- W empik go
Gospoda pod "Dwiema wiedźmami" - ebook
Gospoda pod "Dwiema wiedźmami" - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 176 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przypuszczam, że to romantyzm właściwy późnemu wiekowi skłonił naszego sześćdziesięcioletniego bohatera do opisania tego zdarzenia, ku własnemu zadowoleniu lub dla podziwu potomności. Nie uczynił tego dla swej chwały, gdyż opowiada, jakiego doznał okropnego strachu, trwogi, jak sam się wyraża. Zapewne domyślacie się już, że opowiadanie, o którym wspomniałem w pierwszych wierszach, było zachowane w rękopisie.
Był to ów "znaleziony rękopis", wymieniony w podtytule. Sam tytuł jest moim pomysłem (nie mogę powiedzieć: wynalazkiem); główną jego zasługą jest trafność. Będziemy mieć do czynienia i gospodą. Co do wiedźm, jest to tylko konwencjonalne wyrażenie i musimy wierzyć na słowo naszemu autorowi, że w tym wypadku odpowiadało ono rzeczywistości.
Rękopis ten znalazłem w skrzyni z książkami, kupionej w Londynie na ulicy dziś już nieistniejącej, od handlarza książek bliskiego ostatecznej ruiny. Książki przechodziły z rąk do rąk i po raz dwudziesty już przynajmniej zmieniały właściciela: po przejrzeniu ich przekonałem się, że nie były warte nawet tej niewielkiej sumy, jaką za nie zapłaciłem. Przeczuwałem to widać, mówiąc do handlarza: „Musi mi pan dodać skrzynkę”. Podupadły księgarz zgodził się z obojętnym i tragicznym gestem człowieka skazanego na zagładę.
Pokład luźnych kartek na dnie skrzynki podniecił nieco moją ciekawość. Tekst pisany ściśle, wyraźnie i równo na pierwszy rzut oka nie był zaciekawiający. Lecz w jednym miejscu zwrócił moją uwagę szczegół, że w A. D. 1813 piszący te słowa miał lat dwadzieścia dwa. Dwadzieścia dwa lata to wiek interesujący, w którym człowiek jest zarówno lekkomyślny, jak i łatwo daje się nastraszyć, gdyż rozwaga jest słabo rozwinięta, a za to siła wyobraźni wielka.
W innym miejscu moją rozproszoną uwagę zwróciło na siebie zdanie: „Wieczorem dobiliśmy do brzegu…”, gdyż było to zdanie zaczerpnięte z żeglarskiej mowy. Trzeba zobaczyć, co to być może – pomyślałem bez szczególnego zainteresowania. Och! jakiż to był nudny rękopis! Pismo każdego wiersza, równe i ścisłe, było zupełnie podobne do następnego. Przypominało szmer monotonnego głosu. Traktat o rafinowaniu cukru (najnudniejszy temat, jaki mogę, obie wyobrazić) mógłby wyglądać bardziej zajmująco.
"W A. D. 1813 miałem dwadzieścia dwa lata" zaczyna poważnie i ciągnie dalej z przerażającym spokojem. Proszę jednak sobie nie wyobrażać, aby ten rękopis był przestarzały. Diabelska pomysłowość wynalazków, stara jak świat, nie jest bynajmniej sztuką zagubioną. Spójrzcie na telefony, niweczące tę odrobinę spokoju, który jest nam dany, na ziemi, lub na karabiny maszynowe, wyprawiające nas pośpiesznie na tamten świat. W teraźniejszych czasach byle stara wiedźma o kaprawych oczach, jeśli tylko jest dość silna, aby zakręcić małą korbką, może w mgnieniu oka uśmiercić setkę dwudziestoletnich młodzieńców.
Czy to nie postęp?… I to ogromny! Posunęliśmy się wprzód, musimy więc być przygotowani, że spotkamy się w tym opowiadaniu z pewną naiwnością pomysłu i prostotą intencji, właściwych owej zamierzchłej epoce. Naturalnie w teraźniejszych czasach automobilista nie może się spodziewać, że znajdzie gdzieś na świecie taką gospodę. Ta, o której mowa w tytule, znajdowała się w Hiszpanii. Wywnioskowałem to tylko z treści opowiadania, gdyż brakowało znacznej liczby kartek, co zapewne nie jest wielkim nieszczęściem. Zdaje się, że opowiadający wchodził w najdokładniejsze szczegóły, dlaczego i po co znalazł się na tym wybrzeżu – prawdopodobnie była to północne wybrzeże Hiszpanii. Przygoda jego jednak nie miała żadnego związku z morzem. O ile mogłem wywnioskować, był on oficerem na korwecie. Nic w tym dziwnego. Przez całą długotrwałą kampanię hiszpańską dość znaczna liczba naszych mniejszych statków wojennych krążyła wzdłuż północnych wybrzeży Hiszpanii; łatwo można sobie wyobrazić, jakie to było niebezpie czne i nieprzyjemne stanowisko.
Zdaje się, że statek owego oficera miał sobie powierzone jakieś specjalne zadanie. Można się była spodziewać po naszym autorze, że wyjaśni nam starannie wszelkie okoliczności, ale, jak już wspomniałem, brakowało kilku kartek, i to z dobrego grubego papieru; zostały zapewne zużyte przez lekkomyślną potomność do zawiązywania słoików z konfiturami lub na przybitki do strzelb. Lecz mimo to można wywnioskować, że część zadania korwety stanowiła komunikacja z wybrzeżem, a nawet wysyłanie gońców w głąb lądu dla otrzymania wiadomości lub przesyłania rozkazów i rad patriotom hiszpańskim, partyzantom lub tajnym juntom prowincjonalnym. W każdym razie było to coś w tym rodzaju, o ile można sądzić z zachowanych strzępków tego dokładnego opowiadania.
Tu następuje panegiryk znakomitego marynarza, należącego do załogi statku na stanowisku sternika. Znany był na okręcie jako Tom Kubańczyk, bynajmniej nie dlatego, żeby pochodził z wyspy Kuby; był typowym angielskim marynarzem z owych czasów i od lat służył na okręcie: wojennym. Zyskał to przezwisko z powodu nadzwyczajnych przygód, jakich doświadczył na, tej wyspie w młodości; przygody te stanowiły ulubiony temat opowiadań, które zwykł był snuć wieczorami swym towarzyszom, zgromadzonym na forkasztelu statku. Odznaczał się inteligencją, wielką siłą i wypróbowaną odwagą. Nasz autor niezmiernie jest dokładny; przy sposobności zaznacza, iż Tom miał najdłuższy i najgrubszy harcap w całej marynarce angielskiej. Ta ozdoba, o którą dbał wielce i którą chował starannie w pokrowcu ze świńskiej skóry, zwisała do połowy jego szerokich pleców, budząc podziw wszystkich i zazdrość niektórych.
Nasz młody oficer rozwodzi się nad męskimi zaletami Toma z uczuciem zbliżonym do czułości. Tego rodzaju stosunek między oficerem a żołnierzem nie należał wówczas do rzadkości. Młodzieniec, wstępujący na służbę, oddawany bywał pod opiekę zaufanego marynarza, który pierwszy zawieszał mu hamak, w następstwie czego pozostawało nieraz między nimi coś w rodzaju uczucia przyjaźni. Nasz oficer po paru latach rozstania spotkał na korwecie tęgo marynarza. Jest coś wzruszającego w szczerym zadowoleniu, z jakim wspomina to spotkanie z człowiekiem, który był jego mentorem w latach chłopięcych.