Helikopter w ogniu - ebook
Helikopter w ogniu - ebook
Kanwa filmu Ridley’a Scotta i międzynarodowy bestseller końca XX wieku, którego polskie wydanie ukazuje się po raz pierwszy prawie 20 lat po wydarzeniach w Mogadiszu. Próba ujęcia adiutantów somalijskiego watażki zakończona strąceniem 2 helikopterów i śmiercią 18 amerykańskich żołnierzy nie jest luźnym rozważaniem nad sensem amerykańskiej interwencji, ale trzymającą w napięciu niemalże stenograficzną relacją z pola bitwy. Książka Marka Bowdena przypomina dokładnie ułożoną grę strategiczną, w której pionkami są elitarne oddziały rangersów i Delta Force, grę rozsypującą się na naszych oczach jak kostki domina. Nieprzypadkowo Bitwa o Mogadiszu, jak nazwały operację wojskową media stanowi klasyczne studium przypadku jak wszystko, co miało pójść dobrze, poszło całkowicie źle.
Spis treści
Atak
Helikopter w ogniu
W potrzasku
Alamo
Nocni łowcy nie poddają się
Epilog
Posłowie
Źródła
Podziękowania
Indeks
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62827-12-1 |
Rozmiar pliku: | 7,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wojciech Jagielski
Gazeta Wyborcza
Przewaga książki nad kinowym arcydziełem jest oczywista. Natężenie akcji wystarczy na obdzielenie kilku filmów. Widać też szerszy kontekst dramatu, który rozegrał się w Mogadiszu. Nie jest to tylko walka dobra ze złem.
Wojciech Lorenz
Rzeczpospolita
To ulubiona opowieść tych, którzy widzieli współczesną wojnę. Jest prawdziwa i realistyczna. Miłośnicy filmu odnajdą w książce szczegółowe opisy krwawej bitwy w Mogadiszu i wyznania żołnierzy, którzy przeżyli tam piekło.
Rafał Stańczyk
TVP
„Helikopter w ogniu” wciąga nas w sam środek bitwy w zaułkach Mogadiszu. Książka, na podstawie której powstał świetny film pod tym samym tytułem, jest niezwykle realistycznym opisem jednej z najbardziej dramatycznych akcji amerykańskiej armii w ostatnich latach. Bowden wykonał kawał świetnej roboty.
Bertold Kittel
TVN
Większość z nas traktuje „Helikopter w ogniu” jako świetnie zrealizowaną hollywoodzką fikcję. Bo tak jest najłatwiej. Ale to zdarzyło się naprawdę, i miało jeszcze bardziej tragiczny wymiar niż w książce Marka Bowdena czy filmie Ridleya Scotta. Ta somalijska operacja amerykańskich sił specjalnych pociągnęła za sobą wiele ofiar i nie przypominała „chirurgicznej” likwidacji Osamy bin Ladena. Do dziś trwają dyskusje, czy można było uniknąć tragedii i kto jest jej winny. „Helikopter w ogniu” to głos w tej debacie – głos wyjątkowo mocny, choć pozbawiony kategorycznych ocen. To dzieło na miarę „Plutonu”.
Artur Górski
Focus Śledczy
Mark Bowden to jeden z najlepszych reportażystów amerykańskich. By napisać „Helikopter w ogniu”, dotarł do żołnierzy sił specjalnych USA i ich zwierzchników. Pojechał też do Somalii, by na operację w Mogadiszu spojrzeć oczami bojowników tamtejszych milicji klanowych. Tak powstał przejmujący zapis dramatu stu kilkudziesięciu Amerykanów i tysięcy Somalijczyków, po którym świat porzucił Somalię. I nie chce tam wrócić.
Jędrzej Winiecki
Polityka
Precyzyjny opis brutalności współczesnej wojny, od którego cierpnie skóra. Po lekturze tej książki nawet najemnicy z Legii Cudzoziemskiej przekonają się do pacyfizmu.
Andrzej Chojnowski
CKM
Wydaje się, że o masakrze w Mogadiszu napisano i powiedziano już wszystko. Ba, nawet zrealizowano o niej kasowy film. Tymczasem jednak Mark Bowden dodaje do tej niby zakończonej dyskusji głosy żołnierzy. Tych, którzy tam byli, walczyli i często po ludzku bali się. Dodaje i otwiera dyskusję na nowo.
Michał Elmerych
Focus Historiaelikopter w ogniu” to książka niezwykła. Powinien przeczytać ją każdy, kogo interesuje otaczający świat, który jest tak zbudowany, że gdy kończy się jeden konflikt zbrojny, zaraz zaczyna się kolejny albo kilka toczy się równolegle. Są to małe wojny o ograniczonym zasięgu, na które cywilizowane kraje wysyłają swoich najwybitniejszych wojowników, żeby w ich imieniu zabijali złych i ratowali dobrych.
Pierwszego uczestnika operacji „Irene” spotkałem w listopadzie 1994 roku w Port-au-Prince w Republice Haiti, gdzie dowodziłem kontyngentem GROM-u w związku z amerykańską interwencją wojskową. Porównał on Haiti, zwane przez amerykańskich żołnierzy „Piekielną Dziurą”, do Somalii. Tu i tam były kilkusetosobowe bandy i totalny chaos, powiedział. Miał rację! Przekonałem się o tym, gdy po pierwszym miesiącu operacji ośmiu żołnierzy US Army popełniło samobójstwo. Gdy amerykański tygodnik „Newsweek” przedstawił to na pierwszej stronie, rzecznik praw obywatelskich śp. prof. Tadeusz Zieliński zaniepokoił się sytuacją żołnierzy GROM-u. Podziękowałem mu za troskę i wyjaśniłem, że czujemy się znakomicie, ponieważ jest duża różnica pomiędzy operatorami jednostek specjalnych a żołnierzami nawet elitarnych oddziałów wojskowych. „Helikopter w ogniu” – jak żadna inna książka – przedstawia kolosalne różnice w wyszkoleniu i psychice operatorów Delty i innych żołnierzy biorących udział w operacji „Irene”.
Podpułkownika Gary’ego Harrella dowodzącego komandosami Delty w operacji „Irene” poznałem jesienią 1995 r. w stołówce tej ściśle tajnej jednostki. Ówczesny dowódca Delty pułkownik Bernard McCabe przedstawił mi go, mówiąc, że niedawno wrócił do pełni formy po zaleczeniu rany od kuli, która dosięgła go w Somalii w czasie operacji „Irene”. Od razu polubiłem tego potężnie zbudowanego wojownika o uścisku dłoni niedźwiedzia. Ponownie ścisnąłem jego dłoń w 1998 r., kiedy pułkownik Harrell był już dowódcą Delty. Przeprowadziliśmy razem bardzo ważną operację, o której do dziś wie tylko kilka osób. Brał w niej również udział Eric Olson, jako komandor US NAVE SEAL, obecny admirał i głównodowodzący Sił Operacji Specjalnych USA. Czterech komandosów GROM-u otrzymało za tę operację Krzyże Zasługi za Dzielność od Prezydenta RP. Sam zostałem honorowym komandosem US NAVE SEAL, a od Gary’ego otrzymałem piękny nóż bojowy i jego przyjaźń! Jako generał dowodzący operacjami specjalnymi w Dowództwie Centralnym Gary Harrell zawsze wspierał komandosów GROM-u, odwiedzając ich w Iraku i Afganistanie. Ta wspaniała książka, jak mało która, pokazuje żołnierską przyjaźń, która najlepiej sprawdza się na polu walki.
Powinni ją koniecznie przeczytać politycy, którzy – siedząc bezpiecznie w wygodnych fotelach – wysyłają żołnierzy do śmiertelnej walki, nie dając im często należnego wsparcia. Bohaterscy wojownicy w Somalii zginęli przede wszystkim dlatego, że prezydent USA Bill Clinton odmówił im odpowiedniego wsparcia lotniczego. Wystarczył jeden C130 Gunship, który – stawiając ścianę ognia na ziemi – odciąłby dostęp bandytów do zestrzelonych śmigłowców. Nie musieliby pewnie zginąć bohaterscy snajperzy Delty, sierżanci Gary Gordon i Randy Shughart, odznaczeni pośmiertnie najwyższym amerykańskim odznaczeniem Medalem Honoru. Tak jak nie musiałby zginąć bohaterski kapitan Daniel Ambroziński, gdyby na pomoc jego ostrzeliwanemu przez talibów patrolowi przyleciał uzbrojony śmigłowiec MI-17. Helikopter przybył nieuzbrojony, bo minister obrony narodowej nie chciał słuchać próśb dowódcy Wojsk Lądowych.
I tak jak w Mogadiszu bandyci watażki Aidida, tak w Afganistanie talibowie przez 6 godzin bezkarnie ostrzeliwali patrol śp. kapitana Daniela Ambrozińskiego. Trzeba o tym przypominać politykom, którzy niezależnie od tragedii mają niezmiennie dobre samopoczucie. Dlaczego? Chyba dlatego że przeważnie w przeciwieństwie do narażających życie dla ojczyzny żołnierzy brak im odwagi i honoru.
Operacje somalijską i afgańską łączy jeszcze jedna klamra. Amerykańskie śmigłowce w Mogadiszu zestrzelili bojownicy Al-Kaidy, którzy szkolili bandytów Aidida. Części wyposażenia śmigłowców black hawk zniszczonych w czasie operacji „Irene” amerykańscy komandosi Delty znaleźli w pieczarach Tora Bora i być może – choć tego nie wiemy – po 13 latach zabili lub pojmali tych, którzy je zestrzelili.
Sławomir Petelicki (ur. 1946) – generał brygady Wojska Polskiego w stanie spoczynku, twórca i dwukrotny dowódca Jednostki Wojskowej GROM.