- W empik go
Geniusz i lustro - ebook
Geniusz i lustro - ebook
Adrian rutynowo wykonuje wszystkie powierzone mu zadania w laboratorium. Jego przyjaciółmi są automaty, którym nadaje imiona. Nikt z pracodawców nie podejrzewa, że chłopiec uważany za osobę z niepełnosprawnościami intelektualnymi, w sekrecie łamie skomplikowane kody i wieczorami włamuje się do pomieszczenia z komputerami. Tam zanurza się w świat liczb. Pewnego razu za drzwiami spotyka swoje lustrzane odbicie. Jak zakończy się zderzenie z genialną wersją samego siebie?
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-9980-0 |
Rozmiar pliku: | 454 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
- Witaj, Adrianie – odpowiedział automat. – Kafe latte, jak zwykle?
- Tak, dziękuję.
Stał przed automatem do kawy i przyglądał się swemu odbiciu w lśniącej powierzchni maszyny. Widział nalaną twarz z głęboką blizną na czole, zagłębiającą się w czaszce. Jakież to potężne uderzenie wyłupało mu kość i czyja to zrobiła ręka? Ponieważ rozpoznał to odbicie, powoli przypominał sobie, co ma robić. Ręka Adriana wsunęła żeton do szczeliny i na półeczce stanął kubek kawy z pianką, obok leżał ciepły rogalik z nadzieniem z wiśni. Pod woskowanym kubkiem podłożono okrągłą, karbowaną na brzegach serwetkę z nadrukiem.
Adrian podniósł kubeczek. Na podłożonej pod nim serwetce zobaczył obrazek. Skierował wzrok nieco w dół, by obejrzeć obrazek. Pamiętał bowiem, że codziennie tak robił. Zawsze w nagrodę za wysiłek wykonania tej czynności jak trzeba, widział inne kolorowe figurki na serwetce. Bardzo był ciekaw, co zobaczy dzisiejszego popołudnia. Czy to będzie ładna pani, czy dwa pieski tańczące na tylnych nóżkach? Każdego ranka przyglądał się obrazkom z płonącymi oczami. Były takie piękne!
Trzymając lewą ręką tacę, na której leżał rogalik i serwetka, przyglądał się obrazkowi, przysuwając tacę wyżej do oczu. Prawą ręką trzymał kubek z gorącą kawą, ozdobioną górką bitej śmietany. Musiał uważać, by nie przechylić kubka i nie wylać kawy na dywan. Utrzymywanie kubka w pionie było bardzo trudną sztuką.
Nie wolno mu było uronić ani kropli na dywan leżący na podłodze. Westybul był bowiem pomieszczeniem przeznaczonym dla klientów. Teraz ich nie było, gdyż minęła już godzina siedemnasta i biura korporacji ATS, czyli systemów zaawansowanych technologii były już puste. Urzędnicy poszli do domów i niedawno ostatni z nich minął oszklone drzwi z błyszczącymi uchwytami, gdzie stał jego wózek.
I dlatego, że urzędnicy dziesięciopiętrowego biurowca pożegnali się aż do rana ze swoimi oszklonymi pokojami, Adrianowi było wolno wejść do westybulu przeznaczonego dla klientów.
„Kawę musisz pić w magazynku”, przypomniał sobie teraz słowa Kierownika. Ściskając kubek w prawej ręce, przeszedł przez drzwi obok automatu do kawy i tam nareszcie postawił go na stole. Górka bitej śmietanki pozostała nienaruszona. Położył również na stole tacę z serwetką i rogalikiem. Było to takie trudne, musiał wykonać po kolei wiele czynności, i to precyzyjnie. Usiadł wyczerpany na krześle i westchnął. Po chwili odpoczynku przyjrzał się lepiej obrazkowi na serwetce. Nie zobaczył na nim ani delfina w czerwonej obroży, ani też parówki z keczupem, lecz wysoki budynek cały ze szkła. Jego szklane okna były jednak potłuczone i kawałki szyb leżały na podłodze. Po tych ostrych okruchach szedł boso mężczyzna.
Obrazek przypomniał mu jego samego, bo przecież on także przebywa samotnie w budynku ze szkła. Spojrzał od razu na swoje nogi. Ucieszył się, że nie są pokaleczone, lecz obute w przepisowe buty.
Złożył serwetkę na pół i potem jeszcze raz na pół, wygładził ją i wsunął do kieszeni bluzy. Kiedy dotrze na najwyższe piętro, gdzie dali mu mieszkanie, wyjmie serwetkę z kieszeni i włoży ją do kartonu po butach. Trzymał w nim swoje zbiory obrazków i każdego wieczoru je liczył. Fundował sobie wielką przyjemność powtarzania cyfr, chociaż znał dokładną liczbę obrazków. Licząc, czuł się bardzo dobrze, bo cyfry łaskotały go w mózg. Gdyby tylko mógł, nieustannie powtarzałby cyfry, jednak wykonywał inne, jeszcze ważniejsze czynności. „Masz tu odpowiedzialne zadanie”, przypomniał sobie zdanie Kierownika.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.