Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Gromiwoja: komedya - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gromiwoja: komedya - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 229 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ed­mund Że­go­ta Cię­gle­wicz

KRA­KÓW

G. GE­BE­TH­NER I SP.

1910

KRA­KÓW. – DRUK W. L. AN­CZY­CA I SPÓŁ­KI.

I.

Nie­ma za­pew­ne w dzie­jach sta­ro­żyt­ne­go świa­ta epo­ki dru­giej, oświe­co­nej taką peł­nią hi­sto­rycz­ne­go świa­tła, jak schy­łek pią­te­go stu­le­cia przed Chry­stu­sem w dzie­jach Gre­cyi, epo­ka bra­to­bój­czych za­pa­sów mię­dzy Ate­na­mi a Spar­tą.

Z jed­nej stro­ny mamy tu po­sąg ze spi­żu ula­ny, w któ­ry wiel­ki hi­sto­ryk Tu­cy­dy­des wło­żył wszyst­kie swo­je mi­ło­ści i wszyst­kie bo­le­ści a przedew­szyst­kiem nad­zwy­czaj­ną mi­łość dla praw­dy; z dru­giej stro­ny oka­la­ją ten po­sąg pięk­ne, zwin­ne, uśmiech­nię­te po­sta­cie Ary­sto­fa­ne-soW­skiej muzy, wpla­ta­ją­ce w po­waż­ne i zim­ne na po­zór li­nie Tu­cy­dy­de­sow­skiej hi­sto­ryi ko­men­tarz pe­łen po­wsze­dnio­ści, ży­cia i śmie­chu. Uwi­ja­ją się po wiel­kim tor­sie dzie­ła wie­ko­pom­ne­go, jak owe dzie­ci, igra­ją­ce na słyn­nej po­sta­ci Nilu w wa­ty­ka­li­skiem mu­zeum: a je­że­li praw­da przez usta dzie­ci naj­czę­ściej się ob­ja­wia, to tym dzie­ciom s wy wol­nym Ary­sto­fa­ne­sa w zu­peł­no­ści za­słu­gę tę przy­zna­my i wdzięcz­ni za nią bę­dzie­my.

To traf­ne po­rów­na­nie, ja­kiem Ka­zi­mierz Mo­raw­ski scha­rak­te­ry­zo­wał wiel­ką po­ezyę Ary­sto­fa­ne­sa, pod­no­si nie tyl­ko pięk­no, lecz pod­kre­śla wy­mow­nie nie­zmier­ną jej war­tość hi­sto­rycz­ną.

Tra­gicz­na kul­tu­ra Hel­la­dy pią­te­go wie­ku wy­ło­ni­ła nad sobą słoń­ce, któ­re­mu świa­tło dał Tu­ki­dy­des, a cie­pło Ary­sto­fa­nes: do­pie­ro te dwa czyn­ni­ki, ra­zem dzia­ła­ją­ce, two­rzą vim vi­ła­lem, silę ży­cio­daj­ną, któ­ra zdol­na jest wy­dać ro­śli­nę zdro­wą i pięk­ną, a imię jej jest praw­da dzie­jo­wa, czy­li hi­sto­rya w po­ję­ciu naj­bar­dziej no­wo­źyt­nem.

Jak z ol­brzy­mie­go re­flek­to­ru, rzu­ca z hi­sto­ryi swej Tu­ki­dy­des sno­py świa­tła na ów­cze­snych wiel­kich lu­dzi i wiel­kie wy­pad­ki dzie­jo­we, ale do­pie­ro Muza Ary­sto­fa­ne­sa ob­le­wa tych lu­dzi ru­mień­cem krwi i bar­wy, uka­zu­jąc nam ów­cze­sne­go Ateń­czy­ka, jak­by w ki­ne­ma­to­gra­fie.

Wpro­wa­dza nas do domu i do świą­ty­ni, na ago­rę i na Pnyks, uka­zu­je za­ję­cia, tro­ski, ra­do­ści i oby­czaj grec­ki: wi­dzi­my naj­do­kład­niej wszyst­kie war­stwy i sta­ny: ry­ce­rza, ary­sto­kra­tę, ka­pła­na, kup­ca, uczo­ne­go, po­etę, żoł­nie­rza, majt­ka, rze­mieśl­ni­ka, chło­pa, nie­wol­ni­ka i dzi­kie­go bar­ba­rzyń­cę; wcho­dzi­my w za­ży­łość fa­mi­lij­ną, po­zna­jąc ko­bie­tę ateń­ską, jej za­ję­cia, obo­wiąz­ki wady i roz­ma­ite grzesz­ki: jej aspi­ra­cye su­fra-zst­ki i dą­że­nia eman­cy­pa­cyj­ne; idzie­my wraz z ateń­ski­mi chłop­ca­mi do szko­ły śpie­wu, mu­zy­ki i gim­na­sty­ki, po­zna­je­my ich wy­cho­wa­nie, za­ba­wy, przy­mio­ty i zdroż­no­ści. Bie­rze­my żywy udział w ob­rzę­dach re­li­gij­nych, w klu­bach, w li­te­rac­kich prą­dach i star­ciach, w za­gad­nie­niach i kwe­sty­ach na­uko­wych, spo­łecz­nych i po­li­tycz­nych. Po­zna­je­my gwar­ne ży­cie uli­cy, ryn­ku, tar­gu; prze­su­wa­ją się przed nami dy­gni­ta­rze, sę­dzio­wie, pie­nia­cze, skąp­cy, vi­veu­ry, gogi, pie­cze­nia­rze, he­te­ry, spor­t­sme­ni, wró­że, li­chwia­rze, cel­ni­cy, woź­ni, prze­kup­ki, po­li­cy­an­ci, nie­mow­lę­ta, na­wet psy ateń­skie), wresz­cie typy nie­mal wszyst­kich szcze­pów hel­leń­skich wraz z ich od­ręb­ną gwa­rą; sło­wem hi­sto­rya hel­leń­ska wte­dy do­pie­ro przed oczy­ma na­sze­mi wsta­je i żyje, kie­dy za­cznie w niej krą­żyć cie­pła, czer­wo­na, ser­decz­na krew po­ezyi Ary­sto­fa­ne­sa.

II.

Wieść o klę­sce sy­cy­lij­skiej ude­rzy­ła w Ate­ny, jak pio­run: nie było domu, nie było ro­dzi­ny, nie było czło­wie­ka, któ­ry­by nie opła­ki­wał naj­droż­szych. Jęk, płacz i bez­brzeż­na roz­pacz przy­sia­dły wień­cem fi­joł­ków zdob­ne, prze­sław­ne Ate­ny; tak w cią­gu dwu po­ko­leń od­wró­ci­ła się sza­la losu i po­wtó­rzy­ła się na opak sce­na z Per­sów Aj­schy­lo­sa:

Gdzie spoj­rzeć, wszę­dzie drob­ne ręce Za­słonv z "'Iowy dra; Łona go­re­ją w cią­głej męce I wzrok za­cho­dzi łza!

) Osy, w. 892–994: pies Ki­da­te­nej i La­bes ze szcze­nię­ta­mi przed są­dem… i

Per­sa zona nie­szczę­śli­wa! Ser­ca tę­sk­ny żal prze­szy­wa Za tym, z któ­rym żyła krót­ko, Za sy­pial­nią ich mi­lut­ką. Peł­na mło­dych uciech woni, Za któ­re­mi dziś jej ci­cha Bo­leść wzdy­cha J łzy roni!

Tyl­ko tym ra­zem nie­szczę­ście nie spa­dło na per­skie nie­wia­sty, lecz na mat­ki ateń­skie, żony i dzie­ci tego mia­sta, któ­re utra­ci­ły oj­ców, me żów, sy­nów.

Ach, okrę­ty ich za­bra­ły, Na okrę­tach za­stęp cały: Ida na śmierć… Idą męże, zie­mi na­szej kwiat, Idą w Ha­de­so­wy świat!

Tak za­wo­dzi w Ate­nach już nie chór star­ców per­skich i nie Kserk­ses na te­atrze, ale cały na­ród ateń­ski na ja­wie rze­czy­wi­stej i po­nu­rej, jak śmierć!

Ares, Ares, Jo­nów bóg, Stat­ki na­sze na proch stłukł! On wy­ko­sił lud nasz dziel­ny Na rów­ni­nie tej śmier­tel­nej!)

Za­czął się dla Aten ist­ny sąd osta­tecz­ny. Mia­sto ogo­ło­co­ne z obroń­ców, opusz­cza­ją i zdra­dza­ją sprzy­mie­rzeń­cy na wy­ści­gi; śmier­tel­ny

) Per­so­wie Aj­schy­lo­sa, tłóm. K. Ra­szew­ski.

wróg, Spar­ta, stoi przed bra­ma­mi; jesz­cze na wio­snę tego fa­tal­ne­go roku (413) za­jął król Agis, jak wspo­mnia­no, De­ke­le­ję, idąc za radą mści­we­go Al­ki­bia­de­sa, a był to punkt stra­te­gicz­nie waż­ny, trzy mile od Aten le­żą­cy, – i za­mie­nił to mia­stecz­ko na sil­ną for­te­cę, osa­dziw­szy się w nie­mna sta­łe; stam­tąd roz­pusz­czał za­go­ny po ca­łej At­ty­ce. Prze­ra­żo­ne chłop­stwo zbie­gło do mia­sta, nie pró­bu­jąc na­wet za­siać roli, in­wen­tarz zmar­niał, nie­wol­ni­cy zbie­ga­li ca­łe­mi hor­da­mi do Spar­ty. Tu­ki­dy­des sza­cu­je licz­bę zbie­głych na 20.000, w tem więk­szość zdol­nych rze­mieśl­ni­ków, stąd upa­dek rze­miosł, prze­my­słu i han­dlu, tych źró­deł do­bro­by­tu at­tyc­kie­go. Skarb pań­stwa po­niósł nie­obli­czal­ne stra­ty, gdyż sta­nę­ły ko­pal­nie sre­bra w Lau­rion dla bra­ku ro­bot­ni­ka; sprzy­mie­rzeń­cy nie pła­ci­li da­ni­ny tak… że z ol­brzy­mich za­pa­sów zło­ta po­zo­sta­ło w ka­sie związ­ko­wej na Akro­po­li za­le­d­wie 1000 ta­len­tów (5 mi­lio­nów ko­ron) że­la­zne­go, nie­na­ru­szal­ne­go, fun­du­szu.

Klę­ska sy­cy­lij­ska po­cią­gnę­ła nad­to inne i to do­tkli­we stra­ty: naj­bo­gat­sza wy­spa związ­ku, Chios, zbun­to­wa­ła się i przy­ję­ła za radą Al­ki­bia­de­sa flo­tę spar­tań­ską, tak samo po­tęż­ny Mi­let i Efez, sto­li­ce Jo­nii i Eolii azy­atyc­kiej, wresz­cie wy­spy Les­bos i za­sob­ny Ro­dos – przy­ję­ły per­sko-spar-tań­skie za­ło­gi. Iro­nia dzie­jo­wa: Tys­sa­fer­nes, sa­tra­pa per­ski, i król Agis, po­to­mek He­ra­kli­dy Le­oni­da­sa, biją ra­zem Ateń­czy­ków i to za radą Ateń­czy­ka Al­ki­bia­de­sa; wkrót­ce oba na­czel­ne szcze­py hel­leń­skie ła­sić się za­czną przed bar­ba­ra­mi na wy­ści­gi skam­łać o per­skie zło­to na bra­to­bój­czą woj­nę!

Lecz duch tra­gicz­ny tkwił jesz­cze w lu­dzie ateń­skim. Nie upa­dli Ateń­czy­cy pod nawa-lem tylu nie­szczęść: z po­dzi­wie­nia god­ną ener­gią jęli się obro­ny. Po­mi­mo, że war­sta­ty okrę­to­we opu­sto­sza­ły, po­mi­mo, że bra­kło żoł­nie­rza, bra­kło pie­nię­dzy, bra­kło nie­mal rąk, duch ofiar­ny spra­wił, że ry­chło wy­sta­wi­li nową flo­tę i w kil­ku utarcz­kach od­nió­sł­szy prze­wa­gę, obro­ni­li przed pe­lo­po­ne­ską flo­tą wy­spę Sa­mos.

Po­nie­waż zwy­kłe usta­wy w tej groź­nej chwi­li nie wy­star­cza­ły, prze­to wy­bra­no dzie­się­ciu nad­zwy­czaj­nych urzęd­ni­ków, pro­bu­loi, któ­rych na­zy­wam se­na­to­ra­mi i od­da­no im wła­dzę w ręce.

Oni mie­li te­raz roz­strzy­gać sa­mo­ist­nie o po­li­ty­ce, oni kie­ro­wa­li fi­nan­sa­mi pań­stwa; Rada z roku 41312, mó­wiąc wła­ści­wie, abdy ko­wa­la na ich ko­rzyść, lud mogł tyl­ko za­twier­dzać ich dzia­ła­nie, je­że­li go zwo­ła­no.

By] to za­tem nie­ja­ko ko­mi­tet bez­pie­czeń­stwa pu­blicz­ne­go, jak pod­czas wiel­kiej re­wo­lu­cyi co-miti de sa­lut pu­blic 9 a skła­dał się z lu­dzi bar­dzo po­waż­nych: mię­dzy nimi był wiel­ce sza­no­wa­ny Ha­gnon, sę­dzi­wy oj­ciec Te­ra­me­ne­sa i po­eta So­fo­kles, li­czą­cy wte­dy po­nad ośm­dzie­siąt­kę, oso­bi­stość nie­sły­cha­nie po­pu­lar­na w Ate­nach, ka­płan świą­ty­ni boga Amy­no­sa, były wiel­ki pod­skar­bi i były stra­te­gos-het­man.

Z góry upo­waż­nio­no ich do uży­cia pie­nię­dzy skar­bo­wych z owe­go fun­du­szu że­la­zne­go.

Wkrót­ce tez za­czę­ła się sza­la po­myśl­no­ści zwol­na chy­lić ku Ateń­czy­kom.

Ten sam Al­ki­bia­des, któ­ry oj­czy­znę po­grą­żył w toń upad­ku, za­czął my­śleć nad spo­so­bem po­jed­na­nia się z nią. Pod Sa­mos le­ża­ła wła­śnie flo­ta ateń­ska: z jej ad­mi­ra­ła­mi wszedł w ta­jem­ne ro­ko­wa­nia, po­czem wy­ba­daw­szy grunt ostroż­nie, oświad­czył wy­raź­nie, że skło­ni kró­la per­skie­go do przy­mie­rza z Ateń­czy­ka­mi, je­że­li u sie­bie zgnio­tą de­mo­kra­cyę i za­pro­wa­dzą ład oli­gar­chicz­ny; dla sie­bie żą­dał zu­peł­nej amne­styi. Pej­san­dros, je­den z do­wód­ców flo­ty, wy­pra­wio­ny zo­stał z tą ra­do­sną wie­ścią do Aten; w tej chwi­li oka­za­ły wszyst­kie klu­by oli­gar­chicz­ne go­to­wość do czy­nu, po­ta­jem­nie knu­jąc za­mach sta­nu. Na wio­snę r. 411 wy­pra­wio­no Pej­san­dra i dzie­się­ciu peł­no­moc­ni­ków do Azyi, aby za­war­li for­mal­ny, choć ta­jem­ny, układ z Al­ki­bia­de­sem i Tys­sa­fer-ne­sem, a na­wet przy­mie­rze za­czep­no-od­por­ne z Per­sa­mi.

Ta­kie jest tło hi­sto­rycz­ne na­szej ko­me­dyi, wy­sta­wio­nej wła­śnie w tym mo­men­cie po­wi­kłań, nie­pew­no­ści i ogól­ne­go nie­po­ko­ju.

III.

Otoż na wio­snę, tego roku, peł­ne­go za­mę­tu, gwał­tów, ta­jem­nych lub zu­chwa­łych mor­dów po­li­tycz­nych, gdy nie­szczę­sne mia­sto za­le­d­wie łzy osu­szy­ło po klę­sce sy­cy­lij­skiej, wśród po­wszech­ne­go prze­si­le­nia eko­no­micz­ne­go, nie­sły­cha­nej dro­ży­zny, wy­wo­ła­nej prze­lud­nie­niem i przy-mu­so­wem, już od lat dwu, za­nie­cha­niem upra­wy roli w znacz­nej czę­ści zie­mi at­tyc­kiej, wy­sta­wia po­eta, w lu­tym, pod­czas świąt Le­naj­skich, Lysi-stra­tę-Gro­mi­wo­ję, ko­me­dyę, w któ­rej sza­lo­ny, śmie­chem i dow­ci­pem pie­nią­cy się po­mysł, idzie o lep­sze z głę­bią my­śli po­li­tycz­no-spo­łecz­nej.

Ro­zu­miał to po­eta do­sko­na­le, że je­że­li kie­dy, to te­raz wła­śnie nad­szedł czas, aby wy­stą­pić z mą­drą i zbaw­czą radą za­nie­cha­nia bra­to­bój­czej wal­ki. Tli­ła w nim ja­kaś iskra na­dziei, że, jak przed lat dzie­siąt­kiem, w r. 421, swo­ją ko­me­dya, p… t. Po­kój przy­go­to­wał i prze­po­wie­dział po­kój Ni­kia­sa, tak i w tej opła­ka­nej chwi­li rada jego nie prze­brzmi bez echa, byle tę radę po­dać w for­mie prze­ko­ny­wu­ją­cej, a po­nęt­nej, we­so­łej, krze­pią­cej du­cha i ser­ce.

Chciał udo­wod­nić ro­da­kom, że mają we wła­snej mocy ra­tu­nek je­dy­ny, t… j… za­war­cie po­ko­ju; tych, któ­rzy szu­ka­li ra­tun­ku w skarb­cu kró­la per­skie­go, uwa­żał za sza­leń­ców i zbrod­nia­rzy;

touc tpo­co­xó­Jvra; pu­cóv iy… twv (iocp(idt­pojv – tych, co się ła­si­li do zło­ta, bar­ba­rzyń­ców, nie­na­wi­dził po­eta, wie­dząc, że przez nich prze­pad­nie bło­go­sła­wio­ne dzie­ło Le­oni­da­sów i Te­mi­sto­kle-sów i że tyl­ko w po­wszech­nej zgo­dzie za­bliź­nią się rany Hel­la­dy.

Przez usta Gro­mi­woi po­dał ro­da­kom ge­nial­ną radę, któ­ra je­dy­nie mo­gła pań­stwo ura­to­wać, radę, rów­no­upraw­nie­nia wszyst­kich Hel­le­nów, wcho­dzą­cych w skład związ­ku ateń­skie­go: był to za­praw­dę je­dy­ny śro­dek od­ro­dze­nia oj­czy­zny i za­pew­nie­nia jej trwa­łej po­tę­gi i roz­kwi­tu.

Oto, co mówi Gro­mi­wo­ja do Se­na­to­ra (Tro-bu­lo­sa), przy­rów­nu­jąc oby­wa­te­li i po­li­ty­kę do weł­ny:

Na­przód tedy, jak się z bru­du

Myje weł­nę na po­to­ku,

Tak koł­tuń­stwo trze­ba z ludu

Zmyć i z mia­sta, jako wió­ry

Gnać, a kłę­by po­wi­kła­ne

Po­lu­ją­cych na god­no­ści

I na tłu­ste sy­ne­ku­ry –

Zgrze­błem mię­dlić bez li­to­ści –

I ury­wać łby ska­la­ne!

Po­tem cze­sać czy­stą weł­nę,

W je­den kosz swo­bo­dy wspól­nej

Wszyst­kich kła­dąc: wiec wmiesz­ka­nych

Po­bra­ty­mów i związ­ko­wych

Na­wet i dłuż­ni­ków owych,

Co stra­ci­li pra­wa ludz­kie,

Trze­ba mie­szać w ten kosz wspól­ny.

Prze­bóg, wszyst­kie mia­sta one,

Za­kła­da­ne, jak osa­dy

Na­szej ma­cie­rzy­stej zie­mi,

Wiedz, że jako roz­rzu­co­ne

Pa­sma leża, za­tem sła­be.

Więc te pa­sma

Ze­brać wszyst­kie w ten kosz peł­ny,

Po­tem zbić na je­den weł­ny

Zwał, cho­ciaż­by nie bez tru­du

I tkać nowy płaszcz dla ludu!

Tą ode­zwą wy­sta­wił so­bie Ary­sto­fa­nes naj­więk­szy po­mnik, jako my­śli­ciel, jako po­li­tyk, jako oby­wa­tel.

Je­den z naj­więk­szych hi­sto­ry­ków dzi­siej­szej doby, Edward Mey­er, au­tor wiel­kie­go dzie­ła: Ge­schich­te Al­ter­thums (na­wia­sem mó­wiąc, naj­lep­sza hi­sto­rya Gre­cyi), do­cie­ka­jąc, ja­kie przy­czy­ny zgu­bi­ły tak świet­nie roz­wi­ja­ją­ce się pań-rwo ateń­skie, do­wo­dzi bar­dzo traf­nie, że przy­czy­ną była oko­licz­ność, iż Ateń­czy­cy nada­li wpraw­dzie związ­ko­wym rów­no­upraw­nie­nie pry­wat­ne, ale z nie­sły­cha­ną za­zdro­ścią od­mó­wi­li im rów­no­upraw­nie­nia po­li­tycz­ne­go. Po­tęż­ne suk­ce­sy Rzy­mu po­le­ga­ją w pierw­szej li­nii na wspa­nia­ło­myśl­nej po­li­ty­ce rów­no­upraw­nie­nia oby­wa­tel­skie­go; Rzym nig­dy nie wa­hał się ob­cym gmi­nom a na­wet do­pie­ro co za­wo­jo­wa­nym wro­gom nada­wać praw oby­wa­tel­stwa, tak samo jak i wy­zwo­lo­nym nie­wol­ni­kom i przez to wła­śnie rzu­cił pod­wa­li­ny do zdo­by­cia trwa­łe­go pa­no­wa­nia nad Ita­lią i ca­łym świa­tem. Gdy­by te­raz Ate­ny w ten sam spo­sób dzia­ła­ły, t j… gdy­by przy­pu­ści­ły m e t o j k ó w (osie­dleń­ców at­tyc­kich wmiesz­ka­nych) do praw oby­wa­tel­skich a związ­ko­we gmi­ny krok za kro­kiem, za­czy­na­jąc od naj bar­dziej za­ufa­nia god­nych i naj­bliż­szych, przy­ję­ły do at­tyc­kie­go ści­słe­go so­ju­szu, da­jąc ich miesz­kań­com peł­ne pra­wa oby­wa­te­la ateń­skie­go, to moż­na było prze­zwy­cię­żyć par­ty­ku­la­ryzm i prze­mie­nić cały ob­szar związ­ko­wy na­praw­dę w jed­no po­tęż­ne pań­stwo, któ­re mo­gło było sta­wić czo­ło wszyst­kim hu­ra­ga­nom: by­ła­by w ta­kim ra­zie po­wsta­ła na ob­sza­rze mo­rza Śród­ziem­ne­go szczel­nie zwar­ta hel­leń­ska po­tę­ga, dla ktr3rej żad­ne za­da­nie nie by­ło­by za wiel­kie (na­wet zdo­by­cie Sy­cy­lii, o któ­rą roz­bi­ła się tak tra­gicz­nie nawa za­bor­cze­go rzą­du Aten). Tego ro­dza­ju po­my­sły nie były obce Ateń­czy­kom; w strasz­nej sy­tu­acyi po klę­sce sy­cy­lij­skiej wy­ra­ża je tak Ary­sto­fa­nes: Włóż­cie do tej iveł­ny (t… j… do wspól­no­ści praw oby­wa­tel­skich) me­toj­ków i każ­de­go ob­ce­go, któ­ry jest wam przy­ja­zny, na­wet dłuż­ni­ka pań­stwa: a da­lej zro­zu­miej­cież, że te mia­sta, któ­re sa ko­lo­nia­mi na­sze­go kra­ju (t… j. Jo­nia i wy­spy) leżą te­raz izo­lo­wa­ne, jako po­je­dyn­cze pa­sma weł­ny: po­zbie­raj­cie je, znie­ście tu­taj wszyst­kie na je­den wań­tuch, zrób­cie z tego je­den wiel­ki kłąb i utkaj­cie dla De­mo­su płaszcz! (Ari­stoph. Lys. 51–586). Ale do­pie­ro wte­dy, gdy już było za póź­no, zro­bi­ły Ate­ny krok w tym kie­run­ku… i t… d. (Ge­schich­te Al-ter­thums IV, Band 3. Buch str. 11, 12, 13. Stut­t­gart 1901).

A da­lej na str. 559 i 560 w tym­że to­mie pi­sze zna­ko­mi­ty hi­sto­ryk, kre­śląc nie­do­le 411 roku, ro przy­ta­czam w ory­gi­na­le: Jetzt ra­chle sich die en­ghe­rzi­ge Po­li­tik der at­ti­schen De­ia­okra­tie ge­gen die Biind­ner: wie ganz an­de­re Le­istun­gen wa­ren mó­glich ge­we­sen, wenn das Re­ich wir­klich eine po­łi­ti­sche Ein­he­it ge­bil­det hat­te und die athe­ni­sche Re­gie­rung li­ber se­ine mi­li­ta­ri­schen Kra­fte frei hat­te ver­fu­gen kón­nen. Der Ge­dan­ke, die Schran­ken zwi­schen Her­r­schern und Unter­tha­nen au­fzu­he­ben und aus Athen und den Bund­nern einen ein­zi-gen Sta­at und ein Volk z u bil den… ist in den Nó­then der Zeit al­ler­dings ven­ti­lirt wor­den (Ari­stoph. Ly­sistr. 51, ff.) aber jetzt war es zu spat… i t… d.

Zwra­ca­my uwa­gę czy­tel­ni­ka, że tu rów­nież ten wiel­ki hi­sto­ryk cy­tu­je tyl­ko Ary­sto­fa­ne­sa… bo nikt inny ze współ­cze­snych tej ge­nial­nej rady nie po­dał, przy­najm­niej śla­du lub do­wo­du na to nie mamy.

Nie­ste­ty głos na­tchnio­ne­go wiesz­cza był gło­sem wo­ła­ją­ce­go na pusz­czy; prze­zor­nej my­śli, naj­do­nio­ślej­szej, jaką kie­dy­kol­wiek wy­po­wie­dział Ateń­czyk, któ­rą na­le­ża­ło przy­jąć jako pro­gram dy­plo­ma­tycz­ny, współ­cze­sność nie zro­zu­mia­ła, a gdy zro­zu­mia­ła, było już… za póź­no.

Nie chwy­co­no się na czas tego środ­ka, któ­ry stał się ce­men­tem i nie­ro­ze­rwal­nem spo­idłem im-pe­ry­um rzym­skie­go: tyl­ko to rów­no­upraw­nie­nie, czy­li nada­nie rzym­skie­go oby­wa­tel­stwa wszyst­kim lu­dom i na­ro­dom spra­wi­ło, że choć się wa­li­ły for­my rzą­du w Rzy­mie, choć bu­cha­ły pło­mie­niem woj­ny do­mo­we, choć mor­do­wa­no jed­nych i wy­no­szo­no na tron dru­gich Ce­za­rów, bu­do­wa pań­stwa trwa­ła nie­wzru­szo­na siłą swej spo­isto­ści i po­czu­cia jed­no­ści, a gdy część za­chod­nia pa­dła w IV. w. po Chry­stu­sie, to wschod­nia po­ło­wa na mocy tej­że spo­isto­ści rów­no­upraw­nie­nia trzy­ma­ła się aż do XV wie­ku na­szej ery!

Je­że­li z tej głę­bi a ra­czej wy­so­ko­ści wie­ków spoj­rzy­my na dzi­siej­sze mo­car­stwa, wi­dzi­my, że tę sztu­kę wła­da­nia przy­swo­ili so­bie je­dy­nie An­gli­cy, któ­rzy z lek­cy i, da­nej im przez Wa­szyng­to­na, wy­cią­gnę­li bar­dzo po­jęt­nie tę na­ukę, iź je­dy­nie przez owo rzym­skie rów­no­upraw­nie­nie wszech­stron­ne moż­na ludy i zie­mie, naj­bar­dziej na­wet od­le­głe, utrzy­mać sta­le i wcie­lić w or­ga­nizm nie­po­ży­ty: za­baw­ka w pa­nów i pod­da­nych, w nad­lu­dzi i min­der­war­thi­ge Na­tio­nen jest za­wsze i wszę­dzie nie­bez­piecz­na.

Jesz­cze po­bo­jo­wi­ska krwa­wych za­pa­sów z Bo­era­mi bie­lą się ko­ść­mi i tych, co się bro­ni­li i tych, co się wdar­li, a już pod­bi­ty, nie­wąt­pli­wie dziel­ny i szla­chet­ny na­ród po­go­dził się ze zwy­cięz­ca­mi na za­wsze, bo do­stał to wszyst­ko, co ma wol­ny An­glik.

IV.

Mą­dra, wyż­sza, pa­try­otycz­na ko­bie­ta po­sta­no­wi­ła zmu­sić Hel­le­nów do za­war­cia po­ko­ju. Gro­mi­wo­ja ob­my­śli­ła spo­sób, aby po­gro­mić wo­ju­ją­ce stro­ny: wi­dząc, że zwy­kły­mi środ­ka­mi nie za­ra­dzi się temu, już dwa­dzie­ścia lat trwa­ją­ce­mu obłę­do­wi, uży­ła spo­so­bu wy­jąt­ko­we­go, na któ­ry mamy dziś wy­raz za­nad­to do­brze zna­ny aby go nie użyć: bia­ło­glow­ski strejk.

Po­eta wy­pro­wa­dza na sce­nę nie­wia­sty, wal­czą­ce do­sko­na­le tą bro­nią, jaką im dała na­tu­ra, a ce­lem tej wal­ki jest po­wszech­ny po­kój.

Po­mysł po­ety świad­czy, że ko­bie­ta w Ate­nach mia­ła swo­je aspi­ra­cye, dą­żą­ce do eman­cy­pa­cyi; dą­że­nia te, na­wet dziś tu i owdzie iro­nicz­nie poj­mo­wa­ne, nie­kie­dy na­mięt­nie zwal­cza­ne, przed­sta­wia po­eta w spo­sób, za­pew­ne, wiel­ce ko­micz­ny, lecz nie­zmier­nie sym­pa­tycz­ny: jego Gro­mi­wo­ja nie jest śmiesz­ną, lecz owszem dziel­ną i wiel­ką oby­wa­tel­ką, któ­rej się słusz­nie wszyst­kie na­le­żą pra­wa.

Jak wy­ko­nał po­eta ten po­mysł?

W na­szem ręku leży zba­wie­nie Hel­la­dy, woła bo­ha­ter­ka ko­me­dyi, pięk­na i mą­dra Gro­mi­wo­ja, do zwo­ła­nych z ca­łej Gre­cyi przed­sta­wi­cie­lek płci pięk­nej.

Czy warn się nie przy­krzy bez mę­żów? Czy wam nie tę­sk­no do oj­ców wa­szych dzie­ci?

Tak, od­po­wia­da­ją na wy­ści­gi, a naj­pięk­niej sza, Lam­pi­to, oby­wa­tel­ka z La­ke­daj­mo­nu, re­pre­zen­tant­ka Spar­ty (sław­ne to imię w Spar­cie i czę­ste: Lam­pi­to, na­zy­wa­ła się np. mat­ka kró­la Agi­sa, le­żą­ce­go obo­zem w De­ke­lei), skar­ży się, że mąż jej stra­cił się gdzieś na tej woj­nie, jak ptak, bez śla­du, widu i sły­chu.

) Pla­ton. Al­kib. I. 123.

Więc zmu­si­my ich za­prze­stać tej ob­mier­z­łej woj­ny, je­że­li zgo­dzi­my się na jed­no… Od dziś kwi­ta z wszel­kich czu­ło­ści.

I go­dzą się na jed­no. Z roz­ka­zu Gro­mi­woi zaj­mu­ją abs­ty­nent­ki Akro­po­le i skarb związ­ko­wy by nie dać ani gro­sza na woj­nę: rów­no­cze­śnie tak samo czy­nią ko­bie­ty w in­nych pań­stwach. Na zam­ku, w obron­nym gro­dzie, pod opie­ką dzie­wi­czej Pal­las Ate­ny, prze­by­wa­ją tak dłu­go, aż wresz­cie mę­żo­wie, zra­zu obu­rze­ni, po­tem pry­wa­cyą ko­biet, jak po­wia­dał o so­bie w wię­zie­niu pe­ters­bur­skiem sła­wet­ny Imci Pan Jan Ki­liń­ski), sro­dze znę­ka­ni, skła­da­ją broń przed­tem po­spo­li­tem ko­biet ru­sze­niem, za­wie­ra­jąc po­kój pan­hel­leń­ski, oczy­wi­ście tyl­ko na sce­nie.

Może nie od rze­czy bę­dzie za­zna­czyć pew­ną wła­ści­wość tej ko­me­dyi, któ­ra sta­no­wi do­wód, że już Ary­sto­fa­nes nie bar­dzo ści­śle za­cho­wy­wał tak zwa­ną jed­ność cza­su: ak­cya za­czy­na się, jak zwy­kle u tego po­ety, o wscho­dzie słoń­ca i bie­gnie, na­po­zór nie­prze­rwa­nie, aż do koń­ca dnia. Tym­cza­sem, z wier­sza 25 i 880 wy­ni­ka, że po­mię­dzy za­ję­ciem Akro­po­li, a przy­by­ciem po­sel­stwa ze Spar­ty upły­wa co naj­mniej sześć dni.

Sce­na przed­sta­wia na tle Akro­po­li wej­ście do Pro­py­le­jów: od we­wnątrz za­ta­ra­so­wa­ły się

) Pa­mięt­ni­ki Niem­ce­wi­cza i Ki­liń­skie­go.

bia­ło­gło­wy, od ze­wnątrz usi­łu­je zdo­być bra­mę chór Star­ców, sto­jąc na pla­cu przed Pro­py­le­ja­mi: tu się od­by­wa cała głów­na ak­cya. Z mia­sta przy­cho­dzą tyl­ko męż­czyź­ni, ze zam­ku wy­pa­da­ją, przy­wo­ła­ne na po­moc bo­jo­we nie­wia­sty i stąd pró­bu­ją uciec pięk­ne bun­tow­ni­ce, po­wstrzy­ma­ne ener­gicz­ną ręką jesz­cze pięk­niej­sze­go het­ma­na w spód­ni­cy.

Ary­sto­fa­nes, wpro­wa­dza­jąc na sce­nę przed­sta­wi­cie­li in­nych szcze­pów hel­leń­skich, uży­wa za­wsze wła­ści­we­go im dy­alek­tu, co spra­wia, że fi­gu­ry te wy­stę­pu­ją nie­zmier­nie pla­stycz­nie i cha­rak­te­ry­stycz­nie, zwłasz­cza na tle bo­skie­go at­ty­cy­zmu, w któ­rym po­eta jest nie­do­ści­głym wzo­rem dla wszyst­kich cza­sów i lu­dzi.

Lam­pi­to i po­sel­stwo spar­tań­skie mó­wią wy­łącz­nie dy­alek­tem do­ryc­kim, któ­re­go ton mę­ski, zwię­zły, tro­chę twar­dy, śmia­ło ob­ra­zu­ją­cy, na­le­ża­ło w tłó­ma­cze­niu pol­skiem za­zna­czyć.

Dla do­ry­ku, na­da­je się na­sze prze­pięk­ne, gór­no­pol­skie, pod­ta­trzań­skie na­rze­cze, nie­zmier­nie skład­nią zbli­żo­ne do sta­rej pol­sz­czy­zny, któ­ra tam, w Ta­trach, osta­ła się do na­szych cza­sów.

O tem, co z ży­cia prze­nie­sio­ne być może żyw­cem na sce­nę, mia­ła sta­ro­żyt­ność inne, ani­że­li my, po­ję­cie.

Śmia­łem sło­wem prze­ma­wia Grek w ży­ciu i na sce­nie; wy­obra­że­nia hel­leń­skie o przy­zwo­ito­ści, zwłasz­cza sce­nicz­nej, róż­nią się od dzi­siej­szych, o ze­wnętrz­ną tyl­ko przy­zwo­itość dba­ją­cych. Na­sza sce­na prze­my­ca czę­sto­kroć praw­dzi­wą i po­twor­ną zgni­li­znę, ale ten je­den wa­ru­nek musi być za­cho­wa­ny: o wszyst­kiem wol­no mó­wić, byle pa­ra­fra­zą, przy­zwo­icie i mniej­sza o to, że pod tą osło­ną wy­pra­nych, wy­pra­so­wa­nych i ublan­szo­wa­nych wy­ra­zów, sie­dzi treść płyt­ka i nie­mo­ral­na, zgni­ła.

Tłó­macz, chcą­cy od­dać po­etę, ja­kim był, nie może trzy­mać się tej re­cep­ty: zbyt wiel­ki to umysł, aby go przy­kra­wać do po­jęć cno­tli­we­go eme­ry­ta lub zwa­gne­ry­zo­wa­ne­go pa­ja­ca.

Niech więc ni­ko­go, jak pi­sze wiel­ki znaw­ca Ary­sto­fa­ne­sa, K. Mo­raw­ski,

…. nie razi, że tu grec­kie pa­nie Mó­wią dość śmia­łą mowa, a pa­nien­ki, Nie­po­wstrzy­ma­ne swem grec­kiem su­mie­niem, Zwą czę­sto rze­czy… wła­ści­wem imie­niem…

bo my­śli i cele każ­dej ko­me­dyi Ary­sto­fa­ne­sa, a tej przedew­szyst­kiem, są, w ca­łem tego sło­wa zna­cze­niu, na­wskróś etycz­ne.

Jed­nak na­le­ża­ło­by się za­sta­no­wić, aby dojść do zro­zu­mie­nia, czem jest ta okrzy­cza­na, osła­wio­na roz­wią­złość Ary­sto­fa­ne­sa.

Otóż, nie­wąt­pli­wie jest w jego po­ezyi swa­wo­la, ale nie­ma wy­uz­da­nia: opie­wa zmy­sło­wość, ale nie draż­ni zmy­słów.

Jego bez­względ­na na­gość nie jest nig­dy roz­pust­na: od­sła­nia się w peł­nym bla­sku słoń­ca z nie­win­no­ścią le­śnej łani i pro­sto­tą go­łę­bia.

Żą­dza cie­le­sna jest u Hel­le­na rze­czą tak na­tu­ral­na, jak gJód lub pra­gnie­nie i nie ukry­wa on za­rów­no łóża, jak sto­łu w ja­dal­ni.

Czę­sto po­rów­ny­wa­no Ary­sto­fa­ne­sa z Rabe la­isem: w jed­nym punk­cie sty­ka­ją się w isto­cie ich du­sze: obaj są, po­mi­mo swo­jej roz­wią­zło­ści, du­cho­wo zdro­wi, to też obaj nie mogą za­ra­zić ni­ko­go uwią­dem ser­ca, lub su­cho­ta­mi du­cha.

Na­wet owe bru­dy, roz­sy­pa­ne w po­ezyi Ary­sto­fa­ne­sa, ukry­wa­ją, po­dob­nie, jak na­wóz ua roli, całe skar­by siły ży­wot­nej i od­rod­czej. (Prze­ciw­nie, po­ezye Mar­cy­ali­sa; tam jest rze­czy­wi­ście piesz­cze­nie się błot­kiem i za­chwa­la­nie gno-jó­wecz­ki mo­ral­nej).

Ary­sto­fa­nes ma jed­nak i to, cze­go nie­do­sta­je Ra­be­la­imu, ma mło­dzień­cze pięk­no rasy i skrzy­dła ge­niu­szu u ra­mion, a du­cha wol­ne­go od wszel­kich prze­szkód i pęt, któ­ry uro­dził się w bla­skach po­łu­dnio­we­go słoń­ca i żył w pro­mie­niach naj­pięk­niej­sze­go z świa­tów. Nie cią­ży na tym Cha­ryt ko­chan­ku żad­na śre­dnio­wiecz­na zmo­ra, ża­den strach noc­ny nie mro­czy mu du­cha. Służ­bie zmy­słów od­da­je się zgod­nie ze swo­im kra­jem, lu­dem i re­li­gią.

Ra­be­la­is żyje w krań­co­wo od­mien­nych wa run­kach; Ary­sto­fa­nes nie wy­kra­cza prze­ciw przy­ka­za­niom swe­go stu­le­cia; Ra­be­la­is musi te przy­ka­za­nia dep­tać. Ary­sto­fa­nes, to tra­gicz­nym po­glą­dem, tra­gicz­ną fi­lo­zo­fią, pa­trzą­cy na świat umysł, to Sa­tyr, któ­ry wi­dzi i prze­czu­wa ko­niec pięk­ne­go hel­leń­skie­go świa­ta, lecz Sa­tyr, par­ska­ją­cy wła­śnie, wsku­tek po­glą­du tra­gicz­ne­go, we­se­lem i śmie­chem, śmia­ło szy­dzą­cy i gro­mią­cy wła­sny lud i jego ka­pła­ny.

Ra­be­la­is, to mnich, któ­ry zrzu­cił ha­bit (i to nie raz), zła­mał ślu­by i akta wia­ry, i drży, aby go zbyt do­brze nie zro­zu­mia­no, bo wte­dy cze­ka go stos, lub do­ży­wot­ne wię­zie­nie: stąd róż­ni­ce w po­ezyi. Ary­sto­fa­nes może i po­tra­fi wszyst­ko po­wie­dzieć, gdyż ma pew­ność, że lu­dzi i bo­gów do śmie­chu po­bu­dzi, Ra­be­la­is musi się usta­wicz­nie krę­po­wać, nie wy­po­wia­da się nig­dy cały, jest tyl­ko po­lo­wą strun or­ga­nu swej du­szy.

Jest w mi­to­lo­gii hel­leń­skiej po­stać boż­ka Pana, co stą­pa na koź­lich ko­pyt­kach, a nóż­ki ma ob­ro­słe sier­cią, jak zwie­rząt­ko le­śne: od pasa jest mło­dzień­cem pięk­nym, a pierś jego tak nie­ska­la­nie bia­ła, że się w niej od­bi­ja­ją gwiaz­dy nie­bios.

Ta­kim jest anioł po­ezyi Ary­sto­fa­ne­sa.

Jest mię­dzy Sa­la­mi­na a brze­giem at­tyc­kim ma­leń­ka, pla­ska wy­sep­ka, okrą­gła, sza­ra ta­fla skal­na, na sma­rag­dach Sa­la­miń­skiej cie­śni­ny: to Psyt­ta­le­ja, sław­na po­gro­mem Per­sów, ulu­bio­na sie­dzi­ba Pana: tam on zwy­kle prze­by­wa i jak Aj­schy­los po­wia­da:

Po niej rad krze­sa Ko­zio­nóź­ka zwyrt­ny, Ta­necz­nym sko­kiem wień­czą­cy jej brzeg.

By­łem tam w noc ja­sną, mie­sięcz­ną i chło­ną­łem w sie­bie to cza­row­ne pięk­no cie­śni­ny Sa­la­miń­skiej, oświe­co­nej peł­nią księ­ży­ca, bu­cha­ją­ce­go świa­tłem ja­sno­zie­lo­nem na sza­rą skrzy­żal Psyt­ta­lei. Ja­sno ry­so­wa­ły się wy­so­kie brze­gi gó­rzy­stej Sa­la­mi­ny. Ci­sza i spo­kój: tyl­ko przy brze­gu chlu­pie drob­no-skocz­na fala po­ly­ph­lo­is-boio tha­lat­tes. Psyt­ta­le­ja była pu­stą i ci­chą, i nie spla­tał jej wień­ca tań­cem swo­im Pan, bo­życ koź­lo­ła­py. Ale wy­da­ło mi się, że tam, na tej okrą­gła­wej pły­cie, jak­by na ol­brzy­miej or­che­strze, tań­czy i tań­czyć bę­dzie nie­śmier­tel­na Muza Ary­sto­fa­ne­sa.

OSO­BY

GRO­Mi­wo­jA (ly­si­stra­ta), pani w Ate­nach znacz­na.
KA­LO­Ni­Ke, mło­de mę­żat­ki ateń­skie.

myr­rinb,

LAM­Pi­TO, Spar­tan­ka zna­mie­ni­te­go rodu.

se­na­tor (pro­bu­los), je­den z dzie­wię­ciu ów­cze­snych za­rząd­ców pań­stwa ateń­skie­go.
ki­ne­sjas, mał­żo­nek Myr­ri­ny.
Sy­nek Ki­ne­sja­sa i Myr­ri­ny, chłop­czyk dwu­let­ni.

he­rold spar­tań­ski.
peł­no­moc­ni­cy spar­tań­scy.

ateń­scy.

mę­żat­ka be­ot­ka, wy­słan­ni­ce swych kra­iów.

ko­rynt­ka,

CHÓ­RY:

pół­chór dwu­na­stu star­ców ateń­skich, z przo­dow­ni­kiem stry­mo­do­ro­sem.

pół­chór dwu­na­stu bia­ło­głów ateń­skich, z przo­dow­ni­ca stra­tyl­li­dą.

STA­TY­ŚCI:

Scyt­ka, nie­wol­ni­ca, gier­mek Gro­mi­woi.
Czte­rej scy­tyj­scy łucz­ni­czy, miej­skie pa­choł­ki.
Ma­nes, nie­wol­nik Ki­ne­sja­sa.
Od­dział ko­bie­cej bo­jów­ki.
Ga­wiedż.

Dwaj flet­ni­ści spar­tań­scy.
Wy­słan­ni­ce kra­jów hel­leń­skich.
Pani Zgo­da, bó­stwo po­ko­ju.

Or­szak Ateń­czy­ków i Ate­nek; służ­ba, nie­wol­ni­cy.

Rzecz dzie­je się w Ate­nach na Akro­po­lis, przed Pro­py – la­ja­ini, roku 411 przed Chr.

PRO­LOG.

(1–253).

Sce­na przed­sta­wia stok Akro­po­li­sy wio­dą­cy ku
Pro­py­la­jom. W głę­bi wi­docz­ny jest por­tyk Pro-
py­la­jów i pię­cio­bram­ne wej­ście po mar­mu­ro­wych
scho­dach. Bar­dzo wcze­sny po­ra­nek, po­czem, w mia­rę roz­wo­ju ak­cyi, peł­ny dzień i wie­czór.
Gro­mi­wo­ja, do­stoj­na mę­żat­ka ateń­ska, prze­cha-
dza się i nie­cier­pli­wie wy­pa­tru­je przed sie­bie.

SCE­NA PIERW­SZA.

GRO­MI­WO­JA
(z wzra­sta­ją­cą nie­cier­pli­wo­ścią)

i Na igry Bak­cha, Afro­dy­ty tań­ce,
Na or­gie Pana, Ko­lia­dy) ła­mań­ce,
Na pląs, na sko­ki… za­pro­sić ko­bie­ty…
Był­by ich le­gion – z bęb­ny, z ka­sta­nie­ty!
Dzi­siaj ni jed­na nie przy­szła mę­żat­ka!

(pau­za – pa­trzy w dal…)

Ach! idzie któ­raś…

(z ra­do­ścią)

…to moja kam­rat­ka!

(wcho­dzi Ka­lo­ni­ke)

SCE­NA DRU­GA.

Gro­mi­wo­ja i Kfl­lo­ni­ke, mło­da mę­żat­ka ateń­ska.

GRO­MI­WO­JA
Ach! Ka­lo­ni­ke!

KA­LO­NI­KE
(dy­ga­jąc i wsta­jąc)

Po­kłon Gro­mi­woi!
Cze­mu się chmu­rzysz? Cóź to, dąsy, fo­chy?
Brwi w ka­błąk marsz­czyć… to­bie nie przy­stoi!

GRO­MI­WO­JA

Lecz, Ka­lo­ni­ke, po­rzuć ten ton pło­chy…!
io Mnie gniew uno­si na nas, na nie­wia­sty.
Twier­dzą męż­czyź­ni i tak… bez po­chy­by,
Iże­śmy szel­my…

KA­LO­NI­KE
(mru­ga­jąc oczkiem)

Skoń­czo­ne – tak – niby…

GRO­MI­WO­JA

Gdy się orze­kło, że mają przyjść tu­taj,
By ob­ra­do­wać nad rze­czą ol­brzy­mią,
Z obo­jęt­no­ścią gęsi doma drze­mią…
Spi gnu­śne cia­ło!

KA­LO­NI­KE

Ależ, Aten chwa­ło,
Przyj­dą! Wszak trud­no wyjść z domu ko­bie­cie:
Ta się nad mę­żem trzę­sie czu­le zra­na,

Ta bu­dzi cze­ladź, ta świe­że pie­lusz­ki
Ście­le, ta ką­pie, owa kar­mi dzie­cię…

GRO­MI­WO­JA
(iro­nicz­nie)

20 Tak… wszyst­ko dla nich… to nie fa­ra­musz­ki –
Prócz mego dzie­ła –!

KA­LO­NI­KE

Cóż to jest za dzie­ło?
Czy to przy­pad­kiem nie jest ka­wał gru­by?

GRO­MI­WO­JA
Mniej… wię­cej… gru­by.

KA­LO­NI­KE

Męż­ny?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: