Gawędy o sztuce XIII-XV wiek - ebook
Gawędy o sztuce XIII-XV wiek - ebook
Zapraszamy czytelnika do odbycia pasjonującej podróży do Włoch doby renesansu. Podążymy śladami bohaterów Żywotów Giorgio Vasariego, poznamy prywatne życie wielkich mistrzów i ich mecenasów. Nie będziemy stronić od anegdot oczywiście nie zapomnimy o ich dziełach, na które spojrzymy przez pryzmat biografii twórców. Bogactwo materiału jest imponujące! Autorka pisze przy tym z taką werwą, że bez reszty wciąga czytelnika w swoją opowieść. I chociaż gawędy te dotyczą tylko wybranych i ulubionych artystów autorki, to niewątpliwie mogą zachęcić czytelnika do podjęcia dalszych poszukiwań na własną rękę.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-19099-6 |
Rozmiar pliku: | 23 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sztuka (rozumiana jako synonim piękna)
chroni od agresji otaczającego nas świata ,
jest niezbędna do rozwoju intelektualnego
i potrzebna, aby czuć się dobrze.
Igor Mitoraj
Książka ta powstała dzięki gawędom, które przez wiele lat wygłaszałam w 2 programie Polskiego Radia. Gawędy natomiast pojawiły się dzięki wykładom, a właściwie dzięki moim kochanym studentom. Tak, tak właśnie było! Otóż moi słuchacze w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie przysypiali, kiedy w ramach wykładów z historii kultury charakteryzowałam im style, prądy, teorie i zjawiska w kulturze, a budzili się, wprost ożywali, kiedy od czasu do czasu przedstawiałam jakiegoś konkretnego malarza, wspominając przy okazji, że klepał biedę lub przeżywał męki twórcze.
To zainteresowanie żywym człowiekiem – artystą, o kilkaset lat starszym kolegą moich młodych słuchaczy, też przecież artystów, skłoniło mnie do zmiany tematyki, cykl wykładów z historii kultury zamieniłam zatem stopniowo na wykłady z historii sztuki.
Jestem z wykształcenia historykiem, musiałam więc – co tu kryć – mocno się dokształcić. Nie chciałam zawieść oczekiwań studentów, więc w moich studiach nad malarstwem i rzeźbą tropiłam uparcie ślady twórcy – żywego człowieka, choć bywało to bardzo trudne, bo im głębiej w przeszłość, tym mniej na ten temat materiałów. A kiedy studencka brać artystyczna zaczęła coraz liczniej przychodzić na te wykłady, kiedy przyprowadzała na nie swoich przyjaciół i krewnych, ktoś tatę, ktoś narzeczoną, a Zuzanna – wspaniałą babcię Elżbietę – uznałam, że mój zamiar się powiódł – ożywiłam historię sztuki.
Kiedy więc pani redaktor Ewa Prządka zaprosiła mnie we wrześniu 2000 roku do 2 programu Polskiego Radia, zgodziłam się na kilka wystąpień. Nawet przez myśl nam obu wtedy nie przeszło, że moje wykłady zamienione na gawędy o sztuce zadomowią się na antenie na dziesięć lat (z roczną przerwą), a nasza współpraca stanie się systematyczna. Kilka razy próbowałam się wycofać, ale słuchacze prosili o kolejne audycje, więc zagłębiałam się w przeszłość, wydobywając coraz to innych artystów i przedstawiając ich losy i dzieła na antenie.
Skupiłam się szczególnie na artystach włoskich doby renesansu i baroku, ponieważ ich dzieła znałam z autopsji.
W tej książce zamieściłam tylko gawędy z kręgu sztuki włoskiego renesansu (z zahaczeniem o wiek XIII i XIV), co stanowi jedynie część wszystkich gawęd, które stopniowo objęły również sztukę Europy Północnej i Zachodniej – flamandzką, niemiecką, francuską i hiszpańską, czasami także polską, jak również sięgnęły chronologicznie znacznie głębiej.
Chciałabym jednak podkreślić, że Gawędy o sztuce nie są pracą naukową, lecz popularyzatorską, a niniejszy tom w żadnym razie nie stanowi pełnego wykładu o renesansie i nie obejmuje wszystkich jego przedstawicieli. Przywilejem gawędziarza jest to, że może sobie dowolnie wybierać tematy i swobodnie opowiadać o tym, co jest mu bliskie i co go akurat interesuje. I moje gawędy tak się właśnie rodziły – wybierałam artystów, którzy mnie zaciekawili, albo obrazy, które mnie zafascynowały. Dlatego jest to bardzo osobiste podejście do dawnej sztuki, a moje opinie są najzupełniej prywatne.
Na koniec pragnę podziękować dwóm osobom, bez których ta książka nigdy by się nie ukazała. Obie, niestety, już nie żyją. Pierwsza to ś.p. dr Janina Ruszczycówna, moja niezapomniana mistrzyni, kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie. To ona zaraziła mnie pasją badawczą, nauczyła zadawać obrazowi pytania, tkwiąc nad nim z lupą w ręce. Do końca życia zachowam dla niej wdzięczność.
Druga to mój wierny przyjaciel, ś.p. prof. Zbigniew Dobkowski, specjalista od chemii polimerów, który jednak tak się rozsmakował w poszukiwaniach historycznych, że był mi prawdziwą pomocą. Jego hojności zawdzięczam finansowe sfinalizowanie edycji tej książki. Ufam, że nadal jej patronuje duchowo.
A teraz o tym jak to z historią sztuki naprawdę jest i jak było ze sztuką w historii…O historii sztukii o artystach uwikłanych w historię
Historia sztuki jest w zasadzie dziedziną elitarną, przeznaczoną dla erudytów, nasyconą teorią, skupioną na prądach, zjawiskach i zewnętrznym opisie dzieła sztuki, spowitą w specjalistyczną terminologię – proweniencja, atrybucja, opus, awers, rewers, sygnatura, replika, krakelury… Słowem, historia sztuki bywa sucha, nudna, a dla zwykłego zjadacza chleba wręcz odstraszająca. Ale nie musi taka być! Wystarczy, że badacz oprócz dzieła dostrzeże jego twórcę jako żywego człowieka i poświęci mu nieco serdecznej uwagi, a historia sztuki przemówi językiem bliskim każdemu z nas i stanie się dziedziną fascynującą. Trzeba tylko dopuścić do głosu materiały źródłowe, zapiski sprzed wieków, zwłaszcza te dotyczące indywidualnych losów artysty, i za ich pośrednictwem, a także poprzez ocalałe obrazy, sprawić, aby artysta ożył. No i jeszcze opowiedzieć to zwyczajnie i po polsku, żeby nie zrazić pokolenia, które już się nie zetknęło z łaciną i nie pojmuje „dialektu” specjalistów.
Historia sztuki zajmuje się ludźmi ambitnymi. Zaczyna się ona od tych, którzy poszukiwali środków wyrazu w mroku prastarych pieczar sprzed tysięcy lat, a następnie, przechodząc przez okresy – na zmianę – nieudolności i doskonałości artystycznej, od starożytności przez średniowiecze aż do czasów nowożytnych, zajmuje się tymi, którzy się wybili, i ich dorobkiem. Zajmuje się malarzami, którzy tak malowali wodę, że ma się ochotę wyciągnąć dłoń i zanurzyć ją w tej wodzie, którzy tak malowali światło, że farby w ogóle nie widać, jest samo światło. Caravaggio, Vermeer, Rembrandt, Velázquez… O Rembrandcie mówiono, że to malarz, który potrafi namalować pusty pokój tak, że wygląda jak pusty. Umiał bowiem pochwycić pędzlem najtrudniejszą dla malarza rzecz – powietrze, niewidzialną przestrzeń.
Słowem, malarstwo jest czymś w rodzaju alchemii, próbą przetworzenia jednej materii – farby, w inną – otaczający świat. Malarstwo to magia, czary, malarze to czarodzieje, a historyk sztuki jest kimś, kto owe czary podpatruje, sprowadza na grunt badań naukowych, żeby popularyzator, na przykład taki historyk jak ja, mógł je wpisać w epokę i przybliżyć zwykłym zjadaczom chleba.
Bo przecież malarze – choć czarodzieje – w swoich artystycznych wysiłkach napotykali wiele ograniczeń, wiadomo – każda epoka narzucała swoje warunki i wymagania.
Szkoła i cech malarski miały swoje wymagania dotyczące stylu, bo zawsze obowiązywały pewne kanony, rygory; inaczej – akurat wtedy – malować nie wypadało. Zleceniodawcy – człowiek prywatny czy instytucja, kościół lub władze miejskie, słowem ci, którzy płacili za dzieło, też mieli swoje wymagania, dotyczące zarówno treści i formy samego obrazu, jak i jego ceny. Nie obywało się bez konfliktów! Do tego dochodziły wojny i zarazy, bo nigdy nie było raju na ziemi, cisza trwa tylko na obrazie. Słowem – malarz musiał nieustannie pokonywać wiele ograniczeń związanych, najogólniej mówiąc, z historią, z czasami, w jakich przyszło mu żyć, z techniką malarską i z… samym sobą.
Rozpęd twórczy hamowały przecież także ograniczenia indywidualne, właściwe wszystkim ludziom, takie jak własna słabość, choroba, brak wytrwałości i charakteru. I właśnie o tym wszystkim staram się opowiedzieć, bo moim zdaniem również i to, oprócz analizy samego dzieła sztuki, wchodzi w zakres badań historyka sztuki.
W ciągu ostatnich kilkuset lat, od wieku XIII do XVII przynajmniej, artysta dążył do oddania realnego świata. Uczył się, jak ukazać przestrzeń, dal, jak nadać przedmiotom wypukłość, jak oddać podobieństwo ludzkiej twarzy. Były to zadania ambitne i trudne, ale w końcu je rozwiązał i nauczył się malować wszystko, cokolwiek zapragnął. Umiał sprawić, że przedmiot na obrazie się porusza, kiedy patrzący zmienia punkt widzenia, że oddanej wiernie twarzy brakuje jedynie głosu, udało mu się nieomal namalować nieskończoność, kiedy nad głowami wiernych otworzył uciekające w dal niebiosa na sklepieniu barokowych kościołów.
A kiedy już umiał wszystko, kiedy w koszu z owocami Caravaggia kropla rosy na liściu winogron zalśniła niczym naturalna, artysta wzgardził odtwarzaniem, odrzucił realizm, który mu się znudził. Na przełomie XIX i XX wieku Pablo Picasso rozbił z premedytacją obowiązującą od wieków formę obrazu tak, jakby stłukł lustro – rozbił obraz na wiele groteskowo zestawionych elementów geometrycznych, uniemożliwiając jego odczytanie. Treść znalazła się poza obszarem zainteresowań twórcy, piękno odłożono do lamusa. Zafascynowani katastrofą tradycyjnego malarstwa naśladowcy i następcy Picassa podjęli dzieło udziwniania sztuki, które trwa do dziś.
Bohaterami moich gawęd są tylko artyści dawni, mieszkańcy starej Europy, głównie z kręgu kultury śródziemnomorskiej, w tym tomie głównie Toskańczycy w dobie renesansu, wszyscy poszukujący prawdziwego obrazu świata, a zarazem przekonani, że piękno i sztuka są czymś nierozdzielnym. Będziemy wspólnie śledzić ich poszukiwania i ideały estetyczne, ich losy i osiągnięcia, a wszystko to na tle wydarzeń historycznych, bo wszyscy oni byli, podobnie jak my, uwikłani w historię. Przedstawiam też przy okazji ludzi, którzy wprawdzie sami nie byli artystami, ale bez których artyści nie mogliby rozwinąć skrzydeł – wybitnych mecenasów renesansu.
Być może zdziwi Czytelnika to, że zaczynam książkę od opowieści o Giorgiu Vasarim. Z narodzinami renesansu nie miał on przecież nic wspólnego, żył na przełomie XV i XVI wieku, ale ponieważ często powołuję się na jego opinie jako biografa artystów, chciałabym go przedstawić Czytelnikowi. Niewątpliwie bez jego barwnych, choć czasami bałamutnych zapisków, dotyczących braci artystycznej minionych wieków, pisana historia sztuki byłaby o wiele uboższa.
Przy poznawaniu sztuki samo słowo jednak nie wystarczy, potrzebny jest obraz. Marzyłby mi się album pełen ilustracji przy każdym z przedstawianych przeze mnie malarzy… Niestety, taka edycja byłaby bardzo kosztowna i jest, przynajmniej teraz, nierealna. Ale żyjemy w czasach Internetu i gorąco zachęcam Czytelników do oglądania obrazów za jego pośrednictwem. Zapewniam, że odkrywanie starych mistrzów i oglądanie ich dzieł w powiększeniu może okazać się pasjonującą zabawą!Gawęda 1Biograf nad biografami – Giorgio Vasari
Przy głównym placu miejskim w Arezzo, na postumencie pod arkadami, stoi kamienne popiersie przystojnego starszego pana w renesansowym kabacie – to człowiek stąd, Giorgio Vasari – malarz, architekt i historyk sztuki. Odkąd w połowie XVI wieku wydał drukiem swoje Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów (Le vite dei piu’ eccelenti pittori, scultori et architettori), sam stał się sławny na całym świecie. Od dawna każdy, kto zajmuje się dziejami sztuki, ma dług wdzięczności wobec tego człowieka. I ja także niejeden raz odwołuję się do Vasariego, dlatego od niego właśnie zaczynam moje opowieści o wielkich mistrzach.
Potomek garncarzy
Giorgio Vasari (czyt.: Dżiordżjo Wazari) urodził się w Arezzo w 1511 roku w rodzinie garncarzy. Garncarzem był jego dziadek, który z tego właśnie powodu, od słowa vaso (naczynie, waza) przybrał nazwisko, garncarzem był też ojciec, Antonio. Ale nie byli to ludzie z rasy majstrów lepi gliny, o nie! We Włoszech tacy nie przechodzą do historii. Vasari umieli wyrabiać naczynia artystyczne. W dodatku Antonio miał niezwykłe szczęście, że gdzieś w Toskanii natrafił na zapomniany piec garncarski jeszcze z czasów starożytnych, w którym ocalały niewypalone naczynia, i z nich zaczerpnął wzór do swoich waz, które chętnie kupowano. Znał się na sztuce i miał zdolności rysunkowe. Talent i zainteresowania artystyczne odziedziczył po nim mały Giorgio.
Edukacja
Po latach, przy okazji biografii Signorellego, swego krewniaka, tak wspominał początki swej drogi malarza i architekta:
kiedy nauczyciel, który mnie uczył pierwszych liter, poskarżył się , że nic innego nie robię tylko rysuję jakieś figury, przypominam sobie, jak Signorelli, zwracając się do mego ojca, rzekł: „Niech mały Giorgio nie zmarnuje swych zamiłowań, ucz go rysować w każdym razie, ponieważ jeśli nawet będzie studiować literaturę, umiejętność rysunku zawsze mu się przyda, jak wszystkim ludziom wykształconym, choćby używał jej tylko dla przyjemności”. A potem spojrzawszy na mnie, stojącego naprzeciw, powiedział: „Ucz się, wnuku” (Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów, PIW 1980, s. 298–299, przekł. K. Estreicher).
I tak się stało. Giorgio otrzymał bardzo staranne wykształcenie ogólne, miał nauczycieli humanistów, którzy go wprowadzali w łacinę i literaturę, ale chodził także na lekcje rysunku do mistrza fresków i witraży.
Trzeba tu powiedzieć, że Arezzo, miasto o korzeniach etruskich, leżące między Rzymem a Florencją, było w okresie renesansu ważnym ośrodkiem życia kulturalnego. Działali w nim naprawdę dobrzy artyści i jeszcze dziś jest tam co oglądać. W bazylice św. Franciszka ocalały wspaniałe freski Piera della Francesca, który zmarł 20 lat przed narodzinami Vasariego. A kiedy mały Giorgio podjął pierwsze lekcje rysunków, uczył go słynny Francuz, Wilhelm de Marcillat, który pracował właśnie nad witrażami dla tejże bazyliki. Do naszych czasów ocalała jedynie jego rozeta, która po usunięciu warstwy brudu podczas ostatniej konserwacji tak pojaśniała, że można na niej rozróżnić wszystkie, bardzo ciekawe, postacie; oprócz papieża i św. Franciszka Wilhelm, umieścił tu Rafaela, swego mistrza, a także kilku innych artystów – m.in. niewidomego już Piera della Francesca i jego ucznia, Signorellego, a także samego siebie. Niewykluczone, że mały Giorgio uczył się rysunku na projektach do tych witraży właśnie.
Kiedy chłopiec ukończył 12 lat, dostąpił wielkiego zaszczytu – dzięki protekcji pewnego kardynała trafił do Florencji, gdzie zaczął pobierać nauki wraz z młodymi Medyceuszami w ich pałacu. Na lekcje rysunku biegał teraz do samego Michała Anioła, a potem do malarza Andrei del Sarto i rzeźbiarza Baccia Bandinellego. Zdolny, pracowity i ambitny, wkrótce po ukończeniu nauki, bo już jako 22-latek, został nadwornym artystą Medyceuszy i pozostał nim do końca życia.
Wszechstronne zainteresowania
Vasari był człowiekiem wszechstronnym – malarzem, architektem, scenografem i literatem. Jako malarz wykonał wiele obrazów olejnych, religijnych i portretów, a także fresków. We Florencji udekorował z pomocą uczniów aż 20 komnat w Palazzo Vecchio (Signoria) (czyt.: Palacco Wekjo, Sinioria), siedzibie władz miejskich. Dekorował też rezydencje papieskie w Rzymie.
Był również czynnym architektem. Dla Kosmy I Medyceusza odbudował letnią willę w Castello w pobliżu Florencji, urządzał mu wnętrza pałacowe, meblował, robił nawet projekty do gobelinów. W 1560 roku na polecenie księcia zaczął wznosić we Florencji ogromną budowlę skupiającą najważniejsze urzędy, Palazzo degli Uffizi (czyt.: Palacco deli Ufici), od dawna zamienione w słynną na całym świecie galerię obrazów. Cała Europa w XVIII i XIX wieku powtarzała ten jego udany projekt – monumentalny budynek z rytmem okien z charakterystycznymi trójkątnymi naczółkami.
Nie opuściły go też nigdy upodobania literackie – pisał sonety, krótkie historie w stylu Bocaccia (czyt.: Bokaczja), interesował go teatr. Podczas pobytu w Wenecji dał się namówić swemu krajanowi, Pietro Aretino i wykonał dekoracje do jego sztuki La Talanta. Zaprojektował scenografię ze wspaniałą perspektywą Rzymu, a do tego jakieś urządzenia, maszynerię sceniczną, która wywołała zachwyt nawet znakomitych malarzy, Tycjana i Sansovina.
Po wiekach okazało się jednak, że największym dziełem jego życia stały się wspomniane na wstępie biografie artystów. I trudno wprost pojąć, jak Vasari, nieustannie zajęty i zapracowany, znalazł siły na coś tak czasochłonnego, jak monumentalna kronika artystów.
Zazwyczaj malarze zabierali się do pisania pod koniec życia. Kiedy już nie spędzali dni na rusztowaniu, a nocy – na szkicowaniu projektów. Vasari do pisania żywotów zasiadł już jako 35-latek. Żył tylko 63 lata, więc zapewne zabrakłoby mu czasu na starość.
Narodziny żywotów artystów
Vasari sam opowiedział, jak doszło do narodzin tego dzieła. Natchnęło go środowisko rzymskie. Pracował wtedy nad freskami w Palazzo della Cancelleria. Ale kiedy zapadał zmrok i nie dało się już malować, schodził z rusztowania, przebierał się i stawał bywalcem kardynalskich salonów. W Palazzo Farnese zetknął się z grupą humanistów, wśród których był uczony prałat Giovio (czyt.: Dżiowjo). Vasari zobowiązał się dopomóc mu w zebraniu materiałów do opracowania dotyczącego zasłużonych artystów włoskich. Kiedy jednak przekazał prałatowi swe notatki, ten uznał, że najlepiej będzie, jeśli Vasari sam spisze opowieści o artystach. I tak się to zaczęło. W ciągu dwóch lat (1546 i 1547) Vasari przygotował rękopis. Sypiał wtedy trzy godziny na dobę.
Pamiętajmy – nie było pociągów ani samolotów, jeździło się końmi, a Vasari w poszukiwaniu śladów po zmarłych artystach zjeździł całe środkowe i północne Włochy. Nie było fotografii, trzeba było przepisać każdą inskrypcję nagrobną i naszkicować każdy obejrzany obraz czy fresk, nie było wreszcie żadnego ksero i mikrofilmu, nie mówiąc o bazie danych w Internecie i komputerze. Całym warsztatem historyka były… gęsie pióro i inkaust.
Jedynie gęsim piórem…
I tym skrzypiącym gęsim piórem, w pojedynkę, ten człowiek przygotował do druku pracę, która w naszych oprzyrządowanych czasach dałaby zatrudnienie całemu instytutowi historycznemu! Vasari zdołał zgromadzić dokumentację dotyczącą 161 artystów żyjących od XIII do XVI wieku. Oprócz informacji o tych 161 postaciach pierwszoplanowych zamieścił dane dotyczące kolejnych 1150 mniej znanych artystów. Drukiem ogłosił dzieło liczące ponad tysiąc stron.
Ale Vasari zasługuje na uznanie nie tylko dzięki wyjątkowej pracowitości. W czasach, kiedy rodziła się dopiero umiejętność selekcji źródeł historycznych, kiedy w kronikach przeważały bajki i nie sprawdzone opowieści zaczerpnięte z tradycji ustnej, Vasari miał już podejście cechujące nowożytny styl historyka. Bo chociaż chętnie sięgał do opowieści ludzi, starał się przede wszystkim korzystać z materiałów źródłowych: inskrypcji nagrobnych, zapisków w księgach cechowych, aktów zgonu, testamentów, rachunków budowlanych. Przesiadywał w archiwach miejskich i cechowych, przeszukiwał archiwa klasztorne. Umiał też korzystać ze źródeł literackich – z Dantego, Petrarki czy Bocaccia. Niestrudzenie notował i robił odpisy, a co tylko mógł – kupował. Miał np. oryginalne rysunki Giotta (czyt.: Dżiotta) na pergaminie. Dziś jego archiwum w Casa Vasari w Arezzo, w pięknym renesansowym budynku zaprojektowanym przez niego samego, jest bezcenne.
Osiemnaście lat po pierwszym wydaniu Żywotów, w 1568 roku opublikował drugie, wzbogacone o trzydzieści kilka dalszych życiorysów artystów, głównie sobie współczesnych. Zadbał też o wizerunki opisywanych osób, przygotował drzeworyty z portretami do każdego rozdziału. Nie są zbyt wierne, najlepszy jest niewątpliwie jego autoportret i portret Michała Anioła. Przygotowując drugą edycję książki, nie przerywał pracy jako ceniony malarz i architekt. Zadbał również o dokumentację własnego dorobku, sporządził coś w rodzaju katalogu swych prac – jest w nim kilkaset dzieł. Jednocześnie prowadził ożywioną korespondencję; w 1911 roku wydano drukiem ponad tysiąc jego listów.
Żywoty zostały natychmiast docenione i do dziś budzą wielkie zainteresowanie. Żaden inny kraj nie może się pochwalić własnym Vasarim, w Polsce też takiego dzieła nie ma i już nie będzie, bo materiały przepadły. Ale kiedy do uważnej lektury zasiedli historycy najnowsi, dzieło Vasariego ocenili bardzo surowo.
To prawda, że autor Żywotów popełnił wiele błędów. Podaje błędne daty, myli dzieła, często odnosi się wrażenie, że opisuje jakiś obraz z pamięci, która go zawiodła, bo treść obrazu nie zgadza się z jego opisem. Nieraz zawierzył komuś, kto go prawdopodobnie niechcący wprowadził w błąd. Sam zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, pisząc:
kiedy poprawiałem to dzieło do drugiego wydania, przerywałem nieraz pisanie nie powiem na dni, lecz na długie miesiące, czy to z powodu podróży, czy nadmiaru różnych prac malarskich, budowlanych czy projektów. Po prostu – wyznam szczerze – było dla mnie niemożliwe usunięcie wszystkich błędów.
Najwartościowsze są biografie tych artystów, których znał osobiście – np. Michała Anioła. Wiarygodne przyczynki można też znaleźć w przytoczonych przez niego opowieściach osób, które znały dobrze opisywanego artystę, a z którymi Vasari sam rozmawiał, jak np. z Francesco Melzim (czyt.: Franczesko Melcim), który był do końca przy Leonardzie da Vinci. Wzruszające okruchy wspomnień wydobył też od skromnych świadków epoki; poznał na przykład mężczyznę, który jako chłopaczek prowadzał za rękę niewidomego na starość Piera della Francesca.
„Pamiętajcie, że uczyniłem, co mogłem…”
Vasari pisał barwnie, więc choć uczeni krzywią się na jego brak ścisłości i błędy, często jednak swoje nudnawe dysertacje okraszają cytatami z Żywotów. Bo one tętnią życiem! Od kogóż można by się dowiedzieć tyle szczegółów o charakterze poszczególnych artystów, o ambicji i zazdrości w środowisku, o ubóstwie młodych malarzy? O tym, że Brunelleschi (czyt.: Brunelleski), genialny budowniczy kopuły na florenckiej katedrze, był mały i brzydki i że miał piskliwy głos? I kto jednocześnie przemawia nam natychmiast do rozumu, że uroda jest nieważna, że nie należy się zrażać wyglądem człowieka? Proszę, oto dla przykładu początek Żywotu Filippa Brunelleschiego:
Wielu ludzi natura stwarza małymi, a jednak mają oni ducha pełnego wielkości, a serce pełne wielkich uczuć porywających się na najtrudniejsze, zda się niemożliwe sprawy i wykonują je ku zdumieniu wszystkich . I dlatego nie wolno się krzywić, jeżeli spotka się człowieka nie wyglądającego przystojnie lub wdzięcznie , gdyż pod owym gruzem leżą żyły złota. Często w tym, który nie wygląda przystojnie, znajduje się wielkoduszność , a jeśli nadto połączy się z wzniosłością, można od takiego człowieka oczekiwać niezwykłych rzeczy. I tak przezwyciężona zostaje brzydota ciała cnotami umysłu, jak to wyraźnie widać w osobie Filipa, syna pana Brunelleschi.
Dzieło Vasariego jest skarbem, trzeba tylko wiedzieć, jak go używać – czytać ostrożnie i krytycznie. A poza tym zachować w pamięci ostatnie zdania autora z posłowia do drugiego wydania:
Pamiętajcie, że uczyniłem, co mogłem. Przyjmijcie zatem dzieło życzliwie i nie żądajcie ode mnie tego, czego dać nie mogłem…
BESTSELLERY
- 18,90 zł 31,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK44,90 zł
- Wydawnictwo: Zysk i SpółkaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: PopularnonaukowePrzystępniejsza wersja klasyki literatury popularnonaukowej Bardziej zwięzła Ilustrowana Uzupełniona o najnowsze wyniki badań Krótka historia czasu, światowy bestseller Stephena Hawkinga, weszła do kanonu literatury ...59,00 zł59,00 zł
- Wydawnictwo: Fabuła FrazaFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: PopularnonaukoweIntelektualna prowokacja? Kokieteria wybitnego fizyka zajmującego się teorią kwantową, laureata kilkudziesięciu nagród za działalność naukową, ale też fotograficzną, filmową i za komponowaną muzykę?25,53 zł25,53 zł
- 26,99 zł 29,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.