Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Harmonijna miłość, dojrzałe partnerstwo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Harmonijna miłość, dojrzałe partnerstwo - ebook

Kompleksowy poradnik tworzenia harmonijnych związków partnerskich, omawiający wszelkie istotne aspekty na każdym etapie tworzenia relacji — od otwierania się na związek, aż po wspólne dorastanie do dojrzałej, satysfakcjonującej relacji miłości. W książce omawiamy kwestie praktyczne, dotyczące uczuć, wzajemnej komunikacji, seksualności, typowych wyzwań związkowych, niezdrowych zaburzeń i wszystkiego, co jest istotne w bliskich relacjach.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-248-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Temat związków partnerskich jest bliski mojemu sercu, ponieważ to właśnie ogromna potrzeba miłości i bliskości ze strony drugiego człowieka była tym, co kilkanaście lat temu popchnęło mnie na drogę rozwoju duchowego. Niczego w swoim życiu nie pragnąłem tak gorąco, jak doświadczenia głębokiej, szczerej i bezkompromisowej miłości. Nie interesowały mnie powierzchowne relacje, ani żadne inne półśrodki. Uparłem się, że chcę czegoś prawdziwego — miłosnego zjednoczenia dwóch dusz, które doskonale się rozumieją, czują i koegzystują w pięknej harmonii. Pragnąłem dzielić swoje życie, ciało, umysł i uczucia z osobą, której sama obecność wzbudzałaby ogromne pokłady szczęścia, miłosnej błogości i spełnienia. Pragnienie było niezwykle silne, ponieważ od dziecka doświadczałem bardzo silnych wzorców odrzucenia (szczególnie na tym uczuciowym poziomie), a moja zniszczona samoocena sabotowała tworzenie jakichkolwiek bliższych relacji z innymi ludźmi. Byłem więc niezwykle spragniony miłości, czułości i bliskości, ale jednocześnie skrajnie zamknięty na to wszystko. Żyłem w przekonaniu, że nie jestem dość dobry, ciekawy i atrakcyjny, że tylko wadzę innym i byłoby najlepiej, gdybym całkowicie zniknął. I to właśnie narastająca rozpacz i bezsilność sprawiły, że coś we mnie pękło (doszedłem do granicy swojego cierpienia) i otworzyłem się na zmiany. Odkrywając rozwój duchowy i połączoną z nim autoterapię, wszedłem na drogę, która doprowadziła mnie do stworzenia naprawdę harmonijnej, cudownej relacji miłości, o jakiej zawsze marzyłem. W moim przypadku, jako osoby zaczynającej z poziomu wielu silnych obciążeń i ograniczeń, nie była to droga szybka i lekka. Najpierw 4 lata żmudnej pracy nad samooceną i innym istotnymi aspektami, w trakcie której nieraz wybijała niecierpliwość i zmęczenie („ile jeszcze muszę przepracować, zanim uda mi się stworzyć związek?”). Potem był ten cudowny moment poznania mojej obecnej żony — zachłyśnięcie się szczęściem i radosne korzystanie z nowej relacji. To jednak był dopiero początek poważniejszej pracy nad sobą, ponieważ jak miałem się dowiedzieć — najtrudniejsze aspekty moich problemów wyciągnął ze mnie dopiero sam związek. Przed nami był ogrom pracy — uczenie się jak radzić sobie z naszymi emocjami i rozmawiać ze sobą w mądry sposób, budowanie zaufania i bliskości, odpuszczanie obciążających wzorców i schematów funkcjonowania, wspólne mierzenie się z trudnościami życia i wiele innych. Samo bycie w tym związku okazało się być dla mnie najcenniejszą i najskuteczniejszą praktyką duchową, jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Zajęło to też wiele długich lat, zanim wypracowaliśmy sobie taki poziom naszej relacji, aby móc szczerze powiedzieć, że jest naprawdę dobrze i najważniejsze sprawy działają tak, jak powinny. Nie kłócimy się i nie walczymy ze sobą (nawet jeśli pojawi się różnica zdań, rozwiązujemy to w cywilizowany sposób), ufamy sobie, codziennie cieszymy się swoją obecnością, okazujemy sobie mnóstwo miłości i generalnie jest nam ze sobą bardzo dobrze. Oczywiście wciąż są sprawy, które nie działają idealnie, wciąż uczymy się nowych rzeczy i wciąż przekraczamy kolejne ograniczenia — tak zapewne będzie przez całe życie. Rzecz w tym, że od pewnego czasu możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że w końcu dojrzeliśmy w naszej relacji na tyle, aby naprawdę mądrze kochać siebie, jako wspierający partnerzy i przyjaciele, którzy zawsze stoją po swojej stronie, a nie przeciwko sobie.

Mając takie doświadczenia, dobrze wiem jak trudna potrafi być droga niekochanego dziecka, które musi zmierzyć się z ogromnym bólem odrzucenia i zniszczoną samooceną, zanim dopuści do siebie miłość ze strony drugiego człowieka. Jednocześnie mam świadomość, jak żmudne potrafi być wzrastanie już w samym związku, gdy uczysz się praktycznie od zera jak funkcjonują dojrzali ludzie (ponieważ twój dom rodzinny z dojrzałością nie miał nic wspólnego). Wiem, że każdy z tych etapów jest równie ważny i wymagający, więc dla każdego z nich znalazło się dostatecznie dużo miejsca w książce. Moją intencją było podejść do tematu związków możliwie jak najbardziej kompleksowo, opisując wszelkie istotne aspekty bliskich relacji. Nie jest to opracowanie naukowe, bazujące na cudzych doświadczeniach — są to przede wszystkim moje własne przemyślenia, wnioski i doświadczenia zarówno z kilkunastu lat własnej drogi, jak i również wieloletniej pracy z innymi ludźmi. Nie są to oderwane od życia teorie, ale kwestie bardzo praktyczne, które sprawdzają się zarówno w życiu moim, jak i osób, z którymi miałem przyjemność pracować do tej pory. Mam nadzieję, że również i Ty, drogi czytelniku, znajdziesz tutaj coś dla siebie.

