- W empik go
Globalna Ukraina - ebook
Globalna Ukraina - ebook
„Globalna Ukraina” jest książką ukazującą, jak kraj o niezwykłej i skomplikowanej historii staje się miejscem zasadniczych rozstrzygnięć w światowej polityce i jak Ukraińcy, odpierając moskiewską agresję, zmieniają nie tylko powszechne dotychczas wyobrażenia o kontynencie europejskim i stosunkach Wschód–Zachód, ale także koordynaty polityki globalnej. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć dynamikę obecnych wydarzeń.
O autorze:
Kazimierz Wóycicki – dyrektor Akademii Wschód, wykładowca polskich oraz ukraińskich uniwersytetów, jeden z najwybitniejszych polskich znawców współczesnej Ukrainy. Autor wielu opracowań i książek dotyczących Europy Środkowej i Wschodniej, m.in. „Nostalgia i polityka. Esej o powrocie do Europy Środkowej”, „Krótka historia UPA dla Polaków. Czy historycy nas pogodzą” oraz współautor (z Adamem Balcerem) książki „Polski pionek na wielkiej szachownicy”.
Spis treści
„Mapa świata z apokalipsą w tle
Od Perejasławia do muru berlińskiego
Kradzież Rusi Kijowskiej
Szewczenko czyta „Historię Rusów”
Ukraińska rewolucja
W uścisku sowieckiego imperium
Krótka historia ukraińskiego nacjonalizmu
Brataliśmy się z Polakami i żyli sobie najweselej
Trzy dekady niepodległości
Ciągłość dziejowa „niehistorycznego narodu”
„Największa tragedia geopolityczna XX wieku”
„A my naszą czerwoną kalinę – podniesiemy!”
Asertywna Ukraina – rozmowa z Oksaną Zabużko
Świat bez alternatywy”
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66095-38-0 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dyskusjom o wojnie Rosji z Ukrainą towarzyszy jak cień apokaliptyczny scenariusz wojny jądrowej.
Nawet optymiści i sympatycy Ukrainy mówią z niepokojem, że kiedy Rosja zacznie przegrywać, odwołać się może do ostatniego atutu – broni nuklearnej. Rosyjskie elity i samego Putina podejrzewa się o zdolność do takiego szaleństwa. Sytuacja wydaje się więc bez wyjścia. Zwycięstwo, którego życzy sobie cywilizowany świat Zachodu, skończyć się może apokaliptyczną katastrofą.
Tę niepewność i pełne niepokoju wahanie odnaleźć można zarówno w analizach najwybitniejszych ekspertów, jak i w codziennych rozmowach nas wszystkich, którzy czujemy zagrożenie wiszące nad naszym zbiorowym losem. Stabilizacja, będąca obietnicą przełomowych lat 1989–1991, ostatecznie się skończyła. Nawet ci, którzy kwestionowali proroctwo „końca historii”, jeszcze przed kilkoma miesiącami nie przewidywali, że „Wielka Historia” powróci z aż taką gwałtownością. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się zdarzy w ciągu najbliższych tygodni, miesięcy, a tym bardziej lat. Jedno jednakże jest pewne – świat nie pozostanie taki, jaki był.
Wojna rosyjsko-ukraińska w zasadniczy sposób zmienia świat. Jakikolwiek będzie jej wynik, jego przyszła mapa polityczna nie będzie przypominała dzisiejszej.
Zwycięstwo Ukrainy jest też trudne do wyobrażenia nawet dla tych, którzy go pragną – czy można bowiem odnieść zwycięstwo nad mocarstwem jądrowym?
Dużo łatwiej natomiast wyobrazić sobie porażkę Ukrainy, i to mimo odwagi jej obrońców. Moskwa systematycznie niszczy ukraińskie miasta, nie zważając na ogromne straty własne („ludzi u nas mnogo”), zajmuje coraz większe terytorium, dokonuje ogromnych przesiedleń, dopuszcza się ludobójstwa. Na koniec ukraiński opór zostanie złamany.
To jednak byłby tylko pierwszy akt dramatu. Zgodnie z tym, co Kreml zapowiada, po takim sukcesie Rosja ruszy dalej. Na przykład na początek zażąda północnej części Estonii, regionu Narwy, której mieszkańcy to w większości Rosjanie. Skoro Zachód mógł oddać w ręce Putina Ukrainę, to czy zdobędzie się, aby ryzykować wojnę jądrową dla tak niewielkiego skrawka ziemi? To wyobrażenie pociągnąć można oczywiście dalej. Jak wiadomo, ambicją Kremla jest wycofanie się NATO z całego terenu byłego bloku sowieckiego. Pojawiła się nawet wypowiedź, że zjednoczenie Niemiec było historycznym błędem.
Gdy się wsłuchać w głosy propagandzistów Kremla, nie ma mowy o żadnym kompromisie i liczy się ostateczne zwycięstwo z „nazistowskim Zachodem”. „Będziemy miażdżyć machinę wojenną NATO! – wykrzykuje czołowy propagandzista Kremla Władimir Sołowjow – tak samo jak mieszkańców krajów NATO”.
