- promocja
Gra w pozory - ebook
Gra w pozory - ebook
Myśleli, że rozstawiają pionki… Okazało się, że sami nimi byli…
Constatin od dziecka był wychowywany przez ojca na przywódcę. Wkrótce miał zacząć rządzić najpotężniejszą organizacją na Korsyce. Wiedział, że połączenie klanów uczyni ich silniejszymi, więc gdy caïd marsylskiego Unione Corse podsunął mu swoją córkę – Lorraine – nie oponował. Nie ufał jej, ale gdy tylko ją spotkał, postanowił ją zatrzymać. Chciał poznać drugie oblicze swojej żony i zamierzał zdjąć jej maskę.
Lorraine nie chciała być niczyją zabawką, więc sama zgłosiła się na ochotniczkę. Przez lata przygotowywała się do tego dnia. Miała z pozoru łatwe zadanie. Wystarczyło nie zakochać się we własnym mężu, ale gdy tylko go poznała, jej drobiazgowy plan rozsypał się niczym domek z kart. Tym samym otrzymała od losu nową misję – mąż nie mógł odkryć jej prawdziwych motywów.
Komu uda się wygrać tę grę w pozory?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67727-49-5 |
Rozmiar pliku: | 1 011 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku!
Zanim sięgniesz po tę książkę, pragnę podkreślić, że z racji poruszanej w niej tematyki organizacji przestępczych w historii występują zachowania powszechnie uznawane za niemoralne, w tym handel narkotykami, przemoc psychiczna oraz fizyczna. Można w niej znaleźć również przekleństwa, sceny erotyczne i zachowania toksyczne (także te na tle seksualnym), które mogą być uznane za niezgodne z ogólnie przyjętymi normami społecznymi. Absolutnie ich nie romantyzuję ani nie popieram, musiały się tutaj jednak pojawić, aby lepiej ukazać to zdeprawowane środowisko. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli czytałaś(-eś) już książki mafijne, to najprawdopodobniej ta pozycja nie zaskoczy Cię swoją brutalnością. Jeśli wcześniej nie miałaś(-eś) jednak styczności z taką tematyką – a jesteś wrażliwa(-y) – proszę, weź to pod uwagę, zanim przewrócisz kolejne strony tej historii. Czytaj świadomie i z należytą ostrożnością, dbając przede wszystkim o swój komfort psychiczny.
Życzę Ci emocjonującej lektury!
Z miłością
B.A. FederProlog
Marsylia, Francja
Lorraine, 19 lat
Przeszłość
Potężny kopniak w brzuch posłał mnie prosto na podłogę. Pomimo mat, którymi była wyłożona, poczułam ból rozprzestrzeniający się wzdłuż kręgosłupa. Zakaszlałam i otarłam wargę brudną od krwi.
– Dobra, koniec na dzisiaj – zarządził Hugo i zaczął odwijać z dłoni bandaże bokserskie.
Otrząsnęłam się, podbiegłam do niego i bez uprzedzenia wyprowadziłam cios prosto w jego żebra. Cofnął się o parę kroków i zgromił mnie gniewnym spojrzeniem. Błyskawicznie złapał za moją szyję, zaciskając palce na tętnicy, i z niebywałą siłą wbił mnie w ścianę.
– Powiedziałem: DOŚĆ! – ryknął.
Krztusiłam się, ale Hugo był bezlitosny i jedynie nachylił się bliżej.
– Chciałaś się uczyć, oto twoja nauka – wycedził przez zęby. – Kiedy twój frère mówi, że masz się uspokoić, robisz to.
Powoli brakowało mi powietrza i niemal słyszałam dźwięk pękających naczynek w spojówkach. Machałam nogami, pozbywając się resztek energii, aż zawisłam bezwładnie, wciąż trzymana w żelaznym uścisku brata. Dopiero wtedy mnie puścił. Upadłam na kolana, żałośnie walcząc o oddech.
– Nauczysz się w końcu pokory, Lorraine? – prychnął mi nad uchem.
Chrząkałam i plułam śliną zabarwioną na różowo, ale udało mi się nieco unieść podbródek.
– Wątpię… – wydukałam z ledwością.
Pokręcił głową i kucnął przede mną.
– Spójrz prawdzie w oczy, siostrzyczko. Myślisz, że on będzie wobec ciebie łaskawy? Myślisz, że będzie tolerował takie bezczelne zachowanie? Próbuję ci uświadomić, na co się porywasz.
Chciałam się podnieść, ale Hugo przytrzymał mnie za ramię.
– Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji – zapewniłam cicho i odtrąciłam jego dłoń. – Dlatego chcę ćwiczyć jeszcze więcej… Nie rozumiesz tego?
Westchnął z rezygnacją i postawił mnie na nogi.
– Nie zdajesz sobie sprawy, sœur, i właśnie to mnie martwi. To Brise de Mer. Jeśli my bywamy okrutni, to oni są prawdziwymi barbarzyńcami. Nie podoba mi się ten plan. Przemyślałaś to w ogóle czy jak zwykle próbujesz dokonać niemożliwego?
W wykonaniu mojego brata była to nieudolna próba przyznania, że się o mnie troszczy. W naszej rodzinie nie mówiliśmy sobie takich rzeczy wprost.
– Poradzę sobie – odparowałam, chociaż wcale nie byłam tego taka pewna. Słowo się jednak rzekło. – Poza tym, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to mam jeszcze dużo czasu. Zdążę się odpowiednio przygotować.
– Być może, ale jesteś zbyt krnąbrna, dzieciaku. Powinnaś się lepiej kontrolować. No i obawiam się, że w starciu z Lagarde’em pięści ci nie wystarczą. Widziałaś się w lustrze? Lepiej doprowadź się do porządku – odparł i wyszedł z sali ćwiczeń, zostawiając mnie samą z moimi myślami.
Dzieciaku…
Zacisnęłam szczęki. Nie znosiłam, gdy mnie tak nazywał. Był ode mnie tylko o cztery lata starszy, ale uwielbiał to podkreślać. W jego mniemaniu oznaczało to tyle, że jest również mądrzejszy i bardziej doświadczony.
Westchnęłam i zerknęłam na swoje pokaleczone palce. Pod paznokciami zebrał się brud i trochę krwi. Rozcięta warga wściekle pulsowała, a od niedotlenienia rozbolała mnie głowa.
Niestety, Hugo miał najprawdopodobniej sporo racji i musiałam to otwarcie przyznać. Mój przyszły mąż – o ile w ogóle uda mi się doprowadzić do ślubu, bo nie byłam tego taka pewna – bywał sadystą i doskonale o tym wiedziałam. Stykałam się jednak z takimi mężczyznami od małego, więc to mnie nie przerażało. Musiałam zrobić wszystko, żeby ten obcy mi w tym momencie człowiek mnie zechciał, i to właśnie na tym przede wszystkim polegał problem. Rzeczywiście, umiejętność wymierzenia prawego sierpowego mogła być niewystarczająca. Należało zrzucić rękawice bokserskie i przeistoczyć się w kobietę, a to martwiło mnie o wiele bardziej niż złamana kończyna czy wstrząs mózgu wywołane zabójczym uderzeniem brata.
Z niechęcią uznałam, że nadeszła odpowiednia pora, aby zgłosić się po pomoc do matki.
Frère (fr.) – brat. (Wszystkie przypisy i tłumaczenia pochodzą od autorki).
Sœur (fr.) – siostra.
Gang de la Brise de Mer – jedna z najpotężniejszych korsykańskich grup przestępczych działająca od końca lat 70. Nazwa organizacji pochodzi od kawiarni La Brise de Mer (co oznacza morską bryzę), gdzie członkowie grupy spotykali się w latach 70. Brise de Mer znane jest z wymuszeń, handlu narkotykami, stręczycielstwa, napadów z bronią, prania brudnych pieniędzy oraz wielu oszustw. Terytorium kontrolowane przez Brise de Mer obejmowało nie tylko północną Korsykę, lecz także Paryż, Włochy, północną Afrykę czy Argentynę.Rozdział 1
Marsylia, Francja
Lorraine, 24 lata
Obecnie
– Mamo! Daj już spokój! – syknęłam, trzymając się za nasadę włosów, gdy rodzicielka starała się rozczesać kołtuny na mojej głowie. Szarpała za nie tak mocno, że fotel, na którym siedziałam, cały się trząsł pod wpływem jej gwałtownych ruchów. Kończyła mi się cierpliwość. – Nie możemy tego tak zostawić? Albo po prostu je upnijmy!
– Przestań marudzić! Jak zostawić?! Spójrz tylko, jak ty wyglądasz, Lorraine! – fuknęła z typową dla siebie pogardą w głosie. – Oczywiście, że je zepniemy, ale najpierw musimy je doprowadzić do jakiegokolwiek stanu użyteczności! Kto to widział, żeby taka piękna, młoda kobieta miała taki bałagan na głowie! Mówiłam ci, żebyś nakładała na nie odżywkę! – Wskazała na poszarpane końcówki moich czekoladowych loków, podsunąwszy mi je pod sam nos. – Wstyd, po prostu wstyd!
Przewróciłam oczami, ale posłusznie zamilkłam. Wiedziałam, że nie warto wszczynać kłótni, i szczerze mówiąc, nie mogłam się z nią nie zgodzić. Moim celem było uwiedzenie Constantina Lagarde’a – przyszłego bossa korsykańskiego Brise de Mer. A ponieważ był typowym przedstawicielem płci przeciwnej, uznałam, że najprawdopodobniej najpierw zwróci uwagę na mój wygląd, a dopiero później zapyta o imię. Musiałam prezentować się nienagannie.
Pech chciał, że Estelle Brunel była chodzącą perfekcją i wymagała tego również od innych, dlatego mentalnie przygotowałam się na długie godziny upiększania. Ku jej rozpaczy nie przejawiałam aż tak dużego zainteresowania swoją urodą. Bardzo się od siebie różniłyśmy. Ona dbała o swój image do tego stopnia, że w wieku pięćdziesięciu pięciu lat wyglądała jak kobieta niewiele po czterdziestce.
Byłam jej absolutnym przeciwieństwem. Nie było w tym w sumie nic nadzwyczajnego – w końcu nie spajały nas więzy krwi – a mimo to lepszej opiekunki nie mogłam sobie wymarzyć. Kochała mnie, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w naszym chorym środowisku. Zastępowała mi matkę i najbliższą przyjaciółkę. Nie było w moim życiu innej osoby, którą mogłabym nazywać mamą.
Pamiętam, jak pierwszy raz zwróciłam się w ten sposób do Estelle. Byłam wtedy zaledwie kilkuletnią dziewczynką, ale to wspomnienie nigdy nie straciło na wyrazistości. Nie zapomnę ciepła, które pojawiło się wówczas w jej bursztynowych oczach…
Uśmiechnęłam się i wróciłam do rzeczywistości. Z przerażeniem obserwowałam wyrwane pukle włosów, które utworzyły dywan pod naszymi stopami, ale dzielnie zagryzłam zęby i postanowiłam, że do końca tortur nie wydam z siebie nawet stęknięcia. Albo to, albo wizyta u fryzjera. Wolałam już pozostawić to matce, mimo że okropnie szczypała mnie skóra, szczególnie gdy ostre końcówki szpilek wbijały mi się w potylicę. Na szczęście ból nie był dla mnie niczym niezwykłym. Zresztą, dorastając w otoczeniu ludzi z Le Milieu, nie miałam innego wyjścia.
Odkąd wkroczyłam w nastoletni wiek, mama próbowała zainteresować mnie damską stroną życia kobiet mafii. Stale powtarzała, że jesteśmy tak samo ważne jak mężczyźni, ale więcej się od nas wymaga, zatem musimy być doskonałe, zwłaszcza pod względem wyglądu, bo to jedyna broń, którą oni nie władają. Niestety, wtedy niewiele sobie z tego robiłam i uciekałam na sam dźwięk słowa „zakupy”, nie wspominając już o haśle „kosmetyczka”. Zdecydowanie bardziej intrygowały mnie sztuki walki czy techniki manipulacji. Być może brzmiało to dziwnie, ale pod tym względem matka mogła mieć pretensje jedynie do ojca. To właśnie on zaszczepił we mnie pasję do typowo męskich upodobań.
Gdy skończyłam dwanaście lat, ojciec wprawił w ruch swoją finansową machinę. Krótko mówiąc, nie szczędził na moją edukację. Dni wypełniały mi zajęcia z samoobrony, nauka posługiwania się bronią białą i – przede wszystkim – bronią palną. Père nieraz budził mnie w środku nocy i kazał rozkładać oraz składać glocka na czas. Teraz robiłam to z zamkniętymi oczami. Opanowałam również technikę lockpickingu, przyswoiłam podstawy balistyki, umiałam zbierać odciski palców. Bez zająknięcia zadawałam cios tak, aby przeciwnik wykrwawił się w niecałą minutę. Zostałam zaznajomiona z tajnikami inwigilacyjnymi. Języki przyswajałam odkąd tylko nauczyłam się mówić. Włoski, korsykański, hiszpański, a nawet rosyjski. Przez nadmiar obowiązków nie miałam normalnego dzieciństwa. Dzieciaki z innych rodzin – także należących do naszej organizacji – regularnie się spotykały, razem jeździły na wakacje i spędzały czas na wałęsaniu się po klubach. A ja? Choć byłam córką najbardziej przerażającego mafiosa w historii Marsylii, siedziałam zamknięta w domu niczym skazaniec.
Kiedyś nie wytrzymałam i spytałam ojca, dlaczego tak bardzo na mnie naciska i odmawia mi rozrywek. Odpowiedział, że docenię to w momencie, w którym zetknę się z prawdziwym wrogiem, a to, czego się nauczyłam, będzie kluczem dla mojego przeżycia.
Cóż, doceniłam to w dniu siedemnastych urodzin, gdy ojciec wyjawił mi prawdę o mojej przeszłości. Sama bowiem nie mogłam jej pamiętać. Dopiero wtedy zrozumiałam jego surową postawę. Przygotowywał mnie, bo wiedział, że nadejdzie czas, kiedy będę chciała się zemścić. Nie mylił się, a dzisiejszy wieczór miał być pierwszym prawdziwym sprawdzianem nabytych przeze mnie umiejętności. Wprost nie mogłam się doczekać.
W pewnym momencie dostrzegłam, że mama skończyła upinać niskiego koka na mojej głowie i zamarła. Popatrzyłam w lustro, wyłapując w odbiciu jej spojrzenie.
– Mamo… – zaczęłam, jednak nie pozwoliła mi skończyć i obróciła mnie ku sobie.
– Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – spytała pełnym napięcia głosem i ujęła mnie za dłonie. Rzadko widywałam u niej taką desperację, bo pozwalała sobie na to wyłącznie w mojej obecności.
– Ale…
– Nie, Lorraine. – Stanowczo weszła mi w słowo. – Możesz powiedzieć ojcu, że to cię przerasta. Twój papa na pewno to zrozumie.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie i ścisnęłam jej smukłe, wypielęgnowane palce, ozdobione licznymi złotymi pierścionkami. Nie poddawała się i nieustanie próbowała odwieść mnie od pomysłu wyjścia za Constantina Lagarde’a.
– Wiesz, że to niemożliwe. To kwestia honoru.
Natychmiast się wyprostowała i strzepnęła niewidzialny pyłek ze swojej zjawiskowej sukni, po czym odrzuciła do tyłu długi tren.
– Honor… – prychnęła. – Odkąd poślubiłam twojego ojca, słyszę to słowo aż nazbyt często. Nie chcę tego samego dla ciebie. Wolałabym, żebyś miała… bardziej normalne życie. – Odwróciła głowę, aby zakamuflować uczucia. Kolejny przejaw wychowania w brutalnym środowisku.
Zadaniem każdego z nas było opanowanie techniki ukrywania emocji, a tym samym również słabości. Doskonaliliśmy to rzemiosło od lat, oczywiście pod czujnym okiem ojca. Mama była w tej dziedzinie prawdziwą mistrzynią, a jej z pozoru chłodna postawa idealnie pasowała do emploi żony szefa. Nikt oprócz mnie nie potrafił jej przejrzeć. Przy mnie zrzucała bowiem swoją pieczołowicie zaprojektowaną maskę, chociaż nie zdarzało się to zbyt często.
Wiedziałam, że się martwi, ale w końcu musiała przyjąć do wiadomości, że to był mój wybór. Sama podjęłam się tego zadania. Co więcej, poniekąd byłam jego pomysłodawczynią. Nikt mnie do niczego nie zmuszał, choć oczywiście matka miała odmienne zdanie w tej kwestii.
Wstałam i przyciągnęłam ją do siebie. Przelotnie spojrzała mi w oczy.
– Chcę to zrobić, maman. Jestem gotowa – zapewniłam.
– Och, Lori… – Zdrobniła moje imię i trochę lekceważąco pogładziła mnie po policzku. – Zwyczajnie się o ciebie troszczę. Nie jestem pewna, czy to wszystko jest warte swojej ceny.
Jej słowa uderzyły mnie tak mocno, że nieomal straciłam równowagę.
– Jak możesz tak mówić? – szepnęłam z niedowierzaniem. – Przecież doskonale wiesz, dlaczego muszę to zrobić!
Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że w jej złotych oczach pojawiła się skrucha. Jakby wiedziała, że podważanie mojej decyzji sprawia mi niemal namacalny ból. Szybko jednak z powrotem skryła się za zasłoną oschłej protektorki.
– Nie ma na świecie takiej rzeczy, za którą warto oddać życie, Lorraine. A już na pewno nie jest nią zamierzchła przeszłość.
Chciała mnie wyminąć, ale tak mocno chwyciłam ją za łokieć, że się zatrzymała i skrzywiła z bólu. Natychmiast pożałowałam swojego zachowania, ale agresja przejmowała nade mną kontrolę.
– Jego krew jest tego warta – wycedziłam przez zęby.
– I co będziesz z tego miała? Być może dopniesz swego, ale jednocześnie wydasz na siebie wyrok śmierci. Jak długo nacieszysz się tą zemstą? – Wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i stanęła w progu. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć, ale w tym momencie przemawiają przez ciebie ambicje twojego ojca, a tego nie mogę poprzeć. I nigdy nie poprę – dodała, po czym opuściła mój pokój, trzaskając drzwiami.
Westchnęłam z irytacją i zacisnęłam palce w pięść. Nienawidziłam z nią o tym rozmawiać. Najgorsze było to, że rzeczywiście mnie wspierała, choć od samego początku sprzeciwiała się temu pomysłowi i wcale tego nie ukrywała. Czułam się przez to jeszcze gorzej, jakbym ją zawiodła. Wyraźnie żywiła nadzieję, że odpuszczę. Wylądowałam zatem między młotem a kowadłem. Z jednej strony rozumiałam jej obawy, ale z drugiej liczyłam na to, że wreszcie zaakceptuje to, co miało się wydarzyć. Poza tym nie robiłam tego jedynie ze względu na swoje osobiste pobudki. Stawką nie była tylko vendetta. Zgłosiłam się na ochotnika, bo połączenie dwóch tak potężnych rodzin jak Brunel i Lagarde mogło korzystnie wpłynąć na interesy ojca. Byłam zdeterminowana, aby wykonać powierzone mi zadanie. Dla dobra rodziny mogłam zrobić dosłownie wszystko, zwłaszcza że Brunelowie zaopiekowali się mną, gdy najbardziej tego potrzebowałam, i podarowali mi dach nad głową. Przyjęli mnie jak swoją – krew z własnej krwi. Od tamtego momentu stałam się częścią czegoś większego.
Kiedyś byłam słaba. Teraz drzemała we mnie moc podsycana gniewem. Obiecałam sobie, że członkowie klanu Lagarde’ów jeszcze odczują moją furię, a gdy to nastąpi, będą uciekać w popłochu.
Le Milieu (fr.) – podziemie, podziemny świat. Termin ogólnie określający środowisko przestępcze we Francji.
Père (fr.) – ojciec.
Lockpicking (ang.) – sztuka otwierania zamków bez użycia klucza, ale przy pomocy odpowiednich narzędzi (np. wytrychu).
Emploi (fr.) – posada, rola.
Maman (fr.) – mama.
Vendetta – krwawa zemsta. Dawny obyczaj ludowy pochodzący z Sycylii, ale znany także na Korsyce, który zaczęły wykorzystywać również środowiska mafijne. Oznacza obławę organizacji przestępczej na człowieka, którego wskazał ojciec chrzestny.Rozdział 2
Marsylia, Francja
Lorraine, 24 lata
Ogłuszające pukanie do drzwi wytrąciło mnie z rytmu, a diamentowy kolczyk, który trzymałam między palcami, wypadł mi z ręki i natychmiast zniknął między włóknami wełnianego dywanu.
– Cholera… – mruknęłam i od razu się schyliłam, żeby go odnaleźć. – Wejdź!
Do sypialni pewnie wkroczył mój starszy brat. Nie dziwiłam się, że wiele kobiet niemalże mdlało na jego widok. Grafitowy garnitur leżał na nim niczym druga skóra i uwydatniał postawną sylwetkę. Szkoda tylko, że aparycja nie szła w parze z charakterem, a ten Hugo miał wybitnie nieatrakcyjny.
– Gotowa? – spytał i stanął nade mną, ostentacyjnie miażdżąc mnie wzrokiem.
Uniosłam głowę. Próbował wpędzić mnie w uczucie bezbronności w starciu z jego męskością. Klasyczna zagrywka. Niedoczekanie.
– Może byś mi dla odmiany pomógł i przestał prezentować te swoje wątpliwe muskuły, co?
– Mam ci pomóc w wydłubywaniu resztek jedzenia z dywanu? – powiedział od niechcenia. – Bo właśnie to robisz, tak?
Zagryzłam wargi, żeby nie wybuchnąć śmiechem, gdy kpiąco wykrzywił kącik ust. Lubiłam to jego zgryźliwe poczucie humoru, ale przecież nie mogłam mu tego powiedzieć, bo już całkowicie obrósłby w piórka. Śmiałam twierdzić, że Hugo to archetyp narcyza. Mimo to naprawdę go uwielbiałam, choć szczerze współczułam wszystkim jego potencjalnym partnerkom, bo na dłuższą metę ciężko było z nim wytrzymać.
– Zabawne, naprawdę. Wyrabiasz się, bracie. Daj sobie jeszcze chwilę, a ktoś na pewno zatrudni cię w obwoźnym cyrku.
Prychnął, poprawił spinki przy mankietach – oczywiście włożył te z la Tête de Maure, czyli symbolem naszej organizacji – i skierował się w stronę korytarza, rzucając tylko przez ramię:
– Streszczaj się, Lorraine. Ojciec chce cię widzieć na dole za dziesięć minut.
– Tak, wiem – przytaknęłam, ale Hugo zdążył się już ulotnić. Jak mówiłam, bywał nieznośny. Często rozpoczynał rozmowę, ale tak naprawdę nie interesowały go odpowiedzi, bo całą uwagę wolał poświęcać sobie. Cholerny egocentryk.
Popatrzyłam na zegarek i w amoku zaczęłam zatapiać palce w gęstwinie dywanu, aby znaleźć ten przeklęty kolczyk. Nie byłam zabobonna, ale dostałam tę biżuterię w prezencie od Estelle i chciałam mieć ją dzisiaj na sobie. Liczyłam, że przyniesie mi szczęście.
W końcu udało mi się odnaleźć zgubę. Wygładziłam więc czarną długą suknię i wyszłam z pokoju. Stanęłam u szczytu szerokich schodów i złapałam się krętej, polerowanej na wysoki połysk barierki. Wyrównałam oddech, czym zwolniłam częstotliwość uderzeń serca, i wsłuchałam się w liczne dźwięki dobiegające z dołu. Miałam doskonale rozwinięty słuch, lepszy od niejednego pospolitego człowieka. Zawdzięczałam to szkoleniu, do którego zmuszał mnie papa. Niesamowite, jak niemożność odbierania niektórych bodźców wpływała na rozwój tych pozostałych. Fakt, metoda nie należała może do najprzyjemniejszych – niezbyt dobrze wspominałam tygodniowy pobyt w piwnicy bez dostępu do światła – ale na pewno skutecznych.
Jako obecna głowa Unione Corse ojciec kontynuował nasze tradycje i utrzymywał dobre stosunki z wieloma politykami oraz przedstawicielami służb. Za mój trening odpowiadał nie tylko Hugo, ale również kilku znajomych ojca, którzy na co dzień byli funkcjonariuszami Żandarmerii Narodowej, a także – co ważniejsze – żołnierzami Legii Cudzoziemskiej. To właśnie oni pokazali mi, jak należy w pełni wykorzystywać potencjał własnych zmysłów. Przyznaję, dawniej złościłam się na ojca za to, że fundował mi tresurę rodem z instytucji wywiadowczej, jednak teraz, tuż przed tym, jak miałam stanąć oko w oko ze swoim celem, byłam mu za to cholernie wdzięczna. Zostałam wyszkolona do tego zadania. W tym kontekście słowo „porażka” nie widniało w moim słowniku.
Szczerze podziwiałam papę, bo udało mu się zachować dziedzictwo Unione Corse. Co więcej, to on utworzył strukturę. Dawniej unia korsykańska była zlepkiem współdziałających ze sobą rodzin, jednak teraz – pod rządami père – staliśmy się jedną organizacją, w której obowiązywała twarda hierarchia.
Wyłapałam kilka męskich głosów, które docierały do mnie z parteru. Jeden z nich należał do papy. Trzech pozostałych nie znałam. Po chwili wychwyciłam również niski pomruk Huga. Oznaczało to, że nasi goście dotarli już na miejsce.
Wszystko zgodnie z harmonogramem.
To był ten moment. Nie sposób powtórzyć pierwszego wrażenia, dlatego moje zejście było kluczowe. Specjalnie tak to zaplanowaliśmy, aby oczy wszystkich zgromadzonych skupiły się przez chwilę wyłącznie na mnie. Hugo śmiał się, że to będzie prawdziwe wejście smoka. Musiałam błyskawicznie przyciągnąć uwagę Constantina i sprawić, żeby zmiękły mu nogi. Szansa jedna na milion.
Wyprostowałam się, tak jak instruowała mnie matka, i po raz ostatni poprawiłam wiecznie obsuwające się ramiączko sukni. Chwilowo powinno się odpowiednio układać, ale gdy już zostanę z Constantinem sama, to oczywiście pozwolę mu swobodnie opaść. Przecież nie bez powodu wybrałam właśnie tę sukienkę. Musiałam skusić swojego przyszłego męża. Pokazać mu, co może mieć, jeśli się ze mną ożeni.
Gdy pokonywałam bielone marmurowe stopnie, powietrze wibrowało od stukotu moich obcasów. Na półpiętrze przywdziałam nieśmiały potulny uśmiech i spuściłam wzrok. Wiedziałam, że spojrzenia zebranych powoli zwracały się w moim kierunku. Czułam to. Kurtyna w górę. Spektakl właśnie się rozpoczął.
– O, jest i moja pociecha! – podkreślił ojciec, czekając na mnie u podnóża schodów.
Podał mi ramię, które od razu ujęłam, i zbliżyłam się do gości, cały czas pokornie patrząc pod nogi.
Rześkie wieczorne powietrze wpadało przez wciąż otwarte drzwi wejściowe i czule muskało moje włosy. To dobrze. Miałam nadzieję, że zapach perfum, którymi spryskałam loki, otoczy Constantina.
W pamięci wybrzmiewały mi słowa matki, które powtarzałam jak mantrę: Pamiętaj, Lorraine, wzrok ma niesamowitą moc, zwłaszcza ten kobiecy. Pozwól Constantinowi przez chwilę podziwiać swoją twarz, a dopiero później odsłoń resztę. Zmiażdż go spojrzeniem i zabij niewinnością. Mężczyźni uwielbiają kobiety, które sprawiają wrażenie delikatnych. Włącza im się wtedy instynkt opiekuna. Czują się potrzebni, a to przyjemnie łechce ich ego.
Dopiero gdy skończyłam odtwarzać tę formułkę w głowie, uniosłam powieki. Prawie zatoczyłam się do tyłu, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Do tego momentu byłam przekonana, że to ja będę na wygranej pozycji, ale gdy osaczyły mnie jego gniewne, niemalże czarne oczy, pojęłam, że ta misja nie będzie tak łatwa, jak wcześniej zakładałam. Intuicja wyraźnie mi podszeptywała, że oto przede mną stał godny przeciwnik.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
La Tête de Maure (fr.) – głowa Maura. Wizerunek czarnej głowy owiniętej srebrną chustą. Znajduje się on na fladze Korsyki i nawiązuje do faktu, że wyspa znajdowała się niegdyś we władaniu Arabów. Głowa Maura jest również symbolem używanym w kontrowersyjny sposób przez Unione Corse.
Unione Corse – unia korsykańska. Termin stosowany w kontekście korsykańskich grup przestępczych (rodzin mafijnych), które w latach 1930–1970 odpowiadały za zapoczątkowanie oraz koordynację tzw. francuskiego łącznika, czyli handlu heroiną pomiędzy Francją a Stanami Zjednoczonymi. Heroinę produkowano w Marsylii. Unione Corse znana była ze zmowy milczenia, podobnej do sycylijskiej omertà, jednak członkowie Unione Corse byli zdecydowanie bardziej skryci, przez co pozyskiwanie od nich informacji przychodziło służbom z wyjątkowym trudem. Unione Corse miało liczne powiązania z francuskimi oraz amerykańskimi służbami. Niektórzy, zwłaszcza francuscy mundurowi, wciąż zaprzeczają istnieniu Unione Corse.