Grzechy mojej siostry - ebook
Grzechy mojej siostry - ebook
Czy chciałabyś być lepszą wersją siebie? Ile poświęcisz, by się nią stać?
Rita i Lila to siostry, które w dzieciństwie przeszły przez piekło przemocy domowej, jednak z czasem ich drogi rozeszły się, a siostrzana miłość została wystawiona na próbę.
Dorosłe już siostry próbują ułożyć sobie życie – wychodzą za mąż i starają się zapomnieć o traumatycznych przeżyciach. Niestety, z upływem czasu okazuje się, że nie zdołały uciec przed nieszczęściem, które nad nimi ciąży.
Rita, będąca w trakcie sprawy rozwodowej nie przebiera w środkach, aby uwolnić się od dramatu rozgrywającego się w zaciszu jej domu.
Właśnie wtedy, po latach milczenia zjawia się w jej życiu Lila, która ujawnia, że jej mąż się nad nią znęca, a ona sama nie może złożyć pozwu o rozwód, bo jej małżonek jest nietykalny. Po latach rozłąki, na schodach ich rodzinnego domu, w którym siostry doznały tyle przemocy i smutku, Lila prosi Ritę, aby ta pomogła zabić jej męża.
Kim tak naprawdę są siostry, co je łączy a co dzieli? Kto zginął, a kto zabił?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8195-447-1 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Otaczające nas ciemności rozświetla twój palący się stos. Zanim języki ognia ogarnęły samochód, w którym się znajdujesz, płomień zapalniczki przez chwilę wyglądał jak radosna iskierka w twoich oczach.
Patrząc w nie, wdycham głęboko zapach lasu i zniszczenia, nie mogąc się nim nasycić. Zaglądam w te twoje piękne, brązowe tęczówki, próbuję znaleźć w nich dno.
Twoje piękne, duże oczy, które zadały tyle bólu i które tak bez wysiłku kłamały, gdy mówiłeś: kocham cię.
Nagle, bez ostrzeżenia, znów pojawia się ten ogromny, zwalający z nóg ból głowy, który wyciska łzy z moich oczu. Z całej siły zaciskam dłonie na swojej czaszce, jakbym chciała ją rozłupać na pół, byleby tylko przestało boleć.
Mój oddech przyspiesza, gdy słyszę twój głos, tak wyraźny, jak gdybyś stał koło mnie i szeptał mi do ucha:
– Pożałujesz.
Powoli otwieram oczy i patrzę na twoją ginącą w płomieniach postać, na twoje usta, które delikatnie się poruszają, powtarzając w kółko to samo słowo.
– Pożałujesz.
Noc na przemian rozświetla się i pogrąża w mroku, jak gdyby ktoś ciągle gasił i zapalał światło. Ból głowy powoli ustępuje, a ja stoję w bezruchu na skraju lasu, topiąc się w twoich oczach i czując, jak ogarnia mnie przerażenie i ogromny żal, którego źródła nie jestem w stanie określić.
Po chwili wydaje mi się, że jednak mówisz do mnie coś innego, a twoje oczy wypełnia świadomość tego, co nieuniknione. Próbujesz krzyczeć, ale ja nie mogę dłużej czekać. Muszę odejść, więc odwracam się i już na ciebie nie patrzę, bo czas opuścić miejsce zbrodni.ROZDZIAŁ I
Jest późna noc, gdy budzi mnie głuchy łomot do frontowych drzwi znajdujących się piętro niżej. Siadam na łóżku i czuję, jak serce próbuje wyskoczyć mi z piersi. Jeśli ktoś dostał się na ganek, to oznacza, że sforsował też zamykaną na klucz furtkę. Albo że miał do niej klucze.
Czuję gwałtownie ogarniającą mnie panikę. Najchętniej zakryłabym się po uszy kołdrą, zakopała w pościeli i udawała, że nie słyszę tego okropnego, dudniącego hałasu, ale nie potrafię. Na drżących nogach wstaję z łóżka, sięgam do szuflady nocnej szafki i biorę do ręki najostrzejszy i największy nóż. To jednak nie poprawia mojego samopoczucia, bo wiem, że nie będę potrafiła się nim obronić.
Co, jeśli to on? Jeśli wrócił, żeby się zemścić? Nie dam mu rady, jest zbyt silny. Przecież tyle razy nie umiałam się przed nim obronić. Nigdy się nie poskarżyłam, bo było mi wstyd i teraz ten sam wstyd nie pozwala mi podnieść słuchawki telefonu i zadzwonić na policję. Chcę trzymać swoje życie w swoich rękach, tak jak to sobie obiecałam. Nigdy więcej nie będę ofiarą. Postanowiłam, że się podniosę i nie poddam, a żadne zastraszanie, groźby i prośby nie zachwieją moim życiem.
Moim nowym życiem, na które przecież zasługuję.
Schodzę powoli po schodach, wzdrygając się na każde ich skrzypnięcie. Nóż trzymam mocno w prawej dłoni, oddycham głośno i szybko przez usta. Nagle łomotanie w drzwi ustaje, więc i ja również zastygam, nasłuchując. Może sobie poszedł?
Zapalam światło w korytarzu, następnie wchodzę do przedsionka. Jeśli czai się gdzieś pod domem, doskonale mnie widzi przez ścianę matowego szkła. Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła. Powoli zbliżam się do drzwi i wyciągam rękę w kierunku zamka. Nagle podskakuję, a nóż wypada mi z dłoni, gdy słyszę głośne, równomierne uderzenia w drzwi. A sekundę później słyszę głos, którego nigdy, przenigdy nie spodziewałam się usłyszeć, a już na pewno nie w tej chwili.
– Rita, jesteś tam? Widzę światło! Proszę, otwórz!
Zamykam oczy i tak naprawdę nie wiem, co czuję. Na pewno ulgę, że to nie on, ale też wstyd i złość – nie spodziewałam się jej tutaj. Teraz. Nie chciałam, żeby widziała mój upadek. Żeby widziała mnie, zanim wstanę na nogi.
Drżącą ręką przesuwam zasuwę i przekręcam klucz w zamku. Powoli otwieram drzwi i nagle staję z nią twarzą w twarz. Twarz tej, której nie widziałam od lat. Twarz należącą do niegdyś bliskiej mi osoby, która odeszła, by żyć idealnym, pozbawionym trosk życiem. Która zostawiła mnie samą, mimo że błagałam i wyciągałam ręce z prośbą o pomoc. Zostałam tutaj, w grobie mojego koszmaru, i pomimo ogromu moich starań, gdy odeszła, zaczęła się moja gwałtowna i skuteczna droga do destrukcji.
Ona jest jedną z osób, które o to obwiniam.
– Dawno cię nie widziałam – mówi cicho.
Patrzymy na siebie, nie za bardzo wiedząc, jak się zachować. Najbardziej stosowny i na miejscu byłby siostrzany uścisk, ale na to jest już za późno. Nie po tym wszystkim.
– Ja ciebie też – odpowiadam drżącym głosem. – Co cię tutaj sprowadza?
Przyglądam się jej dokładnie. Mojej kochanej, młodszej, cholernie idealnej siostrze. Jak zwykle szczupła, atrakcyjna, dobrze ubrana. Lecz moje wprawne oko dostrzega też detale, których nie zauważyłby jej kolega czy znajomy z pracy. Lila jest zdenerwowana: jej oczy są lekko podpuchnięte od niewyspania, wzrok rozbiegany, usta wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie imitującym uśmiech. Przesuwając wzrok po jej sylwetce od góry do dołu, nagle zauważam, że u jej stóp stoi pokaźnych rozmiarów torba podróżna.
– Co tu robisz? – pytam z lekkim niepokojem.
– Nie wiedziałam, do kogo mam się zwrócić. Potrzebuję twojej pomocy.
Pierwszym moim odruchem byłby szyderczy śmiech, gdyby nie to, że moje gardło jest ściśnięte do bólu. Chce mi się płakać, mój oddech przyspiesza, ale próbuję się uspokoić.
Przez chwilę nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. Jak ona śmie? Moja siostra, która zostawiła mnie w tym piekle, nawet się za siebie nie oglądając, prosi mnie o pomoc? Nie mogę uwierzyć w to, jaka jest bezczelna.
– Czy ty mówisz serio? Pojawiasz się w progu mojego domu w środku nocy, po latach milczenia, i masz czelność prosić mnie o przysługę? Gdzie do tej pory byłaś, gdy zapomniałaś o swojej rodzinie, o matce, gdy zapomniałaś o mnie? Mimo tego szamba, w którym mnie zostawiłaś, nigdy nie zniżyłabym się do tego, żeby prosić cię o pomoc, bo mam swoją dumę. Dawałam sobie radę sama, bez ciebie. No ale ty nie masz takich skrupułów, prawda? Bo przecież to tobie wszyscy powinni usługiwać, bo taki jest ich sens życia, nieprawdaż, księżniczko? – Z kącików moich ust spływa jad.
Lila patrzy na mnie w sposób, który utrudnia mi oddychanie. Chyba nie tego się spodziewała. Biedna, naiwna Lila, która nigdy nie widziała nic poza czubkiem własnego nosa. Pewna część mnie odczuwa satysfakcję, że jej odmawiam, bo przecież na to zasłużyła. Latami czekałam na to, aby się na niej odegrać. Ale zarazem czuję, jak coś ściska mi serce, bo patrzę w te niegdyś bliskie mi oczy i mam ochotę przytulić chude ramionka, które dawno temu tak często tonęły w moim uścisku, pogłaskać śliskie włosy, które starannie rozczesywałam tysiące razy, i powąchać czubek jej głowy, który pomimo upływu czasu zawsze pachniał niemowlęciem.
Kiedyś, wieki temu, w innym życiu obiecałam, że będę się nią opiekować.
– Rita, przepraszam – odzywa się po chwili Lila, a w tonie jej głosu słyszę walkę z napływającymi do oczu łzami. – Wierz mi, że nie byłoby mnie tu, gdyby to nie była poważna sprawa. Nie mam do kogo iść, jestem kompletnie sama. Potrzebuję twojej pomocy.
– A twój fantastyczny mąż? Książę z bajki, przez którego zapomniałaś, skąd pochodzisz i o ludziach, którzy cię kochali?
Lila spuszcza wzrok, dysząc ciężko. Zaciska drżące dłonie. Nie jestem pewna, czy to efekt poczucia tej dawnej, zapomnianej siostrzanej więzi, ale nagle czuję, że coś jest bardzo nie w porządku. Moja złość przyćmiła powagę tej sytuacji. Ogarnia mnie dziwny niepokój, którego źródła nie jestem w stanie określić.
Od dnia swojego ślubu Lila nie zamieniła ze mną ani słowa. Kilka razy próbowałam się z nią skontaktować, telefonicznie, listownie – bez skutku. Po jakimś czasie zrozumiałam, że nie mogę już na nią liczyć, że po raz kolejny zostałam sama, chociaż niczym sobie na to nie zasłużyłam. Moja siostra wykreśliła mnie ze swojego życia. Kilka lat później odbył się mój ślub. Lila nie została na niego zaproszona.
– Czy mogę się u ciebie zatrzymać? – pyta cicho moja siostra, a ja nie jestem pewna, co jej odpowiedzieć. Z jednej strony chcę złapać jej torbę i z rozmachem zrzucić ją z betonowych schodów, a następnie kazać jej się stąd wynosić. Z drugiej jednak czuję rozlewające się powoli ciepło w tej części serca, które od lat było skute lodem.
Patrzę na moją siostrę, dorosłą już kobietę i nagle przypominają mi się stare czasy, gdy razem bawiłyśmy się lalkami, kiedy ciastko z kremem to był szczyt naszych marzeń, zebranie jednogroszówek na batonika zwycięstwem, kiedy nie potrzebowałyśmy słów, bo nasze spojrzenia znaczyły dla nas więcej niż trwająca godzinami rozmowa. Jak kochałyśmy się bezwarunkowo. Jak dzieliłyśmy między siebie ten strach i upokorzenie oraz inność, która towarzyszyła nam od małego.
– Tak. Możesz u mnie przenocować. Pod warunkiem, że powiesz mi teraz, co tak naprawdę się stało.
Lila oddycha z ulgą. Wyciąga z kieszeni paczkę papierosów.
– Może usiądziemy na schodach i zapalimy?
Wieczór jest ciepły, a betonowe schody nagrzane. Siadamy razem koło siebie, odpalamy po kolei papierosa i patrzymy w niebo. Jest piękne – jasne i pełne gwiazd, odległych od nas o lata świetlne, kończących swój żywot tam, gdzie chciałyśmy z Lilą kiedyś dotrzeć. Razem.
Nagle moja siostra uśmiecha się, mimo spływających po jej twarzy łez.
– Pamiętasz, jak często tu siadałyśmy, kiedy byłyśmy małe? Babcia śpiewała nam piosenki. Pamiętam, że czułam się tak bezpieczna jak nigdy, jakbym była jakąś postacią z bajki, otoczona magiczną bańką. Jakby nikt nie mógł mnie skrzywdzić i jakby moje życie nie było naprawdę przegrane.
– Oczywiście, że pamiętam, Lila. Przecież ja zostałam tutaj sama, właśnie z tym przegranym życiem. Tym, w którym mnie zostawiłaś.
– Rita, dobrze wiesz, dlaczego stąd uciekłam. Nie powinnaś mnie za to winić.
– Masz rację, wiem. Natomiast tego, czego nigdy nie zrozumiem, mimo wielu usilnych prób, to dlaczego ani razu się nie obejrzałaś. Bo ja tu zostałam i czekałam, aż chociaż ten ostatni raz na mnie spojrzysz.
Lila chowa twarz w dłoniach, łzy zaczynają wymykać się spod jej powiek, ja jednak nie jestem pewna, czy są prawdziwe. Moja siostra zawsze potrafiła wykorzystywać uczucia innych i była zręczną manipulantką.
– Nie będę się usprawiedliwiać – odzywa się po chwili, przecierając oczy wierzchem dłoni. – Chciałam uciec z piekła. Proszę, nie obwiniaj mnie, że to zrobiłam. To nie moja wina, że ty nie miałaś odwagi ruszyć się z miejsca.
Nie panuję nad tym: z moich płuc wydobywa się głośny, gorzki śmiech. Tak, obwiniaj mnie! To moja wina. To wszystko moja wina! Ja, głupia, ohydna Rita, przekleństwo łona mojej matki, jej w duszy martwe, a w ciele żywe przekleństwo, brzemię ukąszone przez żmiję, tocząca żyłami i tętnicami śmiertelny jad Rita.
Ale to nie ja, to ty, moja siostro, złamałaś wiążącą dwa byty obietnicę, bo przecież miałyśmy być na zawsze razem. Obiecałyśmy sobie, że będziemy wspólnie stawiać czoło przeciwnościom losu. A ty mnie tak po prostu, tak łatwo zostawiłaś. Nie mogę ci tego wybaczyć i nigdy tego nie zrobię.
– Czy możesz mi w końcu powiedzieć, co tu robisz? – pytam ostro. – Co takiego się stało, że jesteś na tyle zdesperowana, że zwracasz się do mnie o pomoc?
Moja siostra milczy, oddychając miarowo; wpatruje się w usiany światełkami atłas rozciągnięty nad naszymi głowami. Liczy gwiazdy, skupiając się na tym, aby nie policzyć żadnej podwójnie. To jeden ze sposobów, które kiedyś wymyśliła, by się uspokoić i oderwać od rzeczywistości. Zawsze zastanawiałam się, do którego numeru liczy. Nigdy jej o to nie zapytałam.
– Chcę cię o coś poprosić. – Jej szept przerywa ciszę. – Wiem, że tylko ty możesz mi pomóc. Do nikogo innego nie mogłabym się zwrócić. Przejechałam szmat drogi, wiedząc, że jesteś jedyną osobą na świecie, która mnie zrozumie. Kocham cię, Rita, i wiem, że ty kochasz mnie. Dlatego tu dziś jestem. Obiecałyśmy to sobie, gdy byłyśmy małe, gdy razem chowałyśmy się pod łóżkiem, pamiętasz? Pamiętasz, ile wtedy obietnic złożyłyśmy? Jak razem przewidziałyśmy to, co nas spotka?
– Tak, pamiętam. Pamiętam też, że złamałaś tę obietnicę i mnie zostawiłaś. A teraz nagle po tylu latach pojawiasz się na progu mojego domu, w środku nocy z torbą ciuchów i oczekujesz, że po tym wszystkim pomogę ci ot tak, po prostu, jak gdyby nic się nie stało! Czemu przez ten czas nawet do mnie nie zadzwoniłaś? Czemu nie napisałaś zwykłego listu?
– Rita, proszę cię, zrozum, nie chciałam tego! Nie chciałam tego życia i tego piętna. Każde wspomnienie i spojrzenie w przeszłość mnie bolało i niszczyło. Wiesz, jak wspaniale czułam się po ślubie? Gdy opadły kajdany, gdy przestałam się budzić każdego ranka z myślą, że nie jestem złamana i skażona? To było jak inny świat i inne życie, wymarzone życie, o którym przez lata śniłam!
– Och, przepraszam, że byłam dla ciebie tylko ciężkim wspomnieniem. Podczas gdy ty żyłaś w swojej bajce, ja zostałam tu i walczyłam! Walczyłam tak, jak potrafię, i wiesz co? Wreszcie wygrywam! I zapewne podzieliłabym się tą świetną, szokującą wiadomością z moją kochaną siostrą, gdyby ta po prostu nie przestała mnie kochać.
Łzy cisną mi się do oczu, chowam twarz w dłoniach i staram się nie zawyć z wściekłości i upokorzenia. Boże, jak ja jej nienawidzę, tej cholernej, ślicznej, szczęśliwej księżniczki! Mam dość tej rozmowy, powrotu do wspomnień, bolesnego dotykania moich ran, tak żywych i cuchnących.
Lila musi się wynieść. Teraz. Niech szuka pomocy u kogoś innego – kogoś, komu nie wbiła noża w plecy.
– Mój mąż mnie bije. – To zdanie przecina ciszę i mrozi mi krew w żyłach.
Gwałtownie odwracam głowę w jej kierunku. Nie patrzy na mnie, ale widzę bardzo wyraźnie spływające po jej pliczkach łzy. Te chyba są prawdziwe.
Jestem w szoku, przestaję na chwilę oddychać, bo czuję, jakby ktoś położył na mojej klatce piersiowej ogromny ciężar. Przecież to bzdura, to niemożliwe, żeby moja piękna, młodsza siostra, tak szczęśliwa ze swoim mężem – księciem z jej snów – była bita… Ona nie wpasowuje się w ten stereotyp. Nikt nigdy nie pomyślałby, że fantastyczna Lila jest ofiarą przemocy. W przeciwieństwie do mnie.
– To się zaczęło dwa lata temu – mówi cicho, nie czekając na moją reakcję. – Nie spodziewałam się tego, naprawdę. Nigdy w życiu nie podejrzewałabym go o to, że jest w stanie podnieść na mnie rękę. Kiedyś późno wrócił do domu, bardzo pijany. Byłam nieziemsko zła, bo zawsze pisze do mnie albo dzwoni, jeśli wychodzi gdzieś na dłużej z kolegami. Ale tym razem się nie odezwał. Więc jak tylko wtoczył się do domu, naskoczyłam na niego. Zaczęłam wrzeszczeć, może faktycznie przesadziłam, ale nie spodziewałam się, że… Znienacka zdzielił mnie w twarz, tak mocno, że się przewróciłam. Uderzyłam głową o posadzkę, razem z krwią wyplułam kawałek zęba. I wiesz co? Ten cholerny sukinsyn nawet nie powiedział „przepraszam”, nie poczekał, aż się podniosę. Po prostu odwrócił się i poszedł spać.
Wszystko wygląda tak samo, jak kilka minut temu: gwieździste niebo, świecący łuną księżyc, świerszcz gra swój koncert, a nas ogarnia przyjemny, letni chłód. Lecz mimo tej stałości dla mnie chwilę temu zmienił się cały świat.
Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. To nie są wspomnienia mojej siostry. To moje wspomnienia.
– Czy to się powtórzyło? – pytam cicho, patrząc w swoje splecione dłonie i nie podnosząc na nią wzroku, bo bardzo boję się odpowiedzi. Już ją znam.
– Tak – szepcze. – Na początku myślałam, że to po prostu jeden raz, że tak się zdarzyło i nie ma co się nad tym rozckliwiać. Ale właśnie ten pierwszy raz otworzył puszkę Pandory, wtedy zaczął się koszmar. Bił mnie coraz częściej i nie tylko po alkoholu. Zaczął łykać psychotropy – w dzień był bardzo pobudzony, a w nocy spał jak zabity, bo mieszał pigułki na bezsenność z alkoholem. Mogłam robić wszystko idealnie, a on zawsze znajdował coś, co stanowiło powód do zadania ciosu. Czasem był to tylko policzek, popchnięcie, a czasem uderzenie pięścią w żebra. Tłumaczyłam sobie, że może to problemy w biurze, przecież on ma taką stresującą pracę, a do tego nie może spać. Czekałam i czekałam, ale on nie przestawał.
– Powiedziałaś mu, że chcesz się rozwieść? To mogłoby go przestraszyć.
Lila śmieje się gorzko na głos i patrzy na mnie z pobłażaniem.
– Oczywiście, że powiedziałam, że chcę się rozwieść. Raz. Tylko raz. Po tym jedynym razie skończyłam na pogotowiu z pękniętą czaszką i pogruchotanymi żebrami.
Znów zapada mrożąca krew w żyłach cisza, przerywana cykaniem świerszcza, podczas której czuję, jakby to moje własne żebra roztrzaskiwały się na kawałki, tnąc moje płuca jak noże przy każdym wdechu.
– Lila, wiem, przez co przechodzisz – odpowiadam drżącym głosem. – Byłam tam, gdzie ty jesteś teraz. Ale dasz radę, musisz wziąć się w garść i powziąć stanowcze kroki. Zatrudnij dobrego prawnika, rozwiedziesz się bez problemu. Jesteś w stanie to zrobić!
– Powiedział, że jeśli zawnioskuję o rozwód, to mnie zabije. Znajdzie, choćby miał przekopać całą ziemię i zabije. Rita, on jest komendantem głównym policji, a nie pierwszym lepszym dresem z blokowiska! To wszystko jest za bardzo skomplikowane. Po tamtym pobiciu trafiłam do szpitala i zrobiłam obdukcję. I wyobraź sobie, że nawet nie mogłam złożyć na niego doniesienia, bo jego kumple i podwładni mnie wyśmiali i kazali mi iść do domu. Wierz mi, nie jestem w stanie nic zrobić, już próbowałam. On jest nietykalny.
Nie jestem pewna, czy dam radę to unieść. Ledwo co przegoniłam swoje demony, które w dalszym ciągu obserwują mnie i czają się w ciemności, a tu zjawia się osoba niosąca na plecach brzemię dokładnie takie, jakie ja sama do niedawna dźwigałam. Nie wiem, czy ponownie znajdę w sobie siłę, chociażby jakąś jej część. Nie chcę składać czczych obietnic.
Zamykam oczy, biorę głęboki wdech i gdy po chwili je otwieram, jestem w innym świecie. Świecie wspomnień. Siedzę na tych samych schodach, jest pełnia lata i z nieba leje się żar. Ściana budynku daje mi lekki cień; nienawidzę upałów, więc nigdzie się stąd nie ruszam. Lila wręcz przeciwnie – biega po podwórku z naszym psem, bawi się hula-hop i wykonuje nieskoordynowane podskoki, jest niezmordowana. Po chwili przystaje, schyla się i podnosi coś z ziemi, podbiega do mnie.
– Patrz, Rita! Znalazłam pieniążek! Mam ich w kieszeni więcej, starczy mi na lód na patyku! – Uradowana zbiega ze schodów i biegnie do pobliskiego sklepu. Zaraz wraca z najtańszym i najmniejszym lodem, bo tylko na taki było ją stać. Zjada go do połowy, po czym naturalnym gestem oddaje mi go, mówiąc:
– To dla ciebie.
Serce mi się ściska, gdy przypominam sobie tamtą chwilę, bo Lila i ja przez całe lato szukałyśmy na chodnikach i w rynsztokach grosików, żeby uzbierać na najtańsze słodkości, bo matki nie było na nie stać. Przez kilkanaście ostatnich dni Lili udało się znaleźć mnóstwo monet i mimo że ja nie zdołałam znaleźć nic, oddała mi pół swojego skarbu.
Otwieram oczy i właśnie w tej chwili postanawiam wyciągnąć rękę do osoby, która odwróciła się ode mnie wieki temu i dogłębnie mnie zraniła. Bezkształtne ciepło w głębi mojego serca pulsuje coraz bardziej, przypominając mi o czasach, kiedy ja i Lila byłyśmy jednością i kochałyśmy się ponad wszystko.
Moja mała, biedna siostrzyczka.
– Lila… – mówię cicho. – Wiem, że to trudna sytuacja, ale damy sobie radę. Nie pozwolę, żeby ten potwór cię niszczył, dusił i uzależniał od siebie. Obiecuję, że już nigdy nie podniesie na ciebie ręki. Będę stać za tobą murem i nie pozwolę na to. Jak mogę ci pomóc?
Moja siostra odwraca się do mnie gwałtownie i patrzy mi głęboko w oczy. Już wiem, o co chce mnie poprosić.
Widzę to w tobie, Lila. Widziałam ten wzrok wiele razy, patrząc w lustro.
– Chcę, żebyś pomogła mi go zabić.ROZDZIAŁ II
Zanim urodziła się Lila, przez pięć lat byłam jedynaczką. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu, ale moim pierwszym wspomnieniem, bardzo zniekształconym i zamazanym, jest piosenka. Kołysanka, którą matka śpiewała mi, gdy byłam bardzo mała. Nie pamiętam jej słów, nie byłabym nawet w stanie poprawnie zanucić melodii, ale słyszę w głowie uspokajający dźwięk głosu matki w ciemnym pokoju oraz to, jak trzymała mnie za rączkę. Nie jestem pewna, czy ten dotyk jest prawdziwy, ale wspomnienie towarzyszy mi od wielu lat i chcę, aby było prawdziwe w całości.
Często dzieci chcą być jak najszybciej dorosłe, decydować o sobie i nie przejmować się zdaniem rodziców, opuścić rodzinny dom, zerwać się ze smyczy ograniczeń i nakazów, podejmować decyzje i płacić za nie samemu. Ja mam odwrotnie. Tu i teraz, w wieku dwudziestu siedmiu lat, jedyne, o czym marzę i czego pragnę, to powrót do tamtego ciemnego pokoju, do trzymającej mnie za rękę matki i jej uspokajającego głosu.
Myślę, że to czas, aby opowiedzieć trochę o tym, kim była i jaka była moja mama. Czego jestem stuprocentowo pewna, to tego, że w pewien tylko sobie znany sposób jednak mnie kochała, chociaż nie potrafiła swojej miłości okazać. Może dlatego, że nikt jej kochać nie nauczył. Z kolei ona nauczyła mnie tego, co zrujnowało życie najpierw jej, a potem mnie – zaszczepiła we mnie te wszystkie unicestwiające odruchy: jeśli ktoś uderzy cię w policzek – nadstaw drugi. Nieważne, czy na niego zasługujesz, czy nie. Wybacz temu, kto cię uderzył. Jeśli ktoś cię krzywdzi, pozwól mu na to. Przecież mu nie oddasz, przecież się nie obronisz, prawda? Musisz kochać bliźniego pomimo jego wad, musisz kochać go tak, jak Bóg kocha każdego z nas. Jeśli twój ojciec bije cię pasem wtedy, kiedy ma na to ochotę, a twoja matka patrzy na to i nic z tym nie robi – przebacz im. Jeśli doprowadza cię to na skraj załamania i jedyne, na co masz siłę i chęć, to skok z mostu w głęboką i zimną toń, która wdzierając się do twoich płuc, zapewni ci spokój – nie daj się zwieść podszeptom szatana, który maluje ci przed oczami odkupienie. Bądź popychadłem. Obiecaj, że będziesz się opiekować twoim oprawcą do śmierci.
Nienawidzę siebie za to, że się tego od niej nauczyłam.
Matka często płakała i opowiadała historie ze swojego koszmarnego dzieciństwa. Babcia wyszła za mąż dopiero po czterdziestce i nie miała przez to zbyt wielkiego wyboru co do współmałżonka. Gdy wybuchła wojna, była nastolatką, a potem musiała pomóc swojemu starszemu rodzeństwu stanąć na nogi, prowadzić gospodarstwo i opiekować się ich dziećmi (była najmłodsza). Dopiero gdy dzieci były już odchowane, postanowiła, że czas zatroszczyć się o swój byt. Swojego przyszłego męża poznała przez znajomych; wydawał się sympatyczny i podobno był przystojny. Wszystko układało się dobrze, aż do ślubu. Po nim okazało się, że był alkoholikiem ze skłonnościami do przemocy. Matkę i babcię bił systematycznie, za każdym razem, gdy wracał z zakrapianego alkoholem spotkania, a takich było wiele.
Na trzeźwo tchórz, ale po pijaku pan świata. Potrafił wtargnąć do domu w środku nocy, pozapalać wszystkie światła i wdawać się w awantury z babcią – ta mówiła, że jest pijany, on odpyskowywał, że ma zwidy. Na potwierdzenie swoich słów szedł do pokoju matki, wyciągał ją z łóżka i bił, dopóki nie przyznała mu racji. Czasem po tym wyznaniu pozwalał jej iść spać (rano musiała iść do szkoły), a czasem pokazywał swojemu „kwiatuszkowi” – tak ją nazywał – jak bardzo się cieszy, że ona staje po stronie tatusia. Sadzał ją sobie na kolanach, bełkotliwie opowiadał bajki i zdarzało się, że przypalał ją przez przypadek papierosem. Dopiero gdy miałam jedenaście lat, matka wyznała mi, skąd ma te małe okrągłe blizny na policzku. Była późnym i jedynym dzieckiem swoich rodziców, dlatego cała uwaga dziadka skupiała się na niej. Kiedy była trochę starsza i wiedziała, że dziadek poszedł pić, chodziła spać do garażu, żeby jej nie znalazł i nie obudził w nocy. Tak mijały lata.
Kiedyś zapytałam babci, dlaczego nie rozwiodła się z dziadkiem – przecież dom i małe gospodarstwo należały do niej. On do małżeństwa nie wniósł nic oprócz alkoholu i strachu. Spojrzała na mnie z ogromnym zdziwieniem i powiedziała:
– Rozwieść się? Miałabym rozbić rodzinę? Co by ludzie powiedzieli, u nas nie ma rozwodów.
Babciu, ta rodzina już była rozbita. Stała się więzieniem z sadystycznym dozorcą. Jeżeli czegoś miałabym ci nigdy nie wybaczyć, to właśnie tego – że pozwoliłaś mu w ten sposób siać terror przez dwa pokolenia i niszczyć nasze życia.
Matka była bardzo utalentowana – potrafiła pięknie szkicować, malować, rzeźbić. Dużo czytała, była elokwentna i miała lekkie pióro, pisała opowiadania i wiersze. Nie dało się przejść obok niej obojętnie – szczupła brunetka, z jasnymi oczami, opanowana, spokojna, inteligentna. Chłopcy się za nią uganiali. Za piękną dziewczyną, której dom rodzinny złamał duszę. Ona sama nigdy w życiu nie była w stanie powiedzieć o sobie choćby jednego, dobrego słowa. Zawsze uważała, że jest brzydka i głupia, nie ma talentów, nie ma się czym pochwalić. Bo przecież od swoich rodziców słyszała wyłącznie krytykę. Dostałaś czwórkę? A czemu nie piątkę? Czemu zrobiłaś błąd w ćwiczeniach z matematyki? Czemu nie zgłosiłaś się na ochotnika do odpowiedzi? Po co czytasz te książki? Jesteś za głupia, żeby cokolwiek z nich zrozumieć. Studia? Studia są dla inteligentnych, a nie dla takiej idiotki jak ty. Ty wygrałaś konkurs malarski? Z tym obrazem, który przyniosłaś do domu? Przestań kłamać, lepiej powiedz, kto go za ciebie namalował. Boże, czemu mnie pokarałeś taką dziewuchą? Nic z niej nie będzie!
Nie znam nikogo, kto dałby radę puszczać te uwagi mimo uszu i robić swoje, szczególnie w okresie dojrzewania. Słuchać tych okropnych rzeczy, widzieć to, co się działo wokół niej, patrzeć na nadużywającego alkohol ojca i obojętną matkę, mieć nieprzespane noce, odczuwać strach i przerażenie w niekończącej się pętli? Nie mieć od nikogo pomocy, nawet od matki, która nie broniła własnego dziecka ze strachu przed mężem. Która puszczała mu płazem destrukcję psychiczną i fizyczną swojej córki?
Matka bezwiednie mnie skrzywdziła, stałam się jej wierną kopią – czułam się głupia, brzydka, niepewna siebie. Nigdy nie usłyszałam od niej pochwały ani komplementu. Ale po latach wiem i rozumiem, że to nie była jej wina i wybaczam jej to. Dała mi tyle miłości, ile mogła, choć sama pochodziła z tego spaczonego domu, w którym nie było ani grama tego uczucia.
Przez to, co ją spotkało, moja matka powoli niszczyła swoje życie, bo myślała, że tak ma być i że taka jest kolej rzeczy. Pozwoliła niszczyć się swojemu ojcu, potem wyszła za mąż za mężczyznę, który nigdy jej nie szanował – ani przed ślubem, ani po nim, aż w końcu ją zostawił. A potem pozwoliła swojemu ojcu niszczyć mnie i Lilę. Wiem, że tego nie chciała. Ona po prostu nie potrafiła się wyrwać z tego zamkniętego czyśćca, który stworzyli jej rodzice. Bała się sprzeciwić, bo ojciec mógł uderzyć ją tak jak wtedy, gdy była dzieckiem. Bała się wyprowadzić z rodzinnego domu, dlatego zmusiła ojca, żeby zamieszkał z jej rodzicami.
Mimo wszystko matka dała mi też miłe wspomnienia, które przypominam sobie ze łzami w oczach, ponieważ towarzyszyło im uczucie, którego rzadko miałam okazję zaznać – beztroska. Byłyśmy wtedy tylko we trójkę – ona, ja i Lila. Nie czułyśmy strachu. Pamiętam mroźne zimy ze śniegiem po pas, kiedy w środku tygodnia matka stwierdzała, że nie ma co pchać się w taką pogodę do szkoły i czekać na autobus, który najprawdopodobniej i tak nie przyjedzie – lepiej iść na sanki. Ubierała nas ciepło od stóp do głów, smarowała nosy wazeliną, brała sanki i pół dnia spędzałyśmy w lesie, zjeżdżając z górek i lepiąc bałwany.
Z ciepłym sercem wspominam nasz wyjazd nad pobliskie jezioro. Obładowane kocami, ręcznikami i koszykami z kanapkami jechałyśmy autobusem, śmiałyśmy się jak dobre koleżanki i wszystkie czułyśmy, że całe to domowe bagno jest za nami. Taką ją pamiętam – kobietę przepełnioną miłością i dobrem, którą ludzie wykorzystywali i tłamsili, bo była tak bardzo słaba i przestraszona. I właśnie ta słabość mnie w niej przerażała.
Dziś bardzo żałuję jednej rzeczy. Myślę o tym od lat i wypełnia mnie to ogromnym smutkiem. Chciałabym, w czasie, gdy wchodziłam w dorosłość, móc podejść do mamy i powiedzieć jej: „Mamo, pakuj się, wyjeżdżamy. Razem damy radę – znajdziemy pracę i będziemy sobie wzajemnie pomagać”. I mimo że matka od dawna nie żyje, ja i tak wiem, jaka byłaby jej odpowiedź. Powiedziałaby, że zostaje, bo nie opuści swoich rodziców.
Za każdym razem, gdy o tym myślę, pęka mi serce.ROZDZIAŁ III
Gdy miałam pięć lat, urodziła się moja siostra. Pamiętam jak przez mgłę tamten moment, kiedy matka powiedziała mi, że będę miała rodzeństwo. Nie byłam zła ani zazdrosna – ogromnie się ucieszyłam, że niedługo pojawi się ktoś, kim będę się opiekować, z kim będę się bawić, nauczę go grać w warcaby i skakać na skakance. Ktoś, dla kogo będę wzorem i z kim będę dzielić czas i radość.
Pamiętam, jak ojciec któregoś dnia wyciągnął z piwnicy moje stare łóżeczko. Matka siedziała na podłodze i myła jego elementy. Miała duży brzuch i była ubrana w sukienkę w kratę, wyglądała ślicznie i czuła się dobrze. Dziś sądzę, że rodzenie dzieci było dla niej pewnego rodzaju terapią. Wydawała na świat kogoś, kto był czysty i nieskalany, kto mógłby mieć szansę w życiu, taką jaką ona chciałaby mieć. Może myślała, że tym razem jej się uda.
Nie obchodziło mnie, czy urodzi mi się siostra, czy brat. Ważne było to, że będę miała rodzeństwo. Matka do porodu była przekonana, że będzie miała syna. Bardzo się zdziwiła.
Nie pamiętam momentu, w którym pojechała do szpitala rodzić, ale pamiętam, jak pojechałam tam z ojcem i czekałam niecierpliwie, aż zobaczę moją siostrzyczkę. Miałam dla niej kocyk, czapeczkę i mojego ulubionego misia, ale nie było mi dane jej ich wręczyć, bo Lilę zabrano na intensywną terapię. Poszliśmy z ojcem do sali, w której leżała matka, pośród kobiet trzymających w ramionach kwilące maleństwa.
Matka leżała na boku i płakała, a ojciec mocno ściskał jej dłoń. Zaczęłam dopytywać, gdzie jest moja siostra, bo mam dla niej prezent i chcę ją w końcu zobaczyć, przecież tyle czasu na nią czekałam.
Pamiętam, jak na mnie spojrzała, a w jej oczach były strach, ból i złość. Nie odezwała się słowem, za to ojciec wstał, złapał mnie za ramię i zaprowadził do samochodu, mówiąc, że muszę jechać do domu i zostawić matkę w spokoju, bo Lila jeszcze przez długi czas nie wróci z nami do domu.
Obraziłam się wtedy na niego i na mamę, bo nie pozwolili mi zobaczyć mojej siostrzyczki. Wyłam jak opętana przez całą drogę.
Dopiero po kilku dniach wróciliśmy do szpitala. Ojciec wytłumaczył mi, że Lila jest chora i musi spędzić trochę czasu z innymi chorymi dziećmi, ale nie powinnam się martwić, bo wszystko będzie dobrze. Zaprowadził mnie do małej szpitalnej sali, pełnej małych łóżeczek, przy których siedzieli rodzice. Matka siedziała na samym końcu; podbiegłam do niej i wskoczyłam jej na kolana. Przytuliłam się mocno, bo dawno jej nie widziałam.
Nie ucieszyła się na mój widok. Jej wzrok był pusty, a uścisk wcale nie matczyny.
– Rita, to jest twoja siostrzyczka Lila – powiedział ojciec, wskazując na małe łóżeczko stojące pod oknem. – Nie możesz jej dotykać i proszę, bądź cicho, bo maleństwo musi odpoczywać.
Lila leżała spokojnie, podpięta do szumiącej i piszczącej aparatury. Rodzice szeptali między sobą, a ja, wczepiona w poręcz łóżeczka, wpatrywałam się intensywnie w spokojne, śpiące dzieciątko. Nie mogłam się na nią napatrzeć – miała takie maleńkie rączki, mikroskopijne paluszki! Była jak pisklę – nieopierzona, bezbronna i przesłodka. Zastanawiałam się, jakiego koloru są jej oczy.
Później kilka razy odwiedzałam ją w szpitalu, ale ona zawsze spała. Matka nie wracała do domu. Raz na jakiś czas babcia albo ojciec zawozili jej czyste ubrania i jedzenie, ale i tak coraz bardziej chudła. Jej skóra szarzała, oczy stawały się coraz bardziej puste i w ogóle nie cieszyła się z tego, że mnie widzi.
Pewnego ciepłego majowego popołudnia, gdy leżałam na trawniku przed domem i zaciekle uzupełniałam kolorowankę, matka i ojciec przywieźli Lilę do domu. To był chyba najpiękniejszy dzień mojego życia. Moja siostra w końcu w domu! Wreszcie popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami, a ja poczułam między nami tę nierozerwalną więź i wiedziałam, że będziemy razem na zawsze, że będę ją chronić przed wszystkim, co mogłoby ją zranić.
Tego samego wieczora mama przeprowadziła ze mną poważną rozmowę.
– Rita, od teraz jesteś starszą siostrą i musisz wziąć odpowiedzialność za Lilę, bo jest ciężko chora. Jej serduszko nie pracuje tak, jak powinno, i jest bardzo słabe. Będzie potrzebowała wiele uwagi i cierpliwości, czasami będzie musiała wracać do szpitala. Nie będzie mogła się bawić tak jak inne dzieci, a ty będziesz musiała jej pomagać. Czy możesz zrobić to dla mnie i dla Lili?
– Tak – odparłam zdziwiona.
Przecież to było oczywiste – moim zadaniem jest chronić moją maleńką siostrzyczkę i pilnować, żeby nie upadła.
Fakt, że Lila urodziła się z wadą serca, nie przeszkadzał mi zbytnio. Z zewnątrz była zwykłym, małym człowieczkiem i nie wyglądała, jakby było z nią coś nie tak. Podekscytowana czekałam na moment, kiedy będę mogła zacząć się nią opiekować.
Miałam tylko pięć lat, więc nie wiedziałam, jak obchodzić się z maluchami, szczególnie tymi chorymi, więc często w ciszy obserwowałam matkę, jak się nią zajmowała – karmiła, przewijała, kąpała, podawała lekarstwa. Mam wrażenie, że Lila od małego się uśmiechała. Sprawiała wrażenie, jakby była szalenie zadowolona, że tu trafiła i chore serce wcale jej nie martwiło. To było piękne; myślę, że matka czuła dokładnie to samo, bo zawsze odwzajemniała ten uśmiech. Do mnie po prostu przestała się uśmiechać.
Na początku tak tego nie odczuwałam, ale kiedy Lila trochę podrosła i zaczęła raczkować, a później chodzić, pierwszy raz poczułam, co to jest odrzucenie, i zdałam sobie sprawę, że zostałam odstawiona na boczny tor.
Nie było już Rity, liczyła się tylko Lila.
Dziadkowie często mnie do niej porównywali, ale ja byłam już na straconej pozycji, bo moja siostra była chora. Zobaczcie – Lilka już sama wstaje o własnych siłach! Chore serce, a tu proszę, szybsza i sprawniejsza niż Rita. Przecież Rita do tej pory sepleni, a założę się, że Lilunia nie będzie, już teraz czysto wypowiada sylaby! Z Ritą za niemowlaka nie można było nocy przespać, a nasza Lilka taka grzeczna, a przecież jest chora, ma prawo grymasić! Ach, ta piękna, słodka Lila, łatwiej się nią opiekować niż Ritą! Pamiętacie, jaki ten dzieciak był płaczliwy i nieznośny? Poza tym Lila jest o wiele ładniejsza, wdała się w ojca!
Moja siostra od momentu, gdy wzięła swój pierwszy oddech, wszystko robiła perfekcyjnie. A już na pewno wszystko robiła lepiej ode mnie. Moja rodzina nie dawała mi o tym zapomnieć. Zawsze byłam gorsza. Strofowali mnie za wszystko, tak jakby to była moja wina, że Lila ma chore serce. „Rita, zachowuj się, Rita, przestań marudzić, Rita, ucz się cierpliwości od twojej siostry, Rita, okropny z ciebie dzieciak, mamy ciebie dosyć. Dobrze, że chociaż z twojej siostry coś będzie”.
Przyszedł taki moment, że mimo iż kochałam moją siostrę całym sercem, to w pewien sposób zaczęłam ją nienawidzić. Tak, to nie była jej wina. Nigdy nie zrobiłam jej krzywdy, nigdy mi to nie przeszło przez myśl. Po prostu coraz bardziej nienawidziłam jej za to, że wszyscy kochali ją bardziej niż mnie. Słuchając komentarzy mojej rodziny, czułam się jak nieudany eksperyment naukowy. Teraz moi rodzice przeprowadzali kolejny – Lilę – którego efekt był idealny. A ja byłam i zawsze miałam być nieudana.
Kiedy Lila miała cztery lata, jej serce stanęło i moja siostra przez chwilę nie żyła. Dopiero reanimacja przeprowadzona przez ratowników medycznych przywróciła jej krążenie, zaraz też zabrano ją do szpitala. Nic poważnego się nie stało, musiała tam zostać przez kilka tygodni i przejść zabieg, ale do dziś pamiętam to okropne, pełne krzyków zamieszanie, bo nikt nie wiedział, co robić do przyjazdu karetki. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, wiedziałam tylko, że to coś strasznego. Pamiętam ojca, który gwałtownie Lilą potrząsał; matkę, która leżała na podłodze i płakała, a między gwałtownym łapaniem powietrza modliła się na głos, przyciskając dłoń do ust; dziadka, który zadzwonił po tę przeklętą karetkę, i to, że nie przyjeżdżała.
Miałam raptem dziewięć lat, nie wiedziałam nic o umieraniu. Ale byłam pewna jednej rzeczy – nieważne, czy Lilę zabiorą czy nie, ona musi wrócić. Musi wrócić do domu, bo ja nawet nie zaczęłam być jej starszą siostrą. Muszę ją nauczyć tylu rzeczy, przestrzec ją przed niebezpieczeństwami, takimi jak robaczywe jabłka czy bezpańskie psy. Będzie grała ze mną w warcaby i recytowała wierszyki. Nie może odejść; mama nie powinna płakać, bo nic się nie stało, bo Lila musi wrócić.
Ciąg dalszy w wersji pełnej