- W empik go
Giaur: ułamki powieści tureckiej - ebook
Giaur: ułamki powieści tureckiej - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 224 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Giaur Byrona wyszedł po raz pierwszy w r. 1813 i otworzył szereg tych powieści poetyckich ( tales), które potęgą i głębia swego namiętnego liryzmu oraz niezwykłością bohaterów, na poły ludzi szlachetnych a na poły zbrodniarzy, miały porwać za sobą czytelników i wywołać licznych naśladowców we wszystkich literaturach.
U nas pierwsza wzmianka o "Giaurze" znajduje się w Pamiętniku Warszawskim" z r. 1821 (zeszyt lutowy, str. 178), gdzie podane zostało "Zdanie Francuzów o lordzie Byronie". Między innemi mieści się tu wyciąg z artykułu niejakiego Thiesse w "Revue encyclopédique", oceniającego wady i zalety utworów wieszcza albiońskiego. Powiedziawszy, że żaden jeszcze poeta nie odmalował tak jak Byron "posępności duszy, ludzką niesprawiedliwością zakamieniałej", za najlepsze wcielenie tego uczucia poczytuje "Korsarza" i dodaje: "Giaur, Selim w Oblubienicy z Abydos, Harold w poemacie tegoż nazwiska, Mazepa mają uderzające podobieństwo z Korsarzem; są to modylikacye tegoż samego charakteru. Ledwobyśmy nie śmieli powiedzieć, że lord jest przyjacielem hersztów rozbójniczych, przyjacielem owej dzikiej wolności, która żadnego jarzma, nawet samego prawa ścierpieć nie umie".
Pierwszy całkowity przekład "Giaura" dała nam, zapewne z tłómaczenia francuskiego, Wanda Malecka w r. 1828; dokonała go prozą i umieściła w zbiorze p. 11. "Powieści Lorda Byrona". Mieści się on tu od str. 75 – 140; wiernym w słowach i zwrotach nie jest, lecz jasnym i potoczystym; tłómaczka bowiem zawiłe i mgliste wyrażenia i napomknienia postarała się uczynić zupełnie zrozumiałemi.
Przekład "Giaura" wierszem ukazał się w r. 1830; tłómaczem był Władysław hr. Ostrowski ("Giaur, ułomki powieści tureckiej, poema Byrona, w Puławach", str. 83). Wiersz trzynastozgłoskowy, użyty w przekładzie, ujmuje bardzo wiele żywości opowiadaniu, a brak żywszych barw w wyrażeniach przyczynia się do ochłodzenia tego żaru uczuć, jaki bije z pierwotworu. Tłómaczenie to jednak nazwać należy starannem a liczne objaśnienia, jakie Ostrowski dodał od siebie, służą do lepszego uprzytomnienia sobie n sów tego świnia wschodniego, z którego treść powieści jest zaczerpnięta.
Mickiewicz najprawdopodobniej nie znał ani jednego ani drugiego przekładu; wziął się zresztą do tłómaczenia "Giaura" daleko wcześniej od obojga swych poprzedników, lubo całości później od nich dokonał.
Najdawniejsza wzmianka o tej pracy przekładania poematu Byrona znajduje się w liście Józefa Jeżowskiego do Franciszka Malewskiego pod datą 23 stycznia 1822 r., gdzie czytamy o Mickiewiczu: "Postąpił w języku angielskim, czyta Byrona i nawet wytłómaczył trochę fragmentów Giaura i całe to poema wytłómaczyć zamierza" (Kor. III, 3). Z tegoż samego niewątpliwie czasu pochodzi list poety do Malewskiego,. donoszący o temże zajęciu i objaśniający zarazem, w jakim stopniu posiadał wtedy Mickiewicz język angielski: "Po germanomanii nastąpiła brytanomania; cisnąłem się z dykcyonarzem w ręku przez Szekspira, jak bogacz ewangeliczny do nieba przez uszko od igiełki; za to teraz Byron idzie daleko łatwiej, i już bardzo znacznie postąpiłem, Dżaura zapewne wytłomaczę" (Kor. I, 7 – 8).
Nastąpiła dziesięcioletnia z górą przerwa; poeta zajęty był innemi pracami. Dopiero w r. 1832 bawiąc w Dreźnie wziął się do tłómaczenia na nowo. Odyniec tak opowiada okoliczności, wśród których się to stało (w liście do L,. Siemieńskiego z 20 kwietnia 1871 r., dołączonym do dziełka "Religijność i mistyka w życiu A. Mickiewicza", str. 145): "Przyrządziłem dobrej herbaty, zapaliłem aż cztery świece i podałem do fajki paczkę hamburskiego warsztafu Johana Christiana Justusa, którego od wyjazdu z Wilna nie palił, ani nawet nie widział. Wszystko to wprawiło go w tak doskonały humor, że dla dokompletowania przyjemności, leżąc na kanapie, zawołał: No, mów, czy czytaj jakiekolwiek wiersze!… Po wielu zatem cudzych wyrecytowałem kilka ustępów z Czcicieli ognia, a następnie z Korsarza, którego właśnie wtedy tłómaczyłem. À propos zapytałem, czy nigdy nie myśli dokończyć tłómaczenia Giaura, które już w Kownie był zaczął? Ale rękopism pozostał w Petersburgu, a on sam odpowiedział, ie nawet zapomniał o nim. Szczęściem umiałem na pamięć kilkadziesiąt początkowych wierszy; jemu się też zaczęły przypominać dalsze. Dla ułatwienia podałem mu oryginał edycji zwickauskiej, ten sam, który mi kiedyś podarował w Kownie, mając już wtedy edycyę lepsza, ale z którego właśnie tłómacząc, posadził na nim ogromnego żyda. Ten to żyd, a raczej wiążące się z nim wspomnienia, o których szła dalsza rozmowa, tak widać rozmarzyły jego wyobraźnię, że… wziął tę książeczkę i poszedł do siebie. Rozchodząc się po północy, widzieliśmy jeszcze przez okno światło w oknach jego i nie omyliliśmy się wnosząc, ie musi kropić wiersze, jak się sam zwykle wyrażał. Jakoż do południa nazajutrz było już ich napisanych ze trzysta, po większej części nowych. Robota zaś szła tak spiesznie, że przy końcu tygodnia doszedł aż do spowiedzi Kalajora. Ale tu się nagle zatrzymał; bo modląc się raz w kościele, poczuł, jakby się nad nim bania z poezyą rozbiła". Z listu Odyńca
7 kwietnia 1832 r. do Korsaka możemy oznaczyć datę tej części tłómaczenia i przekonać się, że i "spowiedź" Kalajora była przynajmniej zaczęta; pisze bowiem: "Wczoraj spowiedź już zaczął, widzisz więc, ie niedaleko końca" (Zob. Życiorys Odyńca przez A. Pługa w "Kłosach", t. XLI, nr. 1051).
Bądź co bądź nastąpiła znów przerwa w przekładzie, który ostatecznie dokonany został przez Mickiewicza w Paryżu r. 1833 od stycznia, z przerwami do początków kwietnia, jak świadczą listy poety, gdzie mianowicie czytamy: "Giaura, szelmę i nudnika, skończyłem przepisywać; zjadł mi więcej miesiąca". Bohdan Zaleski opowiada, iż gdy księgarz Jełowicki, któremu tłómaczenie "Giaura" było sprzedane, naglił o rękopism, Mickiewicz nie mógł odszukać drwezdeńskiego przekładu i "musiał zasiąść do tłómaczenia nanowo z przykrem uczuciem, że dawniejszy przekład był lepszym". Kłopot to jednak zapewne był tylko chwilowy; z rękopismów bowiem, o których zaraz powiemy, przekonać się można, iż bardzo wiele weszło do wydania "Giaura" z tłómaczenia drezdeńskiego bez zmiany. Z druku wyszedł ten przekład dopiero w r. 1835 w Paryżu wraz z "Korsarzem". Tytuł wydania tego brzmi: "Poezye Lorda Byrona tłumaczone Giaur przez Adama Mickiewicza, Korsarz przez Edwarda Odyńca. Wydanie Alexandra Jełowickiego. W Paryżu. 1835. W drukarni i gisserni A. Pinard" (w 8-ce, str. XVI, 202 i spis rzeczy). "Giaur" zajmuje stron 79. Dalszych wydań osobnych "Giaur" nic miał; ogłaszano go tylko w zbiorowych edycyach poezyi Mickiewicza.
Zachowały się dwa urywki rękopismów "Giaura": jeden, pochodzący, jak się p. Władysław Mickiewicz w liście do mnie wyraża, z książeczki drezdeńskiej, składający się z o kartek formatu katalogu większego (dł. 17 ct., szer. 10 ct.) nie całkiem zapisanych lub zawierających inne utwory Mickiewicza; drugi z pięciu arkuszy listowego papieru dużego formatu (dł. 22 ct., szer. 18 ct.), czyli 10 kart, z napisem wodnym: WEYNEN. Pierwszy jest widocznie brulionem, zawierającym dużo przekreśleń i poprawek; obejmuje ustępy od w. 757 – 892, 893 – 970, 1234 – 1291, 1292 – 1296. Oddzielnie wskazane tu ustępy znajdują się w 4 oddzielnych miejscach. Drugi rękopism widocznie już przepisywany z brulionu, ale w ciągu przepisywania ulegający zmianom i poprawkom, zawiera w ciągu w. od 166 – 1027. Tak więc nie posiadamy rękopismu początkowych wierszy od i do 165, dalej od 1028 do 1233, i wreszcie końcowych od 1297 do 1311.
Wartość przekładu pod względem poetyckim jest niezrównana. Mickiewicz nie trzymał się niewolniczo wyrażeń pierwowzoru, nie tłómaczył wiersza za wierszem, lecz przejąwszy się tonem, siłą i głębią uczucia, właściwościami obrazowania, oddawał te wielkie zalety tokiem właściwym sobie językowi ojczystemu. W porównaniu z pierwowzorem przekład jest krótszy o wierszy 30; wynikło to w skutek zwięźlejszego stylizowania niektórych ustępów, najgłówniejsze wskazane będą w uwagach. Pod względem formalnym Mickiewicz nie zachowywał zmian długości wiersza, znajdujących się u Byrona, leci przełożył całość wierszem jedenastozgłoskowym. Objaśnienia do utworu powtórzył za oryginałem, wypuszczając atoli niektóre.
Szczegółowy lubo niezbyt szczęśliwy rozbiór tłómaczenia "Giaura" w porównaniu z oryginałem podał Wiktor Czajewski w "Tygodniku powszechnym" r. 1888 w nr. 7 – 23 p… t. "Giaur w Polsce".
Po Mickiewiczu próbował jeszcze tłómaczyć "Giaura" Ignacy Barankiewicz i próbę tę p… n. "Ustęp z Giaura" pomieścił w "Pielgrzymie" 1844 r., t. 1, 90 – 96. Przekładał wierszem dziesięciozgłoskowym; brak mu polotu i siły.
Obecne wydanie "Giaura" dokonane zostało na podstawie wydania z r. 1835, które ze zmienioną tylko kartą tytułową weszło jako t. VII do zbiorowej edycyi paryskiej z 1838 r.; nadto w waryantach uwzględniono wydanie zbiorowe paryskie z 1844 r. i rękopisy, o ile się zachowały.
Piotr Chmielowski.PRZEMOWA TŁÓMACZA.
O wpływie Byrona na całą tegoczesną literaturę przekonywają się codzień czytelnicy, bo widzą na wszystkich utworach późniejszych barwę i piętno tego wielkiego poety. O zaletach i wadach dzieł jego tyle ksiąg napisano, że z nich możnaby ułożyć małą bibliotekę; nie myślimy poruszać tej pleśni krytyczno-panegirycznej, głęboko już zasypanej innemi, ważniejszemi polemikami.
Ale tłómacz czuł się obowiązanym powiedzieć zdanie swoje o dziełach autora pod jednym przynajmniej względem, pod względem moralnego ich charakteru i dążenia. Wiadomo, iż Byrona oskarżano o bezbożność i antysocyalizm; zarzucano mu, że występnych ludzi wybierając na bohatyrów swoich pieśni, robił niejako apoteozę zbrodni; Fryderyk Szlegel nazwał go emissaryuszem szatana, a wszyscy zgodzili się, że był apostołem sceptycyzmu.
Wszakże, jeśli sądząc dzieła pod względem sztuki, krytycy zwykli je odnosić do wieku, w którym wzięły początek, porównywać z dziełami spółczesnemi i poźniejszemi, należałoby równą zachować metodę, oceniając moralny charakter autorów.
Byron był dzieckiem przeszłego wieku; wszedł na świat w epoce moralnej, najnieszczęśliwszej dla człowieka, dla poety. Właśnie wtenczas spadała zasłona po pierwszym akcie rewolucyi. Straszna walka piśmienna i słowna przecięta została giliotynami i zagłuszona grzmotem wojny europejskiej. Stronnictwa, osłabione wzajemnym mordem, ustąpiły z placu boju; niedobitków Napoleon rozbroił i wziął na kagańce. Wszystko ucichło. Był to czas dziwnego otrętwienia; o tych wielkich pytaniach, które świat zaburzyły, lękano się już mówić, zaprzestano myślić. Dzieła wszystkie ówczesne noszą cechę trwogi umysłowej i moralnego upadku. Są to niby rozmowy winowajców zamkniętych w więzieniu, którzy wstydzą się wspominać przeszłość, bo haniebna, boją się pomyślić o przyszłości, bo okropna, i bawią się gawędką o pogodzie i deszczu.
Dusza Byrona nie mogła żyć śród takiej literatury, gwałtem wyrywała się za jej sferę. Młody autor, prześladowany od krytyków, ścigał ich wzajem, a z krytyków sądząc o czytelnikach, zaczął lekceważyć całą publiczność. Po tej kłótni autorskiej z literatami, nastąpił rozbrat moralny z ludźmi, którego szczegóły należą do biografii.
Zalśniony gniewem, złorzecząc obłudzie,
Choć znał, zapomniał, że są lepsi ludzie.
"Korsarz", str. 98.
Odtąd zdało się Byronowi, że człowiek z sercem nie może żyć w towarzystwie, że musi uciec od świata lub mścić się nad nim. Odtąd bohatyrów swoich, dzieci duszy swojej, wychowywał na pustyni lub w jaskiniach łotrów.
Ale dzieci Byrona nie są to pospolici zbrodniarze, nie zimni egoiści albo szaleni fanatycy, zakochani w swojej przewrotności i głupstwie. Poeta zostawia im jedną przynajmniej cnotę, jedno szlachetne uczucie, które ich mimowolnie z rodzajem ludzkim wiąże, które nie pozwala im pogrążyć się w zupełną moralną ciemność i świecąc na dnie sumnienia, tem wyraźniej daje widzieć wszystkie jego szczerby i plamy. Ludzie Byrona mają sumnienie. I tu jest główna różnica między naszym autorem i pisarzami przeszłego wieku. Przeszły wiek był sofistą, a więc nie znał różnicy złego i dobrego, ćwiczył się tylko w rozumkowaniu i za cel sobie położył, ze wszystkiego wytłómaczyć się, a raczej wygadać. Typem przeszłego wieku jest Panglos (1) Woltera. Ten Panglos, francuski Hiob, w największem spodleniu moralnem nie traci dobrego humoru; walając się w śmieciach i wypluwając zęby, zawsze pyszni się i cieszy się, że był i jest filozofem. Ludzie Byrona gardzą taką sofisteryą, czują, że są winni, cierpią; duma tylko nie dozwala im błagać przebaczenia, a czytelnik czuje, że do poprawy brak im tylko – czasu, bo wszyscy zbyt rychło giną. Czytelnik pewny jest,że Giaur, ani Korsarz, ani nawet Don Juan nie skończyliby jak Panglos albo Foblas.
I sceptycyzm Byrona różny jest od tej obojętno-ścina wszystko, co jest wysokie i piękne, od tej zwierzęcej nieczułości, którą sofiści ochrzcili sceptycyzmem, a która jest tylko dobrowolną głucho-ślepotą. Cała filozofia przeszłego wieku dążyła do tego, ażeby ludzi już pochlebstwem odwieść, już groźbą i śmiechem odstraszyć od poszukiwania prawd wyższych i zasadniczych, ażeby wmówić, że te prawdy albo są do pojęcia niepodobne, albo niewarte dochodzenia. Byron pierwszy z poetów nie dał się zaspokoić taką sofistyczną kondemnatą myślenia i uczucia. Wielka zagadka – (1) Po polsku: Wszystkomowny, albo Najjęzyczliwszy.
świata, zagadka przeznaczeń rodu ludzkiego, przyszłego życia, stała mu zawsze przed oczyma. Poruszył on wszystkie zasadnicze pytania moralne i filozoficzne, pasował się ze wszystkiemi trudnościami dogmatów i tradycyi, klął i dąsał się jak Tytan Prometeusz, którego cień tak często lubił wywoływać. Nie rozwiązał sobie zagadnienia, nie uspokoił duszy; ależ mu brakło, równie jak jego bohatyrom – czasu! Może dlatego tylko nie sprawdziła się przepowiednia Walter-Skota.
Nie był tedy Byron kontynuatorem przeszłego wieku; owszem, powiedzieć można, że ruch umysłowy, dążący ku sofisteryi, on jeden na drodze literatury zatrzymał i wstecz zawrócił. Odgłos powszechny nazwał Byrona Napoleonem poetów, również Napoleona uznano za jedynego poetę Francyi. Wiele wieków minie, nim się znajdzie ręka, któraby jedno z tych bereł dźwignąć mogła!
Uważano, że w dwojakim sposobie sceptycyzm ukazuje się na świecie: raz jako mrok wilgotny i zimny, wróżący noc długą; drugi raz jako te chwilowe ściemnienie porankowe, połączone z powiewem orzeźwiającym, które zapowiada dzień. Byron wyobraża tę drugą epokę sceptyków, niepewnych w swojem dążeniu, ale pełnych ducha i szczerości.PRZEMOWA AUTORA.
Rozerwane ułamki niniejszego poematu składają powieść o smutnych losach branki muzułmańskiej, która za niewierność ukaraną została sposobem tureckim, utopiona w morzu, i której zgonu pomścił się kochanek jej, młody Wenecyanin. Zdarzenia podobne trafiały się dawniej często na Wschodzie; teraz rzadsze. Może kobiety muzułmańskie nauczyły się więcej ostrożności, może chrześcianie mniej są teraz pochopni do śmiałych przedsięwzięć miłosnych i mniej w nich szczęśliwi. Zdarzenie, które jest treścią naszej powieści, odnieść należy do owych czasów, kiedy wyspy Jońskie ulegały panowaniu Rzeczypospolitej weneckiej, kiedy Arnauci, na chwilę wyparci z Morei, znowu, po bezskutecznem wtargnieniu Moskalów, zaczęli ją plądrować. Wiadomo, że odstrychnienie się Majnotów, obrażonych tem, że im zabroniono Mistrę rabować,ściągnęło nowe klęski na Grecyą. Kraj ten stał sięnaówczas teatrem okrucieństw, których przykład trudno znaleść, nawet w dziejach prawowiernego ludu muzułmańskiego.
Umilkły wiatry, ciche lśnią się fale
Przy grobowcowej Temisrokla skale,
Która wyniosłem niebo czołem bodzie
5 I z góry patrząc na morza i smugi
Najpierwsza wita lądujące łodzie.
Kiedyż się zjawi Temistokles drugi?
***
Wyspy szczęśliwe, w każdej porze roku
Zarówno miłe i sercu i oku!
Gdy was przychodzień z gór Kolonny wita,
10 Wraz nagły urok źrenice mu chwyta
I myśl pogrąża w dumy tajemnicze.
Tu szklane morza cichego oblicze,
Na falach drobnych jak uśmiechu dołki,
Gór okolicznych odbija wierzchołki,
15 Strzegące brzegów, z któremi łagodnie
Zdają się igrać rajskie wody wschodnie.
Jeśli się wietrzyk chwilowy prześliźnie
I złamie szyby na modrej płaszczyźnie,
I kwiecie z brzegu przyniesione miota,
20 Jakaż w tym wietrze wonią i pieszczota!
Tam, na skał wierzchu, u ścieku poników,
Błyszczy się róża, sółtanka słowików,
Jej brzmią pochwały kochankowie leśni,
Ona rumieńcem dziękuje za pieśni.
25 Śliczna i skromna królowa ogrodów,
Nie tknięta wichrem, nie zwiędła od chłodów,
Nie znając naszych zim niebezpieczeństwa,
Kwitnie świeżością wiecznego panieństwa.
Balsamy, których niebo jej udziela,
30 W wonnych kadzidłach ku niebu odstrzelą;
Niebo wzajemnie codzień jej użycza
Świetnych kolorów swojego oblicza.
Tam w polu tyle jest kwiecia dla wianków,
Tam w lasach tyle cienia dla kochanków,
35 Tam groty dla nich ciosane umyślnie!…
Dziś morski zbójca w te groty się ciśnie
I nocą z małej czatuje galery
Na bezpiecznego żeglownika stery.
Skoro miesięczna zabłyśnie pochodnia,
40 Zabrzmi gitara morskiego przechodnia,
Zbójca swój rudel zaraz na głąb pędzi,
Zakryty cieniem nadbrzeżnych krawędzi,
Zahacza statek, zdobycze rozdziela;
Wrzask konających miesza pieśń wesela.
45 Dziwna! gdy kraj ten natura obrała
Na ogród Bogów i hojnie nań źlała
Tyle bogactwa, piękności tak wiele,
Jakby we własnem zakochana dziele,
Dziwna! że dzieła własnego się zrzeka
50 I dziś natura wpuszcza tu człowieka,
Który, odwieczny miłośnik zniszczenia,
Ogród Edcński na nowo wyplenia
I jako leśny dzik, kwiecie wytłacza,
Nie pokropione znojami oracza,
55 Ani znające ręki ogrodnika!
Tu kwiecie samo dokoła wynika;
Za tyle wdzięków, za taką obfitość
Uprasza tylko człowieka o litość.
Dziwna! Tu ziemia oddycha pokojem,
60 A serce ludzkie – chucią i rozbojem!
Czyż kraje światła na nowo ogarnie
Noc namiętności rządzących bezkarnie?
Patrząc myśliłbyś, że tu zbuntowani
Wojsko aniołów zwalczyli szatani
65 I cherubinów trony dziś przywłaszcza
Tłum, który piekieł wyzionęła paszcza.
Tak śliczny kraj ten, ojczyzna rozkoszy;
Tak brzydki tyran, co go dziś pustoszy!
Kto na śmiertelnem oglądał posłaniu
70 Piękne oblicze zaraz po skonaniu,
Nim dzień przeminął – pierwszy dzień nicestwa,
Ostatni trudów i bolów jestestwa, –
Nim śmierć, ostatniem przyciśnieniem ręki,
Zgładziła rysy, gdzie chronią się wdzięki;
75 Kto pomni twarz tę anielsko-łagodną,
Tak zimno piękną, tak smutnie pogodną!
Zda się w letargu zasypiać głęboko,
Zda się być żywą, – gdyby nie to oko!
Gdzie już nie świeci ni łza, ni namiętność,
80 Gdzie mieszka zimna, wieczna obojętność
I straszy widzów i serca im studzi,
I z oczu trupa wpada w serca ludzi;
Gdyby nie wzrok ten, nim pierwszy dzień minie,
Nim ta godzina – w tej jeszcze godzinie
85 Śmierć tak łagodnie, niewidomie władnie,
Że jej tyraństwa nikt z razu nie zgadnie!
Dziś do tej twarzy Grecya podobna,
Martwa oddawna, lecz dotąd nadobna;
Jej widok ziębi, jej wdzięk do łez wzrusza,
90 Bo już piękności nie ożywia dusza.
Jej wdzięk jest tylko uśmiech pozostały
Na chwilę w ustach, co ducha oddały,
A jej rumieniec – chorowita krasa,
Która na trupich licach nie zagasa,
95 Ostatni odbłysk zachodnich promieni,
Co się wokoło ruiny czerwieni,
Ostatnie czucie, co żegna nadzieję,
Iskra niebieska, która dotąd tleje,
Lecz już swej miłej ziemi nie rozgrzeje.
100 Ojczyzno mężów nieśmiertelnej chwały!
Każda dolina, każdy wierzch twej skały.
Jakże pamiętne!… bo każde z nich było
Kolebką swobód lub sławy mogiłą!
Arko potęgi! Dziś, czyliż tak mało,
105 Czyż tylko tyle po tobie zostało?
Wstań, niewolniku podły, wstań na chwilę,
Powiedz: ten wąwóz czy nie Termopile?
Ty, z duchów orlich wyrodzony płazie,
Na Leonida gnieżdżący się głazie,
110 Przypomnij, nazwij tych opok wyżyny,
Zatokę, wyspy, – wyspy Salaminy!
Powstań! Te dawne zapomniane boje
Odnów i przywłaszcz, to dziedzictwo twoje!
Z popiołów przodków może wróg rozdmucha
115 Iskrę, zarodek ich wielkiego ducha,
A kto z was w boju żywota dokona,
Wliczy swe imie pomiędzy imiona,
Na których wzmiankę pochlebstwem pijani
Zwykli się trzeźwić, zwykli drżeć tyrani.
125 Kto z was ojczyzny z więzów nie wybawi,
Zginie, lecz tyle synom swym zostawi
Sławy, nadziei, że staną się zdolni
Rozerwać jarzmo i umierać wolni!
Walka o wolność, gdy się raz zaczyna,
125 Z ojca krwią spada dziedzictwem na syna,
Sto razy wrogów zachwiana potęgą,
Skończy zwycięstwem. Grecya jest księgą,
W której wiekami stoi wypisano,
Ze klęska wolnych jest świata wygraną.
130 Królowie, sławę kupując u cieśli,
Gdzieś bezimienne piramidy wznieśli;
Wolni nie dbają, chociaż czasu fala
Wszystkie grobowce i pomniki zwala,
Większe pomniki zostały nad niemi:
135 Zostały góry ich ojczystej ziemi.
Tam Muza oczom przechodniów ukaże
Groby swobodnych, wolności ołtarze.
Długoby mówić, przechodzić okropnie
Wszystkie od chwały do niewoli stopnie;
140 Dosyć jest wiedzieć, że nikt nie zagrzebie
Ducha swobody, – chyba on sam siebie!
Bo własne tylko upodlenie ducha
Ugina wolnych szyję do łańcucha!
***
Mieszkańcy ziem tych! macież wy powieści
145 Dawnym podobne i którychby treści
Natchnęły Muzę do polotów szczytnych,