- promocja
- W empik go
Gucci. W imię mojego ojca - ebook
Gucci. W imię mojego ojca - ebook
Porywająca opowieść rodzinna i historia nigdy wcześniej nie opisanego romansu, koncentrujące się na osobie Aldo Gucciego – człowieka odpowiedzialnego za przekształcenie legendarnego domu mody w potęgę, jaką znamy – opisana przez jego córkę.
Narodziny Patricii Gucci utrzymywano w ścisłej tajemnicy: wiadomość o istnieniu nieślubnego dziecka mogłaby pogrążyć jej ojca, Aldo. Początek lat sześćdziesiątych XX wieku to okres największej świetności Gucci – ulubionej marki zarówno arystokratów jak i hollywoodzkich gwiazd – ale i czasy, kiedy w świetle włoskiego prawa posiadanie nieślubnych dzieci było nielegalne. Aldo nie mógł pozwolić sobie na publiczny skandal, ale też nie potrafił wyrzec się uczuć, które żywił dla matki Patricii, Bruny, byłej pracownicy swojego rzymskiego butiku. W celu uniknięcia kontrowersji wysłał ciężarną kochankę, aby urodziła w Londynie, a następnie potajemnie ściągnął ją wraz z noworodkiem z powrotem do Rzymu, gdzie obie musiały ukrywać się przed władzami, mediami i rodziną Gucci.
Gucci. W imię mojego ojca opisuje nieznaną dotąd historię miłosną rodziców Patricii w oparciu o jej własne wspomnienia, rozmowy, jakie przeprowadziła ze swoją matką oraz listy miłosne pisane przez jej ojca. Wszystko to uzupełniają nigdy wcześniej nie publikowane zdjęcia. Autorka przeplata burzliwą historię związku swoich rodziców wspomnieniami dotyczącymi swojej osobistej relacji z ojcem oraz drogi jaką przeszła, aby od bycia osamotnioną małą dziewczynką, żyjącą w ukryciu przez dziesięć pierwszych lat życia, stać się rzeczniczką Gucci i najmłodszą protegowaną Aldo. Co więcej kiedy Aldo wydziedziczył swoich trzech synów po ich zuchwałej zdradzie, Patricia, niegdyś traktowana jako wstydliwy sekret, została „główną i jedyną spadkobierczynią” swojego ojca. Epicka opowieść o miłości i stracie, zdradzie i lojalności rozgrywająca się we Włoszech, w Anglii i w Ameryce w trakcie najbardziej niespokojnego okresu w ciągu 60 lat, kiedy firma Gucci była przedsięwzięciem rodzinnym.
Patricia Gucci urodziła się w Londynie. Kształciła się w Anglii, we Włoszech i w Szwajcarii, aby w końcu przenieść się do Nowego Jorku, gdzie pobierała lekcje aktorstwa. W 1982 r. została członkiem zarządu Gucci oraz pełniła funkcję specjalnej ambasadorki marki w Stanach Zjednoczonych i w Azji aż do czasu wykupienia firmy przez Investcorp w 1987 r. Ma trzy córki i obecnie mieszka w Szwajcarii.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65780-19-5 |
Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wraz ze śmiercią ojca zawalił się cały mój świat. Nie potrafiłam otrząsnąć się z szoku. W dniu jego pogrzebu miałam wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod stóp. Ubrana na czarno, w zaawansowanej ciąży – za niespełna miesiąc na świat miało przyjść moje drugie dziecko – stałam w rzymskim kościele i patrzyłam, jak wnoszono trumnę. Do tej pory nie uczestniczyłam w żadnym pogrzebie, więc świadomość, że w tej drewnianej skrzyni spoczywają zwłoki ojca, którego ja, dwudziestosześciolatka, pamiętałam jako zawsze pełnego energii, ostatecznie wytrąciła mnie z równowagi.
Kurczowo trzymając się kościelnej ławy, spojrzałam na Brunę, moją matkę. Siedziała obok mnie nieruchomo, wielkie brązowe oczy ukryła za ogromnymi okularami przeciwsłonecznymi. Pogrążona w rozpaczy nie potrafiła dodać mi otuchy. Poczułam się sierotą, i to nie pierwszy raz w życiu.
Moja matka i papà żyli we własnym świecie na długo, zanim się w nim pojawiłam. Od początku ich potajemnego romansu nawiązanego w drugiej połowie lat pięćdziesiątych XX wieku łączyła ich niewyobrażalnie głęboka więź. Byłam niespodziewanym owocem zakazanej miłości. Ojciec w obawie przed skandalem wysłał matkę za granicę, by tam mnie urodziła.
Aldo Gucci, wizjoner stojący za sukcesem słynnego domu mody, nie należał do osób, którym można się sprzeciwiać. Ten przecierający szlaki, niezwykle dynamiczny przedsiębiorca przekształcił niewielki florencki zakład produkujący walizki w firmę globalną, synonim włoskiego szyku. Później stałam się świadkiem, jak z powodu katastrofalnego zwrotu zdarzeń nastąpił smutny zmierzch i rozpad tego, na co tak ciężko pracował. Ojciec w ostatnich pięciu latach życia doświadczył zdrad porównywalnych z tragedią króla Leara. Zmusiły go one do sprzedania firmy, przyczyniając się po części do jego śmierci.
W moich oczach papà nigdy nie podlegał osądowi ani nie wzbudzał litości. Dla mnie wciąż był przystojnym, skorym do śmiechu i roztaczającym wokół specyficzną woń wody kolońskiej tatą, który niczym egzotyczny ptak pojawiał się i znikał. Szczupły, gibki, zawsze w ruchu – przyjeżdżał i natychmiast wypełniał spokojną przestrzeń energią i radością. Przyjazny, a jednocześnie bezbronny i pełen wad. Choć mamma i ja nigdy nie widywałyśmy go ani wystarczająco często, ani wystarczająco długo, to stanowił spoiwo naszych relacji.
I nagle go zabrakło, a my musiałyśmy przetrwać ceremonię pogrzebu, na który składała się nie tylko godzinna msza, lecz także uciążliwa trzygodzinna podróż do mauzoleum Guccich znajdującego się niedaleko Florencji. Ten nieskończenie długi dzień kończył kilka ciężkich tygodni. Mamma i ja niemal nie odstępowałyśmy ojca w prywatnej klinice katolickiej, czekając na zbliżający się koniec. Z trudem dopuszczałyśmy do siebie myśl, że za chwilę pożegnamy go na zawsze. Zakonnice przemykały wokół bezszelestnie, a my siedziałyśmy po obu stronach łóżka. Dwie kobiety, które znały prawdziwe oblicze Alda Gucciego, kochały go, będąc powiernicami jego tajemnic i strażniczkami jego prawdy.
Gdy Aldo Gucci, mężczyzna żonaty, po raz pierwszy ujrzał La Bella Bruna, sprzedawczynię w swoim rzymskim sklepie, stracił dla niej głowę. Nieśmiałej osiemnastolatce podporządkował całe swoje życie. Przez kolejne trzydzieści lat, które dottore Gucci – jak często go nazywano – poświęcił na budowanie imperium, przemierzając świat wzdłuż i wszerz, to właśnie Bruna była osobą, do której potajemnie wracał w poszukiwaniu wsparcia lub pociechy. I to ona trzymała jego dłoń, gdy na zawsze żegnał się ze światem.
Młoda piękność, która urodą mogła konkurować z najsłynniejszymi włoskimi aktorkami, zapłaciła wysoką cenę za wieloletnie życie w ukryciu. Siłą rzeczy ja również. Jako zamknięte w sobie dziecko, które musiało szybko dorosnąć, nie rozumiałam, dlaczego matka powoli i ze smutkiem wycofywała się ze świata ani dlaczego nie dopuszczała, aby w moich relacjach z nią i z ojcem pojawiła się bliskość.
Wszystko wskazywało na to, że niezwykła historia moich rodziców odeszła w zapomnienie w dniu pogrzebu ojca w styczniu 1990 roku w kościele Santa Chiara na północno-zachodnich obrzeżach Rzymu. Szofer ojca, Franco, w milczeniu przywiózł nas do współczesnego kościoła w kolorze terakoty. Zdezorientowane przeciskałyśmy się przez tłum żałobników tłoczących się na imponujących kamiennych schodach, aż wreszcie ktoś posadził nas w ławie przeznaczonej dla pracowników i wspólników, którzy przylecieli ze wszystkich zakątków świata, aby oddać hołd głowie rodu Guccich.
Po drugiej stronie nawy siedziała pierwsza żona Alda, Olwen, z trzema moimi przyrodnimi braćmi: Giorgiem, Paolem i Robertem, o których istnieniu dowiedziałam się dopiero jako dziesięciolatka. Teraz widziałam ją po raz pierwszy i dało się odczuć niechęć do nas. Zawsze wyobrażałam ją sobie jako elegancką starszą Angielkę, wyprostowaną jak struna, ubraną w kostium, z perłami na szyi. Tymczasem ujrzałam skurczoną staruszkę na wózku inwalidzkim. To, jak była krucha – fizycznie i psychicznie – w wieku osiemdziesięciu trzech lat, wstrząsnęło mną. Moja pogrążona w rozpaczy matka zdawała się nie dostrzegać tego.
Ani mnie, ani matki nie zdziwiło, że nie przygotowano dla nas miejsca wśród członków rodziny. Byłyśmy na drugim planie. Tamtego zimnego poranka, siedząc w brzydkim kościele, mogłam jedynie zastanawiać się, jak bez opieki ojca przetrwamy rodzinne burze i zawirowania. Chociaż ojciec zmarł niespełna tydzień wcześniej, a matka widywała go co noc w snach, obie czułyśmy się zagubione.
Papà uporządkował swoje sprawy na długo, zanim zapadł w śpiączkę, z której już się nie obudził. Zaplanował pogrzeb, a pieczę nad nim zlecił najbardziej zaufanym pracownikom. Zgodnie z jego życzeniem ceremonia powinna być skromna, bez kwiatów i z nielicznymi mowami pogrzebowymi. Nie zapomniał o mojej matce i sam napisał nekrologi, które miały zostać opublikowane po jego śmierci. „Aldo Gucci pozostawił żonę Brunę Palombę oraz towarzyszkę życia Olwen Price”, napisał. Niektóre z włoskich gazet lojalnie uwzględniły w druku to świadomie uczynione rozróżnienie. „New York Times” jednak postąpił wbrew woli mojego ojca. W opublikowanym artykule zacytowano słowa prezydenta Johna F. Kennedy’ego, który Alda Gucciego nazwał „pierwszym włoskim ambasadorem mody”. Na zakończenie podano: „Pan Aldo Gucci pozostawił żonę Olwen, z domu Price, oraz trzech synów, Roberta, Giorgia i Paola”. Słowem nie wspomniano o mojej matce i o mnie.
Nic nie mogłam poradzić na to rażące pominięcie, zaaranżowane zapewne przez członka rodziny. Nie mogłyśmy też prostować różnych nieprzyjemnych historii, które napisano o ojcu po jego śmierci. Z prawnego punktu widzenia przez dłuższy czas powinnam pozostać niewidzialna, tak jak życzyło sobie tego wiele osób. Nie miałam prawa niczego ujawniać.
Dwadzieścia trzy lata później przyszedł czas na nieopowiedzianą historię – historię mojego ojca, mojej matki oraz globalnego imperium, które stworzył i które ukształtowało życie każdego z nas.
Oto moja historia.1
Okres po śmierci ojca nie był łatwy ani dla mnie, ani dla mojej matki. Nasze kontakty się rozluźniły, pochłonęły nas własne problemy. Brak ojca tylko pogarszał sytuację.
Matka pozbawiona mężczyzny, który w jej życiu odgrywał rolę ojca, przyjaciela, męża i syna, pogrążyła się w żalu i lęku przed nieznaną przyszłością. Pozbawiona jego siły czuła się samotna. Kiedy próbowałam ją pocieszać, odpychała mnie. Natłok codziennych obowiązków sprawił, że przestałam pielęgnować nasze relacje. Miałam dwoje dzieci, moje małżeństwo się rozpadało, musiałam negocjować z prawnikami podział majątku po moim ojcu. Nie mogłam myśleć o żałobie. Bezsilnie przyglądałam się, jak matka usiłuje pogodzić się ze stratą, która niemal doprowadzała ją do obłędu. Rozpacz matki skutecznie zablokowała wszelkie drogi porozumienia między nami, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Przez kilka lat prawie się ze sobą nie kontaktowałyśmy. Jako czterdziestokilkulatka miałam już za sobą dwa nieudane małżeństwa, które wycisnęły piętno na życiu moich trzech córek. Z powodów wtedy dla mnie niezrozumiałych pociągali mnie niewłaściwi mężczyźni. Nie przytrafiła mi się prawdziwa miłość, jaka łączyła moich rodziców podczas ich długiego związku.
Na szczęście otaczali mnie wspaniali przyjaciele, choć ich wsparcie również miało swoje granice. Wspomagałam się modlitwą i medytacją. Zorientowałam się jednak, że problem, przynajmniej częściowo, tkwił w tym, że czułam się pozbawiona korzeni. Nigdy nie poznałam dziadków, ledwo znałam przyrodnich braci. Z ojcem tak naprawdę nawiązałam bliższy kontakt w ostatniej fazie jego życia, matka pozostawała dla mnie nieprzeniknioną tajemnicą. Im bardziej zagłębiałam się w swoją psychikę, tym lepiej zaczynałam rozumieć, że moje nietrafne wybory wynikały z dzieciństwa i dysfunkcyjnych związków rodzinnych. Musiałam więc wrócić do korzeni i pojednać się z przeszłością.
W końcu zaświtała mi myśl, że doświadczyłabym katharsis, gdybym napisała książkę o ojcu. Chciałam przedstawić w niej nasze życie z nim w sposób, w jaki go doświadczyłyśmy, tworząc swego rodzaju kronikę rodzinną. Zamierzałam przekazać dzieciom wyjątkową i autentyczną pamiątkę, relację pozbawioną sensacji, których doszukiwali się inni. Ponadto uważałam, że ojciec zasłużył sobie na miejsce w historii nie tylko z powodu roli, jaką odegrał w budowaniu marki Gucci, lecz także jako osoba, która rozpropagowała produkty „Made in Italy” na całym świecie.
Nie spodziewałam się, że moje poszukiwania zaprowadzą mnie do matki. Zaczęłam w końcu rozumieć niepowtarzalną więź łączącą rodziców i okazywać matce uznanie, na jakie zasługuje. Odwiedziłam ją w Rzymie w 2009 roku. Po godnym pożałowania półrocznym okresie, kiedy nasze kontakty ograniczały się do zdawkowych telefonów dwa razy w tygodniu, podjęłyśmy rozmowę. W nadziei, że poznam jej tajemnice, zaczęłam opowiadać o swoich doświadczeniach z ostatnich miesięcy, między innymi o wyjazdach w celu pogłębienia życia duchowego. I wtedy matka pojęła, że nadal szukam odpowiedzi na pytanie, kim jestem.
– Poznałam mnóstwo ciekawych ludzi. Niektórzy zwrócili mi uwagę, że we wspomnieniach z dzieciństwa mam wiele luk, a właściwie jedną wielką czarną dziurę – zaczęłam ostrożnie. – Nigdy cię o to nie pytałam, ale tak niewiele wiem o tacie i o tobie, szczególnie z czasów twojej młodości. A tak bardzo chciałabym czegoś się dowiedzieć.
Sygnały niewerbalne wskazywały, że moja matka nie chce poruszać tych spraw. Kiedy w przeszłości próbowałam zadawać pytania, zbywała mnie, twierdząc, że niczego nie pamięta lub – bardziej dosadnie – że nie chce o tym mówić. Matka przez całe życie pomijała milczeniem tematy dla niej niewygodne, nigdy niczego mi nie wyjaśniała, dlatego obawiałam się, że to się nie zmieni.
Zgodnie z moimi przewidywaniami popatrzyła na mnie krzywo i wzruszyła ramionami.
– Co dobrego z tego przyjdzie po tylu latach? – mruknęła.
– Pomyślałam, że tobie też pomoże, jeśli się otworzysz – odparłam. – Wiem, że zawsze czułaś się nierozumiana.
Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, po czym gwałtownie wstała i poszła do sypialni. Pomyślałam, że posunęłam się za daleko i nasza rozmowa definitywnie się skończyła. Ale moje słowa musiały ją poruszyć, ponieważ wróciła ze skórzaną teczką z charakterystycznym emblematem Guccich.
– Twój ojciec napisał do mnie wiele listów, zachowałam wszystkie. Proszę, chcę ci je podarować. – Podała mi ją.
Nie zdawałam sobie sprawy, że ojciec wysłał choćby jeden krótki list do matki. Żył w pędzie, więc nie potrafiłam sobie wyobrazić, że znalazł czas, by napisać aż tyle lettere d’amore.
Na szczęście udało mi się utrzymać język za zębami. Otworzyłam teczkę i wyjęłam zawartość. Było w niej sporo listów: niektóre napisane na niebieskim papierze poczty lotniczej, inne na hotelowej papeterii, część na maszynie, pozostałe zaś charakterystycznym pismem ojca – wszystkie po włosku. Cenne listy dokumentujące wczesny okres ich znajomości z lat 1958–1961 były poprzekładane zamorskimi telegramami. Dlaczego matka trzymała je ponad pięćdziesiąt lat?
Wertując je pośpiesznie, natknęłam się na zdanie: „Mój skarbie, moja miłości, nie zostawiaj mnie! Nie niszcz najlepszej części mojego życia... nie odpychaj mnie. To, co czuję, nie jest jedynie przelotnym zauroczeniem, ale głęboką i niezmierzoną miłością”.
Nie wierzyłam własnym oczom. Matka przyglądała mi się przez chwilę, po czym wstała, aby zrobić herbatę.
– Są takie piękne – wyszeptała. – Twój ojciec doskonale posługiwał się słowem. – Zatrzymała się w drzwiach. – To właśnie ta umiejętność na początku zapewniła mu moją przychylność.
– Przeczytasz je ze mną? – zapytałam, ale powstrzymała mnie gestem dłoni i pokręciła głową.
– Nie mogę. Pamiętam, jakie wrażenie robiły na mnie lata temu. To wystarczy.
Moje oczy napełniły się łzami, ponieważ zrozumiałam, że matka przekazała mi bezcenne dziedzictwo. Dwadzieścia lat po śmierci ojca uchyliła rąbka ich wspólnego, tajemnego życia, dzięki czemu po raz pierwszy zyskałam wgląd w to, co było mi nieznane.
– Przecież to niesamowite, mamo! – zawołałam.
– Tak – zgodziła się. – To było jak bajka, choć bez szczęśliwego zakończenia.
Zdecydowałam się więc poskładać życie rodziców, a także moje z porozrzucanych puzzli. Słowa ojca wywoływały we mnie miliony pytań, z czasem matka zgodziła się odpowiedzieć na większość z nich. Rozpoczęłam w ten sposób intrygującą podróż do rzymskich i florenckich korzeni rodziny, dzięki której udało mi się lepiej zrozumieć sprawy dotychczas dla mnie niejasne.
O sadze rodu Guccich wiele już napisano, w większości skupiając się na upadku imperium ojca oraz trudnych relacjach rodzinnych, które doprowadziły do skandalu, rozwodu i morderstwa. A tak niewiele mówi się, jakim wspaniałym człowiekiem był Aldo Gucci. I jak bardzo kochała go Bruna Palombo, moja matka. Zapamiętałam go jako osobę czułą i namiętną, co kontrastuje z publicznym wizerunkiem bezwzględnego przedsiębiorcy, zarządzającego firmą żelazną ręką. Zyskałam jednak nowe spojrzenie na historię miłości moich rodziców rozgrywającą się w czasach la dolce vita. To doświadczenie otworzyło mi oczy na wiele spraw, zwłaszcza że we wspomnieniach z dzieciństwa panował chaos. Nauczyłam się doceniać nie tylko to, że ojciec musiał pokonać wiele przeszkód na swojej drodze, lecz także to, że matka poświęciła dla niego przyszłość, reputację i dobre imię, stając się kochanką i towarzyszką życia. Moje zaangażowanie spowodowało, że matka zdecydowała się przede mną otworzyć. Pokazała mi nieznane wszystkim oblicze Alda Gucciego, które dane mi było poznać dopiero pod koniec jego życia.
– Był inny, niż się wydawało – upierała się matka. – Tylko ja znałam prawdziwego Alda.
Stopniowo odkrywała przede mną wizerunek ojca, pozwalając po raz pierwszy spojrzeć na niego z jej perspektywy.
Mój dziadek Guccio, założyciel rodzinnej firmy.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------