Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Gospodarczy poczet władców Polski - ebook

Data wydania:
26 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gospodarczy poczet władców Polski - ebook

Może nie czeka nas wkrótce koniec historii, jaki wieszczył swego czasu Francis Fukuyama, ale na pewno będzie to koniec pewnej epoki. Epoki niewiedzy. No i będzie to rewolucja. Dla niektórych wstrząs, dla innych gorzka pigułka, jeszcze dla innych potwierdzenie wcześniejszych podejrzeń. Zwycięstwo pod Grunwaldem wiele Polsce nie dało, za to sama obecność Krzyżaków na Pomorzu i Warmii ekonomicznie przydała nam się bardzo. Bitwa, jedna czy druga pod Chocimiem, mogłaby się zdarzyć lub nie. Za to sąsiedztwo i symbioza z kulturą oraz gospodarką Turcji były na wagę złota. Nasi poprzednicy czerpali z tej bliskości pełnymi garściami. Tak samo zresztą jak od innych. Wymiana, ruch, handel i wzajemne przenikanie – to przecież esencja życia. Książka ta jest dla wszystkich, którzy chcą nieco głębiej zajrzeć pod podszewkę historii. To zaledwie szkic, ale może skłoni do szerszego patrzenia niż uczą nas podręczniki.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67343-79-4
Rozmiar pliku: 5,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MIESZ­KO I

EKS­POR­TER NIE­WOL­NI­KÓW

.

Krót­ki quiz na po­czątek. Ja­kie jest naj­wy­bit­niej­sze dzie­ło pol­skiej sztu­ki ro­ma­ńskiej? A. Ka­te­dra No­tre Dame w Pa­ry­żu? Nie, to go­tyk. B. Szczer­biec? Ład­ny, ale też nie. C. Drzwi gnie­źnie­ńskie? Bin­go! Wiel­kie brązo­we wro­ta do pierw­szej pol­skiej ka­te­dry to ab­so­lut­ny maj­stersz­tyk. Ufun­do­wał je pra­pra­praw­nuk na­sze­go pierw­sze­go ksi­ęcia, Miesz­ko III. Za­by­tek bez­cen­ny, uni­ka­to­wy, ale... moc­no nie­dy­skret­ny.

Spójrz­my na to, co przed­sta­wia. Są na nim sce­ny z ży­wo­ta świ­ęte­go Woj­cie­cha. To dziś pa­tron Pol­ski, a za­ra­zem brat­nich Czech. To o jego świ­ęte tru­chło to­czy­li­śmy z sąsia­da­mi gwa­łtow­ne spo­ry. I je­śli Cze­chom wy­da­je się dziś, że bru­tal­ny na­jazd na Pol­skę, spa­le­nie Gnie­zna i kra­dzież świ­ętych re­li­kwii w 1038 roku spra­wę za­ko­ńczy­ło, są w błędzie. Sto lat pó­źniej uda­ło nam się re­li­kwie od­na­le­źć. Gdzie? W Gnie­źnie oczy­wi­ście! Pew­nie otu­ma­nie­ni pi­wem Cze­si coś tam prze­oczy­li, za­bra­li do pra­skiej ka­te­dry ko­goś in­ne­go. Nie­wa­żne, coś in­ne­go woła o po­mstę do nie­ba.

Na jed­nej z przed­sta­wio­nych scen Woj­ciech uwal­nia z nie­wo­li ro­da­ków. Upo­mi­na przy tym wład­cę, tak jak­by to on był spraw­cą ca­łe­go za­mie­sza­nia. Wy­da­rze­nie mia­ło miej­sce jesz­cze w cze­skiej Pra­dze, czy­li tam, gdzie świ­ęty Woj­ciech dzia­łał, za­nim prze­nió­sł się do Pol­ski już za ży­cia Miesz­ko­we­go syna, Bo­le­sła­wa Chro­bre­go. Sce­na wpro­wa­dza w kon­fu­zję, to trud­ny mo­ment dla hi­sto­ry­ków, jesz­cze trud­niej­szy dla ka­to­li­ków, a już kom­plet­ny ga­li­ma­tias dla hi­sto­ry­ków sztu­ki. Świ­ęty ra­tu­je bo­wiem ro­da­ków z rąk ży­dow­skich han­dla­rzy. Nie­wol­nic­two – strasz­ny pro­ce­der, ale dla­cze­go miał miej­sce w chrze­ści­ja­ńskim kra­ju?!

Na szczęście mo­że­my ode­tchnąć: ta­kie rze­czy tyl­ko w Pra­dze, u nas świ­ęty Woj­ciech ra­to­wać ziom­ków nie mu­siał. Kło­pot jed­nak w tym, że twór­ca tej sce­ny, jak i ca­łych drzwi z brązu, za­pew­ne świa­tły uczo­ny i ar­ty­sta, do­dał świ­ęte­mu, a ta­kże bied­nym Sło­wia­nom i okrut­nym Ży­dom jesz­cze ko­goś do to­wa­rzy­stwa. To mi­tycz­ny i grec­ki Her­ku­les, a za nim cała gro­źna sfo­ra: gry­fy, sfink­sy, lwy i ma­łpy, pe­łne be­stia­rium sta­ro­żyt­no­ści. Na co komu to po­trzeb­ne?

U po­łu­dnio­wych sąsia­dów, a ta­kże nie­ste­ty w Pol­sce sprzed ty­si­ąca lat, kwi­tł han­del nie­wol­ni­ka­mi i trud­no nad tym prze­jść do po­rząd­ku dzien­ne­go. Trze­ba to przy­jąć do wia­do­mo­ści, a w za­sa­dzie... ob­li­czyć zy­ski i stra­ty. Wszak obok nie­bia­ńskich za­sług jed­no­stek są podłe grze­chy ca­łej resz­ty. Obok świa­tłych uczyn­ków – sza­re spra­wy do­cze­sne. To, czym dziś trud­no się chwa­lić, ale prze­mil­czeć nie spo­sób, to pia­stow­ska eko­no­mia.

Spójrz­my za­tem praw­dzie w oczy. Ow­szem, lu­dźmi han­dlo­wa­li Ży­dzi, ale po­lo­wa­nia na nich or­ga­ni­zo­wa­li już po­ma­gie­rzy ksi­ęcia. Z mi­ło­sier­dziem na­sze­go Miesz­ka Pia­sto­wi­cza (bo to jego kon­kret­nie ob­ci­ąża ten pro­ce­der) mo­gło być tro­chę na ba­kier, bo głów­na wina jest strasz­na: han­dlo­wał ro­da­ka­mi, Sło­wia­na­mi, Po­la­na­mi wła­śnie! To tak jak­by dziś rząd PiS-u or­ga­ni­zo­wał ła­pan­ki na spa­ce­ro­wi­czów Kut­na, Koła i So­cha­cze­wa i od­da­wał ich po­śred­ni­kom z Haj­fy. A ci co da­lej? O zgro­zo! Sprze­da­wa­li na­szych Ara­bom! Spęta­ni Ko­wal­scy i Ma­li­now­scy – przez fa­tal­ne dro­gi nie­miec­kie – wędro­wa­li po­tem do da­le­kiej Hisz­pa­nii, by tra­fić na dwór zde­ge­ne­ro­wa­nych Ab­ba­sy­dów. A tam wia­do­mo: So­do­ma i Go­mo­ra, Se­wil­la i Gre­na­da.

O tem­po­ra, o mo­res! – słusz­nie pła­kał Cy­ce­ron nad upad­kiem rzym­skich oby­cza­jów. Nad kra­iną Miesz­ka też po­wi­nien za­szlo­chać. Swo­ich lu­dzi w nie­wo­lę! Za arab­skie dir­ha­my! Na ży­dow­skich wo­zach po­wie­źli! Ha­ńba, po­wia­da­li za­tro­ska­ni kro­ni­ka­rze. Co za wstyd, po­wtórz­my za nimi.

Ale to nie ko­niec łez. Jest jesz­cze je­den aspekt pia­stow­skiej go­spo­dar­ki. Nie­wy­klu­czo­ne (a po­twier­dzić to mają wkrót­ce ofi­cjal­ne wy­ni­ki ba­dań ge­ne­tycz­nych), że Miesz­ko nie był żad­nym Sło­wia­ni­nem, a jed­nak wi­kin­giem z Pó­łno­cy. Mówi się o tym już od wie­lu lat, być może wkrót­ce to się po­twier­dzi. Je­śli tak było w isto­cie, han­dlo­wał do­brem prze­jętym. Tro­chę jak pa­ser, któ­ry wsze­dł w po­sia­da­nie cu­dze­go i czer­pał zy­ski po­dwój­nie.

I tu zdru­zgo­ta­ny hi­sto­ryk mó­głby spra­wę za­ko­ńczyć, wszak nic na­sze­go wład­cy nie uspra­wie­dli­wia. A jed­nak war­to do­kład­nie przyj­rzeć się gnie­źnie­ńskim wro­tom i zro­zu­mieć śre­dnio­wiecz­ny prze­kaz do ko­ńca.

Pra­pra­praw­nuk wład­cy-han­dla­rza-pa­se­ra, Miesz­ko III, miał bo­wiem nie lada kło­pot. Jego wła­sne pa­no­wa­nie to czas słyn­nych kru­cjat na Wschód. Wal­ka z Sa­ra­ce­na­mi o Je­ro­zo­li­mę, krew prze­le­wa­na za Zie­mię Świ­ętą, boje o Chry­stu­so­we dzie­dzic­two. Wiel­ka mi­li­tar­na in­we­sty­cja, osiem wo­jen­nych kam­pa­nii. On nie po­fa­ty­go­wał się na żad­ną. Nie wy­słał ani jed­ne­go ry­ce­rza. Ow­szem, jego młod­szy brat Hen­ryk San­do­mier­ski tam ru­szył, ale w ro­dzi­nie ucho­dził za dzi­wa­ka. Zgi­nął zresz­tą pod­czas jed­nej z ta­kich wy­cie­czek, tyle że w po­bli­skie pru­skie knie­je. Miesz­ka III pró­żno szu­kać w Pa­le­sty­nie, ale... fun­du­jąc drzwi i na­ka­zu­jąc rze­źbia­rzom przed­sta­wić od­po­wied­nie sce­ny, wy­tłu­ma­czył dla­cze­go.

Otóż my, Po­la­nie (jak wi­dać, po­to­mek wi­kin­gów trzy­mał się tej ście­my), mamy swo­je obo­wi­ąz­ki mi­syj­ne i swo­ich po­gan za pro­giem. To Pru­so­wie; wła­śnie ich pró­bo­wał na­wra­cać świ­ęty Woj­ciech. Na­wra­cał, na­wra­cał i nic z tego nie wy­szło. Te­raz sku­pi­my się wła­śnie na tych osta­ńcach, a wy, ko­le­dzy z Za­cho­du, do­ko­ńcz­cie spra­wę w Zie­mi Świ­ętej. Dla Boga to jed­na­ka ro­bo­ta, wal­ka o wia­rę wszędzie tak samo wa­żna.

A co ze sło­wia­ński­mi nie­wol­ni­ka­mi, głów­nym pro­duk­tem eks­por­to­wym Pia­stów? Co z in­te­re­sem, tak nie­dy­skret­nie nam wy­po­mnia­nym? Daj­cie spo­kój, ba­ga­te­li­zo­wał pol­ski ksi­ążę, lu­dzi u nas do­sta­tek, a też krzyw­da im się ja­kaś wiel­ka nie sta­ła.

Sło­wia­nie, jak się oka­zu­je, co po­twier­dza­ją arab­skie kro­ni­ki, ro­bi­li w An­da­lu­zji praw­dzi­wą fu­ro­rę. Tych bit­nych i od­wa­żnych ka­li­fo­wie (cho­ćby Abd ar-Rah­man czy Ha­kam II) ob­sa­dzi­li w roli ochro­nia­rzy. Inni na cze­le mu­zu­łma­ńskich flot pod­bi­ja­li dla nich Śró­dzie­mie. Słyn­ny Mu­ja­hid Ju­suf al-Amir, chło­pak (za­pew­ne) spod Ło­mży czy Wy­szko­wa, w perzy­nę ob­ró­cił Sar­dy­nię w 1015 roku. A poza tym Sło­wia­nie sze­fo­wa­li ha­re­mom (cóż, że kil­ku z nich przy­pła­ci­ło to stra­tą oso­bi­stych klej­no­tów), za­rządza­li skarb­cem i z cza­sem stwo­rzy­li wła­sne gmi­ny czy po­wia­ty. Przez wie­ki ró­żni­li się od Ber­be­rów ko­lo­rem skó­ry i bla­skiem tęczó­wek. Ca­łkiem nie­daw­no an­tro­po­lo­dzy wpa­dli na trop Qar­jat as-Sa­qa­li­ba, za­gi­nio­nej sto­li­cy Sło­wian w ma­ro­ka­ńskich gó­rach Rifu.

Han­del pod­da­ny­mi Pia­stom się po pro­stu opła­cał. Co Pol­ska bo­wiem zy­ska­ła? Przede wszyst­kim sła­wę ku­źni kadr me­ne­dżer­skich, a ta­kże nie­ma­łe pie­ni­ądze. Aku­rat pierw­sze­mu Miesz­ko­wi arab­skie mo­ne­ty nie były do ni­cze­go po­trzeb­ne. Wła­snej men­ni­cy nie miał, mo­net nie bił, a i ku­pić za te dziw­ne krążki ni­cze­go u nas nie mo­żna było. Co in­ne­go samo sre­bro! Krusz­cem Miesz­ko opła­cał wi­kin­gów (to ogól­na sła­bo­ść ów­cze­snych wło­da­rzy do wy­naj­mo­wa­nia ochro­nia­rzy, z któ­ry­mi jego pod­da­ni nie mo­gli się po­ro­zu­mieć) i do­brze in­we­sto­wał. W drzwi? Skądże, miał szer­sze ho­ry­zon­ty.

Pew­nie z po­ło­wę bu­dże­tu wsa­dził w swo­ją sie­dzi­bę, pa­la­tium w Po­zna­niu – to był do­pie­ro cud ar­chi­tek­tu­ry. Arab­skie sre­bro z ży­dow­skich rąk za pol­skich nie­wol­ni­ków po­wędro­wa­ło bo­wiem do Afga­ni­sta­nu, a stam­tąd dum­ny wład­ca-biz­nes­men spro­wa­dził le­gen­dar­ny nie­bie­ski barw­nik pro­du­ko­wa­ny z la­pis la­zu­li. Dziś już wie­my po co. Na ścia­nie ka­pli­cy ka­zał wy­ma­lo­wać gi­gan­tycz­ną iko­nę Ma­ryi. Pierw­sza pol­ska Ma­don­na wca­le nie była czar­na. Była błękit­na jak fon­tan­ny Kor­do­by, jak su­fi­ty Se­wil­li i ka­fel­ki Gre­na­dy. Jak oczy na­szych Sło­wian, z arab­ska zwa­nych se­qla­bijn.BO­LE­SŁAW CHRO­BRY

PIERW­SZY SE­KRE­TARZ

.

„Państwo to ja!” – ma­wiał Lu­dwik XIV, król Fran­cji, zwa­ny też nie­skrom­nie Kró­lem Sło­ńcem. Ale co on tam wie­dział o ape­ty­cie na wła­dzę? „Świat to za mało” – oto mot­to na­sze­go pierw­sze­go kró­la. Bo­le­sław, zwa­ny Chro­brym, całe swo­je ży­cie po­wi­ęk­szał, naj­pierw wpły­wy i wła­dzę, po­tem te­ry­to­rium ksi­ęstwa, a na ko­niec już tyl­ko sie­bie w pa­sie. Jego przy­do­mek nie tyl­ko zna­czy „sil­ny” i „po­tężny”, ozna­cza ta­kże „gru­by” i „tłu­sty”. I o ile o gni­jących dzi­ąsłach i po­da­grze kró­la Fran­cji świat co nie­co sły­szał, to o ja­kiej­kol­wiek cho­ro­bie na­sze­go Chro­bre­go już nikt. Ow­szem, mó­wi­ło się coś o jego kom­plek­sach na punk­cie tu­szy, ale ten, kto ją wy­po­mi­nał, gorz­ko tego ża­ło­wał. Cho­ćby Ja­ro­sław Mądry, ksi­ążę Rusi. Nie­po­mny swe­go przy­dom­ka, gdy Bo­le­sław sta­nął zbroj­nie u jego wrót, nie­ostro­żnie par­sk­nął coś o „wie­przu w ka­łu­ży” i „prze­bo­dze­niu oszcze­pem jego tłu­ste­go brzu­cha”. To, co po­tem bódł swo­im pod­brzu­szem Bo­le­sław na Rusi, prze­szło do hi­sto­rii jako „za­cho­wa­nie sro­dze nie­oby­czaj­ne” i le­piej o tym za­mil­czeć.

Bo­le­sław Chro­bry – a twier­dzą tak wszy­scy kro­ni­ka­rze – chciał wszyst­kie­go, i to od razu. I co cie­ka­we, uda­ło mu się to z na­wi­ąz­ką. Z ma­łej po­la­ny w środ­ku głu­szy zro­bił eu­ro­pej­skie mo­car­stwo, kró­le­stwo mle­kiem i mio­dem pły­nące. A w za­sa­dzie zło­tem. Gdy w 1000 roku przy­je­chał do nie­go w od­wie­dzi­ny sam Otto III, ce­sarz Nie­miec, nie mógł wy­jść z po­dzi­wu. Po uczcie, a już wie­my, że Bo­le­sław zje­ść lu­bił, cała zło­ta za­sta­wa po­szła pro­sto w nie­miec­kie juki. Go­ści­na zro­bi­ła na ce­sa­rzu tak wiel­kie wra­że­nie, że uczy­nił coś, cze­go nie wy­ba­czy­li mu na­stęp­cy. Naj­pierw ofia­ro­wał Chro­bre­mu bez­cen­ną włócz­nię z gwo­ździem Chry­stu­so­wym (ko­pię wpraw­dzie, ale kto by tam w Gnie­źnie ta­ki­mi szcze­gó­ła­mi się przej­mo­wał), a po­tem na­ło­żył mu na gło­wę swój ce­sar­ski dia­dem.

Gest – przy­znać trze­ba – nie­co­dzien­ny. Bo była to i ko­ro­na­cja, i no­mi­na­cja na sze­fa ca­łej wschod­niej flan­ki. Chro­bry stał się bo­wiem na­miest­ni­kiem wiel­kie­go muru. Nie, nie chi­ńskie­go – o tym po­tem – ale muru, któ­ry od­dzie­lać miał świat Za­cho­du od Wscho­du na li­nii od Ba­łty­ku po Mo­rze Czar­ne. Z pla­nów tych, jak wia­do­mo, nic nie wy­szło, Otto szyb­ko zma­rł, po­grążo­ny w mo­dłach (z ca­łe­go rządze­nia to lu­bił naj­bar­dziej), zaś Bo­le­sław za­czął się roz­py­chać już sam, bio­rąc mil­le­nij­ną na­ukę do ser­ca.

Fran­cja Lu­dwi­ka XIV mia­ła pół mi­lio­na ki­lo­me­trów po­wierzch­ni. Gdy Bo­le­sław za­czy­nał swo­je pa­no­wa­nie, wła­dał za­le­d­wie po­ło­wą tego. Ale już w kil­ka­na­ście lat po­tem przy­łączył do oj­co­wi­zny całe Cze­chy, Mo­ra­wy i Sło­wa­cję, jesz­cze po­łu­dnio­we NRD, a od skwa­szo­ne­go Ja­ro­sła­wa za­brał Gro­dy Czer­wie­ńskie. Pol­ska sta­ła się na dwie de­ka­dy mi­li­tar­ną po­tęgą, pora za­tem po­roz­ma­wiać o go­spo­dar­ce. Bo jak ta­kie­go ko­lo­sa utrzy­mać, sko­ro w kra­ju mia­ło się same lasy?

I tu kła­nia­ją się chi­ńskie stan­dar­dy. Bo­le­sław nie miał cza­su na feu­da­lizm, od razu prze­sze­dł do go­spo­dar­ki pla­no­wej. Zu­pe­łnie jak Mao, któ­ry za­mie­nił kraj w sieć fa­bryk za­rządza­nych zza biur­ka. Gdy pół wie­ku temu pro­fe­sor Ka­rol Mo­dze­lew­ski, wy­bit­ny hi­sto­ryk i słyn­ny w PRL-u opo­zy­cjo­ni­sta, pró­bo­wał ten fe­no­men opi­sać, sta­rał się to ro­bić z gra­cją. Być może nie chciał do­bi­jać so­cja­li­zmu. W jego opi­sie nie brak ta­kich okre­śleń jak „or­ga­ni­za­cja słu­żeb­na”, „prze­jaw ten­den­cji au­tar­kicz­nej” czy „ty­po­wa do­me­na wcze­sno­feu­dal­na”.

Dziś nie mu­si­my już Pia­stów oszczędzać. Go­spo­dar­ka Chro­bre­go i jego na­stęp­cy nie po­wsta­wa­ła sa­mo­rzut­nie, nie ste­ro­wał nią ry­nek, pra­wo po­py­tu i po­da­ży. Chło­pi nie sia­li i zbie­ra­li, co chcie­li, a rze­mie­śl­ni­cy nie szu­ka­li klien­tów. Go­spo­dar­ką za­rządzał ksi­ążę oso­bi­ście, ty­po­wy pierw­szy se­kre­tarz. To on de­cy­do­wał, komu i co jest po­trzeb­ne, zle­ce­nia przy­dzie­lał z im­pe­rial­nym roz­ma­chem.

Gdzie zor­ga­ni­zu­je­my me­ta­lur­gię, po­sta­wi­my za­kła­dy zbro­je­nio­we? Pro­szę bar­dzo, w Grot­ni­kach i Szczyt­ni­kach. Nie jed­nych, a w kil­ku! Wsie ist­nie­ją do dziś, za Bol­ka wy­ra­bia­no w niej broń: że­la­zne gro­ty i ostrza, nic in­ne­go. Skąd brać po­tra­wy po­st­ne? Pro­szę bar­dzo: Ry­bi­twy i Pie­ka­ry. A mi­ęso: tro­chę da­lej, w Owcza­rach. Z miej­sca ru­szy­ło wspó­łza­wod­nic­two pra­cy w Bed­na­rach, Szew­cach, So­kol­ni­kach, Złot­ni­kach, Psia­rach...

Efekt? Pra­wie czte­ry­sta ośrod­ków wy­ro­bów kon­kret­nych. A co, je­śli rze­mie­śl­nik ze Złot­nik wo­lał wy­ra­biać grze­bie­nie z ko­ści? A garn­ca­rza pcha­ło bar­dziej do wy­ro­bu wo­zów? Bar­dzo nam przy­kro, nie­omyl­ny ad­mi­ni­stra­tor pra­cę już roz­dzie­lił i le­piej wład­cy nie de­ner­wo­wać.

Bo Chro­bry po­ryw­czy był. Wie­my to od kro­ni­ka­rza Thiet­ma­ra. Gdy ja­kiś jego pod­da­ny zbyt­nio swa­wo­lił, ksi­ążęcy lu­dzie przy­bi­ja­li mu mosz­nę do mo­stu i zo­sta­wia­li nóż. (Dla­cze­go aku­rat mo­stu? O in­we­sty­cjach za chwi­lę). De­li­kwent miał dwa wy­jścia: po­zba­wić się przy­ro­dze­nia lub zgi­nąć. I żeby wszyst­ko funk­cjo­no­wa­ło, jak na­le­ży, wład­ca wpro­wa­dził jesz­cze sys­tem „wi­zyt go­spo­dar­skich”.

Sie­dzieć Bo­le­sław w sto­li­cy bo­wiem nie lu­bił. Po­bu­do­wał wpraw­dzie pa­ła­ce w Gnie­źnie, Po­zna­niu czy na Ostro­wiu Led­nic­kim, po­sta­wił coś w Prze­my­ślu czy Gie­czu, ale je­dy­ną gwa­ran­cją dzia­ła­nia sys­te­mu była jego twar­da ręka. Dla­te­go nogi za pas, a w za­sa­dzie brzu­szy­sko do sio­dła i w dro­gę. Od wsi do sio­ła, z osa­dy do mia­sta. Od jed­ne­go obo­zu pra­cy przy­mu­so­wej do dru­gie­go. Praw­dzi­wy Dux am­bu­lans, bo taką na­zwę nada­li mu kro­ni­ka­rze. Bo­le­sław je­śli nie na­pa­dał, wy­rzy­nał i pod­bi­jał, to ob­je­żdżał, do­ra­dzał i roz­sądzał.

Kro­ni­ki nie są tu dys­kret­ne. Gdy już zbli­żał się do wsi, pod­da­ni czmy­cha­li w po­pło­chu. Prze­cież wiecz­nie głod­ny prin­ceps nie pod­ró­żo­wał sam. Ra­zem z nim kom­plet dy­gni­ta­rzy. Wszy­scy z ocho­tą na wy­żer­kę i noc­ne roz­ryw­ki. Dla­te­go często wi­ta­ła go je­dy­nie bez­zęb­na ba­bi­na z chu­dą kozą na sznur­ku. Co wte­dy? Nie po to Bo­le­sław si­ęgał, gdzie wzrok się si­ęga. Nie po to my­ślał glo­bal­nie, a dzia­łał lo­kal­nie. W Złot­ni­kach roz­da­wał miód, w Pie­ka­rach ryby. Wo­za­kom roz­da­wał oszcze­py, a w Miecz­ni­kach garn­ki. Szczo­drą ręką uzu­pe­łniał za­pa­sy, by za­pra­co­wać na ko­lej­ny ty­tuł – Prin­ceps Di­stri­bu­tor.

Dłu­go tak mo­żna? Lu­dwik XIV przy­naj­mniej pa­no­wał pół wie­ku i go­spo­dar­ka Fran­cji ja­koś ci­ągnęła. Bo­le­sław rządził kró­cej, a o kon­dy­cji jego pa­ństwa spo­ro mó­wią wy­ko­pa­li­ska. Gdy 17 czerw­ca 1025 roku du­cha wresz­cie wy­zio­nął, in­we­sty­cje sta­nęły. Mo­sty? Być może, ko­ścio­ły na pew­no. Wi­dać to w ma­łym za­gaj­ni­ku Ka­łdus koło pod­to­ru­ńskie­go Che­łm­na. Bo­le­sław chciał tu po­sta­wić nową ka­te­drę, być może na­wet mau­zo­leum świ­ęte­go Bru­no­na, ko­lej­ne­go po świ­ętym Woj­cie­chu męczen­ni­ku. Bu­do­wa ru­szy­ła, ale gdy tyl­ko do­ta­rła tu wie­ść o kró­lew­skim zgo­nie, eki­pa bu­dow­la­na ucie­kła, zo­sta­wia­jąc ar­che­olo­gom je­dy­nie fun­da­men­ty.

Nie­ste­ty, z tłu­stych mrzo­nek wiel­kie­go Bo­le­sła­wa zo­sta­ło nie­wie­le. Ale o ca­łko­wi­tej ka­ta­stro­fie im­pe­rium Pia­stów w ko­lej­nym roz­dzia­le.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: