- W empik go
Gdzie jesteś? - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Gdzie jesteś? - ebook
Baśnie z lipcowo- sierpniowych wakacyjnych nocy i dni. Pisane, żeby przeżyć to jeszcze raz. Chyba jest też dużo historii. O drodze lądem do Izraela, przez Syrię, Liban, łatwo nie może być. Nie jest. Powodzenia!
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-374-2 |
Rozmiar pliku: | 6,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Dla tych, którzy chcieli, żeby opowiadać._
_Jaka to ulga zdać sobie sprawę, że głos w mojej głowie to nie to kim jestem._
_— Kim więc jestem?_
_— Tym, który to rozumie._
Spokojnie, ze skupieniem krzątali się całymi dniami koło małych, malutkich spraw, którę składały się na ich świat. A był to ich własny, całkiem prywatny świat. Nic tam nie można było dodać, tak jak na mapie, gdzie wszystko jest już odkryte i zamieszkane i nie ma białych plam.
*
_Jest taki głos, który nie używa słów. Słuchaj._*
_Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie w porze powiewu wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go:_
_Gdzie jesteś? Księga Rodzaju 3,8_
Człowiek się Bogu zawieruszył. Ukrył się, pobłądził, polazł w krzaki. Wyszedł z domu Ojca i już ciągle za czymś tęsknił, wędrował w poszukiwaniu. Szukał tego, co było mu najbardziej potrzebne: pożywienia, wody, schronienia. Odpowiedzi, odkupienia, obietnicy, sensu. Miłości.
Czasami szukał Boga. Czasami siebie.
To co było mu dane znaleźć, pozostawało z nim na zawsze. Żywiło go. Podnosiło z kolan lub rozkładało na łopatki. Tworzyło od nowa i łamało. Gonił za szczęściem, ledwo się przesuwał lub leżał na swoich dnach. Krwawił i płakał. Kochał i nienawidził. Rozwiązywał tajemnice wszechświata lub wiązał koniec z końcem. Spalał się i powstawał z popiołów jak Feniks, szukał świateł w jaskiniach mroku.
Bóg spoglądał na trudy drogi człowieka i kochał go takim jakim się stał. A raczej stawał — idąc.
Któregoś dnia głos w jego głowie szepnął :
Abrahamie _Lech lecha! Wyjdź! Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę._
Po hebrajsku pierwsze słowo: _lech-lecha_ oznacza: i_dź do siebie_ albo _idź dla siebie._
Może też oznaczać: _Idź w głąb siebie._
Lech Lecha!
Konstantyn IX, Hagia Sophia, Stambuł. Teraz świątynia jest meczetem, a mozaiki przykryto, islam zabrania przedstawiania ludzi i zwierząt.Ludzie drzewom niepodobni są
_COŚ GŁĘBOKO UKRYTEGO_
_CZAS ŚWITU_
Huk tropikalnej ulewy skutecznie uśmiercił wszystkie znajome odgłosy lasu, tylko jakieś niezrozumiałe, obce dźwięki wypełniały najciemniejsze zakamarki dżungli… _Lucy in the Sky with Diamonds… Lucy in the Sky with Diamonds… Lucy in the Sky with Diamonds…_ Al wtulił się mocniej w miękki mech pomiędzy drzewami paproci. Pod ogromnymi liśćmi było zupełnie sucho. Gigantyczne mrówkoludy jak zwykle biegły przed siebie, omijając poskręcane liany i grube kłącza roślinności. Wszystko gdzieś znika w gęstwinie — pomyślał. Stopy zaczęły mu drgać niecierpliwie, jakby chciały się oderwać od ciała i pognać przed siebie razem z mgławicami mrówkoludów. Do przodu. Choćby w mrok. Pomiędzy deszcz. W meteory i planetoidy liści.
Chłopiec nieraz całymi dniami wędrował z ojcem po dżungli, czasami przemieszczali się z rodziną, godzinami przedzierając się przez gęste zarośla całego świata. Ale mrówkoludy biegały gdzieś jeszcze dalej. Dzień i noc punkciki świateł pulsowały w najciemniejszych zakamarkach lasu jak gwiazdy. Ich połyskujące, ruchliwe części zawsze migotały w oddali, jakby niezależnie od tego ile szli, i tak była przed nimi jakaś nieskończoność. Gęsta i mroczna. Otchłań pełna życia, choć mogła wydawać się pusta dla kogoś, kto nie potrafił patrzeć i słuchać.
Nikt nie wiedział, dokąd mrówkoludy biegną, tak jak nikt nie wiedział, dokąd płynie woda i gdzie każdego wieczoru odchodzi jasna kula i skąd powraca. Las szumiał o tym różne rzeczy. Niewiarygodne. I prawie nikt w to nie wierzył, tylko małe dzieci.
Al lubił wchodzić wysoko na drzewa, żeby obserwować jak kula światła znika w zielonej nieskończoności. Marzył wtedy, że świat nie jest gęstym lasem. Co by było, gdyby wszędzie dookoła był tylko piasek, taki jaki czasami wyłaniał się z ziemi pod stopami, paprociami albo nad brzegami wody. Wyobrażał sobie, że jest sypki i suchutki jak pyłki kwiatów, złoty jak motyle o poranku, kamienie, kolibry i żaby. Ciepły jak spojrzenie jego mamy. Mógłby wtedy wędrować bez końca i nic nie tarasowałoby ścieżek — myślał. Biegałby jak mrówkoludy wciąż dalej i dalej. I dowiedziałby się, co jest na końcu ich biegu. I poznałby je lepiej, bo ich droga byłaby również jego drogą.
_CZAS PRZEMIAN_
A las szumiał, a Al marzył. W marzeniach zawsze szedł przed siebie światem piasku, coraz bardziej przybliżając się do kresu świata, gdzie ukrywa się, jak to nazywali, Sol — Wielkie Światło. W czasie niespokojnych, tropikalnych nocy śnił, że znajduje to miejsce. Wędrował, a powietrze, które go otaczało było przyjemnie suche. I nawet jego skóra była sucha. Rozpoczynała się pora kwitnienia. Świerszcze wygrywały _Stairway to heaven,_ modliszkozaury _Brothers in Arms_, Beatlesi _Lucy in the Sky with Diamonds_. Paprocie uginały się pod ciężarem pąków, drzewa mruczały godowe pieśni ptakom, w kraju _Wolność kocham i rozumiem_ i _Boże coś Polskę_, Mougli tańczył i śpiewał z Baloo, Shere Khan spał. Rozwijały się wewnętrzne korytarze. Ziemia obracała się. Świat lasu zamieniał się w świat barw. Wędrowały gwiazdy. W nieskończonych otchłaniach prastarej dżungli kolory trzepotały na wietrze liśćmi, płatkami kwiatów i skrzydłami motyli. Kwitły nawet mroczne mchy, porosty i widłaki. _From this moment. How can it feel, this wrong. I dla kogo zarezerwowane są wędrujące gwiazdy? Czarność w ciemności. Forever._
Pewnego dnia mama siedziała wysoko w gałęziach drzew, wpatrzona w promienie odchodzącej jasnej kuli, kiedy zaatakował ją wąż. Spadła i nigdy więcej się nie poruszyła. Al zastanawiał się, gdzie teraz żyje jej ciepło, gdzie budzi dzień jej radość i skąd jej miłość wciąż otula jego duszę. Wypatrywał jej w porannej mgle, szukał w powiewach wiatru, bo czuł, że część jej wciąż gdzieś jest. Słyszał jej myśli. Może teraz mieszka tam gdzie Światło. Może zna już odpowiedzi. Wie, dokąd płynie woda, jakie mają domy mrówkoludy i czy gdzieś kończy się świat. A może tam gdzie się kończy, zaczyna się inny. Może istnieje gdzieś naprawdę, był lub dopiero będzie, suchy świat złocistego piasku, o którym tyle marzył. Pytał, ale nie odpowiadała. Mówiła, że_ ciemność nie będzie ciemna, a noc tak jak dzień zajaśnieje, że góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie. I że choćbyś szedł ciemną doliną, zła się nie ulękniesz, bo On jest z tobą._
Porywiste wichry przetaczały burze, góry emocji rozsadzały wnętrze, rozpychały się ścianami zboczy, smutek żłobił kaniony pragnień. Głębokie jak lęk, wilgotne jak dna kielichów wspomnień, nie mające końca. Jak ciekawość. Zaczynało brakować miejsca na krew. Na tlen. Na oddech.
Al postanowił, że wyruszy. W końcu urodził się pod wędrującą gwiazdą — mówili. Więc szedł. Każdego ranka w kierunku Sol wydzierał swój los światu i szukał drogi. Bo chciał poznać prawdę, a najlepiej jej dotknąć. Jak się dotyka małego tygryska, kiedy jego mamy nie ma w pobliżu.
_Ludzie przecież drzewom niepodobni są. Żeby w jednym miejscu stać._
A wszystko przez to patrzenie w światło.
_CZAS SNU_
Chłopiec wędrował, a las szumiał dziwne dźwięki… _Lucy in the Sky with Diamonds, Lucy in the Sky with Diamonds, Lucy in the Sky with Diamonds …_
Zmysły otrzymywały coraz więcej. Im dalej szedł, tym bardziej światy zaczynały się przenikać. Świat lasu mieszał się ze światem trawy, to co jest, istniało razem z tym, co było i co będzie, dotykał drzew wieczności i pił ze źródeł. Mrok ustępował. Czuł, że nie jest już tylko najdoskonalszą częścią swojego świata. Jak powietrze, woda, las, trawa, niebo i gwiazdy — stawał się światem.
_And from this moment, how can it feel this wrong.._
_Wstyd będzie moim epitafium…_
_CZAS CZŁOWIEKA ROZUMNEGO_
I tak gatunek rozlazł się po planecie. Włóczył się tam i z powrotem, czasami w kółko, dreptał w miejscu, przebierał nogami. Walczył, bo zaczęło mu się wydawać, że coś tu na Ziemi do niego należy. Rozproszył się i zagęścił. Bez celu lub gnany najświętszymi ideami i wiarą. Goły lub ubrany. W skórach, łachmanach, materiałach, pokryty żelazem. Znowu w skórach. Teraz znowu w podartych łachmanach przekracza legalne i nielegalne granice wyobraźni, szaleństwa i nadziei. I tak w kółko. A jakby stoi w miejscu.
W tych samych pokojach, na tych samych wrzecionach, ci sami starzy wodzowie wciąż przędą pajęczyny prawdy. Wiedźmy światów sprytnie kręcą kołowrotkami emocji i czasu, boginie morskich toni mącą wodę. Już nikt nie pamięta, jak to się zaczęło i kto jest winny, wszystko się pomieszało. Ziemia zrobiła się za mała, wszystkiego zrobiło się za dużo. Człowiek przestał słyszeć dźwięki. Wytworzył hałas, rozpętał wojny, nie wie, dokąd idzie drogami, które wybudował. Dużo mówi, nawet śpiewa, gra i tworzy muzykę. Ale już niczego nie słyszy. Mało widzi. Czuje mniej niż kamienie. Nie rozumie nawet siebie.
_Boję się, że jutro będę płakał …_
Na szczęście jeszcze są tacy, którzy próbują patrzeć w światło. Może to coś zmieni.
_JEŚLI O MNIE CHODZI BĘDĘ PŁYWAŁ W ŚWIETLE … OSAMA_
I tak zaczyna się ta baśń. A może tragedia…Wiesław Myśliwski
Tiziano Terzani
Dariusz Adamowski” _Wyblaknie, co było zapisane. Natchnienie jest jak oddech na mrozie. Dusza. ptaka odlatująca do zimnych krajów”_
J. Kaczmarski, Wyznanie Kalifa, czyli o mocy baśni
Historia świata, Oxford
Jak upadło Cesarstwo Bizantyńskie (dorzeczy.pl)
Richard Branson
Rumi
Każdy to wie
A. Milne
Marianne Williamson. Ego mówi: gdy wszystko się ułoży, wówczas poczuję spokój. Duch mówi: znajdź swój spokój i wszystko się ułożyNa nieznanych wodach piachu
_WIĘC MUSIAŁEM ZOSTAĆ NA BLISKIM WSCHODZIE, W JEGO WOJNACH I KONFLIKTACH, KTÓRE PRAWIE SIĘ KOŃCZĄ, KIEDY ZACZYNAJĄ SIĘ OD NOWA. SYRIA, DOM BITEW I WOJEN… MOJA OJCZYZNA, MAŁY KRAJ, 185.000 KM ² — NIE WIEM SKĄD BIERZE SIĘ MIEJSCE DLA WSZYSTKICH TYCH SPORÓW W CZASIE I PRZESTRZENI. OSAMA_
Pruliśmy po nowoczesnej, gładkiej nawierzchni, pośród pięknej scenerii, razem ze słońcem. Dosiadło się kilka osób, grała muzyka, kowboj śpiewał. Po godzinie szkoda było wysiadać, gdziekolwiek byłyśmy. Kierowca nas wyściskał, gilgając wąsami po policzkach. Pożegnał nas jak najlepszych kolegów, z kobietami nie ma w zwyczaju się tak spoufalać. Trochę sobie poużywał, ale to był najwyraźniej koniec. Zostałyśmy na głównej ulicy jakieś osady. Ulica była z piachu. Po dwóch stronach drewniane sklepiki jak na Dzikim Zachodzie. Powinni byli pojawić się kowboje i Indianie.
Zamiast tego otoczyły nas dzieciaki, po nich podeszli wąsaci panowie. I co???? My, że Sirie, Sirie??? Pomachałam ręką. Pokiwali głowami. Nie. Nie. Nie. Nie da rady. Zamknięte.
Zrozumiałyśmy, że chyba jest jakiś problem. Nie puszczą nas???? To nie tu jest granica? To gdzie? Ale nikt nie mówił po angielsku. Usiadłyśmy na krawężniku, przy piaskowej ulicy. Czas często sam potrafi rozwiązywać sprawy.
_WIADOMOŚĆ SPOZA ŻYCIA_
_KIEDY UMRĘ, NIE CHCĘ TRADYCYJNEGO POGRZEBU, Z PRZEMÓWIENIAMI PRZEZ MIKROFON. NIE CHCĘ, JAKO UMARŁY, PRZESZKADZAĆ ŚWIATU. ŚMIERĆ JEST NAGŁA I EGOISTYCZNA. I MOŻE ZDARZYĆ SIĘ W KAŻDYM MOMENCIE. A KIEDY PRZYCHODZI, NIE TŁUMACZY SIĘ I NIE DAJE OSTRZEŻENIA. WIĘC KIEDY PRZYJDZIE CZAS ROZDZIELIĆ NASZE DROGI… CHCĘ JUŻ TERAZ PODZIĘKOWAĆ TYM, KTÓRZY STOJĄ NAD MOIM GROBEM, MOIM KOCHANYM I DROGIM._
_I PRZEPRASZAM TYCH, KTÓRYCH OBRAZIŁEM, CELOWO LUB NIE. OSAMA_
Dzieci ciekawie rozsiadły się wokoło gotowe na opowieści z dalekich krajów. Tylko w jakim języku? Najstarszy chłopak przyniósł na tacy szklaneczki z herbatą. Wspólne picie herbaty symbolizuje więź, więc na krawężniku przy drodze rozpoczęła się uczta. Próbowałyśmy się porozumieć, okazało się, że coś tam kuma, jakby powiedział, że ludzie tędy nie przekraczają granicy, nie obcokrajowcy, mogą nas nie wpuścić, jeszcze na dodatek kobiety. Same. Herbata była bardzo dobra. I bardzo słodka.
O Syrii wiedziałyśmy tylko tyle, że jest na naszej drodze, musimy ją przejechać i że trzeba uważać — jest państwem policyjnym, lepiej unikać przedstawicieli władzy, którzy jak im się coś nie spodoba mogą zrobić wszystko. Na przykład można znaleźć się w więzieniu, tylko dlatego, że policjant chce dostać łapówkę. Od 1963 roku w Syrii cały czas panował stan wojenny. Nie było o czym żartować, ale wiedziałam, że turyści tam jeżdżą.
_CO MOGĘ POWIEDZIEĆ WSZYSTKIM SYRYJSKIM MATKOM, KTÓRYCH ŁZY ANI NA MOMENT NIE OPUSZCZAJĄ OCZU I OD DŁUGIEGO JUŻ CZASU SĄ TYLKO SUBSTYTUTEM PŁACZU ICH DZIECI. CHCIAŁBYM OTRZEĆ ŁZY WSZYSTKIM OSIEROCONYM SYRYJSKIM DZIECIOM. JAK NAJBARDZIEJ TYLKO POTRAFIĘ. I POWIEDZIEĆ IM: UTRZYMUJCIE SILNĄ WIARĘ! TO JEDYNA DOSTĘPNA RZECZ, KTÓRA MOŻE POMÓC. OSAMA_
Przeniosłyśmy się do cienia, jakiś pan postawił stoliczek i pokazał nam garnek z jedzeniem. Ok. Dostałyśmy coś pysznego. Cokolwiek to było. I znowu herbatę. Przyjął zapłatę i z nas nie zdarł, poczułyśmy, że ma jakiś pomysł. Zebrało się kilka osób, zrozumiałyśmy, że możemy pojechać taksówką, ale musimy zapłacić tam i z powrotem, jak nas nie wpuszczą, nic nie poradzą. Ustaliliśmy cenę. Była uczciwa. To byli dobrzy ludzie, do granicy było jeszcze podobno 10 kilometrów. Dziesięć kilometrów po piachu, rozpadającym się samochodem przez pustynię, tak to trzeba nazwać.
_NIE WIDZĘ MOŻLIWOŚCI, W JAKI SPOSÓB MÓJ KRAJ MÓGŁBY WYDOSTAĆ SIĘ Z TEGO ZWARIOWANEGO KOŁA WOJNY, WOJNY Z AGENCJAMI, REGIONALNYMI SIŁAMI I MIĘDZYNARODOWYMI MOCARSTWAMI… ZWYKLI LUDZIE MUSZĄ ZNOSIĆ WIELKIE STRATY I PŁACIĆ ZA TO RACHUNKI. DLA ZWYKŁYCH SYRYJCZYKÓW … ŻADNE SŁOWA NIE WYSTARCZĄ … NIE MAM DLA WAS SŁÓW… NIE MAM DLA WAS POCIESZENIA… NIE MAM POCIESZENIA DLA SYRYJCZYKÓW. OSAMA_
Gdzieniegdzie spod piachu wyłaniała się droga, gdzieniegdzie wysychał jakiś mały krzaczek, dojechaliśmy do bramy z budką, pośrodku niczego. Nasz kierowca dosyć długo rozmawiał z żołnierzem, który okupował budkę. Pojechaliśmy dalej. Pojawiło się kilka budynków i ludzie. Żadnych zrozumiałych napisów.
Na ziemi, na piachu, siedziało z czterdzieści kobiet, wszystkie w czarnych burkach, obok autobus. Jakby ich gdzieś wywozili. Na głowach miały czarne kaptury, oczu nie było widać, ale wśród czerni mignęły kilka razy uśmiechnięte twarze i białe ząbki. Nazwałyśmy je irańska wycieczka.
— Może nas za chwilę też posadzą na ziemi i tak ubiorą — strzelała z łuku Małgorzata.
— Ciekawe, gdzie w ogóle jesteśmy, może jedziemy do Iranu — odpaliłam granatnik.
A nasz chłopak zniknął w budynku z naszymi paszportami i długo nie wracał. Nawet nie było mi gorąco. Pewnie pot mi sparaliżowało.
_A MASZYNA TYRANII KRĘCI SIĘ I KRĘCI_
_I NIE PRODUKUJE NICZEGO TYLKO PRZEMOC_
_NIECH KTOŚ ZATRZYMA TEGO LUNATYKA I NAUCZY GO, GDZIE SĄ GRANICE_
_ALE ON KRĘCI SIĘ I KRĘCI_
_I NIE PRODUKUJE NICZEGO POZA NIENAWIŚCIĄ_
_DZIEŃ I NOC ROZPRZESTRZENIA TYLKO ZŁO_
_HIPOKRYTA I WRÓG_
_INŻYNIER HISTORII_
_MECHANIK KRYZYSU …_
_I CO DALEJ …? OSAMA_
Nasz kierowca wrócił, kazał iść za sobą. Wszystko chyba już tam wszystkim poobjaśniał, może zdecydowali, że nie jesteśmy bardzo groźnymi szpiegami, celnik, nie patrząc nam w oczy, coś pomlaskał, przybił pieczątkę w dziwne znaczki, nasz chłopak popchnął nas do drzwi wyjściowych na drugą stronę i pomachał, pięknie się uśmiechając pod wąsem. Mohammad miał na imię.
— Ej, zaczekaj, gdzie idziesz? — kazał szybko uciekać, wciąż się uśmiechając i machając na pożegnanie.
— Zaczekaj. I co teraz?? Wołałyśmy do niego po polsku. Jak do Pana Boga. Chociaż czułyśmy, że lepiej nie robić zamieszania.
_WSZYSCY JESTEŚMY PRZEGRANYMI._
Drzwi otworzyły się w ogrom pustyni. W oddali jedna duża palma. I nic więcej. Jesteśmy jeszcze w Turcji??? Trzeba iść dalej i będzie granica z Syrią??? Czy co? Ale gdzie iść? W którym kierunku?? Horyzont był pusty. Jak okiem sięgnąć białawo — różowy falujący gorąc. Jak pogniecione, wypłowiałe, stare prześcieradło.
_CZY JEST JAKIŚ WYGRANY W TEJ BRATOBÓJCZEJ WOJNIE?_
Na wszelki wypadek nie chciałyśmy wracać, mrużąc oczy ruszyłyśmy w kierunku jedynego możliwego punktu. Palmy.
— Nawet jeśli jesteśmy w Iranie, to przynajmniej nas jeszcze nie porwali. Jesteśmy tu same. W oceanie piasku.
Usiadłyśmy pod drzewem, wypatrując rekinów.
— Ile mamy wody?
— Myślisz, że będziemy tu spać?
A palma nic. Tylko zwisała liśćmi prawie do ziemi. Bo to stare, mądre drzewo było.
_TO BARDZO BOLESNE, KIEDY ZAGRANICZNI ZNAJOMI MÓWIĄ CI: BĄDŹ SILNY! NIE MAJĄ POJĘCIA JAK OKROPNA JEST WOJNA, TU W SYRII, JAK TRUDNE SĄ WARUNKI ŻYCIA I WSZYSTKO PRZEZ CO PRZECHODZISZ. LECZENIE SIEBIE PO TYCH PRZEJŚCIACH JEST MOIM PRIORYTETEM NUMER JEDEN, PONIEWAŻ WIEM NA PEWNO, ŻE BĘDZIEMY MUSIELI JESZCZE CIERPIEĆ, I CIERPIENIE NIE BĘDZIE MIAŁO KOŃCA._
_ALE NIE POZWOLĘ, ŻEBY MNIE TO ZŁAMAŁO. ADWOKAT OSAMA._
Jak nic siedziałyśmy w luku Davy’ego Jonesa. Teraz to wiem. Nie wiedziałyśmy tylko, że tam kamienie potrafią chodzić i mogą nas gdzieś przenieść. Ąle nie było problemu, bo nie było kamieni. Tylko piasek.
— Trzeba poczekać. Coś się wydarzy. Może przypłynie jakiś okręt albo rycerz na białym koniu.
— Lepiej by było na wielbłądzie.
— Jakby nie było, to wojsko z tych budynków chyba wie, że tu jesteśmy. Może ktoś gdzieś będzie jechał, jakimś czołgiem lub jeepem.
Na horyzoncie zaczęło się coś dziać. BURZA PIASKOWA??? Nie, to było za małe. Chyba. Przybliżał się kurz.
_DIETA WAMPIRA_
_KUCHARZ ŚMIERCI I ZNISZCZENIA_
_W SWOJEJ WŁASNEJ KUCHNI_
_PRZYGOTOWUJE SWÓJ POSIŁEK DNIA_
_SPECJALNE DANIE ZAPRAWIONE TRUCIZNĄ NIENAWIŚCI I ZŁOŚCI_
_PANIEROWANE W CIERPIENIU I ZŁAMANIU_
_PIECZONE W OGNIU PIEKIELNYM_
_POWSTAJE Z CIAŁA JEGO BRATA CZŁOWIEKA_
_KUCHARZ ŚMIERCI I ZNISZCZENIA._
_ZUPA JEST JUŻ GOTOWA._
_ON PRZYGOTOWUJE POSIŁEK NA JUTRO._
_BARDZIEJ NIEBEZPIECZNY NIŻ JAD WĘŻA_
_SIĘGAJĄCY NIEBA WYŻEJ NIŻ ŚLINA KOBRY_
_HA HA HA … ZAPRASZA NAS NA LUNCH! OSAMA_
Przybliżał się niewielki obłok pomarańczowo-różowego kurzu, zwieńczony połyskującym w słońcu metalowym dyskiem. Coś srebrnego leciało w powietrzu, pozaziemski obiekt zdecydowanie sunął w naszą stronę i słychać było coraz wyraźniejszy hałas. Kiedy kurz opadł pojazd ukazał się w całej okazałości. Oniemiałyśmy. To musiał być taki miraż. Ostatnie czego się spodziewałyśmy to, że po tym piachu przyjedzie pod naszą palmę, na środku pustyni, autobus. Prawie normalny. Taki jaki wozi amerykańskie dzieci do szkoły, tylko srebrny, odrapany, otwarte szyby, a w środku mnóstwo piachu. Może nawet kiedyś był żółty. Jak kurczak.
— Siria??? Sirie??? — gadały nasze głowy do fatamorgany z nadzieją.
Ale kierowca srebrnego cuda patrzył na nas przez chwilę zdziwiony, a potem ruszył piechotą w stronę budynków. Może też myślał, że spotkał kosmitów. Lub coś mu się przywidziało z gorąca.
_JEŚLI O MNIE CHODZI BĘDĘ PŁYWAŁ W ŚWIETLE_
_I SPOWODUJE, ŻE BĘDZIE ONO ZALEWAĆ PRZEBACZENIEM_
_KULTURĄ PRZEBACZENIA I AKCEPTACJI_
_KONTRASTY DODAJĄ RZECZOM PIĘKNA_
_MÓJ UMYSŁ BĘDZIE WZRASTAŁ_
_ZRÓB TO.._
_JA ROZUMIEM, ŻE JEST COŚ INNEGO_
_Z, Z, Z_
_NIE SŁYSZYSZ?_
_JA SŁYSZĘ INNOŚĆ … OSAMA_
Jechaliśmy najpierw po piachu, a cały wszechświat trzymał siłą woli nasze srebrne cudo w całości, nadając mu kształt autobusu. Trzeszczały wszystkie ścianki, skrzypiały siedzenia, zgrzytał piasek w zębach i zębatkach. Nawet kierowcę zalewał pot. Zabrał nas za darmo, bo nie miałyśmy żadnych pieniędzy, które go interesowały. Ale się nie uśmiechał. Rozluźnił się dopiero kiedy dojechaliśmy do normalnego asfaltu. Na drogowskazach zaczęły się pojawiać nazwy Halap, Damascus. Wjeżdżałyśmy do jakiegoś dużego miasta. Chyba byłyśmy w Syrii.
Co bardzo dziwne, do samego końca jechałyśmy w autobusie same. Chyba syryjskie policyjne państwo wysłało po szpiegów z kosmosu specjalną limuzynę. Albo nasz Anioł Stróż tak działał. Wszystko było możliwe.
_ALEPPO_
Wysiadłyśmy na wielkim dworcu autobusowym z napisem Halap. Obok była angielska nazwa: Aleppo. To był piękny widok. Niewiarygodny. Do dziś kocham ten wyraz, ten zlepek liter. Miasto, które przywołuje w pamięci magię, która nas wtedy prowadziła. I rodzi ból, kiedy myślę o nim teraz. Największe w Syrii, zbudowane z białego kamienia domy, w języku staro — syryjskim nazwa oznaczała prawdopodobnie _białe._
_WHEN THE GLORY IS BROKEN / KIEDY CHWAŁA ZOSTAJE ZŁAMANA_
_TO NIE DO UWIERZENIA. JESTEM W ALEPPO. JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH METROPOLII STAROŻYTNEGO ŚWIATA, NIEKORONOWANEJ STOLICY WSCHODU. „FLORENCJI” ŚWIATOWEJ KULTURY. JEDNYM Z NAJBOGATSZYCH FINANSOWO I DUCHOWO MIAST ŚWIATA, ZNAJDUJĄCYM SIĘ W CENTRUM LUDZKIEJ UWAGI PRZEZ PONAD TRZY TYSIĄCE LAT. ALEPPO — NIEŚMIERTELNEJ IKONIE, W KTÓREJ TWORZYŁ SIĘ DUCH ARCHITEKTURY WSCHODU. RAZEM Z BLIŹNIAKIEM DAMASZKIEM CENTRUM RELIGIJNEGO KALIFATU, W ÓSMYM WIEKU NAJPOTĘŻNIEJSZEGO PAŃSTWA ŚWIATA._
_NAJPIĘKNIEJSZYM MIEŚCIE W SUŁTANACIE OSMAŃSKIM, PO STAMBULE. NAJCZYSTSZYM I NAJBARDZIEJ LUKSUSOWYM. STOLICY BOGACTWA, DOBROBYTU, NAJLEPSZEJ ŻYWNOŚCI, NAJPIĘKNIEJSZYCH KOBIET, NAJLEPSZYCH BAZARÓW, NAJWSPANIALSZEJ TWÓRCZOŚCI, PIOSENEK I WIERSZY. WAŻNYM CENTRUM RELIGIJNYM DLA TRZECH RELIGII: JUDAIZMU, ISLAMU I CHRZEŚCIJAŃSTWA. MIASTA MIŁOŚCI, TOLERANCJI I BRATERSKIEJ PRZYJAŹNI._
_NAUCZYCIELU CYWILIZACJI DLA CYWILIZOWANEGO ŚWIATA. TU POWSTAŁY PIERWSZE STUDNIE MIEJSKIE, ŁAŹNIE, KANALIZACJA, GALERIE SZTUKI I BARY. MUZEUM WSCHODU NA OTWARTYM POWIETRZU, KTÓRE WSKAZYWAŁO I UCZYŁO SZTUKI NOWOCZESNEJ INŻYNIERII, ARCHITEKTURY I PLANOWANIA MIAST. ALEPPO, MATKA SZTUKI I LITERATURY. MIASTO MUZYKI, SKRYBÓW, PRZEWODNIKÓW DUCHOWYCH I KREATYWNOŚCI._
_MIASTO ZŁOTA… NA ŚWIATOWYM RYNKU, JEDNO Z NAJWAŻNIEJSZYCH CENTRÓW WYTWARZANIA I HANDLU ZŁOTEM. Z TYSIĄCEM WARSZTATÓW ZŁOTNICZYCH W DOMACH I TYSIĄCAMI TON TEGO KRUSZCU W POSIADANIU JEGO MIESZKAŃCÓW. LIDER HANDLU JEDWABIEM I NAJWAŻNIEJSZE MIASTO JEDWABNEGO SZLAKU._
_A TERAZ CO…_
_TERAZ STOJĘ TUTAJ, PRAWNIK, MANAGER, BIZNESMAN. SYN TEGO ŚWIĘTEGO MIASTA, POTOMEK JEGO RODZIN. STOJĘ PRZED JEDNYM ZE SKLEPÓW I NIE STAĆ MNIE NA CHIŃSKI PODKOSZULEK. ZWYCZAJNY, ALE NOWY. POMÓŻCIE MI TO ZROZUMIEĆ._
_NIE CHCĘ PODKOSZULKA NOSZONEGO PRZEZ WŁOCHÓW, FRANCUZÓW, ANGLIKÓW CZY NIEMCÓW — KTÓRZY MIELI GO NA SOBIE DWA, TRZY RAZY I WYRZUCILI._
_POMÓŻCIE MI ZROZUMIEĆ…_
_WŁOCH. NIE JEST BARDZIEJ CYWILIZOWANY NIŻ JA, W NICZYM. W JEGO HISTORII ZAWSZE NAJWAŻNIEJSZY BYŁ RZYM. DLA MNIE, KIEDY TWORZYŁ SIĘ STAROŻYTNY RZYM, W 753 R. P.N.E., ALEPPO BYŁO JUŻ ROZWIJAJĄCYM SIĘ, BOGATYM MIASTEM Z PONAD TYSIĄCLETNIĄ HISTORIĄ. WCIĄŻ PRÓBUJE TO ROZKMINIĆ._
_CZYM TAK PYSZNĄ SIĘ FRANCUZI. PARYŻ, STOLICA ŚWIATEŁ, BYŁ DOPIERO MAŁĄ WIOSKĄ, KIEDY W X WIEKU ALEPPO BYŁO ŚWIATOWYM CENTRUM FINANSOWYM I HANDLOWYM. LIDEREM W SPRZEDAŻY I PRODUKCJI PERFUM, MYDŁA I KREOWANIA MODY._
_CZY TRUDNO MNIE ZROZUMIEĆ?_
_ANGLIK NIE DOŚWIADCZYŁ MGŁY LONDYŃSKIEGO SYSTEMU SANITARNEGO, AŻ DO CZASU SŁYNNEGO POŻARU W XVII WIEKU, KIEDY ALEPPO MIAŁO NOWOCZESNY SYSTEM USUWANIA ODPADÓW JUŻ W STAROŻYTNOŚCI. A JEGO SYSTEMY KANALIZACYJNE OSIĄGNĘŁY SZCZYTY PERFEKCJI W XII WIEKU._
_NIEMCY, NIEMCY… BARBARZYŃSKIE POCZĄTKI ICH PLEMION ŻYJĄCYCH W CIEMNYCH LASACH THORINGII, KTÓRE PRZEZ WIEKI NIE NAUCZYŁY SIĘ NICZEGO OD CYWILIZOWANYCH LUDÓW, A POTEM BARDZO POWOLI PRZEJMOWAŁY ZWYCZAJE OD RZYMIAN. NIE WIEM, CZY TO Z „BARBARZYŃSKIEJ FILOZOFII SIŁY” NAZIŚCI ZACZERPNĘLI BRUTALNY POGLĄD O CZYSTOŚCI KRWI? CZY TO NIE KOMEDIA? JESTEM W JAKIEJŚ KOMEDII, CZY CO?_
_SKŁANIAM GŁOWĘ ZE WSTYDU PRZED MOJĄ HISTORIĄ. I ODCHODZĘ W CISZĘ. MOŻE MASZ GORZKIE I ŁAMIĄCE SERCE PYTANIE DLACZEGO? CZY MUSZĘ PŁACIĆ PODATEK, ŻEBY ZOSTAĆ W KRAJU? NIE CHCĘ MARNOWAĆ MOJEJ OSOBISTEJ I NARODOWEJ GODNOŚCI, ŻEBY ZOSTAĆ SZPIEGIEM OBCEGO PAŃSTWA. DLACZEGO TO STAŁO SIĘ Z SYRIĄ?_
_STOJĘ PRZED SKLEPEM I ZASTANAWIAM SIĘ, DLACZEGO NIE MOGĘ KUPIĆ PODSTAWOWYCH RZECZY. CO TU SIĘ DZIEJE??_
_PRZEPRASZAM. WCIĄŻ NIE ROZUMIEM. OSAMA_
Skoro dotarłyśmy do Aleppo, wyjęłam przewodnik, przeczytałam jak dojechać komunikacją miejską do centrum, jeszcze wtedy w przewodnikach były takie informacje, i wybrałyśmy hostel.
— Hi! Welcome to Aleppo! Na przystanku, przywitał nas jakiś chłopak. Szukacie hotelu?
— Nie, już się zdecydowałyśmy na _Spring Flower._
— Znam bardzo fajny tani hotel, niedaleko.
— Nie, dziękujemy.
— Dlaczego wy też chcecie iść do tego hostelu? Wszyscy zawsze tylko tam idą. Jest dużo innych w pobliżu. Też tanie. Lepsze.
— Chcemy iść tam. Ani myślał nas opuścić. Masz na imię Mohammad?
— Skąd wiesz?
Stare, ciężkie drzwi prowadziły ku chłodnemu wnętrzu. Grube mury wysokiej kamienicy skutecznie chroniły przed upałem miasta.
— Dzień dobry, wyglądacie jakbyście wracały z piekła.
— Nie, tylko z pustyni. Przyjechałyśmy z Gaziantep.
— Tak? Z Turcji? A wyglądacie zupełnie jak Europejki.
— Szukamy taniego noclegu, najlepiej na dachu.
— Na dachu mamy anteny, będzie ciężko tam wyciągnąć łóżka. Ale coś się wymyśli. Azis, dziewczyny chcą spać na dachu, da się je tam jakoś przyczepić.
— A tu zawsze tak wesoło.
— Zawsze. Po co się smucić. Życie powinno być wesołe. Mamy tutaj taką oazę, rozlewamy wokół strumienie spokoju, radości i tolerancji. Chodźcie, zobaczcie czym karmimy nasze dusze. Ooo! Jesteście z Polski. Wieczorem zapraszam na pogawędki, zjemy coś, wypijemy, uwielbiam Polaków — powiedział Osama — czarujący właściciel hostelu Spring Flower.
Nocleg kosztował grosze, spało się na materacach, na zadaszonym tarasie chroniącym przed słońcem, ze ścianami z kolorowych dywaników i kwiatów, wśród półek z książkami i przewodnikami w większości języków świata. Na tablicy z plakietkami mnóstwo napisów po polsku, między innymi: Alpejski Klub Górski, Moje miasto Żnin, Gin lubelski, To Listkiewicz jest winny. Tak, to tu właśnie powinnyśmy były trafić.Konstanty Gebert
Nie wszyscy wałęsają się, bo się zgubIli. Tolkien
Bruno Ferrero, Czterdzieści opowiadań na pustyni.
_K_elman Kalonius Szapiro, cadyk z Piaseczna
Izraelska ofensywa w Rafah w warunkach katastrofy humanitarnej (osw.waw.pl)
One Day, Matisyahu, Koolulam Project.
Apo&the Apostoles, Hala la layla
P. Smoleński, Izrael już nie frunie
V Księga Mojżeszowa 30:3—4, Biblia
Izajasz 66
Jerozolima. Biografia. S. Montefiore
Za 2,12
Rumi
S. Montefiore, Jerozolima. Biografia.
Łk 24
(Ap 21, 10)
M.Teller. Jerozolima. Nowa biografia Starego Miasta
Modlitwa żydowska
S.Montefiore. Jerozolima. Biografia.
S.Montefiore
M. Teller
Objawienie 21:3
I.Z.Kanner Opowieści żydowskie
Częściowo na podstawie Dziś rano, Jerozolima. Biografia. Simon Sebag Montefiore
Łk 24,29
_Jaka to ulga zdać sobie sprawę, że głos w mojej głowie to nie to kim jestem._
_— Kim więc jestem?_
_— Tym, który to rozumie._
Spokojnie, ze skupieniem krzątali się całymi dniami koło małych, malutkich spraw, którę składały się na ich świat. A był to ich własny, całkiem prywatny świat. Nic tam nie można było dodać, tak jak na mapie, gdzie wszystko jest już odkryte i zamieszkane i nie ma białych plam.
*
_Jest taki głos, który nie używa słów. Słuchaj._*
_Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie w porze powiewu wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go:_
_Gdzie jesteś? Księga Rodzaju 3,8_
Człowiek się Bogu zawieruszył. Ukrył się, pobłądził, polazł w krzaki. Wyszedł z domu Ojca i już ciągle za czymś tęsknił, wędrował w poszukiwaniu. Szukał tego, co było mu najbardziej potrzebne: pożywienia, wody, schronienia. Odpowiedzi, odkupienia, obietnicy, sensu. Miłości.
Czasami szukał Boga. Czasami siebie.
To co było mu dane znaleźć, pozostawało z nim na zawsze. Żywiło go. Podnosiło z kolan lub rozkładało na łopatki. Tworzyło od nowa i łamało. Gonił za szczęściem, ledwo się przesuwał lub leżał na swoich dnach. Krwawił i płakał. Kochał i nienawidził. Rozwiązywał tajemnice wszechświata lub wiązał koniec z końcem. Spalał się i powstawał z popiołów jak Feniks, szukał świateł w jaskiniach mroku.
Bóg spoglądał na trudy drogi człowieka i kochał go takim jakim się stał. A raczej stawał — idąc.
Któregoś dnia głos w jego głowie szepnął :
Abrahamie _Lech lecha! Wyjdź! Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę._
Po hebrajsku pierwsze słowo: _lech-lecha_ oznacza: i_dź do siebie_ albo _idź dla siebie._
Może też oznaczać: _Idź w głąb siebie._
Lech Lecha!
Konstantyn IX, Hagia Sophia, Stambuł. Teraz świątynia jest meczetem, a mozaiki przykryto, islam zabrania przedstawiania ludzi i zwierząt.Ludzie drzewom niepodobni są
_COŚ GŁĘBOKO UKRYTEGO_
_CZAS ŚWITU_
Huk tropikalnej ulewy skutecznie uśmiercił wszystkie znajome odgłosy lasu, tylko jakieś niezrozumiałe, obce dźwięki wypełniały najciemniejsze zakamarki dżungli… _Lucy in the Sky with Diamonds… Lucy in the Sky with Diamonds… Lucy in the Sky with Diamonds…_ Al wtulił się mocniej w miękki mech pomiędzy drzewami paproci. Pod ogromnymi liśćmi było zupełnie sucho. Gigantyczne mrówkoludy jak zwykle biegły przed siebie, omijając poskręcane liany i grube kłącza roślinności. Wszystko gdzieś znika w gęstwinie — pomyślał. Stopy zaczęły mu drgać niecierpliwie, jakby chciały się oderwać od ciała i pognać przed siebie razem z mgławicami mrówkoludów. Do przodu. Choćby w mrok. Pomiędzy deszcz. W meteory i planetoidy liści.
Chłopiec nieraz całymi dniami wędrował z ojcem po dżungli, czasami przemieszczali się z rodziną, godzinami przedzierając się przez gęste zarośla całego świata. Ale mrówkoludy biegały gdzieś jeszcze dalej. Dzień i noc punkciki świateł pulsowały w najciemniejszych zakamarkach lasu jak gwiazdy. Ich połyskujące, ruchliwe części zawsze migotały w oddali, jakby niezależnie od tego ile szli, i tak była przed nimi jakaś nieskończoność. Gęsta i mroczna. Otchłań pełna życia, choć mogła wydawać się pusta dla kogoś, kto nie potrafił patrzeć i słuchać.
Nikt nie wiedział, dokąd mrówkoludy biegną, tak jak nikt nie wiedział, dokąd płynie woda i gdzie każdego wieczoru odchodzi jasna kula i skąd powraca. Las szumiał o tym różne rzeczy. Niewiarygodne. I prawie nikt w to nie wierzył, tylko małe dzieci.
Al lubił wchodzić wysoko na drzewa, żeby obserwować jak kula światła znika w zielonej nieskończoności. Marzył wtedy, że świat nie jest gęstym lasem. Co by było, gdyby wszędzie dookoła był tylko piasek, taki jaki czasami wyłaniał się z ziemi pod stopami, paprociami albo nad brzegami wody. Wyobrażał sobie, że jest sypki i suchutki jak pyłki kwiatów, złoty jak motyle o poranku, kamienie, kolibry i żaby. Ciepły jak spojrzenie jego mamy. Mógłby wtedy wędrować bez końca i nic nie tarasowałoby ścieżek — myślał. Biegałby jak mrówkoludy wciąż dalej i dalej. I dowiedziałby się, co jest na końcu ich biegu. I poznałby je lepiej, bo ich droga byłaby również jego drogą.
_CZAS PRZEMIAN_
A las szumiał, a Al marzył. W marzeniach zawsze szedł przed siebie światem piasku, coraz bardziej przybliżając się do kresu świata, gdzie ukrywa się, jak to nazywali, Sol — Wielkie Światło. W czasie niespokojnych, tropikalnych nocy śnił, że znajduje to miejsce. Wędrował, a powietrze, które go otaczało było przyjemnie suche. I nawet jego skóra była sucha. Rozpoczynała się pora kwitnienia. Świerszcze wygrywały _Stairway to heaven,_ modliszkozaury _Brothers in Arms_, Beatlesi _Lucy in the Sky with Diamonds_. Paprocie uginały się pod ciężarem pąków, drzewa mruczały godowe pieśni ptakom, w kraju _Wolność kocham i rozumiem_ i _Boże coś Polskę_, Mougli tańczył i śpiewał z Baloo, Shere Khan spał. Rozwijały się wewnętrzne korytarze. Ziemia obracała się. Świat lasu zamieniał się w świat barw. Wędrowały gwiazdy. W nieskończonych otchłaniach prastarej dżungli kolory trzepotały na wietrze liśćmi, płatkami kwiatów i skrzydłami motyli. Kwitły nawet mroczne mchy, porosty i widłaki. _From this moment. How can it feel, this wrong. I dla kogo zarezerwowane są wędrujące gwiazdy? Czarność w ciemności. Forever._
Pewnego dnia mama siedziała wysoko w gałęziach drzew, wpatrzona w promienie odchodzącej jasnej kuli, kiedy zaatakował ją wąż. Spadła i nigdy więcej się nie poruszyła. Al zastanawiał się, gdzie teraz żyje jej ciepło, gdzie budzi dzień jej radość i skąd jej miłość wciąż otula jego duszę. Wypatrywał jej w porannej mgle, szukał w powiewach wiatru, bo czuł, że część jej wciąż gdzieś jest. Słyszał jej myśli. Może teraz mieszka tam gdzie Światło. Może zna już odpowiedzi. Wie, dokąd płynie woda, jakie mają domy mrówkoludy i czy gdzieś kończy się świat. A może tam gdzie się kończy, zaczyna się inny. Może istnieje gdzieś naprawdę, był lub dopiero będzie, suchy świat złocistego piasku, o którym tyle marzył. Pytał, ale nie odpowiadała. Mówiła, że_ ciemność nie będzie ciemna, a noc tak jak dzień zajaśnieje, że góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie. I że choćbyś szedł ciemną doliną, zła się nie ulękniesz, bo On jest z tobą._
Porywiste wichry przetaczały burze, góry emocji rozsadzały wnętrze, rozpychały się ścianami zboczy, smutek żłobił kaniony pragnień. Głębokie jak lęk, wilgotne jak dna kielichów wspomnień, nie mające końca. Jak ciekawość. Zaczynało brakować miejsca na krew. Na tlen. Na oddech.
Al postanowił, że wyruszy. W końcu urodził się pod wędrującą gwiazdą — mówili. Więc szedł. Każdego ranka w kierunku Sol wydzierał swój los światu i szukał drogi. Bo chciał poznać prawdę, a najlepiej jej dotknąć. Jak się dotyka małego tygryska, kiedy jego mamy nie ma w pobliżu.
_Ludzie przecież drzewom niepodobni są. Żeby w jednym miejscu stać._
A wszystko przez to patrzenie w światło.
_CZAS SNU_
Chłopiec wędrował, a las szumiał dziwne dźwięki… _Lucy in the Sky with Diamonds, Lucy in the Sky with Diamonds, Lucy in the Sky with Diamonds …_
Zmysły otrzymywały coraz więcej. Im dalej szedł, tym bardziej światy zaczynały się przenikać. Świat lasu mieszał się ze światem trawy, to co jest, istniało razem z tym, co było i co będzie, dotykał drzew wieczności i pił ze źródeł. Mrok ustępował. Czuł, że nie jest już tylko najdoskonalszą częścią swojego świata. Jak powietrze, woda, las, trawa, niebo i gwiazdy — stawał się światem.
_And from this moment, how can it feel this wrong.._
_Wstyd będzie moim epitafium…_
_CZAS CZŁOWIEKA ROZUMNEGO_
I tak gatunek rozlazł się po planecie. Włóczył się tam i z powrotem, czasami w kółko, dreptał w miejscu, przebierał nogami. Walczył, bo zaczęło mu się wydawać, że coś tu na Ziemi do niego należy. Rozproszył się i zagęścił. Bez celu lub gnany najświętszymi ideami i wiarą. Goły lub ubrany. W skórach, łachmanach, materiałach, pokryty żelazem. Znowu w skórach. Teraz znowu w podartych łachmanach przekracza legalne i nielegalne granice wyobraźni, szaleństwa i nadziei. I tak w kółko. A jakby stoi w miejscu.
W tych samych pokojach, na tych samych wrzecionach, ci sami starzy wodzowie wciąż przędą pajęczyny prawdy. Wiedźmy światów sprytnie kręcą kołowrotkami emocji i czasu, boginie morskich toni mącą wodę. Już nikt nie pamięta, jak to się zaczęło i kto jest winny, wszystko się pomieszało. Ziemia zrobiła się za mała, wszystkiego zrobiło się za dużo. Człowiek przestał słyszeć dźwięki. Wytworzył hałas, rozpętał wojny, nie wie, dokąd idzie drogami, które wybudował. Dużo mówi, nawet śpiewa, gra i tworzy muzykę. Ale już niczego nie słyszy. Mało widzi. Czuje mniej niż kamienie. Nie rozumie nawet siebie.
_Boję się, że jutro będę płakał …_
Na szczęście jeszcze są tacy, którzy próbują patrzeć w światło. Może to coś zmieni.
_JEŚLI O MNIE CHODZI BĘDĘ PŁYWAŁ W ŚWIETLE … OSAMA_
I tak zaczyna się ta baśń. A może tragedia…Wiesław Myśliwski
Tiziano Terzani
Dariusz Adamowski” _Wyblaknie, co było zapisane. Natchnienie jest jak oddech na mrozie. Dusza. ptaka odlatująca do zimnych krajów”_
J. Kaczmarski, Wyznanie Kalifa, czyli o mocy baśni
Historia świata, Oxford
Jak upadło Cesarstwo Bizantyńskie (dorzeczy.pl)
Richard Branson
Rumi
Każdy to wie
A. Milne
Marianne Williamson. Ego mówi: gdy wszystko się ułoży, wówczas poczuję spokój. Duch mówi: znajdź swój spokój i wszystko się ułożyNa nieznanych wodach piachu
_WIĘC MUSIAŁEM ZOSTAĆ NA BLISKIM WSCHODZIE, W JEGO WOJNACH I KONFLIKTACH, KTÓRE PRAWIE SIĘ KOŃCZĄ, KIEDY ZACZYNAJĄ SIĘ OD NOWA. SYRIA, DOM BITEW I WOJEN… MOJA OJCZYZNA, MAŁY KRAJ, 185.000 KM ² — NIE WIEM SKĄD BIERZE SIĘ MIEJSCE DLA WSZYSTKICH TYCH SPORÓW W CZASIE I PRZESTRZENI. OSAMA_
Pruliśmy po nowoczesnej, gładkiej nawierzchni, pośród pięknej scenerii, razem ze słońcem. Dosiadło się kilka osób, grała muzyka, kowboj śpiewał. Po godzinie szkoda było wysiadać, gdziekolwiek byłyśmy. Kierowca nas wyściskał, gilgając wąsami po policzkach. Pożegnał nas jak najlepszych kolegów, z kobietami nie ma w zwyczaju się tak spoufalać. Trochę sobie poużywał, ale to był najwyraźniej koniec. Zostałyśmy na głównej ulicy jakieś osady. Ulica była z piachu. Po dwóch stronach drewniane sklepiki jak na Dzikim Zachodzie. Powinni byli pojawić się kowboje i Indianie.
Zamiast tego otoczyły nas dzieciaki, po nich podeszli wąsaci panowie. I co???? My, że Sirie, Sirie??? Pomachałam ręką. Pokiwali głowami. Nie. Nie. Nie. Nie da rady. Zamknięte.
Zrozumiałyśmy, że chyba jest jakiś problem. Nie puszczą nas???? To nie tu jest granica? To gdzie? Ale nikt nie mówił po angielsku. Usiadłyśmy na krawężniku, przy piaskowej ulicy. Czas często sam potrafi rozwiązywać sprawy.
_WIADOMOŚĆ SPOZA ŻYCIA_
_KIEDY UMRĘ, NIE CHCĘ TRADYCYJNEGO POGRZEBU, Z PRZEMÓWIENIAMI PRZEZ MIKROFON. NIE CHCĘ, JAKO UMARŁY, PRZESZKADZAĆ ŚWIATU. ŚMIERĆ JEST NAGŁA I EGOISTYCZNA. I MOŻE ZDARZYĆ SIĘ W KAŻDYM MOMENCIE. A KIEDY PRZYCHODZI, NIE TŁUMACZY SIĘ I NIE DAJE OSTRZEŻENIA. WIĘC KIEDY PRZYJDZIE CZAS ROZDZIELIĆ NASZE DROGI… CHCĘ JUŻ TERAZ PODZIĘKOWAĆ TYM, KTÓRZY STOJĄ NAD MOIM GROBEM, MOIM KOCHANYM I DROGIM._
_I PRZEPRASZAM TYCH, KTÓRYCH OBRAZIŁEM, CELOWO LUB NIE. OSAMA_
Dzieci ciekawie rozsiadły się wokoło gotowe na opowieści z dalekich krajów. Tylko w jakim języku? Najstarszy chłopak przyniósł na tacy szklaneczki z herbatą. Wspólne picie herbaty symbolizuje więź, więc na krawężniku przy drodze rozpoczęła się uczta. Próbowałyśmy się porozumieć, okazało się, że coś tam kuma, jakby powiedział, że ludzie tędy nie przekraczają granicy, nie obcokrajowcy, mogą nas nie wpuścić, jeszcze na dodatek kobiety. Same. Herbata była bardzo dobra. I bardzo słodka.
O Syrii wiedziałyśmy tylko tyle, że jest na naszej drodze, musimy ją przejechać i że trzeba uważać — jest państwem policyjnym, lepiej unikać przedstawicieli władzy, którzy jak im się coś nie spodoba mogą zrobić wszystko. Na przykład można znaleźć się w więzieniu, tylko dlatego, że policjant chce dostać łapówkę. Od 1963 roku w Syrii cały czas panował stan wojenny. Nie było o czym żartować, ale wiedziałam, że turyści tam jeżdżą.
_CO MOGĘ POWIEDZIEĆ WSZYSTKIM SYRYJSKIM MATKOM, KTÓRYCH ŁZY ANI NA MOMENT NIE OPUSZCZAJĄ OCZU I OD DŁUGIEGO JUŻ CZASU SĄ TYLKO SUBSTYTUTEM PŁACZU ICH DZIECI. CHCIAŁBYM OTRZEĆ ŁZY WSZYSTKIM OSIEROCONYM SYRYJSKIM DZIECIOM. JAK NAJBARDZIEJ TYLKO POTRAFIĘ. I POWIEDZIEĆ IM: UTRZYMUJCIE SILNĄ WIARĘ! TO JEDYNA DOSTĘPNA RZECZ, KTÓRA MOŻE POMÓC. OSAMA_
Przeniosłyśmy się do cienia, jakiś pan postawił stoliczek i pokazał nam garnek z jedzeniem. Ok. Dostałyśmy coś pysznego. Cokolwiek to było. I znowu herbatę. Przyjął zapłatę i z nas nie zdarł, poczułyśmy, że ma jakiś pomysł. Zebrało się kilka osób, zrozumiałyśmy, że możemy pojechać taksówką, ale musimy zapłacić tam i z powrotem, jak nas nie wpuszczą, nic nie poradzą. Ustaliliśmy cenę. Była uczciwa. To byli dobrzy ludzie, do granicy było jeszcze podobno 10 kilometrów. Dziesięć kilometrów po piachu, rozpadającym się samochodem przez pustynię, tak to trzeba nazwać.
_NIE WIDZĘ MOŻLIWOŚCI, W JAKI SPOSÓB MÓJ KRAJ MÓGŁBY WYDOSTAĆ SIĘ Z TEGO ZWARIOWANEGO KOŁA WOJNY, WOJNY Z AGENCJAMI, REGIONALNYMI SIŁAMI I MIĘDZYNARODOWYMI MOCARSTWAMI… ZWYKLI LUDZIE MUSZĄ ZNOSIĆ WIELKIE STRATY I PŁACIĆ ZA TO RACHUNKI. DLA ZWYKŁYCH SYRYJCZYKÓW … ŻADNE SŁOWA NIE WYSTARCZĄ … NIE MAM DLA WAS SŁÓW… NIE MAM DLA WAS POCIESZENIA… NIE MAM POCIESZENIA DLA SYRYJCZYKÓW. OSAMA_
Gdzieniegdzie spod piachu wyłaniała się droga, gdzieniegdzie wysychał jakiś mały krzaczek, dojechaliśmy do bramy z budką, pośrodku niczego. Nasz kierowca dosyć długo rozmawiał z żołnierzem, który okupował budkę. Pojechaliśmy dalej. Pojawiło się kilka budynków i ludzie. Żadnych zrozumiałych napisów.
Na ziemi, na piachu, siedziało z czterdzieści kobiet, wszystkie w czarnych burkach, obok autobus. Jakby ich gdzieś wywozili. Na głowach miały czarne kaptury, oczu nie było widać, ale wśród czerni mignęły kilka razy uśmiechnięte twarze i białe ząbki. Nazwałyśmy je irańska wycieczka.
— Może nas za chwilę też posadzą na ziemi i tak ubiorą — strzelała z łuku Małgorzata.
— Ciekawe, gdzie w ogóle jesteśmy, może jedziemy do Iranu — odpaliłam granatnik.
A nasz chłopak zniknął w budynku z naszymi paszportami i długo nie wracał. Nawet nie było mi gorąco. Pewnie pot mi sparaliżowało.
_A MASZYNA TYRANII KRĘCI SIĘ I KRĘCI_
_I NIE PRODUKUJE NICZEGO TYLKO PRZEMOC_
_NIECH KTOŚ ZATRZYMA TEGO LUNATYKA I NAUCZY GO, GDZIE SĄ GRANICE_
_ALE ON KRĘCI SIĘ I KRĘCI_
_I NIE PRODUKUJE NICZEGO POZA NIENAWIŚCIĄ_
_DZIEŃ I NOC ROZPRZESTRZENIA TYLKO ZŁO_
_HIPOKRYTA I WRÓG_
_INŻYNIER HISTORII_
_MECHANIK KRYZYSU …_
_I CO DALEJ …? OSAMA_
Nasz kierowca wrócił, kazał iść za sobą. Wszystko chyba już tam wszystkim poobjaśniał, może zdecydowali, że nie jesteśmy bardzo groźnymi szpiegami, celnik, nie patrząc nam w oczy, coś pomlaskał, przybił pieczątkę w dziwne znaczki, nasz chłopak popchnął nas do drzwi wyjściowych na drugą stronę i pomachał, pięknie się uśmiechając pod wąsem. Mohammad miał na imię.
— Ej, zaczekaj, gdzie idziesz? — kazał szybko uciekać, wciąż się uśmiechając i machając na pożegnanie.
— Zaczekaj. I co teraz?? Wołałyśmy do niego po polsku. Jak do Pana Boga. Chociaż czułyśmy, że lepiej nie robić zamieszania.
_WSZYSCY JESTEŚMY PRZEGRANYMI._
Drzwi otworzyły się w ogrom pustyni. W oddali jedna duża palma. I nic więcej. Jesteśmy jeszcze w Turcji??? Trzeba iść dalej i będzie granica z Syrią??? Czy co? Ale gdzie iść? W którym kierunku?? Horyzont był pusty. Jak okiem sięgnąć białawo — różowy falujący gorąc. Jak pogniecione, wypłowiałe, stare prześcieradło.
_CZY JEST JAKIŚ WYGRANY W TEJ BRATOBÓJCZEJ WOJNIE?_
Na wszelki wypadek nie chciałyśmy wracać, mrużąc oczy ruszyłyśmy w kierunku jedynego możliwego punktu. Palmy.
— Nawet jeśli jesteśmy w Iranie, to przynajmniej nas jeszcze nie porwali. Jesteśmy tu same. W oceanie piasku.
Usiadłyśmy pod drzewem, wypatrując rekinów.
— Ile mamy wody?
— Myślisz, że będziemy tu spać?
A palma nic. Tylko zwisała liśćmi prawie do ziemi. Bo to stare, mądre drzewo było.
_TO BARDZO BOLESNE, KIEDY ZAGRANICZNI ZNAJOMI MÓWIĄ CI: BĄDŹ SILNY! NIE MAJĄ POJĘCIA JAK OKROPNA JEST WOJNA, TU W SYRII, JAK TRUDNE SĄ WARUNKI ŻYCIA I WSZYSTKO PRZEZ CO PRZECHODZISZ. LECZENIE SIEBIE PO TYCH PRZEJŚCIACH JEST MOIM PRIORYTETEM NUMER JEDEN, PONIEWAŻ WIEM NA PEWNO, ŻE BĘDZIEMY MUSIELI JESZCZE CIERPIEĆ, I CIERPIENIE NIE BĘDZIE MIAŁO KOŃCA._
_ALE NIE POZWOLĘ, ŻEBY MNIE TO ZŁAMAŁO. ADWOKAT OSAMA._
Jak nic siedziałyśmy w luku Davy’ego Jonesa. Teraz to wiem. Nie wiedziałyśmy tylko, że tam kamienie potrafią chodzić i mogą nas gdzieś przenieść. Ąle nie było problemu, bo nie było kamieni. Tylko piasek.
— Trzeba poczekać. Coś się wydarzy. Może przypłynie jakiś okręt albo rycerz na białym koniu.
— Lepiej by było na wielbłądzie.
— Jakby nie było, to wojsko z tych budynków chyba wie, że tu jesteśmy. Może ktoś gdzieś będzie jechał, jakimś czołgiem lub jeepem.
Na horyzoncie zaczęło się coś dziać. BURZA PIASKOWA??? Nie, to było za małe. Chyba. Przybliżał się kurz.
_DIETA WAMPIRA_
_KUCHARZ ŚMIERCI I ZNISZCZENIA_
_W SWOJEJ WŁASNEJ KUCHNI_
_PRZYGOTOWUJE SWÓJ POSIŁEK DNIA_
_SPECJALNE DANIE ZAPRAWIONE TRUCIZNĄ NIENAWIŚCI I ZŁOŚCI_
_PANIEROWANE W CIERPIENIU I ZŁAMANIU_
_PIECZONE W OGNIU PIEKIELNYM_
_POWSTAJE Z CIAŁA JEGO BRATA CZŁOWIEKA_
_KUCHARZ ŚMIERCI I ZNISZCZENIA._
_ZUPA JEST JUŻ GOTOWA._
_ON PRZYGOTOWUJE POSIŁEK NA JUTRO._
_BARDZIEJ NIEBEZPIECZNY NIŻ JAD WĘŻA_
_SIĘGAJĄCY NIEBA WYŻEJ NIŻ ŚLINA KOBRY_
_HA HA HA … ZAPRASZA NAS NA LUNCH! OSAMA_
Przybliżał się niewielki obłok pomarańczowo-różowego kurzu, zwieńczony połyskującym w słońcu metalowym dyskiem. Coś srebrnego leciało w powietrzu, pozaziemski obiekt zdecydowanie sunął w naszą stronę i słychać było coraz wyraźniejszy hałas. Kiedy kurz opadł pojazd ukazał się w całej okazałości. Oniemiałyśmy. To musiał być taki miraż. Ostatnie czego się spodziewałyśmy to, że po tym piachu przyjedzie pod naszą palmę, na środku pustyni, autobus. Prawie normalny. Taki jaki wozi amerykańskie dzieci do szkoły, tylko srebrny, odrapany, otwarte szyby, a w środku mnóstwo piachu. Może nawet kiedyś był żółty. Jak kurczak.
— Siria??? Sirie??? — gadały nasze głowy do fatamorgany z nadzieją.
Ale kierowca srebrnego cuda patrzył na nas przez chwilę zdziwiony, a potem ruszył piechotą w stronę budynków. Może też myślał, że spotkał kosmitów. Lub coś mu się przywidziało z gorąca.
_JEŚLI O MNIE CHODZI BĘDĘ PŁYWAŁ W ŚWIETLE_
_I SPOWODUJE, ŻE BĘDZIE ONO ZALEWAĆ PRZEBACZENIEM_
_KULTURĄ PRZEBACZENIA I AKCEPTACJI_
_KONTRASTY DODAJĄ RZECZOM PIĘKNA_
_MÓJ UMYSŁ BĘDZIE WZRASTAŁ_
_ZRÓB TO.._
_JA ROZUMIEM, ŻE JEST COŚ INNEGO_
_Z, Z, Z_
_NIE SŁYSZYSZ?_
_JA SŁYSZĘ INNOŚĆ … OSAMA_
Jechaliśmy najpierw po piachu, a cały wszechświat trzymał siłą woli nasze srebrne cudo w całości, nadając mu kształt autobusu. Trzeszczały wszystkie ścianki, skrzypiały siedzenia, zgrzytał piasek w zębach i zębatkach. Nawet kierowcę zalewał pot. Zabrał nas za darmo, bo nie miałyśmy żadnych pieniędzy, które go interesowały. Ale się nie uśmiechał. Rozluźnił się dopiero kiedy dojechaliśmy do normalnego asfaltu. Na drogowskazach zaczęły się pojawiać nazwy Halap, Damascus. Wjeżdżałyśmy do jakiegoś dużego miasta. Chyba byłyśmy w Syrii.
Co bardzo dziwne, do samego końca jechałyśmy w autobusie same. Chyba syryjskie policyjne państwo wysłało po szpiegów z kosmosu specjalną limuzynę. Albo nasz Anioł Stróż tak działał. Wszystko było możliwe.
_ALEPPO_
Wysiadłyśmy na wielkim dworcu autobusowym z napisem Halap. Obok była angielska nazwa: Aleppo. To był piękny widok. Niewiarygodny. Do dziś kocham ten wyraz, ten zlepek liter. Miasto, które przywołuje w pamięci magię, która nas wtedy prowadziła. I rodzi ból, kiedy myślę o nim teraz. Największe w Syrii, zbudowane z białego kamienia domy, w języku staro — syryjskim nazwa oznaczała prawdopodobnie _białe._
_WHEN THE GLORY IS BROKEN / KIEDY CHWAŁA ZOSTAJE ZŁAMANA_
_TO NIE DO UWIERZENIA. JESTEM W ALEPPO. JEDNYM Z NAJWAŻNIEJSZYCH METROPOLII STAROŻYTNEGO ŚWIATA, NIEKORONOWANEJ STOLICY WSCHODU. „FLORENCJI” ŚWIATOWEJ KULTURY. JEDNYM Z NAJBOGATSZYCH FINANSOWO I DUCHOWO MIAST ŚWIATA, ZNAJDUJĄCYM SIĘ W CENTRUM LUDZKIEJ UWAGI PRZEZ PONAD TRZY TYSIĄCE LAT. ALEPPO — NIEŚMIERTELNEJ IKONIE, W KTÓREJ TWORZYŁ SIĘ DUCH ARCHITEKTURY WSCHODU. RAZEM Z BLIŹNIAKIEM DAMASZKIEM CENTRUM RELIGIJNEGO KALIFATU, W ÓSMYM WIEKU NAJPOTĘŻNIEJSZEGO PAŃSTWA ŚWIATA._
_NAJPIĘKNIEJSZYM MIEŚCIE W SUŁTANACIE OSMAŃSKIM, PO STAMBULE. NAJCZYSTSZYM I NAJBARDZIEJ LUKSUSOWYM. STOLICY BOGACTWA, DOBROBYTU, NAJLEPSZEJ ŻYWNOŚCI, NAJPIĘKNIEJSZYCH KOBIET, NAJLEPSZYCH BAZARÓW, NAJWSPANIALSZEJ TWÓRCZOŚCI, PIOSENEK I WIERSZY. WAŻNYM CENTRUM RELIGIJNYM DLA TRZECH RELIGII: JUDAIZMU, ISLAMU I CHRZEŚCIJAŃSTWA. MIASTA MIŁOŚCI, TOLERANCJI I BRATERSKIEJ PRZYJAŹNI._
_NAUCZYCIELU CYWILIZACJI DLA CYWILIZOWANEGO ŚWIATA. TU POWSTAŁY PIERWSZE STUDNIE MIEJSKIE, ŁAŹNIE, KANALIZACJA, GALERIE SZTUKI I BARY. MUZEUM WSCHODU NA OTWARTYM POWIETRZU, KTÓRE WSKAZYWAŁO I UCZYŁO SZTUKI NOWOCZESNEJ INŻYNIERII, ARCHITEKTURY I PLANOWANIA MIAST. ALEPPO, MATKA SZTUKI I LITERATURY. MIASTO MUZYKI, SKRYBÓW, PRZEWODNIKÓW DUCHOWYCH I KREATYWNOŚCI._
_MIASTO ZŁOTA… NA ŚWIATOWYM RYNKU, JEDNO Z NAJWAŻNIEJSZYCH CENTRÓW WYTWARZANIA I HANDLU ZŁOTEM. Z TYSIĄCEM WARSZTATÓW ZŁOTNICZYCH W DOMACH I TYSIĄCAMI TON TEGO KRUSZCU W POSIADANIU JEGO MIESZKAŃCÓW. LIDER HANDLU JEDWABIEM I NAJWAŻNIEJSZE MIASTO JEDWABNEGO SZLAKU._
_A TERAZ CO…_
_TERAZ STOJĘ TUTAJ, PRAWNIK, MANAGER, BIZNESMAN. SYN TEGO ŚWIĘTEGO MIASTA, POTOMEK JEGO RODZIN. STOJĘ PRZED JEDNYM ZE SKLEPÓW I NIE STAĆ MNIE NA CHIŃSKI PODKOSZULEK. ZWYCZAJNY, ALE NOWY. POMÓŻCIE MI TO ZROZUMIEĆ._
_NIE CHCĘ PODKOSZULKA NOSZONEGO PRZEZ WŁOCHÓW, FRANCUZÓW, ANGLIKÓW CZY NIEMCÓW — KTÓRZY MIELI GO NA SOBIE DWA, TRZY RAZY I WYRZUCILI._
_POMÓŻCIE MI ZROZUMIEĆ…_
_WŁOCH. NIE JEST BARDZIEJ CYWILIZOWANY NIŻ JA, W NICZYM. W JEGO HISTORII ZAWSZE NAJWAŻNIEJSZY BYŁ RZYM. DLA MNIE, KIEDY TWORZYŁ SIĘ STAROŻYTNY RZYM, W 753 R. P.N.E., ALEPPO BYŁO JUŻ ROZWIJAJĄCYM SIĘ, BOGATYM MIASTEM Z PONAD TYSIĄCLETNIĄ HISTORIĄ. WCIĄŻ PRÓBUJE TO ROZKMINIĆ._
_CZYM TAK PYSZNĄ SIĘ FRANCUZI. PARYŻ, STOLICA ŚWIATEŁ, BYŁ DOPIERO MAŁĄ WIOSKĄ, KIEDY W X WIEKU ALEPPO BYŁO ŚWIATOWYM CENTRUM FINANSOWYM I HANDLOWYM. LIDEREM W SPRZEDAŻY I PRODUKCJI PERFUM, MYDŁA I KREOWANIA MODY._
_CZY TRUDNO MNIE ZROZUMIEĆ?_
_ANGLIK NIE DOŚWIADCZYŁ MGŁY LONDYŃSKIEGO SYSTEMU SANITARNEGO, AŻ DO CZASU SŁYNNEGO POŻARU W XVII WIEKU, KIEDY ALEPPO MIAŁO NOWOCZESNY SYSTEM USUWANIA ODPADÓW JUŻ W STAROŻYTNOŚCI. A JEGO SYSTEMY KANALIZACYJNE OSIĄGNĘŁY SZCZYTY PERFEKCJI W XII WIEKU._
_NIEMCY, NIEMCY… BARBARZYŃSKIE POCZĄTKI ICH PLEMION ŻYJĄCYCH W CIEMNYCH LASACH THORINGII, KTÓRE PRZEZ WIEKI NIE NAUCZYŁY SIĘ NICZEGO OD CYWILIZOWANYCH LUDÓW, A POTEM BARDZO POWOLI PRZEJMOWAŁY ZWYCZAJE OD RZYMIAN. NIE WIEM, CZY TO Z „BARBARZYŃSKIEJ FILOZOFII SIŁY” NAZIŚCI ZACZERPNĘLI BRUTALNY POGLĄD O CZYSTOŚCI KRWI? CZY TO NIE KOMEDIA? JESTEM W JAKIEJŚ KOMEDII, CZY CO?_
_SKŁANIAM GŁOWĘ ZE WSTYDU PRZED MOJĄ HISTORIĄ. I ODCHODZĘ W CISZĘ. MOŻE MASZ GORZKIE I ŁAMIĄCE SERCE PYTANIE DLACZEGO? CZY MUSZĘ PŁACIĆ PODATEK, ŻEBY ZOSTAĆ W KRAJU? NIE CHCĘ MARNOWAĆ MOJEJ OSOBISTEJ I NARODOWEJ GODNOŚCI, ŻEBY ZOSTAĆ SZPIEGIEM OBCEGO PAŃSTWA. DLACZEGO TO STAŁO SIĘ Z SYRIĄ?_
_STOJĘ PRZED SKLEPEM I ZASTANAWIAM SIĘ, DLACZEGO NIE MOGĘ KUPIĆ PODSTAWOWYCH RZECZY. CO TU SIĘ DZIEJE??_
_PRZEPRASZAM. WCIĄŻ NIE ROZUMIEM. OSAMA_
Skoro dotarłyśmy do Aleppo, wyjęłam przewodnik, przeczytałam jak dojechać komunikacją miejską do centrum, jeszcze wtedy w przewodnikach były takie informacje, i wybrałyśmy hostel.
— Hi! Welcome to Aleppo! Na przystanku, przywitał nas jakiś chłopak. Szukacie hotelu?
— Nie, już się zdecydowałyśmy na _Spring Flower._
— Znam bardzo fajny tani hotel, niedaleko.
— Nie, dziękujemy.
— Dlaczego wy też chcecie iść do tego hostelu? Wszyscy zawsze tylko tam idą. Jest dużo innych w pobliżu. Też tanie. Lepsze.
— Chcemy iść tam. Ani myślał nas opuścić. Masz na imię Mohammad?
— Skąd wiesz?
Stare, ciężkie drzwi prowadziły ku chłodnemu wnętrzu. Grube mury wysokiej kamienicy skutecznie chroniły przed upałem miasta.
— Dzień dobry, wyglądacie jakbyście wracały z piekła.
— Nie, tylko z pustyni. Przyjechałyśmy z Gaziantep.
— Tak? Z Turcji? A wyglądacie zupełnie jak Europejki.
— Szukamy taniego noclegu, najlepiej na dachu.
— Na dachu mamy anteny, będzie ciężko tam wyciągnąć łóżka. Ale coś się wymyśli. Azis, dziewczyny chcą spać na dachu, da się je tam jakoś przyczepić.
— A tu zawsze tak wesoło.
— Zawsze. Po co się smucić. Życie powinno być wesołe. Mamy tutaj taką oazę, rozlewamy wokół strumienie spokoju, radości i tolerancji. Chodźcie, zobaczcie czym karmimy nasze dusze. Ooo! Jesteście z Polski. Wieczorem zapraszam na pogawędki, zjemy coś, wypijemy, uwielbiam Polaków — powiedział Osama — czarujący właściciel hostelu Spring Flower.
Nocleg kosztował grosze, spało się na materacach, na zadaszonym tarasie chroniącym przed słońcem, ze ścianami z kolorowych dywaników i kwiatów, wśród półek z książkami i przewodnikami w większości języków świata. Na tablicy z plakietkami mnóstwo napisów po polsku, między innymi: Alpejski Klub Górski, Moje miasto Żnin, Gin lubelski, To Listkiewicz jest winny. Tak, to tu właśnie powinnyśmy były trafić.Konstanty Gebert
Nie wszyscy wałęsają się, bo się zgubIli. Tolkien
Bruno Ferrero, Czterdzieści opowiadań na pustyni.
_K_elman Kalonius Szapiro, cadyk z Piaseczna
Izraelska ofensywa w Rafah w warunkach katastrofy humanitarnej (osw.waw.pl)
One Day, Matisyahu, Koolulam Project.
Apo&the Apostoles, Hala la layla
P. Smoleński, Izrael już nie frunie
V Księga Mojżeszowa 30:3—4, Biblia
Izajasz 66
Jerozolima. Biografia. S. Montefiore
Za 2,12
Rumi
S. Montefiore, Jerozolima. Biografia.
Łk 24
(Ap 21, 10)
M.Teller. Jerozolima. Nowa biografia Starego Miasta
Modlitwa żydowska
S.Montefiore. Jerozolima. Biografia.
S.Montefiore
M. Teller
Objawienie 21:3
I.Z.Kanner Opowieści żydowskie
Częściowo na podstawie Dziś rano, Jerozolima. Biografia. Simon Sebag Montefiore
Łk 24,29
więcej..