Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Grillbar Galaktyka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 października 2011
Ebook
28,43 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,43

Grillbar Galaktyka - ebook

"To nie jest książka o gotowaniu. To nie jest książka o kuchni. To fantastyczna przygoda, szalona podróż przez cały Kosmos, to szok, dowcip, inteligencja i zagadka kryminalna. Koniecznie przeczytajcie, co najlepszy szef kuchni wśród pisarzy i najzdolniejszy gawędziarz pośród szefów robił, kiedy go nie było!" Saanti Wrtt, magazyn "Galaxia"

"Naprawdę nie chcecie się zdrowo pośmiać? Zobaczyć, w jak absurdalnym, zabawnym i dziwacznym świecie przyszło nam żyć? Nie macie ochoty doskonale się bawić, a jednocześnie zdziwić, zirytować, ocknąć, zrozumieć i zastanowić? Nie chcecie pomyśleć? Jeśli nie, to nawet nie bierzcie do łap tej książki. Bo kiedy już zaczniecie, nie będzie odwrotu. Spojrzycie na Międzygalaktyczną Unię Światów oczami Hermoso Madrid Ivena, najbardziej nieznośnego, niepoprawnego politycznie, ironicznego i inteligentnego szefa kuchni od czasu Wielkiego Wybuchu. Oczami prawdziwego Ziemianina. I niech mnie Czarna Dziura pochłonie, jeśli drań nie ma czasem racji!" Oleisty Brunatny Odłamek, satyryk, recenzent, felietonista "Stowarzyszonych w imię prawdy i radości", Zew Uwielbienia planety Tritonia

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7574-689-1
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

To nie jest książka o gotowaniu. To nie jest książka o kuchni. To fantastyczna przygoda, szalona podróż przez cały kosmos, to szok, dowcip, inteligencja i zagadka kryminalna. Koniecznie przeczytajcie, co najlepszy szef kuchni wśród pisarzy i najzdolniejszy gawędziarz pośród szefów robił, kiedy go nie było!

Saanti Wrtt, magazyn „Galaxia”

Hermoso Madrid Iven, legendarny szef kuchni, autor błyskotliwych i przebojowych programów kulinarnych, jedyny człowiek w kosmosie, który co wieczór gości w domach mieszkańców całej Galaktyki, celebryta, erudyta i błyskotliwy pisarz, wreszcie odkrywa przed nami Wielką Tajemnicę. Gdzie był, co robił, czego unikał i dlaczego zniknął niespodziewanie na tak długi czas. Tak, naprawdę trzymacie w odnóżach jego pamiętnik. I niech gwiazdy mają was w opiece, jeśli z głupoty, strachu czy nieśmiałości nie sięgniecie po ten cholernie kosmiczny bestseller!

Zaroo, „Głos Syriusza”

Hmm, całkiem trrr jak na Ziemianina.

S’mmm-ak, krytyk literacko-kulinarny
siedemnastego stopnia

Naprawdę nie chcecie się zdrowo pośmiać? Zobaczyć, w jak absurdalnym, zabawnym i dziwacznym świecie przyszło nam żyć? Nie macie ochoty doskonale się bawić, a jednocześnie zdziwić, zirytować, ocknąć, zrozumieć i zastanowić? Nie chcecie pomyśleć? Jeśli nie, to nawet nie bierzcie do łap tej książki. Bo kiedy już zaczniecie, nie będzie odwrotu. Spojrzycie na Międzygalaktyczną Unię Światów oczami Hermosa Madrida Ivena, najbardziej nieznośnego, niepoprawnego politycznie, ironicznego i inteligentnego szefa kuchni od czasu Wielkiego Wybuchu. Oczami prawdziwego Ziemianina. I niech mnie czarna dziura pochłonie, jeśli drań nie ma czasem racji!

Oleisty Brunatny Odłamek, satyryk, recenzent, felietonista „Stowarzyszonych w imię prawdy i radości”, Zew Uwielbienia planety Tritonia

Rany, nigdy nie jedzcie u tego świra!

Dodekan Apallachy Czeng, właściciel i szef kuchni restauracji „Błękitna Planeta” w pasie Plejad1

Naprawdę kocham tę robotę

Wszystko zaczęło się wtedy, gdy moja kuzynka, Tadż, po raz pierwszy zjadła motyle. Gapiłem się zafascynowany na cudowne, mieniące się skrawki tęczy, które, trzepocząc, znikały w jej ustach. Przypominały wróżki przefruwające przez ciemną bramę magicznej krainy. Albo barwne smoki wracające na noc do swego leża w głębokiej jaskini. Były o niebo fajniejsze niż wybuchowe lody z soku syriańskiego ogórka albo zdrowy, niskokaloryczny chichotliwy deser z wodorostów zee.

Wyglądały po prostu odlotowo. Tadż Mahal jawiła mi się niczym alchemik, czarownik z dawnych legend, beztrosko, lekko i niefrasobliwie przeciwstawiający się regułom świata i materii. Choć tak na co dzień była przecież nieznośną, nabzdyczoną, głupawą i wredną dziewuchą, która uważała, że ma wszelkie prawo, żeby mnie szturchać i pouczać, tylko dlatego że urodziła się wcześniej.

Wywalczyła te motyle. Wynudziła, wyszlochała sobie, wyjęczała, strzelając fochy i błagając na przemian, aż w końcu zmusiła do kapitulacji zarówno moją, jak i swoją matkę, obie nadal wcale nie przekonane, czy to aby na pewno zdrowe i bezpieczne. Biedna idiotka sądziła, zdaje się, że wykwintna potrawa przyda jej romantycznego wdzięku i obycia. Zwłaszcza w oczach pewnego pucołowatego, pokrytego konstelacjami piegów młodzieńca, który dwa stoliki dalej pochłaniał stek z hodowlanej polędwicy.

Ale pomyliła się okrutnie, bo alchemia, nawet ta kuchenna, wymaga wieloletniej wiedzy i praktyki. Niekiedy nie wystarczy zjeść. Trzeba jeszcze wiedzieć jak.

Niezwykły zachwyt i lekka groza towarzysząca obcowaniu z nieznanym nie zanikły we mnie nawet wtedy, kiedy pulchne policzki kuzynki pozieleniały gwałtownie, a na skroniach pojawiły się krople potu.

– Nic ci nie jest, kochanie? – zaniepokoiła się moja matka.

– N...nic – zdołała wykrztusić Tadż, zanim zrzygała się na buty mojej ciotki Luny.

Jasna sprawa, ciotka natychmiast podniosła jazgot godny Międzygalaktycznej Stacji Informacyjnej Supra, a moja matka, usiłując udzielić siostrzenicy pierwszej pomocy, wsadziła jej palec w oko, co nieco zepsuło nastrój mile zapowiadającego się popołudnia. Ale dla mnie i tak ten moment pozostał chwilą wielkiego przełomu.

Osobistego objawienia, dzięki któremu z wiecznie chudego jak kabel niejadka przeistoczyłem się w poszukiwacza kulinarnej przygody.

Jedzenie nie musiało być tylko odżywczą paszą. Wstrętnym, lecz niezbędnym paliwem, wprowadzanym do organizmu jedynie po to, żeby móc nadal biegać do upadłego, włazić na drzewa, wrzeszczeć, rozrabiać lub bawić się w inny zakazany sposób.

Stało się w tej jednej chwili źródłem zarówno wrażeń estetycznych, jak i rozrywki. Oba te czynniki do dziś są dla mnie niezwykle istotne. Podstawa to gotować i podawać dania tak, żeby mieć z tego frajdę.

Nie, cofnij. Żeby frajdę miał nie tylko kucharz, ale i klient. Albo odwrotnie, na jedno wychodzi. I nieistotne, czy mówimy o małej, zapyziałej knajpce na krańcu Galaktyki, czy o wyjechanej restauracji szczycącej się trzema kometkami w „Przewodniku Plejadzkim”.

Wszystko jedno.

Liczy się tylko smak, radość i kolor.

Motyle, moi kochani.

Po prostu motyle w brzuchu.

Pewnie zdarzyło się wam nieraz słyszeć patetyczne, oklepane zdanie: „Kosmos jest pełen życia”. To mój pierwszy szef, stary, cyniczny, kochany T’F-uk, właściciel obskurnej jadłodajni na Lokusie, zapomnianym przez Boga, ludzi i Syrian sztucznym kurorcie krążącym po orbicie Małej Kanikuły, odkrył przede mną bezcenną tajemnicę. Jak to wygląda naprawdę.

Właził do kuchni i sapiąc, opierał mi na ramieniu cholernie ciężkie, pokryte rzędami haczyków ramię.

– Zapamiętaj, Herm – powtarzał za każdym razem. – Kosmos jest pełen żarcia. Rozumiesz? Pełen aż po brzegi. A dobry kucharz musi mieć łeb na karku, bystre oczy i sprawne ręce, żeby nie przeoczyć niczego z tego pieprzonego bogactwa.

Słuchałem go jak wyroczni. Piłem każde słowo padające z ust tego wielkiego, tłustego robala o dobrodusznym pysku i sercu z kamienia, bo już wtedy wiedziałem, że jedyne, czego w życiu pragnę, to być naprawdę dobrym kucharzem. Dzierżyć rząd dusz i żołądków całego szeregu zdumiewających stworzeń zamieszkujących Galaktykę.

Do diabła, to jest dopiero moc. Karmić nieprawdopodobne, dziwaczne, barwne towarzystwo kłębiące się w przestrzeni kosmicznej naprawdę doskonałym jedzeniem. T’F-uk miał rację. Gotowanie na tylu różnych światach, dla istot o niesłychanych metabolizmach i upodobaniach, szukanie nowych potraw, przyrządzanie i produkowanie żywności daje nieskończoną liczbę możliwości.

Dziś bardzo trudno zostać wielkim odkrywcą. Odnalezienie jakiejś nowej planety, zamieszkałej bądź nie, zbadanie dziewiczego zakątka wszechświata, zapuszczanie się w dal i w głąb spowszedniały, zblakły, straciły wagę. No to co, że gdzieś tam, Bóg wie jak daleko, siedzą sobie jacyś nieznani dotąd Salfici czy Opokoranie? Kogo obchodzi, że są względnie inteligentni, a na Święto Wielkiego Odćmienia wtykają sobie w sześć otworów nosowych starannie rzeźbione zatyczki? Zaraz znajdzie się ksenoantropolog lub równie dzielny ksenoarcheolog, który sklasyfikuje te zatyczki, oznaczy, wydatuje i stworzy wielką tabelę wyników. Opokoranie pochrząkają z zachwytu, a potem zaraz gorliwie spróbują zbadać, czy przybysz z odległych gwiazd należy do kategorii „brzydkie niesmaczne” czy może „brzydkie bardzo dobre”. Pewnie potem co piękniejsze egzemplarze zatyczek trafią na wystawę objazdową po zapomnianych muzeach prowincjonalnych planet, a nieszczęsne wycieczki szkolne będą je oglądać, słaniając się z nudy.

Tak to właśnie wygląda. Nuda, przyjaciele. Kosmiczna nuda.

No fajnie, ale wystarczy, żeby Gordan Ram-sual albo Niagara Robin pokazali na wizji nową, odpałową potrawę, a zaraz zaczyna wrzeć. Wszyscy, dosłownie wszyscy, Robale, Mackarze, Jaszczury, Ludziole, Psiogłowcy czy Bulwy, ciągną wielką falą do ich restauracji, żeby popróbować nowości.

Wolności.

Przyjemności.

Frajdy.

Bo wszechobecne teraz, irytujące odgórne manipulowanie jedzeniem, nawykami żywnościowymi, tradycjami kulinarnymi, to nieznośne, aroganckie grzebanie dorosłym, świadomym, inteligentnym istotom w talerzu, to cholernie wkurzająca forma zniewolenia. Co sobie myślicie, słysząc, jak jakaś unijna Bulwa czy Mackara nabzdyczonym głosikiem wypowiada się w mediach, że społeczność międzygalaktyczną trzeba wychowywać w trzeźwości oraz świadomości odpowiedzialnego odżywiania? Założę się, że same wykropkowane wyrazy.

A prawda jest taka, że mamusia mnie już wychowała. Razem z tatą, dobre parę lat temu. I wiecie co? Wydaje mi się, że całkiem nieźle im poszło. W każdym razie na tyle, żeby Unia Międzygalaktyczna miała sporo kłopotów ze zrobieniem mi z mózgu czarnej dziury. Przeżyłem do kupy czterdzieści ziemskich lat, więc jestem dorosły. Tak dorosły, że mogę nawet powiedzieć „cholera”, „niech to diabli”, a choćby i „Mackara”, „Robal” czy „Kamuch” tyle razy, ile mi się podoba. Co wcale nie znaczy, że stałem się jakimś cholernym ziemskim rasistą. Po prostu nie sposób nikogo zmusić do tego, żeby prawidłowo wypowiedział nazwę mieszkańca Plejad. To tak jakby próbował jednocześnie kichnąć, ziewnąć i zaśpiewać „Odę do serca Galaktyki”, tyle że od tyłu.

Nie dajcie im się wpychać w trąbę. Sami decydujcie, co chcecie jeść, jak wypoczywać i wychowywać wasze larwy.

Dlaczego urzędnik do spraw żywności, pan Amageton Chrom, rozkosznie błyskając oszlifowanymi powierzchniami, przyznaje publicznie, że nie ma nic do powiedzenia w sprawie przyznania centauryjskim placuszkom z tańczącej ryby certyfikatu „dorobek cywilizacyjny Galaktyki”, gdyż nie bardzo rozumie, o co w tym wszystkim chodzi, bo jako ożywiony minerał w ogóle nie potrzebuje pożywienia?

No więc jak? Wpychają nas w tę trąbę czy nie?

Jasne, nie jestem jakimś zapienionym wstecznym elementem. To zdecydowanie dobrze, że nam, Ziemianom, udało się wreszcie wymyślić hodowlane mięso. Wielkie kadzie wypełnione płynem owodniowym, w którym dojrzewają ogromne płaty mięśniowe wybornej wołowiny, wieprzowiny, jagnięciny, drobiu i ryb. Wreszcie koniec z rzeźnią, tryskającą posoką, rozdzierającym kwikiem przyszłego bekonu i łzami płynącymi z wilgotnych ślepi rostbefu. Teraz szczęśliwe krowy, jelenie i świnki biegają sobie po rozległych polach państwowych rezerwatów, pasąc się, uciekając przed drapieżnikami, chorując na zołzy i zanokcicę oraz całkowicie podlegając bezlitosnym prawom Matki Przyrody. A że zostało ich pewnie niewiele więcej niż procent dawnej populacji? No cóż, trudno. W każdym razie nie są już mięsem rzeźnym. Czy uważam, że to postęp? Oczywiście. Szczerze mówiąc, według mnie hodowlana wołowina to jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości.

Mamy z głowy problem głodu, niszczenia środowiska naturalnego i gwałcenia praw zwierząt. Z hodowlanego mięsa da się ugotować naprawdę znakomity posiłek.

Ale restauracja, naprawdę niezwykła renomowana restauracja, czasem potrzebuje czegoś więcej. Tego, co miał na myśli T’f-uk, mówiąc, że kosmos pełen jest żarcia. Niezwykłych, niezapomnianych potraw. Zdumiewających składników. Kulinarnego prestidigitatorstwa. Klimatu. Szczypty dekadencji. Talentu. I poświęcenia większego nawet, niż umiecie sobie wyobrazić. Bo prawdziwa restauracja to coś w rodzaju świątyni żarłocznego, wymagającego bóstwa.

Które potrzebuje ofiar. Uwielbienia, rytuałów, blichtru i cudów. Wiernych i kapłanów. Was, gości, oraz nas, kucharzy.

Restauracja jest zaborcza, zazdrosna, mściwa, pamiętliwa i nieugięta. Gdybyście mieli taką kochankę, wpędziłaby was do grobu. Ale za to uwielbialibyście ją bardziej niż własną duszę.

Opowiem wam o niej. Opowiem o jedzeniu, przyrządzaniu jedzenia, wyszukiwaniu go wśród sterty obrzydliwych, niejadalnych śmieci zwanych żywnością syntetyczną, tworzeniu jedzenia, ocenie, obróbce, sztuczkach i doświadczeniu. O babraniu się w jedzeniu, snach o jedzeniu i żywnościowych psychozach. O sztuce, magii, iluzji, rozpaczy, pracy ponad siły, radości, załamaniach i wściekłości. Opowiem o porażkach, sukcesach i nieprzytomnej fascynacji.

A może, gdy już skończę, zrozumiecie, dlaczego tak bardzo kocham tę robotę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: