- W empik go
Halloween. Mały przewodnik - ebook
Halloween. Mały przewodnik - ebook
Halloween to święto, którego obchody budzą zarówno ekscytację, jak i kontrowersje na całym świecie. Dla jednych przerażające, dla innych zabawne – każdego roku Halloween pobudza wyobraźnię milionów ludzi. Poznaj historię tego święta, związane z nim tradycje i symbole oraz dowiedz się, jaką ewolucję przeszło na przestrzeni wieków.
Dzięki tej książce dowiesz się, dlaczego niektóre symbole są ściśle związane z Halloween oraz jakie jest ich ukryte znaczenie. Poznasz kreatywne sposoby celebrowania tego święta, pomysły na udekorowanie domu i ogrodu, stworzenie kostiumu czy przygotowanie tematycznej imprezy. Znajdziesz tu także przepisy na dania, dzięki którym zadbasz o odpowiedni nastrój podczas tego wieczoru.
Świętuj Halloween w zupełnie nowy sposób!
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-743-7 |
Rozmiar pliku: | 2,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mickie Mueller (Missouri) zgłębia magię i duchowość poprzez sztukę i słowo pisane. W swoich działaniach twórczych wykorzystuje lawowanie magicznymi wywarami ziołowymi, dopasowanymi do tematyki dzieł, rzucając urok na każde z nich. Jest autorką/ilustratorką książki _Voice of Trees_, ilustratorką _Mystical Cats Tarot_, współtwórczynią _Magical Dogs Tarot_ i autorką _Witch’s Mirror_. Opracowała scenografię serialu _Magicy_ na kanale SyFy i serialu _Girlfriend’s Guide to Divorce_ na kanale Bravo. Odwiedźcie ją w sieci na stronie www.MickieMuellerArt.com.WSTĘP
Kiedy byłam dzieckiem, moja rodzina zawsze powtarzała: „Gdyby Mickie mogła dostać na Boże Narodzenie, co tylko zechce, to byłoby to Hallowen!”. I oczywiście była to prawda. Gdy siedzę i to piszę, jest pierwszy października, liście zmieniają kolory, plony dyni już zebrane, a każda wyprawa do sklepu kończy się pytaniem: „Czy chce pani zerknąć na stoisko z rzeczami na Halloween?”, na co odpowiedzią są uśmiechy i ochocze kiwanie głową. Dla mnie – i zapewne dla was, skoro macie w ręku tę książkę – to naprawdę najbardziej magiczny okres w roku!
Pierwsze Halloween, jakie pamiętam, miało miejsce w czasach, kiedy uważałam, że zawód baletnicy to dla mnie najwłaściwsza ścieżka kariery. Chociaż później z wielu powodów stało się jasne, że tak nie będzie, tamtej nocy musiałam być baletnicą. Założyłam haftowany płaszczyk na przepiękny, kwiecisty kostium baletnicy z tiulu i aksamitu, uszyty przez moją mamę, i wyruszyłam na uliczki naszej dzielnicy.
Był początek lat siedemdziesiątych, wszyscy czekaliśmy, aż zajdzie słońce, a potem, ściskając w dłoniach nasze plastikowe dynie i poszewki na poduszkę, tłumnie nawiedzaliśmy dzielnicę, by zebrać dary. W tamtych czasach były to głównie paczki cukierków, ale od czasu do czasu dostawaliśmy też domowy przysmak, taki jak kuleczki z popcornu albo jabłka w karmelu. Były też te dziwne cukierki owinięte w czarno-pomarańczowy woskowany papier (co to, u licha, było?). Co za cudowne czasy!
Domy dekorowano wówczas jarzącymi się latarniami z dyń i papierowymi figurkami czarownic i duchów przyklejonymi taśmą do okien, i to było w zasadzie wszystko. Od czasu do czasu zdarzał się jednak ktoś, kto naprawdę się wysilił, jak ta para, która mieszkała parę ulic dalej.
Wszyscy czuliśmy, jaka moc kryje się w tej przemianie i anonimowości, którą daje przebranie się w halloweenowe kostiumy.
Jeden z tych facetów przebrał się za Złą Czarownicę z Zachodu i biegał po dachu, rechocząc i zrzucając nam, dzieciakom, cukierki, podczas gdy jego partner uzupełniał zapas słodyczy, czasami wchodząc na dach po drabinie. Dzięki tym facetom mieliśmy wspaniałe Halloween!
Gdy byłam starsza, wypróbowałam wiele kostiumów i przebrań. Niektóre były piękne i zrobione w domu, a inne to okropne plastikowe maski i kitle z włókna winylowego z namalowanym z przodu obrazkiem, żeby ludzie wiedzieli, kim, u licha, miałam być. Tak czy owak, wszyscy czuliśmy, jaka moc kryje się w tej przemianie i anonimowości, którą daje przebranie się w halloweenowe kostiumy.
W Halloween jednak chodziło jeszcze zawsze o coś innego. Byłam dzieckiem, więc oczywiście cukierki były czymś wspaniałym, no i kto nie uwielbia się przebierać, ale zawsze towarzyszyło temu coś tajemniczego, jakby nie z tego świata, co wyczuwałam poza typowymi wydarzeniami tego dnia. Nawet jako dziecko umiałam wyczuć to coś w powietrzu – ten czas był nie tylko fajny, był też w jakiś sposób znaczący, pełen mocy. Pamiętam, jak zastanawiałam się nad kolorami kojarzonymi z Halloween, czarnym i pomarańczowym, i jak czekając, aż słońce zajdzie za drzewami, zauważyłam, że w ten dzień przyroda przybiera właśnie takie barwy. Od czasu do czasu marzyłam o prastarych duchach, które wydawały się nie na miejscu w codziennym świecie. Atmosfera panująca w tygodniach poprzedzających to święto była dla mnie pełna napięcia, wyczuwałam jakąś zmianę, jeszcze zanim zrozumiałam, co to w ogóle znaczy, jakby do świata przenikało coś o wiele bardziej pradawnego.
Przestałam bawić się w „cukierek albo psikus” wcześniej niż wielu moich przyjaciół, ale nigdy nie zrezygnowałam z Halloween. Pamiętam, że ostatni raz wybrałam się zbierać słodycze z moją najlepszą przyjaciółką, Lisą, kiedy byłyśmy chyba w szóstej klasie. Obie przebrałyśmy się za czarownice, a jej tato umalował nam twarze spalonym korkiem, rysując nim zmarszczki i bruzdy, tak że wyglądałyśmy jak staruchy. Byłyśmy zachwycone!
Większość domów nadal dekorowano tylko dyniami, ale był taki jeden dom, który nas przeraził. Z wnętrza dobiegała głośna, przerażająca muzyka, a po otwarciu drzwi stawały w nich dwie groźne, upiorne postaci. Przy wejściu jarzyło się kilka czarnych lamp, spowijając te duchy niesamowitą poświatą, a światła stroboskopowe nadawały tej scenie klimat jak ze snu. Tylko najodważniejsze dzieciaki wyciągały ręce z plastikowymi wiaderkami w kształcie dyń, całe roztrzęsione i drżące, gotowe uciec z krzykiem, gdy tylko dostaną okupione takim strachem słodycze.
Spojrzałyśmy na siebie, zastanawiając się, czy gra jest warta świeczki. Potem przypomniałyśmy sobie, że tego wieczora nie jesteśmy dwiema najbardziej nieśmiałymi dziewczynami w klasie, tylko czarownicami, i do tego przerażającymi. Zebrałyśmy się na odwagę, przywołałyśmy nasze wewnętrzne wiedźmy i pomaszerowałyśmy prosto do tych drzwi. Tamtej nocy zdobyłyśmy coś więcej niż tylko cukierki. Chociaż byłyśmy wystraszone, stawienie czoła naszym lękom było fajne. Emocje, jakie wzbudziło w nas przezwyciężenie tych lęków, były inspirujące, jakbyśmy naprawdę zaglądały do królestwa duchów i mierzyły się z prawdziwym niebezpieczeństwem, wychodząc z tego zwycięsko.
Po tym Halloween przyrzekłyśmy sobie, że będziemy rozdawać razem słodycze z najbardziej przerażającego domu w dzielnicy. Mam nadzieję, że niektóre dzieciaki, które rok po roku odważały się odwiedzić nasz dom grozy, miały takie same odczucia. Kto by przypuszczał, że mój kostium z tamtego roku, w odróżnieniu od przebrania baletnicy, będzie odzwierciedlał moją przyszłą duchową ścieżkę i wybór zawodu, od którego dzieliły mnie jeszcze lata, ale zawsze czaił się gdzieś na skraju Halloween?
Pamiętam, jak w szkole średniej przygotowywałam zaproszenie na imprezę, którą urządzałam, i krótko podsumowałam to przyjęcie jako „Wigilię Wszystkich Świętych, znaną w dawnych czasach jako Samhain...”. Zebrałam trochę informacji o historii Halloween i pomyślałam, że to ciekawe i że wzbogaci moje zaproszenie o klimat tajemnicy. Nie wiedziałam wtedy, że to dzięki Samhainowi od dzieciństwa wyczuwałam w październiku, że coś się kotłuje w powietrzu, i w późniejszym okresie mojego życia stało się to ważną częścią mojej duchowej praktyki.
Mijały lata i każdy dom, w którym mieszkałam, rozpatrywałam pod kątem, jak będzie wyglądał przystrojony na Halloween. Z czasem zaczęłam zabierać na wyprawy po słodycze moje dzieci. Kiedy były starsze, pracowałam nawet przy projektowaniu kilku miejscowych „nawiedzonych domów” i w nich występowałam. Najbardziej przypadł mi do gustu ten malutki w centrum handlowym w St. Louis, prowadzony w celach charytatywnych, by wspomóc miejscowy katolicki dom dziecka. Wraz z moją współlokatorką, również artystką, Sandy, zaprojektowałyśmy wiele takich „nawiedzonych domów”, a z siostrą zakonną, która zarządzała wspomnianym projektem, zapoznała nas przyjaciółka, która robiła o nim film. Mówię wam, nie wie się, co to życie, póki zakonnica nie spyta was, czy macie wystarczająco dużo plastikowych much do sali poświęconej horrorowi _Amityville_ albo czy potrzebujecie ich więcej!
Moje córki pełniły rolę wspólniczek, stojąc w kolejce z gośćmi pragnącymi zwiedzić dom i rozpowiadając, jak bardzo się boją wejść do środka. Kiedy moje dzieci już tam weszły, wszystkie pękałyśmy ze śmiechu, a potem Sandy (w kostiumie) wyszła za moimi córkami przed dom, złapała je i ciągnęła z powrotem, zaś dziewczynki odstawiały szopkę przed kolejną grupą w kolejce, kopiąc i wrzeszcząc. Tak, wszystkie przypominałyśmy trochę rodzinę Addamsów, ale zebrałyśmy na ten dom dziecka mnóstwo kasy!
Wiele osób ma podobne jak ja doświadczenia związane z Halloween, a jak niedawno odkryłam, niektórzy mają też podobne przeżycia związane z Samhainem, zauważając od dzieciństwa, że w Halloween chodzi o coś więcej niż o słodycze i o kostiumy.
W latach dziewięćdziesiątych znalazłam moją duchową ścieżkę i odkryłam możliwości magii naturalnej, płynącej przez powietrze, żyjącej w drzewach i będącej częścią nas wszystkich. Zaczęłam zgłębiać tematy wicca, pogaństwa i sztuki współczesnej wiedźmy i okazało się, że są przepojone i inspirowane starszymi tradycjami, podobnie jak Halloween. Dowiedziałam się o ośmiu sabatach dawnych pogan, między innymi o Samhainie, który nie przez przypadek przypada w dzień współczesnego, świeckiego święta znanego jako Halloween. To dziwne odczucie energii w powietrzu w dzień Halloween, które zauważałam przez całe moje życie, było realne? Owszem, było, to jasne, i na tym nie koniec.
Samhain był świętem, podczas którego witano celtycki Nowy Rok, a kiedy się rozpoczynało? Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy odkryłam, że Samhain zaczyna się o zachodzie słońca. Odkryłam, że tej nocy starożytni Celtowie i współczesne czarownice oddawali cześć swoim przodkom i bliskim zmarłym. Nawet w czasach starożytnych ludzie nosili maski i dziwne ubrania, by zmylić wszelkie niebezpieczne zbłąkane duchy. W tym czasie zasłona rozdzielająca świat żywych i świat duchów oraz nieziemskich istot była najcieńsza. Wszystkie te starożytne tradycje w jakiś sposób zostały przekazane nam poprzez stulecia i stały się częścią naszego życia. Dowiadywanie się tego wszystkiego było dla mnie objawieniem.
Obecnie obchodzę zarówno Halloween, jak i Samhain; dekoruję mój dom i ołtarz. Rozdaję słodycze dzieciom i składam ofiary przodkom. Wycinam latarnie z dyń, by zachwycić i zaprosić dzieciaki zbierające słodycze, a także rzucam na te latarnie uroki, by ustrzegły mój dom od szkód, zarówno doczesnych, jak i duchowych. Zakładam kostium, bo to zabawne i przypomina mi o moich duchowych przodkach, którzy używali kostiumów w celu ochrony i duchowej przemiany, podobnie jak te dwie czarownice z szóstej klasy wiele lat temu. Zapalam świece, dla nastroju i dla magii. Napełniam dom muzyką związaną z Halloween i oczyszczającym dymem kadzidła i szałwii. Powiadają, że czarownice przechodzą między dwoma światami, i nigdy nie było to prawdziwsze niż podczas Halloween i Samhainu.
Chodźcie ze mną i wędrujmy między światami. Zajrzyjmy razem za zasłonę i zbadajmy mistyczne miejsce, gdzie w magiczną noc spotykają się i łączą współczesne świeckie święto Halloween i starożytne święto zmarłych znane jako Samhain. Czy obchodzicie Halloween, Samhain, czy jedno i drugie, będziemy się świetnie bawić i dowiemy się paru rzeczy o tym mistycznym czasie.ROZDZIAŁ 1.
HALLOWEEN W HISTORII
Kiedy myślimy o Halloween, myślimy o nim jako o współczesnym święcie, bardzo skomercjalizowanym, przed którym półki w sklepach i nawet całe sklepiki otwarte z tej okazji pełne są kostiumów, dekoracji i akcesoriów potrzebnych na imprezy. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak święto wymyślone przez fabryki słodyczy i wytwórnie styropianowych nagrobków, ale komercjalizacja Halloween towarzyszy temu świętu dopiero od niedawna. Prawda jest taka, że Halloween łączy się z mnóstwem tradycji i praktyk, sięgających co najmniej dwóch i pół tysiąca lat wstecz, a zgodnie z niektórymi archeologicznymi dowodami może nawet pięciu tysięcy lat. Na przestrzeni dziejów podejmowano wysiłki w celu wytępienia tego święta przez zmianę jego nazwy, przejęcie go albo po prostu jego zakazanie, ale ten dzień wspominania zmarłych nie popadł w zapomnienie.
Powiązania Halloween z pracą na roli
Zbadajmy źródła Halloween i dowiedzmy się więcej o tym, jak rodziły się tradycje i jak się rozwijały na przestrzeni lat. Wyobraźcie sobie, że przenosimy się w czasie o ponad dwa tysiące lat wstecz na ziemie Celtów na Wyspach Brytyjskich i we Francji. Wiemy ze średniowiecznych pism, że świętowali ten okres roku na wszystkich swoich terenach; prawdopodobnie początkowo było to trzydniowe święto obchodzone w tym czasie, które wypadało dokładnie pomiędzy równonocą jesienną a przesileniem zimowym. Druidzi śledzili astronomiczne zjawiska i pory roku, wykorzystując te informacje do wyznaczania czasu w ciągu roku. Najstarsze pisemne wzmianki o tym pogańskim święcie pochodzą z wczesnego średniowiecza, kiedy to obchodzono je 31 października. Nikt nie wie, kiedy zdecydowano się na tę datę, ale prawdopodobnie pojawiła się, kiedy wprowadzono kalendarz gregoriański.
Bez względu na datę kalendarzową czy astronomiczną starożytni Celtowie nie nazywali tego święta Halloween, ale Samhain (wymawiane jako sah-win). Niektórzy uczeni wyjaśniali znaczenie słowa Samhain jako „koniec lata”, inni przypuszczają, że to słowo oznaczało „zgromadzenie” albo „zebranie”, wiemy jednak, że było to jedno ze świąt plonów, ostatnie w roku. W społeczeństwie, które opierało się na rolnictwie i inwentarzu, ludzie uznawali więcej niż jeden zbiór plonów, bo nie wszystkie wydarzały się w tym samym czasie, to raczej proces. Przychodziły chłodne dni i nie można było wyskoczyć do sklepiku na rogu, by przygotować kolację. Ludzie musieli zadowolić się tym, co mieli, i liczyć, że przetrwa to zimę.
W porze Samhainu znosili do spiżarń ostatnie dary pól. Zarzynano te zwierzęta, których było w nadmiarze, z przeznaczeniem na mięso, zostawiano na zimę jak najmniej inwentarza, tyle, ile było niezbędne do rozmnożenia na wiosnę. Ludzie przygotowywali się do najcięższego okresu w roku, a gdy życie na polach zanikało, zwracali myśli ku naturze śmiertelności. Czuli, że uchylają się drzwi do Innego Świata; ich przodkowie byli blisko, podobnie jak inne błąkające się duchy, znane jako sídhe albo faeries – nie mówimy tu jednak o Dzwoneczku. Były to dawne, pierwotne duchy, które mogły popsuć ci życie, gdyby miały taką ochotę.
Ludzie wędrowali przez osadę, zbierając drewno na opał i żywność na święto. Chodząc od drzwi do drzwi, nosili prymitywne maski, przebrania i malowali twarze, by skłonić podstępem fae i duchy, które mogły włóczyć się w pobliżu, by ich zostawiły w spokoju. Nie była to zabawa w „cukierek albo psikus”, ale raczej „wykiwaj duchy i zjawy tej krainy i przeżyj!”.
Wygaszano ogień we wszystkich gospodarstwach, a potem rozpalano główne obrzędowe ognisko. To ognisko, znane też jako ogień oczyszczenia, rozpalano z drewna dziewięciu świętych drzew, poprzez tarcie; później zanoszono do domów gałąź albo żar z ognia oczyszczenia Samhain, by rozpalić na nowo każde palenisko, spajając domy społeczności płomieniem wspólnego ogniska.
Święta ku czci bliskich zmarłych
Chociaż ludzie myśleli o bliskich zmarłych, chodziło tu o ich uczczenie. Celtowie nie uznawali śmierci za coś złego, a raczej za część życia. Świętowano i ucztowano obficie, choć tylko przez pewien czas. Był to również początek celtyckiego Nowego Roku – żegnając się ze starym rokiem, ludzie spłacali długi, zajmowali się podatkami, są też dowody, że tęgo sobie popijali. W Samhainie odprawiano także wróżby; w Nowy Rok wszyscy chcieli mieć jakieś pojęcie, co ich czeka podczas srogiej zimy i jak obfity będzie następny rok.
Tymczasem w Rzymie poganie oddawali cześć zmarłym w innym okresie roku: 10, 11 i 13 maja. W Lemuria, święto zmarłych, po ziemi wędrowały duchy albo mroczne zjawy znane jako lemury. Uważano je za rozgniewane duchy zmarłych, którym nie sprawiono odpowiedniego rzymskiego pochówku, albo duchy przodków z krainy cieni. Było to posępne święto, podczas którego ojciec rodziny odpędzał z domu mściwe duchy, składając im w ofierze czarną fasolę, by je ułagodzić, i uderzając dwoma garnkami z brązu o siebie, by ten brzęk odgonił duchy. Możecie teraz zapytać, co święto zmarłych obchodzone w maju ma wspólnego z Halloween. Zostańcie ze mną; to wszystko będzie miało sens.
Przede wszystkim warto zauważyć, że celtyckie obchody święta Beltane w kalendarzu astronomicznym stanowią przeciwieństwo Samhainu. Beltane wypada na początku maja, plasując się między równonocą wiosenną a przesileniem letnim, i jest to kolejny okres roku, kiedy granice świata duchów uznaje się za otwarte. Blisko stąd do dat, w które Rzymianie obchodzili Lemuria; może to być zbieg okoliczności, ale chciałam zwrócić na to uwagę.
W roku 609 n.e. papież Bonifacy IV starał się nawrócić wszystkich rzymskich pogan na chrześcijaństwo, świadom, że jeśli pozwoli ludziom zachować ich obecne popularne tradycje i dostosuje te praktyki, zmieniając je na chrześcijańskie, będzie to o wiele łatwiejsze, niż gdyby kazał ludziom całkowicie zaprzestać obchodzenia ich świąt. Ta metoda została wykorzystana ze znakomitym skutkiem w chrystianizowaniu wielu europejskich pogan na przestrzeni dziejów. Papież poświęcił pogańską świątynię w Rzymie znaną jako Panteon Maryi Dziewicy i chrześcijańskich męczenników, a jaką datę wybrał na tę ważną uroczystość? Wyznaczył ją oczywiście na 13 maja, ostatni dzień Lemuriów. Wkrótce Lemuria nazwano Dniem Wszystkich Świętych. Zamiast niepokoić się duchami zmarłych błąkającymi się po ziemi, niedawno nawróceni na chrześcijaństwo mieli czcić zmarłych śmiercią męczeńską świętych chrześcijańskich jako usankcjonowanych zastępców. Początkowo więc Dzień Wszystkich Świętych został dodany do kalendarza, by powstrzymać niedawno nawróconych Rzymian od obchodzenia Lemuriów, święta zmarłych z początku maja.
Na Wyspach Brytyjskich w średniowieczu starania Kościoła o zyskanie popularności skończyły się pewnym powodzeniem w nawracaniu ludzi na chrześcijaństwo dzięki przekonaniu miejscowej ludności, że ich bóstwa natury są tak naprawdę złe. Mimo to ludność odległych obszarów wiejskich, w tym Irlandii, Szkocji i wyspy Man, nie przestała obchodzić Samhainu, ku wielkiemu rozczarowaniu Kościoła. Papież Grzegorz III, zdając sobie sprawę, że dawne obyczaje tak łatwo nie zanikną, postanowił przenieść Dzień Wszystkich Świętych z maja na 1 listopada. Podobne wątki Lemuriów i Samhainu miały teraz zostać zasymilowane z chrześcijańskimi obchodami Dnia Wszystkich Świętych. Inna nazwa tego święta brzmiała All Hallows’ Day albo Hallowmas, gdyż _hallow_ oznacza „święty” (_holy_), a był to dzień świętych. Dzień poprzedzający Dzień Wszystkich Świętych, 31 października, znano pod nazwą Wieczoru albo Wigilii Wszystkich Świętych (All Hallows’ Evening albo Eve), co ostatecznie na przestrzeni wieków skrócono do Halloween, nazwy, której dzisiaj używamy w odniesieniu do tego święta.
Ustanowienie Dnia Wszystkich Świętych i później Zaduszek (Dnia Zadusznego) w końcu zostało przez wielu przyjęte, ale niektóre pierwotne tradycje kulturowe przetrwały w rozmaitych formach. Zaduszki zostały dodane w dzień 2 listopada i wyznaczone jako dzień uczczenia dusz chrześcijańskich zmarłych. Była to próba przejęcia pogańskich praktyk, wciąż zauważanych w wigilię Wszystkich Świętych, których ludzie dotąd nie porzucili, takich jak wspominanie swoich zmarłych. Ten krok miał wzmocnić kontrolę Kościoła nad jesiennym świętem zmarłych.
Cukierek, coś słodkiego albo psikus!
Zaduszki były dniem modlitw za zmarłych, zwłaszcza za tych, którzy, jak wierzono, są w czyśćcu, w połowie drogi między niebem a piekłem, według chrześcijańskich wierzeń; lubię sobie wyobrażać długą kolejkę przed duchowym wydziałem komunikacji – nikomu w czyśćcu nie było wesoło. Wierzono, że modlitwy za te dusze pomogą im wznieść się do nieba.
Dzieci i biedacy zaczęli w Zaduszki praktykować obyczaj wędrowania od drzwi do drzwi, ofiarowując modlitwy za zmarłych w zamian za małe ciasteczka z przyprawami korzennymi, suszonymi owocami i czasami szafranem. Te ciasteczka były ozdobione równoramiennym krzyżem i nazywane ciasteczkami dla duszy. Wędrujący po domach jałmużnicy czasami recytowali wierszyki, prosząc o ciasteczka albo „coś słodkiego” w zamian za modlitwy. Czy był to początek współczesnej tradycji „cukierek albo psikus”?
Pierwsze latarnie z dyń
Jeśli chodzi o dusze, które nie dostały się do nieba, powstała opowiastka ku przestrodze o mężczyźnie zwanym Skąpy Jack, który był takim draniem, że nie mógł dostać się ani do nieba, ani do piekła, i został skazany na włóczenie się po ziemi z latarnią wyciętą z rzepy. W takich rejonach jak Irlandia i Szkocja ludzie wydrążali rzepy albo duże buraki i wycinali w nich „twarze”. Te małe „głowy” rozświetlano od środka żarzącym się węgielkiem albo ogarkiem świecy i umieszczano blisko bram i drzwi, by powitać duchy bliskich i odstraszyć wszelkie mroczne duchy, które mogły przechodzić obok. Te upiorne latarnie naśladowały tę, którą nosił Skąpy Jack, i były poprzedniczkami latarń z dyni (zwanych po angielsku _jack-o’-lanterns_). Latarnie z dyni stały się w końcu najbardziej znanym symbolem Halloween (więcej informacji o historii Skąpego Jacka i o znaczeniu innych tradycyjnych symboli Halloween znajdziecie w rozdziale drugim).
Latarni używano też na przestrzeni dziejów w innych celach, między innymi by przestraszyć innych albo zrobić im kawał, gdyż można je było wziąć za błędne ogniki albo duchy – w końcu noc duchów to idealna pora, by kogoś wystraszyć. W niektórych rejonach Irlandii, Szkocji, Niemiec i Szwecji po dziś dzień wycina się latarnie z rzep i buraków.
Do tradycji wędrowania po domach w Zaduszki włączono też w końcu przebieranki albo maski, kolejny wcześniejszy obyczaj sprowadzony do miast z wiejskich społeczności pogańskich. Przebrani w kostiumy hulacy gromadzili się na ulicach, niosąc latarnie, i odgrywali krótkie przedstawienia albo inne widowiska. Mieszkańcy w zamian za ich występy obdarowywali ich jedzeniem albo pieniędzmi. Uważano to za świetną zabawę, ale obchody dawnego Samhainu i nowego Halloween w końcu znalazły się w potrzasku wojen religijnych i politycznych.
Potęga Kościoła katolickiego rosła i 31 października 1517 roku Halloween zirytowało duchownych ponownie. Marcin Luter, który był katolickim mnichem, wybrał ten dzień na przybicie listy 95 tez, zarzutów wobec Kościoła, do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze w Niemczech. Taki był początek religijnego przewrotu znanego jako reformacja protestancka. Luter wiedział, że następnego dnia, w Dzień Wszystkich Świętych, pojawi się w kościele wiele osób, by uczcić zgromadzoną w nim ogromną kolekcję relikwii i kości świętych, i wtedy zobaczą jego przesłanie zostawione tam w noc Halloween.
Gdy reformacja doprowadziła do spięcia między katolikami i nowo powstałymi protestantami, obrzędy Dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek nieco straciły na znaczeniu, gdyż protestanci nie wierzyli w świętych. Moglibyście spytać, co się stało z obchodami Halloween w tradycji ludowej. W niektórych domach wciąż zachowywano te tradycje, a niecały wiek później niektóre z obyczajów ponownie zyskały popularność, znajdując dla siebie nowe miejsce dnia 5 listopada.
Guy Fawkes
5 listopada 1605 roku dramat reformacji protestanckiej osiągnął krytyczny punkt, kiedy aresztowano Guya Fawkesa, pilnującego wielkiego tajnego składu materiałów wybuchowych, których on i jego grupa spiskowców planowali użyć do wysadzenia parlamentu brytyjskiego i zamordowania króla Jakuba I. Tak, to ten Guy Fawkes – ten, którego maskę widzimy noszoną w filmie _V jak vendetta_ i jako twarz reprezentującą współczesny ruch haktywistów o nazwie Anonymous, ten właśnie Guy Fawkes z 1605 roku. Spisek mający na celu wysadzenie parlamentu udaremniono, Fawkesa poddano torturom i stracono.
Król przeżył „spisek prochowy” i 5 listopada od razu narodziło się Święto Prochowe, zwane później nocą ognisk albo Nocą Guya Fawkesa. W ogniskach palono kukłę Guya Fawkesa. Początkowo nie były to radosne obchody jak obecnie, ale często pełne gniewu, a czasami i brutalności wydarzenie. Bandy młodych ludzi przebranych za Guya Fawkesa (znani jako Guys) włóczyły się po mieście, dopuszczając się aktów wandalizmu i tocząc przez ulice płonące beczułki. Obecnie pod koniec października, w dniach poprzedzających Noc Guya Fawkesa, dzieci chodzą od drzwi do drzwi, prosząc o drewno na opał na ognisko i o pieniądze – „grosik dla Guya”. W obchodach tego święta przejęto tradycje ognisk, chodzenia po prośbie i psikusów.