Książkę podzieliłem na kilka części. Pierwsza z nich to klasyczne otwieranie się na związek. Omówimy sobie wszelkiego rodzaju przeszkody, społeczne schematy i inne pułapki, które mogą sabotować nam tworzenie relacji, wyjaśnimy niezwykle istotny aspekt harmonii w związku, a na końcu przejdziemy do szczegółowego omówienia samego procesu kreacji. Druga część koncentruje się na cyklu życia związków partnerskich — znajdziesz tam opis poszczególnych etapów każdego związku, wraz z mnóstwem wskazówek i porad na temat tego, co jest istotne na każdym z nich. Trzecia część dotyka nieco mniej przyjemnych tematów, rozkładając na czynniki pierwsze szereg popularnych obciążeń i problemów, które przejawiają się w bliskich relacjach. Z kolei ideą ostatniej części jest ukazanie zdrowych wzorców dojrzałej relacji — zarówno ogólnych fundamentów, jak i prawidłowych schematów w różnych dziedzinach życia (np. wspólne finanse, seks, wzajemna komunikacja). Zachęcam do czytania książki nie wyrywkowo, a w przedstawionej kolejności, ponieważ ta została tak dobrana, aby stopniowo wprowadzać w różne, przeplatające się zagadnienia. Niektóre tematy zostaną ogólnie rozrysowane na początku i doczekają się rozszerzenia w dalszych częściach książki. Nie przejmuj się, jeśli po lekturze kilku rozdziałów wciąż będziesz czuł niedosyt — dopiero po przeczytaniu całości zyskasz pełniejszy obraz. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę, że moje dwie poprzednie książki („Praktyczny poradnik rozwoju duchowego” i „Fundamenty dobrej relacji ze sobą”) nie są co prawda konieczne do tego, aby przyswoić treść poniższej książki, ale szczerze je polecam jako lekturę uzupełniającą. Pierwsza pozycja da ci konkretne narzędzia do pracy nad sobą i wyjaśni podstawowe zagadnienia związane z rozwojem duchowym — idealnie sprawdzi się, jeśli chcesz podejść bardzo praktycznie do wiedzy przedstawionej w poniższej książce. Druga z kolei porusza niezwykle ważną kwestię relacji ze sobą, która ZAWSZE będzie bardzo mocno rzutować na sferę związków partnerskich. To, jak czujesz się ze sobą, jak siebie postrzegasz i oceniasz, jak siebie traktujesz — to wszystko ma bezpośrednie przełożenie na kształt twoich relacji z innymi ludźmi — szczególnie tych bliskich, związkowych.

Chciałbym również zwrócić uwagę na to, że sama książka przeznaczona jest dla wszystkich osób, które są zainteresowane związkami partnerskimi — niezależnie od płci czy orientacji seksualnej. Osobiście uważam, że dusza nie posiada płci (ta jest cechą naszego fizycznego ciała), a wszelkie uwarunkowania damsko-męskie wynikają z kultury, społecznych schematów czy biologii, a nie naszej Boskiej natury. O tych uwarunkowaniach będziemy sobie oczywiście mówić, ponieważ one przejawiają się w różnym stopniu w sporej części populacji, ale chciałbym, żebyś miał świadomość, że mimo poruszania tych zagadnień — uważam, że żadna z płci nie jest lepsza, ani gorsza, na Boskim poziomie przejawiając dokładnie ten sam potencjał. Nie każda kobieta jest też typową kobietą, a nie każdy mężczyzna typowym mężczyzną. Kiedy więc będę pisał, że w przypadku kobiet często jest tak, a u mężczyzn inaczej — nie oburzaj się, ponieważ jak to będę nieraz podkreślał — chodzi tylko o pewne tendencje, od których oczywiście jest mnóstwo wyjątków. W pierwszej kolejności jesteśmy indywidualnymi jednostkami, a dopiero w dalszej kobietami i mężczyznami. Nie zmienia to jednak faktu, że istnieją pewne popularne schematy i głęboko zakorzeniane uwarunkowania, które mocno rzutują na temat związków i do których mimo wszystko warto się odnieść. Chciałbym jednak podkreślić fakt, że osobiście nie mam negatywnych emocji ani do kobiet, ani do mężczyzn, nie odczuwam też potrzeby faworyzowania mężczyzn w ramach męskiej solidarności (dla pewności konsultowałem też treści z żoną) — myślę, że dość bezlitośnie wyciągam tutaj grzeszki jednej i drugiej płci, nikogo nie oszczędzając. A zarówno panowie, jak i panie, mają naprawdę dużo za uszami.

Aby zachować czytelność, postanowiłem zrezygnować z odmieniania zaimków przez wszelkie możliwe przypadki czy wypisywanie wszelkich możliwych konfiguracji związków (kobieta szukająca mężczyzny, mężczyzna szukający kobiety, kobieta szukająca kobiety, itd.). Jako mężczyzna zwracam się więc do czytelnika w formie męskiej, a jego potencjalną drugą połowę będę określał mianem bezosobowego „partnera”. Pisząc więc „twój partner” nie będę miał na myśli mężczyzny, tylko „tego człowieka”, którego płeć czy orientacja może być dowolna. W ten sposób nikogo nie pomijamy (a myślę, że jest to też ważne, aby podkreślić, że pary heteroseksualne nie mają monopolu na związki), a jednocześnie nie rozpraszamy się zaimkową żonglerką. Od tej zasady będą małe wyjątki, gdy będę omawiał typowo damsko-męskie tendencje bądź sięgał po konkretne przykłady.

Na koniec chciałbym podziękować mojej cudownej żonie — nie tylko za pomoc przy tej i poprzednich książkach, ale również za to, że jest w moim życiu i za cały OGROM dobra, jaki do niego wnosi. Mam niesamowite szczęście, że właśnie w niej znalazłem swoją najlepszą przyjaciółkę i towarzyszkę na duchowej drodze.Mechanizmy tworzenia niewłaściwych związków

Na pierwszy rzut oka, zarówno ten, jak i poprzedni rozdział mogą wydawać się do siebie podobne w swoich założeniach. Zarówno tu, jak i tam omawiamy wzorce, które prowadzą do niekorzystnych związków. Dla lepszego zrozumienia takiego, a nie innego podziału, spróbuj spojrzeć na tworzenie związku jak na pewien proces. Pierwszy rozdział mówił o motywacjach, które sprawiały, że w ogóle chcesz wejść w temat związków, a także o tym, co już na tym etapie może pójść nie tak, dając szkodliwy fundament pod całą resztę. Było to więc omówienie punktu startowego całego procesu. W drugim rozdziale natomiast idziemy o krok dalej, analizując to, co może się wydarzyć w jego dalszej części, czyli na etapie realizacji intencji do wejścia w związek. W tym momencie nie jest istotne to, czy główna intencja do tworzenia związków jest korzystna czy zaburzona przez obciążenia. Nawet jeśli jest ona dobrą, czystą i szczerą motywacją, to pomimo tej pięknej intencji, mogą być w tobie też inne rzeczy, które wypaczają ją i wprowadzają zamieszanie w realizacji celu. I właśnie o tych wypaczających mechanizmach opowiemy sobie poniżej, ponownie analizując szereg popularnych schematów.

1. POWIERZCHOWNE PRIORYTETY

Wiesz już, że chcesz stworzyć związek, ale oczywiście nie chcesz tego zrobić z dowolną osobą. Masz jakieś swoje kryteria, oczekiwania czy gust, które kształtują to, kogo uznajesz za właściwego kandydata, a kogo nie. Pozostaje jednak pytanie — czy przyjrzałeś się dobrze swoim osobistym kryteriom? Wiesz skąd się wzięły? Co je ukształtowało? Dlaczego ta konkretna rzecz jest tak niezwykle ważna, a tamta kompletnie nieistotna? Odkrycie wszystkich źródeł swoich motywacji nie jest prostą sprawą, ponieważ trzeba mieć naprawdę dobry kontakt ze sobą, aby skutecznie zbadać co w nas siedzi i skąd się to bierze. Zacznijmy jednak od czegoś stosunkowo prostego.

