażkę, a każdy błąd jest bezwzględnie wykorzystywany? Jak na Daniela wpłyną kobiety, które napotka na swojej drodze: staną się dla niego wsparciem, a może doprowadzą do jego klęski, z której się nie podniesie? Jaką rolę odegra poker, jego hobby: będzie dla niego wybawieniem i przyniesie bogactwo czy zrujnuje go i ostatecznie pogrzebie jego przyszłość?

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397323919
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Daniel „Kokon” Jedwabniczykowski na ułamek sekundy oderwał wzrok od przedniej szyby samochodu. Czas krótszy niż mrugnięcie musiał mu wystarczyć, żeby spojrzeć w boczne lusterka oraz na prędkościomierz, którego wskazówka dawno już minęła sto siedemdziesiąt. Zwykle wolał twardo stąpać po ziemi. Tym razem jego wewnętrzny, prawie trzydziestoletni głos aż piszczał z radości, a jazda z taką prędkością była jak turbina wpychająca adrenalinę w żyły. Od czasu do czasu lubił przełączyć się w stan, w którym zmysły miał niesamowicie wyostrzone, a sytuacja zmuszała go do natychmiastowej reakcji i impulsowego podejmowania decyzji. Jedna z myśli, nachalna jak brzęcząca mucha, podsunęła mu wizję koziołkującego samochodu. Odepchnął ją od razu, a młodzieńcza pewność siebie dała mu zgodę, aby jechać jeszcze szybciej. Pragnął wycisnąć z auta maksimum możliwości. Trzymając cały czas pedał gazu wbity w podłogę, poprawił się lekko w fotelu. Wskazówka prędkościomierza wciąż pięła się w górę, niczym rącza kozica przeskakująca po grani: sto osiemdziesiąt i sto dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę były już przeszłością. Delikatnymi, niemal niewidocznymi ruchami kierownicy Daniel zmienił pas i wyminął kolejny pojazd, jakby to było tkwiące w bezruchu drzewo.

– Dobra, bryknę do dwustu i więcej już nie pojadę. Za pierwszym razem – zwrócił się do siedzącego obok kolegi, który nie odpowiedział na jego słowa.

Chłopak wciąż z uwagą śledził drogę, był w pełni skupiony na prowadzeniu samochodu. Rozumiał, że już dawno przegięli z prędkością.

– Jest dwieście – zakomunikował. – Zróbmy dwieście dziesięć i na pewno już koniec.

Gdy tylko na zegarach wskaźnik osiągnął wyznaczoną przez niego wartość, powoli zaczął redukować szybkość. W końcu mógł zerknąć na kolegę. Michał „Michu” Kłosuk, do którego należał samochód, siedział obok z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Czekał na komentarze Kokona, a ten jakby czytał mu w myślach.

– Stary, jest grubo. – Daniel docenił moc samochodu, jak i liczne jego walory, począwszy od wyglądu zewnętrznego, a na bogatym wykończeniu wnętrza kończąc. – A jak się prowadzi!

Michał aż mlasnął, słysząc te pochwały. Każdym gestem pokazywał, jak bardzo cieszy się z tych komplementów.

– Sztywne zawieszenie, szerokie kapcie, to się jedzie – dodał Kłosuk do wypowiedzi kolegi, nie spuszczając go z oczu. – I ciebie byłoby stać na taką brykę, rozmawialiśmy już o tym. Oni wciąż szukają odpowiednich kierowców.

Słowa Michała na chwilę nieco stłumiły zachwyt kierującego autem Jedwabniczykowskiego. Fucha, jaką proponował Michu, nie była szczytem jego marzeń.

Daniel, jak na swój wiek, był już doświadczonym kierowcą. Po zajęciach na studiach dorabiał w legalny sposób na rozwożeniu samochodów do klientów. Często były to pojazdy najwyższej klasy. Rozumiał, że jego umiejętności były w cenie, szczególnie w kręgach przestępczych, gdzie dobry kierowca był przeważnie na wagę złota. Mimo oczywistych finansowych pokus w żadnym wypadku nie zamierzał iść śladami kolegi. Michu w krótkim okresie dorobił się wypasionego auta. Dla Jedwabniczykowskiego, nauczonego, że nic nie ma za darmo i że za każdą rzecz prędzej czy później trzeba zapłacić, błyskawiczny awans finansowy kumpla był dowodem na obracanie się w półświatku.

– Tak, rozmawialiśmy o tym i wiesz, że nie wchodzę w takie klimaty. Jak tylko skończę studia, to rzucam moją obecną robotę, to odwożenie samochodów do klientów, i szukam innej pracy.

– Jak wolisz. – Kłosuk pozornie nie naciskał. – Gdybyś jednak zmienił zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać.

Byli w podobnym wieku. Mieszkali na jednym osiedlu i znali się z widzenia od lat. Wcześniej ich relacje były żadne, chodzili do innych szkół. Dopiero na siłowni poznali się bliżej i często razem ćwiczyli. Daniel omiótł Michała wzrokiem. Jeszcze pół roku temu byli do siebie podobni pod względem fizycznym. Mieli około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu i osiemdziesięciu pięciu kilogramów wagi. W ciągu ostatnich miesięcy to się jednak zmieniło. Kokon pozostał przy swojej wadze, a Michu z pewnością przekroczył barierę stu kilogramów. I wciąż rósł. Jedwabniczykowski już dość dawno połączył kropki. Rozumiał, że drogi samochód i napakowane ramiona muszą mieć swoje źródło w aktywnościach, o których wolał nie wiedzieć.

– Jeżdżę w pracy różnymi brykami. – Daniel zawiesił głos. Wciąż był pod wrażeniem samochodu. – Musisz tu mieć ze dwieście pięćdziesiąt koni.

– Jest trzysta pięćdziesiąt – odpowiedział z dumą Kłosuk. – I będzie więcej. W przyszłym tygodniu oddaję go do podrasowania.

Serce Kokona zaczynało zwalniać, a szum adrenaliny powoli przycichł w jego uszach. Był w doskonałym humorze, jak zawsze gdy prowadził auto takiej klasy.

– Przekroczyliśmy dozwoloną prędkość… – zaczął grobowym, specjalnie przekręconym głosem. – Będziemy przestępcami – dokończył z przekornym uśmiechem.

– Napiszą o nas w wiadomościach – podchwycił Michał. – Młodociani piraci drogowi pędzili po ulicach miasta, stanowiąc zagrożenie dla porządku publicznego – kontynuował, naśladując poważny ton.

– Wszystkich młodych ludzi należy zamknąć w ośrodkach odosobnienia, aż staną się dorośli, karni, przewidywalni i posłuszni. – Jedwabniczykowski skończył sekwencję, nadal modyfikując wymowę.

Obaj wybuchnęli śmiechem. Salwę radości przerwał dźwięk melodyjki w komórce. Zadzwonił telefon Michała. Chłopak spojrzał na wyświetlacz.

– Bez żartów – szepnął, uświadamiając sobie, kto do niego właśnie dzwoni. – Halo, Michu z tej strony – odebrał przychodzące połączenie.

Przez chwilę tylko słuchał swojego rozmówcy. Wyraz twarzy Kłosuka szybko się zmieniał, co dostrzegł Daniel. Uśmiech został zastąpiony przez zaskoczenie i za chwilę przeszedł w skupienie.

– Jestem na obwodnicy. Mogę tam dojechać w – spojrzał na Kokona – pięć, może siedem minut. – Przez chwilę patrzył przed siebie. – Będę – zakończył rozmowę w ułamek sekundy.

Kłosuk przez moment wahał się, czy angażować kolegę w sprawę. Zerknął na niego raz jeszcze i rzekł:

– Jedź na Blacharską. Wiesz, gdzie to jest?

– Wiem. – Daniel patrzył to na drogę, to na Michała. – O co chodzi?

– Ciśnij na maksa. Trzeba załatwić jedną sprawę.

– Raczej nie jestem zainteresowany załatwianiem spraw – oponował Jedwabniczykowski.

Pod czaszką zadzwoniły mu wszystkie dzwonki alarmowe. Połączenie, które odebrał Michał, na pewno było związane ze światem, z którym on nie chciał mieć nic wspólnego.

– Nie wysiądziesz tutaj, mamy za mało czasu na przesiadanie się. – Michu odwrócił się i sięgnął do torby. Wyjął czapkę z daszkiem i podał ją kumplowi. – Załóż – rozkazał. – Daszkiem do przodu – dodał.

Kokon, chcąc nie chcąc, posłuchał się kolegi. Poprawił się w fotelu, ogarnął wzrokiem lusterka, rozciągnął palce i ponownie położył ręce na kierownicy. Wcisnął czapkę na głowę i wdepnął pedał gazu do podłogi. Automat od razu zredukował biegi i samochód, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zaczął dynamicznie przyspieszać. Daniel pędził w kierunku Blacharskiej, tak jak prosił Michał. Wiedział, że błyskawicznie kurczył mu się czas na podjęcie decyzji, czy ma dalej prowadzić auto, czy gwałtownie je zatrzymać i z niego wysiąść, a związane z tym dylematem napięcie rosło z każdą upływającą sekundą.

Znał drogę po zjeździe z obwodnicy. Niedługo potem byli na ulicy Blacharskiej. Wszystko toczyło się tak szybko, że dopiero teraz mógł choć chwilę zastanowić się nad tym, co się dzieje i jak bardzo może wpakować się w kłopoty. Postanowił podjąć kolejną próbę wymiksowania się z sytuacji, która była zbyt tajemnicza i zbyt oderwana od jego bezpiecznego świata.

– Stary, zatrzymajmy się. Wysiądę. – Kokon nie chciał wiedzieć, co wydarzy się za chwilę.

– Tu, skręć w lewo, pod ten niski blok. – Michu wskazał ręką, gdzie mają podjechać. – Nie wyłączaj silnika – rzucił przez ramię, otwierając drzwi.

Wyskoczył z samochodu i dopadł do klatki schodowej. Jednym szarpnięciem otworzył drzwi, za którymi słaniał się nieznany Jedwabniczykowskiemu lekko siwiejący, przeciętnego wzrostu mężczyzna w średnim wieku. Nieznajomy ściskał w rękach zwiniętą marynarkę i oboma dłońmi trzymał się za brzuch. Michał objął go i zaczął prowadzić w stronę samochodu. Daniel spuścił wzrok, chciał jak najmniej zapamiętać z tego wydarzenia. Zarejestrował jedynie krew spływającą po ubraniu mężczyzny; ten obraz wystarczył, aby uświadomił sobie, w co właśnie się wpakował.

Michał otworzył tylne drzwi. Najpierw wsiadł nieznajomy. Nawet nie tyle wsiadł, co wturlał się do środka, wciąż nie puszczając brzucha. Daniel zerknął na niego we wstecznym lusterku. Nieznajomy obie dłonie miał we krwi. Umazane były nią również cała marynarka, koszula i spodnie. Kłosuk wepchnął się za mężczyzną na tylne siedzenie.

Trzaśnięcie drzwiami było sygnałem, że czas na wycofanie się właś­nie minął.JEDNA PARA

Dwaj mężczyźni w milczeniu siedzieli na krzesłach pod ścianą, niedaleko od siebie. Każdy z nich na swój sposób starał skupić się przed ostateczną rozgrywką, którą mieli ze sobą stoczyć. Piotr miał pochyloną głowę, dłonie oparte o uda. Krzysztof siedział prosto z zamkniętymi oczami i założonymi na piersiach rękami.

– Krzysztof Granatowicz-Bożymorda oraz Piotr Młynaruk. – Sędzia wyczytał zapisane na kartce nazwiska. – Panowie, zapraszam na stanowiska. Krzysztof, zapraszam na lewą stronę planszy. – Ręką wskazał, gdzie ma się udać pierwszy z zawodników. – Piotr, ty walczysz po prawej stronie.

Jako pierwszy podniósł się Młynaruk. Niewysoka, szczupła sylwetka nie zdradzała, że był jednym z najlepszych szermierzy w kraju. Powoli podszedł do swojego końca planszy.

Granatowicz otworzył oczy. Był lepiej zbudowany i nieco wyższy od swojego przeciwnika, choć do stu osiemdziesięciu centymetrów trochę mu brakowało. Od kilku lat także należał do szermierskiej czołówki. Był w najlepszym dla sportowca wieku, dopiero co przekroczył trzydziesty rok życia. Do tej pory ani razu nie udało mu się zakwali­fikować do ścisłego finału. Teraz stał przed swoją największą sportową szansą, dla tego momentu ciężko trenował przez ostatnich kilkanaście lat. Jeśli wygra, to będzie reprezentantem kraju na mistrzostwa świata. Zadanie, które przed nim stało, było bardzo trudne. Jego przeciwnik był utytułowanym, doświadczonym, o kilka lat starszym zawodnikiem.

Walczyli na szpady w jednej, obok floretu i szabli, z trzech konkurencji szermierczych. Aby zdobyć punkt, trzeba było wykonać pchnięcie w pole trafienia, którym jest całe ciało. Bez znaczenia było, czy trafienie miało miejsce w głowę, rękę czy mały palec u nogi. Każde było tak samo ważne. Walka toczy się do piętnastu punktów. Trwa nie dłużej niż trzy rundy po trzy minuty każda.

Krzysztof zamrugał szybko kilka razy, aby przyzwyczaić wzrok do intensywnego światła w hali. Podniósł się ze swojego krzesełka. Ruszył w kierunku planszy, na której miał stoczyć finałowy pojedynek. Spojrzał za siebie. Mimo że były to zawody rangi mistrzostw kraju, w hali było niewielu widzów. Publiczność składała się głównie z innych zawodników i zawodniczek, którzy w tej chwili nie przygotowywali się do swoich walk. Na trybunach siedzieli, także nieliczni, znajomi rywalizujących zawodników.

Rafał Obrębski był wśród widzów i gdy zauważył, że Krzysiek na niego patrzy, podniósł kciuk do góry. Krzysiek ucieszył się z jego obecności. Rafi był jego kolegą i dobrym druhem. Niestety, zawodnik nie zauważył Klaudii. Liczył, że i ona będzie go wspierać podczas zawodów.

Granatowicz, którego znajomi nazywali też Psychol, stanął przed wejściem na planszę. Większość zawodników trzymała broń w prawym ręku. On był mańkutem, co dawało mu niewielką przewagę z racji tego, że jego przeciwnicy mieli mniejsze doświadczenie w walce z szermierzami trzymającymi broń w lewej dłoni.

Wszedł pewnym krokiem na planszę, na której czekał już jego przeciwnik. Dotknęli się nawzajem szpadami, sprawdzając, czy obwody elektryczne właściwie działają. Wszystko było okej. Przywitali się ze sobą i z publicznością ruchem broni.

Krzysiek założył maskę na głowę. Czarna siateczka na przyłbicy chroniła go przez trafieniem w twarz. Zajął postawę szermierczą. Ramię z bronią miał ugięte w łokciu, a szpadę wycelowaną w przeciwnika. Mimo wagi tego pojedynku starał się oddychać spokojnie. Skupił się na „tu i teraz”. Odpędził wszystkie inne myśli.

Gdy tylko sędzia dał znak do rozpoczęcia walki, od razu ruszył na Piotra, który także natarł na niego. Krzysiek robił raz za razem to krok do przodu, to krok do tyłu, jednocześnie markując chęć zadania trafienia. Badał, w jakiej formie jest jego przeciwnik. W końcu zauważył dogodny moment na zadanie ciosu. Wprowadził atak. Piotr tylko na to czekał. Sprawnie zbił broń Krzyśka z linii natarcia. Wyprowadził kontruderzenie i zadał pierwszy cios. Na tablicy pojawiło się zero do jednego.

Znowu stanęli na pozycjach wyjściowych i po raz kolejny przygotowali postawy. I ponownie wycelowali w siebie broń. Sędzia dał znak, po którym obaj w tym samym momencie zaatakowali. Krzysiek tym razem podszedł za blisko, co Piotr wykorzystał w dynamicznej akcji zakończonej trafieniem w stopę. I było zero do dwóch.

Starli się po raz kolejny. Tym razem Krzysiek uprzedził oponenta, błyskawicznie wyprostował ramię i zdobył punkt. Takimi gwałtownymi, prostymi akcjami pragnął wygrać ten pojedynek. Na tablicy widniało jeden do dwóch.

Walka rozgrzała zawodników. Obaj walczyli z pełnym zaangażowaniem, świadomi podwójnej nagrody czekającej na zwycięzcę. Akcje Piotra przepełnione były zdecydowaniem. Działania „na pół gwizdka”, na mniej niż sto procent nie były w jego stylu. Szedł na całego, dbając jednocześnie o jak najszczelniejszą obronę przed atakami Krzyśka.

Skończyła się pierwsza tercja walki, po której Piotr prowadził siedem do pięciu.

Granatowicz zdjął maskę. Szybko oddychał. Nie był zmęczony, po prostu tempo rywalizacji oraz napięcie emocjonalne powodowały, że potrzebował dużo tlenu. Zszedł z planszy, wziął łyk wody z butelki podanej mu przez trenera. Szkoleniowiec w paru słowach skomentował dotychczasowy przebieg pojedynku. Granatowicz zgodził się z nim, iż na razie widać, że obaj są w doskonałej formie i o wyniku zdecyduje jedna akcja lub dwie.

Sześćdziesiąt sekund przerwy właśnie się skończyło i Psychol wszedł na planszę, ponownie założył maskę i przez siateczkę spojrzał na Piotra, który także był gotowy do kolejnej odsłony walki.

Sędzia dał znak, zegar ruszył, a Piotr był już w połowie drogi do zwycięstwa. Krzysiek przegrywał dwoma punktami. W myślach mobilizował się do większej koncentracji i skuteczniejszej walki. Wyprowadził dwa zwycięskie ataki, co pozwoliło mu na doprowadzenie do remisu.

Znowu walczyli „punkt za punkt”, a żaden z nich nie był w stanie wypracować większej przewagi. Krzysiek zauważył, że Młynaruk odczytał jego strategię. Zrozumiał, że będzie w poważnych tarapatach, jeśli nie zdecyduje się na zastosowanie ataków bardziej złożonych niż tylko dynamiczny wypad. Skupił się jeszcze bardziej na dobrej pracy nóg, nastawionej albo na natarcie, albo na błyskawiczny odskok. Krzysiek zaczął niwelować akcje zaczepne Piotra dynamicznym poruszaniem się po planszy. To, w połączeniu z atakami skierowanymi na broń Piotra, zaczęło przynosić dobry efekt.

Skończyła się druga tercja, na tablicy wyników widniał remis: było trzynaście do trzynastu.

Psychol szybko podszedł do trenera, który skinieniem głowy pochwalił go za zmianę strategii i doprowadzenie do wyrównania stanu pojedynku.

– Jesteś blisko wygranej. Musisz bardziej wypracować akcję. Szukaj właściwego momentu. – Szkoleniowiec krótkimi zdaniami dawał zawodnikowi rady przed ostatnią odsłoną walki.

Granatowicz kiwał głową, przyjmując te podpowiedzi. Wiedział, że szpada to taka broń, w której dobry dzień, wyczucie tempa czy dystansu mają olbrzymie znaczenie w odniesieniu sukcesu.

Wszedł na planszę i walka rozpoczęła się ponownie. Każdemu z konkurentów brakowało tylko po dwa trafienia, żeby wyjść ­zwycięsko z pojedynku. Psychol wiedział, że Piotr jest czujny, że kontroluje dystans, że odchodzi, gdy widzi, że jego przeciwnik przygotowuje się do ataku.

Trzecią tercję Psychol rozpoczął nieco wolniej niż dwie poprzednie. Zrobił tylko niewielki krok do przodu, co umknęło uwadze przeciwnika. Od razu wykorzystał nadarzającą się okazję i wyprowadził błyskawiczny atak. Piotr spóźnił się z zasłoną i Granatowicz zdobył przedostatni punkt w drodze do zwycięstwa.

Stanęli przed sobą na polach startowych, sędzia dał znak i Krzysiek ruszył do przodu, aby wywierać na rywalu jak największą presję. Wiedział, że może popełnić jeszcze jeden błąd, a jego przeciwnik już nie ma takiego komfortu. Podniósł broń nieco do góry. Dostrzegł, że Piotr ma mocno ugiętą rękę i tylko czeka, aby wykonać atak. Posta­nowił go sprowokować, poszedł do przodu tylko po to, żeby szybko się wycofać. Piotr tym razem był czujny i nie dał się podpuścić. Krzysiek powtórzył manewr, tym razem zaatakował z prawej strony. Młynaruk wykonał zasłonę, która okazała się zbyt krótka. To pozwoliło na kontynuację ataku. Granatowicz wyprowadził pchnięcie i poczuł, że trafia przeciwnika prosto w korpus.

Psychol nie słyszał już słów ogłaszających jego zwycięstwo. Zalała go fala euforii, chciało mu się skakać, krzyczeć, ściskać z radości nielicznych kibiców śledzących zawody. Ostatkiem sił opanował się, wiedział, że savoir vivre w tym sporcie jest tak samo ważny jak wygranie pojedynku. Zdjął maskę, podszedł do przeciwnika, bez słowa spojrzeli sobie w oczy i uścisnęli ręce. Po Piotrze widać było, że jest zawiedziony i rozczarowany, szybko odwrócił się od Krzyśka i zaczął pakować sprzęt.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: