- W empik go
Gero. Margraf: tragedya w pięciu aktach, z czasów pogaństwa Słowian. wierszem - ebook
Gero. Margraf: tragedya w pięciu aktach, z czasów pogaństwa Słowian. wierszem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 247 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gero, margraf wschodniej Słowiańszczyzny, zawojowanej przez Germanow.
Matylda, jego córka.
Zygfryd, jego syn.
Hatona, zona Zygfryda,
Władobór, Książę Słowiański
Mieczysław.
Dąbrówka.
Lutosław i inni Książęta Słowiańscy.
Mściwoj, dawny wojownik słowiański,
Tugomir, Książę Braniboru.
Wigman, rycerz niemiecki.
Dunkelsztern, poufny Gerona.
Służebna Matyldy.
Księża. – Straże Gerona i jego wojownicy. – Kobiety Hatony. –
Wojownicy słowiańscy Mieczysława i Władobora. – Wojownicy, straże
i posłańcy Tugomira.
Rzecz dzieje się w Słowiańszczyznie, w wieku X-m.
AKT I
(Ogród przy zamku pogranicznym.)
SCENA. 1.
GERO I DUNKELSZTERN.
Gero.
Dobrześ mi służył, przyznam Dunkelszternie,
Lecz za tę służbę, chociaż tak przychylną,
Niech ci nie będzie do nagrody pilno;
Musisz wprzód wyrwać te ostatnie ciernie,
Co mi tamują do spokoju drogę;
Na laurach leżę, a usnąć nie moge.
Mój to jest zamek, ale czym ja panem
Za jego murem? Czy nowa ta władza
Nowych lenników z pokłonem sprowadza?
Czy to zamczysko, zdobyte tak krwawo,
Zostać ma całą zdobyczą i sławą?
Czy ztąd ja moge gadów, których lęgną
Tutejsze błota, wyniszczyć do nogi
I podruzgotać nikczemne ich bogi
I rozprzestrzenić ręce tak, jak sięgną?
Zrodzony w burgu na wyniosłej górze,
Zanadtom przywykł do sępiego lotu;
Nie moge przenieść takiego przewrotu
W prawach mej siły i mojej naturze.
Tu wkoło puszcze – kraj głuchy, nieznany;
Chcąc krok się ruszyć, trzeba zbroić hufce:
Inaczej zginiesz w czarciej łamigłówce,
Bo czyż Słowianie owi nie szatany?
W dróżek labirynt wprowadzą cię zdradnie,
Idziesz wśród puszczy, łudzisz się, wrzesz z gniewu;
Wtem cały tłum ich na głowę ci spadnie
I rzeź, rzeź straszna, przy rykach ich śpiewu!…
Duukelsztern.
Zawsze to nieco kosztuje łup świeży…
Lecz na czem moja usługa zależy?
Gero.
Ha, tak, jam prawda zaczął od usługi,
A wdał się w skargi i w żal mdły i długi.
Precz z narzekaniem!
(Myśli przez chwilę).
Tak, ta rzecz dotyka
Krwi mojej, serca, ale nie języka.
Więc precz z słowami! Ztąd, z Gerona domu,
Błysnąć powinien taki miecz pogromu
I taki piorun, żeby aż ich boga
Posągi czarne przygwoździł do ziemi;
Żeby raz pierwszy ci bogowie niemi,
Krzyknęli trwogą; żeby śmierć, pożoga,
Od Starogrodu aż do krain Mieszka,
Zmieniły gniazdo Słowian w piekło kary;
Żeby im każda śmiercią była ścieżka,
Przy ryku mojej za ich ryk fanfary!
– Coż, Dunkelszternie, czy tam w czaszce twojej
Jeszcze się taki sądny plan nie roi?
Dunkelsztern.
Na takie plany trzebaby być bogiem.
Gero.
Albo imienia pogańskiego wrogiem.
Dunkelsztern.
Jakże w pożogę zmienić te krainy –
Ob szary, puszcze i zamki i tyny?
Jak zniszczyć rojne, bojowe gromady,
Jak… zbiwszy jedne, znaleść innych ślady?
Tembardziej, kiedy Wigman, wywołaniec,
Przebiega kraj ten wzdłuż, wszerz, z krańca w kraniec
I uczy, zbrodnio! kędy w nasze serca
Cios łatwiej zadać!…
Gero.
Podły przeniewierca!
Dunkelsztern.
Już ci to, panie, z przeszłości wiadomo,
Żem nie zwykł chodzić drogą wojny stromą.
Gero.
Dla tegoż właśnie, a nie dla igraszki,
Chciałem się dobrać do planu twej czaszki.
Dunkelsztern (podejrzliwie).
Podług niej, rzecz ta, jest jakby zaczęta:
Wszakże sproszeni Słowiańscy książęta…
Gero (z ożywieniem).
Wszyscy, do których dostać się zdołano.
Jest już dwudziestu; dziś lub jutro rano,
Z resztą szalony Władobór przybędzie.
Dunkelsztern.
Więc plan się rodzi…
Gero.
Gdzie?
Dunkelsztern.
W tych książąt rzędzie…
Gero.
Miałżebym ciebie rozumieć?… Zadanie
Podobne temu – rzecz wielka…
Dunkelsztern.
Jaż, panie,
Miałbym nic pojąć istoty twej chęci?
Gero (podnosząc ramiona i chyląc głowę.)
Ha, wszak to goście…
Dunkelsztern.
Po cóż tacy… goście?
Gero (namiętnie).
Słuchaj, nie targaj w mojej duszy piekła,
Nie wołaj z serca zawziętej pamięci,
I nie pokazuj mi po długim poście
Zwierzyny….
Dunkelsztern.
Zatem lepiej, by uciekła?
Gero.
Szatanie.
Dunkelsztern.
Nie znam innego sposobu.
Gero. -
Prócz?…
Dunkelsztern.
Tych zaprosiń i…
Gero.
Czego?…
Dunkelsztern.
I grobu.
Zresztą, czy tylko mnie myśl ta błysnęła,
Gero.
Więc nie ty jeden?
Dunkelsztern.
Nie…
Gero.
Do tego dzieła
Czyjaż myśl jeszcze przychylnie się skłania?
Dunkelsztern (patrząc mu w oczy).
Mojego pana…
Gero (poruszony).
Co! dajesz pytania?
Dunkelsztern.
Staram się dawać ścisłe odpowiedzi…
Gero.
Badasz mi duszę, jak ksiądz na spowiedzi.
Dunkelsztern.
Jeślim przewinił, niech poniosę karę…
Gero (do siebie).
Gdzież są me siły?… Drzą nogi jak stare,
I ramię zda się słabem jak kobiece.
(Głośno.)
Lecz ich tu bodzie trzydziestu… potworze.
Dunkelsztern.
Daleko więcej pomieścić się może
W dół jeden…
Gero.
Oni są w mojej opiece.
Dunkelsztern.
Oni wyjęci z pod wszelkiej opieki.
Dusze pogańskie zgubione na wieki.
To nie są ludzie. Chrzest ich nagły, krwawy,
Stałby się dla nich zgonem, pełnym sławy,
A może przytem łaską odkupienia:
Może i w niebo trafią jeszcze za to,
Że zszedłszy z ziemi tak naglą zatratą,
Nie mieli czasu dość do uwierzenia.
Zresztą, sam panie chcesz owego gromu…..
Gero.
Chcę gromem być, nie pokryjomu.,.
Dunkelsztern.
Na dzikie zwierzę dobre każde czaty,
Zgon jemu wszędzie dobry, jednakowy,
Czy to gdy padnie przez rozgłośne łowy,
Czyli śmierć znajdzie zwabione za kraty.
Gero.
Ileż dowodów, niezbitych jak… ziemia!
Dunkelsztern.
Jakichż więc usług chce głucha chęć pana?
Wszakże od tego zaczęta rozmowa.
Nieszczęścia wojny dłoń twoja rozplemia
Sama; a kiedy moja jest żądana,
To jakąż miała być usługa nowa?…
Gero.
Więc śmierć?
Dunkelsztern.
Gdy jakie znajdą się skrupuły,
Od mego pana ja będę mniej czuły.
Gero.
Odpowiedzialność czy przyjmiesz na siebie?
Dunkelsztern.
W odpowiedzialność cały się zagrzebię,
Pod twojem, panie, lwiem ramieniem, wszędzie.
Gero.
Więc smierć….
Dunkelsztern.
Smierć pewna… i burg jeden…
Gero.
Będzie.
Dunkelsztern.
Grom to straszniejszy, niż strzał do Peruna.
Gero.
Więc będą mieli z ciebie opiekuna
Po uczcie…
Dunkelsztern.
Uśpię przyjaciół Wigmana.
Gero.
Niechże ich czeka u ich puszcz granicy
Do dnia sądnego… niechaj rozbójnicy
Czekają wodzów.
Dunkelsztern.
Lub… nowego pana.
Gero.
A więc pamiętaj: jutro uczta wielka;
Ty bądź podczaszym. Lecz obronicielka
Wszelkiego tworu, córka ma, niech nie wie,
Jakie w ojcowskiem sercu tli zarzewie,
Bo onaby ich wybawić gotowa.
To dziecko dziwne, zapalona głowa.
Moja Matylda gniewa mnie potrosze:
Ja ciągłe jarzmo jej dzikich próśb noszę.
Dunkelsztern.
Idę obmyślić plan cały starannie,
Bez wszelkich zwierzeń niewieście czy pannie…
(Wychodzi).
SCENA 2
WŁADOBÓr, MŚCIWOJ (wchodzą; z nimi kilku wojowników.)
Władobór.
Żyjesz więc stara, słowiańska siwizno!
Wszedłszy w tę jamę jastrzębią Gerona,
Miło mi ujrzeć twoje siwe włosy,
Oko rozumne, błyszczące pod blizną…
Niech będzie Jessy moc błogosławiona!
Niech Pro we zawsze łagodne niebiosy
Trzyma nad nami!
Gero (do siebie).
Straszna to droga, mówi mi coś głucho.
Trzydzieści cieniów w uszy mi grzmieć będzie,
Czemum ja gości swych nic miał na względzie?…
Trzydzieści cieniów; zacznie szeptać w ucho…
Trzydzieści cieniów, a każdy przeklina;
Trzydzieści cieniów napełni sny moje,
Będzie poruszać zasłony i zbroje
Nad łożem, trąbić z wieży co godzina…
Trzydzieści cieniów. Czy to ty, Geronie,
Pytasz Gerona o cieniów trzydzieści?
Geronie tchórzu!…, zająca masz w łonie!….
Wszak oni jeszcze żyją… a ty wieści
Z tamtego świata badasz…
(Słychać rozgłośne dźwięki rogów za murem ogrodowym.)
Jadą – jadą!….
Goście – wesołość – a ja, mam twarz bladą…
Trzydzieści cieniów!…. Hej, naprzód, do gości!
Spełnijmy puhar gościnnej radości…
(Słuchając wzmagającego się odgłosu rogów.)
Lecz dmą av te rogi, jak paszcza orkanu –
Zkąd siła taka w ich gardłach się mieści?
Toż jabym chyba oddał ducha Panu,
Gdyby tak grzmiało tych cieniów trzydzieści!….
(Odchodzi.)
Mściwoj.
Ja tylko jedyny,
Z całej tutejszej słowiańskiej rodziny
Zostałem. W miejscu, gdzie straszliwy Gero
Synowi memu dobył mózg siekierą,
W miejscu tem, jako ptak skryty za miedzę,
Płacząc nad gniazdem, osiwiały siedzę.
Na krwawej roli jestem ogrodnikiem?
Pszczolarzem, stróżem, opalaczem łaźni,
Wśród obcych gwarów niemym pustelnikiem.
Słowiańskim proszkiem w morzu nieprzyjaźni.
Władobór.
Tam, gdzieś był dawniej przywódcą drużyny,
Radą na wiecu od ciężkiej godziny,
Iżeś się dotąd utrzymał, – to dziwo.
Mściwoj.
Pasieka moja tak mi jest szczęśliwą.
Gdy po zdobyciu, ludzie Geronowi
Od długich mordów siły już stracili,
Ja, oczekując śmierci każdej chwili,
Padłem na piersi martwemu syr owi.
Tak noc nadeszła, a między trupami
Ohydne zbójców zabłysły ogniska;
Okrzyk ich uczty brzmiał mi nad uszami.
Jak kiedy we snie Bóg w piersi grom ciska…
Ognie zagasły, krzyki już ustały
I sen ich ujął, prócz straży, pokotem;
Więc się podniosłem i siwizną biały,
Dźwignąwszy syna, uszedłem przed grotem,
Który już strażnik wściekłym uniósł ruchem,
Lecz trwożnie spuścił, jak przed nocy duchem.
– Do mego domku, co jest przy pasiece
Zaniosłem syna i rany m zmył w rzece,
By lepiej widzieć, co śmierć zostawiła!
Nazajutrz Gero obchodził zamczysko…
A gdy głos jego, poza domkiem blizko,
Zazgrzytał, niby po kamieniach pila,
Głos jego córki w tymże samym czasie
Dźwięczał, jak fletnia, jak pieśń przy hałasie…
Władobór.
Więc i ty także lubisz jego córę,
Jak lubią wszyscy, którzy ją zaznali?
Nie do pojęcia rzecz, że Bóg naturę
Wilka, ozdobić może płodem łani!
Już kiedy Mściwoj taką dziewę chwali,
To jej napewno Władobór nie zgani.
Mściwoj.
Gdyby nie ona, jużby mnie nie było;
Nie miałby nawet pochować kto syna.
Widziałem, serce jej litością biło,
Gdy zła nademną wisiała godzina.
Przy trupie dziecka stała już objata,
W czaszy krew jego zamiast winnej stypy,
Dwa ognie – jeden Bogu, ojcu świata,
A drugi – bogu czarnemu. U lipy,
Kędy mi żona dawno już spoczęła,
Był stos gotowy. Śmiertelnego dzieła
Jam miał dopełnić. Juzem podniósł wargi „Halele Lele” śpiewać, – juzem skargi
Rozpoczął, jęcząc: „pocoś umarł synu!”
Gdy straszny Gero do swojego gminu
Krzyknął: „Smierć temu psu pogańskiej psiarni!”
Zaraz pachołki, jak duchowie czarni
Wpletli mi szpony w moje włosy siwe
Władobór.
Owa dziewa, jako jasna dnica,
Jak dnica wchodząc nad sny nieszczęśliwe.
Wybawia ciebie od gniewu rodzica.
Mściwoj.
Tak, ona ojcu rzuciła się w nogi –
Władobór.
I czego zrobić nie mogły ci bogi.
Zdołała sprawić piękna dusza ziemi.
Chciałbym ją widzieć. Ona znać mnie może,
Bom był raz między książęty naszemi,
Kiedy król Niemców sprawiał "Sądy boże"
A potem – turniej. Ramieniem za świeżem
Walczyłem ciężko z dobrym już rycerzem;
Alem go zmylił zręcznemi poskoki
I nim cios odbił mąż gruby, wysoki,
Juzem hełm jego roztrzaskał na dwoje.
Lecz z gorszej stali było ostrze moje –
I w chwili, kiedym obnażył mu czoło,
W ręku już miałem li rękojeść gołą.
On zaś od ciosu ochłonął – i mściwy
Szedł na mnie prosto… Strzały i cięciwy
Nie mogłem użyć, bo zresztą nie miałem:
Więc mu też tylko podstawiłem tarczę,–
A gdy cios padł już, z takim go zapałem
W swoich ramionach uścisnąłem, starcze,
Ze legł wraz ze mną, z mieczem, przydławiony
Miotając wściekły wzrok na wszystkie strony,
– Wtedy odszedłszy, uniósłszy przyłbicy,
Przyjąłem łańcuch złoty z rąk dziewicy,
Przy której siedział Gero… W owej chwili
Wiedzieć nie mogłem, czy to jego cora,
Gdyż tam, na miejscu, nasi się skłócili
Z Niemcami, którym zaświerzbiła skóra
O to zwycięztwo; więc trzeba mi było
Porzucić turniej i tę dziewę miłą…
Pamiętam, miała oczy, jak jezioro
W jasnej pogodzie, – a włos pełny, płowy;
Te oczy ciągle w moich oczach gorą, –
A włosy wioną, jak mój łan zbożowy…
Lecz tu za długie z tobą te rozmowy.
Będziemy mówie później, mam plan nowy
Co do tych murów. Dzięki twej baczności,
Znam każdy zamiar, każdy cel Gerona…
Teraz do łaźni, do stroju – nuż ona
Jest jego córką?
Mściwoj.
Słudzy jak ja, prości,
Nie mogą cenić gładkich lic, jak wodze,–
Więc, stary, nie wiem, czy i Wam dogodzę,
Gdy ją opiszę. Lepiej skończę natem,
Że nikt nie widział, jak stoi świat światem,
Pięknejszej, milszej, rozsądniejszej twarzy.
Włos także płowy…
Władobór.
Spieszmy; czy daleko
Ta łaźnia?
Mściwoj (wskazując)
Blizko, to tam, gdzie się żarzy
Wielki stos węgli – budka za pasieką.
Władobór.