Istnieje wiele płytkich, społecznych wzorców, które chłoniemy już nawet jako małe dzieci, a którymi przesiąkamy tak mocno, że możemy je traktować jak coś swojego. Społeczeństwo karmi nas wieloma obrazami, które kształtują nasze poglądy. To, co mówią celebryci, co widzimy w filmach czy w Internecie, co obserwujemy wśród rówieśników — wszystko to pokazuje nam jakiś konkretny sposób życia i nastawienie do różnych jego sfer. Uczymy się kim jest prawdziwy mężczyzna, co jest największą wartością w życiu, jakie sukcesy mają znaczenie, co się liczy, jak zyskać aprobatę innych ludzi i wielu, wielu innych rzeczy. Nasze mózgi są praktycznie bombardowane tym wszystkim. Jeśli spojrzeć na umysł przeciętnego człowieka, to on będzie miał w głowie prawdziwą sieczkę — ogromny, splątany zbiór sprzecznych ze sobą obrazów, emocji, wyobrażeń, oczekiwań. I gdy ten człowiek ma odpowiedzieć sobie na pytanie, z kim chciałby stworzyć związek partnerski, to odpowiedź jaka mu przyjdzie do głowy, w dużej mierze będzie przefiltrowana i wypaczona przez cały ten bałagan. U większości ludzi mało będzie w tym czucia — głównie pojawi zbieranina społecznych obrazków. Wielu mężczyzn pomyśli więc sobie, że chciałoby piękną kobietę, która uwielbia seks i dobrze zajmie się domem oraz dziećmi. Wiele kobiet pomyśli sobie, że chciałyby przystojnego, romantycznego mężczyznę, który osiągnął życiowy i finansowy sukces, jest zaradny i zapewnia materialną stabilność. Czy jest w tym coś złego? Oczywiście, że nie ma, ale zastanów się — ile osób spełnia takie wymagania? Ile jest takich kobiet, które mają ciało modelki i nie będą miały nic przeciwko, aby jedną ręką robić ci dobrze, drugą przygotować obiad, a wolną nogę wykorzystają do umycia podłogi? Ilu jest takich mężczyzn, którzy wyglądają jak hollywoodzki aktor, będących namiętnymi kochankami, wiernymi mężami, zabawnymi romantykami, którzy noszą swoją kobietę na rękach, a od ich wspaniałości, dobroci i wrażliwości większa jest tylko zawartość ich portfela? To nie jest nawet 1% ludzkości. My, ludzie jesteśmy niesamowicie zróżnicowani, ale w kontekście tych naszych zachodnich, kulturowych wartości to większość z nas jest po prostu zwyczajna. I to jest niesamowite, jak wiele „zwyczajnych” osób fantazjuje o tych płytkich archetypach tak, jakby one powszechnie występowały na świecie. Cała ta iluzja powszechności bierze się tak naprawdę z ogromu marketingowych ściem, którymi jesteśmy karmieni na każdym kroku. Sztuczne uśmiechy, wyolbrzymiane sukcesy, tyłek poprawiony w Photoshopie — tego jest pełno na każdym kroku. Zaczynamy więc wierzyć, że ci perfekcyjni ludzie naprawdę istnieją i zaczynamy o nich fantazjować, jednocześnie czując odrzut od tych niedoskonałych, wadliwych kobiet i mężczyzn, którzy nie tylko stanowią zdecydowaną większość, ale również się tak bardzo nie różnią od nas samych.

Celowo postawiłem tą męską i kobiecą fantazję obok siebie (one będą się różnić co do szczegółów w zależności od osoby, ale to nie ma znaczenia — liczy się skala niedorzeczności), abyś mógł to sobie porównać. Jeśli masz tak wysokie wymagania wobec potencjalnych partnerów, to najpierw sprawdź, na ile sam wpisujesz się w podobne fantazje, które mogą wypływać z przeciwnej strony. W końcu taki żywy ideał, stąpający po ziemi półbóg, to raczej chciałby kogoś na swoim poziomie, prawda? Oczywiście zdarzają się wyjątki — zawsze są jakieś wyjątki. Ludziom zdarza się też wygrać wiele milionów w totolotka, ale sam fakt, że coś takiego jest możliwe, nie sprawia, że budowałbym swoje plany finansowe i zawodowe wokół tego pomysłu. W kwestii związków więc też nie stawiałbym wszystkiego na jedną kartę, trzymając się pomysłu, który w najlepszym razie ma szansę powodzenia jedną na tysiąc.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby pracować nad otwieraniem i oczyszczaniem własnego serca, aby nauczyć się patrzeć na ludzi z poziomu miłości. Patrząc sercem, zauważamy, że zwyczajna, ale serdeczna, ciepła i wrażliwa kobieta może być dla nas piękniejsza niż modelka od której bije chłód, narcyzm i poważne problemy emocjonalne. Zauważamy i doceniamy możliwości mężczyzny, który teraz może i nie ma dobrej pracy, mieszka z mamą i nie posiada samochodu, ale ma w sobie niesamowity potencjał, który rozwija i który w przyszłości przyniesie mu wiele sukcesów. Nie przekreślamy kobiety, która kompletnie nie potrafi gotować, ponieważ widzimy na jak wiele innych sposobów może wzbogacić nasze wspólne życie. Zresztą kto powiedział, że to właśnie kobieta ma gotować? Oboje tak samo potrzebujecie jeść, więc jest to wasz wspólny obowiązek.

Gdy szukasz sobie odpowiedniej osoby do związku, nie kieruj się powierzchownymi wartościami. Partner nie jest po to, aby się z nim pokazać, coś udowodnić czy dowartościować się. Dobrze by było, żebyście „byli siebie warci”, tzn. żeby całokształt waszego przejawiania się był na zbliżonym poziomie. Mogą być pojedyncze sfery, w których będzie was wiele dzielić (tutaj się możecie pięknie inspirować, wspierać i uzupełniać), ale całościowo to musi się jakoś balansować. Zwróć tylko uwagę na zaburzenia postrzegania własnej wartości. Może ci się wydawać, że np. ktoś jest dla ciebie za dobry, ponieważ idealizujesz tą osobę, jednocześnie umniejszając siebie — gdy realnie jesteście na podobnym poziomie. Nie patrz też tylko na to, co ktoś przejawia w danym momencie, ale przede wszystkim na to, w jakim zmierza kierunku i czy jest to po drodze z tym, co sam wybierasz. Może być tak, że tu i teraz ktoś przejawia braki, które ci przeszkadzają, ale są one przejściowym stanem, ponieważ ta osoba uczciwie pracuje nad sobą.

Jak sam widzisz — szukając odpowiedzi na to, jaki powinien być potencjalny partner, nie szukaj odpowiedzi w społecznych wzorcach, ale w sobie. Stań się tutaj głównym punktem odniesienia. Spróbuj w miarę szczerze wypisać swoje mocne i słabe strony jako partnera. Pomyśl o tym, co mógłbyś dostać od drugiej osoby, co by ładnie uzupełniło twoje słabości, ale jednocześnie rozważ scenariusz przeciwny — jakie potencjalne wady mógłbyś zaakceptować, które byś zrównoważył swoim zaletami. Oczywiście nie chodzi tutaj o to, aby przyciągać teraz kogoś na zasadzie przeciwieństw wad i zalet, ale aby zbudować w sobie otwartość i gotowość na obcowanie z człowiekiem, który jest na tym samym odcinku duchowej drogi co my. Chodzi przede wszystkim o zbliżoną do nas świadomość, a także o to, aby nieprzepracowana karma (i jej ilość) u jednej osoby, nie ciągnęły za bardzo w dół tej drugiej. Trochę jest to bez sensu, gdy obie osoby pracują nad sobą i jedna strona cały czas nie może dogonić drugiej (ze względu na zbyt dużą różnicę w urzeczywistnieniu), a układ typu „nauczyciel-uczeń”, raczej się nie nadaje do zdrowych związków zbudowanych na równości.

2. ZAKŁAMYWANIE FAKTÓW, WYMÓWKI, TŁUMACZENIA

Jak już wspominaliśmy wcześniej, różne czynniki pokroju desperacji, niskiej samooceny czy silnych braków mogą nas popychać do tworzenia relacji z ludźmi o toksycznej osobowości. A żeby realizować ten cel i wytrwać w nim, tworzymy sobie różne mechanizmy, które mają nam w tym pomóc. Zaczynamy więc toksyczne przywiązanie nazywać miłością. Krzyki partnera traktujemy jako dowód na to, że mu jeszcze zależy — w końcu obojętność byłaby jeszcze gorsza. Bezrefleksyjnie przyjmujemy jego wymówki o tym, że to ostatni raz, gdy zrobił to czy tamto i teraz już na pewno się zmieni. Tłumaczymy sobie toksyczne zachowania drugiej strony, tym że miała gorszy dzień (40 raz już w tym roku, a jest dopiero luty) albo co gorsza — że sobie zasłużyliśmy na bycie sponiewieranym i zwyzywanym od wszystkiego, co najgorsze (trzeba było pamiętać o odłożeniu tych skarpetek).

Można więc powiedzieć, że zaczynamy normalizować to, co zdecydowanie normalne nie jest. Zniekształcamy obraz naszej relacji, aby nie wychodzić ze strefy komfortu (mimo, że realnie ten „komfort” nie jest warty funta kłaków) i nie konfrontować się z niewygodnymi faktami. To, czego najbardziej nie chcemy przyjąć do wiadomości, to świadomość, że tkwimy w toksycznym związku bez przyszłości, gdzie nie ma realnych możliwości na poprawę. Bronimy się przed tym tak mocno, ponieważ nasze wzorce i wyobrażenia zawężają naszą perspektywę do tego stopnia, że nie widzimy dla siebie lepszej alternatywy. Szczególnie, gdy minęły lata, a my zbudowaliśmy całe życie wokół tej relacji, zamykając po drodze wiele innych drzwi. I to jest to, czego psychika większości ludzi nie jest w stanie przetrawić — przekonanie, że to co mamy jest skrajnie złe, toksyczne i beznadziejne, ale jednocześnie jest to najlepsze, co możemy mieć. To powoduje tak silny dyskomfort i ból, że wolimy nawet całymi latami okłamywać siebie, mimo że to wcale nie przynosi ani ulgi, ani rozwiązania problemu. Oczywiście to nigdy nie będzie prawdą, że nie czeka nas nic lepszego niż toksyczny związek. Dopóki jednak nie skonfrontujemy się z tą bezsilnością, nie staniemy z nią twarzą w twarz, zakrywając ją stosem bzdur i kłamstw — nie damy sobie szansy do tego, aby ją przekroczyć i zobaczyć co się pod nią skrywa. Uciekając od trudnych konfrontacji z rzeczywistością, wzmacniasz tylko iluzje, które cię ograniczyły w pierwszej kolejności. Postaw więc na szczerość ze sobą i pozwól sobie widzieć swoje związki i swoich partnerów takich, jakimi są naprawdę.

3. WYCHOWYWANIE SOBIE PARTNERA, URABIANIE POD SIEBIE

Niektórzy ludzie wchodzą w związek wiedząc, że pewne cechy im bardzo nie odpowiadają w partnerze, ale naiwnie zakładają, że z czasem urobią go na tyle, aby przejawiał się zgodnie z ich oczekiwaniami. Zazwyczaj ma to nieco inny przebieg w zależności od płci. Kobiety najczęściej mają tendencje do wchodzenia w rolę matki, która ma do czynienia z dużym dzieckiem (w ich mniemaniu) — traktują więc swojego partnera jak kogoś głupszego czy gorszego od nich i „troskliwie” próbują go wychować, aby wyszedł na ludzi. Wchodząc w relacje z takim założeniem, łatwo jest zbagatelizować poważne problemy po drugiej stronie. „Już ja go oduczę tyle pić” — myśli sobie kobieta tuż przed rozpoczęciem swojej 30-letniej przygody z niereformowalnym alkoholikiem. Z kolei mężczyźni z takimi wzorcami mają tendencje do szukania sobie dużo młodszych, mniej dojrzałych partnerek, aby zbudować „tatusiowy autorytet”, którym pomoże im w wywieraniu nacisków. Inną opcją jest znalezienie sobie „szarej myszki”, czyli kobiety nieśmiałej, niepewnej, która nie ma własnego zdania i łatwo ulega cudzej presji. W obu przypadkach mężczyzna będzie wchodził w rolę tego mądrzejszego, starszego, lidera rodziny — czyli kogoś, kto rości sobie większe prawo do nadawania kształtu całej relacji. Tych schematów jest więcej, zarówno po stronie kobiet, jak i mężczyzn, ale wszystkie sprowadzają się do tego samego — prób zmieniania partnera na siłę. A to nigdy nie kończy się dobrze. Dlaczego? Otóż nawet jeśli wydaje się nam, że mamy szlachetne intencje (chcemy kogoś zmienić na lepsze) to już sam brak szacunku do cudzych granic, cudzej gotowości i dojrzałości — będzie zachowaniem toksycznym, pomimo pozornie pozytywnej otoczki. Uczciwie będzie przyznać, że chcesz kogoś zmienić, ponieważ masz w tym egoistyczny interes. Z jakiegoś powodu związałeś swój los z daną osobą albo uparłeś się, że to koniecznie musi być ona, mimo że coś ci w niej tak bardzo nie pasuje. Nie pokochałeś więc tego człowieka w całości, a jedynie jakiś wyidealizowany obraz, który stworzyłeś w swojej głowie i który próbujesz mu narzucić, nie patrząc na to, co on sam chce i na co jest gotowy. Nie potrafiłeś sobie znaleźć swojego wymarzonego ideału, więc „wziąłeś, co było pod ręką” i próbujesz w tym rzeźbić, zapominając, że to jest czujący człowiek, a nie kawałek gliny. Nie ma w tym, ani miłości, ani szlachetnych intencji — jest tylko zwykły egoizm i brak szacunku do drugiego człowieka. Brzmi to bardzo dosadnie, ale właśnie tak wygląda naga prawda, odarta z ładnych wymówek. Nikt cię nie zmusza do bycia w związku, a już na pewno nie do tworzenia relacji z konkretnymi osobami. Jeśli więc chcesz być w porządku wobec siebie i tej osoby — to albo przyjmujesz ją taką, jaką jest teraz, z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo daj sobie spokój i nie marnuj jej czasu. Ten człowiek z pewnością chciałby też być szczerze kochany, więc czemu miałby marnować lata życia na bycie w relacji, w której próbują go zmienić w kogoś, kim nie jest i nie zamierza być? Jeśli będzie chciał się zmienić, to będzie to jego własna decyzja, nawet jeśli będzie sprowokowana twoim wpływem. Wszyscy mamy wolną wolę, więc każdy z nas samodzielnie decyduje o tym, co wybiera i jak się przejawia. Z tego też powodu wcześniej nazwałem naiwnością myślenie, że zmienimy kogoś, kto nam na to nie pozwoli. Można drugiego człowieka złamać, zmusić do różnych zachowań, zbudować w nim jakieś nakładki (jeśli ma podświadomą otwartość na to) — więc nawet jeśli znajdziemy sobie taką „urabialną” osobę, to teoretycznie możemy wiele zdziałać, ale to zawsze będzie powierzchowne. Tam pod spodem będzie cały czas skrywać się to, co ten człowiek w sobie zdusił i prędzej czy później przeleje się czara goryczy. A gdy już dojdzie do uwolnienia całej nagromadzonej frustracji i innych emocji — zrobi się bardzo nieprzyjemnie.

Najlepsze, na co możemy się otworzyć i na czym warto się skupić, to relacja z człowiekiem, który chętnie, z własnej i nieprzymuszonej woli będzie się inspirował naszymi dobrymi cechami, aby je wzmocnić w sobie. Musi to być jednak szczera chęć tej osoby, a nie element waszych wspólnych gierek, opartych na presji czy manipulacji.

4. ZACHŁANNOŚĆ NA NISKIE DOŚWIADCZENIA, ODTWARZANIE DESTRUKCJI

W wielu przypadkach może być tak, że tworzymy niekorzystne związki nie dlatego, że mamy bezpośrednio obciążoną karmę związkową, ale po prostu są w nas ogólne, silne wzorce destrukcji, które rzutują na różne dziedziny życia, w tym relacje. Możemy czuć ogromne ciągoty do osób toksycznych, gdy nasza podświadomość jest zachłanna na negatywne energie, które przejawiają konkretni ludzie. Schematy takich wzorców mogą być bardzo różne. Możemy mieć przypadek kobiety, która była wychowywana na „grzeczną dziewczynkę” poprzez ciągłe przymusy, zakazy i niekończącą się krytykę. Podświadomie pragnie wolności, więc mogą ją fascynować mężczyźni będący skrajnym przeciwieństwem tego, w czym czuła się więziona — wolni, spontaniczni buntownicy łamiący wszelkie możliwe zasady. Własne emocje i zduszone pragnienia zakrzywiają postrzeganie tematu, więc taki spokojny mężczyzna, który przejawia wolność w sposób zrównoważony i odpowiedzialny, będzie wydawać się zbyt mało atrakcyjny jako potencjalny partner. Jest to po prostu zbyt bliskie tego, co było tak mocno znienawidzone. Zainteresowanie pojawi się dopiero wobec tych jednostek, które są skrajnie odmienne, co w praktyce będzie oznaczać przesadę w drugą w stronę i wiele niezdrowych doświadczeń.

Innym, dość popularnym motywem jest zachłanność na emocje i mocne wrażenia. Wielu osobom spokój kojarzy się z nudą i stagnacją, co jest dosyć normalne dla ludzi, którzy na co dzień doświadczają wielu intensywnych emocji. To tak jak z jedzeniem ostro przyprawionego jedzenia — gdy jemy go za dużo, to wypalamy sobie kubki smakowe i wszystko inne smakuje jak papier. Dopiero odłożenie zbyt ostrych potraw (czyli silnych emocji) sprawia, że zaczynamy czuć te subtelniejsze smaki (czyli wyższe uczucia) i doceniamy ich bogactwo. Mamy więc osoby znieczulone na te delikatniejsze, Boskie uczucia z powodu nadmiaru intensywnych emocji. Jeśli ci ludzie nie medytują i nie otwierają się na zmianę perspektywy, to dla nich w życiu będą tylko dwie opcje — albo poczują od czasu do czasu silne emocje, które im przypomną, że żyją albo popadną w nudę i stagnację. Ci, którzy nie znoszą nudy, podświadomie będą generować sobie wiele powodów do czucia silnych emocji, a chyba żadna inna sfera życia nie pozwala na tak dużą ich różnorodność, jak właśnie związki partnerskie. Wystarczy jedynie znaleźć sobie osobę, która również lubi porządną dawkę dzikich emocji i można wspólnie bawić się w awantury, dramaty, zdrady i wiele innych emocjonalnych doświadczeń.

Do tego wszystkiego można dorzucić całą różnorodność indywidualnych wzorców autodestrukcyjnych — wszelkie intencje, aby sobie dowalić, poniżyć siebie, udowodnić sobie coś negatywnego — to wszystko może przełożyć się na nasze związkowe kreacje czy nawet świadome podejście do tematu (gdy jesteśmy czymś mocno zaślepieni). Z tego też powodu uważam, że niezwykle ważnym elementem przygotowywania się do związku jest oczyszczanie swojego stosunku do miłości (w tym szczególnie pomaga prosta, regularna kontemplacja tego uczucia), aby mieć zdrowy punkt odniesienia. Gdy będziesz potrafił chociaż z grubsza czuć i rozpoznawać prawdziwą miłość — będzie łatwiej ci zidentyfikować i odrzucić wszystko to, co stoi w sprzeczności do niej.

5. ZWIĄZEK JAKO FORMA UCIECZKI

Niewiele osób chce i potrafi się do tego przyznać, ale bardzo często oczekujemy, że związek czy partner w jakimś stopniu pozwoli nam uniknąć pewnych konfrontacji i uciec od wybranych problemów. Brakuje ci miłości, co ma źródło w zaburzonej relacji ze sobą? Szukasz więc kogoś, kto pokocha cię tak, jak ty sam nie potrafisz siebie kochać. Słabo sobie radzisz finansowo? To pewnie wygodnie byłoby mieć kogoś, kto zapewni ci tyle pieniędzy, że będziesz mógł zapomnieć o temacie. Masz społeczne fobie i boisz się pewnych życiowych spraw? Cudownie byłoby mieć kogoś, kto bez żadnego problemu będzie zajmował się tym za ciebie.

Może cię to nieco zszokuje, ale zdecydowanie najgorsze, co może ci się w takim przypadku zdarzyć, to trafienie na człowieka, który spełni te oczekiwania co do joty. I nie chodzi mi tutaj o sam fakt, że ktoś da ci tą miłość czy wniesie bogactwo finansowe do twojego życia. Chodzi o te przypadki, które zadziałają zgodnie z podświadomymi oczekiwaniami, czyli zaspokoją cię w sposób pozwalający ci całkowicie unikać konfrontacji przed którymi tak bardzo uciekasz. Żeby do tego w ogóle doszło, musisz trafić na tzw. „zagłaskiwacza”, czyli osobę, która jest gotowa poświęcać się dla ciebie, odkładając na bok własne dobro i potrzeby. To zazwyczaj będzie osoba w jakiś sposób zdesperowana i oczekująca konkretnej ceny za jej poświęcenia — np. regularny seks, towarzystwo, zajmowanie się domem czy realizacja innej potrzeby, która jest dla niej niezwykle ważna. Jest to więc taka forma wzajemnej przysługi, ale w tej toksycznej formie, ponieważ wiąże się z pielęgnowaniem waszych ograniczeń i robieniem pewnych rzeczy wbrew sobie.

Omówmy to na przykładzie. Niech będzie sobie kobieta, która skrajnie nienawidzi pracować — boi się, męczy ją to, nie lubi tego — po prostu nie chce i już. Znajduje więc sobie mężczyznę, który ma możliwości, aby ją utrzymywać — ten zarabia dużo lepiej, a może ma mieszkanie po babci, więc generalnie może sobie na to pozwolić. Godzi się na to, aby kobieta zamieszkała z nim i nie musiała zarabiać, ale w zamian oczekuje, że będzie zajmować się domem — sprzątać, gotować, robić zakupy. O seksie oficjalnie nie zostało nic powiedziane wprost, ale ona wie, że on to lubi i tego oczekuje, więc godzi się na zbliżenia nawet wtedy, gdy nie ma na to specjalnej ochoty. Oboje żyją sobie tak przez kolejne lata i nawet są zadowoleni z tego, jak to wygląda — razem czerpią duże korzyści z układu, a trochę seksu na siłę u kobiety i odrobina przytłoczenia odpowiedzialnością finansową u mężczyzny, wydają się być niewielką ceną za upragnione zaspokojenie. Problem jest jednak taki, że zakopane pod dywan problemy prędzej czy później wracają, uderzając z dużo większą siłą niż wcześniej. Co się stanie z kobietą, gdy jej partner umrze albo z jakiegoś powodu nie będzie mógł zarabiać tyle, co wcześniej? Co zrobi, gdy ją zostawi dla dużo młodszej dziewczyny, która pójdzie na ten sam układ? Jakoś będzie trzeba się utrzymać, więc konieczne będzie znalezienie pracy. A skoro wtedy było to problemem, to tym większym będzie, gdy minie kolejne 10 lat, a ona będzie miała puste CV oraz jeszcze bardziej pogłębione lęki i opory przed pracą. Mężczyzna tutaj też nie ma za wesoło — jeśli partnerka go zostawi, to nie będzie mu łatwo sobie kogoś znaleźć, ponieważ większość kobiet raczej nie ma ochoty wchodzić w rolę czyjejś gosposi i niewolnicy seksualnej. I tutaj nagle się okaże, że on w ogóle nie potrafi się komunikować w zdrowy sposób z drugą kobietą, która nie jest od niego zależna, ponieważ to całkowicie zmienia reguły gry. Wtedy dopiero dociera z całą siłą świadomość, jak bardzo jest niezdolny do tworzenia normalnych relacji z niezależnymi kobietami, które przejawiają zdrową samoocenę.

Generalnie takie układy, w których partnerzy wzajemnie się odciążają z pewnych zadań i obowiązków, mogą być jak najbardziej korzystne. Nie mogą one jednak być budowane na wzorcach ucieczkowych. No i powinna być też pewna równowaga w takim układzie, ale nie w kontekście tego, kto ile daje, ale raczej, ile go to kosztuje. Może więc być tak, że jeden z partnerów wnosi nieco więcej do związku. Jeśli jednak ma w tym całkowity luz i lekkość, ewidentnie nie poświęca siebie i nie czuje się przytłoczony, to jak najbardziej jest to w porządku. Ważne jest tylko to, aby nie zaniedbywać swoich spraw i nie robić niczego wbrew sobie. Jeśli ktoś cię utrzymuje (na zdrowych zasadach), nie musisz też na siłę tego odrzucać, aby coś udowadniać, ale wykorzystaj tą szansę i rozwijaj swoje talenty, pasje i zaradność, aby nauczyć się pożytkować swoją energię w sposób konstruktywny i wartościowy dla świata. Bądź gotowy w każdej chwili wejść z powrotem w ten obszar od którego cię odciążono i nie traktuj samego odciążenia jak czegoś stałego.

Dobry partner to nie taki, który zapewni ci maksimum wygody. Dobry partner to taki, który wspiera to, co dla ciebie najkorzystniejsze, a więc może zarówno cię wesprzeć i odciążyć, jak i również potrząsnąć tobą i powiedzieć: „Ogarnij się, nie możesz tak dalej funkcjonować, coś trzeba zmienić!”. Jeśli jest mądry i kochany, będzie robić to, co dla ciebie realnie korzystne, a niekoniecznie dokładnie to, czego od niego oczekujesz.

Do powyższego punktu można również przypisać relacje zbudowane nie tyle na wzajemnych korzyściach, co raczej wspólnocie ograniczających intencji, np. dwie osoby z negatywnym podejściem do świata spotykają się i wzajemnie się w tym nakręcają, wspólnie narzekając na wszystko i wszystkich. Gdy znajdziesz sobie człowieka, który ma bardzo podobne obciążenia do twoich, możecie nawzajem się wspierać we wzmacnianiu waszych iluzji. Czasami więc to dobrze, że partner ma inne podejście do świata. Jeśli np. jest niepoprawnym optymistą, a ty podchodzisz dość pesymistycznie do wszystkiego, to wzajemnie możecie wyjść poza bańkę własnych poglądów, poznać trochę inny punkt widzenia i w efekcie wspólnie wypracować zdrowy balans. Gdy spotka się dwóch pesymistów, mogą czuć, że nadają na tych samych falach, ale będzie im jeszcze ciężej wyjść poza ten schemat — nie znaczy to jednak, że nie możesz tworzyć sensownych związków z takimi ludźmi. Po prostu niekoniecznie szukaj kogoś, kto jest zbyt podobny do ciebie i nie odrzucaj zbyt łatwo tych, którzy wydają się częściowo nie być z twojej bajki.

6. ZWIĄZEK ZBUDOWANY NA WZORCACH ODRZUCENIA

Posiadając silne wzorce odrzucenia możesz mieć tendencje do tworzenia relacji, w których niby coś się buduje, ale jednak nie do końca. Może być tak, że poznajesz kogoś, a ta osoba daje ci sprzeczne sygnały — z jednej strony cię przyciąga do siebie, ale też i odpycha. Mówi ci o tym, jak bardzo cię kocha i chce z tobą tworzyć wspólną przestrzeń, aby później z jakiegoś powodu poddać to wszystko w wątpliwość. To potrafi dziać się nawet całymi latami — zdążysz lepiej poznać tą osobę, zamieszkać z nią, wziąć ślub i założyć rodzinę, a ona pomimo upływu wielu lat potrafi cię odrzucać. Nie odrzuca jednak całkowicie, odchodząc i zaczynając nowe życie bez ciebie, ponieważ ostatecznie nie zamierza rezygnować z tej relacji. Mówi ci w emocjach, że nie wie czy cię jeszcze kocha i czy ten związek ma sens, a gdy już emocje opadną, znów deklaruje miłość, tylko po to, aby kilka tygodni czy miesięcy później znów wszystko podważać. A ty odczuwasz ogromny ból i sprzeczne emocje, ponieważ z jednej strony czujesz, że łączy was coś dobrego i wiele razem zbudowaliście, a jednak cyklicznie doświadczasz bolesnego odrzucenia i poddawania w wątpliwość wszystkiego, co razem tworzycie. Nie wiesz, co masz o tym myśleć, ponieważ narracja ciągle się zmienia. Po twojej stronie przyczyną otwartości na takie doświadczenia są najpewniej wzorce odrzucenia, które są bardzo szerokim i ważnym tematem, więc omówimy go osobno w dalszej części książki. Z kolei po stronie partnera przyczyny jego zachowania mogą być różne:

• Od początku nie był szczery z tobą, a może nawet i ze sobą. Tworzył coś na siłę albo z powodu egoistycznych, negatywnych pobudek. Zbudował ten związek na złym fundamencie i to mu regularnie wychodzi na wierzch.

• Ma ogromne pomieszanie w głowie i emocjach, sprzeczne odczucia i wyobrażenia, które sprawiają, że ciągle zmienia mu się perspektywa i nie wie, która jest prawdziwa (realnie związek może być korzystny, ale emocje mogą mu zaburzać tą świadomość).

• Jest niedojrzały, szuka przyczyn problemów na zewnątrz, więc najłatwiej mu zrzucać odpowiedzialność na drugą stronę, a co za tym idzie — czuć, że ten związek go ogranicza i inny dałby mu więcej szczęścia (co jest fikcją, ponieważ w innych relacjach odtwarzałby dokładnie te same schematy).

• Sam nie wie czego chce i co mu chodzi.

Można więc powiedzieć, że jeśli masz aktywne wzorce odrzucenia i stanowią one dosyć istotny składnik wszystkich twoich intencji do związku — możesz przyciągnąć sobie partnera, który będzie przejawiać się w sposób regularnie wyciągający z ciebie emocje odrzucenia. Nie jest bowiem powiedziane, że odrzucenia można doświadczać tylko w ten dosłowny sposób, gdzie absolutnie nikt cię nie chce i nie zamierza z tobą tworzyć relacji. Jak najbardziej można tworzyć związki z ludźmi, a jednocześnie czuć się w nich niezwykle samotnym, nieważnym i niekochanym. Jest to jeszcze głębsza i boleśniejsza forma problemu, ponieważ wiąże się z dużo większą ilością bodźców, które to odrzucenie prowokują.

Zdarzają się również przypadki, gdzie jedna strona chce tworzyć związek, druga deklaruje, że również ma taki zamiar, a jednak jej działania temu przeczą. To są często takie historie, gdzie mamy np. zakochaną kobietę i żonatego mężczyznę, który swojej żony już nie kocha i właśnie od niej odchodzi. Rzecz w tym, że zaczyna się spotykać z tą zakochaną kobietą, może i już nawet sypiają razem, ale jakoś tak wszystko przedłuża się w czasie. On ciągle ma nowe wymówki, dlaczego jeszcze musi to potrwać, nieustannie wodzi za nos, jednocześnie przywiązując do siebie kobietę. Ona myśli, że jest w związku, a on po prostu ją wykorzystuje, albo jest tak niedojrzały czy pogubiony, że sam nie ma pojęcia, co robi i nie umie tego sensownie rozegrać. Szukasz więc relacji, chcesz stworzyć prawdziwy związek, ale zamiast tego wikłasz się w jakąś dziwną gierkę czy chory trójkąt miłosny, który dostarcza ci głównie wielu negatywnych emocji i poczucia odrzucenia.

To jest normalne, że osoba z którą chcesz wejść w relację, może mieć skomplikowaną sytuację życiową (była żona, dzieci z poprzedniego małżeństwa, itp.), ale to co jest najważniejsze, to sposób w jaki ona do tego wszystkiego podchodzi. Ważne jest więc, aby taki człowiek był od początku wobec ciebie szczery, a jego deklaracje nie były słowami rzucanymi na wiatr, które mają mu tylko kupić trochę więcej czasu. Zwróć też uwagę na to, w jaki sposób traktuje byłą partnerkę i do czego jest zdolny — jeśli np. zdradza żonę, oczywiście mając na to piękne wymówki, to skąd masz pewność, że w przyszłości nie znajdzie pretekstu, aby zdradzić ciebie? Jeśli ktoś od początku oszukuje, kombinuje i kręci na wszelkie możliwe sposoby, to z taką moralnością, dalej może być tylko gorzej. Najlepiej sobie taką relację od razu odpuścić i skupić się na osobach, które nie tylko słowami, ale przede wszystkim czynami pokazują, że chcą poważnie zaangażować się w związek z tobą i mają uczciwe podejście do tematu.

7. NISKA SAMOOCENA, WZORCE OFIARY

Jeśli masz niskie mniemanie o sobie — uważasz, że jesteś beznadziejny, nieciekawy, pełen wad — to albo się całkowicie zblokujesz na tworzenie związków, albo ta niska samoocena będzie mocno rzutować na relacje, które tworzysz. Widząc siebie jako kogoś gorszego niż realnie jesteś, możesz przyciągać sobie partnerów poniżej twojego poziomu, wierząc, że nie zasługujesz na nic lepszego. I nawet jeśli jakaś część ciebie będzie czuła, że to co przejawia partner zbyt mocno odstaje od ciebie — to podświadomość może wszystko kreować w taki sposób, że i tak nikt ciekawszy nie okaże ci zainteresowania. Będziesz więc żyć w przekonaniu, że do wyboru masz jedynie związki niskiej jakości albo męczącą samotność, ponieważ cała reszta jest poza twoim zasięgiem.

Innym, nieco rzadszym scenariuszem jest sytuacja, kiedy udaje ci się tworzyć relację z kimś naprawdę dobrym, ale twoja niska samoocena wciąż i wciąż bombarduje tą relację. Na każdym kroku udowadniasz sobie i partnerowi, że jesteś dla niego zbyt mało wartościowy, że on zasługuje na kogoś lepszego niż ty sam. Negujesz fakt, że on podjął samodzielną, dorosłą decyzję o byciu z tobą i że przecież nikt go nie zmusza do tego związku. Być może za bardzo go idealizujesz, co przy jednoczesnym umniejszaniu siebie, tworzy fikcję jakiejś większej różnicy między wami. A to się zdarza dość często, gdy jedna ze stron ma silne wzorce ofiary — wtedy ona ma tendencje do wyolbrzymiania swojej beznadziejności i przerysowywania własnych problemów. Partner może mieć porównywalnie duże braki w świadomości i samoocenie, ale jeśli one przejawiają się w zupełnie inny sposób (mniej dramatyczny, czyli poprzez zwykłe odcięcie, sztuczne, pozytywne nakładki na stłumione braki, itd.), to wtedy on pozornie może wydawać się dużo bardziej ogarnięty. Jeśli jednak spojrzeć na to całościowo, analizując całe wasze wnętrza i świadomość — może się okazać, że pomimo tak różnego przejawiania się na zewnątrz, w gruncie rzeczy „jesteście siebie warci”. Może być tak, że spotkaliście się, ponieważ ty potrzebujesz nauczyć się od niego jak się wziąć w garść i działać mimo trudności, bez nadmiernej samokrytyki, a on z kolei może potrzebować przyzwolenia na danie sobie przestrzeni do poczucia się czasami słabo i beznadziejnie, żeby nie być ciągle na siłę zbyt silnym i odpowiedzialnym za wszystko.

Jeśli jesteś w związku z osobą, którą naprawdę sobie cenisz i kochasz, nigdy, przenigdy nie niszcz tej relacji, tylko dlatego, że uważasz, że partner powinien dostać coś lepszego niż ciebie. Jeśli naprawdę go kochasz, pozwól mu podjąć jego własną decyzję — nie rób tego za niego. Ty decydujesz i odpowiadasz za siebie, więc ciebie interesuje to, co ty sam chcesz dla siebie. Jeśli ktoś coś w tobie widzi, to widocznie ma jakieś swoje powody, aby być w tym związku. Oczywiście, że to nie zawsze muszą być czyste intencje, ale jeśli kochasz tą osobę i czujesz, że z jej strony też jest miłość (nawet pomimo jakichś zaburzeń, uzależnień czy zaślepień) to daj temu szansę. Bardzo możliwe, że jak sobie oczyścicie te nieczyste intencje na których relacja została zbudowana, to związek wcale się nie rozpadnie, a wręcz przeciwnie — będzie jeszcze więcej miejsca dla miłości. W każdym razie, jeśli partner deklaruje, że widzi w tobie wartość, kocha cię i chce być z tobą, to zaakceptuj to, że on naprawdę może tak czuć, nawet jeśli ty całym sobą czujesz się nic nie warty. Próba umniejszenia tego krzywdzi i ciebie i drugą stronę — zamiast tego spróbuj popracować nad tym, dlaczego tak bardzo odrzucasz to, że ktoś naprawdę może cię szczerze kochać.

8. ODTWARZANIE WZORCÓW PO RODZICACH

Jako dzieci chłoniemy jak gąbka od naszych rodziców różnego rodzaju wzorce, przekonania i wyobrażenia na wszelkie możliwe tematy, w tym również związki. Z czasem zastępujemy to swoimi własnymi uczuciami i przekonaniami, ale im bardziej nasze dzieciństwo było zaburzone, tym większa szansa, że gdzieś po drodze poodcinaliśmy się od siebie i wiele z tych rzeczy pozostało w nas zamrożone, mimo że świadomie możemy mieć zupełnie inne podejście do tematu. Świadomie więc chcemy związku z fajną, kochaną kobietą, ale jakoś tak trafiamy na same złośliwe zołzy i dziwnym trafem przeżywamy bardzo podobne doświadczenia, jakie przeżywał nasz ojciec z naszą matką. To jednak nie zawsze jest takie proste i bezpośrednie przełożenie, więc nie zawsze będziemy sobie tworzyć wierną kopię sytuacji z domu. Często przejmujemy wzorce od obojga rodziców (w różnym stopniu) i niekoniecznie musimy wchodzić w buty rodzica tej samej płci, co nasza. Może być tak, że kobieta odtwarza przede wszystkim toksyczne wzorce swojego ojca, który był agresywnym dominatorem i narcyzem, a jej partnerzy odgrywają rolę przestraszonego dziecka, jakim ona sama była. Odtwarza się więc jej relacja z ojcem (w oderwaniu od matki), ale przy jednoczesnym odwróceniu ról. Choćby w przypadku narcyzów jest tak, że oni bardzo silnie narzucają reszcie rodziny, że ich przejawianie się jest jedynym słusznym i właściwym modelem, więc dziecko może mieć silny przymus naśladowania takiego rodzica i gdy już uwolni się z toksycznego domu — zaczyna samo tworzyć podobny model funkcjonowania ze swoją rodziną. Ważne jest zauważenie, że największy wpływ na nasze wzorce i przekonania ma ten rodzic z którym mieliśmy silniejszą relację emocjonalną i psychiczną. Zazwyczaj małe dziewczynki chcą być jak mamusia, a chłopcy jak tatuś, ale jeśli któryś z rodziców dominuje nad drugim, to cały ten schemat może się diametralnie zmienić. Wiele też zależy od osobistych wzorców i karmy — czy nasza podświadomość będzie bardziej zainteresowana ojcem katem czy matką ofiarą. To, do której roli będzie nas bardziej ciągnąć, będzie też miało wpływ na to, jak będziemy pewne rzeczy interpretować i co sobie wokół nich zbudujemy w swojej psychice.

Jak więc widać — temat potrafi być złożony, dlatego unikałbym tutaj bardzo prostych, powierzchownych ocen i analiz. W tym zawsze będzie też twoja własna unikalność, która będzie mniej lub bardziej modyfikować sposób odtwarzania rodzinnych wzorców. Możesz podświadomie kopiować całe schematy funkcjonowania z domu, ale w twoim wykonaniu będą one nieco inne niż oryginał. Mimo wszystko nie jesteś dokładną kopią swoich rodziców (nawet jeśli zostałeś wychowany na ich podobieństwo), więc nawet to, co wyniosłeś z domu, będzie raczej swojego rodzaju reinterpretacją, a nie dokładnym odtworzeniem jeden do jednego.

Warto również mieć świadomość tego, że dopóki nie przejdziemy terapii i nie oczyścimy porządnie swojej świadomości, będzie to całkowicie normalne, że mamy jakieś naleciałości po rodzicach, które rzutują na to, co się dzieje w naszych związkach. Przede wszystkim ma to wpływ na to, jakimi partnerami się interesujemy, jak się zachowujemy w różnych życiowych sytuacjach i do czego podświadomie prowokujemy partnera.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: