- W empik go
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy - ebook
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 290 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A Stara się gdzie podziała?"
Do Pragi za Wisłę poszła.
„Przyczynę czy powiedziała?”
Bo tam handlów swoich doszła.
„Cóż za handle tam są wielkie?”
Zboża, drwa i kupie wszelkie;
Jak dziś co przekupień kupi,
Jutro was in duplo złupi.
A wymawia się przewozem:
Przez Wisłę nie jedzie wozem;
Wiele ich tam na zysk godzi,
Wszytko prowadzą na łodzi.
Mają swe ulice wielkie,
Także i dostatki wszelkie,
Słodownie, karczmy, browary
I rozmaite towary.
Urząd, co ulica, znajdziesz,
Panów różnych tam wynajdziesz,
Którzy swe trzymają włości;
Wszędzie pełno osiadłości.
Żupa solna znamienite
Zbudowana, wyśmienite;
Bałwanów z beczkami leży
Pełno. Wisła blisko bieży.
Dla żupnika też mieszkanie,
Zgotowano drzewo na nie.
Cegielnia w bok, coś godnego,
Wszytko to pana jednego.
Z drugą stronę spiklerz mierny,
W komory cztery wymierny,
Pana stanisławowskiego
Starosty, Małachowskiego,
Przy Golędzinowie niżej;
Zakonnicy troszkę wyżej
Fundować się już poczęli:
Kościołeczek rozpoczęli.Kaplica Lauretańska w Pradze
W bok Lauretańska kaplica (Przy niej cmentarz i ulica)
Zmurowana na kształt takiej
Drugiej w Lorecie, jednakiej.
Tamta w pół kościoła z muru
Stoi, wierzch biały z marmuru;
Na niej historyje różne,
Wyrażono je, nie próżne;
W sklepieniu okno pod wierzchem,
Żeby od lamp fumy wierzchem
Wychodziły, dla zaduchu
Tak od zgromadnego duchu.
Ma dwoje drzwi przeciw sobie,
Trzecie w dymensyją obie.
A ołtarz od srebra złotem,
Z dyjamentami klejnotem
Od monarchów ozdobiony,
Wewnątrz sprosta w mur zrobiony.
Czarny sam obraz Loreckiej
Panny, płci niejako greckiej.
A przeciwko malowany
Pan, wykonterfektowanyj
Wisi na krzyżu przy murze;
Z boku kilka rysów w murze;
Ten malował Łukasz święty,
Nim z miejsca był domek wzięty;
Przy nim okienko anielskie
Z kratą w pozłot, archanielskie.
Za ołtarzem komineczek,
Tam się znajdzie i garneczek
Naświętszej Panny, miseczki
Z gliny, a z drzewa łyżeczki;
Do tego tam napisano
Na marmurze, wypisano,
Wszytkę własną historyją,
Skąd i co ma za gloryją;
Przy tym dwa dzwonki wisiały,
I te w nim zostać musiały.
Wynidę bocznemi drzwiami,
Niedaleko też za drzwiami
Widzę: murem obtoczono,
W rogach baszteczki wtłoczono;
W tychże ołtarze być mają;
Tak zakonnicy mniemają,
Którzy mocno tam zasiedli,
Bernardyni, i usiedli;
W błahych celach do tych czasów
Zażywają swych niewczasów;
Muszą: bo Pan wszytkim może,
Aż ich na klasztor wspomoże.Spichlerze skaryszewskie pichlerze na stronę w rzędzie, Szkut pełno za nimi wszędzie. Jest tam jeden zbudowany
Kształtnie i wytynkowany,
Zda się być z murów potężnych,
Abo z twardych skał i mężnych,
A on z drzewa: wewnątrz skryto,
Z wierzchu tynkami okryto;
Świeci się dachówka na niem;
Nie masz tak pięknego za niem,
Godzien pochwały pan jego,
Schowa cokolwiek do niego.
Te grunty Warszawa miała,
W tym postąpić nie umiała,
Gdy im Pragę przedawano
I niedrogo ją dawano;
A teraz skaryszowianie
Z Pragą drudzy warszawianie.Chłopek
„Bawej, bawej, co to słyszę?”
Dziwno wam to, jako widzę.
„Mówże prawdę, niechaj piszę!”
Przecie ja Żydów zawstydzę.
Żydzi pragnący
„Albo tam chcą być Żydowie?”
Pewnie, że chcą ci brzydowie.
To nie wiecie jeszcze o nich?
„Nie wiem. A cóż nam tu po nich?”
Państwo mówi, że z onymi
Dobrze nam, choć z niewiernymi:
U nich jest towar kosmaty,
Złoto, srebro i bławaty,
Sznurki, guzy, wszytko tanie;
I pieniędzy też dostanie
Lub na zastaw, na frymarki;
Codzienne u nich jarmarki,
Krom sabasu: w ten nie robią,
Myśląc, co jutro zarobią.
Słabiuchne życie u niego:
Co za szaty! Wnidź do niego,
Aż on gryzie rzodkieweczkę,
Ogóreczki, marcheweczkę;
Tym się kontentuje Żydek,
A zbiera pieniążki, brzydek,
Któremi panu wygadza
I na zastawę dogadza;
A pożytek z majętności
Wymyśla z umiejętności:
Z małego zysku przedaje,
Na strawę niewiele daje.
Mówią, że to są wygnańcy,
Gorsi niżeli pohańcy.
Obroń ich nas, Panie Boże!
Być to może i nie możeRynek warszawski
Panie, gdym wszedł właśnie w Rynek,
Pięknym widział tam budynek.
„A cóż za budynek taki?
O głupcze taki owaki!"
Barzo kamienice śliczne
W Rynku, także i uliczne,
Błyszczą się od złota prawie;
Nie masz takich w Czersku, w Rawie.
To cnej Warszawie ozdoba;
Nie zmurujeć jej chudoba!
Na nich dziwne rysowanie,
Farbami ukształtowanie.
Bogdaj zdrów każdy budował
I pieniędzy nie żałował
Na ozdobę miasta tego,
W czym by była sława jego!
Nie dziwuj się: w sławnym mieście,
Ma to u nas i przedmieście!
Stoi wieża szumna w Rynku,
Siła ma kunsztów w budynku:
Na wierzchu w czapce zielonej,
W czerkaskiej; a w rogach onej
Niżej piórka cztery buczne,
Mistrzowską robotą sztuczne;
Szumny ganek dla trębacza
I dobrego wydymacza.
Gałka złota z powietrznikiem,
Nad nią syrena sternikiem,
Którą wiatry obracają,
Tam i sam nazad zwracają.
Znać, że więcej coś umieją,
Niż prostacy rozumieją;
Tak ją pięknie zmalowali,
Na niej liczbę napisali –
Dla zegara, powiadają,
Przy indeksie, tak udają.Magistratus warszawski
Teraz mają zacny ratusz,
I poważny magistratus:
GIZOWIE od czasów dawni,
W urzędach są różnych sławni;
BARYCZKOWIE także i ci
W konsylijach znamienici;
BUSSEROWIE są uważni,
W sądach radzieckich poważni;
STRUBICZOWIE nie podlejszy,
W mądrość, w handle odważniejszy;
DREWNOWIE – krasomówcy z nich,
Ludzkość, grzeczność znajdziesz u nich;
CZERSCY dobrzy między niemi,
Godni równo siadać z niemi;
DZANOTTOWIE ze Włoch znaczni,
Ludzie godni, skromni, baczni;
KEDROWSKICH od złota słowa;
WOLSKICH szczera z prawdą mowa;
KOCISZEWSKI jest i będzie
Dobry człowiek w tymże rzędzie.
Pod ratuszem budki wkoło,
Rury, kuchnie wkrąg nakoło.
Wschody nowe wzwyż z herbami
Przyozdobili farbami,
Które aniołowie w stronach
Trzymają w swoich obronach.
Trochę niżej są więzienia,
Według inszych zasłużenia;
Tuż kuna żelazna w słupie
Przy wschodzie – na dziewki głupie.
W sieni przed izbą drabanci
Srodzy, wielcy, jak giganci,
Z alabartami, a straszni,
W gwardyjej stoją, niekraśni.
Znaczna jest wewnątrz ponowa:
Krata między nimi nowa,
Urobiona pięknie, buczno,
Z herbami kunsztownie, sztuczne.
Z drugą stronę triumfalne
Rytmy, złotem przeszłe, chwalne,
Na tablicach wypisane;
Co się działo, tam spisane.
Sądowa izba
Wszedłem w izbę, gdzie siadają
W sądach, sentencyje dają;
Widzę mazowieckie dawne
Książęta i starodawne.
Nade drzwiami Justycyja
Z mieczem, jak Jurysdykcyja,
Waży szalami cne sprawy,
Binda w oczach dla rozprawy;
Nie patrzy na żadną stronę:
Kto przeważy, ma obronę.
Tam zaś dalej historyja
Salomonowa gloryja,
Który, niewiasty gdy sądził
Mądrze o dziecko, nie zbłądził.
Herby burmistrzów Warszawy
Znajdziesz i poważne sprawy.
I stół z boku ogrodzili,
Żeby tam rajcy chodzili.
Panowie ławnicy z pisarzem miejskim
Przy nich też mają ławnicy
Swoje ławę, urzędnicy,
Pisarz z boku, wprzód wotuje,
Osobno dekret gotuje.
I piec zacny, okna wielkie,
Kraty, ochędóstwa wszelkie.
Skarbnica
Z tejże izby sklep potężny,
Drzwi żelazne, w mury mężny,
W którym chowają klejnoty,
Przywileje, miejskie cnoty.
W szafach dość ksiąg rozmaitych,
I dla skarbów pospolitych
Skrzynie stoją swym porządkiem,
Jedna wedle drugiej rządkiem.
Spojrzę coś trochę do góry,
I tam są obite mury:
Królami je obłożyli,
Niemało na to łożyli.
A posadzka szumna w rzędzie
Ułożona pod sznur wszędzie.
To burmistrz GISZ z domu sprawił,
Renowował i poprawił.
Panowie gmińscy
Przy tym gmińscy są mężowie,
Dwadzieścia ich, jak wężowie;
Kiedy na publikę staną,
A przeciw komu powstaną,
Dokażą czasem swych rzeczy,
Dobrze czynią, wszytko grzeczy.
Elekcja
I burmistrza obierają,
Z ławnikami się zbierają
Pospołu. Jedni chcą tego,
A drudzy zaś owego,
Kładą kartki, a nie wiedzą,
Na kogo los; potym wiedzą.
Dwóch kandydatów podawszy,
Do starosty ich oddawszy,
Czekają, którego sobie
Na ratuszu w swej osobie
Wybierze: temu podają
Miejsce, z kluczami oddają
Wszelkie rządy, a przemowę
Czynią, społeczną rozmowę.
Bankiet
Potym hojnie bankietują,
Młodszy do stołu gotują,
Drudzy noszą marcepany,
Cukry, wódki między pany,
Małmazyje tam stawiają,
Alakantu nalewają,
Z rywułami wino różne,
Pełen stół, miejsce nie próżne.
To skończywszy, ja wyszedłem,
Przed ratusz patrząc, poszedłem.
Panny w głównych miastach obojga narodów
„A cóż więcej? Prawże, chłopku,
Mój ukochany parobku!"
Hej! Strojnoż tam panny chodzą,
Szumno w dom, z domu wychodzą;
Od złota, pereł, kamieni
Zaledwie wzroku nie mieni.
Oko piękne, brew czarniuchna,
A płci białej, rumieniuchna;
Matka za nią, dziewczę sprawne
Książki niesie, w złoto wprawne.
Chłopek
Mało by ta co robiła,
Ledwie by chłopka nie biła;
Ni do rołej, ni do bydła;
Co dzień umywa się z mydła,
Jeść uwarzyć – nie pomyślaj,
W rynek chodzić – nie wymyślaj!
Służebnica
A cóżem ja za kucharka? –
Smolić się w kuchni od garka,
Wody przynieść, statki pomyć,
Uprzątnąć i stoły omyć?
Gorące to na mię słowa,