Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Galaktyka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Galaktyka - ebook

Kontynuacja przebojowego serialu audio.

Ludzie całkowicie zatruli i zniszczyli Ziemię. Ruszyli więc w Wielką Podróż, przeczesując galaktykę w poszukiwaniu innych nadających się do zamieszkania planet. W odległości 14 lat świetlnych znaleźli, podbili i skolonizowali Tercję. Przyszło im to łatwo, bowiem Tercjanie okazali się całkowicie pozbawieni agresji. Na Ziemi pozostała zaś garstka ludzi, przez lata odwracając skutki wyniszczenia. Przywrócono równowagę klimatyczną. Przeprowadzono rekultywację. Ziemię zamieszkuje tylko milion ludzi. Tworzą Areopag, radę decydującą o losach Tercji. Raz na trzy lata losuje się osobę, która dołącza do Rady. Jest to absolutny zaszczyt. Tym razem losowanie wygrywa Tercjanin Borg. Rusza więc na Ziemię, gdzie zamiast spodziewanego raju znajduje stosy trupów, a za wielkim murem – społeczeństwo podzielone na Wybitnych i Mizernych. Poznaje też Aurorę… Czy Borg rzeczywiście trafił tam, gdzie powinien? I czy na pewno jako Tercjanin pozbawiony jest agresji?

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8343-046-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

1.

Cha­rak­te­ry­styczna srebrna śmie­ciarka obni­żyła lot i z cichym sykiem wypu­ściła pod­wo­zie. Gdy dotknęło ziemi, z szo­ferki wysko­czył bar­czy­sty Ter­cja­nin w nie­ska­zi­tel­nie czy­stym beżo­wym kom­bi­ne­zo­nie. Borg rap­tem tydzień wcze­śniej skoń­czył dzie­siątą trójkę. Według ziem­skiej miary był więc trzy­dzie­sto­lat­kiem, ale trzeba było pamię­tać o tym, że Ter­cja­nie żyli śred­nio od 20 do 30 pro­cent dłu­żej niż ludzie.

Przej­rzał się z zado­wo­le­niem w bocz­nym lusterku, popra­wia­jąc krót­kie ciemne włosy. Głę­boki brąz cery oraz mocno zary­so­wana szczęka zawsze mu się podo­bały. Wie­dział, że to próżne, ale naprawdę uwa­żał, że jest przy­stojny. Odsu­nął klapkę skry­wa­jącą prze­łącz­niki i uru­cho­mił spa­la­nie.

Potem ruszył w dół ulicy, na plac Odkryw­ców. Jesz­cze 50 ziem­skich lat wcze­śniej Gar­dia była senną rybacką wio­ską. Pra­dzia­dek Borga wypły­wał na ocean łódką ple­cioną z kar­nasu. A teraz? Zie­mia­nie wybu­do­wali wspa­niały plac, oto­czony monu­men­tal­nymi budyn­kami. Tłum szczel­nie oble­gał małą archi­tek­turę oraz dwa ska­te­parki. Z jed­nej strony z placu roz­cho­dziło się pro­mie­ni­ście osiem ulic, a z dru­giej widać było jachty w mari­nie koły­szące się na łagod­nych falach.

Mała jasna tar­cza Alfy powoli kryła się za hory­zon­tem. Infra, czte­ro­krot­nie więk­sza od swej sio­strza­nej gwiazdy, była krwi­sto­czer­wo­nym olbrzy­mem. Wypa­lała się, dawała mocne czer­wone świa­tło i bar­dzo mało cie­pła. Borg wie­dział, że gdy tylko Alfa znik­nie na dobre, o tej porze trójki zrobi się dość chłodno. Jed­nak teraz marsz­cząca się powierzch­nia Oce­anu Olbrzy­miego mie­niła się w bla­sku obu gwiazd. Na Ter­cji zawsze wiało, ale w okre­sie zimo­wym Wieczny Sztorm na dru­giej pół­kuli słabł tro­chę i teraz podmu­chy nie były tak uciąż­liwe.

Zapa­liły się pierw­sze latar­nie i olbrzy­mia rzeźba na środku placu zapło­nęła wie­lo­ko­lo­ro­wym ledo­wym pod­świe­tle­niem. Była to replika Voy­agera 1, wspa­wano w nią nawet ory­gi­nalne frag­menty, rzu­cone na odle­głą Ter­cję nie­znaną siłą i potem odna­le­zione przez Zie­mian pod­czas kolo­ni­za­cji. Sondę wystrze­lono z Ziemi w 1977 roku; teraz efek­tow­nie pod­świe­tlona rzeźba wzbu­dzała zachwyt miesz­kań­ców Gar­dii.

Plac ota­czały olbrzy­mie holo­gramy, rekla­mu­jące mul­tum pro­duk­tów, które Zie­mia­nie spro­wa­dzili ze sobą. Reklama pasty do zębów ustą­piła zło­tym łukom oraz mon­stru­al­nemu ham­bur­ge­rowi, który góro­wał nad pomni­kiem Voy­agera. Świe­cące litery przy­kryły plac: MCDO­NALD’S. 600 ZIEM­SKICH LAT JESTE­ŚMY DLA CIE­BIE. BY ŻYŁO SIĘ SMACZ­NIEJ! Z oka­zji tej okrą­głej rocz­nicy zor­ga­ni­zo­wali gigan­tyczną pro­mo­cję. Przez jubi­le­uszowy mie­siąc każ­demu, kto zare­je­stro­wał się w sieci firmy, przy­słu­gi­wały dwa dar­mowe che­ese­bur­gery dzien­nie. Borg zamie­rzał korzy­stać z tej pro­mo­cji do samego końca, a jakże.

Się­gnął do komma, umiesz­czo­nego na nad­garstku, i prze­su­nął pal­cem po wyświe­tla­czu, jed­no­cze­śnie ska­nu­jąc holo­gra­mowy kod zawie­szony w powie­trzu. Po chwili nie­wielki dron zawisł przy nim bez­sze­lest­nie i Borg ode­brał jesz­cze cie­płe kanapki, zawi­nięte w ele­gancki papier. Usiadł na murku i zaczął jeść, mruk­nąw­szy do sie­bie:

– Ależ to dobre.

Przez stu­le­cia Ter­cja­nie wypie­kali chleb oraz bułki, mieli mięso z upo­lo­wa­nych war­gu­nów. Ale nikt ni­gdy nie wpadł na to, żeby kotlet wetknąć w roz­ciętą na pół bułkę. Borg za każ­dym razem dzi­wił się temu pięk­nemu w swo­jej pro­sto­cie wyna­laz­kowi.

Zie­mian było na placu mniej wię­cej tyle samo ile Ter­cjan. Jed­nak rodo­wici miesz­kańcy ginęli w tłu­mie, bo jeśli któ­ryś miał przy­kła­dowo metr sześć­dzie­siąt wzro­stu, to już nale­żało uwa­żać go za bar­dzo wyso­kiego. Ter­cja była o mniej wię­cej połowę więk­sza od Ziemi; wyż­sza masa skut­ko­wała sil­niej­szym przy­cią­ga­niem. Ter­cjanki i Ter­cjanie, z moc­nym szkie­le­tem i roz­bu­do­waną musku­la­turą, przy przy­by­szach wyda­wali się przy­sa­dzi­ści. Ci z kolei musieli wspo­ma­gać naturę, pod­da­wali się zabie­gom wzmac­nia­ją­cym ich kości i mię­śnie. Nano­chi­rur­gia Zie­mian dzia­łała cuda, jed­nak nie wszy­scy chęt­nie kła­dli się pod laser. U nie­któ­rych, zwłasz­cza tych star­szych, pod ubra­niem odzna­czały się egzosz­kie­lety poma­ga­jące w codzien­nym życiu w więk­szej gra­wi­ta­cji.

Borg zauwa­żył sporo mie­sza­nych par, z któ­rych zde­cy­do­wana więk­szość docze­kała się nawet wspól­nego potom­stwa. Rzecz trzy trójki wcze­śniej prak­tycz­nie nie do pomy­śle­nia. Coraz wię­cej Zie­mian doce­niało ter­cjań­skie kształty, a może jesz­cze bar­dziej cha­rak­tery. Rodo­wici miesz­kańcy pla­nety byli abso­lut­nie pozba­wieni agre­sji. Nie znali walk czy zabójstw. Jedy­nymi prze­stęp­stwami były kra­dzieże lub oszu­stwa, mordy i gwałty poja­wiły się wraz z kolo­ni­za­to­rami. Zie­mianki miały swoje orga­ni­za­cje i od stu­leci wal­czyły o równe prawa i godne trak­to­wa­nie. Ter­cjanki ni­gdy się nie skar­żyły na swój los i nie były zdolne prze­ciw­sta­wić się mężom z innej pla­nety. Borg nie­jed­no­krot­nie widy­wał zastra­szone, zahu­kane Ter­cjanki u boku wład­czych Zie­mian.

Alfa znik­nęła już za hory­zon­tem na tyle, że Infra zyskała na zna­cze­niu i teraz świat zalała czer­wień, doda­jąc pla­cowi Odkryw­ców grozy ze sta­rego ziem­skiego hor­roru. Zamiast holo­gra­mo­wych reklam poja­wiło się stu­dio tele­wi­zyjne. Pięk­nej Zie­miance, Jes­sice Agbar, towa­rzy­szył Ter­cja­nin Douan. Zro­bił zawrotną karierę jako gwiaz­dor kina akcji. Wszy­scy mło­dzi Ter­cja­nie chcieli być tacy jak on. W swo­ich fil­mach prze­ska­ki­wał z drona na wiro­loty i podusz­kowce, sypał żar­tami jak z rękawa i sypiał z pięk­nymi dziew­czy­nami. I to Zie­mian­kami! Para w tele­wi­zyj­nym stu­diu obwie­ściła, że nad­szedł czas na uświę­coną tra­dy­cję.

Lote­ria. Na zakoń­cze­nie każ­dej trójki każdy z Zie­mian otrzy­my­wał swoją wielką szansę. Nie­któ­rzy Ter­cja­nie osten­ta­cyj­nie igno­ro­wali tę zabawę, bo sami nie mogli brać w niej udziału. Borg jed­nak to uwiel­biał. Wylo­so­wany szybko sta­wał się cele­brytą i otrzy­my­wał jedyną w swoim rodzaju nagrodę – zapro­sze­nie na Rejs.

Na Ter­cji każdy, nie­ważne, czy Zie­mia­nin, czy rdzenny miesz­ka­niec, miał swój uni­ka­towy numer. Dwa­dzie­ścia jeden cyfr, które go opi­sy­wały i towa­rzy­szyły mu od uro­dze­nia. Dzięki nim zaj­mo­wał okre­ślone miej­sce w sys­te­mie. Pozwa­lały obsłu­gi­wać płat­no­ści lub też zała­twiać urzę­dowe sprawy. Borg obser­wo­wał, jak pod parą uśmiech­nię­tych pre­zen­te­rów poja­wiały się kolejne sza­leń­czo kolo­rowe cyfry.

Gdy w powie­trzu nad pla­cem roz­ja­rzył się wresz­cie pełen numer, Borg wypu­ścił z ręki papier po che­ese­bur­ge­rach, który natych­miast porwał podmuch ter­cjań­skiego wia­tru. Gdyby zoba­czył to szef, Borg dostałby naganę z wpi­sem do akt. W końcu był pra­cow­ni­kiem Miej­skiego Przed­się­bior­stwa Czy­sto­ści w Gar­dii. Ale teraz o tym nie myślał. Patrzył z roz­dzia­wio­nymi ustami na wiru­jące cyfry. To jego numer!

2.

Budy­nek Rady był naj­wyż­szą kon­struk­cją na Ter­cji. Strze­li­sty wie­żo­wiec wzno­sił się na wyso­kość pra­wie 4 kilo­me­trów. Piero Castani sie­dział w swoim gabi­ne­cie na jed­nym z naj­wyż­szych pię­ter, spo­glą­da­jąc przez okno. Drony mete­oro­lo­giczne regu­lar­nie kur­so­wały wokół budynku, roz­ga­nia­jąc chmury, by loka­to­rzy mogli cie­szyć oczy wido­kiem.

A ten był iście cudowny. Z tej wyso­ko­ści można było nie tylko podzi­wiać minia­turę Gar­dii czy poła­cie Oce­anu Olbrzy­miego. Infra scho­wała się na dobre za hory­zon­tem i mrok pano­szył się coraz śmie­lej nad powierzch­nią pla­nety. Przy tak dobrej pogo­dzie jak teraz widać było w oddali gra­na­towe oko Wiecz­nej Burzy rzu­ca­jące wokół gniewne roz­bły­ski. Poza ośrod­kami miej­skimi Ter­cja była nudną i mono­tonną pustynną pla­netą, pokrytą sza­rym pyłem, nanie­sio­nym przez silny wiatr. _Nie­sa­mo­wite, jak nasi przod­ko­wie musieli zasy­fić raj na Ziemi, skoro prze­nie­śli się do tego gów­nia­nego miej­sca_ – pomy­ślał Castani.

Się­gnął po butelkę i nalał kolejną por­cję Jacka Daniel’sa do szklanki. Był zgar­bio­nym, niskim męż­czy­zną, któ­rego czę­sto porów­ny­wano do Chur­chilla. Tym porów­na­niem spra­wiano mu duży kom­ple­ment. Bry­tyj­ski poli­tyk przy sena­to­rze Ter­cji mógłby ucho­dzić za przy­stoj­niaka. Piero Castani był tak brzydki, że ci mniej przy­chylni jego oso­bie twier­dzili, że „temu to nawet nano­chi­rur­gia nie pomoże”. Tak naprawdę ni­gdy nie zde­cy­do­wał się na żaden zabieg popra­wia­jący urodę. Uwa­żał to za zby­teczne, twier­dził, że siła i war­tość czło­wieka nie łączą się w żaden spo­sób z wyglą­dem.

Holo­gram wyświe­tlił nad bla­tem biurka twarz sekre­tarki.

– Panie sena­to­rze – powie­działa pani Swan­son. – Czło­nek Rady Naj­wyż­szej, mece­nas Char­les de Vil­le­fort. Nie­stety, nie był umó­wiony, ale koniecz­nie chce się z panem widzieć.

– Oczy­wi­ście, niech wej­dzie.

Castani zer­k­nął na zega­rek i uśmiech­nął się, mru­cząc pod nosem:

– Led­wie pół godziny po loso­wa­niu. To musiało zabo­leć.

Mece­nas Char­les de Vil­le­fort nie wszedł do gabi­netu. Raczej wpa­ro­wał do wnę­trza z twa­rzą wykrzy­wioną gnie­wem. Castani dobie­gał sie­dem­dzie­siątki, a mece­nas był od niego star­szy o dobre 20 lat. Mimo tego de Vil­le­fort wyglą­dał, jakby miał tro­chę ponad czter­dziestkę. Nie ską­pił pie­nię­dzy zarówno na nano­chi­rur­gów, jak i sklepy z luk­su­sową odzieżą. Lekko siwie­jące włosy, kan­cia­sta szczęka, sze­ro­kie barki i wąska talia opięte gar­ni­tu­rem szy­tym na miarę. Ten czło­wiek chciał wyglą­dać bar­dzo dobrze. I tak wła­śnie wyglą­dał.

– To jakiś chory żart!? – zapiał, pod­cho­dząc do biurka.

– Witaj, Char­les. Ja też się cie­szę, że cię widzę.

Castani z uśmie­chem wycią­gnął rękę, ale mece­nas to zigno­ro­wał. Sena­tor pyta­ją­cym gestem wska­zał butelkę Jacka Daniel’sa.

– Ame­ry­kań­skie gówno z kuku­ry­dzy? Nie, dzię­kuję. Ale nie pogar­dzę szkla­neczką dobrego calva­dosu.

Po chwili obaj usie­dli przy sto­liku w kącie gabi­netu, a pani Swan­son posta­wiła przed mece­na­sem szklankę oraz butelkę z fran­cu­skim winia­kiem.

– Uspo­ko­iłeś się? – spy­tał Castani.

– Piero, zro­zum. To jest poli­czek dla wszyst­kich człon­ków mojej par­tii. Mało! To jest poli­czek dla wszyst­kich Zie­mian!

– Nie prze­sa­dzaj.

– Czy ty zda­jesz sobie sprawę, że to paliwo dla tych eks­tre­mi­stów z Wol­nej Ter­cji!?

– Wręcz prze­ciw­nie. To, że dopu­ści­li­śmy jed­nego z nich do loso­wa­nia, pozba­wia ich wielu argu­men­tów. Poza tym, skąd strach przed tą całą Wolną Ter­cją?

– Ludzie gadają, że wielu z nich ginie bez­pow­rot­nie. Jest coraz wię­cej takich wypad­ków.

– Ludzie gadali takie pier­doły, odkąd nauczyli się mówić – Castani mach­nął ręką. – Chyba w to nie wie­rzysz? Prze­cież Ter­cja­nie nie są zdolni do jakiej­kol­wiek agre­sji.

De Vil­le­fort mil­czał. Nie mógł prze­cież zaprze­czyć. Wszy­scy dosko­nale znali Ter­cjan oraz wyniki badań ziem­skich bio­lo­gów. Wolna Ter­cja gło­siła śmiałe hasła, żądała opusz­cze­nia pla­nety przez Zie­mian. Ale na hasłach się koń­czyło. Nawet pod­czas demon­stra­cji nie odno­to­wano jakich­kol­wiek prze­ja­wów gniewu czy agre­sji. Ter­cjanie po pro­stu nie byli do tego zdolni.

– Zie­mia powinna pozo­stać tylko dla Zie­mian – powie­dział wresz­cie mece­nas.

– Bła­gam! Nie będę słu­chał takiego faszy­stow­skiego gówna!

– To nie jest faszyzm.

– Poza Wolną Ter­cją nie możemy zapo­mi­nać, że rdzenni miesz­kańcy tej pla­nety mają swo­ich przed­sta­wi­cieli w Radzie! Pamię­taj, czym się koń­czyły awan­tury XX i XXI wieku. Co było po I woj­nie świa­to­wej? Druga! Bo Niem­com za bar­dzo przy­krę­cono śrubę. Tak samo za glo­balny ter­ro­ryzm tam­tych lat możemy podzię­ko­wać Fran­cu­zom.

– O, wypra­szam sobie! – de Vil­le­fort był mocno przy­wią­zany do swo­ich korzeni. – Fran­cuzi stwo­rzyli spo­łe­czeń­stwo ide­alne.

– Jasne, zsy­ła­jąc wszyst­kich o ciem­nym kolo­rze skóry do gett. A potem dając im ścieżkę roz­woju jako sprzą­ta­cze, kurie­rzy i pra­cow­nicy barów fast food. Piękne!

– Chwi­leczkę – de Vil­le­fort nalał sobie kolejną por­cję calva­dosu. – Ale dla­czego przy­wo­łu­jesz takie przy­kłady? Ter­ro­ry­ści, faszy­ści, nazi­ści, komu­ni­ści. Oni wszy­scy byli Zie­mia­nami. Więc byli zdolni do agre­sji, a Ter­cja­nie nie są. Prawda?

Tym razem to Castani mil­czał. Jako sena­tor Ter­cji miał dostęp do pew­nych mate­ria­łów taj­nych służb, o któ­rych inni nie wie­dzieli. Nie były to może sprawy prze­ra­ża­jące, ale powiedzmy, że tro­chę nie­po­ko­jące. Na szczę­ście mece­nas nie kon­ty­nu­ował tego wątku, tylko ciężko wes­tchnąw­szy, powie­dział:

– Poza tym, czy on w ogóle prze­żyje rejs?

– Char­les, miejmy to za sobą. Co chcesz za to, aby twoi ludzie nie roz­pę­tali krwa­wej awan­tury i aby ten Ter­cja­nin tra­fił bez­piecz­nie na Zie­mię?

– Chcę, żeby to pro­fe­sor Zeng był sze­fem eks­pe­dy­cji na Mediosa.

Sena­tora zasko­czyła szyb­kość odpo­wie­dzi. Zna­czyła, że dla mece­nasa było to bar­dzo ważne. Tylko dla­czego? Tego, nie­stety, Piero Castani nie wie­dział i bar­dzo mu się to nie podo­bało. Ale na razie nie widział innego wyj­ścia, dla­tego odparł:

– Zgoda.

3.

To było istne sza­leń­stwo! Borg wręcz sła­niał się na nogach. Gdy oka­zało się, że oto po raz pierw­szy w histo­rii w loso­wa­niu ujęto też Ter­cjan, w dodatku wygrał wła­śnie jeden z nich, pozo­stali wpa­dli w eks­tazę. Borg nie spał przez całą dobę. Przez te 32 godziny poznał chyba wię­cej osób niż przez całe życie. Ści­skał rękę zna­nym akto­rom, muzy­kom, poli­ty­kom oraz wybit­nym oso­bo­wo­ściom. Każdy z nich chciał poznać pierw­szego Ter­cjanina, który odwie­dzi Zie­mię.

Do tej pory naj­po­pu­lar­niej­szym Ter­cja­ni­nem na Stul­ti­ra­mie był aktor kina akcji Douan. Ale to była prze­szłość. W tę jedną dobę konto Borga osią­gnęło zawrotną liczbę ponad 3 miliar­dów obser­wu­ją­cych. A co naj­dziw­niej­sze, ze sta­ty­styk wyni­kało, że więk­szo­ścią z nich byli Zie­mia­nie.

Cały ten magiczny koło­wrót prze­dziw­nych zda­rzeń i emo­cji spra­wił, że Borg był wycień­czony. Dla­tego gdy wszedł do sali pro­jek­cyj­nej, ode­tchnął z ulgą. Znał prze­cież, podob­nie jak każdy Ter­cja­nin czy Zie­mia­nin, sche­mat wyda­rzeń po loso­wa­niu. Żela­znym punk­tem pro­gramu był spot infor­ma­cyjny. Coś jak skró­cona histo­ria ostat­nich stu­leci, powszechne przy­po­mnie­nie, po co wła­ści­wie jest loso­wa­nie. Wcze­śniej myślał o tym jako o przy­krym obo­wiązku. Jak dziecko, które musi wycier­pieć nudną kola­cję wigi­lijną po to, by wresz­cie rzu­cić się na pre­zenty leżące pod cho­inką. Ale teraz był wdzięczny za tę chwilę wyci­sze­nia. Świa­tła w sali przy­ga­sły i w powie­trzu roz­ja­rzył się krótki napis HISTO­RIA. Borg widział ten film wiele razy. A teraz miał go obej­rzeć po raz kolejny. Wraz z miliar­dami oglą­da­ją­cymi to samo na swo­ich pro­jek­to­rach, kom­mach i ekra­nach innych odtwa­rza­czy.

Napis zgasł i w cał­ko­wi­tej ciem­no­ści poja­wiła się maleńka biała kropka. W miarę jak się powięk­szała, coraz wyraź­niej zabar­wiała się błę­ki­tem. Wkrótce potem w sali domi­no­wał monu­men­talny ziem­ski glob. Film pozba­wiony był lek­tora lub jakie­go­kol­wiek komen­ta­rza, co jesz­cze bar­dziej potę­go­wało wra­że­nie. Czarno-białe, nie­wy­raźne foto­gra­fie z XIX-wiecz­nej Ziemi. Rewo­lu­cja prze­my­słowa, postęp tech­no­lo­giczny, pierw­sze samo­chody i pociągi. Potem dwu­dzie­ste stu­le­cie, coraz sil­niej­sze zanie­czysz­cze­nie Ziemi. Roz­ci­nane ryby, z któ­rych żołąd­ków wysy­puje się pla­stik. Rosnąca tem­pe­ra­tura, top­nie­nie lodow­ców i pod­no­szący się poziom wód; zato­pie­nie Flo­rydy, Danii i wybuch Wiel­kiego Pożaru Austra­lij­skiego, który pochło­nął cały kon­ty­nent.

Wresz­cie Wielka Migra­cja Lud­no­ści ze wszyst­kimi jej kon­se­kwen­cjami. W ramach tego zja­wi­ska miej­sce życia zmie­niły ponad 2 miliardy ludzi. Dopro­wa­dziło to do potęż­nego cha­osu i, w szczy­to­wym momen­cie kry­zysu, do pięt­na­sto­let­niej wojny o wodę, która zebrała krwawe żniwo 300 milio­nów ofiar.

Mimo kry­zysu kli­ma­tycz­nego ludz­kość przez cały czas roz­wi­jała się pod wzglę­dem tech­no­lo­gicz­nym. To umoż­li­wiło Wielką Podróż, czyli próbę kolo­ni­za­cji pla­net nada­ją­cych się do życia w pobli­skich ukła­dach. Pierw­sza kolo­ni­za­cja nie powio­dła się, bo wytwa­rza­nie atmos­fery i wody było zbyt kosz­towne. Druga próba rów­nież nie przy­nio­sła suk­cesu. Dopiero teraz Borg uświa­do­mił sobie, że o ile temat pierw­szej jest poru­szany przez wiele fil­mów i opi­sują ją liczne źró­dła, o tyle o dru­giej nie wia­domo nic. W powie­trzu poja­wiła się tylko rzym­ska cyfra II, która zaraz została prze­kre­ślona.

Wresz­cie trze­cia pla­neta. Ter­cja, jego dom. Na ekra­nie Gar­dia jako mała rybacka wio­ska i szybko rosnące biu­rowce oraz wie­żowce. Przez cały, długi i żmudny czas Wiel­kiej Podróży garstka ludzi pozo­sta­wała na Ziemi, odwra­ca­jąc z pomocą robo­tów skutki jej dłu­go­trwa­łego nisz­cze­nia. Miliardy ton śmieci wysłano w kosmos, przy­wró­cono rów­no­wagę kli­ma­tyczną. Wybu­rzono budynki i pozbyto się gru­zów. Nastą­piło cof­nię­cie. Ludzie osta­tecz­nie odrzu­cili tech­no­lo­gię i żyli w pro­stych domo­stwach.

Obec­nie Zie­mię zamiesz­ki­wało rap­tem milion ludzi. To wła­śnie oni two­rzyli Are­opag decy­du­jący o losach Ter­cji. Raz na trzy ziem­skie lata loso­wano osobę, która mogła dołą­czyć do tego wąskiego grona. Był to abso­lutny zaszczyt.

Godzinę póź­niej Borg sie­dział w kap­sule, która wynio­sła go na orbitę Ter­cji. Pojazd zado­ko­wał do przy­stani, któ­rej surową bryłę roz­świe­tlała Infra. Ter­cja­nin popa­trzył stam­tąd na pla­netę. Była zato­piona w ciem­no­ści. Alfa miała wychy­nąć zza hory­zontu dopiero za godzinę. Jedy­nie rejon Wiecz­nej Burzy roz­bły­ski­wał co jakiś czas wyła­do­wa­niami elek­tro­sta­tycz­nymi.

Komm cią­gle miał zasięg. Borg spoj­rzał na prze­gub i odczy­tał kolejne powia­do­mie­nia ze Stul­ti­ramu. Wiele firm pro­po­no­wało mu nie­bo­tyczne pie­nią­dze za pole­ce­nie ich pro­duk­tów w jakim­kol­wiek poście. _Jestem bogaty_ – pomy­ślał Borg. A potem uświa­do­mił sobie, że prze­cież ma lecieć na Zie­mię.

– Ale zawsze mogę wró­cić – powie­dział do sie­bie.

Żaden z wylo­so­wa­nych Zie­mian ni­gdy nie wró­cił na Ter­cję. Borg szybko doszedł do wnio­sku, że to dla­tego, że na Ziemi musi być po pro­stu wspa­niale. Nie chciał psuć sobie humoru. Nie teraz. Prze­cież los się wresz­cie do niego uśmiech­nął. Drzwi kap­suły otwo­rzył się z sykiem, a z gło­śni­ków roz­legł się przy­jemny dla ucha kobiecy głos:

„Podróż­niku. Witaj w przy­stani rejsu”.

4.

Pro­fe­sor Hu Zeng, jako antro­po­log, wciąż był pod wra­że­niem tego, jak wygląd i spo­sób bycia nie­któ­rych ludzi opie­rały się tysiącom lat ewo­lu­cji. Ostat­nie stu­le­cia spra­wiły, że nie było już rasy daw­niej nazy­wa­nej białą. Prak­tycz­nie każdy Zie­mia­nin miał już ciem­niej­szy odcień skóry, a u więk­szo­ści dawało się dostrzec cechy azja­tyc­kie lub afry­kań­skie. Pomimo tej zmiany czło­wiek, odpo­wie­dzialny za ochronę eks­pe­dy­cji, wyglą­dał jak sprzed wie­ków. Krótko przy­strzy­żone włosy, wzrok nie­zno­szący sprze­ciwu. Nie było wąt­pli­wo­ści, że puł­kow­nik Bill Enroe od dziecka jedną ręką bawił się siu­sia­kiem, drugą pisto­le­tem. A czaszkę wypeł­niał mu regu­la­min.

– Bez­pie­czeń­stwo tej eks­pe­dy­cji to zada­nie, które mi powie­rzono – głos woj­sko­wego był wyprany z emo­cji tak samo jak jego spoj­rze­nie.

– Rozu­miem – odparł pro­fe­sor.

– Dla­tego gdy już znaj­dziemy się na Medio­sie, żądam od pań­skich ludzi abso­lut­nego posłu­szeń­stwa.

– Posta­ram się, by współ­praca mię­dzy nami prze­bie­gała bez­pro­ble­mowo.

– To za mało. Zero tole­ran­cji! Nie wiemy, z jakimi isto­tami mamy do czy­nie­nia. Jeśli zade­cy­du­jemy o ewa­ku­acji, to nie będzie żad­nych dys­ku­sji, zbie­ra­nia pró­bek i tym podob­nych. Rozu­miemy się?!

– Tak, oczy­wi­ście – Zeng wes­tchnął. – A teraz pro­szę wyba­czyć, ale chciał­bym zjeść obiad.

Puł­kow­nik ski­nął tylko głową i ruszył na mostek, a pro­fe­sor odszedł do czę­ści miesz­kal­nej, gdzie znaj­do­wała się kan­tyna. Nie miał oczy­wi­ście zamiaru słu­chać byle wojaka, ale uznał, że warto skła­mać, by cho­ciaż tro­chę uspo­koić ten beto­nowy umysł.

Wszedł do kan­tyny, chwy­cił tacę i sta­nął pokor­nie w kolejce. Gdy nało­żył sobie jedze­nie i zaczął szu­kać spoj­rze­niem wol­nego miej­sca, usły­szał okrzyk:

– Panie pro­fe­so­rze, tutaj!

Zoba­czył Nadię, stu­dentkę ostat­niego roku bio­lo­gii, która w ostat­niej chwili dołą­czyła do eks­pe­dy­cji. Ski­nął jej z uśmie­chem głową i po chwili sie­dział już przy sto­liku, naprze­ciwko dziew­czyny. Miała burzę poły­skli­wych, ruda­wych loków i była po pro­stu piękna. Pro­fe­sor tro­chę wsty­dził się tego, jak bar­dzo mu się podo­bała. Oczy­wi­ście trzy­mał dystans. W końcu był wykła­dowcą aka­de­mic­kim oraz sze­fem eks­pe­dy­cji nauko­wej. Choć dobie­gał osiem­dzie­siątki, nano­chi­rur­gia dość dobrze masko­wała jego metrykę. Nadia miała jed­nak praw­dziwe 25 lat i na statku nie było chyba męż­czy­zny, który by się za nią nie obej­rzał.

– Smacz­nego – dziew­czyna odsło­niła w uśmie­chu piękne, równe zęby.

– Dzię­kuję, wza­jem­nie.

– Pomy­śleć, że minęły dwie doby, a my już jeste­śmy tak daleko od Ter­cji. Boże, jaka jestem pod­nie­cona!

– Nasz napęd się spraw­dza, choć na nie­wiele by się zdał, gdyby nie dogodne okno łuku anty­ma­te­rii.

Nadia ski­nęła głową. Wie­działa, że dotar­cie na Mediosa w zale­d­wie dwa tygo­dnie moż­liwe jest jedy­nie raz na 50 lat. Dziew­czyna wło­żyła kęs do ust, a potem odgar­nęła włosy z czoła i spy­tała:

– Myśli pan, że kie­dyś naprawdę zro­zu­miemy ano­ma­lię?

– Okno łuku to wyjąt­kowo zagad­kowa rzecz – pro­fe­sor zamy­ślił się na chwilę. – Sądzę, że jesz­cze długo nie będziemy mieli wystar­cza­ją­cych narzę­dzi, aby doko­nać sku­tecz­nej ana­lizy. Ale to nie zna­czy, że nie możemy korzy­stać z okna, by podró­żo­wać. W końcu żegla­rze przed wie­kami korzy­stali ze sprzy­ja­ją­cych wia­trów, choć nie do końca zda­wali sobie sprawę z tego, jak powstają i jakie są mecha­ni­zmy ich dzia­ła­nia.

– Nasz poziom porów­nuje pan do sta­ro­daw­nych żaglow­ców?

– Wszystko to kwe­stia skali – Zeng się uśmiech­nął. – Jeśli cho­dzi o okno łuku anty­ma­te­rii, to myślę, że sil­nik odrzu­towy jest daleko przed nami. Na razie… powiedzmy, że pru­jemy przez Atlan­tyk parow­cem. I z tego się cieszmy. Wie­dza jest klu­czem do wszyst­kiego. Gdy Henry Hud­son w XVII wieku wypły­nął na bez­kre­sne wody, myślał, że ma przed sobą Pacy­fik. Prze­cież nie mógł wtedy wie­dzieć, że zna­lazł się w zatoce, którą póź­niej nazwano na jego cześć, prawda?

Pro­fe­sor nie krył dumy ze swo­jego porów­na­nia, ale szybko zauwa­żył, że Nadia nie­wiele zro­zu­miała z tego wywodu. Przy­kryła zmie­sza­nie uśmie­chem, ponow­nie pota­ku­jąc głową. Mimo wszystko wie­działa, że sonda wysłana na Mediosa przed 50 laty potwier­dziła obec­ność buj­nej roślin­no­ści oraz wody. Nie­stety, urzą­dze­nie nie dostar­czyło jed­no­znacz­nych dowo­dów ist­nie­nia tam inte­li­gent­nej formy życia.

– Czy to moż­liwe, aby na Medio­sie był ktoś w rodzaju Ter­cjan? – spy­tała Nadia.

– Nie mam poję­cia – pro­fe­sor wzru­szył ramio­nami. – Na jed­nej z foto­gra­fii dostrze­gli­śmy praw­do­po­dob­nie zabu­do­wa­nia. Ale ich forma wska­zy­wa­łaby, że jeśli żyją tam inte­li­gentne istoty, to nie­sły­cha­nie pry­mi­tywne. Albo żyły w prze­szło­ści.

– Czy coś może nam gro­zić?

– Pro­szę się nie mar­twić. Będą z nami żoł­nie­rze. Poza tym naj­pierw musimy potwier­dzić skład atmos­fery. Zanim wylą­du­jemy na powierzchni, minie dobre kilka tygo­dni.

Zeng przyj­rzał się dokład­niej tej mło­dej ślicz­nej dziew­czy­nie. Prze­cież musiała wie­dzieć, że powrót na Ter­cję będzie moż­liwy dopiero za pięć dekad. Nie szkoda jej było życia? Nie chciała zało­żyć rodziny? Już miał ją o to zapy­tać, ale stwier­dził, że wypa­dłoby to wyjąt­kowo idio­tycz­nie. Nadia podzię­ko­wała z uśmie­chem i wstała z tacą od stołu. Pro­fe­sor odpo­wie­dział uprzej­mym gestem, ale gdy dziew­czyna ruszyła do wyj­ścia, nie mógł się powstrzy­mać, by nie popa­trzeć na jej ide­alne pośladki. _Boże, zacho­wuję się jak stary pier­dziel_ – pomy­ślał zre­zy­gno­wany.

Nadia wró­ciła do swo­jej kabiny i wyj­rzała przez nie­wiel­kie okno. Na zewnątrz bez­kres kosmosu jarzył się miliar­dami gwiazd. Jej komm zawi­bro­wał i dziew­czyna ode­brała połą­cze­nie. Świa­tła w kabi­nie przy­ga­sły, poja­wiły się holo­gramy sena­tora Piera Casta­niego oraz szefa bez­pie­czeń­stwa Ter­cji Dmi­trija Abra­mowa, bar­dzo szczu­płego i niskiego męż­czy­zny z iro­nicz­nym uśmie­chem. Pozory cza­sem mocno mylą, bo Abra­mow był w isto­cie prze­bie­głym i bez­li­to­snym gra­czem.

– Udało się pani zbli­żyć do Zenga? – spy­tał Castani.

– Jesz­cze nie, sena­to­rze.

– Pro­szę się pospie­szyć – głos sena­tora był lodo­waty. – Nie mamy dużo czasu. Pro­szę pamię­tać, że szef eks­pe­dy­cji ma pełne prawo obwo­ła­nia się sena­to­rem na nowej pla­ne­cie.

– Ten debil gotów uda­wać tam Boga – par­sk­nął szef bez­pie­czeń­stwa.

– Oczy­wi­ście – odparła Nadia.

– Gdy tylko znaj­dzie­cie się na Medio­sie, będzie pani odpo­wie­dzialna za utwo­rze­nie przy­stani rejsu.

– Nie wie­dzia­łam, że takie są plany…

– Nie musi pani wie­dzieć o wszyst­kim – sena­tor wyraź­nie się znie­cier­pli­wił. – Nie możemy pozwo­lić na to, żeby pro­fe­sor Zeng rzą­dził tam przez 50 lat. Mamy na statku dru­giego czło­wieka, który zdo­łał zabez­pie­czyć mate­riały i wspól­nie z panią ustawi przy­stań.

– Mogę wie­dzieć kto to?

– Wszyst­kiego dowie się pani w swoim cza­sie. Pro­szę nas na bie­żąco infor­mo­wać o postę­pach.

– Tak jest.

Męż­czyźni bez słowa zakoń­czyli połą­cze­nie. Holo­gramy znik­nęły, a kabina znowu wypeł­niła się jasnym bla­skiem. Nadia usia­dła w fotelu i poczuła, jak żołą­dek kur­czy się jej ze stra­chu. Musieli mieć kogoś mło­dego, dla­tego wybrali ją jesz­cze przed ukoń­cze­niem aka­de­mii poli­cyj­nej. Począt­kowo wyda­wało jej się to wspa­niałą szpie­gow­ską przy­godą. Taką jak na fil­mach. Ale teraz nie była wcale pewna, czy pod­jęła dobrą decy­zję.ROZDZIAŁ III

1.

Komu­ni­kat na desce roz­dziel­czej ostrzegł o wypusz­cze­niu spa­do­chro­nów. Zgod­nie z instruk­cją Borg chwy­cił się uchwy­tów po obu stro­nach fotelu. Po chwili poczuł mocne szarp­nię­cie, które wypchnęło mu powie­trze z płuc. Kilka sekund póź­niej kap­suła opa­dała już wolno i dostoj­nie, hamo­wana przez trzy potężne spa­do­chro­nowe cza­sze.

Patrzył przez szybę z zacie­ka­wie­niem. Od razu roz­po­znał cha­rak­te­ry­styczne estu­arium. Nic dziw­nego, że przed tysią­cem lat posta­no­wiono zało­żyć tu mia­sto. Ukształ­to­wa­nie terenu sta­no­wiło natu­ralny port. Nic, tylko zbu­do­wać przy­stań i roz­po­cząć han­del.

Widział jak na dłoni błę­kitne wstęgi rzeki Hud­son oraz East River. Wyspę poło­żoną mię­dzy nimi kie­dyś nazy­wano Man­hat­ta­nem. Gdyby zja­wił się tu kil­ka­na­ście wie­ków wcze­śniej, zoba­czyłby gęstą infra­struk­turę z wie­żow­cami i ze sty­lo­wymi mostami, łączą­cymi brzegi rzek. Teraz widział tylko piasz­czy­ste plaże i zie­lone łąki. Nawet po daw­nej nazwie nie było śladu. Na cześć grupy ple­mion indiań­skich, do któ­rej nale­żeli pier­wot­nie zamiesz­ku­jący te tery­to­ria, wyspa nosiła teraz miano Algon­kin.

Wie­dział, że tu wszelka tech­no­lo­gia została zaka­zana. Nawet korzy­sta­nie z ener­gii sło­necz­nej. Ludzie żyli tak samo jak przed wie­kami, odrzu­ciw­szy zdo­by­cze nowo­cze­snej cywi­li­za­cji. Jedyny wyją­tek sta­no­wiły sytu­acje, w któ­rych komuś gro­ziła śmierć przed osiem­dzie­sią­tym rokiem życia. Nie­ważne, czy w wyniku urazu, czy cho­roby. Wtedy odsy­łano go pro­mem na leżącą na orbi­cie przy­stań rejsu, gdzie nie­szczę­śnik mógł sko­rzy­stać z kap­suły medycz­nej.

Borg uśmiech­nął się, widząc nie­wielką wysepkę na połu­dnie od Algon­kinu. Jedyna budowla, która prze­trwała dein­du­stria­li­za­cję. Sta­tua Wol­no­ści. Sym­bol swego czasu znany na całym świe­cie. Ogromny posąg przez stu­le­cia witał mary­na­rzy stat­ków zawi­ja­ją­cych do portu. Cie­kawe, czy pozwolą mu zoba­czyć ją z bli­ska?

Nagle kon­sola kap­suły roz­ja­rzyła się na czer­wono, wypluła komu­ni­kat o splą­ta­niu spa­do­chro­nów. Borg poczuł, jak kap­suła zaczyna wiro­wać wokół wła­snej osi w nie­kon­tro­lo­wa­nym kor­ko­ciągu. Pomarsz­czona powierzch­nia Zatoki Nowo­jor­skiej zbli­żała się w zawrot­nym tem­pie. Zaczęło mu się robić nie­do­brze. Zdą­żył jesz­cze zauwa­żyć, że kon­sola infor­muje o kata­pul­to­wa­niu, i krzyk­nął:

– Nie! Tylko nie kata­pulta!

Osłona kap­suły wystrze­liła z sykiem, potężna siła wyrzu­ciła Borga na zewnątrz. Kom­bi­ne­zon napom­po­wał komory powietrzne, mające chro­nić go przed upad­kiem. Kap­suła po krót­kiej chwili z hukiem ude­rzyła w taflę wody poni­żej. On obra­cał się bez­rad­nie w powie­trzu, dopóki pojem­nik ze sprę­żo­nym gazem nie uwol­nił ładunku, spo­wal­nia­jąc upa­dek tak, by lądo­wa­nie było tak mięk­kie, jak to moż­liwe.

Mimo wszystko poczuł potworny ból, gdy runął w wodę. Więk­szość komór poroz­ry­wała się, amor­ty­zu­jąc ude­rze­nie. Na szczę­ście nie stra­cił przy­tom­no­ści. Do hełmu dostała się jed­nak woda, zale­wa­jąc mu usta. Od brzegu Liberty Island dzie­liło go nie­całe 100 metrów. Był tylko jeden pro­blem. Borg nie umiał pły­wać.

Ter­cja­nie w prze­wa­ża­ją­cej więk­szo­ści trud­nili się rybac­twem. Wodę darzyli nabożną czcią, a mor­ska toń napa­wała ich lękiem. Dopiero przy­jazd Zie­mian uświa­do­mił im, że czło­wiek może uno­sić się na wodzie niczym łodzie uży­wane do połowu. Nie­stety, Borg, jak jego ojciec i dzia­dek, był tra­dy­cjo­na­li­stą. Wie­rzył, że dla Ter­cja­nina, podob­nie zresztą jak Zie­mianina, natu­ral­nym śro­do­wi­skiem jest ląd i tego nale­żało się trzy­mać.

Zerwał hełm. Pró­bo­wał utrzy­mać głowę nad powierzch­nią, macha­jąc gwał­tow­nie rękoma. Stra­te­gia ta spraw­dzała się przez sekundę, dwie, jed­nak po chwili znowu szedł pod wodę. Wtedy jesz­cze szyb­ciej i moc­niej prze­bie­rał rękoma. Jed­nak nie­wiele to dało. Czuł, że szybko traci siły, a kolejne zachły­śnię­cia wodą jesz­cze pogar­szały sprawę. Ogar­nęła go panika, gdy uświa­do­mił sobie strasz­liwą prawdę. _Ja tonę_ – pomy­ślał. – _Umie­ram!_

Bra­ko­wało mu tlenu. Połknął sporo mor­skiej wody i w ostat­nim, panicz­nym odru­chu mach­nął jesz­cze kilka razy ramio­nami. Wtedy poczuł, że jego dło­nie tra­fiły na coś twar­dego. Odrzu­coną przez kap­sułę osłonę. Wczoł­gał się na ele­ment, który uno­sił się na wodzie niczym przej­rzy­sta, chy­bo­tliwa łódź. Przez krótką chwilę był prze­ko­nany, że pój­dzie na dno pod jego cię­ża­rem, ale nic takiego się nie stało.

Gdy tylko tro­chę odpo­czął, zsu­nął nogi do wody i zaczął nimi machać, kie­ru­jąc swoją pro­wi­zo­ryczną tra­twę w kie­runku wyspy, na któ­rej wzno­siła się dum­nie Sta­tua Wol­no­ści. W podobny spo­sób ste­ro­wano nie­gdyś łodziami rybac­kimi na Ter­cji. Umiesz­czone z tyłu wio­sło słu­żyło zarówno do obie­ra­nia kursu, jak i napę­dza­nia kon­struk­cji.

Pod­pły­nął tak bli­sko brzegu, jak to tylko było moż­liwe. Zsu­nął się z osłony i z ulgą poczuł pod sto­pami dno. Wyszedł na piasz­czy­sty brzeg i nie­mal od razu opadł na czwo­raka. Był wyczer­pany, prze­ra­żony i obo­lały. Posu­wał się jed­nak w takiej pozy­cji, chcąc się jak naj­bar­dziej odda­lić od zdra­dli­wej wody. Coś ści­snęło go w klatce pier­sio­wej i zaczął gwał­tow­nie wymio­to­wać słoną wodą. A potem zemdlał.

2.

Nadia krę­ciła się nie­spo­koj­nie po kabi­nie. Zdą­żyła się dowie­dzieć od Zenga, że ich sta­tek badaw­czy wpadł w pułapkę i teraz, pozba­wiony napędu, ścią­gany był w kie­runku Mediosa przez wro­gie myśliwce.

Przez ostat­nią godzinę pró­bo­wała połą­czyć się z sena­to­rem Casta­nim za pomocą spe­cjal­nego pro­to­kołu, wgra­nego do jej komma. Ale nic z tego nie wyszło. Nie wie­działa, czy może dla­tego, że znaj­do­wali się już za daleko, czy też statki z Mediosa w jakiś spo­sób blo­ko­wały sygnał.

Castani i szef bez­pie­czeń­stwa Ter­cji wspo­mi­nali o dru­gim agen­cie na pokła­dzie. Mieli razem usta­wić przy­stań rejsu na Medio­sie, tyle że nie wie­działa, nie­stety, kto to był. Znowu zaczęła żało­wać, że pod­jęła się tego zada­nia. Naj­gor­sze było to, że nawet nie znała wszyst­kich szcze­gó­łów. W końcu kim tak wła­ści­wie była? Led­wie kochanką szefa eks­pe­dy­cji. Wła­śnie. Led­wie czy aż? Wycią­gnie wszystko z tego sta­rego pier­dziela w łóżku! Uśmiech­nęła się z satys­fak­cją do swego odbi­cia w szy­bie. Za oknem widać było Mediosa w całej oka­za­ło­ści. Zbli­żali się.

Pro­fe­sor Hu Zeng został z puł­kow­ni­kiem na mostku, sły­szał więc dosko­nale, jak jeden z ofi­ce­rów nawi­ga­cyj­nych zamel­do­wał:

– Wcho­dzimy w atmos­ferę.

Pomy­ślał wów­czas, że „atmos­fera” może nie być do końca upraw­nioną nazwą. Wcze­śniej­sze bada­nia wyka­zały, że powłoka gazowa Mediosa różni się od tej na Ziemi i Ter­cji. Na tych ostat­nich pla­ne­tach przy­cią­ga­nie spra­wiało, że war­stwy gazów utrzy­my­wały się bli­sko powierzchni. Dodat­kowo ich magne­tos­fery chro­niły przed wia­trami Słońca, Alfy czy Infry.

Z Medio­sem sprawa miała się tro­chę ina­czej i była dość zagad­kowa. Pla­netę ogrze­wał błę­kitny nad­ol­brzym, który znaj­do­wał się o wiele dalej niż gwiazdy Ziemi czy Ter­cji. Mimo to jego pro­mie­nio­wa­nie spra­wiało, że na Medio­sie kwi­tło życie. Na pokła­dzie mieli sondy, któ­rych prze­zna­cze­niem był lot w kie­runku błę­kit­nej gwiazdy i jej szcze­gó­łowe bada­nia.

Sta­tek wpadł w silne wibra­cje. Spo­dzie­wali się oczy­wi­ście tar­cia i w następ­stwie wzro­stu tem­pe­ra­tury osłon statku, co zawsze towa­rzy­szyło prze­cho­dze­niu przez powłoki gazowe Ziemi lub Ter­cji, tutaj jed­nak miało się nie­zwy­kłe wra­że­nie, że sta­tek przy­spie­szył, jakby zasy­sało go do Mediosa. Za szybą roz­ja­rzyły się wie­lo­ko­lo­rowe wstęgi, przy­po­mi­na­jące ziem­ską zorzę polarną.

W końcu drga­nia ustały i zoba­czyli przed sobą białe obłoki, odbi­ja­jące nie­bie­ską poświatę dale­kiej błę­kit­nej gwiazdy. Gdy prze­bili się przez war­stwę chmur, ujrzeli gigan­tyczne mia­sto. Zarówno pro­fe­sor, jak i puł­kow­nik otwo­rzyli usta ze zdzi­wie­nia.

Gęsta zabu­dowa robiła wra­że­nie. Nawet w okre­sie naj­więk­szego roz­kwitu na Ziemi i Ter­cji ludzie nie zdo­łali stwo­rzyć cze­goś takiego. Las budyn­ków roz­cią­gał się na gigan­tycz­nej powierzchni. Gdy się zbli­żyli, zro­zu­mieli, że budynki cią­gną się kilo­me­trami w dół, two­rząc skom­pli­ko­wane wąwozy.

– Cie­kawe, ile stwo­rów czy innych robali zamiesz­kuje taką metro­po­lię – powie­dział puł­kow­nik Enroe. – Miliard? Dwa?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: