GRU - ebook
GRU - ebook
Dopóki w 1978 r. autor tej książki, oficer GRU, nie uciekł do Wielkiej Brytanii, na Zachodzie o radzieckim wywiadzie wojskowym wiedziano tyle co nic. Suworow musiał przekazać oficerom MI5 niemal wszystkie podstawowe wiadomości: o strukturze GRU i jej siatek wywiadowczych, werbunku i metodach zdobywania informacji, łączności z agentami, sposobach przesyłania zdobyczy do ZSRR, a także często nieznanych na Zachodzie dokonaniach tej służby. Tak powstała ta książka – barwna, dowcipna, anegdotyczna, a zarazem jeżąca włos na karku, zwłaszcza gdy pomyśleć, że GRU po ćwierćwieczu od jej wydania najwyraźniej rozkwita.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7818-262-7 |
Rozmiar pliku: | 885 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oddajemy w ręce czytelników pierwsze w Polsce pełne wydanie opublikowanej po raz pierwszy w 1984 roku monografii Wiktora Suworowa _GRU – Soviet Military Intelligence_, która ukazała się też pod tytułem _Inside the Soviet Military Intelligence_.
Wydawnictwo AiB w jej polskiej edycji _GRU. Radziecki wywiad wojskowy_ (Warszawa 1999), jak się zdaje uznawszy, że książka ta po kilkunastu latach częściowo jest nieaktualna, usunęło około jednej trzeciej tekstu, a także schematy organizacyjne. Tymczasem ćwierć wieku, jakie minęło od jej powstania, i wszystkie przemiany geopolityczne, które w tym okresie zaszły, bynajmniej nie przekreśliły tego, co pisze w niej Wiktor Suworow. Prawda jest taka, że nie licząc kilku zmian organizacyjnych, wszystko w GRU – cele, metody, szkolenie i mentalność oficerów – pozostało jak dawniej. W przeciwieństwie do KGB, nie uznano za stosowne zmienić nawet nazwy tej służby. GRU jest równie skuteczne – jeśli nie skuteczniejsze – w Federacji Rosyjskiej, jak było w Związku Radzieckim, i dlatego ani informacje, ani rady autora wcale się nie zdezaktualizowały.Wstęp
Nie ma wątpliwości, które państwo na świecie ma najpotężniejszy wywiad – jest nim Związek Radziecki, a ta monstrualna służba bez odpowiednika w dziejach ludzkości to KGB, Komitet Bezpieczeństwa Państwowego. Co do tego natomiast, jaki kraj ma drugą taką służbę, specjaliści nie są zgodni. Prawda może się wydać dziwna: to również Związek Radziecki, a służba ta nazywa się GRU, Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu Generalnego.
Napisałem tę książkę, żeby to udowodnić.
Pierwotnie była ona pomyślana jako materiał instruktażowy dla wąskiego kręgu specjalistów, później jednak opracowałem ją tak, by nadawała się dla szerszego kręgu odbiorców. Głównie usunąłem nieprzydatne dla czytelnika definicje i szczegóły techniczne, które zaciemniłyby ogólny obraz. Mimo to książka ta może się okazać trudna w lekturze i mogę tylko przeprosić za to czytelników, bo nie sposób tego zmienić. Aby poznać chorobę (a chęć poznania najczęściej wynika z potrzeby jej zwalczenia), trzeba poznać zarówno jej objawy, jak i etiologię.
Jednym z pierwszych kłamstw komunistycznego państwa było ogłoszenie, że jego organy przymusu zostały stworzone 19 grudnia 1917 roku. Czerwoni zrobili tak, by wyglądało na to, że masowe egzekucje, których dokonali w pierwszych czterdziestu jeden dniach swej władzy, nie były zaplanowanym ludobójstwem, lecz indywidualnymi aktami bezprawia. Kłamstwo to jednak łatwo obalić: wystarczy uważnie poczytać bolszewickie gazety z owych pierwszych dni, które wstrząsnęły światem. Organy bezpieczeństwa działały zresztą i dokonywały egzekucji nawet nie od pierwszych dni, lecz godzin istnienia władzy radzieckiej, tak jak to zaplanowano.
Pierwszej nocy po ogłoszeniu światu narodzin najbardziej krwawej dyktatury w jego dziejach Lenin wyznaczył swych pełnomocników. Wśród nich był niejaki towarzysz Aleksiej Iwanowicz Rykow, mianowany szefem Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, lepiej znanego pod niewinnym skrótem NKWD. Towarzysz Rykow w roku 1938 został rozstrzelany, przedtem jednak zapisał kilka krwawych stronic tak w dziejach organów, jak i władzy radzieckiej, o których władza ta wolałaby zapomnieć. Z piętnastu mianowanych szefów tej służby (czy organu, jak brzmiała pierwotna nazwa) trzech zostało wyrzuconych z piętnem hańby, jeden zmarł na posterunku, jeden został skrycie zamordowany przez członków najwyższych władz (co potem publicznie przyznano), siedmiu zaś powieszono lub rozstrzelano po torturach, w których oprawcy wykazali tyleż pracowitości, ile pomysłowości. Nie ma sensu zastanawiać się nad przyszłością trzech jeszcze żyjących, którzy mieli zaszczyt zajmować to stanowisko. Losy ich zastępców były nie mniej gwałtowne i krwawe nawet po śmierci nieopłakanego towarzysza Stalina.
Ta nie kończąca się krwawa orgia wywołuje paradoksalne pytania: Dlaczego najpotężniejsza na świecie organizacja przestępcza tak łatwo pozwala likwidować swych szefów? Jakim cudem Politbiuro może bezkarnie robić z nimi co tylko zechce? Dlaczego nie ma ono żadnych problemów nie tylko z pozostałymi po nich rodzinami, ale i z likwidacją mas młodych i wpływowych oficerów tej służby? Na czym polega sekret tej bezgranicznej siły Politbiura?
Odpowiedź jest prosta: sekret sprowadza się do starej jak świat i od początku tego świata skutecznie stosowanej zasady „dziel i rządź”. Na początku Lenin, by rządzić, podzielił w Rosji wszystko, co tylko było można, a od jego czasów kolejne pokolenia komunistów wiernie go naśladują i wykonują polecenia wielkiego budowniczego pierwszego państwa proletariackiego.
Każdy element systemu władzy został powielony co najmniej dwukrotnie. Władza Sowietów także jest powielona. Jeśli ktoś zajdzie do rejonowego komitetu partii, a potem rejonowego komitetu wykonawczego, nie może nie zauważyć, że te dwa odrębne urzędy mają prawie identyczną strukturę, zajmują się identycznymi problemami i podejmują kompletnie sprzeczne decyzje. Żaden nie ma dość autorytetu, aby decydować o czymkolwiek samodzielnie.
System ten obowiązuje na wszystkich szczeblach i etapach podejmowania decyzji. Jeśli przyjrzymy się naprawdę ważnym, publikowanym w gazetach decyzjom przywódców radzieckich, stwierdzimy, że każdą z nich zawsze podjęto na wspólnej sesji Komitetu Centralnego partii i Rady Ministrów. Pisząc te słowa, mam przed sobą taką właśnie wspólnie podjętą rezolucję o poprawie jakości i poszerzeniu asortymentu zabawek. Ani Rada Ministrów gigantycznego państwa, ani Komitet Centralny rządzącej nim partii nie mogą – z braku władzy i możliwości – podjąć tak ważnej decyzji samodzielnie.
Dotyczy to nie tylko ministrów czy pierwszych sekretarzy, ale i wszystkich niższych szczebli zarządzania. Na przykład ważna jest jedynie wspólna decyzja Komitetu Centralnego partii tej czy innej republiki i jej Rady Ministrów. Rzecz jasna nie mogą one rozpatrywać tak istotnych kwestii jak jakość zabawek, ale zasada jest ta sama: nie mogą powziąć samodzielnych decyzji w jakiejkolwiek sprawie. Władza w Związku Radzieckim zawsze jest – zarówno w formie, jak i treści – podzielona i zdublowana, poczynając od planowania programu kosmicznego, a kończąc na pogrzebie szarego obywatela. Inaczej rzecz ujmując: od produkcji papieru toaletowego do wodowania lodołamaczy o napędzie atomowym.
Nadto, poza lokalnymi organami wykonawczymi, które wydają polecenia i pilnują, aby je wykonywano, istnieją centralne organy kontroli. Głównym jest naturalnie KGB, ale niezależnie od niego działają i inne, na przykład kryjąca się pod niewinnie brzmiącą nazwą Inspekcja Robotniczo-Chłopska, w istocie tajna policja podległa członkowi Biura Politycznego, który ma prawie takie wpływy jak przewodniczący KGB. Nie zasypia też gruszek w popiele Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, nie podlegające ani KGB, ani Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej. Poza nimi jest też centralny organ prasy, którego wizyty w fabrykach wywołują nie mniejszą panikę i wściekłość niż naloty funkcjonariuszy OBHSS, czyli Wydziału do Walki z Zawłaszczaniem Własności Socjalistycznej.
Z inicjatywy Lenina wprowadzono fundamentalną, niezmienną zasadę, by każdy organ mający władzę oraz zdolność podejmowania decyzji był zrównoważony przez inny, nie mniej zbiurokratyzowany. Ma to zastosowanie nie tylko do organów władzy: jest gazeta „Prawda”, ale mamy też „Izwiestija”. Istnieje TASS, a obok niego Agencja Prasowa „Nowosti”, bynajmniej nie po to, żeby konkurowały ze sobą, ale by wszystko było zdublowane. Zabieg ten pozwala towarzyszom z Politbiura wieść znacznie spokojniejsze życie, co w ich wieku ma niebagatelne znaczenie.
Kontrolować wszystko i wszystkich nie sposób, dlatego właśnie jest tak ważne, by dosłownie wszystko dublować. Zawiść to stróż doskonały – zawsze można donieść na rywala, gdy ma on przebłysk natchnienia albo jego zachowanie odbiega od normy, lub co najgorsze, próbuje zdroworozsądkowej krytyki. Duplikacja jest główną przyczyną przerażającej stagnacji we wszystkich dziedzinach życia radzieckiego państwa i społeczeństwa. I naturalnie powodem bezprecedensowej stabilności reżimu. Powielając organy, Politbiuro neutralizowało wszelkie próby rewolty przeciwko sobie. I tak jest do dziś.
Tworzenie tego podwójnego systemu zaczęło się od powołania WCzK, Ogólnorosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, która miała zneutralizować rosnącą władzę Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych. Przez całą spływającą krwią wojnę domową obie te służby działały niezależnie i nawet rywalizowały ze sobą, a ponieważ ogromnie przybrały na znaczeniu, Lenin stworzył jeszcze inny organ kontroli i wymierzania sprawiedliwości – Rabkrin, czyli wspomnianą Inspekcję Robotniczo-Chłopską. Dziejów i osiągnięć tego urzędu do dziś nikt nie opisał, choć było to ukochane dziecko Lenina, o którym pamiętał on nawet na łożu śmierci. Rabkrin nie był pomyślany jako organ represji wobec całego społeczeństwa, lecz instytucja kontrolująca elitę bolszewików, a przede wszystkim WCzK i NKWD.
Tymczasem macki Czeki, jak potocznie nazywano WCzK, wypełzły poza granice kraju i bolszewiccy przywódcy musieli utworzyć inną instytucją zdolną zrównoważyć tę jej działalność, ani bowiem NKWD, ani Rabkrin nie nadawały się do tego. 21 października 1918 roku z rozkazu niestrudzonego Lenina powołano nową służbę wywiadowczą mającą operować wyłącznie poza granicami kraju, całkowicie niezależną od Czeki. Nazwano ją dla dezinformacji Zarządem Rejestracyjnym Sztabu Polowego Rewolucyjnej Rady Wojennej Republiki. Obecnie zwie się ona Głównym Zarządem Wywiadowczym Sztabu Generalnego Armii Radzieckiej, nosi też wojskowe oznaczenie Jednostka 44 388.
Historia zna wiele podobnie zdublowanych służb i organizacji stworzonych przez rozmaite reżimy. Najlepiej znane działały naturalnie w Niemczech za czasów Hitlera. Obowiązywały tam te same zasady podwójności: SA i SS, Wehrmacht i Waffen SS, RSHA i Abwehra.
To zwielokrotnienie organów można wyjaśnić jedynie dążeniem rządzących do zachowania władzy. Bez wyjaśnienia tej kwestii nie sposób pojąć roli radzieckiego wywiadu wojskowego oraz przyczyn tego, że GRU przez cały czas istnienia Związku Radzieckiego było niezależne od KGB, mimo że wielokrotnie próbowano mu je podporządkować.
------------------------------------------------------------------------
Otdieł po bor’bie s chiszczenijami socyalisticzeskoj sobstwiennosti (przyp. red.).
Rabocze-kriestjanskaja inspiekcyja (przyp. red.).
Registracyonnyje uprawlenije Polewogo sztaba Riewolucyonnogo wojennogo sowieta riespubliki (przyp. red.).Rozdział 1
TRIUMWIRAT
Związkiem Radzieckim włada triumwirat: partia, KGB i armia. Wszystkie pozostałe instytucje państwowe, niezależnie od tego, ile oficjalnie udzielono im władzy, de facto mają charakter wykonawczy i są podporządkowane któremuś z triumwirów. Żaden z tych trzech organów nie ma też władzy absolutnej ani większej niż inne. Wszystkie są niezależne i muszą dzielić się władzą z rywalami, choć żadnemu się to nie podoba. Cały czas zatem, choć nie zawsze to widać z zewnątrz, ze sobą walczą. Ataki i rejterady, tajne przymierza i zdrady to ich dzień powszedni.
Partia nie może istnieć bez aparatu represjonującego ludność, a KGB bez ciągłego podsycania komunistycznego fanatyzmu i oszukiwania ludzi – a więc bez partii. Każde z nich uważa swoje zadanie i istnienie za najważniejsze, a to, co robi drugie, za pomocnicze. I KGB, i partia dążą do zdobycia pełni władzy, ale zdają sobie sprawę, że nie mogą całkowicie pozbyć się drugiej strony, gdyż to oznaczałoby samozagładę. Obie te instytucje potrzebują też armii, która występuje tu w roli tresowanego krokodyla odwracającego uwagę i zapewniającego im spokojny żywot.
W tym triumwiracie armia jest najsilniejsza, ale też ma najmniej praw. W przeciwieństwie do partii czy KGB nigdy, nawet przez kilka godzin, nie przewodziła ona państwu. Gdyby kiedykolwiek tak się stało, byłby to koniec zarówno partii, jak i KGB, gdyż te instytucje nie są armii do niczego potrzebne. Dla krokodyla stan naturalny to życie w bagnie i połykanie tego, na co ma ochotę. Nadzór treserów jest nienaturalny, z czego obaj oni doskonale zdają sobie sprawę. Wiedzą też, że gdyby krokodyl się uwolnił, najpierw rozprawiłby się właśnie z nimi.
Powstaje wobec tego pytanie: Dlaczego krokodyl nigdy nie miał ku temu okazji? Powodem są mocne cugle, które z jednej strony twardą ręką trzyma partia, a z drugiej KGB. Cugle partii nazywają się Wydziałem Politycznym, a KGB – Wydziałem Specjalnym Sztabu Generalnego. Każdy szczebel dowodzenia i każda jednostka armii jest spenetrowana przez oba te wydziały, częściowo jawnie, częściowo za pośrednictwem informatorów. Za każdym razem, gdy armia zaatakowała partię, co zdarzało się, poczynając od lat dwudziestych, dość często, czekiści, a potem kagebiści, błyskawicznie opanowywali sytuację. Gdy natomiast po śmierci Stalina armia zaatakowała KGB, do akcji wkroczyła partia, by ratować bezpiekę. Kiedy zaś KGB nazbyt zbezczelniał i zaczął spiskować przeciwko partii, popuściła ona cugli i do dzieła przystąpił krokodyl. Wszystko jednak zostało tak skalkulowane, by mógł ugryźć, ale nie zdołał zagryźć. Po takich incydentach wszystko na jakiś czas wraca do normy i treserzy tak manipulują krokodylem, aby żadne sprzeczne interesy czy kłótnie nie doprowadziły do rozstrzygającego starcia.
Czasami udaje im się wymierzyć krokodylowi parę kopniaków, a jeśli nie ma już wyjścia, zgodnie napuścić go na kogoś innego, zwanego agresorem. W sprzyjających okolicznościach krokodyl mógłby co prawda pociągnąć za sobą treserów, jednak nie do końca – nie może opuścić triumwiratu.
Żadna z pozostałych instytucji państwowych Związku Radzieckiego nie ma w tym przedstawieniu pierwszoplanowej roli – mogą jedynie statystować, karmić treserów i krokodyla, nakładać im makijaż czy zbierać gotówkę od przerażonych widzów.
Sztab Generalny Armii Radzieckiej jest mózgiem krokodyla, a wywiad wojskowy jego oczami i uszami. GRU stanowi część Sztabu Generalnego, czyli część mózgu – tę, która analizuje to, co widzą oczy i słyszą uszy, która może skoncentrować te zmysły na najbardziej interesujących mózg obiektach. Choć krokodyl nie może urwać się z cugli, to zarówno Sztab Generalny, jak i GRU praktycznie nie podlegają jakiejkolwiek kontroli zewnętrznej.
Powodem tego stanu rzeczy są doświadczenia zdobyte przez partię, i to własnym kosztem. Przed drugą wojną światową partia tak dokładnie nadzorowała Sztab Generalny, a czekiści tak dokładnie go sprawdzali, że stracił on możliwość samodzielnego myślenia i działania oraz szybkość reakcji. Armia skutkiem tego praktycznie stała się niezdolna do walki i cały system radziecki znalazł się na skraju katastrofy. Partia wyciągnęła z tej nauczki właściwą lekcję: nie może mieszać się do pracy mózgu, nawet jeśli nie myśli on zgodnie z jej wytycznymi. Partia i KGB z powodów czysto praktycznych wolą mieć pod kontrolą ciało niż umysł i zmysły krokodyla.
_Ciąg dalszy w wersji pełnej_