Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Giaur: ułamki powieści tureckiej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Giaur: ułamki powieści tureckiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 224 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

GIAUR.

Giaur By­ro­na wy­szedł po raz pierw­szy w r. 1813 i otwo­rzył sze­reg tych po­wie­ści po­etyc­kich ( ta­les), któ­re po­tę­gą i głę­bia swe­go na­mięt­ne­go li­ry­zmu oraz nie­zwy­kło­ścią bo­ha­te­rów, na poły lu­dzi szla­chet­nych a na poły zbrod­nia­rzy, mia­ły po­rwać za sobą czy­tel­ni­ków i wy­wo­łać licz­nych na­śla­dow­ców we wszyst­kich li­te­ra­tu­rach.

U nas pierw­sza wzmian­ka o "Giau­rze" znaj­du­je się w Pa­mięt­ni­ku War­szaw­skim" z r. 1821 (ze­szyt lu­to­wy, str. 178), gdzie po­da­ne zo­sta­ło "Zda­nie Fran­cu­zów o lor­dzie By­ro­nie". Mię­dzy in­ne­mi mie­ści się tu wy­ciąg z ar­ty­ku­łu nie­ja­kie­go Thies­se w "Re­vue en­cyc­lo­pédi­que", oce­nia­ją­ce­go wady i za­le­ty utwo­rów wiesz­cza al­bioń­skie­go. Po­wie­dziaw­szy, że ża­den jesz­cze po­eta nie od­ma­lo­wał tak jak By­ron "po­sęp­no­ści du­szy, ludz­ką nie­spra­wie­dli­wo­ścią za­ka­mie­nia­łej", za naj­lep­sze wcie­le­nie tego uczu­cia po­czy­tu­je "Kor­sa­rza" i do­da­je: "Giaur, Se­lim w Ob­lu­bie­ni­cy z Aby­dos, Ha­rold w po­ema­cie te­goż na­zwi­ska, Ma­ze­pa mają ude­rza­ją­ce po­do­bień­stwo z Kor­sa­rzem; są to mo­dy­li­ka­cye te­goż sa­me­go cha­rak­te­ru. Le­d­wo­by­śmy nie śmie­li po­wie­dzieć, że lord jest przy­ja­cie­lem hersz­tów roz­bój­ni­czych, przy­ja­cie­lem owej dzi­kiej wol­no­ści, któ­ra żad­ne­go jarz­ma, na­wet sa­me­go pra­wa ścier­pieć nie umie".

Pierw­szy cał­ko­wi­ty prze­kład "Giau­ra" dała nam, za­pew­ne z tłó­ma­cze­nia fran­cu­skie­go, Wan­da Ma­lec­ka w r. 1828; do­ko­na­ła go pro­zą i umie­ści­ła w zbio­rze p. 11. "Po­wie­ści Lor­da By­ro­na". Mie­ści się on tu od str. 75 – 140; wier­nym w sło­wach i zwro­tach nie jest, lecz ja­snym i po­to­czy­stym; tłó­macz­ka bo­wiem za­wi­łe i mgli­ste wy­ra­że­nia i na­po­mknie­nia po­sta­ra­ła się uczy­nić zu­peł­nie zro­zu­mia­łe­mi.

Prze­kład "Giau­ra" wier­szem uka­zał się w r. 1830; tłó­ma­czem był Wła­dy­sław hr. Ostrow­ski ("Giaur, ułom­ki po­wie­ści tu­rec­kiej, po­ema By­ro­na, w Pu­ła­wach", str. 83). Wiersz trzy­na­sto­zgło­sko­wy, uży­ty w prze­kła­dzie, uj­mu­je bar­dzo wie­le ży­wo­ści opo­wia­da­niu, a brak żyw­szych barw w wy­ra­że­niach przy­czy­nia się do ochło­dze­nia tego żaru uczuć, jaki bije z pier­wo­two­ru. Tłó­ma­cze­nie to jed­nak na­zwać na­le­ży sta­ran­nem a licz­ne ob­ja­śnie­nia, ja­kie Ostrow­ski do­dał od sie­bie, słu­żą do lep­sze­go uprzy­tom­nie­nia so­bie n sów tego świ­nia wschod­nie­go, z któ­re­go treść po­wie­ści jest za­czerp­nię­ta.

Mic­kie­wicz naj­praw­do­po­dob­niej nie znał ani jed­ne­go ani dru­gie­go prze­kła­du; wziął się zresz­tą do tłó­ma­cze­nia "Giau­ra" da­le­ko wcze­śniej od oboj­ga swych po­przed­ni­ków, lubo ca­ło­ści póź­niej od nich do­ko­nał.

Naj­daw­niej­sza wzmian­ka o tej pra­cy prze­kła­da­nia po­ema­tu By­ro­na znaj­du­je się w li­ście Jó­ze­fa Je­żow­skie­go do Fran­cisz­ka Ma­lew­skie­go pod datą 23 stycz­nia 1822 r., gdzie czy­ta­my o Mic­kie­wi­czu: "Po­stą­pił w ję­zy­ku an­giel­skim, czy­ta By­ro­na i na­wet wy­tłó­ma­czył tro­chę frag­men­tów Giau­ra i całe to po­ema wy­tłó­ma­czyć za­mie­rza" (Kor. III, 3). Z te­goż sa­me­go nie­wąt­pli­wie cza­su po­cho­dzi list po­ety do Ma­lew­skie­go,. do­no­szą­cy o tem­że za­ję­ciu i ob­ja­śnia­ją­cy za­ra­zem, w ja­kim stop­niu po­sia­dał wte­dy Mic­kie­wicz ję­zyk an­giel­ski: "Po ger­ma­no­ma­nii na­stą­pi­ła bry­ta­no­ma­nia; ci­sną­łem się z dyk­cy­ona­rzem w ręku przez Szek­spi­ra, jak bo­gacz ewan­ge­licz­ny do nie­ba przez uszko od igieł­ki; za to te­raz By­ron idzie da­le­ko ła­twiej, i już bar­dzo znacz­nie po­stą­pi­łem, Dżau­ra za­pew­ne wy­tło­ma­czę" (Kor. I, 7 – 8).

Na­stą­pi­ła dzie­się­cio­let­nia z górą prze­rwa; po­eta za­ję­ty był in­ne­mi pra­ca­mi. Do­pie­ro w r. 1832 ba­wiąc w Dreź­nie wziął się do tłó­ma­cze­nia na nowo. Ody­niec tak opo­wia­da oko­licz­no­ści, wśród któ­rych się to sta­ło (w li­ście do L,. Sie­mień­skie­go z 20 kwiet­nia 1871 r., do­łą­czo­nym do dzieł­ka "Re­li­gij­ność i mi­sty­ka w ży­ciu A. Mic­kie­wi­cza", str. 145): "Przy­rzą­dzi­łem do­brej her­ba­ty, za­pa­li­łem aż czte­ry świe­ce i po­da­łem do faj­ki pacz­kę ham­bur­skie­go warsz­ta­fu Jo­ha­na Chri­stia­na Ju­stu­sa, któ­re­go od wy­jaz­du z Wil­na nie pa­lił, ani na­wet nie wi­dział. Wszyst­ko to wpra­wi­ło go w tak do­sko­na­ły hu­mor, że dla do­kom­ple­to­wa­nia przy­jem­no­ści, le­żąc na ka­na­pie, za­wo­łał: No, mów, czy czy­taj ja­kie­kol­wiek wier­sze!… Po wie­lu za­tem cu­dzych wy­re­cy­to­wa­łem kil­ka ustę­pów z Czci­cie­li ognia, a na­stęp­nie z Kor­sa­rza, któ­re­go wła­śnie wte­dy tłó­ma­czy­łem. À pro­pos za­py­ta­łem, czy nig­dy nie my­śli do­koń­czyć tłó­ma­cze­nia Giau­ra, któ­re już w Kow­nie był za­czął? Ale rę­ko­pism po­zo­stał w Pe­ters­bur­gu, a on sam od­po­wie­dział, ie na­wet za­po­mniał o nim. Szczę­ściem umia­łem na pa­mięć kil­ka­dzie­siąt po­cząt­ko­wych wier­szy; jemu się też za­czę­ły przy­po­mi­nać dal­sze. Dla uła­twie­nia po­da­łem mu ory­gi­nał edy­cji zwic­kau­skiej, ten sam, któ­ry mi kie­dyś po­da­ro­wał w Kow­nie, ma­jąc już wte­dy edy­cyę lep­sza, ale z któ­re­go wła­śnie tłó­ma­cząc, po­sa­dził na nim ogrom­ne­go żyda. Ten to żyd, a ra­czej wią­żą­ce się z nim wspo­mnie­nia, o któ­rych szła dal­sza roz­mo­wa, tak wi­dać roz­ma­rzy­ły jego wy­obraź­nię, że… wziął tę ksią­żecz­kę i po­szedł do sie­bie. Roz­cho­dząc się po pół­no­cy, wi­dzie­li­śmy jesz­cze przez okno świa­tło w oknach jego i nie omy­li­li­śmy się wno­sząc, ie musi kro­pić wier­sze, jak się sam zwy­kle wy­ra­żał. Ja­koż do po­łu­dnia na­za­jutrz było już ich na­pi­sa­nych ze trzy­sta, po więk­szej czę­ści no­wych. Ro­bo­ta zaś szła tak spiesz­nie, że przy koń­cu ty­go­dnia do­szedł aż do spo­wie­dzi Ka­la­jo­ra. Ale tu się na­gle za­trzy­mał; bo mo­dląc się raz w ko­ście­le, po­czuł, jak­by się nad nim ba­nia z po­ezyą roz­bi­ła". Z li­stu Odyń­ca

7 kwiet­nia 1832 r. do Kor­sa­ka mo­że­my ozna­czyć datę tej czę­ści tłó­ma­cze­nia i prze­ko­nać się, że i "spo­wiedź" Ka­la­jo­ra była przy­najm­niej za­czę­ta; pi­sze bo­wiem: "Wczo­raj spo­wiedź już za­czął, wi­dzisz więc, ie nie­da­le­ko koń­ca" (Zob. Ży­cio­rys Odyń­ca przez A. Płu­ga w "Kło­sach", t. XLI, nr. 1051).

Bądź co bądź na­stą­pi­ła znów prze­rwa w prze­kła­dzie, któ­ry osta­tecz­nie do­ko­na­ny zo­stał przez Mic­kie­wi­cza w Pa­ry­żu r. 1833 od stycz­nia, z prze­rwa­mi do po­cząt­ków kwiet­nia, jak świad­czą li­sty po­ety, gdzie mia­no­wi­cie czy­ta­my: "Giau­ra, szel­mę i nud­ni­ka, skoń­czy­łem prze­pi­sy­wać; zjadł mi wię­cej mie­sią­ca". Boh­dan Za­le­ski opo­wia­da, iż gdy księ­garz Je­ło­wic­ki, któ­re­mu tłó­ma­cze­nie "Giau­ra" było sprze­da­ne, na­glił o rę­ko­pism, Mic­kie­wicz nie mógł od­szu­kać drwez­deń­skie­go prze­kła­du i "mu­siał za­siąść do tłó­ma­cze­nia na­no­wo z przy­krem uczu­ciem, że daw­niej­szy prze­kład był lep­szym". Kło­pot to jed­nak za­pew­ne był tyl­ko chwi­lo­wy; z rę­ko­pi­smów bo­wiem, o któ­rych za­raz po­wie­my, prze­ko­nać się moż­na, iż bar­dzo wie­le we­szło do wy­da­nia "Giau­ra" z tłó­ma­cze­nia drez­deń­skie­go bez zmia­ny. Z dru­ku wy­szedł ten prze­kład do­pie­ro w r. 1835 w Pa­ry­żu wraz z "Kor­sa­rzem". Ty­tuł wy­da­nia tego brzmi: "Po­ezye Lor­da By­ro­na tłu­ma­czo­ne Giaur przez Ada­ma Mic­kie­wi­cza, Kor­sarz przez Edwar­da Odyń­ca. Wy­da­nie Ale­xan­dra Je­ło­wic­kie­go. W Pa­ry­żu. 1835. W dru­kar­ni i gis­ser­ni A. Pi­nard" (w 8-ce, str. XVI, 202 i spis rze­czy). "Giaur" zaj­mu­je stron 79. Dal­szych wy­dań osob­nych "Giaur" nic miał; ogła­sza­no go tyl­ko w zbio­ro­wych edy­cy­ach po­ezyi Mic­kie­wi­cza.

Za­cho­wa­ły się dwa uryw­ki rę­ko­pi­smów "Giau­ra": je­den, po­cho­dzą­cy, jak się p. Wła­dy­sław Mic­kie­wicz w li­ście do mnie wy­ra­ża, z ksią­żecz­ki drez­deń­skiej, skła­da­ją­cy się z o kar­tek for­ma­tu ka­ta­lo­gu więk­sze­go (dł. 17 ct., szer. 10 ct.) nie cał­kiem za­pi­sa­nych lub za­wie­ra­ją­cych inne utwo­ry Mic­kie­wi­cza; dru­gi z pię­ciu ar­ku­szy li­sto­we­go pa­pie­ru du­że­go for­ma­tu (dł. 22 ct., szer. 18 ct.), czy­li 10 kart, z na­pi­sem wod­nym: WEY­NEN. Pierw­szy jest wi­docz­nie bru­lio­nem, za­wie­ra­ją­cym dużo prze­kre­śleń i po­pra­wek; obej­mu­je ustę­py od w. 757 – 892, 893 – 970, 1234 – 1291, 1292 – 1296. Od­dziel­nie wska­za­ne tu ustę­py znaj­du­ją się w 4 od­dziel­nych miej­scach. Dru­gi rę­ko­pism wi­docz­nie już prze­pi­sy­wa­ny z bru­lio­nu, ale w cią­gu prze­pi­sy­wa­nia ule­ga­ją­cy zmia­nom i po­praw­kom, za­wie­ra w cią­gu w. od 166 – 1027. Tak więc nie po­sia­da­my rę­ko­pi­smu po­cząt­ko­wych wier­szy od i do 165, da­lej od 1028 do 1233, i wresz­cie koń­co­wych od 1297 do 1311.

War­tość prze­kła­du pod wzglę­dem po­etyc­kim jest nie­zrów­na­na. Mic­kie­wicz nie trzy­mał się nie­wol­ni­czo wy­ra­żeń pier­wo­wzo­ru, nie tłó­ma­czył wier­sza za wier­szem, lecz prze­jąw­szy się to­nem, siłą i głę­bią uczu­cia, wła­ści­wo­ścia­mi ob­ra­zo­wa­nia, od­da­wał te wiel­kie za­le­ty to­kiem wła­ści­wym so­bie ję­zy­ko­wi oj­czy­ste­mu. W po­rów­na­niu z pier­wo­wzo­rem prze­kład jest krót­szy o wier­szy 30; wy­ni­kło to w sku­tek zwięź­lej­sze­go sty­li­zo­wa­nia nie­któ­rych ustę­pów, naj­głów­niej­sze wska­za­ne będą w uwa­gach. Pod wzglę­dem for­mal­nym Mic­kie­wicz nie za­cho­wy­wał zmian dłu­go­ści wier­sza, znaj­du­ją­cych się u By­ro­na, leci prze­ło­żył ca­łość wier­szem je­de­na­sto­zgło­sko­wym. Ob­ja­śnie­nia do utwo­ru po­wtó­rzył za ory­gi­na­łem, wy­pusz­cza­jąc ato­li nie­któ­re.

Szcze­gó­ło­wy lubo nie­zbyt szczę­śli­wy roz­biór tłó­ma­cze­nia "Giau­ra" w po­rów­na­niu z ory­gi­na­łem po­dał Wik­tor Cza­jew­ski w "Ty­go­dni­ku po­wszech­nym" r. 1888 w nr. 7 – 23 p… t. "Giaur w Pol­sce".

Po Mic­kie­wi­czu pró­bo­wał jesz­cze tłó­ma­czyć "Giau­ra" Igna­cy Ba­ran­kie­wicz i pró­bę tę p… n. "Ustęp z Giau­ra" po­mie­ścił w "Piel­grzy­mie" 1844 r., t. 1, 90 – 96. Prze­kła­dał wier­szem dzie­się­cio­zgło­sko­wym; brak mu po­lo­tu i siły.

Obec­ne wy­da­nie "Giau­ra" do­ko­na­ne zo­sta­ło na pod­sta­wie wy­da­nia z r. 1835, któ­re ze zmie­nio­ną tyl­ko kar­tą ty­tu­ło­wą we­szło jako t. VII do zbio­ro­wej edy­cyi pa­ry­skiej z 1838 r.; nad­to w wa­ry­an­tach uwzględ­nio­no wy­da­nie zbio­ro­we pa­ry­skie z 1844 r. i rę­ko­pi­sy, o ile się za­cho­wa­ły.

Piotr Chmie­low­ski.PRZE­MO­WA TŁÓ­MA­CZA.

O wpły­wie By­ro­na na całą te­go­cze­sną li­te­ra­tu­rę prze­ko­ny­wa­ją się co­dzień czy­tel­ni­cy, bo wi­dzą na wszyst­kich utwo­rach póź­niej­szych bar­wę i pięt­no tego wiel­kie­go po­ety. O za­le­tach i wa­dach dzieł jego tyle ksiąg na­pi­sa­no, że z nich moż­na­by uło­żyć małą bi­blio­te­kę; nie my­śli­my po­ru­szać tej ple­śni kry­tycz­no-pa­ne­gi­rycz­nej, głę­bo­ko już za­sy­pa­nej in­ne­mi, waż­niej­sze­mi po­le­mi­ka­mi.

Ale tłó­macz czuł się obo­wią­za­nym po­wie­dzieć zda­nie swo­je o dzie­łach au­to­ra pod jed­nym przy­najm­niej wzglę­dem, pod wzglę­dem mo­ral­ne­go ich cha­rak­te­ru i dą­że­nia. Wia­do­mo, iż By­ro­na oskar­ża­no o bez­boż­ność i an­ty­so­cy­alizm; za­rzu­ca­no mu, że wy­stęp­nych lu­dzi wy­bie­ra­jąc na bo­ha­ty­rów swo­ich pie­śni, ro­bił nie­ja­ko apo­te­ozę zbrod­ni; Fry­de­ryk Szle­gel na­zwał go emis­sa­ry­uszem sza­ta­na, a wszy­scy zgo­dzi­li się, że był apo­sto­łem scep­ty­cy­zmu.

Wszak­że, je­śli są­dząc dzie­ła pod wzglę­dem sztu­ki, kry­ty­cy zwy­kli je od­no­sić do wie­ku, w któ­rym wzię­ły po­czą­tek, po­rów­ny­wać z dzie­ła­mi spół­cze­sne­mi i po­źniej­sze­mi, na­le­ża­ło­by rów­ną za­cho­wać me­to­dę, oce­nia­jąc mo­ral­ny cha­rak­ter au­to­rów.

By­ron był dziec­kiem prze­szłe­go wie­ku; wszedł na świat w epo­ce mo­ral­nej, naj­niesz­czę­śliw­szej dla czło­wie­ka, dla po­ety. Wła­śnie wten­czas spa­da­ła za­sło­na po pierw­szym ak­cie re­wo­lu­cyi. Strasz­na wal­ka pi­śmien­na i słow­na prze­cię­ta zo­sta­ła gi­lio­ty­na­mi i za­głu­szo­na grzmo­tem woj­ny eu­ro­pej­skiej. Stron­nic­twa, osła­bio­ne wza­jem­nym mor­dem, ustą­pi­ły z pla­cu boju; nie­do­bit­ków Na­po­le­on roz­bro­ił i wziął na ka­gań­ce. Wszyst­ko uci­chło. Był to czas dziw­ne­go otrę­twie­nia; o tych wiel­kich py­ta­niach, któ­re świat za­bu­rzy­ły, lę­ka­no się już mó­wić, za­prze­sta­no my­ślić. Dzie­ła wszyst­kie ów­cze­sne no­szą ce­chę trwo­gi umy­sło­wej i mo­ral­ne­go upad­ku. Są to niby roz­mo­wy wi­no­waj­ców za­mknię­tych w wię­zie­niu, któ­rzy wsty­dzą się wspo­mi­nać prze­szłość, bo ha­nieb­na, boją się po­my­ślić o przy­szło­ści, bo okrop­na, i ba­wią się ga­węd­ką o po­go­dzie i desz­czu.

Du­sza By­ro­na nie mo­gła żyć śród ta­kiej li­te­ra­tu­ry, gwał­tem wy­ry­wa­ła się za jej sfe­rę. Mło­dy au­tor, prze­śla­do­wa­ny od kry­ty­ków, ści­gał ich wza­jem, a z kry­ty­ków są­dząc o czy­tel­ni­kach, za­czął lek­ce­wa­żyć całą pu­blicz­ność. Po tej kłót­ni au­tor­skiej z li­te­ra­ta­mi, na­stą­pił roz­brat mo­ral­ny z ludź­mi, któ­re­go szcze­gó­ły na­le­żą do bio­gra­fii.

Za­lśnio­ny gnie­wem, zło­rze­cząc ob­łu­dzie,

Choć znał, za­po­mniał, że są lep­si lu­dzie.

"Kor­sarz", str. 98.

Od­tąd zda­ło się By­ro­no­wi, że czło­wiek z ser­cem nie może żyć w to­wa­rzy­stwie, że musi uciec od świa­ta lub mścić się nad nim. Od­tąd bo­ha­ty­rów swo­ich, dzie­ci du­szy swo­jej, wy­cho­wy­wał na pu­sty­ni lub w ja­ski­niach ło­trów.

Ale dzie­ci By­ro­na nie są to po­spo­li­ci zbrod­nia­rze, nie zim­ni ego­iści albo sza­le­ni fa­na­ty­cy, za­ko­cha­ni w swo­jej prze­wrot­no­ści i głup­stwie. Po­eta zo­sta­wia im jed­ną przy­najm­niej cno­tę, jed­no szla­chet­ne uczu­cie, któ­re ich mi­mo­wol­nie z ro­dza­jem ludz­kim wią­że, któ­re nie po­zwa­la im po­grą­żyć się w zu­peł­ną mo­ral­ną ciem­ność i świe­cąc na dnie sum­nie­nia, tem wy­raź­niej daje wi­dzieć wszyst­kie jego szczer­by i pla­my. Lu­dzie By­ro­na mają sum­nie­nie. I tu jest głów­na róż­ni­ca mię­dzy na­szym au­to­rem i pi­sa­rza­mi prze­szłe­go wie­ku. Prze­szły wiek był so­fi­stą, a więc nie znał róż­ni­cy złe­go i do­bre­go, ćwi­czył się tyl­ko w ro­zum­ko­wa­niu i za cel so­bie po­ło­żył, ze wszyst­kie­go wy­tłó­ma­czyć się, a ra­czej wy­ga­dać. Ty­pem prze­szłe­go wie­ku jest Pan­glos (1) Wol­te­ra. Ten Pan­glos, fran­cu­ski Hiob, w naj­więk­szem spodle­niu mo­ral­nem nie tra­ci do­bre­go hu­mo­ru; wa­la­jąc się w śmie­ciach i wy­plu­wa­jąc zęby, za­wsze pysz­ni się i cie­szy się, że był i jest fi­lo­zo­fem. Lu­dzie By­ro­na gar­dzą taką so­fi­ste­ryą, czu­ją, że są win­ni, cier­pią; duma tyl­ko nie do­zwa­la im bła­gać prze­ba­cze­nia, a czy­tel­nik czu­je, że do po­pra­wy brak im tyl­ko – cza­su, bo wszy­scy zbyt ry­chło giną. Czy­tel­nik pew­ny jest,że Giaur, ani Kor­sarz, ani na­wet Don Juan nie skoń­czy­li­by jak Pan­glos albo Fo­blas.

I scep­ty­cyzm By­ro­na róż­ny jest od tej obo­jęt­no-ści­na wszyst­ko, co jest wy­so­kie i pięk­ne, od tej zwie­rzę­cej nie­czu­ło­ści, któ­rą so­fi­ści ochrzci­li scep­ty­cy­zmem, a któ­ra jest tyl­ko do­bro­wol­ną głu­cho-śle­po­tą. Cała fi­lo­zo­fia prze­szłe­go wie­ku dą­ży­ła do tego, aże­by lu­dzi już po­chleb­stwem od­wieść, już groź­bą i śmie­chem od­stra­szyć od po­szu­ki­wa­nia prawd wyż­szych i za­sad­ni­czych, aże­by wmó­wić, że te praw­dy albo są do po­ję­cia nie­po­dob­ne, albo nie­war­te do­cho­dze­nia. By­ron pierw­szy z po­etów nie dał się za­spo­ko­ić taką so­fi­stycz­ną kon­dem­na­tą my­śle­nia i uczu­cia. Wiel­ka za­gad­ka – (1) Po pol­sku: Wszyst­ko­mow­ny, albo Naj­ję­zycz­liw­szy.

świa­ta, za­gad­ka prze­zna­czeń rodu ludz­kie­go, przy­szłe­go ży­cia, sta­ła mu za­wsze przed oczy­ma. Po­ru­szył on wszyst­kie za­sad­ni­cze py­ta­nia mo­ral­ne i fi­lo­zo­ficz­ne, pa­so­wał się ze wszyst­kie­mi trud­no­ścia­mi do­gma­tów i tra­dy­cyi, klął i dą­sał się jak Ty­tan Pro­me­te­usz, któ­re­go cień tak czę­sto lu­bił wy­wo­ły­wać. Nie roz­wią­zał so­bie za­gad­nie­nia, nie uspo­ko­ił du­szy; ależ mu bra­kło, rów­nie jak jego bo­ha­ty­rom – cza­su! Może dla­te­go tyl­ko nie spraw­dzi­ła się prze­po­wied­nia Wal­ter-Sko­ta.

Nie był tedy By­ron kon­ty­nu­ato­rem prze­szłe­go wie­ku; owszem, po­wie­dzieć moż­na, że ruch umy­sło­wy, dą­żą­cy ku so­fi­ste­ryi, on je­den na dro­dze li­te­ra­tu­ry za­trzy­mał i wstecz za­wró­cił. Od­głos po­wszech­ny na­zwał By­ro­na Na­po­le­onem po­etów, rów­nież Na­po­le­ona uzna­no za je­dy­ne­go po­etę Fran­cyi. Wie­le wie­ków mi­nie, nim się znaj­dzie ręka, któ­ra­by jed­no z tych be­reł dźwi­gnąć mo­gła!

Uwa­ża­no, że w dwo­ja­kim spo­so­bie scep­ty­cyzm uka­zu­je się na świe­cie: raz jako mrok wil­got­ny i zim­ny, wró­żą­cy noc dłu­gą; dru­gi raz jako te chwi­lo­we ściem­nie­nie po­ran­ko­we, po­łą­czo­ne z po­wie­wem orzeź­wia­ją­cym, któ­re za­po­wia­da dzień. By­ron wy­obra­ża tę dru­gą epo­kę scep­ty­ków, nie­pew­nych w swo­jem dą­że­niu, ale peł­nych du­cha i szcze­ro­ści.PRZE­MO­WA AU­TO­RA.

Ro­ze­rwa­ne ułam­ki ni­niej­sze­go po­ema­tu skła­da­ją po­wieść o smut­nych lo­sach bran­ki mu­zuł­mań­skiej, któ­ra za nie­wier­ność uka­ra­ną zo­sta­ła spo­so­bem tu­rec­kim, uto­pio­na w mo­rzu, i któ­rej zgo­nu po­mścił się ko­cha­nek jej, mło­dy We­ne­cy­anin. Zda­rze­nia po­dob­ne tra­fia­ły się daw­niej czę­sto na Wscho­dzie; te­raz rzad­sze. Może ko­bie­ty mu­zuł­mań­skie na­uczy­ły się wię­cej ostroż­no­ści, może chrze­ścia­nie mniej są te­raz po­chop­ni do śmia­łych przed­się­wzięć mi­ło­snych i mniej w nich szczę­śli­wi. Zda­rze­nie, któ­re jest tre­ścią na­szej po­wie­ści, od­nieść na­le­ży do owych cza­sów, kie­dy wy­spy Joń­skie ule­ga­ły pa­no­wa­niu Rze­czy­po­spo­li­tej we­nec­kiej, kie­dy Ar­nau­ci, na chwi­lę wy­par­ci z Mo­rei, zno­wu, po bez­sku­tecz­nem wtar­gnie­niu Mo­ska­lów, za­czę­li ją plą­dro­wać. Wia­do­mo, że od­strych­nie­nie się Maj­no­tów, ob­ra­żo­nych tem, że im za­bro­nio­no Mi­strę ra­bo­wać,ścią­gnę­ło nowe klę­ski na Gre­cyą. Kraj ten stał się­na­ów­czas te­atrem okru­cieństw, któ­rych przy­kład trud­no zna­leść, na­wet w dzie­jach pra­wo­wier­ne­go ludu mu­zuł­mań­skie­go.

Umil­kły wia­try, ci­che lśnią się fale

Przy gro­bow­co­wej Te­mi­sro­kla ska­le,

Któ­ra wy­nio­słem nie­bo czo­łem bo­dzie

5 I z góry pa­trząc na mo­rza i smu­gi

Naj­pierw­sza wita lą­du­ją­ce ło­dzie.

Kie­dyż się zja­wi Te­mi­sto­kles dru­gi?

***

Wy­spy szczę­śli­we, w każ­dej po­rze roku

Za­rów­no miłe i ser­cu i oku!

Gdy was przy­cho­dzień z gór Ko­lon­ny wita,

10 Wraz na­gły urok źre­ni­ce mu chwy­ta

I myśl po­grą­ża w dumy ta­jem­ni­cze.

Tu szkla­ne mo­rza ci­che­go ob­li­cze,

Na fa­lach drob­nych jak uśmie­chu doł­ki,

Gór oko­licz­nych od­bi­ja wierz­choł­ki,

15 Strze­gą­ce brze­gów, z któ­re­mi ła­god­nie

Zda­ją się igrać raj­skie wody wschod­nie.

Je­śli się wie­trzyk chwi­lo­wy prze­śliź­nie

I zła­mie szy­by na mo­drej płasz­czyź­nie,

I kwie­cie z brze­gu przy­nie­sio­ne mio­ta,

20 Ja­każ w tym wie­trze wo­nią i piesz­czo­ta!

Tam, na skał wierz­chu, u ście­ku po­ni­ków,

Błysz­czy się róża, sół­tan­ka sło­wi­ków,

Jej brzmią po­chwa­ły ko­chan­ko­wie le­śni,

Ona ru­mień­cem dzię­ku­je za pie­śni.

25 Ślicz­na i skrom­na kró­lo­wa ogro­dów,

Nie tknię­ta wi­chrem, nie zwię­dła od chło­dów,

Nie zna­jąc na­szych zim nie­bez­pie­czeń­stwa,

Kwit­nie świe­żo­ścią wiecz­ne­go pa­nień­stwa.

Bal­sa­my, któ­rych nie­bo jej udzie­la,

30 W won­nych ka­dzi­dłach ku nie­bu od­strze­lą;

Nie­bo wza­jem­nie co­dzień jej uży­cza

Świet­nych ko­lo­rów swo­je­go ob­li­cza.

Tam w polu tyle jest kwie­cia dla wian­ków,

Tam w la­sach tyle cie­nia dla ko­chan­ków,

35 Tam gro­ty dla nich cio­sa­ne umyśl­nie!…

Dziś mor­ski zbój­ca w te gro­ty się ci­śnie

I nocą z ma­łej cza­tu­je ga­le­ry

Na bez­piecz­ne­go że­glow­ni­ka ste­ry.

Sko­ro mie­sięcz­na za­bły­śnie po­chod­nia,

40 Za­brzmi gi­ta­ra mor­skie­go prze­chod­nia,

Zbój­ca swój ru­del za­raz na głąb pę­dzi,

Za­kry­ty cie­niem nad­brzeż­nych kra­wę­dzi,

Za­ha­cza sta­tek, zdo­by­cze roz­dzie­la;

Wrzask ko­na­ją­cych mie­sza pieśń we­se­la.

45 Dziw­na! gdy kraj ten na­tu­ra ob­ra­ła

Na ogród Bo­gów i hoj­nie nań źla­ła

Tyle bo­gac­twa, pięk­no­ści tak wie­le,

Jak­by we wła­snem za­ko­cha­na dzie­le,

Dziw­na! że dzie­ła wła­sne­go się zrze­ka

50 I dziś na­tu­ra wpusz­cza tu czło­wie­ka,

Któ­ry, od­wiecz­ny mi­ło­śnik znisz­cze­nia,

Ogród Edcń­ski na nowo wy­ple­nia

I jako le­śny dzik, kwie­cie wy­tła­cza,

Nie po­kro­pio­ne zno­ja­mi ora­cza,

55 Ani zna­ją­ce ręki ogrod­ni­ka!

Tu kwie­cie samo do­ko­ła wy­ni­ka;

Za tyle wdzię­ków, za taką ob­fi­tość

Upra­sza tyl­ko czło­wie­ka o li­tość.

Dziw­na! Tu zie­mia od­dy­cha po­ko­jem,

60 A ser­ce ludz­kie – chu­cią i roz­bo­jem!

Czyż kra­je świa­tła na nowo ogar­nie

Noc na­mięt­no­ści rzą­dzą­cych bez­kar­nie?

Pa­trząc my­ślił­byś, że tu zbun­to­wa­ni

Woj­sko anio­łów zwal­czy­li sza­ta­ni

65 I che­ru­bi­nów tro­ny dziś przy­własz­cza

Tłum, któ­ry pie­kieł wy­zio­nę­ła pasz­cza.

Tak ślicz­ny kraj ten, oj­czy­zna roz­ko­szy;

Tak brzyd­ki ty­ran, co go dziś pu­sto­szy!

Kto na śmier­tel­nem oglą­dał po­sła­niu

70 Pięk­ne ob­li­cze za­raz po sko­na­niu,

Nim dzień prze­mi­nął – pierw­szy dzień ni­ce­stwa,

Ostat­ni tru­dów i bo­lów je­ste­stwa, –

Nim śmierć, ostat­niem przy­ci­śnie­niem ręki,

Zgła­dzi­ła rysy, gdzie chro­nią się wdzię­ki;

75 Kto po­mni twarz tę aniel­sko-ła­god­ną,

Tak zim­no pięk­ną, tak smut­nie po­god­ną!

Zda się w le­tar­gu za­sy­piać głę­bo­ko,

Zda się być żywą, – gdy­by nie to oko!

Gdzie już nie świe­ci ni łza, ni na­mięt­ność,

80 Gdzie miesz­ka zim­na, wiecz­na obo­jęt­ność

I stra­szy wi­dzów i ser­ca im stu­dzi,

I z oczu tru­pa wpa­da w ser­ca lu­dzi;

Gdy­by nie wzrok ten, nim pierw­szy dzień mi­nie,

Nim ta go­dzi­na – w tej jesz­cze go­dzi­nie

85 Śmierć tak ła­god­nie, nie­wi­do­mie wład­nie,

Że jej ty­rań­stwa nikt z razu nie zgad­nie!

Dziś do tej twa­rzy Gre­cya po­dob­na,

Mar­twa od­daw­na, lecz do­tąd na­dob­na;

Jej wi­dok zię­bi, jej wdzięk do łez wzru­sza,

90 Bo już pięk­no­ści nie oży­wia du­sza.

Jej wdzięk jest tyl­ko uśmiech po­zo­sta­ły

Na chwi­lę w ustach, co du­cha od­da­ły,

A jej ru­mie­niec – cho­ro­wi­ta kra­sa,

Któ­ra na tru­pich li­cach nie za­ga­sa,

95 Ostat­ni od­błysk za­chod­nich pro­mie­ni,

Co się wo­ko­ło ru­iny czer­wie­ni,

Ostat­nie czu­cie, co że­gna na­dzie­ję,

Iskra nie­bie­ska, któ­ra do­tąd tle­je,

Lecz już swej mi­łej zie­mi nie roz­grze­je.

100 Oj­czy­zno mę­żów nie­śmier­tel­nej chwa­ły!

Każ­da do­li­na, każ­dy wierzch twej ska­ły.

Jak­że pa­mięt­ne!… bo każ­de z nich było

Ko­leb­ką swo­bód lub sła­wy mo­gi­łą!

Arko po­tę­gi! Dziś, czy­liż tak mało,

105 Czyż tyl­ko tyle po to­bie zo­sta­ło?

Wstań, nie­wol­ni­ku pod­ły, wstań na chwi­lę,

Po­wiedz: ten wą­wóz czy nie Ter­mo­pi­le?

Ty, z du­chów or­lich wy­ro­dzo­ny pła­zie,

Na Le­oni­da gnież­dżą­cy się gła­zie,

110 Przy­po­mnij, na­zwij tych opok wy­ży­ny,

Za­to­kę, wy­spy, – wy­spy Sa­la­mi­ny!

Po­wstań! Te daw­ne za­po­mnia­ne boje

Od­nów i przy­właszcz, to dzie­dzic­two two­je!

Z po­pio­łów przod­ków może wróg roz­dmu­cha

115 Iskrę, za­ro­dek ich wiel­kie­go du­cha,

A kto z was w boju ży­wo­ta do­ko­na,

Wli­czy swe imie po­mię­dzy imio­na,

Na któ­rych wzmian­kę po­chleb­stwem pi­ja­ni

Zwy­kli się trzeź­wić, zwy­kli drżeć ty­ra­ni.

125 Kto z was oj­czy­zny z wię­zów nie wy­ba­wi,

Zgi­nie, lecz tyle sy­nom swym zo­sta­wi

Sła­wy, na­dziei, że sta­ną się zdol­ni

Ro­ze­rwać jarz­mo i umie­rać wol­ni!

Wal­ka o wol­ność, gdy się raz za­czy­na,

125 Z ojca krwią spa­da dzie­dzic­twem na syna,

Sto razy wro­gów za­chwia­na po­tę­gą,

Skoń­czy zwy­cię­stwem. Gre­cya jest księ­gą,

W któ­rej wie­ka­mi stoi wy­pi­sa­no,

Ze klę­ska wol­nych jest świa­ta wy­gra­ną.

130 Kró­lo­wie, sła­wę ku­pu­jąc u cie­śli,

Gdzieś bez­i­mien­ne pi­ra­mi­dy wznie­śli;

Wol­ni nie dba­ją, cho­ciaż cza­su fala

Wszyst­kie gro­bow­ce i po­mni­ki zwa­la,

Więk­sze po­mni­ki zo­sta­ły nad nie­mi:

135 Zo­sta­ły góry ich oj­czy­stej zie­mi.

Tam Muza oczom prze­chod­niów uka­że

Gro­by swo­bod­nych, wol­no­ści oł­ta­rze.

Dłu­go­by mó­wić, prze­cho­dzić okrop­nie

Wszyst­kie od chwa­ły do nie­wo­li stop­nie;

140 Do­syć jest wie­dzieć, że nikt nie za­grze­bie

Du­cha swo­bo­dy, – chy­ba on sam sie­bie!

Bo wła­sne tyl­ko upodle­nie du­cha

Ugi­na wol­nych szy­ję do łań­cu­cha!

***

Miesz­kań­cy ziem tych! ma­cież wy po­wie­ści

145 Daw­nym po­dob­ne i któ­rych­by tre­ści

Na­tchnę­ły Muzę do po­lo­tów szczyt­nych,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: