- W empik go
Gdyby nie ten zając! - ebook
Gdyby nie ten zając! - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 169 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na nieszczęście los, którego na oko byłem faworytem, już od kolebki mojej nie szczędził mi także gorzkiej swojej ironii. Jakże bowiem nazwać to, że zrobił mię jedynakiem, a ojcu mojemu jeszcze przed moim urodzeniem zabrał całą fortunę, z wyjątkiem jakichś nędznych 40 000 złr, które nieboszczyk włożył oczywiście w większą dzierżawę na Podolu, jak to z dawien dawna bywało obyczajem szlacheckim, gdy nie można było na własnym majątku żyć odpowiednio do stanu i urodzenia. Dzierżawa musiała iść dość źle, bo kiedy, wraz z jej upływem, zostałem sierotą i kiedy mój wuj i opiekun, p. Michał Sumiński, zlikwidował krescencję i inwentarz i popłacił ciążące na tym wszystkim długi, zostało zaledwie tyle w jego rękach, że mógł mię na kilka lat oddać do przyzwoitego konwiktu we Lwowie, gdzie skończyłem gimnazjum.
Miałem jeszcze i cioteczno-rodzoną ciotkę, posiadającą jakiś kapitalik i bawiącą w domu pani Szczebiotynieckiej w Podumińcach, o dwie mile od Zaklęsłowic, majątku mojego wuja. Otóż gdy mi się udało wcale dobrze przebyć wynalezioną wówczas właśnie na utrapienie młodzieży naszej maturę, powstał między wujem Michałem a ciocią Ruńcią (i… e. Gertrudą) spór co do dalszej mojej kariery. Wuj chciał mię wziąć do siebie i uczyć gospodarstwa. Ciotka wykazywała, że nauczy on mię chyba preferansa, maczka i ferbla i że lepiej byłoby, gdybym się uczył prawa. W pojedynku na ostre słówka, który nastąpił, ciotka wzięła górę i zmyśliła w dodatku, jakobym w liście do niej wyraził nieprzepartą chęć zostania jurystą. Wuj Michał utrzymywał później, że ta predylekcja cioci Ruńci do studiów prawniczych była skutkiem niewygasłej w jej sercu weneracji dla pewnego „komornika”, który kiedyś, na początku tego stulecia, jedynie dzięki jakiemuś opłakanemu nieporozumieniu ożenił się z kim innym i jak wszyscy wówczas „komornicy” (tak… nazywano dawniej w Galicji adwokatów) zrobił bardzo piękny majątek. Bądź co bądź, p. Sumiński rozsierdził się mocno i oświadczył, że skoro mam ochotę zostać „kauzyperdą”, to on się mnie wyrzeka i słyszeć o mnie nie chce.
Na nieszczęście, zamiast u wuja, bawiłem wówczas na wakacjach u jednego z moich kolegów; nie mogło tedy przyjść do wyjaśnień między nami, bo wuj z zasady nigdy żadnych listów nie czytywał, a moje, nie rozpieczętowane, rzucał, gdzie się trafiło. Tak więc otrzymałem tylko pismo od cioci Ruńci, w którym najpierw z wielką goryczą mówiła o nierodzinnym, nieludzkim i samolubnym usposobieniu tego starego kawalera, p. Michała, a następnie, zachęcając mię do dalszych studiów oświadczała się z gotowością dania mi takiej pomocy, na jaką ją stać będzie. Zamiast do niej, napisałem najpierw list do wuja z prośbą o pieniądze na drogę do Zaklęsłowic, ale z powodów wyżej przytoczonych nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, wskutek czego, jak niepyszny, zgłosiłem się do ciotki. Przysłała mi natychmiast 100 złr na pierwsze potrzeby, a odtąd nie tylko co kwartału otrzymywałem od niej tę samą kwotę, ale nawet bardzo często dochodziły mnie pocztą różne bardzo pożądane posyłki drobiu, zwierzyny, pieczywa, bielizny itp., tak że studium prawa rzymskiego było mi jako tako osłodzone – nie tak, jak jednemu z moich kolegów, który był zwykł narzekać, że na nic mu się nie przyda wiadomość, iż mógłby jako małoletni mieć trojakie peculium: profectitium, adventitium i castrense* , skoro żadnego z nich nie ma.
W ogóle pierwsze dwa lata moich studiów uniwersyteckich przeminęły dość gładko; zdałem teoretyczny egzamin państwowy, nie miałem więcej długów niż inni w moim położeniu, na wakacje zapraszano i wożono mię do różnych domów, a wuja nie widziałem nigdy i nie słyszałem o nim nic więcej prócz tego, co ciocia Ruńcia mi napisała. W owym czasie, kiedy jeszcze nie było kolei żelaznych, z małymi wyjątkami tylko magnaci zaglądali do Lwowa; szlachta miała swoje ogniska towarzyskie na wsi albo w miastach prowincjonalnych, jak Tarnopol