- promocja
Glutologia - ebook
Glutologia - ebook
Nowa książka Adama Mirka, autora bestsellerowych „Bebchów”, książki, którą uwielbiają dzieci w całej Polsce. „Glutologia” to ponad 500 stron nowych ciekawostek i faktów o mikropaskudach, wstrętnych robalach i podstępnych chorobach.
Założę się, że wiesz, jak to jest chorować. Z nosa ciągną się gluty, twoje czoło jest gorące jak piekarnik, a ty nie masz siły nawet na ulubiony serial czy ukochaną książkę.
Co tu się dzieje?! To twoje ciało broni się przed najazdem szpiegów i wysłanników chorób: wrogich wirusów i bakterii. Ale nic się nie martw! Twój mózg już wysłał na odsiecz armię odważnych superkrwinek. A gdy one same nie dadzą rady, wtedy do walki wkroczą lekarze i farmaceuci.
Wyrusz w podróż do tajemniczego świata glutologii.
Z książki dowiesz się między innymi:
– skąd tabletka wie, gdzie boli,
– dlaczego niektórzy po wypiciu szklanki mleka pędzą do toalety,
– kim jest cichy złodziej kości,
– dlaczego wirus jest wredniejszy niż bakteria
– oraz jak nie dać się chorobom, wstrętnym robalom i mikropaskudom.
Niech zdrowie będzie z tobą!
Adam Mirek – trochę szalony i supermądry naukowiec. Młodzi kochają go za to, jak opowiada o nauce w mediach społecznościowych, a dorośli pewnie bardziej docenią fakt, że zrobił doktorat… w dwóch krajach! Autor bestsellerowej książki „Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą”, która zdobyła tytuł Mądrej Książki Roku 2023 dla Dzieci i Książki Roku 2023 w kategorii literatury dziecięcej w plebiscycie portalu Lubimyczytać.pl.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8367-127-7 |
Rozmiar pliku: | 28 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co powiesz na obóz, na którym każdy dzień to nowa, fascynująca przygoda?
Oto, co na Ciebie czeka:
- Spotkania z bohaterami medycyny – poznaj ludzi, którzy dokonali niezwykłych rzeczy!
- Tajemnice diagnostyki – dowiedz się, jak lekarze odkrywają, co nam dolega!
- Codzienna dawka ruchu – graj, baw się i uprawiaj sport!
- Wycieczka do Zoo Mikrobów – odkryj to, co niewidzialne!
A ponadto:
- Leśne przygody – wyrusz na ekscytujące wyprawy po lesie i poszukiwania ukrytych skarbów.
- Elementy pierwszej pomocy – naucz się, co robić w razie nagłego wypadku.
- Odkrywanie świata medycyny w towarzystwie innych młodych glutologów.
Zostań mistrzem
* Gwarantujemy opiekę wykwalifikowanej kadry, zajęcia w kameralnych grupach oraz zdrowe, zbilansowane i przepyszne posiłki. Nasze wyjątkowe wypieki przygotuje mistrz Pankracy Kukułka.
Nie czekaj! Zapisz się już teraz i przeżyj czas pełen niezapomnianych przygód! Liczba miejsc ograniczona.OBÓZ GLUTOLOGICZNY
Mkniesz samochodem razem z tatą. Mijacie rzędy drzew rosnące po obu stronach drogi. Towarzyszy wam Zuzu – twoja ulubiona osoba na tej planecie. Całe szczęście, że chodzicie razem do szkoły. Dzień bez Zuzu to dzień stracony. Dlatego tak się cieszysz, że jedzie z tobą na Obóz Glutologiczny. No właśnie, bo to nie jest zwykła przejażdżka.
Ściskasz w dłoni kawałek papieru. Jest już trochę potargany, bo tata dał ci go jakieś dwa miesiące temu. Wydawało ci się wtedy, że wakacje nigdy nie nadejdą. Ten dzień jednak w końcu nastał – jest pełnia lata, a wy jesteście w drodze na Obóz Glutologiczny. Rzucasz okiem na ulotkę po raz tysięczny, a w twojej głowie kotłują się myśli.
Co was czeka na miejscu?
Okazało się, że wcale nie trzeba jechać bardzo daleko. Dzięki temu nie dopadnie cię choroba lokomocyjna . Przepełnia cię ciekawość. Chociaż – trzeba przyznać – lekko się też denerwujesz.
Zza szyby samochodu dostrzegasz ogromną złotą bramę, a zaraz za nią leśną drogę prowadzącą prosto do wielkiego pałacu. Czegoś takiego nikt się chyba nie spodziewał. Muszę przyznać, że na mnie ten widok też robi wrażenie.
Twój tata wjeżdża na teren tajemniczego ogrodu i zatrzymuje samochód tuż przed pałacem. Z bliska wygląda naprawdę imponująco. Schody prowadzące do wejścia mają pewnie z 500 lat. Na ścianach pałacu widzisz wiele niecodziennych ozdób. Zdradzę ci, że wszystkie nawiązują do MEDYCYNY .
Ten wielki wąż owinięty wokół laski, znajdujący się nad drzwiami, to SYMBOL SZTUKI LEKARSKIEJ. Liczne płaskorzeźby przedstawiają narzędzia medyczne – od starożytnych skalpeli po współczesne mikroskopy. Widać też ludzkie sylwetki. Nad wejściem ktoś umieścił statuę , starożytnego greckiego boga medycyny. Nie dziwię się wcale, że ty i Zuzu nie możecie oderwać wzroku od pałacu. Jest piękny i wydaje się też miejscem, w którym najważniejsze są nauka, historia i medycyna.
Trochę się dziwisz, że ten wspaniały pałac znajduje się tak blisko twojego domu. Jechaliście tu zaledwie kwadrans. Twój tata też wydaje się zaskoczony.
Kierujecie się w stronę grupki osób stojących u podnóża marmurowych schodów. Jak możecie się domyślać, to uczestniczki i uczestnicy obozu. Przeprowadzasz szybkie obliczenia i już wiesz, że oprócz ciebie i Zuzu jest tu jeszcze sześcioro innych dzieci.
Zanim zdążysz się dokładniej wszystkim przyjrzeć, rozmowy cichną, bo z pałacu wychodzi przedziwna para. Postacie z uwagą przyglądają się zebranej na dole grupce.
Barwna figura po lewej to kobieta. Kolorowa sukienka kontrastuje ze śnieżnobiałym lekarskim kitlem. Rude loki tańczą wokół jej głowy przy każdym ruchu. Na nosie ma dziwne okulary – jedno szkło jest okrągłe, a drugie kwadratowe. Daje ci to do myślenia… To musi być fascynująca osoba.
Na schodach zatrzymał się niski mężczyzna z zaróżowioną okrągłą twarzą. Przypomina ci przyjaznego piekarza z bajek. To pewnie przez ten oprószony mąką fartuch, który ma na sobie.
Ta tajemnicza dwójka przyciąga twoją uwagę. Już wiesz, że zapamiętasz ich do końca życia, chociaż na razie nawet nie masz pojęcia, kim są i co robią. To się jednak zaraz zmieni.
– Szanowni państwo, drodzy dorośli, kochane dzieci, przyszłe naukowczynie i przyszli naukowcy, lekarki i lekarze, a już za kilka dni mistrzynie i mistrzowie glutologii! – przemawia donośnym głosem kobieta, a jej twarz rozpromienia uśmiech. – Witam was uroczyście na Obozie Glutologicznym. Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Renata Rentgen. Jestem lekarką i przeprowadzę was przez wszystkie przygody, które czekają na was i na nas na tym obozie.
Zauważasz na jej szyi ten przyrząd, za pomocą którego lekarze osłuchują nam płuca. Podpowiadam: to stetoskop.
– A to jest… – zaczyna doktor Rentgen, wskazując na mężczyznę obok niej, ale nie kończy, bo ten jej przerywa.
– rzuca wesoło.
– Tak, Pankracy Kukułka, nasz nadworny piekarz-farmaceuta – przedstawia go pani doktor. – Jest mistrzem w tworzeniu wypieków, które są smaczne i zdrowe. Przekonacie się sami: jagodzianki, chleb słonecznikowy, ciasteczka z budyniem kokosowym… Aj, dałam się ponieść wyobraźni… Ale do rzeczy!
Nie wiem, jak tobie, ale mnie na samą myśl o tych wszystkich smakołykach pociekła . No ale posłuchajmy, co pani doktor Renata Rentgen ma do powiedzenia.
– Dzisiaj rozpoczynamy naszą glutologiczną podróż do zakątków ludzkiego ciała! Naszą magiczno-medyczną przygodę!
Hmm, jak by to wam powiedzieć… GLUTOLOGIA to zupełnie nowe spojrzenie na medycynę. Może myśleliście, że będziemy się zajmować wyłącznie glutami z nosa? Nic bardziej mylnego! SMARKI I GILE to tylko niewielki fragment tego, z czym się tu zetkniecie. – Pani doktor Renata Rentgen robi krótką pauzę. – Na naszym Obozie Glutologicznym każdy może ZOBACZYĆ NIEWIDZIALNE I USŁYSZEĆ NIESŁYSZALNE.
Glutologia to mądrość i ubaw. Nie bójcie się zadawać pytań, bo każde z nich jest jak klucz, który otwiera nowe drzwi, a za nimi kryją się rozwiązania najważniejszych zagadek. Tam BAKTERIE noszą cylindry, WIRUSY grają na skrzypcach, a KRWINKI BIAŁE występują w pelerynach superbohaterów. A kiedy się zmęczymy, nasz piekarz-farmaceuta Pankracy Kukułka poczęstuje nas ciasteczkami o boskim smaku marzeń. I zdrowia! Nie zapominajmy, że zdrowie jest najważniejsze! No przecież!
Słuchasz z zafascynowaniem. Zerkasz w prawo i widzisz, że Zuzu również. Spoglądasz w lewo – twój tata też nie może oderwać wzroku od pani doktor Renaty Rentgen i pana Pankracego Kukułki. Co to za miejsce? Posłuchajmy dalej.
– Glutologia to młodsza siostra medycyny. A medycyna to wcale nie są tylko tabletki i zastrzyki. To niezwykła sztuka i nauka, mnóstwo w niej zagadek i jeszcze więcej pomysłów, jak je rozwiązać. Kiedy coś nas boli albo kiedy mamy gorączkę, specjaliści ze szpitali, przychodni czy aptek korzystają z dobrodziejstw medycyny, by nas uzdrowić. A GLUTOLODZY? Oni dokładnie wiedzą, jak działa ciało i jak zadbać o jego zdrowie. Lekarze, lekarki i wszyscy inni pracownicy ochrony zdrowia też są glutologami. – Doktor Renata Rentgen żywo gestykuluje, co wprawia w ruch jej rude loki. Poprawia okulary i kontynuuje przemowę. – Musicie wiedzieć, że medycyna nieustannie się rozwija. Dzięki nauce wiemy dzisiaj dużo więcej o zdrowiu niż nasi przodkowie. Oj, dużo, dużo więcej. Spójrzcie tylko. – Wskazuje na rząd wielkich płaskorzeźb w górnej części fasady pałacu.
Dwie z nich rozświetlają się mocnym blaskiem. Zgromadzeni wydają zdziwione okrzyki. Płaskorzeźby przedstawiają dwóch mężczyzn otoczonych przez zagadkowe symbole. Na pierwszej z nich widzisz winogrona i greckie kolumny, a między nimi sympatycznego mężczyznę z długą brodą, owiniętego prześcieradłem.
Druga przedstawia brodatego mężczyznę w turbanie siedzącego na podłodze w otoczeniu ksiąg i coś piszącego.
– Ci dwaj starsi panowie to HIPOKRATES I AWICENNA – wyjaśnia pani doktor. – Medyczni geniusze sprzed setek lat!
– Oj-ojcowie me-medycyny – wtrąca Pankracy Kukułka.
– Tak. Jak widzicie, medycyna ma dwóch tatusiów. – Pani doktor się uśmiecha. – Obaj zrobili tyle dobrego i mądrego, że gdybym chciała wszystko wam opowiedzieć, nie starczyłoby nam czasu na atrakcje Obozu Glutologicznego. W skrócie: ci mądrale zrobili bardzo dużo dla medycyny.
Nie możesz oderwać wzroku od podobizn uczonych. Nagle światło gaśnie.
– Uwielbiam ich. Rozmowy z nimi są niezwykle inspirujące. To są moi, a od dzisiaj również wasi patroni. Przy odrobinie szczęścia też ich spotkacie.
Ciekawe, jak to możliwe, skoro żyli setki lat temu w zupełnie innych częściach świata… Po chwili przerwy pani doktor Renata Rentgen wraca do swojej przemowy.
Pewnie myślicie sobie teraz, że wszystko już odkryto i nie macie szans dokonać kolejnego przełomu – mówi pani doktor. I ma rację, bo właśnie tak teraz sobie myślisz. – Z wielkim przekonaniem wyprowadzam was jednak z błędu! Do zrobienia jest jeszcze bardzo dużo, naprawdę. Lekarze ciągle pracują nad tym, żeby badać i leczyć ludzi w jak najmniej stresujący sposób, bez zbędnych operacji i wizyt w szpitalu. Ach, rozmarzyłam się.
– Ja-ja t-też! – dodaje przejęty Pankracy Kukułka.
– Pamiętajcie, że historia medycyny nadal się pisze, i jestem pewna, że któregoś dnia dodacie do niej własny rozdział. Ale najpierw musicie dobrze poznać to, co już powstało. Osiągnąć mistrzostwo glutologii!
Doktor Renata Rentgen emanuje entuzjazmem. Jej spojrzenie jest badawcze, a zarazem ciepłe. Kobieta zdecydowanie wzbudza twoje zaufanie.
– Czy macie jakieś pytania? – Doktor Rentgen przygląda się zebranym.
Właściwie to przychodzi ci na myśl bardzo wiele pytań. Zachowujesz je jednak dla siebie, bo nie możesz się już doczekać chwili, gdy przekroczysz próg tego niezwykłego pałacu. Widocznie nie wszyscy jednak są tak niecierpliwi, bo jeden z uczestników obozu nieśmiało podnosi rękę.
– Proszę pani… To znaczy pani doktor… – odzywa się chłopiec w niebieskiej bluzie. – A kto to jest ?
Musisz przyznać, że to bardzo dobre pytanie. Zanim doktor Rentgen zdąży na nie odpowiedzieć, odzywa się Pankracy Kukułka.
– F-FARMACEUTA, widzicie… to ktoś, k-kto zajmuje się na-na co dzień FAR-FARMACJĄ – mówi. – To coś w-w rodzaju pie-piekarni, gdzie zamiast ciast i-i chlebów przygotowujemy le-lekarstwa. A ja jestem i pie-piekarzem, i far-farmaceutą. Piekarzem-farmaceutą! – kończy Pankracy Kukułka i szeroko się uśmiecha.
– Dziękuję, Staszku, za twoje pytanie – mówi pani doktor, a ty zastanawiasz się, skąd ona już zna imię dociekliwego chłopca. – A tobie, Pankracy, dziękuję za odpowiedź.
Uśmiech na okrągłej twarzy Pankracego Kukułki robi się jeszcze szerszy, choć zdawać by się mogło, że to niemożliwe.
– Praca farmaceutów, moje zdrowe i moi zdrowi, rzeczywiście jest podobna do pieczenia chleba – kontynuuje doktor Rentgen. – Dodam tylko, że farmaceuci ważą, przesypują i łączą różne substancje, aby stworzyć coś, co pomoże chorym poczuć się lepiej.
Może się wam wydawać, że osoby pracujące w aptece nie różnią się bardzo od tych, które pracują w sklepach z warzywami albo z butami. Prawda jest jednak taka, że W APTECE mogą powstawać lekarstwa, a aptekarze muszą bardzo dobrze znać wszystkie leki, które sprzedają. Muszą wiedzieć, jakie lekarstwo pomoże na jaką dolegliwość. Nasz Pankracy Kukułka – pani doktor spogląda na stojącego obok niej piekarza-farmaceutę – łączy natomiast sztuki piekarnictwa i farmacji. Zresztą przekonacie się o tym już niebawem. O LEKACH też porozmawiamy później. Teraz już czas otworzyć przed wami wrota wspaniałej Villi Vitalis!G
ZE SŁOWNIKA GLUTOLOGA
GLUKAGON ‘hormon wydzielany przez trzustkę, podnoszący poziom cukru we krwi’
GLUKOMETR ‘urządzenie medyczne służące do pomiaru i odczytu na elektronicznym ekranie poziomu cukru we krwi’
GLUKOZA C₆H₁₂O₆, ‘jeden z cukrów prostych, występujący w organizmach zwierzęcych i roślinnych’
GLUT 1 ‘wydzielina spływająca z nosa’, UWAGA! termin ten może przyjmować różne regionalne formy (zobacz: mapa na rys. 73) 2 ‘coś, co ma półpłynną, ciągnącą się, przypominającą kisiel konsystencję’
GLUTAMINIAN SODU ‘biały proszek dodawany do potraw i konserw w celu uwydatnienia ich właściwości smakowych i zapachowych’
GLUTEK ‘zdrobnienie słowa «glut»’
GLUTEN ‘mieszanina białek występujących w ziarnach niektórych zbóż’
GLUTOLOGIA ‘interdyscyplinarna dziedzina nauki badająca różne aspekty zdrowia człowieka, charakteryzująca się żartobliwym podejściem, kreatywnym przedstawianiem zagadnień, pozwalająca na łatwe przyswajanie wiedzy’
GLUTOWATY ‘mający konsystencję podobną do gluta – ciągnącej się papki’
GLUTYNA ‘najważniejszy składnik klejów zwierzęcych i żelatyny, decydujący o ich wartości’
Wielki słownik języka polskiego WSJP (wsjp.pl).
Słownik języka polskiego PWN (sjp.pwn.pl).Villa Vitalis
Doktor Renata Rentgen wypowiada nazwę pałacu niczym magiczne zaklęcie. Robi to tak donośnie, że słyszą ją chyba wszyscy w odległości dziesięciu kilometrów. Na jej słowa wielki wąż oplatający laskę nad drzwiami pałacu ożywa. Nie żartuję, kilkumetrowy gad z kamienia otwiera oczy i z sykiem wysuwa język. Uczestnicy obozu zgromadzeni u podnóża schodów wydają okrzyki zdumienia i strachu. Wąż jednak nie spełza na ziemię i nikogo nie atakuje.
Równocześnie otwierają się wielkie wrota Villi Vitalis. Niestety, nie możesz dojrzeć, co znajduje się za nimi.
– O kurczę, to było coś! – mówi tata i tymi słowami sprowadza cię na ziemię. – Ciekawe, jak oni to zrobili. Pewnie mają tam zamontowany jakiś mechanizm, który reaguje na nazwę tego miejsca i który uruchamia tryby w drzwiach, które połączone są też z tym wężem, który zaczyna się wić… No, nieważne. – Tata patrzy na ciebie i Zuzu. – Wszystkie formalności załatwione, a na mnie już czas. Nie będę wchodził z wami do środka. Bawcie się dobrze. Po tym, co tu właśnie zobaczyłem i usłyszałem, żałuję, że nie mogę z wami zostać. Zapowiada się fantastycznie.
Przytulasz się do taty i szepczesz mu parę słów. Pozostali opiekunowie również żegnają się ze swoimi podopiecznymi. Jedni są bardziej wzruszeni, inni mniej. Ty czujesz dziwną mieszaninę radości i obaw, ale też wielkie podekscytowanie. Myślami jesteś już za tymi wężowymi drzwiami.
Nadchodzi upragniony moment i całą grupą ruszacie schodami w górę. Wielkie wrota Villi Vitalis są prawdziwym dziełem sztuki. Powstały z polerowanego ciemnego drewna. Misternie rzeźbione złocone wzory przedstawiają współczesne wyobrażenia komórek, DNA i mikroskopów. Złoto majestatycznie lśni w słońcu. Dopiero po chwili w centralnej części drzwi zauważasz mosiężną klamkę w kształcie ludzkiego serca. Serce rytmicznie pulsuje, zupełnie jakby było żywe. Ogromny wąż nad wejściem teraz znów zamienił się w kamień i przypomina strażnika, który czuwa nad tajemnicami Villi Vitalis.
Pierwszą osobą, która pewnie przekracza próg pałacu tuż za doktor Renatą Rentgen i Pankracym Kukułką, jest Zuzu. Gdy tylko wchodzi do środka, rozlega się mechaniczny głos płynący z głośników:
– Zuzu, temperatura trzydzieści sześć koma sześć stopnia Celsjusza, ciśnienie sto dziesięć na siedemdziesiąt.
Wszyscy rozglądają się, zaskoczeni. Czy Villa Vitalis właśnie zmierzyła temperaturę ciała i ciśnienie krwi Zuzu? Co oznaczają te liczby? I czym jest ta „koma”?
TEMPERATURA CIAŁA i ciśnienie tętnicze krwi to podstawowe parametry, czyli wielkości, które bardzo szybko można zmierzyć, żeby sprawdzić, czy ktoś jest zdrowy. Tyle że zazwyczaj wykorzystuje się do tego termometry i ciśnieniomierze, a nie magiczne wrota. Tak czy inaczej, wyniki Zuzu są idealne.
CIAŁO CZŁOWIEKA MA TEMPERATURĘ OKOŁO 36,6 STOPNIA CELSJUSZA.
Zapisujemy to zwykle, posługując się symbolem °C. Ta charakterystyczna wartość nie jest wymysłem żadnego mądrego człowieka, nawet słynnego CELSJUSZA. On tylko jako pierwszy zbudował TERMOMETR i zaznaczył na nim kreseczki, żeby móc odczytać temperaturę. Temperatura ludzkiego ciała jest efektem tego, jak to ciało działa.
W każdej sekundzie, minucie i godzinie wszystkie komórki dzielnie pracują, żeby utrzymywać organizm przy życiu i wykonywać swoje niezbędne zadania. Ruch, trawienie czy płynąca żyłami krew sprawiają, że ciało się podgrzewa. Czasem, gdy zrobi się za gorąco, zaczyna się chłodzić, pocąc się i dysząc. Ta mieszanka wszystkich procesów prowadzi do osiągnięcia idealnej temperatury: około 36,6ºC. Tak już jest – komórki czują się wtedy najlepiej. Nic na to nie poradzimy, możemy to tylko zaakceptować. Kiedy jesteśmy chorzy, układ odpornościowy działa na pełnych obrotach, żebyśmy jak najszybciej wrócili do zdrowia, a to podnosi temperaturę ciała. I wtedy pojawia się gorączka. O tym, jak to działa, opowiem trochę później.
A, pytasz jeszcze, czym jest ta „koma”. To po prostu dawne słowo oznaczające „przecinek”. Wrota Villi Vitalis użyły go dlatego, że chcą zaszpanować, albo po prostu dlatego, że są okropnie stare.
CIŚNIENIE KRWI – to określenie słyszy się często, ale nie do końca wiadomo, co ono znaczy. Spieszę z wyjaśnieniem. Wyobraź sobie, że w twoim ciele ukryta jest sieć rur, takich jak wodociągi w mieście. Przez te rury płynie krew. Ciśnienie krwi to siła, z jaką ten czerwony płyn pcha się przez rury, czyli nasze tętnice. Kiedy serce się zaciska i wpycha krew do tętnic, ta siła jest większa. A kiedy trochę wyluzuje i się rozkurczy, ciśnienie spada. Stąd biorą się te dwie liczby – jedna większa, druga mniejsza. Pierwsza oznacza ciśnienie krwi, kiedy serce się napina, a druga – kiedy się rozluźnia.
Do zmierzenia ciśnienia używa się specjalnego urządzenia nazywanego CIŚNIENIOMIERZEM. Na ramię zakłada się mocną szeroką opaskę, która wypełnia się powietrzem i delikatnie zaciska. To bardzo dziwne uczucie (trochę zabawne, a trochę niepokojące), ale cały proces mierzenia jest całkowicie bezpieczny. Kiedy powietrze w opasce naciska na twoje ramię, specjalny wskaźnik pokazuje, jakie jest ciśnienie przepływającej krwi.
Prawidłowa wartość ciśnienia krwi zależy głównie od tego, ile ktoś ma lat i ile ma wzrostu.
O tym, co się dzieje, jeśli krew płynie za wolno albo za szybko, opowiem później, bo teraz przyszedł czas na twoje przejście przez wrota Villi Vitalis. Trochę niepewnie przekraczasz próg, a wtedy rozlega się twoje imię, a zaraz po nim informacja:
– Temperatura trzydzieści sześć koma sześć stopnia Celsjusza, ciśnienie sto dwanaście na siedemdziesiąt osiem.
Oj, trochę ci skoczyło ciśnienie, jak to się mówi. Ale nie przejmuj się, to nic groźnego. Prawdopodobnie to przez ten mały stres, który cię dopadł tuż przed wejściem do wielkiego holu. Zupełnie naturalna sprawa. Może się zdarzyć i tak, że na sam widok osoby w fartuchu (a przypominam, że pani doktor Rentgen ma na sobie takie wdzianko) lekko podniesie się ciśnienie. Ma to nawet swoją nazwę: EFEKT BIAŁEGO FARTUCHA.
Zamiast od razu się rozejrzeć po przedziwnym pomieszczeniu, w którym się znajdujesz, postanawiasz posłuchać, co mają do powiedzenia wrota Villi Vitalis na temat innych osób uczestniczących w Obozie Glutologicznym. Trochę to wścibskie, ale w pełni zrozumiałe. Oto lista wszystkich, którzy przekroczyli próg:
Twoją uwagę przykuły zapewne wyniki Mikołaja i Ludki. Dlaczego temperatury ich ciał nie są równe 36,6°C? Czasem zdarzają się takie niewielkie zmiany, pół stopnia w górę lub w dół. Nie zgadza się to do końca z tym, co napisałem wcześniej, ale tak to już często w medycynie bywa – pojawiają się wyjątki. Temperatura ciała zmienia się nieznacznie w ciągu dnia – najzimniejsi jesteśmy w nocy, kiedy ciało odpoczywa. Możliwe, że Ludka przed przejściem przez wrota Villi po prostu się zmęczyła. Może biegła na autobus, żeby się nie spóźnić? Aktywność fizyczna rozgrzewa ciało. Dodatkowo każda osoba jest inna i mogą trafić się takie, których naturalna temperatura ciała jest ciut wyższa lub niższa niż 36,6°C. Ot, cała zagadka.
Jakie jeszcze niespodzianki czekają na was w tym pałacu? Niecodzienna ceremonia powitalna sprawiła, że zapanowała atmosfera ekscytacji. Na środku ogromnej sali stoją już pani doktor Renata Rentgen i Pankracy Kukułka. Musisz przyznać, że to pomieszczenie jest imponujące.
Przestronny elegancki hol przypomina te znane ci ze zdjęć z podręcznika do historii. Ściany i podłogę pokrywa lśniący marmur. W powietrzu unosi się zapach starych książek i drewna, a wielkie okna wpuszczają do środka łagodne światło. Wzdłuż ścian ustawiono drewniane szafy z przeszklonymi drzwiami, w których zgromadzono niezwykłą kolekcję przedziwnych urządzeń. Drewniane lejki, butelki z kolorowymi cieczami i pływającymi w nich niezidentyfikowanymi cudactwami, większe i mniejsze metalowe maszyny z pożółkłym papierem, ogromne szklane strzykawki. Na jednej ze ścian wiszą przedstawiające różne układy w ciele człowieka zdjęcia, oprawione w zdobne ramy niczym najcenniejsze dzieła malarstwa.
Na samym środku holu umieszczono mózg, największy, jaki dane ci było w życiu zobaczyć. Rzeźba jest bardzo realistyczna, widać każdy zakamarek i wszystkie fałdki. Wydaje się niemal żywa, tym bardziej że co chwilę przebiegają przez nią tajemnicze impulsy. Czy to impulsy nerwowe? Półprzezroczysty mózg pobłyskuje, rzucając wokół świetlne refleksy.
Widząc wszystkie zgromadzone w holu wspaniałości, masz ochotę natychmiast rzucić się do zwiedzania, poznawania i odkrywania. Z zachwytu wyrywa cię jednak donośny głos pani doktor Renaty Rentgen.
– Moje zdrowe, moi zdrowi, witajcie w Villi Vitalis! –
Pani doktor rozkłada ręce na boki. Za jej plecami widać blask wielkiego mózgu. – Widzę, że zaciekawiły was zgromadzone tu eksponaty. Ja też je uwielbiam, to moja skromna kolekcja licząca sobie setki lat. Szczególnie dumna jestem z tej błyszczącej mózgownicy. To moje oczko w głowie, jeśli można tak powiedzieć.
Pankracy Kukułka zanosi się śmiechem i dodaje:
– Ten mó-mózg jest ser-sercem Villi Vitalis!
– Mózg sercem! Taki z ciebie żartowniś, Pankracy! – mówi pani doktor, śmiejąc się radośnie. – Na zwiedzanie tej sali przyjdzie jeszcze czas. Zobaczycie sami, że w tym pałacu płynie on jakoś inaczej. Teraz musimy kontynuować naszą diagnostykę! Pierwsze badanie już za wami. Poznaliśmy wasze imiona, temperaturę ciał i ciśnienie krwi. Wszystko w normie, wspaniała wiadomość! Zanim jednak…
Na widok szeroko otwartych oczu zgromadzonych i konsternacji na ich twarzach, doktor Renata Rentgen dodaje:
– Ach, tak! DIAGNOSTYKA , moi mili, to dziedzina medycyny, która pozwala nam odkrywać, co dzieje się w naszych ciałach. Umożliwia nam… – Nagle przerywa, a jej twarz nabiera tajemniczego wyrazu. – Ale co ja tam będę mówić! Przekonacie się na własnej skórze! W ten sposób najlepiej zrozumiecie, czym jest diagnostyka.
Te słowa zabrzmiały trochę niepokojąco, zwłaszcza w pomieszczeniu pełnym starych sprzętów i wielkich szklanych strzykawek. Przez twoją głowę przemyka pewna myśl, a pani doktor Rentgen chyba zdołała ją odczytać.
– Ale nie martwcie się, nie będziemy używać tych starych sprzętów do naszych badań. To tylko eksponaty, okno do zaglądania w przeszłość. Pokazują nam, jak daleko zaszła medycyna. Zapraszam was po kolei do mojego supernowoczesnego laboratorium! – ogłasza pani doktor, wskazując na drzwi po prawej stronie holu Villi Vitalis.Kolekcja medycznych dziwactw Renaty Rentgen
Aniela Klementyna zostaje wezwana do laboratorium jako pierwsza. Nad błyszczącym mózgiem na środku holu pojawia się jej podobizna, a ze środka rzeźby wydobywa się głos, który już wcześniej słyszeliście:
– Pierwsze badanie: Aniela Klementyna.
Aha, czyli to ta zagadkowa mózgownica was rozpoznała, zmierzyła temperaturę waszych ciał i ciśnienie krwi przy wejściu.
Mina Anieli Klementyny nie wyraża zbyt wielu emocji, podejrzewasz więc, że albo jest wyjątkowo spokojna, albo mocno zestresowana. Ja obstawiałbym to drugie. Czy ma się czego bać? Musisz poczekać na swoją kolej, żeby się przekonać.
Wymieniasz porozumiewawcze spojrzenia z Zuzu. Tak, myślicie o tym samym. Chcecie wykorzystać ten moment, aby przyjrzeć się kolekcji starych medycznych dziwactw w holu Villi Vitalis.
Oddalacie się od grupy i podchodzicie do jednej z wielu drewnianych szaf. Za szkłem widzicie podniszczoną walizkę z butelkami pełnymi mikstur i suszonych ziół. Są opatrzone etykietami zapisanymi w języku, którego nie rozumiecie. To nie są rekwizyty z filmu, chociaż mogłoby ci się tak wydawać. Kiedyś właśnie tak wyglądała apteczka obwoźnego uzdrowiciela.
– Chodź, zobacz, strasznie dziwne… – rzuca w twoim kierunku Zuzu, odrywając cię od rozszyfrowywania etykiet.
– Wygląda przerażająco – stwierdzasz na widok szafy, która na pierwszy rzut oka nie pasuje w ogóle do tego miejsca. Widzisz w niej piły o przeróżnych kształtach, noże, skórzane pasy i metalowe szczypce. Masz rację, to wygląda przerażająco, ale jeszcze bardziej przerażająca jest historia tych przedmiotów. Tak przerażająca, że opowiem ci ją szybko i bezboleśnie, a potem przejdziesz do kolejnych eksponatów. No, może „bezboleśnie” to niezbyt szczęśliwe określenie.
Wiele lat temu, choćby W ŚREDNIOWIECZU, lekarze mieli pewien „wspaniały” sposób na pozbycie się problemów zdrowotnych pacjentów. Pozbycie się ich traktowali dosłownie. Zatrute, schorowane albo zakażone KOŃCZYNY BARDZO CHĘTNIE OBCINALI (pacjenci zdecydowanie mniej chętnie się na to godzili). Bez znieczulenia, bez antybiotyków, bez leków przeciwbólowych i bez dezynfekcji ran. W tamtych czasach nie było jeszcze wielu rzeczy, które dzisiaj w opiece medycznej uznajemy za standardowe. W średniowieczu pacjent musiał polegać głównie na swojej odporności na ból i odwadze.
Ale przynajmniej infekcja nie rozprzestrzeniała się na inne części ciała. A nawet jeśliby się rozprzestrzeniła, I po problemie. Średniowieczni lekarze często byli bardzo dumni z narzędzi, których używali. Spójrz tylko, jak pięknie ozdobione przeróżnymi zawijasami i wzorkami są piły w kolekcji Villi Vitalis. Jak na ironię, te wszystkie rowki są idealnym miejscem do namnażania się zarazków.
Wzdrygasz się na samą myśl o AMPUTACJI . Spokojnie, dzisiaj jest to już naprawdę ostateczność. Jeśli jednak trzeba ją wykonać, to zabieg jest bezbolesny i bezpieczny. Ale widzę, że masz trochę dość tego tematu, bo przechodzisz szybko do kolejnej szafy. Szeroko otwartej bardzo dużej szafy. Zaglądacie do środka razem z Zuzu i widzicie… przepiękną złotą konstrukcję zbudowaną z rurek, szkiełek, pokręteł i kół zębatych. Tak, to MIKROSKOP . Obok widzisz karteczkę, na której napisano: 1855 rok. Okej, to bardzo stary mikroskop. Pochylasz się nad nim i zbliżasz oko do OKULARU. Tak właśnie nazywa się ta rurka, do której się zagląda.
Niestety, nie zobaczysz żadnych bakterii, glonów ani innych mikrożyjątek, przykro mi. Taki mikroskop potrzebuje do pracy sporo światła. To, co oglądamy, musi być bardzo jasne, a tu, w tej starej szafie, panuje półmrok. Nowoczesne mikroskopy mają własną LAMPKĘ, którą podświetla się wszystkie mikroby. Światło przechodzi przez odpowiednio powyginane szkiełka, tak zwane SOCZEWKI, obraz powiększa się setki albo i tysiące razy, a dzięki temu możemy zobaczyć niewidzialne dla gołego oka rzeczy.
– Trochę szkoda, że nic nie widać – komentuje Zuzu i ja się z tym zgadzam. Ty na pewno też.
– Chodźmy dalej – proponujesz.
Kolejna szafa przypomina trochę spiżarnię, bo dużo w niej słoików i naczyń. Powstrzymałbym się jednak przed ich otwieraniem. Po pierwsze dlatego, że po holu rozniósłby się smród. Po drugie dlatego, że zawartość słojów może być trująca. A po trzecie dlatego, że w naczyniach pływają najróżniejsze NARZĄDY i bardzo możliwe, że są to narządy ludzkie. To, na co właśnie patrzycie, to ogromna kolekcja tak zwanych PREPARATÓW BIOLOGICZNYCH . I teraz pewnie się zastanawiasz, czemu ktoś chciałby trzymać w słoiku z dziwnym płynem… serce? Czy to jest serce? Tak, to serce. A obok są ucho, oko i prawa stopa, jeśli dobrze widzę. No, a poza tym jest też kilka żab, jakiś gekon i dużo innych, raczej ohydnych rzeczy.
Te wszystkie preparaty zanurzone są w specjalnej chemicznej substancji zwanej FORMALINĄ (może to też być inna substancja – SALICYLAN METYLU, trudno to określić na pierwszy rzut oka). Taki roztwór jest okropnie trujący. Tak trujący, że niszczy wszystko, co tylko żyje, nawet najmniejsze zarazki. A to właśnie one sprawiają, że coś się psuje, na przykład jabłko zostawione na wakacje w plecaku. Gdyby takie jabłko, jeszcze zanim się zepsuje, wsadzić do słoja z formaliną, prawdopodobnie pływałoby w niej przez wiele, wiele lat. Podobnie jest z narządami czy małymi zwierzakami.
Setki lat tkwią zawieszone w chemicznym roztworze. I są bardzo pomocne. Musisz pamiętać, że zdjęcia i filmy pojawiły się na świecie dosyć niedawno, a lekarze dosyć dawno, o czym już opowiadała pani doktor Rentgen. Uczniowie musieli zobaczyć, jak wygląda serce! Oczywiście, mogli oglądać rysunki, ale nic nie zastąpi obejrzenia narządu na żywo
Idziecie dalej. Kolejna ekspozycja wydaje się trochę nudna: same PAPIERY I KSIĄŻKI , ale radzę ci się dokładniej przyjrzeć. Robisz to, a wtedy czujesz dziwny chłodny podmuch z prawej strony.
– Ach, KANON MEDYCYNY, mój ukochany! I to jedno z pierwszych europejskich wydań – rozbrzmiewa męski głos z charakterystycznym akcentem.
Odwracasz się i widzisz brodatego mężczyznę z płaskorzeźby, którą pani doktor Rentgen pokazała wam przed wejściem do Villi Vitalis. Tego w turbanie. Chociaż nie do końca przypomina człowieka. Jest jakiś taki srebrzysty, trochę przezroczysty… Ze strachu wyrywa ci się krótki okrzyk, czym zwracasz uwagę Zuzu.
– Co… Kto to jest? – pyta.
– To… to chyba Awicenna? Duch? – odpowiadasz, nie wierząc w to, co mówisz.
– Tak, Awicenna! Przecież nie Hipokrates, jeszcze tego by brakowało. – Duch się krzywi. – I żaden ze mnie duch. No, może trochę. Co to za pałac bez ducha? Chociaż wolę słowo „patron”. Brzmi mniej strasznie, chyba się zgodzicie?
Chyba się zgadzacie.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_