Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Grunwald 1410 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Grunwald 1410 - ebook

Bitwa pod Grunwaldem to dzisiaj legenda. Nasze największe zwycięstwo w dziejach rozpala wyobraźnię każdego Polaka. W 610. rocznicę bitwy historyk Jan Wróbel na nowo przedstawia konflikt Polski i Litwy z państwem krzyżackim. Odtwarza przebieg starcia, zagląda do średniowiecznych kronik i najnowszych prac badaczy. Zaskoczy cię, ile tajemnic kryje Grunwald. Nawet dziś.

Kto zwyciężył pod Grunwaldem? Król Polski Jagiełło czy wielki książę litewski Witold?

Dlaczego wojska polskie nie zdobyły Malborka?

Czy Krzyżacy byli... Polakami?

Jakie niewygodne fakty próbowali ukryć kronikarze polscy i krzyżaccy?

Dlaczego największą konną batalię co roku odtwarzamy… na piechotę?

Myślisz, że o zwycięskiej bitwie z Krzyżakami wiesz wszystko?

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-7820-2
Rozmiar pliku: 22 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Był młodszym bratem. Taka sytuacja, oczywiście, zdarza się często, a kończy Grunwaldem bardzo rzadko. Konrad i Ulryk von Jungingenowie mieli to szczęście, że urodzili się w rodzinie majętnego szlachcica, ale przy tym pecha, że ich starsi bracia dożyli wieku dorosłego i pozbawili młodsze rodzeństwo możliwości korzystania z rodzinnego majątku. Dwaj bitni, a przy tym inteligentni von Jungingenowie ruszyli zatem do Prus. Ich kariera przypadła na czas dla zakonu trudny. Polacy, których lekceważono, i Litwini, którymi pogardzano, testowali krzyżacką cierpliwość. Krzyżaków i Polaków obowiązywał pokój kaliski z 1343 roku i nawet irytujący zakon chrzest Jagiełły oraz unia Polski i Litwy nie skłoniły ich do podjęcia walki. Jagiełło, przewrotny władca dzikich ludów, podniesiony został przez Polaków do rangi chrześcijańskiego króla, Bożego pomazańca. Tym samym przekreślano Boży plan, dla Krzyżaków tak oczywisty: Litwini przeznaczeni są do podboju i ochrzczenia przez zakon!

Jagiełło czasem blokował szlaki handlowe łączące Prusy z południem Europy i ze Lwowem. Zagrożone były dostawy miedzi z Węgier. I utrudniał Krzyżakom wywieranie presji na Żmudź – krainę łączącą dwie części państwa zakonnego. To znaczy łączącą, kiedy pozostawała w rękach krzyżackich, dzielącą, kiedy stanowiła część Wielkiego Księstwa Litewskiego wspieranego przez Polskę.

Postawny rycerz Ulryk dbał o formę fizyczną mimo słabości do cukierków anyżkowych. Promotorem jego kariery, a zarazem wiecznym recenzentem był starszy brat, Konrad, który sam został wielkim mistrzem. Przywódca z oczywistym dorobkiem. Zakon zawdzięczał Konradowi von Jungingenowi znaczące sukcesy i nabytki terytorialne – używając na przemian broni, pieniędzy i środków dyplomacji, zakon przejął jedną z ziem Marchii Brandenburskiej (tzw. Nową Marchię), duńsko-szwedzką Gotlandię oraz litewską Żmudź. Stał się tym samym liderem wśród państw nadbałtyckich, a Konradowi marzyła się silna flota i dominacja nad Bałtykiem. Kiedy zmarł w 1407 roku, kapituła krzyżacka wybrała nowego wielkiego mistrza, Ulryka. Kuchnia natychmiast zakupiła worek anyżkowych cukierków. Jeżeli wierzyć utrwalonej legendzie, Konrad, umierając, odradzał ten wybór, bo „Ulryk jest głupi…”.

Współpraca Jagiełły i Witolda, bliskich kuzynów (ich ojcowie byli braćmi), układała się gorzej niż von Jungingenów – właściwie układała się wzorowo źle. Koronacja Jagiełły na polskiego króla (1385) nie ugasiła wzajemnej rywalizacji. W 1389 roku Witold ostatecznie (nie przywiązujmy się jednak do tego słowa, bo „ostatecznie” nic się w duecie litewskich kuzynów nie działo) uciekł od Jagiełły do Krzyżaków. Witold na zmianę był ich sprzymierzeńcem, fałszywym sprzymierzeńcem albo wrogiem (a wtedy sprzymierzeńcem Jagiełły).

Zdaje się, że na koniec Krzyżacy, ochoczo wykorzystujący Witolda, sami pogubili się w ocenie gry uprawianej przez litewskiego kniazia. Zachowały się listy Witolda z 1409 roku – liczne, stanowiące wyraz troski o relacje krzyżacko-litewskie. W odpowiedzi na wydany przez krzyżackiego wójta zakaz handlu między Litwinami a Żmudzinami Witold pisał: „Ani przez myśl nie przeszło nam puszczać naszych poddanych na Żmudź w tym celu, aby tam buntować ludzi, skoro z wami i z waszym krajem w dobrym pozostajemy przymierzu”. W tym samym czasie na Zachodzie w pismach „uciskanych Żmudzinów” oskarżano Krzyżaków o gwałty na nowych chrześcijanach mieszkających na Żmudzi. Trudno było przypuszczać, że listy te nie powstały w kancelarii Witolda… Wysłano do Wilna komtura Markwarda von Salzbacha, aby wydobył od Witolda deklarację, czy w sporach granicznych między Mazowszem, Polską a zakonem będzie popierał zakon. W istocie chodziło o deklarację, czyim Witold jest sojusznikiem.

Księciu udało się wyprowadzić z równowagi krzyżackiego posła – ten wykrzyknął, że Witold myśli chyba czwarty raz zdradzić zakon. Ledwo Markward dojechał do Malborka z raportem, dotarł list od wielkiego księcia: „Słowa wyrzeczone przez komtura bolą nas bardzo…”. Czyli – chcę być z wami. A tydzień później, w maju 1409 roku, wybuchło na Żmudzi antykrzyżackie powstanie, wspierane potajemnie przez Witolda i Jagiełłę! Powstanie, które stanowiło, jak wnioskujemy z rozwoju wydarzeń, pierwszy etap wielkiej wojny Polski i Litwy z zakonem krzyżackim 1409–1411.

Ulryk von Jungingen uchodził za mniej skłonnego do kompromisu niż jego starszy brat i za bardziej porywczego (to opinia Konrada von Jungingena). Trudno się dziwić, że oburzały go mętna polityka Jagiełły i polityczna dwulicowość Witolda. Osobistych i politycznych powodów, aby nowy wielki mistrz musiał się pokazać jako zdecydowany przywódca, zdolny i chętny, by zgiąć karki wiarołomnych Litwinów i ich polskich protektorów, zgromadziło się sporo. Zakon próbował jeszcze rokowań, zręcznie odwołał się do arbitrażu węgierskiego króla, Zygmunta Luksemburskiego – kiedy jednak ten wydał korzystne dla Krzyżaków postanowienie, Jagiełło je po prostu odrzucił. Dłużej nie było co się wahać. Wojna!

A teraz na każde skinienie Ulryka pójdą na spotkanie śmierci lub karnie czekać będą na inne rozkazy najlepsi rycerze Europy. Jest 15 lipca 1410 roku.

Wszyscy są naprawdę wściekli na długo przed rozpoczęciem bitwy. Przez kilka dni wielkie armie na przemian szukają się i unikają, prawie nie schodząc z koni, nawet nocą. Marzną w nocnym deszczu, męczą się w lipcowym słońcu, wykonując rozkazy, których, jak to na wojnie, nie rozumieją. Kiedy wreszcie stają ze sobą twarzą w twarz, wielkiego mistrza przez krótką chwilę dręczy pokusa, by wykorzystać przewagę. To on i jego wojska byli pierwsi, to on i jego wojska gotowi byli do ataku. Oczami zwiadowców Ulryk widzi nerwowe ruchy nadciągających polskich wojsk, dość gorączkowo rozwijających szyki bitewne pośród drzew. Dobra okazja do ataku…

Konrad von Jungingen wolał unikać wojny z Polską. Jego brat Ulryk wprost przeciwnie. Miniatury z Alte-und Neues Preussischer Historien,1684 r.

Opinie dowództwa krzyżackiego okazują się podzielone. Atakować piękna rzecz, ale jeżeli Polacy są naprawdę bardziej gotowi, niż to się wydaje? Las i wzgórza utrudniają ocenę ruchów wojsk po polskiej stronie. A czy naszemu rycerstwu nie będę przeszkadzały drzewa, a koniom trudności nie przysporzy szarża na wzgórze? Von Jungingen decyduje się zaczekać na Polaków. Wielu rycerzy drażni ta decyzja, nawet ich konie chciałyby już mieć za sobą popis męstwa i odwagi.

Później to już król Jagiełło zwleka z rozpoczęciem bitwy. Silny wiatr i słońce osuszyły pole, na którym jedni mieli zdobyć chwałę, a inni znaleźć śmierć lub niewolę. Wojska krzyżackie już jednak na tym polu stoją, polskie i litewskie korzystają z cienia dawanego przez drzewa i zarośla oraz z łask ponawianych przez Jagiełłę mszy świętych.

Na rozkaz Ulryka von Jungingena, wielkiego mistrza, jego wojska cofają się nieco, aby zanęcić przeciwnika polem do szarży. Atakuj, człowieku!

Zakon krzyżacki i tysiące zgromadzonych przez niego rycerzy bronią drogi wiodącej ku stolicy kraju tysiącom Polaków i Litwinów, wspomaganych przez Tatarów i pułki ruskie. W tej części Europy jeszcze nigdy nie widziano tak licznego wojska. Nigdy też nie widziano, aby wielka armia tak bardzo zagrażała państwu zakonnemu – do tej pory bać to się mieli jego przeciwnicy.

Ulryk von Jungingen nie pali się do walnej bitwy z Polakami. Przyjmuje ją z musu, wolałby nękać liczniejszego wroga, osłabić, zanim go dopadnie i przegna. Teraz jednak, kiedy pozostaje tylko jedno wyjście – bój – usiłuje przyspieszyć decyzję Jagiełły o rozpoczęciu starcia. Dwaj książęta zostają zatem wysłani z nagimi mieczami. Jeszcze jest przed bitwą, jeszcze obowiązują rycerskie obyczaje. Parlamentariuszom nic się złego nie przydarzy, mimo że ostrymi jak klingi podarowanych mieczy słowy obrażą Polaków.

Na krańcach przyszłego pola bitwy, zdaje się Ulrykowi, dochodzi do jakichś starć, jeszcze zanim wracają dwaj książęta. Informatorzy ze skrzydła szybko dostarczają jednak wiadomość, że to tylko grupa niecierpliwych wojów Litwy próbowała udowodnić swoją dzielność i szybkim wypadem zbliżyła się do wojsk krzyżackich, a po zademonstrowaniu pogardy względem wroga wróciła spiesznie do swoich. Dowódcy Krzyżaków kiwają głowami – jak świat światem, znajdą się zawsze narwańcy lekceważący dyscyplinę. Zwykle – młodzi. Młody, to i głupi. Nastrój poprawia opowieść o jednym z niedoszłych bohaterów, który wraz z koniem wpadł w głęboki dół i teraz jęczy z połamanymi kończynami.

Oczywiście wśród samych krzyżackich braci takiej niesubordynacji się nie akceptuje. Dni i miesiące na polu treningowym wyrabiają konieczną karność. Trochę może szkoda, że braci zakonnych nie jest pod Grunwaldem zbyt dużo… „Wystarczy!” – ucina pogaduszki wielki mistrz. I jeszcze raz spogląda w lewo i w prawo, z dumą ogląda tysiące swoich żołnierzy. Wójtowie, burmistrzowie, rycerze, kusznicy, zakonnicy, sługi. Są wszyscy, którzy chcą wiernie walczyć o triumf państwa Boga nad państwem diabła. Wprawne oko krzyżackiego dowództwa ocenia, że wojsk Jagiełły i wojsk Witolda jest więcej niż wojsk rycerzy prowadzonych przez Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego, ale nie liczebność, lecz jakość uzbrojenia i dowodzenia mają zdecydować o losie starcia. Wielki mistrz ufnie oczekuje sądu Bożego.

Słońce stoi dość wysoko, kiedy Jagiełło daje znak, że nadszedł czas… Pierwszą szarżę tej bitwy rozpoczynają Litwini. Wrzask litewskich i tatarskich wojów byłby w innym dniu przykry dla ucha, dzisiaj jednak szeregi krzyżackie falują wśród radosnego podniecenia. „Zaczęło się! Spokój, spokój!” – krzyczą krzyżaccy chorążowie. Nie ma co się spieszyć z atakiem na szybkie i zwrotne wojska Witolda, niech te najpierw posmakują kul, które wyplują krzyżackie armaty, a potem rozbiją się o pancerze krzyżackiego rycerstwa.

Nie potrwa to długo, a wielki mistrz zakonu krzyżackiego da znak swoim ludziom skupionym wokół najważniejszych chorągwi w centrum szyku. Naprzód! Powoli, jakby sennie ruszają zastępy uzbrojonych od pięt po sam czubek głowy kawalerzystów. Trzymają potężnymi dłońmi długie kopie, słońce roztacza nad nimi niebiański blask. Konnica rozpędza się, podniecona widokiem nacierającego z przeciwka rycerstwa polskiego. Piękno tego widoku, niezrównanego, czarującego bardziej nawet niż ogromna olśniewająca katedra, najbardziej imponujący fort, oszałamia wszystkich członków sztabu von Jungingena. Rycerstwo wymierza kopie w pędzący z drugiej strony potok rycerzy królewskich. Dzielni ludzie! Jedni i drudzy! W chwili, w której wpadają z pędem na siebie, rozlega się taki trzask, jakby ziemia krzyknęła. Jak wspaniały jest szyk krzyżackich kolumn! Widać, że przewodzą im wilki wojny, zakonnicy, którzy dzień w dzień ćwiczą umiejętności bojowe; z większą wprawą sięgają po miecz niż po modlitewnik. Huk pierwszego starcia rzędów rycerstwa obu stron jest przejmujący, zagłusza rozmowy w obu dość oddalonych od pola starcia sztabach – von Jungingena i króla Jagiełły. Połamane kopie walczących nad dolinką Wielkiego Strumienia, głównej linii boju, wypełniają rów, układając się w coś na kształt powykręcanych we wszystkie strony resztek pomostu.

Jungingen z rozmysłem zachowuje wcale sporą część wojsk przy sobie, z dala od głównego teatru wojny. Są one przeznaczone do późniejszego, rozstrzygającego ataku. Rycerzy ma poprowadzić do boju najwyższy zwierzchnik zakonu.

Jeźdźcy Witolda z zadziwiającą energią poczynają sobie na oddalonym od centrum krzyżackim lewym skrzydle. Zadziwiającą, skoro to oni są lżej uzbrojeni niż rycerstwo. Wysokie czapy, ciała owinięte grubymi skórami (zwykle znajdują się pod nimi kolczugi albo stalowe blachy). Wyglądają jak posłańcy śmierci. Nie odstraszają ich kule bijące z niezbyt licznych armat. Armaty dwukrotnie wystrzeliwują do wroga, ale po drugim wystrzale dowódca daje sygnał do szybkiej ucieczki, zanim na linię obrony wpadną rozpędzone hufce tatarskie i litewskie – jak w słup uderzają w korpus rycerskich wojsk.

Aktywność wielkiego księcia nie uchodzi uwagi Ulryka von Jungingena. Kiedy Jagiełło kryje się gdzieś w lesie, a Ulryk stoi w oddali z chorągwiami odwodowymi, to Witold bierze udział w bitwie, krzyczy, ponagla, dowodzi i walczy… Zazdrość bierze! Zwłaszcza że przeważający liczebnie ludzie Witolda osiągają wiele. Zmuszają rycerzy krzyżackich do cofnięcia się. Bój wre, Litwa szaleje.

Von Jungingen wzmacnia atakowane przez Litwinów skrzydło jedną z odwodowych chorągwi – i jego wojsko, wzmocnione na duchu i wzmocnione po prostu, zaczyna wreszcie spychać przeciwników z pola walki. Wojska Witolda zaczynają ustępować. Teraz przychodzi czas, żeby roznieść na strzępy obrońców pogan, Polaków! Walczący sięgają po miecze i topory. Lipcowe słońce i rycerska wściekłość zmieszana ze strachem przed śmiercią i żądzą mordu powodują, że wielkie grunwaldzkie pole zaczyna przypominać gigantyczną patelnię pełną szamoczących się skorpionów. W centrum pola bitwy rycerze polskiego króla cofają się pod naciskiem chorągwi krzyżackich. Dowodzący w tym tyglu Zyndram skupia siły wokół krakowskiej chorągwi. Wie, że wojsko może się skutecznie bronić długo, a nawet może nieco ustąpić pola pod jednym warunkiem – żadnej paniki. Najlepsi polscy rycerze skupiają się wokół chorągwi krakowskiej i chorągwi królewskiej – bij, zabij, trzymaj fason!

Nie mija wiele czasu, a oczy von Jungingena cieszy widok uciekających litewskich oddziałów, gonionych z zapałem przez ciężkozbrojne rycerstwo. Znaczna część tych rycerzy przybyła z Zachodu, aby wspomóc chrześcijański zakon. Wielki mistrz czuje powiew triumfu! Pogan (fałszywie ochrzczonych wyznawców pogańskich bóstw) już Pan Bóg przykładnie karze rękami chrześcijańskich gości z zagranicy.

Wielki mistrz prawdopodobnie nigdy się nie dowiedział, jak bardzo sprzyjała mu w tym momencie fortuna. W wojsku polskim nieoczekiwanie zawraca na pięcie jedna z ważniejszych chorągwi – czeskich najemników. Obie strony korzystają oczywiście z pomocy najemników (bogatsi Krzyżacy nawet w większym stopniu), ale „krzyżacka” czeska chorągiew św. Jerzego sprawuje się doskonale, natomiast „polska” czeska chorągiew św. Jerzego zostaje zwiedziona przez swojego dowódcę i wycofana. Jej dalszy udział w bitwie wisi na włosku. Zaczyna czmychać akurat wtedy, kiedy Polakom grozi atak z boku, osieroconego przez umykających Litwinów. Być może jej dowódca uznał, że wróg jest tak silny, iż lepiej zachować swoich ludzi – chorągiew żywych zawodowców jest zawsze w cenie, martwa może liczyć tylko na uznanie kronikarzy i poetów.

Dopóki polskie dowództwo nie opanuje buntu, sprawy mają się tak: Litwini ścigani, w centrum wojsk królewskich powstaje wyrwa, krzyżackie rycerstwo naciera. Trzy ruskie pułki wspomagające na początku bitwy Litwinów przedzierają się przez pogoń krzyżacką do polskiego centrum. Z ich pomocą Jagiełło łata wyrwę na skrzydle swoich wojsk. Widmo chaosu, tego pierwszego sygnału paniki nieuchronnie prowadzącego do klęski, zostaje oddalone. Zaraz potem polski biskup Mikołaj Trąba dopada czeskich uciekinierów. Krzyczy, pluje, grozi, apeluje. Chorągiew porzuca swojego zdradzieckiego dowódcę i wraca na pole bitwy. W samą porę, grupa krzyżackiego rycerstwa nie jest zbyt oddalona od oskrzydlenia Polaków.

Czynny udział księcia Witolda w zaciętej walce wzbudzał zazdrość w wielkim mistrzu zakonu krzyżackiego. Drzeworyt Pod Grunwaldem w 1410 r. – wyobrażenie Stanisława Brzęczkowskiego

Jeżeli był moment w tej bitwie, w której wielki mistrz otarł się o zwycięstwo, to był to ten, kiedy jego triumfujący ludzie prawie wzięli Polaków w dwa ognie. Prawie wzięli, prawie wygrali. Może gdyby „goście” porzucili pościg za Litwinami i uderzyli w tej chwili na Polaków z flanki, zdołaliby wywołać falę paniki. Uczestnicy pościgu woleli jednak bawić się w dobijanie wroga. Wielki mistrz wzrusza ramionami. Przewaga jego rycerzy w środku pola bitwy wystarczy do zwycięstwa. Tak jak w uwielbianej przez Krzyżaków grze, w szachach. Kto opanowuje centrum, ten wygrywa. Po wygranej bitwie Ulryk nie będzie już „młodszym bratem Konrada”. Przyćmi przecież wszystkich swoich czcigodnych poprzedników i stanie się wzorem dla następców. Bogu niech będą dzięki.

Kiedy furia pierwszego ataku się wyczerpuje, krzyżacki dowódca daje znak do chwilowego odstąpienia – i ponownego miażdżącego uderzenia. Mokra jeszcze z rana ziemia wyschła w gorącu dnia, nad polami będącymi sceną krwawych starć wznosi się wielki obłok kurzu. Hałas się wzmaga. Gdzieś pośród zamieszania do wielkiego mistrza dochodzi echo pieśni _Jezus zmartwychwstał!_ wzniesionej z triumfem przez grupę Krzyżaków. Czy to już zwycięstwo? Spieczone wargi wielkiego mistrza powtarzają słowa pieśni, ale oczy czujnie wbijają się w pole bitwy. Tumany kurzu uniemożliwiają jednoznaczną ocenę sytuacji, jednak dostrzec można skupienie sporej grupy rycerzy krzyżackich i królewskich wokół jednego punktu. Ramiona uczestników boju, już omdlewające po zadaniu niezliczonych ciosów, podrywają się ponownie z wielką siłą. Wśród otoczenia wielkiego mistrza daje się wyczuć podenerwowanie – i gotowość do wsparcia swoich.

Ulryk widzi się już na czele szarży, która stanowić będzie dla sług króla i diabła cios ostateczny, lecz się hamuje. To jeszcze nie jest kluczowy moment bitwy. Polacy nie łamią szyku. Daje znak zakonnym wojskom, by znów cofnęły się na chwilę, aby ponownie przystąpić do szturmu i przebić się przez polskie rycerstwo. Nie wszyscy słyszą ten rozkaz, nie wszyscy też, toczący pojedynki na śmierć i życie, mogą go wykonać. Znowu wzmaga się łomot, znowu wzmaga się nadzieja na przegnanie Polaków.

Coś idzie źle.

Wielki mistrz bardziej słyszy, niż widzi, że krzyżacki atak nie przynosi skutku. Tętent końskich kopyt traci na sile, cichną nieco triumfalne nawoływania, którymi zmęczeni bojownicy dodają sobie animuszu. Entuzjazm wzrasta, tyle że po polskiej stronie. Do polskiego rycerstwa dociera, że przeciwnik źle ocenił swoje siły, że słabnie. To jest ten cudowny, upragniony moment, w którym atakujący przejść muszą do obrony, kiedy atakowani przystępują do ofensywy. Upragniony, rzecz jasna, przez Polaków, a budzący niepokój dowódcy sił krzyżackich.

Co prawda wracać zaczynają – nareszcie! – rycerze krzyżaccy uwikłani w pogoń za Litwinami. Tyle że jest ich mało. Niektórzy, nieświadomi, że właśnie ważą się losy bitwy, weseli wracają z łupami – i w przerażeniu porzucają je, aby wspomóc chwiejących się Krzyżaków. Inni wracają wycieńczeni – okazuje się, że wielu Litwinów sprytnie wykorzystało rozproszenie goniących je wojsk i znienacka zaatakowało małe grupki rycerzy, którzy z myśliwych stali się zwierzyną łowną. Litwinom wsparcia udzielili ludzie króla. Znaczna część rycerzy nie dała już rady uciec, kiedy to na nich zaczęto polować. Padli zabici albo dostali się do niewoli.

O ile powrót zdziesiątkowanych „gości” wprawia Krzyżaków w przygnębienie, o tyle pojawienie się Litwinów dodaje wojskom królewskim animuszu. Omdlałe ramiona zaczynają odzyskiwać siły, udręczone płuca łapią więcej powietrza. Bij Krzyżaka! Teraz albo nigdy. Rycerstwo z obu stron wikła się w dziesiątki i setki starć, w narastającym zamieszaniu strona królewska zaczyna brać górę.

Wielki mistrz zasłania twarz przyłbicą. Jego podkomendni dają znak odwodom krzyżackim – chorągwiom zachowanym na ostatni etap bitwy. Jungingen nie ma pewności, czy starannie zaplanowana szarża nie jest aby spóźniona, lecz nie dba o to. Jeżeli nie atak, to odwrót, dzięki któremu większość krzyżackich sił zostanie zachowana do następnych działań bojowych? Ulryk von Jungingen odrzuca myśl o odwrocie, jakby odrzucał pokusę grzechu śmiertelnego. Największa bitwa w historii Krzyżaków nie okryje go niesławą. Mężni rycerze z otoczenia wielkiego mistrza zaczynają wierzyć, że czeka ich ostatnia szarża w życiu, ale zgromadzone chorągwie ruszają karnie na pole bitwy. Chorągwie dowodzone osobiście przez Jungingena prowadzone są bokiem w stosunku do głównego pola bitwy, tak aby możliwie długo pozostać niezauważonymi i znienacka uderzyć na główne polskie wojska.

Los nieoczekiwanie daje galopującej gromadzie niepowtarzalną szansę zadania Polakom morderczego ciosu. Niedługo przed wykonaniem przez konnicę skrętu i uderzeniem na polskie wojsko dostrzec można na wzgórzu niewielką grupę rycerzy, osłaniającą jakiegoś dostojnika. Wielki mistrz nakazuje zlekceważenie tego dziwnego gremium. Krzyżacy pędzą dalej. Tylko jeden młody rycerz, odprowadzany gniewnym wzrokiem przez starszyznę krzyżacką, daje się ponieść radości pojedynkowania i galopuje na wzgórze. Zauważa dobrze ubranego rycerza i pragnie go włączyć do grona pokonanych przez siebie w szlachetnym pojedynku. Zanim zdąży wbić kopię w ciało upatrzonego wroga, zostaje powalony na ziemię przez ludzi ze świty rycerza. Ginie, nie wiedząc nawet, że niedoszła ofiara jego brawurowego ataku to Władysław Jagiełło. „Herum!” – krzyczy wielki mistrz, zniecierpliwiony tym, że rycerstwo ogląda pojedynek. Nie czas na widowisko! Czas, by dobić.

Krzycząc co sił w piersiach, jeźdźcy wpadają pomiędzy walczących wciągniętych przez śmiertelny wir. Odwód poprowadzony przez wielkiego mistrza Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego na chwilę przywraca panowanie wojsk krzyżackich na polu bitwy. W rozpaczliwym przypływie chęci pokazania Polakom, że nad bitwą panują Polacy, dowódca królewskiej chorągwi naciera na rycerza krzyżackiego przewodzącego swoim – Jungingena. Piękne starcie, jak z obrazka! Będzie o czym opowiadać po bitwie. Kopie obu rycerzy pękają, więc ci cofają się po nowe, a w tym czasie wir bitwy, jak najeźdźca z gwiazd, ogarnia swoim chaosem i atakujących, i obrońców. Tak trudno ich w tej chwili rozróżnić! Zadowolony z pierwszego starcia w tej bitwie Jungingen wznosi bojowy krzyk, a wtórują mu krzyżaccy dostojnicy. Zwycięstwo albo śmierć – każdy rozumie, że albo ostatni atak Krzyżaków złamie wojska króla, albo polskie topory potną odwód. Uniesienie Ulryka nie trwa jednak długo. Szybko dostrzega, że rycerze polscy mają liczebną przewagę. Nie tylko polskie – Litwa wróciła! Krzyżacka odsiecz przybyła za późno! Ludzie króla z werwą spuszczają miecze i topory na zrozpaczonego wroga, wreszcie otaczają kolejne grupki rycerstwa zakonnego. Niektórzy otoczeni zaczynają prosić o pardon. Na polu bitwy pojawia się polski odwód i ostatecznie przechyla szalę starcia. W mężnym sercu von Jungingena wzbiera złość – i niedowierzanie. Tak się ma to wszystko skończyć? Spina konia i rusza na grupkę polskich rycerzy rozglądających się za nową ofiarą. Jeruzalem! Naprzód!

„Mistrz pruski Ulryk (…) uznał, że nie warto żyć dalej, skoro jego wojsko poniosło klęskę” – tak śmierć wielkiego mistrza podsumował Jan Długosz. Ilustracja z albumu jubileuszowego Grunwald. Szkic historyczny z 1910 r.

Pada w piach z dwiema ranami, z oczami utkwionymi w zakurzone popołudniowe słońce. Jeszcze przed chwilą wielki mistrz, obecnie martwe ciało, otulone w bezużyteczne już stalowe pancerze. „Mistrz pruski Ulryk uznał, że nie warto żyć dalej, skoro jego wojsko poniosło klęskę” – oceni Jan Długosz. Ulrykowi przyjdzie się teraz przekonać, czy jego duszę skutecznie obronią relikwie noszone w niewielkim pektorale umieszczonym pod zbroją. Co się w nim znajduje? Kawałek kości któregoś ze świętych? Przedmiot uznawany za szczególnie związany z Maryją, patronką zakonu? W tym samym czasie wódz jego przeciwników, litewski król Polaków, ociera czoło. Jagielle, mimo późnego popołudnia, dokucza upał. Żar zza uchylonych drzwiczek piekła pochłania Krzyżaków.

Pierwszy poddaje swój oddział Mikołaj z Ryńska, dowódca wywodzący się z polskiego rodu zamieszkującego państwo zakonne. Niektórzy inni także usiłują się poddać, większość jednak zaczyna po prostu umykać z pola walki. Najpierw są to kropelki, potem strumyki, wreszcie fala uciekinierów. Zmęczone konie się potykają, kolejni jeźdźcy padają wraz z nimi, przygniatani ciężką zbroją. Główna fala uciekinierów kieruje się w stronę taborów. Próba utworzenia tam punktu oporu spełza na niczym. „Utworzywszy z wozów jakoby wał, tamże wszyscy zaczęli się bronić, lecz niebawem pokonani, wszyscy w paszczy miecza poginęli” – napisze potem naoczny (chyba) świadek. Kolejna ucieczka ocalałych kończy się w pobliskim jeziorku. Dalej nie da się już uciec. Komu ścigający nie darują życia, ten znika w odmętach coraz bardziej czerwonej wody.

Kiedy pod wieczór tego długiego dnia spada lekki deszcz, pokrywa liczne zwłoki rycerzy, którzy uwierzyli, że wielki mistrz i zmartwychwstały Chrystus poprowadzą ich do zwycięstwa. Pan Bóg pozwala jednak na świetną wiktorię wrogom zakonu. To Władysław Jagiełło ociera łzy niekłamanego wzruszenia i niekłamanej wdzięczności dla Stwórcy.

Ledwo stygną ciała, zarówno Polacy, jak i Krzyżacy rozpoczynają akcję propagandową skierowaną przede wszystkim na dwory biskupie i królewskie w całej katolickiej Europie. Nigdy jeszcze zakon, cieszący się przecież poparciem papieża i cesarza, na dodatek mający w swoich szeregach wielu synów ważnych niemieckich rodów, nie doznał takiej klęski jak pod Tannenbergiem. Nigdy jeszcze Polacy (i Litwini) nie rozgromili wroga tak potężnego i tak ważnego jak pod Grunwaldem. Teraz trzeba wyjaśnić światu, kto był dobry, a kto zły w ten niewiarygodny dzień.Fakty i fantazje

Niestety, twórca powyższego niedługiego opisu, i tak pomijający niektóre szczególnie sporne „punkty programu”, zawsze budzące ekscytację koneserów bitwy grunwaldzkiej, niejednokrotnie musiał nadrabiać fantazją. Oto przykłady.

Nie umiemy podać dokładnego momentu uderzenia Litwinów (a zatem rozpoczęcia bitwy). TO mogło się zdarzyć w pierwszej fazie bitwy, a mogło niemal w tej samej chwili, w której ruszyły na siebie chorągwie polskie i krzyżackie. Trudno też precyzyjnie umiejscowić w czasie dziwną, powstrzymaną ucieczkę Czechów, z reporterskim nerwem opisaną w _Rocznikach czyli_ _Kronikach sławnego Królestwa Polskiego_ Jana Długosza. Autor opisuje wydarzenie dla niego historyczne (urodził się w 1414 roku), jakieś pięćdziesiąt– sześćdziesiąt lat po Grunwaldzie. Niemniej jego opis bitwy traktujemy z powagą: ojciec był rycerzem uczestniczącym w bitwie, stryj był kapelanem Jagiełły, wreszcie sekretarz królewski, stojący u boku Jagiełły w czasie całej bitwy, stał się potem protektorem Długosza. Za to milczy się o „czeskim” incydencie w _Kronice konfliktu_ napisanej raptem kilka miesięcy po bitwie, przez jej bezpośredniego widza (biskupa i polityka z bliskiego otoczenia króla, Mikołaja Trąbę? Młodego królewskiego sekretarza Zbigniewa Oleśnickiego? Kogoś przez Trąbę wskazanego?). Komu zawierzyć? Autorowi _Kroniki konfliktu_ czy _Roczników…_? Oba te dzieła, warto dodać, stanowią najważniejsze polskie źródła, w których opisano przebieg bitwy pod Grunwaldem. _Kronika konfliktu_, niestety, jest nam znana tylko z kopii, prawdopodobnie skróconej. Niektórzy badacze twierdzą, że Długosz korzystał podczas pisania swojego dzieła z pełniejszej wersji _Kroniki konfliktu_, która nie dochowała się do naszych czasów (warto szukać!).

Podobnie jest w sprawie upadku najważniejszej polskiej chorągwi (bandery chorągwi koronnej), przejętej przez Krzyżaków wśród triumfalnego śpiewu i odbitej przez najwspanialszych polskich rycerzy – ale „odbicie chorągwi” opisał tylko Długosz. W _Kronice konfliktu_ zupełnie inaczej przedstawiono przełomowy moment bitwy – to wielka szarża odwodowych chorągwi (tu: oddziałów) wielkiego mistrza bezpośrednio i z namysłem skierowana na polskiego króla:

Hufce mistrza z miejsca na którym stały ruszając przeciw królowi, natknęły się na wielką chorągiew i wzajem mężnie zderzyły się kopiami. I w pierwszym starciu mistrz, marszałek, komturowie całego zakonu krzyżackiego zostali zabici.

Roczniki Królestwa Polskiego Jana Długosza stanowią jedno z najważniejszych źródeł na temat przebiegu bitwy grunwaldzkiej. Jan Długosz według rysunku Jana Matejki

Szczególnie pouczające okazuje się porównanie opisów epizodu z młodym rycerzem krzyżackim, który chce zabić polskiego króla w ramach rycerskiej przygody. U Trąby (?) rycerz świadomie celuje w króla, lecz Jagiełło sprawnie kopią rani w twarz przeciwnika, następnie strąconego przez „innych” (strażników króla) i dobitego. Długosz zaś główną rolę w pokonaniu Krzyżaka przypisuje Zbigniewowi Oleśnickiemu. Nic dziwnego, Oleśnicki to przecież jego protektor! Pomaga nam w ustaleniu prawdy fakt, że Oleśnicki, aby objąć później urząd biskupa, musiał dostać specjalną dyspensę od papieża, jako że splamił się w życiu zabójstwem (uzasadnionym, w obronie króla, zatem papież problemów nie robił). Czyli chyba w tej sprawie prawdziwszą jest narracja Długosza.

Jeszcze jednym cennym źródłem będą późniejsze kroniki pruskie (uwaga: „pruska” oznacza w tamtych realiach: „z terenu państwa zakonnego”, czyli Prus Krzyżackich; tak jak na przykład „polska” oznacza czasem „z terenu państwa polskiego”). Tekst spisał anonimowy autor, kontynuujący kronikę, której autorem był Jan von Posilge, stąd nazywa się go zwykle kontynuatorem Posilgego. Inne źródło to Rocznik toruński autorstwa franciszkanina mającego dobre relacje z zakonem, ostatni zapis dotyczy 25 lipca 1410 roku. Kontynuator Posilgego zapewne korzystał z wersji Roczników toruńskich, pisząc swoją kronikę. Wiarygodność obu tych źródeł historycy oceniają wysoko, a prace nad Kontynuacją…, poświęconą wydarzeniom nieodległym dla kronikarza, zostały ukończone u schyłku 1413 roku. Szkoda, że fragment dotyczący bitwy pod Grunwaldem jest krótki, „ porusza tylko najważniejsze dotyczące marszruty, przekazania mieczy, przebiegu walki i przyczyn klęski” (Sven Ekdahl). Oba teksty zawierają krytyczne uwagi na temat działań zakonu czy von Jungingena, chociaż stanowią dowód wyraźnej sympatii dla niego – i niechęci wobec Polaków i Litwinów. Jednak o polskich źródłach trzeba powiedzieć, że zawierają nawet większą porcję patriotycznej stronniczości.

Listy pisane niemal zaraz po zakończeniu bitwy przez kancelarię króla Jagiełły, a także listy pisane przez kancelarie krzyżackie nie wnoszą tak wiele do odtworzenia detali bitwy, jak można by się spodziewać. Ich autorzy skupiają się raczej na walce o dobre imię zakonu albo dobre imię Polaków, a nie na relacjonowaniu bitwy. Różne inne listy, zapiski wydatków, echa wydarzeń obecne w kronikach zagranicznych albo późniejszych bywają pomocne w ustalaniu (czy raczej poszukiwaniu ustaleń) różnych szczegółów. Tak na przykład liczba poległych pod Grunwaldem podana jest w relacji z sierpnia 1410 roku, napisanej przez dwóch posłów wysłanych do zakonu przez węgierskiego króla: „Mówi się, że po obu stronach zginęło 8000 ludzi”. Informacje te stały się podstawą dla papieża, który poświęcił konfliktowi specjalną bullę – i podał liczbę 18 tysięcy zabitych. Gdzie indziej znajdziemy 80 tysięcy poległych. Cytowany wyżej historyk uważa, że takie liczby to skutek dopisywania cyfr przez autorów odpisów, tak aby liczba robiła większe wrażenie. W piśmiennictwie średniowiecznym rzadko dbano o precyzję danych liczbowych, a o wrażenie – niemal zawsze. Nasz Długosz też podał kompletnie nieprawdopodobne szacunki dotyczące zabitych (i to tylko po krzyżackiej stronie).

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: