- W empik go
Harem - ebook
Harem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 191 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie żałowałem, żem osiadł na pewien czas w Kairze, że stałem się pod każdym względem obywatelem tego miasta, jest to niewątpliwie jedyny sposób, by je poznać i pokochać; turyści nie mają zazwyczaj dość czasu na to, by wejść w jego życie powszednie, przeniknąć jego malownicze piękno, jaskrawe kontrasty, zwiedzić jego pamiątki. A jest to przecież jedyne miasto na Wschodzie, gdzie można odnaleźć ślady wyraźnie odcinających się warstw kilku epok historycznych. Ani Bagdad, ani Damaszek, ani Konstantynopol nie dają tylu tematów do studiów i refleksji. W dwóch pierwszych miastach cudzoziemiec natrafia na nietrwałe budynki z cegieł i wyschłej gliny; jedynie wnętrza bywają wspaniale ozdobione, dekoracja ich wszakże nie wkracza nigdy ani w dziedzinę poważnej sztuki, ani nie zapewnia trwałości; Konstantynopol zabudowany domami drewnianymi, pociągniętymi farbą, zmienia oblicze co dwadzieścia lat, zachowując tylko dość jednolitą fizjonomię dzięki błękitnawym kopułom i białym minaretom. Kair zawdzięcza trwałość niezliczonych pomników architektury zarówno niewyczerpanym kopalniom Mokatamu, jak niezmiennie pogodnemu klimatowi; epoka kalifów, epoka sudanów, epoka sułtanów-mameluków znajdują oczywiście wyraz w najróżniejszych ładach architektonicznych, których Hiszpania i Sycylia są odbiciem bądź też wzorem. Mauretańskie cuda Grenady albo Kordoby narzucają się naszej pamięci na każdym kroku wśród ulic Kairu: drzwi meczetu, okno, minaret czy arabeska, których wykrój lub styl określają dokładnie pewien okres przeszłości. Same tylko meczety opowiedziałyby całą historię Egiptu pod panowaniem muzułmanów, każdy władca bowiem kazał wznieść co najmniej jeden meczet chcąc przekazać i utrwalić na zawsze wspomnienie swojego panowania i swojej chwały; Amru, Hakim, Tulun, Saladyn, Bibars czy Barkuk, wszystko to są imiona zachowane raz na zawsze w pamięci tutejszego ludu, chociaż najstarsze pomniki są to dziś tylko mury rozpadające się w gruzy oraz zniszczone ogrodzenia.
Meczet Amru, a więc pierwszy, który wybudowano po zdobyciu Egiptu, stoi w miejscu obecnie odludnym, pomiędzy nowym a starym miastem. Nic nie broni już dzisiaj przed profanacją tego przybytku, taką niegdyś otaczanego czcią. Błądziłem wśród lasu kolumn podtrzymujących jeszcze starożytne sklepienie; wszedłem na rzeźbioną kazalnicę wzniesioną w roku 94 ery Mahometa, mówiono, że po kazalnicy proroka jest ona najpiękniejsza i najczystsza w stylu; przebiegłem również krużganki i ujrzałem pośrodku dziedzińca miejsce, gdzie stał namiot namiestnika Omara, wówczas gdy powziął myśl założenia starego Kairu.
Gołąbka uwiła gniazdo nad namiotem i oto Amru, pogromca greckiego Egiptu, ten, co zrównał z ziemią Aleksandrię, nie chciał spłoszyć biednego ptaka; miejsce wydało mu się przeznaczone wolą nieba, kazał wybudować meczet dokoła namiotu, z kolei zaś dokoła meczetu miasto, które nazwano Fostat, to znaczy namiot. Dziś owo miejsce nie leży nawet w obrębie miasta, znajduje się znowu, jak powiadały niegdyś kroniki, wśród winnic, ogrodów i gajów palmowych.
Odnalazłem także na przeciwległym krańcu Kairu i w obrębie murów, nie opodal Bab en-Nasr, niemniej opuszczony meczet kalifa Hakema, wybudowany o trzysta lat później, który łączy się z postacią jednego z najdziwniejszych bohaterów muzułmańskiego średniowiecza. Hakem, którego dawni orientaliści francuscy nazywają le Chacamberrille, nie zadowolił się godnością trzeciego kalifa afrykańskiego, dziedzica skarbów Haruna al-Raszyda, jedynowładcy Egiptu i Syrii; upojony wielkością i bogactwem stał się podobny Neronowi, a także Heliogabalowi. Tak samo jak Neron pod wpływem chwilowego kaprysu podpalił swoją stolicę; tak samo jak Heliogabal ogłosił, że jest bogiem, i nakreślił reguły religii, którą przyjęła część jego narodu, a która stała się z czasem religią Druzów. Hakem jest ostatnim objawicielem albo, jeśli kto woli, ostatnim bogiem, który się ukazał na świecie i który zachował jeszcze tu i ówdzie mniej lub bardziej licznych wyznawców. Kawiarniani śpiewacy i bajarze w Kairze opowiadają o nim tysiące legend; na jednym ze wzgórz Mohatemu pokazano mi obserwatorium, skąd zasięgał porady gwiazd; ci bowiem, którzy nie wierzą w jego boskość, opisują go jako czarodzieja, obdarzonego wielką siłą.
Meczet jego jest w jeszcze gorszym stanie niż meczet Amru. Jedynie mury i dwie wieże, czyli minarety, na ro – gach zachowały możliwe do rozpoznania kontury architektoniczne. Należą one do tej samej epoki, co najstarsze budowle Hiszpanii. Dziś wnętrze świątyni, pokryte pyłem i usiane gruzami, zajmują powroźnicy; skręcają oni konopie na tej rozległej przestrzeni, zaś monotonny dźwięk kołowrotka zastępuje rozlegający się tu niegdyś szmer modlitw. Ale czy przybytek wzniesiony ku chwale wiernego Amru mniej jest opuszczony niż świątynia Hakema, heretyka, znienawidzonego przez prawdziwych muzułmanów? Stary Egipt, równie niepomny jak łatwowierny, pogrzebał w swoim pyle niejednego proroka i niejednego boga.
Toteż cudzoziemiec w tym kraju może się nie obawiać ani fanatyzmu religijnego, ani nietolerancji narodowej właściwej innym krajom Wschodu; jarzmo Arabów nie zdołało zmienić tak dalece charakteru mieszkańców; czy ziemia nie pozostała nadal starą i ojczystą ziemią, z której Europa wywodzi swój rodowód poprzez świat grecki i rzymski? Religia, moralność, przemysł, wszystko bierze początek w tym źródle, zarazem tajemniczym i łatwo dostępnym, skąd wybitne umysły pierwotnych czasów czerpały mądrość na nasz użytek. Wkraczali oni z lękiem do tych dziwnych świątyń, gdzie tworzyła się przyszłość człowieczeństwa, a wychodzili stamtąd z czołem uwieńczonym nieziemską światłością, by przekazać swoim ludom tradycje z okresu poprzedzającego potop, sięgające zarania świata. Tak więc Orfeusz, tak więc Mojżesz, tak więc ów mniej nam znany prawodawca, którego Hindusi zwą Rama, czerpali stamtąd te same zasady nauki i wiary, które miały ulegać zmianom zależnie od miejsca i ras ludzkich, ale które tworzyły wszędzie podwaliny trwałej cywilizacji. Cechę charakterystyczną starożytnego Egiptu stanowi właśnie owa idea powszechności, a nawet prozelityzmu, którą Rzym stosował z czasem na dobro swojej potęgi i chwały. Naród, który wznosił nie – zniszczalne pomniki, by wyryć na nich wszystkie zdobycze sztuki i przemysłu, naród, który przemawiał do potomności językiem, od niedawna dopiero dla niej zrozumiałym, zasłużył sobie niewątpliwie na wdzięczność całego człowieczeństwa.ŻYCIE DOMOWE W OKRESIE HAMSINU
Wykorzystałem, jak tylko mogłem, długie dni bezczynności, którą mi narzucał okres hamsinu, studiując i czytając, ile się dało. Od samego rana powietrze było rozpalone i przesycone kurzem. Przez dwa miesiące bez mała, ilekroć zawieje wiatr z południa, nie można wyjść z domu przed trzecią po obiedzie, kiedy to zrywa się lekki wietrzyk od morza.
Ludzie siedzą w pokojach parterowych, o ścianach wyłożonych fajansowymi kaflami lub marmurem, gdzie bijące fontanny zapewniają nieco chłodu; można również spędzić dzień w łaźni, wśród ciepławej mgły zapełniającej obszerne sale; ażurowa kopuła podobna jest gwiaździstemu niebu. Większość owych łaźni są to istne gmachy mogące służyć za meczety albo kościoły; architektura ich jest bizantyjska, za pierwowzór służyły im prawdopodobnie łaźnie greckie; pomiędzy kolumnami, na których wsparte jest koliste sklepienie, mieszczą się marmurowe wnęki; są tam wytworne fontanny służące do zimnych ablucji. Człowiek może na przemian bądź całkowicie się odosobnić, bądź wmieszać się w tłum, niczym niepodobny do chorowitych postaci, z którymi stykamy się w naszych kąpieliskach; tworzą go po większej części ludzie zdrowi i szlachetnej budowy, spowici antyczną modą w długi pas lnianej tkaniny. Kształty rysują się niewyraźnie poprzez mleczną mgłę, przeszytą białawymi promieniami sączącymi się poprzez sklepienie; zdaje się nam, że jesteśmy w raju zaludnionym przez radosne cienie. W sąsiednich salach czeka nas czyściec. Znajdują się tam zbiorniki z wrzącą wodą, w których kąpiący się poddawany bywa różnorakim sposobom gotowania; tam to rzucają się na niego owi groźni drabanci zbrojni we włosiane rękawice, które ścierają mu ze skóry długie wałkujące się pasma, tak grube, że strach go ogarnia, czy stopniowo nie zniszczą go do cna, jak zbyt mocno szorowany garnek. Można zresztą uchylić się od tego obrządku i zadowolić się błogostanem, w jaki wprawia nas przepojona wilgocią atmosfera głównej łaźni. Rzecz dziwna, to sztuczne ciepło daje wytchnienie po naturalnym upale; ziemski ogień Ptah zwalcza zbyt silny żar niebiańskiego Horusa. Czy mam opowiedzieć jeszcze o rozkoszach masażu i uroczym spoczynku, jaki zapewniają łoża ustawione dokoła balustrady wysokiego krużganku górującego nad salą łaziebną? Kawa, sorbety i nargile przerywają sen lub skłaniają do snu; a jest to lekka poobiednia drzemka, tak droga narodom Lewantu. Zresztą południowy wiatr nie dmie bez przerwy w okresie hamsinu, ucisza się nieraz na kilka tygodni i pozwala nam odetchnąć w całym tego słowa znaczeniu. Wówczas miasto przybiera znów zwykły ożywiony wygląd, tłum zalega place i ogrody; aleje Szubra zapełniają się spacerującymi: zawoalowane muzułmanki zasiadają w kioskach, nad brzegiem fontanny, albo na grobach, wśród których rosną cieniste drzewa; marzą tam całymi dniami, otoczone rozbawionymi dziećmi, każą sobie nawet przynosić posiłki. Kobietom na Wschodzie dane są dwie drogi ucieczki przed samotnością haremu: cmentarz, gdzie znajduje się zawsze jakaś ukochana istota, którą należy opłakiwać, albo łaźnia publiczna; obyczaj bowiem nakazuje mężom, by pozwalali żonom udawać się tam co najmniej raz na tydzień.
Ów nie znany mi szczegół stał się dla mnie przyczyną pewnych domowych kłopotów, muszę więc przestrzec przed nimi Europejczyka, który chciałby pójść za moim przykładem. Zaledwie przyprowadziłem niewolnicę jawajską z targu, a już obiegły mnie tysiączne wątpliwości, które mi poprzednio wcale nie przyszły do głowy. Obawa pozostawienia jej choćby jeden dzień dłużej wśród żon Abd el-Kerima przyśpieszyła moją decyzję, i – czy mam się do tego przyznać? – pierwsze spojrzenie, które na nią rzuciłem, rozstrzygnęło o wszystkim.
Jest coś niezwykle pociągającego w kobiecie z odległej i osobliwej krainy, w kobiecie, która mówi nieznanym językiem, której strój, zwyczaje działają na nas choćby tylko samą odrębnością. Krótko mówiąc, w kobiecie pozbawionej wszelkiej pospolitości, którą, gdy nastąpi przyzwyczajenie, odkrywamy w naszych rodaczkach. Byłem przez pewien czas pod urokiem kolorytu lokalnego, który ją cechował: słuchałem jej szczebiotu, przyglądałem się, jak roztacza pstrokaciznę swoich strojów: była jak wspaniały ptak zamknięty w klatce, stanowiący moją własność, ale czy podobne wrażenie może trwać zawsze?
Uprzedzono mnie, że w razie gdyby handlarz mnie oszukał, gdyby niewolnica nie posiadała zalet, które mi obiecywano, lub gdybym odkrył w niej defekt, upoważniający mnie do zwrotu, miałem prawo przed upływem tygodnia anulować kupno. Nie uważałem za możliwe, aby Europejczyk wykorzystał kiedykolwiek tę niegodną klauzulę, nawet gdyby go oszukano. Przekonałem się jednak z przykrością, że ta biedaczka miała pod czerwoną wstążką opasującą czoło, u nasady włosów, wypalony znak wielkości sześcioliwrowej monety. Na piersiach widniał także wypalony znak podobnego kształtu, oba zaś te piętna pokrywał tatuaż przedstawiający coś niby słońce. Na brodzie miała również wytatuowane ostrze lancy, a lewe nozdrze przekłute, by można było przez nie przeciągnąć kółko. Włosy były krótko obcięte poczynając od skroni, przez całą szerokość czoła i z wyjątkiem wypalonej części, opadały aż do brwi, tworzących zgodnie ze zwyczajem, sztucznie przyczernioną, nieprzerwaną kresę. Ręce i stopy, zabarwione były na kolor pomarańczowy; wiedziałem, że jest to działanie henny, której wszelkie ślady po kilku dniach znikną. Co teraz począć? Ubrać żółtą kobietę na modłę europejską byłoby rzeczą w najwyższym stopniu śmieszną. Ograniczyłem się więc tylko do wskazania jej na migi, że należy dać odrosnąć przyciętym włosom, co zdaje się wielce ją zdziwiło; wypalony znak na czole i piersiach – zapewne wedle panującego obyczaju w jej ojczyźnie, nie spotyka się bowiem nic podobnego w Egipcie – będzie można ukryć przy pomocy jakiegoś klejnotu lub innej ozdoby; zważywszy wszystko, nie miałem ostatecznie powodu zbytnio się skarżyć.GOSPODARSTWO
Biedna dziewczyna zasnęła, podczas gdy przyglądałem się bacznie jej włosom z troską właściciela, który widzi, że dokonano jakichś cięć w nabytych przez niego dobrach. Usłyszałem, że Ibrahim woła sprzed domu Ya sidi! (tędy, proszę pana!) i jeszcze kilka słów, z których wywnioskowałem, że ktoś przyszedł do mnie w odwiedziny. Wyszedłem z pokoju i na krużganku spotkałem Żyda Jusufa, który chciał ze mną pomówić. Pomiarkował, że wolę, aby nie wchodził do mego pokoju, przechadzaliśmy się więc paląc po krużganku.
– Dowiedziałem się – zaczął – że namówiono pana na kupno niewolnicy; bardzo mnie to zmartwiło.
– A dlaczego?
– Dlatego, że pana pewnie oszukano i okradziono, i to niemało: dragomani działają zawsze w porozumieniu z handlarzami niewolników.