- W empik go
Galerya obrazów szlacheckich. Tom 1: opowiadania - ebook
Galerya obrazów szlacheckich. Tom 1: opowiadania - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 359 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Za dawnych, bardzo dawnych czasów, szlachcic, który chciał się ożenić, musiał pierwej dobrze się wysłużyć krajowi, a kiedy wrócił na zagon ze służby publicznej, wtedy przyjaciele poradzili mu gdzieby poszukać panienki na żonę, któraby imieniem i przymiotami odpowiadała zacności aspiranta. Panienki chowane były w wielkiej bogobojności i rygorze; nie wożono ich po świecie na pokazanie, zobaczyć je można było chyba w kościele lub u stołu rodzicielskiego. Prowadzony konkurent miał sobie na oględzinach pokazaną dzieweczkę, która gdy się udała, o rękę jej prosił uroczyście; rzecz swatów była wymiarkować pierwej jaka będzie odpowiedź, a po deklaracyi gody weselne następowały w kilka tygodni. Wola panny była tutaj bardzo podrzędną, wyrok rodzicielski bywał bez apellacyi.
Później, a datować można to później od traktatu karłowickiego, poczęły się do nas zakradać fraki, peruki i obyczaje francuzkie. Niewiasta polska zaczyna głowę podnosić, mieć swoją wolę, a małżeństwo zaczyna poprzedzać romans pełen wzdychania, dowodów miłości, stawiań na próbę siły sentymentu i trwałości onego, wtedy dopiero zasłużony wielbiciel nagrodzony został wzajemnością i policzony do najszczęśliwszych, zaślubiając wypokutowaną oblubienicę.
W pierwszej epoce dziewczęta brały imiona wedle szyku kalendarzowego, jakie sobie która przyniosła z dniem urodzin. Bywały wtedy Małgorzaty, Agnieszki, Gertrudy, Agaty, Balbiny; każda z świętych patronek była równą drugiej, czysta wiara i bogobojność nie pozwalały wyłamywać się z pod opieki uroczystującej w dniu narodzenia patronki.
W epoce drugiej, kobieta starająca się o wszystkie zewnętrzne powaby, przy chrzcie świętym dostaje już ładne imię, wyszukane starannie w martyrologii lub rozsławione w romansach. Wtedy to jawią się w Polsce Hermenegildy, Wilgeforty, Laury, Julie, Heloizy, Adeliny.
Po Stanisławowskich czasach, romantyczna epoka trwa ciągle: rozchodzą się wzdychania z pałaców możnych panów po drobnoszlacheckich strzechach, aż prawo francuzkie zastało tak przygotowaną do używania równych z mężczyznami praw cywilnych białogłowe, że już mu się nikt nie zadziwił, gdy obowiązywać poczęło urzędowanie. W owych to latach francuzkiego, rządu niewiasta nasza wstępuje na publiczną scenę. Jawią się kasyna po miastch, szlachta córki wozie poczyna na tę publiczną wystawę; marudery starego wieku krzywią się co prawda na ptyfenie i gazy, przez które widać różowe ciało ale cóż na to poradzić? kobieta już panowała na świecie, kochała kogo jej się podobało, nie kryjąc oznak sympatyi przed publicznością. Wtedy to młokos w cywilnym fraku ledwie że śmie poprosić pannę do tańca, wzdycha po kątach, żebrząc łaskawego spojrzenia, bo oficer ładny a dekorowany, przy ostrogach, z lekką szramą na twarzy, jest ideałem kobiety. Wtedy to widzimy pierwsze wykradania panien; bardzo to ludzi bawi, a mnóstwo prześlicznych aniołków marzy o złodziejach urodnych jak o niebie.
Po roku 1815 poczyna się epoka literatury romantycznej, narodowości wydobywają się z pod ciężaru Olympu, panienkom zaczyna być imię Wanda, Jadwiga, Bronisława, Kazimira; czytają one poezje, śpiewają śliczne piosnki; lektura odrywa kobietę zupełnie od kurnika i obory, zarząd domowy idzie w ręce sług płatnych, damy gospodarują na gotowalni, w oranżeryi, przy fortepianie, pełno śpiewania i wszelkiej muzyki, aż też jawią się romanse z metrami i guwernerami; zawsze to jest gorszącem, ale kobieta dowodzi tem, że używa wolnej i pełnej woli. Rozwody bywają coraz częstszemi, w małżeństwach mówi się już o niedobraniu charakterów, o anielskiej cierpliwości, aż się zwolna wyrobi opinja krzycząca: "To niepodobna, aby oni dosiedzieli ze sobą! " I nikt się temu nie dziwi gdy się rozłączą.
Ale gdy kobieta tak emancypowała się powoli, przyszło do tego, że mężczyzna zobojętniał, przestał wzdychać", spekuluje, gdy mu potrzeba pieniędzy i łowi posag, a kiedy dostatnią posiada fortunę, ani podobna namówić go do ożenienia. A to skaranie boskie! Panny chcą iść za mąż przecie, a tutaj konkurentów ze świecą szukać! Cóż robić w takim wypadku? Nic oczywistszego, że starać się trzeba o męża na wszystkie sposoby.
W takich-to czasach wychodzi na świat panna Katarzyna, której losy opiewać będę; proszę nie brać tego za złe, jeżeli każdy radzi sobie jak może; panna Katarzyna miała szczerą ochotę pójść za mąż i dobrze się wydać.
II .
Pannie Katarzynie los dopisał prawie we wszystkiem na tym świecie; urodzona w dobrej szlacheckiej familii, miała znaczny posag; ruoda tylko nienajosobliwsza, wszelako była to niczego dziewczyna, a przy pomocy gustownej toalety dystyngowała się w towarzystwach; w skromnym negliżu nie pokazywała się nigdy. Wychowywano ją w Paryżu u Sercanek. Z tego to zakładu dwojakie zwykle wychodzą panienki; jednę wskroś przesiąknięte pokorą chrześcijańską i bogobojnością, wyjrzawszy na świat wzdychają za ciszą klasztorną i modlitwą. Są to skromniuchne i powabne istoty, długo oswajać im się przychodzi z gwarem świata, straszą ludzi pójściem do zakonu, wszelako usilność starań ludzkich zdobywa drogę do tych serduszek i prawie zawsze w rok po wyjściu od Sercanek idą za mąż i są poczciwem! żonami. Drugie z charakterem silniejszym i mocną wolą, w klasztorze już widać rozważyły głęboko prawdziwe powołanie kobiety, gdy wychodzą na świat, zaraz mu się serdecznie ucieszą i powiedzą sobie: "muszę się za wszystkie czasy pokuty bawić, pokocham ładnego chłopca, który będzie dobrą partja, asystować mi będzie rój wielbicieli, a pójdę za mąż kiedy świata ożyję." Bo czy też to dotrze, żeby młoda panienka zaledwie dojrzeje, a już zaprzęgała się w jarzmo żony, matki i pani domu? – Panna Katarzyna charakterem swoim należała do tej drugiej kategoryi wychowanie Sercanek, a tę nad rówienniczkami miała korzyść, że była sierotą, a więc od razu wolną; ani mama, ani papa na jej losy wpływać nie mogli. Miała tylko trzy siostry zamężne, w trzech rozlicznych okolicach świata rozlokowane, a więc w trzech punktach osiąść mogła, przypatrywać się ludziom, używać życia i rnęża nakoniec wybierać.
Panna Katarzyna atoli nie wybrała sobie locum fixum na chybi! trafił. W mlodziuchnej główce była już logika dobra. Serduszko żywo pukało do uciech światowych, a główka doskonałe robiła plany. Umyśliła tedy zabawić u każdej siostry po kilka tygodni i zrobić tym sposobem rekonesans. Gdzie będzie najweselej, gdzie znajdą się najlepsze partje, tam zostać na dłużej, tam zwabić sobie chłopca na męża.
Zaczęła tedy pochód od najstarszej siostry, która mieszkała w księstwie Poznańskiem, od hrabiny Amelii.
Pan hrabią, był to przepyszny exemplarz poznańczyka. Miał fortunę wielką, ale podszarganą hypotekę i wexlów niemało. Dom elegancki obszerny, mnóstwo pokoi na pomieszczenie gości, ale rzadko więcej nad pięć osób w domu przyjmował. Ogród pyszny, w którym oboje wraz z panną Katarzyną robili dwa razy co dnia partję przechadzkową w pogodę. Na stajni kilkanaście cugowych koni, z których przecie nigdy czterech razem zaprządz nie było podobna. Kuchnia przewyborna, ale z niej nikt nie syty. Miał nareszcie zawsze dwa gatunki cygar, jedne dla siebie, a drugie dla gości. To co powiedziałem, stanowi kolor powierzchowny poznańczyka. Barwa zaś wewnętrzna, duchowa, była daleko bogatszą. Był to człowiek skończony pod względem edukacyi, słuchał kursu nauk w giminazjum Trzemeszeńskiein, a potem studjował w Berlinie… lat cztery na filozofii, doktoryzował się, podróżował lat dwa po Europie, zrobił długów czterdzieści tysięcy talarów, a gdy finansowe położenie wymagało spiesznego ratunku zanim na jaw wyjdzie, oświadczył się o rękę panny Amelii i nadzieją znacznego posagu utrzymał kredyt. Dobry ton wymagał odświeżenia domu, ekwipaży, rocznej konkurencyi, kąpieli u wód morskich i zawadzenia o Paryż przy kompletowaniu wyprawy dla panny; po ślubie nowożeńcy wyjechali do Wenecyi na miodowe miesiące; a że w tych samych dniach wypadły najgłówniejsze vvexlowe wypłaty, złośliwi ludzie i plemię Izraela krzyknęli chórem: "Pan hrabia uciekł przed wexlami! " – Tak źle przecież nie było; bo zaraz ktoś z familii zajął się interessami. Wierzyciele widząc finanse w lichym stanie, ułożyli się wszyscy prawie po sześćdziesiąt i trzy biorąc za sto; a gdy hrabia z Włoch powrócił, pokazało się, że został w dobrach nieobciążonych niczem więcej, tylko landszaftą i coś około piętnastu tysięcy talarów na wexlach poręczonych. Tak się stad musiało, bo posag żony nie wystarczał, dla tego że źle nim dysponowano. Z sześćdziesięciu tysięcy talarów wydano piętnaście na samą wyprawę, ale za to rzadko znaleść więcej koronek i sreber jak u pani hrabinej. Dzisiaj hrabia wiąże końce jak można najlepiej; bezpieczeństwo jego fortuny zawisło od pierwszego wypadku w Europie, najmniejsze zachwianie kredytu "mogłoby być dla jego fortuny miną prochową. Wszelako hrabiego liczą do tych głów, które wcale dobrą dają sobie radę w trudnych okolicznościach, dom zawsze trzyma elegancki, nudzi się jak wszyscy ludzie dobrego towarzystwa gdy trzeba fałdów przysiedzieć w domu; toć co roku znajdzie jakie parę tysięcy talarów na wycieczkę za granicę. Oto położenie jego towarzyskie.
Każdy atoli człowiek ukszłacony i majętny w księstwie Poznańskiem winien zając odpowiednie stanowisko polityczne w kraju. Szlachcic podszarganej bardzo fortuny, albo też niespokojnego żywego temperamentu jest prawie zawsze demokratą. Deklamuje żywo, obiecuje poświęceń i ofiar tysiące a przy każdej sposobności stara się być głową takiej lub owej agitacyi. W gruncie duszy atoli chowa on swoje wyłączne przekonania i zamiary, prosi Pana Boga o największą spokojność polityczną w Europie, bo tylko najgłębszy pokój daje mu nadzieję podniesienia się wartości dóbr ziemskich, a tym sposobem' możność zrobienia rzeczywistej fortunki przy korzystnej dóbr sprzedaży. Krzyczy on na zaprzedających Niemcom kawałek ojczyzny, ale gdy jemu korzystna nastręczy się tranzakcya, sprzedaje co żywo i zmyka z kapitałem ocalonym do królestwa. Szlachcic średniego mienia już odważniej odzywa się na glos z ideami konserwatywnemi, nie narażając się wszelako żadnemu krańcowi. Ten siedzi sobie w księstwie bo mu wygodnie, robi to wszystko co każe moda, jest akcjonarjuszem bazaru, członkiem Towarzystwa Naukowej Pomocy, Kółka Towarzyskiego, wszędy dając oszczędnie jakieś grosze ofiarne. Ten granicząc z możnością postawienia interessów na najświetniejszej stopie, a razem gdy mógłby za najmniejszem opuszczeniem się zawikłać je niebezpiecznie, nie ambicionuje więc żadnej roli czynnej w politycznym zawodzie. Ostróżnie wywija się od zdeklarowania jawnego swojćj opinii, za to w cztery oczy, na ucho z każdym odcieniem politycznym jest najserdeczniej. Trzecią kategorją szlachty poznańskiej są ludzie zamożni, których interessa prowadzone starannie, wydatki oględne, gospodarstwo dobre. Ci uważają się za fundament polszczyzny wystawionej na parcie germanizmu. Przypisują im zamiary opasania świata pierścieniem jednej woli i dążeń, są to w opinii publicznej wsteczniki niebezpieczne, bo na silnych podstawch materjalnych stojące.
Otóż pan hrabia, gdyby poznańczyka którego zaliczyć można z pewnością do jakiej kategorji, należałby do drugiej – do łudzi środka. Że zaś w poznańskiem wszelki człowiek surdutowy ma swoją osobną ambicję i ideę, można ich tedy zbliżać tylko do tych lub owych kolorów: jak granat do fioletu, pons do karmazynu i tym podobnie. Wszelako hrabia nigdy nie był bez planu, miał umysł czynny i zawsze zajęty. Zaledwie pojawiła się w domu jego panna Katarzyna, umyślił ją stale zatrzymać, wyperswadować niedorzeczną myśl młodego zamęźcia, a tymczasem podnieść kapitały stanowiące jej posag, zepchnąć z siebie ciężar długów wexlowych z ogromnym procenlem, a tym sposobem poprawie swoje interessa. By zaś żywej Kasi obrzydzić młodzież, sprowadzał do domu najpyszniej zniemczałe exemplarze pedantów, ludzi odartych z poezyi lub znudzonych życiem.
Ale p. Katarzyna miała zmysł powonienia przecudny, a instynkciki wyborne! Zmiarkowała zaraz pismo nosem i tak się zręcznie z domu hrabiego wyśliznęła, że więcej nie zdołał jej zwabić mimo najczulszych adresów i najświetniejszych projektów matrymonialnych.III.
Druga siostra p. Katarzyny była poślubioną w Galicyi Baronowi świętego państwa rzymskiego, potomkowi starej Nałęczów rodziny. P. Baron w drugiem pokoleniu już piastował urząd Szambelana, w drugiem pokoleniu odbierał edukacyę niemiecką. Gilbas wysoki, cienki, na długich nogach, kołyszący się w chodzie, a kiedy opowiadał co naukowego, datował fakta współczesnością Austryacką. Po polsku mówić nauczył się przypadkiem w kredensie od lokai. Jakim sposobem zakochał się w siostrze p. Katarzyny Helenie, rodowitej Polce, trudno sobie wytłumaczyć czem innem jak flegmatycznością jej charakteru i wyraźnem przeznaczeniem boskiem. Nie była bowiem ani urodna, ani dowcipna, ani odpowiednio bogata. Przecież jak gdyby w korcu maku wyszukały się dwa ziarneczka najdobrańsze. Latem mieszkali w dobrach swoich Galicyjskich, zimą w kochanym Wiedniu, gdzie, co rok przypadała słabość pani Baronowej, zawsze w Grudniu i już ośmioro liczyło stadko baroniąt tak do siebie podobnych, jak wody kro – pelki. P. Baron był oszczędnym, fortuna przyrastała, a gdyby nie raptowne zniesienie pańszczyzny w 1848 roku i nagłe przeobrażenie stosunków i systemu gospodarskiego, Baron byłby już dzisiaj na najwyższym szczeblu pomyślności. Wszelako ani się zachwiał w czasach przesilenia, doczekał szczęśliwie indeninizacyi, pomieszczono go w najkorzystniejszej kategorji; a gdy przyszło do pożyczki przymusowej, baron pospieszył do kassy z miljonem guldenów i pierś dwoma orderami ozdobiwszy, oczekuje na stopień tajnego radcy.
Kiedy panna Katarzyna jawi się na wiedeńskim horyzoncie w domu Barona, trafia właśnie na ucztę orderową szwagra; zastaje w domu jego tłum Madziarów, Kroatów i Niemców, a żadnego Polaka. Szwagier wróży jej zrobienie najświetniejszej partji w tem eldorado koron hrabiowskich i baronetów, gdzie i mitry książęce rzęsisto błyszczą. Panna Katarzyna bawi się parę tygodni wybornie, powoli jednak zaczyna ziewać; dandrychy nie przypadają jej do smaku. Bądź co bądź, miała ona grunt poczciwy, krew ciepłą i wnet postanowiła gdzieindziej szukać szczęścia.
Trzecia jej siostra, która rządziła się popędami serca od dzieciństwa, poznała przypadkowym sposobem zabłąkanego w księstwo Poznańskie młodzieńca z królestwa, z ludnego powiatu i wesołego gatunku ludzi, ten jej przypadł do serca i oddała mu rękę. Był to sobie szlachcic z dobrej rodziny, nie miał nic zbyt dystyngowanego w sobie, ale wszystkiego potrosze i cnót i wad, na złożenie prawdziwego charakteru polskiego. Oleś tańczył z duszą, wypił kielich największy bez trwogi, w kaszę pluć sobie nie pozwolił, wąs miał potężny, czuprynę sutą, oczy niebieskie śmiejące, i wzrost kolosalny. Imienia jego nie trzymały się nigdy wielkie fortuny, bo była to szlachta chulaszcza, ale oględna tyle żeby do ostatniej nie przyjść ruiny. Oleś po ojcu odziedziczył małą wioseczkę, trochę obszarganą, ale w dobrej Łęczyckiej glebie i z kawałkiem nietykanego lasu. Uderzył tedy w bór, zepchnął długi, spłacił siostrę, miał co prawda zawsze trochę interesów, ale oganiał się zręcznie żydkom. Furmanka zawsze dobra, psów sfora, przyjaciół huk; cóż mu więcej przy kawałku chleba było potrzeba? Kiedy p. Pelagia zdecy – dowala się oddać mu rękę, uważano to za nierozsądek. Jak można powierzać się człowiekowi bez żadnej dystynkcyi, z poziomą intelligencyą, z stosunkami familijnemi pomiędzy samym drobiazgiem szlacheckim!? Ale panna Pelagia nie wahała się, poszła za sercem, które Igło do chłopca wcale ładnego i pokazało się, że trafiła dobrze nie szukając mitry. Oleś za posag żony przykupił ładne dobra, gospodarował po staropolsku, ale intratnie; dom miał otwarty i wesoły, czem chata bogata tem był rad i wcale mu życie płynęło dobrze. Gdy panna Katarzyna jawi się w Łęczyckiej ziemicy, gruchnęła o tem wieść po okolicy. Któż nie znał pomyślności Olesia, któżby mu nie pozazdrościł losu. Ruch zrobił się w okolicy niemały; posyłano po fraki do Warszawy, sprzęgano cugi, a gdy Oleś pokazał się w mieście, chciano go zalać szampanem, przez niego torując sobie drogę do serca bogatej Kasi.IV.
Poczciwy to kraj i wesoły po nad Wartą i Nerem. Trzy powiaty żyją ze sobą w dobrej – przyjaźni, szlachta spokrewniona tysiącami familijnych kombinacyi, kochają się i ratują jak bracia, a musi już ktoś być albo za bardzo złym człowiekiem, albo za bardzo marnotrawnym żeby upadł w tych stronach. Trzeba już chyba powszechnych klęsk i golizny, kiedy znikąd ratunku obmyślić nie można!
Panna Katarzyna zajechawszy do tego kraju, po Poznańskim i Wiedeńskim rekonesansie, znalazła się w początkach jakby w nieswoim sosie. Ciżba wszelako wywiera dziwnie swoją potęgę na człowieka najbardziej obcej natury. Kiedy u nas Niemiec polszczeje, dla czegóżby elegantka poznańska nie miała zagustowac w naszem życiu gorącem. Jeżeli nam brak effektowanego poloru, artystycznej oglądy, mamy za to grunt niesłychanie bogaty, wszystko z nas zrobić można. P. Katarzyna zaraz to spostrzegła, ciepło potęg zdrowej natury ogarnęło ją i pociągnęło; początkowo stawiła się w pojęciu missjonarki niosącej polor światła i elegancyi, powoli zagustowała w naszych uciechach, w Kordelasa orkiestrze, w skocznym mazurze, w spełnianych przed nią na klęczkach toastach, aż i powiedziała sobie:
"Ci ludzie jak umieją Pana Boga chwalą, między niemi możnaby się tutaj jak szara gęś rządzić. " Dosyć, że panna Katarzyna postanowiła zamieszkać w domu Olesia i wyjść za mąż w który z tych trzech powiatów, niech się tylko opatrzy w aspirantów tłumie. Zajechała w nasze slrony w grudniu, nic dziwnego, że postarano się o wesoły karnawał, gdy zauważano, że posażna panienka lubi się bawić. Gradem sypały się proszone obiady, tańcujące wieczory i bale publiczne na dobro ubogich. Widząc to p. Katarzyna, wcale się cieszyła z objawionego dla niej interessu. Wola jej stała się jakby monarchiczną. P. Katarzyna powiedziała, że nie lubi brody strzępiatej, barbarzyńskiej, wnet jakby wymiótł brody z całej okolicy! a pojawiły się maleńkie hiszpanki. "Panu dobrze byłoby w samych wąsach, bo masz czysto polskie rysy twarzy," a wnet zlatują z twarzy promieniejącego radością młodzieńca faworyty i hiszpanka. "Pan masz tyle danych na Anglomana!" ledwie rzekła a jużci Łęczycanin czy Sieradzanin wierutny, puszcza kuliste faworyty i goli wąsy niezgadzające się z Angloraanją! Lubiła siwe konie, więc zaraz po – szły w cenę, nie podobały jej się kuligi, więc ani jednego nie było. Lubiła dwór liczny około siebie, więc ją zawsze ciżba na balach otaczała aż i zagustowała w królowaniu u nas, gdzie tak ludno i tyle adoracyi.
Ale panna Katarzyna była kobietą nowego czasu. Lubiła swobodę, panowała rozumem nad sercem, lubiła się bawić wesoło, zdobywać wielbicieli, ale przedewszystkiem chciała wybierać sobie męża i liczną mieć rezerwę: pośród ciżby która ją otaczała, był jeden człowiek uczęszczający na wszystkie uciechy, ale trzymający się od niej z daleka. Ani brody golił, ani cugu zmieniał, ani paradnego kupował powozu, ani wlepiał w nią oczu jak to robili inni. Miał dobrą wioskę, dobre imię, edukacją jak inni w kraju odbierał, znał języki obce, ale niemi nie szermował, czytał wiele, ale nie robił popisów z wiadomościami; co zaś najgorsza, w przytomności p. Katarzyny odzywał się głośno z czcią dla dawnych czasów, prostoty obyczajów, niewieściej pokory. Z początku uważała go za dziki nabytek przeszłości, za naturę skamieniałą w brzydkich formach, której nie warto natchnąć nowem życiem. Nazwisko, bo miał dobre szlacheckie, ale jakież imie chrzestne, Grzegorz! Co to za brak dystynkcyi! Wszelako p. Katarzynę bardzo to gniewało, że może być człowiek młody, nieżonaty, którego ani jej posag, ani dowcip, ani gracja nie zajmuje. Gdy jego obojętność spostrzegła, traktowała go za karę lodowemi spojrzeniami; kiedy te żadnej w nim nie robiły zmiany, czekaj! pomyślała: ja ciebie przywabić muszę, a potem tak srogo ukarzę jak zasłużyłeś zbrodniarzu!
Kiedy Antoś był zakochany po uszy i nic przed sobą nie widział tylko Kasię, kiedy Władyś zdawał się być najlepiej położonym w jej sercu, kiedy jeszcze ktoś trzeci nie dowierzając szczęśliwej gwiaździe Władysława, torował sobie na inny sposób drogę, p. Katarzyna obdzielając całą rezerwę skąpemi łaskami, obraca swoje szczególne względy ku p. Grzegorzowi. Do każdej figury w Mazurze szuka po salonie Grzegorza, dziesięć razy przynajmniej na godzinę go spojrzeniem goni; p. Grzegorz, co prawda, staje się grzeczniejszym, ale ani troszeczkę czulszym.
Już to tak bywa na świecie, że gdzie posag znaczny, tam konkurentów rój wielki. Każdy z nich wolałby żyda zabić, jak przyznać się drugiemu do swoich zamiarów, każdy jednak czycha na sposobną chwilkę, a iżby zbliżyć się do tego bożyszcza i złożyć wonne kadzidełko uwielbienia z paru westchnieniami. Wszyscy ci panowie są od siebie zdaleka, grzecznie, ale niech tylko spostrzegą, że jeden zaczyna być szczęśliwym i na front dostaje się wyraźnie, zaraz formują się z drugorzędnych kółka, następują zwierzenia poufne, obserwacje rozmaite. Nic dziwnego, że zaledwie p. Katarzyna poczęła obracać się ku Grzegorzowi, poczęto pilnie śledzić oboje. Aż nakoniec Władyś, dotąd najszczęśliwszy, odezwał się pierwszy w kółku przyjaciół.
– Wiecie co? moi panowie, ciekawa rozpoczyna się historją, p. Katarzyna oczewiście preferuje Grzegorza, a ten ani kroku nie robi….
– Grzegorz jest filut i mądry, zna naturę kobiety – rzekł Józio: – wie o tem, że łatwe tryumfy prędko znudzą, trzymał się zdaleka i trzymać się będzie Bóg wie jak długo, aż ją do tego doprowadzi, że się dziewczyna na prawdę rozkocha i będzie miał żonę.
– A ja wam powiadam, że tak nie będzie.
– Ciekawym dla czego?
– Najpierwej dla tego, że o ile znam Grzegorza, on jest upartym w swoich uprzedzeniach, nie lubi kobiet emancypowanych, a więc w p. Katarzynie nie zagustuje…
– Wszelako sześćdziesiąt tysięcy talarów posagu ma swoje znaczenie.
– Ale nie dla Grzegorza.
– Jednakże może zmięknąć albo namówią ludzie.
– W takim razie jeszcze daleko do małżeństwa.
– Pytam dla czego?
– O ile znam kobiety, zdaje mi się, że p. Katarzyna chce ubawie się tryumfem z ułowienia upartego w swych przesądach Grzegorza: a potem zapłacie mu gorzko za zdania o swobodzie dzisiejszych kobiet, rekuzą!
– To niepodobna, byłoby to złe serce, a że wesoła, swobodna, przebieralska, zkądże wniosek, aby była mściwą?
– Zobaczymy!
– Ja przynajmniej dłużej przy jej tryumfalnym wozie iść nie będę.
– A ja poczekam.
– Masz we mnie towarzysza Władziu, ja tę kobietę bardzo lubię!
Czy p. Katarzyna miała tak doskonałą policją, czy tak umiała czytać w spojrzeniach ludzkich, niewiadomo. Dosyć, że po pierwszej naradzie koleżeńskiej ubezpieczyła się szybko, aby nie stracie rezerwy. Tak obdzieliła wszystkich uśmiechami, spojrzeniami, słówkami łaski, że w godzin dwadzieścia cztery rezerwa cała była pełną nadziei, a do sejmiku drugiego tak prędko nie przyszło.
Mimo to karnawałowe uciechy szły jedna za drugą, a sprawa z p.. Grzegorzem na krok nie postąpiła. Do kontredansa nigdy jej nie zaprosił, do kontredansa, za którym ubiegali się wszyscy! To zgroza być tak obojętnym a mieć tyle powodów do spodziewania się szczęścia. P. Katarzyna zrobiła sobie takie jeszcze przypuszczenie: jest to poeta trochę, poeci mało mają śmiałości a wiele dumy. Trzeba dwóch rzeczy spróbować, ośmielić go najprzód, a potem mu pochlebić. Grzegorz miał w okolicy kilka kuzynek starszych i młodszych, wywiedziawszy się zręcznie o jego stosunki, poczęła szukać z temi paniami znajomości i przyjaźni. W gawędkach z niemi raz po raz rzucała słówko na korzyść Grzegorza, aż z tych słówek złożyła się całość mówiąca wyraźnie: "P. Grzegorz jest najdystyngowańszym z młodzieży, jedynym do pokochania; niech tylko zrobi jeden krok a będzie szczęśliwym. " Tak zdefiniowały kuzynki opinią Katarzyny. Rzecz naturalna, że jak wszystkie na świecie poczciwe kuzynki zrobiły sejmik, zapozwały Grzesia, zdały mu relacją ze swoich spostrzeżeń, zarapportowały słyszane od panny słówka, powiedziały o rozpaczy Antosia, gniewie Władysia, a wyrecytowawszy to wszystko, jakże się zdziwiły jego zapylaniem:
– I do czegóż to wszystko prowadzi?
– Bierz się do niej i ożeń!
– Wcale o tem nie myślę.
– A to zgroza!
– Chyba żeś zakochany?
– Bynajmniej.
– To musiał cię kto źle uprzedzić o pannie a ty tak wierzysz bajkom!
– Niech Bóg broni! słowa o niej nie słyszałem, aż zobaczyłem!
– Dziewczyna przystojna.
– Prawda.
– Bogata!
– I to prawda.
– Wychowana dobrze!
– Tego nie widzę.
– A to już nie wiem czego chcesz od eleganckiej kobiety.
– Chcę aby była taką jak ty kuzynko
– Jesteś pochlebcą…
– Broń mię Boże od tej wady.
– Kasia ma śliczną główkę!
– To prawda.
– I serce złote!
– Tego jej zupełnie brakuje..
– A już co na to, to nigdy nie przystanę! żeby nie miała serca, toby wyswatali ją dawno za austryaka jakiego!
– To znów rzecz inna, można nie chcieć austryaka a nie mieć serca.
– Po czem to poznajesz?
– Bardzo łatwo. Widzicie około niej tłum wielbicieli, jedni zaawanturowani, drudzy zakochani, szafuje pomiędzy nich nadzieje, a żadnego nie kocha.
– Bo też Antoś, sam przyznaj, nie dla takiej kobiety na męża…
– A Władyś, nie zaprzeczysz wesoły, ale głupiuteńki…
– Co do Ignacego, musiała słyszeć jego historją z Melańką…
– Ale co wy prawicie moje kochane, jakże ona ma którego z nich kochać?
– Dziwaczne to Grzesisko! więc ty czekasz, aby zobaczyć jak ona kogo innego pokocha, dla przekonania się czy kochać umie? A przecie z tego wszystkiego co ci mówimy, najwyraźniej serce Kasi lgnie do ciebie!
– Ja tego nie widzę!
– Chyba że nie chcesz?
– Nie chcę.
– Mój Grzesiu, krociami i panną tak się nie rzuca!:..
– Krociów nie pragnę, mam skromny kawałak chleba, który wystarczy dla mnie i dla rodziny.
– Ale panna dystyngowana!
– Szczęść jej Boże!……..
Oburzenie kuzynek nie miało granic, sejmiki nie ustawały. Na zebraniu walnem co najpoważniejszych definitorek, stanęła uchwała następująca: Grzesia pilnować aby się gdzieindziej nie zakochał, a namawiać go nie zniechęcając się jego uporem, bo i krople deszczu robią dziury w kamieniach, a kobiety przecie nie są kroplami wody. Kasię zaś mieć na oku i żywić jej sentyment, poddając płomieniowi o tyle materjału, aby nie zagasł, a zasłaniając go od wichrów, aby płomień tak drogi w inną nie skierował się stronę.
P. Katarzyna spotkaną została po tej naradzie podwójną adoracją od gromady konkurentów i od dziewięciu kuzynek Grzegorza. Był i Grzegorz niedaleko panny, ale zawsze niedość blisko.
Drugi attak kuzynek wydobył z Grzegorza obietnicę tańczenia dwóch kontredansów z p. Katarzyną. Mimo to Grzegorz, chociaż wiele rozmawiał z panną, chociaż słyszał lekkie westchnienie, trzymał się zawsze obronnej pozycyi.