- W empik go
Gawędy naukowe Apolinara Zagórskiego obejmujące wiadomości z nauk przyrodzonych. Tom 2 - ebook
Gawędy naukowe Apolinara Zagórskiego obejmujące wiadomości z nauk przyrodzonych. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 476 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wydanie pośmiertne z portretem autora i życiorysem napisanym przez
J. I. Kraszewskiego.
Tom II.
Warszawa.
w Drukarni Jana Psurskiego, przy ulicy Alexandrja, N. 2678 lit. B.
1859.
Wolno drukować, z warunkiem złożenia w Komitecie Cenzury, po wydrukowaniu prawem przepisanej liczby exemplarzy.
w Warszawie d. 28 Marca (9 Kwietnia) 1859 r.
Starszy Cenzor,
F. Sobieszczański
Dział XII.
Wiadomości z Zoologii.GAWĘDA VII.
TREŚĆ.
Termity.– ilość ich gatunków – kiedy i zkąd przywiezione zostały do Europy? – Jak groźnemi są niszczycielami – sposoby umiejętne jakie używają do całkowitego zniszczenia domów, sprzętów, bibliotek, obrazów i t… p.– O zniszczeniu archiwum departamentalnego w Roszelli. – O usiłowaniach naukowych położenia tamy przeciw ich rozszerzeniom i wygubieniu ich. – Walki ich z mrówkami – środki używane do zatrucia ich gniazd – jaką obronę przeciw truciznie stawiają. – O termitach drzewnych – siła budowy ich gniazd – co służy im za cement. – Obyczaje termitów zbadane przez Smeathmana i Jobsona – historya ich wedle źródeł zostawionych przez tych badaczy. – O przemianach termitów – hierarchia ich – podział i rozkład pracy. – O termitach wojowniczych – opis budowy ich miast. – Dalszy ciąg opisu wewnętrznej budowy i urządzenia gniazd termitów. – Pałac królewski – zabudowania dworskie – spichrze składowe – pokoje, służące do wylęgania się gąsienic. – Płodność królowej – opis jej stanu i wielkości, do której dochodzi w zamknięciu pałacowem – wewnętrzne życie dworu królewskiego.– O wylęganiu się jaj – o przemianach z gąsienic na poczwarki, a tych ostatnich na doskonałe owady.– Jak termity używają swobody, którą im nadają skrzydła i wzrok? – wrogowie termitów czyhają na nie i pożerają je – ile ich ocala z powszechnego zniszczenia i co się z niemi nadal staje? – Jaki jest cel przyrody w otaczaniu nadmiarem wrogów istoty zbyt płodne, a obdarzaniem płodnością tych, które są zewsząd zagrożone? – Termity są przysmakiem plemion Indyj i Afryki. – Opisanie szczegółowe obrony termitów przeciw napaściom. – Porównanie wysokości budynków wzniesionych ręką ludzką i gmachów postawionych przez termity. – Zakończenie.
Cywilizacya nie zna jednego ze swych wrogów. Nie mówię ja o tej cywilizacji, która się źródli ze stóp krzyża, której prawa przeszły w obyczaje, a duch słowa ożywczego w krew i soki społeczeństwa; – ale o tej, która cała zawarła się w literze, której miarą stosy ksiąg wychodzących rok rocznie z pod mnogich tłoczni, a która taką przepaścią od życia przedzielona, jak wiedza prawdy od dobrego czynu.
Tego nowego wroga cywilizacyi odkryła nauka, i oznajmiła o jego istnieniu, przestrzegając zarazem, iż go wszelkiemi środkami wytępić potrzeba, a przynajmniej postawić tamę jego rozszerzeniu. Sama się też podjęła znaleść broń przeciw niemu.
Tym nowym Wandalem towarzystwa nie jest wcale żadna horda najezdców, żaden lud dziki, który z jakim Omerem na czele idzie z pochodnią w ręku, podłożyć ogień pod biblioteki i archiwa nasze; pod te spichrze kędy geniusz i prawda, miłość i praca, zarówno jak fałsz, pycha, złość i nienawiść zniosły swe plony, owoce drzewa wiadomości złego i dobrego, – a jest nim poprostu mały, drobny owad, który może nam jednak więcej szkody zrządzić, niż rozpasana złość ludzka, bo większym on od człowieka nawet niszczycielem.
Owady te, zwane termitami oddawna znane w Azyi, Afryce i Ameryce ze swych spustoszeń, tak, iż je Linneusz nazwał klęską obojga Indyj calamitas summa, przeszły od lat kilkudziesięciu do Europy, a mianowicie do Francyi, przyniesione zapewne na którym z powracających ze stron tamtych okrętów. Z dwudziestu czterech dotąd znanych w zoologii gatunków termitów, dwa lub trzy może nawet dostały się w udziale starej naszej cywilizowanej ziemi, a ślady zniszczeń dokonanych w miejscach w których zdołały się rozkrzewić od roku 1780, epoce przywiezienia ich z Saint-Domingo do Roszelli i Rochefort, dają miarę, jak strasznym owad ten stał by się wrogiem cywilizacyi, gdyby mu dopuszczono było rozkrzewić się, i postępować dalej w środek lądu stałego.
Owad ten żyje gromadnie, tak jak mrówki, nawet znany przez wielu podróżnych pod nazwiskiem mrówek białych. Podkopuje się on pod domy mieszkań, wgryza się we wszystkie drewniane materyały budowlane i sprzęty, i zniszczenie z przerażającą postępuje szybkością. Ponieważ obawia się światła, stacza więc wszystek środek nie dotknąwszy powierzchni i w niczem jej nie nadwerężywszy, tak, iż budynek zawala się prawie jednocześnie. Jeżeli termity znajdą dużo zapasów dla nich stosownych w budynku, w którym się rozszerzą, to dla utrwalenia go, wytynkowują ze środka belki, słupy i t… p… części, rodzajem gliny przyrządzonej przez nie; to jest ziemi rozmulonej z klejem który wydają, i który taką moc i spójność nadaje tym cząstkom ziemi, iż widziano nieraz całe słupy drewniane podpierające budynek, zamienione po stoczeniu drzewa, w słupy gliny, puste ze środka a mające jednak moc służenia za podporę tym samym ciężarom, które się opierały na słupach drewnianych. Kiedy termity dobiorą się do wiosek Indyjskich, to w ciągu, kilkunastu tygodni tak z gruntu stoczą wieś całą, iż ta się nagle w gruzy zawala, a co najgłówniejsza, że aż do ostatniej chwili, chyba przypadek da odkryć tego niebezpiecznego wroga, i zwykle nikt się ani domyśla o jego istnieniu, kiedy on już objął w posiadanie cały dom i dobytek. Trudno dać wiarę, jak umiejętnie i roztropnie owady te posuwają dzieło zniszczenia, by się nie zdradzić. Kiedy się dobierają do sprzętów domowych, jak stoły, krzesła, szafy i t… p… zaczynają zwykle niszczyć je ze spodu, wchodzą przez nóżki aż do środka i wydrążają je najzupełniej, nie dotknąwszy się nigdy ich powierzchni. Kiedy zaś są pewne, że ich robotom nikt nie przeszkodzi, to jest gdy opanują domy lub izby nie zamieszkałe, wówczas z całą umiejętnością, i odwagą rozwijają swe zdolności, rzucają arkady, mosty rurowe poziome, stawiają słupy, a to wszystko w celu dobrania się do jakiego materyału niedostępnego, jak naprzykład papierka przyklejonego do słoika, albo jakiej żywności znajdującej się w tychże słoikach i butelkach, lub nakoniec dla przejścia na wyższe piętro domów jeżeli mur stanie na zawadzie ich robotom.
Ciekawym był bardzo wypadek zniszczenia biblioteki i archiwum departamentowego w Rochelli, zdarzony lat temu ze dwadzieścia. Termity dobrały się do tych papierów przez wnętrze pułek drewnianych na których leżały, stoczyły wszystkie książki i papiery, nie dotknąwszy nawet powłoki okładek i ich brzegów, i dopiero dowiedziano się o tym smutnym wypadku, kiedy archiwista chcąc wyjąć potrzebne akta, dotknął się ich, i całe to pruchno runęło razem. Można więc wyobrazić sobie, w coby się obróciły nasze wszystkie biblioteki, gdyby termity rozszerzywszy się w Europie, rozgościły się tu na lat kilka; cofnęlibyśmy się wstecz o niewiem ile wieków, to jest wrócilibyśmy się do tradycyi, do żywego słowa; i z ogólnej toni napomnienia, jedna pieśń tylko przechować by mogła dzieje ludzkich kolei, bo ona jedna tylko ujdzie cało, jak powiada wielki poeta. Ale w cóżby się obróciły nauki, kie – dy nie ma pamięci na świecie, któraby ogarnąć była zdolna tę nieskończoną ilość faktów, którą pracownicy naukowi we wszystkich gałęziach rok rocznie gromadzą, i które jedynie druk i pismo dochowują do czasu uporządkowania ich i wyciągnienia z nich jakiego prawa przyrody" przez, który z genijuszów naukowych.
Zajęto się we Francyi wszelkiemi sposobami wytępienia tych szkodliwych owadów. Niektórzy umyślili byli wytępić je mrówkami. Ale skutek nie okazał się zadowalniającym. Walka była zbyt nierówną;, mrówki rzucały się z całą zaciętością na termity, ale wkrótce po uporczywym boju, wszystkie zostały na pobojowisku poprzecinane na… wpół przez termity, w których zrazu okazał się nie wielki ubytek, lecz których jednak większa połowa padła do dnia następnego, zatruta widać jadem mrówczanym, wyrabianym przez mrówki w postaci kwasu, znanego pod nazwą, kwasu mrówczanego.
Kiedy ten środek okazał się na nieszczęście nieużytecznym, umyślono wytępić je jaką trucizną. Próby robione z terpentyną, ługiem i arszenikiem, pomagały w niektórych tylko razach, okazując się nieskutecznenu w innych, a raczej środki które zabijały jedne gatunki, bezmocnemi się okazywały na drugich. Dotąd odkryto jeden tylko powszechny środek przeciw nim, a mianowicie: gaz chlorowy, padają one natychmiast po zanurzeniu weń, i dość jest by powietrze którem oddychają, zawierało w sobie dziesiątą część tego gazu, by je zabić w ciągu pół godziny. Zdawałoby się, że raz odkryty środek tak skuteczny, potrafi je zniszczyć do szczętu, byle tylko został umiejętnie zastosowany. Niezawodnie miało by to miejsce z każdym innym owadem, mniej rozumnym jak termity, ale z niemi rzecz się ma inaczej; umieją one postawić dowcipny system obrony nawet przeciw gazowi. Ponieważ galerye ich gniazd bezprzerwnie się rozszerzają i mają zewsząd komunikacye pomiędzy sobą, należało więc myśleć, że dość będzie ten gaz wpuścić przez jeden otwór by się on rozszedł po tych wszystkich galeryach i doszedł aż do najodleglejszych kryjówek gniazda. Ale przemyślne termity, zagrożone w jednem miejscu, zostawują na pastwę trucizny gazowej te galerye ze znajdującemi się w nich termitami, i z największą szybkością starają się zasklepić wszystkie otwory od nich wiodące do drugich, tak, iż w tym labiryncie galeryj nie podobna prawie nigdy być pewnym, czy istotnie wyniszczyło się je wszystkie, czy tylko zdołano zabić ich część jedną; a robić otwory w tylu miejscach budynku ile by potrzeba ich było zrobić dla zapewnienia się o zupełnej skuteczności użytego środka – niepodobna, bo trzebaby było naruszyć go prawie aż do posad. Probowano wciskać ten gaz z ogromnem ciśnieniem i niezmierną szybkością, lecz skutek nie odpowiedział oczekiwaniom, bardzo nie wiele natem zyskano.
Termity nie tylko niszczą drzewo ścięte, martwe, jak te z którego się budują domy i wyrabiają sprzęty, umieją one równie szkodliwie niszczyć drzewa i lasy. Wyjadają one z upodobaniem wszystkie młode krzewy i drzewka, jak to się daje widzieć w wielu ogrodach w których się zdołały zagnieździć; a nawet niektóre ich gatunki, gniazda swoje zwykły zakładać w pniach dużych drzew. Przenosząc się z drzewa do drzewa, starają się o ile tylko mogą nie przechodzić po powierzchni ziemi, lecz kopią podziemne galerye, które służą im jako drogi zakryte do coraz szerszego rozkrzewiania się.
Niektóre gatunki termitów zakładają gniazda swoje nie w drzewach, lecz przeciwnie na gałęziach drzew. Obudowują one w okół którą z gałęzi, najostrożniej się z nią obchodząc, rodzajem maleńkich komórek, które lepią z trocin drzewa, sklejając je rozmaitego rodzaju klejami roślinnemi i sokami przez sameż termity wyrabianemi. Grubość tych gniazd wzrasta tak bardzo, iż nieraz dochodzi wielkością wymiarów beczek, używanych do zbierania cukru w tych zwrotnikowych krajach. Pomimo ich wielkości i pozornej niby wątłości, gniazda te są zbudowane z taką siłą, że nawet burzom międzyzwrotnikowym oprzeć się są w stanie. Moc którą termity umieją, nadać swym budowlom należy przypisać własności ich soku, który obficie wyrabiają i który im służy za cement do spajania cząstek drzewa lub ziemi, z których swe gmachy wznoszą, i który im nadaje taką siłę, że jak następnie zobaczymy mówiąc o termitach ziemnych, dzikie bawoły stają na wierzchołkach ich ostrokręgowych gniazd, nie zachwiewając trwałości ich i mocy.
Obyczaje termitów do Europy zaniesionych i w ogóle wszystkich drzewnych, me dość dokładnie znane nam dotąd. Co się zaś tyczy termitów ziemnych, to te dzięki usiłowaniu wielu podróżnych i uczonych, a najbardziej Smeathmana i Jobsona, nic mają już prawie żadnej tajemnicy w swem życiu domowem którejbyśmy dokładnie nie znali. Obyczaje te są tak ciekawe i tak bardzo dziwne, że jeślibyśmy nie mieli tylu zgodnych z sobą świadectw które je stwierdzają, to by można było wątpić o prawdziwości cudownych szczegółów, opowiadanych o nich. Wprawdzie niezmiernie wiele bajek krążyło także o tych termitach, lecz dzięki uczonemu Anglikowi Smeathman, który je badał z całą ścisłością i zawziętością, naukową, i wypadła tych badań ogłosił w Pamiętniku: Some account of the Termites, which are found in Africa and other climates, bajki te ustąpiły prawdzie a niemniej jednak są cudowne.
Termity równie jak wszystkie owady odbywają przemiany; kiedy są jeszcze gąsienicami, mają wielkość dwóch lub trzech linii, tak jak mrówki nasze i są koloru białawego; kiedy są w stanie poczwarek, zwiększają się w dwójnasób i wyrasta im głowa duża z wielkiemi rogowemi szczękami, którym się zaledwo kruszczowe i kamienne materyały oprzeć mogą; gdy przechodzą do trzeciej przemiany, powiększają się jeszcze bardziej, wyrastają im skrzydła i otwierają się oczy, – bo w obudwu poprzednich stanach są ślepemi, – a nakoniec przybierają płeć. Te trzy stany ich odmian stanowią właśnie trzy stopnie hierarchii w ich towarzystwach: pracownic, żołnierzy i królów czyli rodziców. Na pracownice złożony cały ciężar wznoszenia gmachów i miast, zbierania pożywienia, karmienia matki, pielęgnowania jaj, które znosi, jednem słowem, wszystek trud towarzyskiego życia termitów na nich cięży. Obowiązkiem żołnierzy jest tylko dopilnowywać wykonania robót publicznych, zaciągać warty, po wałach i mieście, strzedz je od napaści, a w razie potrzeby i życiem nałożyć w szlachetnej obronie swych swobód. Na oboje królestwo inny znów obowiązek włożony; zamknięci jak niewolnicy w pałacu swoim, mnożą się z niesłychaną szybkością, bo dają życie przeszło osiemdziesięciu tysiącom termitów w ciągu dwudziestu czterech godzin; za to od codziennych trosk życia najzupełniej są swobodni, wszystkie ich potrzeby są zaspokojone jak najobficiej – pracownic bowiem staraniem jest, by nigdy im nie zabrakło na niczem.
Ten gatunek termitów, zwany wojowniczemi, osadza się w rodzaju miast, które sobie budują i dla ostatecznego wzniesienia których potrzeba im roku całego. Umiejętność w zbudowaniu tych siedlisk jest zadziwiającą. Najprzód zaczynają się roboty podziemne a następnie wznosi się po nad ziemią ostrokrąg, dochodzący wysokości dwudziestu stóp, i mający tyleż w średnicy. Ostrokrąg ten jest zlepiony z gliny, służy za ochronną pokrywę wewnętrznemu urządzeniu miasta, a ściany jego przewiercone są niezmierną ilością galeryi wewnętrznych, które jak ulice to miasto otaczają. Ściany tej ostrokręgowej pokrywy mają półtora łokcia grubości; galerye zaś są grubości bardzo różnej, zwiększają się bowiem idąc ku dołowi i najniższa z nich, w ziemi już wykopana, w głębokości trzech łokci ma łokieć średnicy. Służy ona im za rodzaj ścieku, bo by inaczej z łatwością mogły być zalane w czasie ulewnych peryodycznych deszczów zwrotnikowych; kanał ten osusza im więc mieszkania.
Ta kopuła ostrokręgowa przecięta jest w środku, w wysokości jednej trzeciej części gmachu całego, rodzajem wielkiej płaskiej terassy, na którą wychodzą wszystkie otwory galeryi; a dla łatwiejszego przechodu z piętra na piętro, rodzaj wewnętrznych wschodów kręconych, opasuje ze środka całą tę kopułę. Ta przestrzeń próżna, od terassy do wewnętrznego szczytu kopuły, służy do utrzymania równej temperatury we wszystkich wewnętrznych galeryach.
Poniżej terassy, na powierzchni samej ziemi, wznosi się pałac królewski. Jest to długa pół łokciowa komórka sklepiona, o grubych ścianach, przedziurawiona u dołu małemi otworami, dostatecznemi dla przejścia pracownic i żołnierzy, lecz nadto małemi, by król lub królowa mogli się przecisnąć przez nie. Pałac królewski otoczony jest na około małemi komórkami, służącemi na pomieszkanie służebnicom, których ogromna ilość zajęta jest królem i królową, a w towarzystwach termitów, ta ostatnia nieporównanie większą gra rolę. Do obwodów wewnętrznych ścian samej kopuły przypierają duże komory, służące za skład rozmaitego gatunku gumm, z największą pracą zbieranych przez pracownice, również jak soków roślin najdoskonalej wysuszonych. Powyżej pałacu królewskiego, po nad nim i po nad izbami posługaczy dworu, wznosi się jeszcze jedna kopuła, której wierzchołek służy za podstawę pilastrom i kolumnom, wznoszącym się aż do wierzchołka i podpierającym komórki oskorupione gliną, a wewnątrz wysłane drze – wern i gummą, w których się wylęgają jaja królewskie, przynoszone tam przez pracownice i najtroskliwiej pielęgnowane przez te ostatnie, aż do czasu wyklucia się ich. Ponieważ wilgotno-ciepła temperatura tych pałaców sprzyja rozwijaniu się grzybów, komórki tych pokoików dziecinnych obrastają niemi i dostarczają pokarmu wylęgającym się gąsienicom, których kształt zupełnie podobny do kształtu pracownic, jedno tylko, że nieco mniejsze i bielsze od tych ostatnich. Ilość tych pokoików dziecinnych jest niezmierna, bo niezmierna też jest płodność królowej, która co sekundę znosi jajo.
W samym środku pałacu królewskiego spoczywa zwykle królowa, która z pięknego skrzydlatego owadu potwornieje w tej niewoli. Brzuch jej wzrasta tak niestosunkowo, że kiedy reszta ciała zachowuje tęż sarnę wielkość co i dawniej, to ten grubieje o dwa tysiące razy więcej, a długość jego dochodzi ćwierci łokcia. Rozumie się, że ta biedna.królowa z miejsca swego ruszyć się na krok nie może, bo nie jest w stanie udźwignąć się, waży bowiem więcej niż trzydzieści tysięcy pracownic, tern bardziej więc skrzydła są dla niej niepotrzebne – i natura też jej je odbiera w tej samej chwili, w której dostępuje zaszczytu wyboru na królowę. Biedny jej małżonek, na którego bardzo nie wiele zważają posługacze królewscy, kształtu swe – go nie zmienia, lecz smutny obchodzi tylko w koło swoją małżonkę, i po całodziennym takim trudzie odpoczywa gdzieś przy jej boku. Cały rój posługaczy, złożony z pracownic i żołnierzy, z największą troskliwością obchodząc w okół królowej zawsze w jedną stronę, znoszą jej jadło, a zbierają ciągle jaja, które jak mówiłem, co sekunda znosi, i w tej przerażającej płodności swojej trwa jednakowo przez cały ciąg roku.
Kiedy się jaja wyklują w komórkach wspomnianych wyżej, i wykarmią grzybem mikroskopijnym, obrastającym je z wewnątrz, stają się wówczas pracownicami i razem z niemi chodzą na roboty, po żywność, do posług królewskich i tym podobnych zajęć. Kiedy się pracownice zestarzeją, zwlekają z siebie dawne ciało, wyrasta im duża głowa z ząbkowanemi rogowemi szczękami i przemieniają się w żołnierzy. Ten wyższy stopień w hierarchii towarzystwa, daje im prawo odpoczywać po swoich znojach gąsienicznych, i tylko dopilnowując robót pracownic, lub zaciągając warty, doczekują się trzeciej przemiany swojej. Właśnie w epoce deszczów peryodycznych, gdy się te poczwarki zestarzeją, pęka błona skóry ich ciał i wydobywa się z tamtąd ładny skrzydlaty owadek, który ujrzawszy nakoniec światło dzienne po tak długiem ociemnieniu, rojami miryad wylatuje z gniazd swoich. Ale nie długo cieszy się używaniem tej swobody; w godzin kilka skrzydła termitów usychają, pod skwarem słonecznych promieni i one spadają, na ziemię, by się stać pastwą, ogromnej liczby czyhających na nie ptaków i owadów. Zaledwo kilka ich zdoła ochronić się od zniszczenia, jeżeli przypadek poprowadzi w tę stronę, robotnice i żołnierzy, którzy walcząc unoszą je z sobą, a wybrawszy samca i samicę, idą zakładać nowe gniazdo, które nowo obrana królowa stara się wkrótce zaludnić.– Takie jest życie tych zmyślnych owadów i takie są dzieje ich przemian i wygubiań na raz całych pokoleń. Obmyślna przyroda ogranicza bowiem rozszerzenie się istot, które zbyt są, płodne, otaczając je wrogami czyhającemi na nie; inaczej bowiem zawładnęłyby ziemią, kosztem innych istot, któreby wyniszczały w miarę rozpościerania swego władania; ażeby zaś nie zatracić całkiem rodzaju, przyroda obdarzać je zwykła tą bezmierną płodnością, bez której wyginęłyby niechybnie w bardzo krótkim czasie. Równoważyć wynagradzaniem w jednem ujmy, w drugiem jest celem sił przyrody.
Dzicy mieszkańcy Indyj i Afryki czyhają także na termity, jest to jeden z najulubieńszych ich przysmaków. Indyanie zwykli przyspieszać wyjście termitów wykurzaniem ich z gniazd, łapią je wówczas przy wylocie, tłoczą je razem z rozmieszaną mąką i wypiekają z tej mieszaniny pewnego rodzaju ciasta. Mniej przemyślni Afrykanie zbierają tylko te, które spadły w wodę, pala je jak kawę i jedzą garściami ten przysmak.
Kto chce zobaczyć całą zmyślność tych owadów, i ścisłość ich węzła towarzyskiego, musi poświęcić ciekawośći swojej jedno z gniazd termitów i starać się je zwalić wyzywając tem mieszkańców do walki. Jak już mówiłem, skorupa tych kopuł, czyli ściany ich gniazd, niezmiernie są mocne, i pomimo, iż zewsząd wydrążone galeryami, są jednak w stanie utrzymać na swych zakrąglonych wierzchołkach nie tylko ludzi, którzy częstokroć zasadzają się pomiędzy wieżycami i wzgórkami ich gniazd, czyhając na na zwierza dzikiego, lecz nawet dzikie bawoły, które chodzą po nich kiedy stawają na czatach jako straż bezpieczeństwa.. Rozerwać jedną ze sterczących wieżyc ich gniazd, jest niepodobieństwem; łatwiej ją z gruntu obalić, niźli rozłamać w jakiembądź miejscu. Trzeba więc iść do walki z motyką, i należy nie zapomnieć przybrać się stosownie w skórzane odzienie, bo inaczej można wyjść z tych zapasów dolegliwie pokaleczonym i pokrwawionym.
Kiedy się uderzy kilkakrotnie w gniazdo i zrobi wyłom, przybiega co najspieszniej najbliższy żołnierz stojący na placówce, podaje sygnał, i na ten znak zbiegają się żołnierze wysuwając z po za otworu swe głowy i wydając pe – wien łoskot szczękami, które rozmykają co chwila dla odstraszenia nieprzyjaciela. Jeżeli attak się wznawia, rzucają się wówczas na napastnika z całą zaciętością i poświęceniem, bo nie baczą nigdy na jego siłę, ni na swoją małość i chwytają się ciała i odzienia. Łatwiej je na wpół rozerwać niż zmusić do wypuszczenia zdobyczy i odczepienia się od niej. Po zaciętej walce z tym całym rojem, jeżeli zdołają odstraszyć nieprzyjaciela, lub jeśli on sam zawiesi na czas nieprzyjazne swe kroki, żołnierze powracają do galeryi i na dany znak przez nich, stuknięciem głowy o ścianę robotnicy odpowiadają jednogłośnie pewnego rodzaju sykiem, i zbiegają się natychmiast, trzymając w pyszczkach przyrządzoną ziemię i z największą szybkością starają się zamurować wyłom zrobiony. Wszyscy żołnierze usuwają się podczas tej pracy, zostaje ledwo jeden na tysiąc dla pilnowania robót i wydawania rozkazów i zachęty w pracy. Co dwie lub trzy minut, uderzeniem głowy o ścianę, żołnierze zostawieni na strażach wydają stuknięcie, i za każdym razem odpowiada im gwizd wszystkich pracownie jednocześnie wydany, po którym z większym zapałem jeszcze rzucają się na nowo do roboty. Jeżeli atak się powtórzy, wówczas w mgnieniu oka usuwają się wszystkie pracownice, a żołnierze występują na nowo do walki. Kiedy ci biedni obrońcy swoich domów i własności widzą iż są bardzo zagrożeni, wówczas wydają, stosowne rozkazy by zamurowywano galerye, tajemne przechody i gotowano się do ostatecznego boju. Rozkazy te wydawane mackami któremi się dotykają, rozchodzą się w mgnieniu oka po najodleglejszych zakątach gniazda, i wykonywają, się z największą, szybkością i posłuszeństwem. Kiedy dzieło zniszczenia wzrasta i galerye zaczynają się zapadać owady te uciekają się do ostatecznego środka w celu ocalenia – nie siebie, bo walczą i giną z największem bohaterstwem – lecz rodziców swoich, a raczej królowej i króla. Znaczna ich część każe się zamurować w komorze królewskiej, zasklepiają wszystkie otwory a następnie zasypują je ziemią, tak że ani pałacu samego, ani okólnych zabudowań rozeznać nie podobna pod gruzem, który tworzy rodzaj nowo usypanej mogiłki. Po najuporniejszej walce, w której bronią bohatersko każdego przechodu, każdej galeryi, każdy cal gniazda swego, cofają się one stopniowo w kierunku królewskiego pałacu i odwrót ten dokonywają niezmiernie umiejętnie. Ale gdy przyjdzie chwila ostatniej walki, kiedy już zabraknie ścian z po za których łatwiejsza obrona, skupiają się one wszystkie na miejscu zasypanego pałacu i tworzą jak gdyby drugą mogiłę żywą zaspą swych ciał. Pod miryadami tych owadów nic rozeznać nie można w pierwszej chwili; lecz kiedy i w tej ostatniej walce zostaną zwyciężeni, to.
jest gdy się je zdoła na bok odrzucić lub pozabijać, i odgarnie się ziemię pod której zaspą, leży pałac królewski, łatwo jest ostatecznie je pokonać; rozbija się wówczas cały pałac, i pokonawszy jeszcze tysiąc tych termitów, które się zasklepiły by umrzeć razem z matką, bierze się w niewolę królowę. Biedne te owady pokonane, z największą uległością idą jeszcze i w niewoli służyć matce swojej, i całej usilności dokładają, by na niczem jej nie zabrakło w więzieniu, i zdwajają zdaje się starań, by trybu jej życia nie zmienić, i potomstwo zachować, usiłując wedle możności ochronić znoszone przez nią jaja, mieszcząc je w najwygodniejszem na ten cel miejscu.
Naturaliści zwykli porównywać stosunkową wielkość gmachów stawianych przez człowieka, z temi które wznoszą termity, i to porównanie bardzo niekorzystnem jest dla pierwszych. Największy gmach jaki człowiek wzniósł dotąd – są piramidy, a z nich najwyższa piramida, Cheops, ma wysokości 248 stóp francuzkih czyli dziewięćdziesiąt jeden razy przewyższa wysokość średniej miary wzrostu człowieka, Gmachy zaś termitów przechodzą wysokością: tysiąc razy miarę ich wzrostu, a raczej ich długości
Więc owad taki nikły, taki drobny, wznosi gmachy przed któremi duma ludzka korzyć się musi; gromadzi się w towarzystwa, które rządnością, ładem, pracą, i poświęceniem wstydzą, człowieka, Ale któż je uczynił tak doskonałemi budowniczemi? Kto wlał w nich ten instynkt zachowawczy, który je ogrzewa takiem poświęceniem gdy idzie o zachowanie bytu tej, która im życie daje, a tern samem zachowuje rodzaj? kto im dał zmysł tego ładu, tej pracy tego posłuszeństwa – nie przemocy silniejszego, lecz posłuszeństwa wynikłego z przekonania potrzeby uległości, by towarzystwo istnieć i trwać mogło? – Ten, który równie wielkim i mądrym i opatrznym, czy Go podziwiamy w potędze, którą złożył w wolnej woli człowieka, czy instynkcie najdrobniejszego owadka; który równie wszechmocnie dzierży wszechświat w swej prawicy, jak chroni życie najdrobniejszego żyjątka; który świętością imienia swojego napiętnował każde z dzieł swoich; – i który doprawdy nie wiem kiedy bardziej czcią, miłością uwielbieniem serce przepełnia – czy wówczas gdy go podziwiamy w krążeniach miryad światów, – czy gdy duchem ukorzeni, patrzymy na krążenie soków życiowych w wymoczkach, których miryady żyją w jednej wody kropelce.