- W empik go
Gdzieś przy Granicy - ebook
Gdzieś przy Granicy - ebook
Nadciąga Najdłuższa Noc. Przyjdą Oni. Podobno są tuż za Granicą. Nigdy się nie oglądaj! Jedno spojrzenie może zagrozić twojemu życiu. Wsłuchaj się w opowieści Dzieci Lasu. Dawno temu pierwszy z Wielkich zawarł Pakt. Kto go złamie, temu grozi śmierć. Kto go zerwie, ten otworzy bramę. Wtedy ziści się Czerwona Przepowiednia. Nastanie Najdłuższa Noc. Bierz koszyk. Pora zacząć Wielkie Grzybobranie. Pamiętaj: nie może zostać ani jeden grzyb. Spiesz się. Zegar tyka. Oni są tuż, tuż…
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-986-9 |
Rozmiar pliku: | 566 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_
_
_*_
_Nadciąga Najdłuższa Noc._
_Przyjdą Oni._
_Podobno są tuż za Granicą._
_Nigdy się nie oglądaj!_
_Jedno spojrzenie może zagrozić twojemu życiu._
_Wsłuchaj się w opowieści Dzieci Lasu._
_Dawno temu pierwszy z Wielkich zawarł Pakt._
_Kto go złamie, temu grozi śmierć._
_Kto go zerwie, ten otworzy bramę._
_Wtedy ziści się Czerwona Przepowiednia._
_Nastanie Najdłuższa Noc._
_W Czasie Ciemności poleje się krew._
_Bierz koszyk. Pędź w głąb Lasu._
_Pora zacząć Wielkie Grzybobranie._
_Pamiętaj: nie może zostać ani jeden grzyb._
_Spiesz się. Zegar tyka._
_Oni są tuż, tuż…_
_Wypełnij swoje zadanie._
_OTO I JESTEŚ_
Historia, którą chcę wam opowiedzieć, miała miejsce gdzieś przy Granicy — tam, gdzie stykają się światy. Dotrzesz tu, zanurzając się w głąb lasu. Trawa pod stopami powoli zmieni się w ściółkę z mchu, igliwia, liści, drobnych patyków, kawałków kory. Zachrobocze. W nozdrzach poczujesz zapach kolek. To nic takiego. Las pozwala ci się sobą wypełnić. Podążaj dalej. Raz i drugi uchwyć gałąź, która przegrodzi ci drogę. Nie zrażaj się. Leśne Drzewa nie lubią przybyszów — nigdy nie wiadomo, co komu przyjdzie do głowy. Wędruj przed siebie, bądź uważny. Ty jesteś tu gościem, nie widzisz Dzieci Lasu, ale one są. Niewidoczne dla oczu człowieka. Niesłyszalne dla ucha takich jak my. Nie dają się też wyczuć. Są. Czy je poznasz? Kto to wie. Wszystko zależy od tego, czy dojdziesz tam, gdzie światy na chwilę się przenikają i pozwalają na to, aby doszło do spotkania. A teraz wsłuchaj się w szelest liści dębów i buków oraz igieł sosen. Słyszysz? Być może nie jesteś jeszcze gotowy, aby usłyszeć ich głosy. Nasłuchując, nie zapomnij się. Wiesz, po co tu jesteś. Dołączasz do innych. Jest kilka zasad. Nigdy, ale to nigdy nie oglądaj się za siebie. Jedno spojrzenie może zagrozić twojemu życiu. Nie daj się pokusie obejrzenia się przez ramię. Nie zrób tego pod żadnym pozorem. Kto spojrzy za siebie, ten zgubi drogę. A teraz pozwól ponieść się nogom. Podążaj tam, gdzie nie prowadzą wydeptane ścieżki. Odnajdź tę, którą powinieneś pójść. Zajmij miejsce w wyznaczonym ci sektorze. Zbieraj grzyby. Tylko tak przeżyjesz ty i inni. Zegar tyka. Oni są tuż, tuż… Wypełnij swoje zadanie.
_Żyją nadzieją._
_Myślą tylko o tym,_
_że lada moment nadejdzie Jutro._
_Myśl ta trzyma ich przy zmysłach._
_Nikt nie nuci niczego pod nosem._
_Nie daj się zwieść pozorom._
_Ciała obolałe, wypełnione po brzegi strachem._
_Oczy szukające grzybów wypatrują potwora._
_Oni gdzieś tam są._
_Wielcy są tu._
Popołudnie dnia szóstego powoli prowadziło mieszkańców Granicy do zwycięstwa. Wszyscy nieśmiało spoglądali w korony drzew. Słońce jeszcze wznosiło się wysoko, oświetlając głębię lasu. Tylko kilkanaście godzin i każdy będzie bezpieczny. Nie nadejdzie Najdłuższa Noc — czas ciemności i śmierci, którą przynoszą ze sobą Oni. Każdy wróci do swoich zajęć, marzeń i sprzeczek z bliskimi. Znów nad wsią zawisną wesołe pogwizdywania małego Danielka. O poranku młoda Mirabela wyśpiewa pieśni o lubym, którego już kocha, a którego jeszcze nie poznała. Od północnej ściany lasu przybiegną wilczki. Za chatę starego Felka znów przyjdzie paść się sarenka — każdego dnia o tej porze odłącza się od swoich, aby pałaszować trawę z ogrodu piekarza. Ludomira, Daria i Inga wymkną się z domu, aby porozmawiać o chłopcach, w których się w tajemnicy podkochują. Dzięcioł Kołek jak zwykle je przestraszy, zupełnie nieświadom, że jego poranna wizyta na dębie Ferdynandzie może popsuć komuś nerwy. Sabina ciśnie poduszką w Wincentego. Ten jej odda. Ona rzuci jaśkiem. Chłopiec w odwecie na siostrze wytoczy cięższe działa — użyje czegoś ohydnego i tłustego. Poleci do kuchni po smalec, nabierze go na opuszki palców i wystrzeli w dziewczynkę niczym kulki armatnie. Julia widząc, co wyczyniają jej dzieci, podniesie głos. Adrianna z Eugeniuszem wyjdą przed dom, aby przysiąść na ławeczce. Kornelia zacznie dzień, wydając z siebie dziwne dźwięki. Jak zwykle wykrzyczy mężowi prosto w twarz swe niezadowolenie z jego zachowania. Współmałżonek od dłuższego czasu pozwala sobie na kłamstewka, które sam określa jako małe. Rozalia, Stanisława i Matylda usadowią się pod płotem. Z pomocą Franciszka, męża tej pierwszej, wiele lat temu zamontowały tu ławeczkę. Pora zacząć dzień od wścibienia nosa w życie innych. Rumieńce na policzkach pań i zerkanie to na siebie, to na okolicę świadczą, że właśnie zaczyna się codzienne plotkowanie. Damian z Grześkiem popędzą do lasu. Są opiekunami okolicznych dzikich zwierząt. Dla tych mężczyzn te stworzenia to istoty wrażliwe, mądre i piękne. Kiedy zaobserwujesz rozmowy Damiana i Grześka z jeleniem czy wspólne spacery z niedźwiedziami, zrozumiesz, że tę dwójkę łączy szczególna więź z leśnymi stworzeniami. O poranku wróble przelecą nad głowami tych, co wstali, polecą do ogrodu Ludmiły i Aleksego. Takie byłoby wprowadzenie do dnia powszedniego w Granicy. Zanim wszystko wróci do codziennego biegu, grzyby muszą zostać zebrane.
_Niech nie zmyli cię słońce._
_Usadowiło się nad Granicą, ale nie odegna zła._
_Licho nie ma postaci fizycznej._
_Nikt nie widział Potwora._
_Każdy tu wie, że Oni istnieją._
Było to przyjemne popołudnie. Skąpane w słońcu, pachnące leśną ściółką, wypełnione ptasim śpiewem. Sabina słyszała tylko dzięcioła i jego rytmiczne stukanie w pień drzewa. Ptak wybrał dziś stare sosny — cztery okazy, które zdawało się, że dotykają samej powierzchni nieba. Wincenty, młodszy brat dziewczynki, rozglądał się za lisami. Wymyślił sobie, że chciałby mieć takiego jednego rudzielca zamiast psa. Pomysł ten jednak zachował dla siebie. Julia, ich mama, szła przodem, niosąc kosz upleciony z wikliny. To była już ósma godzina spędzona w lesie. Dzieciom coraz trudniej przychodziła walka ze zmęczeniem.
— Długo jeszcze? — Wincenty zaczynał się niecierpliwić.
— Wiesz, że musimy dotrzeć do Wielkiego Dębu. To sektor, który należy dziś do nas. — Julia wypowiedziała te słowa tak, aby dzieci nie zapomniały o powadze sytuacji.
— Mam dość! — odezwała się Sabina.
— Dzieci, to nie jest jakieś widzimisię. Znacie reguły. Jedna rodzina, siedem sektorów. Dziś szósty dzień. To końcówka. Dacie radę!
— Sama nie wierzysz w to, co mówią Wielcy. — Wincenty próbował popsuć humor mamie.
— Kochane dzieci, ci ludzie są bezwzględni. Wypędzą każdą osobę przyłapaną na lenistwie. Tyle razy opowiadałam wam o Czerwonej Przepowiedni. Nie chcecie, aby nadeszła Najdłuższa Noc i nastał Czas Ciemności, prawda?
W oczach dzieci dało się zauważyć, że w tej oto chwili przez niemal nieuchwytny moment coś zadrgało. One pamiętały opowieść, historię niedającego się pojąć bestialstwa.
— Nie chcemy tego — odpowiedziała natychmiast Sabina.
Dziewczynka postawiła na ziemi koszyk z grzybami, który trzymała w ręce. Ukucnęła. W jej oczach pojawiły się łzy. Bała się. Strach zagościł nie tylko na twarzy córki Julii, ale i wtargnął do jej serca.
— Uważaj, Sabinko, bo zaraz rozlecisz się na kawałki. — Wincenty podszedł do siostry i klepnął ją w ramię, śmiejąc się przy tym z jej zachowania. — A ja mam ich w nosie. Bujdy i jeszcze raz bujdy. To zastraszanie. Tata byłby po mojej stronie.
Wincenty odwrócił się od siostry i matki. Wszystko w nim wrzało, ale w jakiś niepojęty dla niego sposób przebywanie w lesie łagodziło jego ból. Zaczerpnął świeżego powietrza i poczuł, jak całe ciało i umysł przepełnia mu spokój. Gniew i złość zniknęły. Czuł je, ale one nie miały nad nim władzy.
— Chcesz żyć poza Granicą? — Sabina podniosła się i podeszła do brata. — I nie mieszaj do tego taty.
— Lepsze to niż ten cyrk. — Rodzeństwo stało twarzą w twarz. — Jestem pewien, że powiedziałby to samo. — Chłopiec pokazał język.
— Masz dziewięć lat, a wydaje ci się, że zjadłeś wszystkie rozumy. — Sabina odwzajemniła jego gest.
Zatrzeszczało. Na jednym z pobliskich drzew pojawił się dzięcioł i zaczął oglądać stary chojar. Kilka razy ostukał pacjenta, po czym zatrzepotał leciutko skrzydłami i odfrunął.
— Nie kłóćcie się — odezwała się Julia. — Nie mamy wyjścia.
— Zawsze jest jakieś wyjście. — Wincenty się nie poddawał. Przybliżył się do matki. — Trzeba tylko je znaleźć. Chcecie się poddać? — Obejrzał się przez ramię, aby spojrzeć siostrze w twarz. — Żyć w tym strachu? Pozwalać, aby wiecznie chodził za wami cień potworów? Oni to kłamstwo. Oni to kontrola. Mam dziewięć lat, a więcej oleju w głowie niż wy dwie!
— Nasz durny ojciec właśnie za takie myślenie został zabity. Wolał wolność niż nas. Tam niż tu. — Dziewczynka była bezlitosna wobec brata.
— A idź ty. Jesteś tępa. Chciał czegoś lepszego dla nas niż takiego życia. Chwila. — Wincenty się zaśmiał. — My nie mamy życia. To więzienie, w którym pod okiem strażników możesz przechadzać się po wiosce i lesie.
Chłopcu odpowiedział już tylko wiatr. Zawirował Wincentemu przy uchu, a potem pognał w dal, by za chwilę powrócić i przytupnąć tuż przed nim, a po chwili znów uciec — przed siebie, daleko tam, gdzieś w dal.
_Coś gdzieś przemyka._
_To promyk słońca skacze po pniu drzewa?_
_A może to Oni i ich cień?_
_Nie schowasz się przed tym, co ma nadejść._
Julia razem z dziećmi przemierza las. Dzień przemknął niepostrzeżenie. Jakby był mgnieniem. Poszedł odpocząć, a na jego miejsce przyszła Noc. Kto zadarł głowę, ten od razu uświadamiał sobie, że jest to artystka. Rozgwieździła całe Niebo, a te dosłownie zalało światło. Lecz niech was nie zwiedzie wiszący w powietrzu czar poezji. Nadszedł czas grzybobrania przy Granicy. Nikt się nie ukryje, każdy tu zna konsekwencje. Nie schowasz się w szafie, pod łóżkiem, za sianem na zasieku w stodole ani też w jakiejś jamie w głębi lasu. Oni cię schwytają, a potem już nie będziesz częścią Granicy. Staniesz się za to Wygnańcem. Nawet jeśli się znajdą tacy, którzy będą chcieli zachować o tobie pamięć, wiedzą, że mogą mówić o tym tylko i wyłącznie w myślach.
Popatrz — tam, przed siebie.
O poranku nad okolicą zawisa mgła. Mleczna, nieodgadniona i taka tajemnicza. Wiatr częściej pojawia się w ciągu dnia i jest jakiś ostrzejszy i chłodniejszy w obyciu. Słońce już nie jest tak intensywne, nie przypieka, tuż po świcie i późnym popołudniem wydaje się nieobecne. Pierwsze liście opadają na podłoże. Drzewa przywdziewają wielobarwne szaty. Jedne wybierają różne odcienie żółtego i brązu, inne wolą pomarańcz lub wręcz czerwień. Ściółka z igliwia i mchów leśnych nie szeleści, gdzieniegdzie jest pulchna lub wręcz zapadnięta, prawie wszędzie pachnie wilgocią wypełniającą las. Wrzosy ze swoimi fioletowymi kwiatami są jak poezja — składają wiersze u twych stóp. Patrzysz na te Dzieci Lasu, wpadasz w błogostan. Paprocie sterczą wszędzie. Są pod stopami, wystają zza sosen, porastają leśne rowy, upiększają polany. Kiedy się w nie wpatrzysz, możesz przypomnieć sobie opowieści babci i dziadka z dzieciństwa, jest w nich magia. Gdzieś wysoko w koronach, pomiędzy niebem i ziemią, drzewa szepczą między sobą. Dąb Lucjan, najstarszy w okolicy, zna wiele sekretów i tajemnic. Nie postrzega siebie jako starca, ale tego, który wiele widział i jeszcze więcej wie. Kiedy przytulisz się do niego, możesz poczuć energię, mądrość i spokój lasu.