NATO będzie musiało zadać sobie pytanie: „Czy mamy wystarczająco dużo broni, aby się bronić? Czy mamy wystarczająco dużo ludzi?”. A wtedy nie będzie litości, nie będzie litości. Nie tylko Ukraina zostanie poddana „denazyfikacji”. Wojna przeciwko Europie i światu przybiera teraz inny kierunek, a my będziemy musieli zachowywać się bardziej surowo.
Takie pokrzykiwania nie powinny skądinąd dziwić ani zaskakiwać. Nowy jest tylko skrajnie agresywny ton. Swój cel, czyli odzyskanie w pełni imperialnej pozycji i przywrócenie Rosji wszystkiego, co straciła po przegranej zimnej wojnie, formułowany był wielokrotnie.
Dążeniem wieloletnich rosyjskich działań było prowokowanie światowego chaosu. Służyła temu wojna informacyjna, weaponizacja internetu, budowanie narzędzi szantażu energetycznego, prowokowanie w całym świecie konfliktów społecznych, wspomaganie populizmu i populistycznych polityków. Były to działania w dużej części skryte – stąd też próba nazwania ich wojną hybrydową – maskowane niby to dogadywaniem się z Zachodem. Na ile ta polityka była skuteczna, można się spierać. Jest jednak wiele argumentów, że taka właśnie się okazała. W każdym razie wielu jest o tym przekonanych. O Putinie sądzi się powszechnie, że jest politykiem zdecydowanym i skutecznym.
Teraz przyszła faza jeszcze nie wojny światowej, ale już wojny gorącej. Niewykluczone, że brutalna napaść na Ukrainę miała być blitzkriegiem. Tak się nie stało, ale nie czyni to wielkiej różnicy. Kreml ma nie tyle plan B, ile realizuje swoje już dawno ułożone plany w nowych okolicznościach.
Również zachodni komentatorzy już od dawna ostrzegali przed tym, jakie plany rodzą się w głowie Putina. Opisywał je Edward Lucas, jeszcze przed rokiem 2014. Nie oni też jedyni. Nie wysłuchiwano jednak tego z należytą powagą.
Jak Moskwa wyobraża sobie przyszłość, odczytać można natomiast nie tylko z analiz Lucasa, ale także, a może przede wszystkim wprost z wypowiedzi Ławrowa, Pieskowa, Zacharowej i, rzecz jasna, samego Putina.
Z wydarzeń z 2014 roku i aneksji Krymu Putin mógł wyciągnąć wniosek, że Zachód, nawet głośno protestując i ogłaszając cząstkowe sankcje, dążyć będzie do ustabilizowania sytuacji i zawarcia kompromisu.
Okres po roku 2014 Rosja wykorzystała do reformy sił zbrojnych, zwiększając wydatki na cele wojskowe, reorientując po części swoją politykę ku Azji, budując blok w zasadzie antydemokratycznych państw BRICS, a także uzależniając państwa Unii Europejskiej od dostaw rosyjskich węglowodorów. Było to wszystko przygotowaniem do szeroko zakrojonej wojny, której pierwszym celem stała się Ukraina.
Zachód zareagował w sposób bez porównania bardziej skoordynowany i solidarny, niż działo się w roku 2014. Rosja, nawet jeśli nie była na to w pełni przygotowana, nie poddaje się presji i reaguje na napotykane trudności eskalacją. Liczy też, zgodnie z nieustannie głoszonym przekonaniem, na słabość Zachodu oraz na swoje zdolnościach propagandowe. I że czas pracuje na jej rzecz.
Sankcje wymierzone w Rosję mają uderzyć rykoszetem w Zachód, co sprowokować ma tam niepokoje społeczne. Syte społeczeństwa będą miały dość wojny, która obniży ich poziom życia. Każdy dopowie już sobie sam, że jeśli w Rosji doszłoby nawet do jakichś niepokojów w związku z kosztami wojny, to zdusić je byłoby w miarę łatwo.
Fala głodu na świecie przez wstrzymanie eksportu zbóż ma odwrócić uwagę od wydarzeń w Ukrainie, a Kreml z pomocą armii trolli będzie głosił: „Cóż znaczy kilkuset martwych Ukraińców w porównaniu z milionami umarłych z głodu”.
Kalkulacje Putina mogą też być związane z migracjami. Pierwszą jej falą są uchodźcy z terenów dotkniętych wojną. Jeśli nawet przyjęto ich nadzwyczaj życzliwie, na dłuższą metę będzie się miało ich dosyć. A po tym napłynie nowa, jeszcze potężniejsza fala uchodźców z Afryki, wywołana głodem. O takim scenariuszu Kreml mówi otwarcie, wysyłając zarazem swoich najemników w newralgiczne miejsca Czarnego Lądu.
Obrazy wciąż mordowanych Ukraińców przy towarzyszącemu temu poczuciu bezsilności zdemoralizują zachodnią opinię publiczną, która uzna, że ciągłe dostarczanie broni przyczynia się tylko do zwiększenia liczby ofiar (zapominając przy tym, że większość z nich ginie w wyniku nie samej walki, lecz mordowania ludności cywilnej). Zachód trzymany w szachu ostatecznie biernie przyglądać się będzie okrucieństwu tuż za swoimi granicami, widząc, że nie może temu zapobiec.
Szantaż bronią jądrową wciąż będzie trwać. Rosyjska telewizja pokazywać będzie zmontowane filmiki, jak mogą wyglądać Nowy Jork, Londyn lub Warszawa po wybuchu bomby atomowej. Putin dzielić będzie Zachód wedle „strategii salami”, kawałek po kawałku.
Kalkulacje Kremla dotyczyć też mogą powrotu Trumpa do Białego Domu z hasłem America first i na wielu europejskich populistów takich jak Orbán, Salvini czy Le Pen, zainteresowanych zdobyciem lub utrzymaniem już sprawowanej władzy, a nie obroną wartości, które legły u podstaw Zachodu i Unii Europejskiej.
Może też liczyć na tych, którzy, nie wyobrażając sobie zwycięstwa nad Rosją, szukać będą jakiegoś pośredniego rozwiązania, głosząc, że warunkiem pokoju jest zachowanie twarzy przez Putina.
Dobrym przykładem takiej postawy są słowa byłego szefa dyplomacji USA, Henry’ego Kissingera. Idealnym rozwiązaniem byłby powrót do statusu sprzed 24 lutego. Dalsze prowadzenie wojny nie miałoby na celu wolności Ukrainy, lecz oznaczałoby raczej nową wojnę z Rosją. Zgromadzonej w Davos światowej elicie powiedział on, że dla Zachodu ignorowanie pozycji Rosji w Europie byłoby zabójcze. Jego zdaniem, Rosja od 400 lat była niezbędną częścią Europy i obecni przywódcy UE muszą o tym pamiętać. „Ukraińcy pokażą, mam nadzieję, że ich mądrość jest równa ich bohaterstwu”, podkreślił. Właściwą rolą dla Ukrainy ma być pozostanie neutralnym państwem buforowym, a nie granicą Europy.
Wydaje się, że Paryż Macrona i Berlin Scholza – mimo deklaracji solidarności z Kijowem – przynajmniej po części przekonania te podzielają.
Jak jednak z rad Kissingera skorzystać może Putin? Będzie dalej robił swoje, tak jak to czyni od dwóch dekad. Moskiewska dyplomacja służyła zawsze nie osiągnięciu trwałego kompromisu, ale jedynie zamaskowaniu ukrytych działań.
Ulegający wpływom myślenia geopolitycznego głoszonego przez Kreml oraz symetryści, usiłujący umiejscawiać się między Ameryką i Rosją, nie nazywają tego, do czego doszło, jednostronną napaścią i ludobójstwem, ale twierdzą, że to amerykańsko-rosyjska wojna zastępcza, proxy war, której Ameryka jest współwinna. Do tego papież lituje się nad Putinem, że został sprowokowany...
Rachuba Putina wciąż, jak się wydaje, polega na tym, że światowy ład się załamie, a na jego gruzach ocaleć miałaby dyktatorsko-oligarchiczna piramida władzy w Rosji wraz z sojuszem dyktatur antyzachodnich i antydemokratycznych.
Jak wyglądałaby mapa świata po zwycięstwie Putina? Byłby to świat, w którym panowałoby prawo brutalnej siły. Rządy demokratyczne w większości państw zastąpione by zostały rządami autorytarnymi. Populistyczni politycy zdobywaliby władzę, twierdząc, że w takim brutalnym świecie własnych interesów bronić można tylko rządami silnej ręki. Solidarność międzynarodowa zostałaby zastąpiona bezwzględną konkurencją, w wielu wypadkach prowadząca do kolejnych wojen. Hasła takie jak prawa człowieka stałyby się fikcją. Zachód, jaki znamy, przestałby istnieć.
I trzeba stwierdzić, że taka polityczna mapa świata jest możliwa. Upadek zaś Ukrainy oznaczałby, że stała się ona nie tylko możliwa, ale także bardzo prawdopodobna i realna.
Zadziwiające jest to, że przyszłość globu rozstrzyga się dziś na jej małym skrawku, jakim jest Ukraina. Tylko w obrębie jej granic toczy się wojna, która już jest światowa, a każdy jej wynik wywrze globalny efekt. Andrew Wilson, wybitny brytyjski badacz dziejów Ukrainy, zatytułował swoją książkę The Ukrainiens: Unexpeted nation (Ukraina: naród nieoczekiwany) i istotnie – Ukraina jeszcze przed ćwierć wiekiem wydała się krajem niemal nierozpoznawalnym, który pozostawał w półcieniu rosyjskiej potęgi.
Jak to się więc stało, że losy świata i kształt jego politycznej mapy decydują się na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej, na paruset kilometrach ukraińskiej granicy? Aby to sobie wyjaśnić, nie wystarczy sięgnąć jedynie do analizy wydarzeń bieżących.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------