- W empik go
Garden Party - ebook
Garden Party - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 158 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Mamo, gdzie chcesz mieć ten namiot?
– Drogie dziecko, nie pytaj mnie o nic. Postanowiłam, że w tym roku zdam wszystko na was. Zapomnijcie w ogóle, że jestem waszą matką. Traktujcie mnie jak honorowego gościa.
Ale Meg nie mogła wyjść do robotników. Przed śniadaniem umyła sobie włosy i piła teraz kawę, siedząc w zielonym turbanie, z dwoma ciemnymi mokrymi lokami rozpłaszczonymi na policzkach. Jose, motylek, zawsze schodziła na śniadanie w jedwabnej halce i w kimonowym kaftaniku.
– Ty musisz iść, Lauro. Ty masz artystyczną duszę.
Laura wybiegła, wciąż jeszcze trzymając w ręku kawałek chleba z masłem. Cieszyła się, że ma wymówkę, by jeść na dworze, a poza tym lubiła wszystko organizować; czuła zawsze, że potrafi to robić lepiej od innych.
Czterej robotnicy bez marynarek stali na ścieżce ogrodowej. Trzymali drągi pokryte zwojami płótna, a na plecach mieli przewieszone ogromne worki z narzędziami. Wyglądali imponująco. Laura zaczęła żałować, że trzyma w ręku ten kawałek chleba z masłem, ale teraz nie miała go gdzie położyć, a nie mogła przecież wyrzucić. Zarumieniła się i podeszła ku nim, starając się mieć surową minę; nawet próbowała udawać, że jest odrobinę krótkowzroczna. – Dzień dobry – rzekła naśladując głos matki. Ale zabrzmiało to tak strasznie afektowanie, że zawstydziła się i wyjąkała jak mała dziewczynka:
– … O… e… czy przyszliście w sprawie namiotu?
–- Tak, panienko – rzekł najwyższy z robotników, chudy, piegowaty młodzieniec. Przerzucił worek na drugie ramię, zsunął do tyłu słomkowy kapelusz i uśmiechnął się do niej. – O to właśnie chodzi.
Uśmiech jego był taki prosty, taki przyjacielski, że Laura odzyskała rezon. Jakie on ma ładne oczy; małe, ale takie ciemnoniebieskie. A teraz popatrzyła na innych: i oni się uśmiechali. „Uspokój się, nie gryziemy” – zdawał się mówić ich uśmiech. Jak bardzo mili są robotnicy. I jaki prześliczny poranek! Nie może jednak mówić o poranku. Musi być bardzo rzeczowa. Namiot…
– A może na tym trawniku z liliami? Czy dobre miejsce?
Wskazała trawnik ręką, w której nie trzymała chleba z masłem. Odwrócili się, patrzyli w tym kierunku. Mały gruby robotnik wysunął dolną wargę, a wysoki chłopak zmarszczył czoło.
– Nie wydaje mi się – rzekł. – Nie byłoby dosyć widoczne. Chodzi o to, panienko – zwrócił się swobodnie do Laury – że taką rzecz trzeba postawić tak, żeby od razu kłuła w oczy, jeżeli panienka rozumie, o co mi chodzi.
Wychowanie Laury kazało jej zastanowić się przez chwilę, czy to wypada, aby robotnik rozmawiał z nią w taki sposób. Ale rozumiała dokładnie, co miał na myśli.
– Może w rogu kortu tenisowego – zaproponowała. – Ale w jednym rogu będzie orkiestra.
– Hm… będziecie mieli państwo orkiestrę? Tak? – zapytał drugi robotnik. Był blady i wychudły. Jego ciemne oczy obrzuciły badawczym spojrzeniem kort tenisowy. O czym on myślał?
– Tylko taką malutką orkiestrę – wyjaśniła łagodnie Laura. Może nie będzie się tak nad tym zastanawiał, jeżeli orkiestra ma być zupełnie mała. Ale wysoki chłopak przerwał:
– O, panienko, tam jest odpowiednie miejsce. Pod tymi drzewami. O, tam będzie doskonale.