Nowy Świat
Wkrótce potem purytanie wyruszyli do Ameryki. Osiedlając się w nowym świecie, nie chcieli mieć nic wspólnego z Halloween, wiedząc o pogańskich korzeniach tego święta i o przejęciu go przez katolicyzm. Wielu z nich osiedliło się w Massachusetts i miało w pogardzie wszystko, co wiązało się z okultyzmem; ta straszna obsesja doprowadziła w końcu do tragedii procesów czarownic z Salem, pustoszących ich wspólnotę i kosztujących utratę życia dwudziestu osób.
Jednak nie wszyscy amerykańscy koloniści tak się bali świata duchów i czarownictwa; obchody Halloween zyskały na popularności w Wirginii i innych koloniach południowych. Na tych terenach w tym czasie zamieszkiwało więcej kolonistów katolików, episkopalian i anglikanów, którzy przywieźli ze sobą tradycje Halloween. W noc Halloween wyprawiano huczne i wesołe zabawy, połączone z ucztowaniem, opowieściami o duchach, magii i świecie nadprzyrodzonym, a nawet zabawy we wróżenie, głównie w celu odkrycia przyszłych miłosnych związków obecnych tam młodych osób.
W latach czterdziestych XIX wieku wielki głód w Irlandii doprowadził do większego napływu imigrantów irlandzkich, a ci, dołączając do społeczności amerykańskich, wnieśli tam bogactwo zwyczajów związanych z Halloween. W Stanach Zjednoczonych to święto zyskało jeszcze większą popularność. Irlandzka tradycja wycinania latarń z rzep została wkrótce przystosowana do łatwiejszych do drążenia dyń amerykańskich i tak zrodził się klasyczny symbol Halloween. Wraz z innymi bardziej magicznymi aspektami Halloween do Ameryki napłynęły też tradycje płatania figli i psikusów.
Wybryki opanowane
Na początku XX wieku w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych Hallowen stało się nocą poświęconą głównie psikusom. W tamtym czasie głównym zajęciem w Halloween było płatanie figli, i nie mówimy tu tylko o miażdżeniu dyń i owijaniu drzew papierem toaletowym; te dzieciaki posuwały się do takich kawałów jak zdejmowanie bram z zawiasów, przewracanie wychodków albo zrzucanie dużych przedmiotów na ludzi z dachów albo stogów siana.
Wandalizm w Halloween wkrótce się nasilił, prawdopodobnie z powodu panującego w tamtym czasie napięcia w społeczeństwie podczas Wielkiego Kryzysu. Święto Halloween stało się niebezpieczne i kosztowne. Rozpowszechniły się lekkomyślne wybryki, takie jak wykolejanie tramwajów, wypuszczanie na ulice zwierząt gospodarskich, rozbijanie okien i podkładanie ognia. Halloween zaczęto nazywać Nocą Bram, Nocą Figli i Piekielną Nocą.
Władze miejskie i właściciele lokalnych firm postanowili w końcu, że coś trzeba z tym zrobić. Aby ograniczyć niesforne wybryki, wiele miast zaczęło urządzać w Halloween parady z przysmakami i nagrodami dla dzieci, które w nich uczestniczyły przebrane w kostiumy. Wśród pierwszych miast, które przyjęły takie podejście, były Anoka w Minnesocie, Allentown w Pensylwanii, Hiawatha w Kansas i Chicago w Illinois.
Szkoły i społeczności organizowały wielkie halloweenowe imprezy, którym towarzyszyły konkursy na kostium, gry, ogniska i oczywiście słodycze dla dzieci. Stacje radiowe nadawały po imprezach informacje o prezentach reklamowych, więc dzieci pędziły do domów i słuchały radia, żeby sprawdzić, czy coś wygrały, zamiast biegać w amoku po ulicach.
Popularne w tym czasie były poradniki, jak urządzać imprezy halloweenowe, znane jako Dennison’s Bogie Books, z których gospodynie domowe czerpały natchnienie do własnych przyjęć na Halloween. Zaczęły też otwierać drzwi przebranym dzieciom z okolicy i rozdawać słodycze; w niektórych społecznościach dzieci śpiewały też na progu pomysłowe piosenki albo opowiadały jakiś dowcip. Sprzedawano gotowe kostiumy z bibuły i papierowe maski, ale wiele osób wolało je zrobić w domu. Uważam, że zdjęcia ludzi w zrobionych własnoręcznie kostiumach z tej epoki są zachwycająco dziwaczne!
Pod koniec lat trzydziestych dzieciaki zrezygnowały już przeważnie z kawałów i wandalizmu i zamiast tego przyłączały się do zabawy, uczestnicząc w festynach z okazji Halloween. W latach dwudziestych w niektórych rejonach Stanów Zjednoczonych rozpowszechnił się pochodzący z Kanady slogan „cukierek albo psikus”, a pod koniec lat trzydziestych zaczął być używany jako forma ugody między właścicielami domów i niedoszłymi wandalami, jako swego rodzaju transakcja, mająca uchronić od psikusów.
Cukierek albo psikus
Reglamentacja cukru podczas drugiej wojny światowej i ogólnie ciężkie czasy, jakie wtedy nastały, spowolniły obchody Halloween, gdyż wiele festynów trzeba było odwołać. Jednak po wojnie i pod koniec reglamentacji imprezy halloweenowe i chodzenie od drzwi do drzwi stały się popularniejsze niż kiedykolwiek. Słodycze na imprezach i w początkach zwyczaju „cukierek albo psikus” obejmowały domowej roboty kulki z popcornu, ciastka, jabłka i różne słodycze, ale równie dobrze można było dostać orzechy albo monety, jak i garść cukierków candy corn. Niektórzy mieszkańcy nie przepadali za zwyczajem proszenia po domach o słodycze i wrzucali kamień do toreb niczego niepodejrzewających dzieciaków. Wkrótce na świat przyszła generacja baby boomers i zwyczaj „cukierek albo psikus” szerzył się jak szalony. Odżyły tradycje proszenia o słodycze po domach i przebieranek, wrastając w amerykańską kulturę jako współczesny zwyczaj „cukierek albo psikus”.
Na początku lat pięćdziesiątych niektóre sprytne fabryki słodyczy zaczęły reklamować swoje produkty jako wspaniałe przysmaki dla dzieci z dzielnicy. Na rynku pojawiły się też pierwsze minibatoniki, zapewne jako propozycja przysmaku dla chodzących po domach dzieci. Firmy produkujące płatki wprowadziły do sprzedaży małe paczuszki słodkich płatków do rozdawania jako przysmaki.
Choć wiele dzieci nosiło kostiumy zrobione w domu, w sklepach pojawiły się pierwsze plastikowe, gotowe kostiumy. Popularne były postaci z programów telewizyjnych, takie jak Duszek Kacper, Zorro albo Howdy Doody, i nigdy nietracąca popularności czarownica. Wiele z tych sprzedawanych w pudełkach kostiumów reklamowano jako niepalne i wyposażone dla bezpieczeństwa w duże otwory na oczy, co było postępem w porównaniu z łatwopalnymi papierowymi przebraniami z przeszłości. Wiele osób pozwalało wtedy swoim dzieciom wędrować po domach samym, ufając sąsiadom i światu, w którym żyli.
Telewizyjne świąteczne odcinki filmów z okazji Halloween stały się wkrótce nową tradycją – współczesną wersją opowieści o duchach.
W roku 1966 po raz pierwszy nadano w telewizji odcinek specjalny animacji _Wspaniałe Halloween Charliego Browna_ i telewizyjne świąteczne odcinki filmów z okazji Halloween stały się wkrótce nową tradycją – współczesną wersją opowieści o duchach.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych Halloween było już bardzo popularne i wraz z moimi przyjaciółmi korzystaliśmy w pełni z uroków tego święta, przygotowanych przez pokolenia urwisów, którzy przyszli przed nami. Sąsiedzi napełniali poszewki na poduszki i plastikowe dynie paczkami cukierków, które teraz produkowano masowo właśnie na tę okazję. Dzieciaki wyruszały na ulice przebrane w plastikowe, kupione w sklepie kostiumy albo zrobione w domu kreacje i wracały obładowane cukierkami w papierkach. Od czasu do czasu wciąż jeszcze dostawały przysmaki domowej roboty, takie jak kulki z popcornu, i nawet trochę monet.
W latach siedemdziesiątych większość domów w wielu dzielnicach uczestniczyła w zwyczaju „cukierek albo psikus”. Hordy dzieciaków zbierających swoje łupy witały papierowe wycinanki zawieszone w oknach i wydrążone dynie. Żadnemu z tych dzieci nigdy nie przyszło do głowy, że powinny się czegoś obawiać, ale ich rodzice wkrótce oznajmili, że będą sprawdzać stosy łupów, zanim pozwolą dzieciom coś z nich zjeść.
Krążyły historie o ludziach dodających coś do przysmaków, raporty o żyletkach w jabłkach i truciźnie albo narkotykach w słodyczach. Rodzice bali się o swoje dzieci i część społecznego zaufania, jakie ludzie pokładali w Halloween, doznała uszczerbku. Jeśli chodzi o te przypadki, większość ludzi słyszała o wstępnych raportach, ale nie wiedziała, jak się skończyły te historie i że później odkryto, że za zgłoszonymi przypadkami stały rodziny chodzących po domach dzieci albo że inne relacje o dodawaniu czegoś do przysmaków były miejskimi legendami lub mitami nieopartymi na faktach. Zaszkodziło to jednak świętu: ludzie w Halloween się bali, bardziej swoich sąsiadów niż nadprzyrodzonych mocy, co stoi w sprzeczności ze wspólnotowym duchem Halloween.
Strach przed tym, co się znajdzie w przysmakach, oznaczał, że rodzice często sprawdzali przyniesione przez dzieci słodycze, wyrzucając wszystko, co nie było opakowane albo wyglądało podejrzanie. Ludzie wciąż rozdawali jabłka i przysmaki przygotowane w domu, ale rodzice starannie oglądali jabłka, żeby się upewnić, że skórka jest cała, pamiętam też, że wielu rodziców kroiło przyniesione w Halloween jabłka, zanim pozwoliło je dzieciom zjeść. Doskonale pamiętam październik 1982 roku, kiedy jako nastolatka piekłam i dekorowałam naprawdę fajne ciasteczka, żeby je rozdawać na Halloween, i rozeszły się tragiczne wiadomości, że niektóre osoby zatruły się tylenolem dodanym do słodyczy. Bezzwłocznie opatrzyłyśmy torebki, do których miałyśmy pakować ciastka, naszym adresem, co było ostatnią deską ratunku w nadziei, że ludzie ich nie wyrzucą, ale tego roku przyszło po słodycze bardzo mało dzieci. Ludzie bali się, że wszystko, co można znaleźć na sklepowych półkach, może zostać zatrute, więc przypadkowe osoby rozdające przysmaki wydawały się jeszcze bardziej podejrzane. Po tym roku już nigdy nie widzieliśmy, żeby rozdawano domowej roboty przysmaki, jedynie szczelnie opakowane kupne słodycze, chociaż zwyczaj „cukierek albo psikus” znów wrócił do łask.
Mimo tych obaw Halloween i zwyczaj chodzenia po domach za słodyczami w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nigdy nie zatraciły swojej magii. Kolejnym wydarzeniem, które miało początek we wczesnych latach siedemdziesiątych i zanikło ostatecznie w latach dziewięćdziesiątych, był ponowny wzrost poważnych aktów wandalizmu, zwłaszcza w Detroit, gdzie żadna ilość słodyczy nie odwiodła wandali od wzniecania pożarów – w dniach, gdy obchodzono Halloween, dokonano nie zaledwie paru, ale setek podpaleń, zwłaszcza 30 października, do tego stopnia, że ludzie w tych rejonach zaczęli nazywać noc poprzedzającą Halloween Diabelską Nocą albo Nocą Wybryków. Kiedy podpalenia w Diabelską Noc osiągnęły swój szczyt w roku 1994, władze miejskie i mieszkańcy połączyli siły i zaczęli patrolować dzielnice, przez co liczba pożarów gwałtownie spadła.
Współczesne obchody Halloween
Wspaniałą i ważną tradycją, wywodzącą się z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych i nadal kontynuowaną, są obchody Halloween przez społeczność LGBTQ. Pierwsze nieoficjalne obchody Halloween przez tę społeczność w stylu „imprezy ulicznej” miały miejsce w latach siedemdziesiątych w dzielnicy Castro w San Francisco. W latach osiemdziesiątych przyłączyły się Greenwich Village, Key West i West Hollywood.
Halloween stało się okresem, kiedy członkowie tej często marginalizowanej społeczności okazywali swoją dumę i wyrażali siebie – albo nawet swoje przerysowane wersje – co miało zrekompensować ucisk, jaki odczuwali przez resztę roku. Niektóre z najlepszych parad na Halloween organizują właśnie społeczności LGBTQ i każdy jest na tych festynach mile widziany, o ile szanuje innych uczestników.
Obecnie Halloween to wielki biznes, a także świetna zabawa. Kostiumy i dekoracje na to święto, które dawniej zajmowały jedną półkę w sklepie wielobranżowym, w dzisiejszych czasach są rozłożone w kilku alejkach w hipermarkecie i wszędzie w Stanach Zjednoczonych pojawiają się w tym czasie w miastach krótko działające, specjalistyczne sklepiki. Bibułkowe szkielety z minionych lat zastąpiły elektroniczne zabawki, które krzyczą, poruszają się i świecą. Dzieciaki z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych uwielbiały Halloween tak bardzo, że nigdy z niego nie zrezygnowały i nigdy nie przestały obchodzić tego święta, nawet wtedy, gdy dorosły. Obecnie wielu dorosłych przebiera się i obchodzi z dziećmi domy, prosząc o słodycze. Ludzie co roku poświęcają wiele godzin i pieniędzy, by udekorować swoje ogródki i domy, zarówno ku własnej satysfakcji, jak i po to, bo wywrzeć wrażenie na dzieciach zbierających słodycze w dzielnicy.
Dochody ze sprzedaży kostiumów dla dorosłych są większe niż kiedykolwiek, a niektóre z tych kostiumów są mniejsze niż do tej pory. W balach przebierańców w barach i klubach muzycznych bierze udział mnóstwo gości. Popularne stały się seksowne kostiumy, ale widuje się też przebrania bardziej kreatywne niż kiedykolwiek. Wiele osób, które dorastając, zachwyciły się pomysłem wypróbowania w Halloween nowego wizerunku, nadal bawi się w przebieranki, uczestnicząc w imprezach cosplay, takich jak konwenty komiksowe, science fiction, steampunkowe i poświęcone horrorom.
Współczesne obchody Halloween dają nam w wielu przypadkach możliwość, by spojrzeć na śmierć w bardziej beztroski sposób i nawet się z niej śmiać. W całym kraju zyskały popularność profesjonalne nawiedzone domy, w których możemy przetestować swoją odwagę, przeżywając katharsis i dobrze się bawiąc. Z ulic Meksyku i Ameryki Południowej w radosnym pochodzie zawędrował na festyny w Stanach Zjednoczonych Día de los Muertos – kolejne pradawne święto zmarłych przeszczepione na Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki.
To święto uczy nas, byśmy nie bali się śmierci, ale uczcili naszych ukochanych zmarłych, ciesząc się z życia, które przeżyli. Oczywiście Día de los Muertos to nie to samo, co Halloween, ale obecnie na półkach sklepowych widujemy obok rekwizytów na Halloween ozdoby i akcesoria na imprezy z klasycznymi motywami cukrowej czaszki. Amerykańskie Halloween to tygiel tradycji pochodzących od dumnych linii imigrantów z dalekich stron, tworzących ten kraj.
Ponowne odkrycie Samhainu
Odrodzenie wierzeń pogańskich w Wielkiej Brytanii i USA na początku XX wieku oznacza, że wiele osób, które dorastały w tradycji świeckich obchodów Halloween, nadal z radością je świętuje, ale też odkryły na nowo Samhain, duchowe korzenie tej zabawnej współczesnej uroczystości. Współcześni poganie, czarownice, druidzi i wiccanie często uznają Samhain za oddzielne, choć podobne do Halloween święto. Te grupy starają się wprowadzić we współczesne czasy starożytne praktyki Samhainu i pozostałych dawnych świąt Koła Roku.
Niektórzy ludzie wolą surowo osądzać te inne wierzenia, kultury czy orientacje, jakby istnienie innych rodzajów ludzi zagrażało ich własnym prawdom. Działanie oparte na lęku, a nie na zrozumieniu, jedynie hamuje rozwój człowieka, zamiast go wzmacniać. Halloween stało się świętem, które nas łączy. Świętujemy je w kostiumach i możemy stać się, kimkolwiek zechcemy; w pewien sposób zrównuje nas wszystkich. Pozwala nam rozpoznać maski, które nosimy na co dzień – i przy odrobinie szczęścia uświadamiamy sobie, że pod tymi maskami nie jesteśmy wcale tacy różni. Czy my, ludzie z różnych środowisk, możemy znaleźć płaszczyznę porozumienia w cieszeniu się Halloween?
To święto zatoczyło pełne koło. Od swoich mistycznych początków zmieniało się i przekształcało na przestrzeni wieków, jak my wszyscy. W jego obchodach przejmowano obyczaje z innych źródeł i nadal tak się dzieje. Ważne jest, by wiedzieć, skąd idziemy, gdyż dzięki temu możemy lepiej dostrzec, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Jest to prawdą także w odniesieniu do naszych obrzędów i obyczajów, gdyż te obyczaje są częścią tego, kim jesteśmy. Przecierając szlaki przyszłym pokoleniom, Halloween przeniosło swoje energie poprzez wieki z głębokiej pamięci. Rytuały mogły się przez lata zmienić, ale pozostały ślady ich korzeni.