- W empik go
Henryk Ibsen: studyum - ebook
Henryk Ibsen: studyum - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 367 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
studyum przez
Dr. Ludomiła Germana.
We Lwowie.
Gubrynowicz I Schmidt.
Z drukarni Władysława Łozińskiego. – Zarządca W. J. Weber.
1895.
Kierunek pessymistyczny w literaturze, który już za naszej pamięci w różnych miejscach i różnych chwilach różne przybierał nazwy i różne przechodził zmiany, długo szukał wodza, pod którego sztandarem mogłyby skupić się rozproszone siły. Najgorętszym tego kierunku zwolennikom brakowało albo zdolności, albo powagi w obec rówieśników; sztucznie wysunięte naprzód nazwiska zawodziły, albo sprzeniewierzały się sztandarowi, albo nie dorastały tej miary, by utrzymać się długo na świeczniku.
Kierunek pessymistyczny, kiedy począł tworzyć szkołę, popadł w ten sam błąd, który zarzucał przeciwnikom, z którymi stanął do walki. Dopóki był objawem prawie mimowolnym, wynikiem rozmyślań, rozumowań i spostrzeżeń ludzi wyjątkowych, a więc rzeczą prawie tak starą i dawną, jak literatura sama, dopóty pociągał za sobą innych mimowolnie, tworzył prozelitów bez zamiaru propagandy, był siłą elementarną w literaturze. Z chwilą, gdy pessymiści zszeregowali się a myśli wielkich swoich poprzedników zechcieli zamienić w doktrynę, zmalał ten kierunek, stał się już nie głośnym ale tylko krzykiliwym; naturalne oburzenie przemieniło się w sztuczne, a rozbieżnych ambicyi i ambicyjek nic nie mogło złączyć, chyba wspólna nienawiść do "powag" dawniejszych. Dla utrzymania jakiej takiej karności w obozie trzeba było postawić na swoim czele powagę, wodza, któryby starczył za sztandar, a imponował i swoim i wrogom. Takim wodzem ogłoszono Henryka Ibsena, pisarza głębokiego, wielkiego obserwatora i nader zdolnego w charakteryzowaniu, a przytem zapalonego szermierza prawdy i "wewnętrznego oswobodzenia się", szermierza wolności woli, pióro pełne gryzącej, zjadliwej ironii. A przytem ta elekcya wodza była tem łatwiejsza, że stawiała na czele coś egzotycznego, nieznanego, zagadkowego, coś, co wyrosło na innym gruncie. I tak rozpoczął się kult Ibsena, czczonego wszędzie przez młodych i najmłodszych, ale nigdzie tak przesadnie, a nawet tak niedorzecznie, jak w północnych Niemczech.
Henryk Ibsen.
Pessymiści tamtejsi uznali w nim bezwarunkowo swego przodownika, swój wzór, i bez krytyki, a nawet bez dokładniejszego zbadania przenosić poczęli pojęcia, zapatrywania i spostrzeżenia Ibsena na grunt swojski, a naśladując go i wstępując w jego ślady, jak wszyscy naśladowcy po wszystkie czasy, zdyskredytowali tego, którego pisma niemal jako objawienie uznawali.
Do nas kult Ibsena w takich rozmiarach nie dotarł. Znamy ze sceny zaledwie kilka dawniejszych jego dzieł (Nora, Wróg ludu); kilka innych drukowano w przekładzie, pojawiło się kilka rozprawek drobniejszych o tym pisarzu. W obec tego, że prąd o wyraźnej a wyłącznie pessymistycznej tendencyi w naszem piśmiennictwie słabnie – a zbyt silnym chyba nigdy nie był – nie można przypuszczać, aby sztandar Ibsenizmu podniesiono zbyt wysoko w celach tendencyjnych; – ale za to można spokojnie i bez uprzedzeń przypatrzeć się tej bądź co bądź niezwykłej w literaturze postaci. Bliższe poznanie chwilowego bożyszcza literackiego da też sposobność do bliższego zbadania prądów, które się w nim skupiają a czasem pod niego podszywają, a posłuży może też do ocenienia wartości i przyszłości tych literackich kierunków.I.
Naród, zamieszkujący zachodni skrawek skandynawskiego półwyspu, szczególną rolę odegrał w dziejach. Wychowany w twardych warunkach przyrody, na skałach i morzu, – obdarzony wielkim zasobem siły i energii, ruchliwy i zuchwały czasem, a czasem apatyczny i w sobie zamknięty, – nie rozwijał się powoli a trwale, jak inne ludy, które z pomroku dzieciństwa wydobywamy się ku cywilizacyi i wzrastały w siłę, – lecz to jakby za podmuchem demonicznej siły czy nieokiełznanej fantazyi rzucał się na wielkie przedsięwzięcia, nieumotywowane prawie niczem, to znów zapadał w uśpienie, prawie w martwotę. Przez całe wieki szerzył po Europie całej podboje i łupiestwa, zakładał państwa w obcych sobie warunkach, oparty jedynie na sile miecza i butnej energii; w dziejach tych państw zawsze wiele krwi i zdrady, choć nie brak i fantastycznego uroku bohaterstwa, – ale te sztuczne potęgi odcięte od pnia ojczystego albo rozsypywały się w niwecz, albo przyjmowały charakter nowej ojczyzny, dodając tylko rodzinnym żywiołom nieco surowej energii i nieco marzącej fantazyi.
Nagle, prawie niespodziewanie, przyjmują te ludy chrześcijaństwo – i wnet cicho o nich w Europie. Chrześcijaństwo przybiera u nich wnet charakter marzycielskiej zadumy, rozwija się w jakiś pietystyczny nastrój. Dawni "wikingowie" i królowie morza stają się gorliwymi, ascetycznymi wyznawcami nowej wiary. I oto te dwa rysy dodała historya do pierwotnych właściwości narodu: zuchwałość myśli i przedsięwzięć i rozmarzenie pobożne, które szczególnie rozwinęło się po przyjęciu reformacyi, bo ta otwarła każdemu dostęp do źródeł wiedzy i pismo święte oddała każdemu w ręce, aby każdy na swój sposób szukał w niem pociechy, spokoju i rozwiązania zagadek bytu.
Toczyło się życie tego ludu odtąd cicho, bez udziału w wielkich wypadkach świata. Od unii kalmarskiej rozpoczęło się panowanie Duńczyków w tym kraju, "czterystuletnia noc", jak teraźniejsi pisarze norwegscy nazywają ten długi okres. Norwegia przestała mieć jakiekolwiek znaczenie polityczne, a jej oświata, jej życie wewnętrzne uległo wpływowi duńskiemu tem łatwiej, że lud to był bardzo pokrewny, a język prawie ten sam. Literatura Norwegów w tym okresie nie miała cechy odrębnej; na zewnątrz znana tylko razem z duńską, jako jej część, – przechodziła wszystkie te fazy, przez które duńska, pospołu z literaturą innych narodów, przechodziła, a więc i przez pedantyczny kierunek poezyi "uczonych", opartej o wzory starożytne, i przez sielankową czułostkowość drugiej połowy siedmnastego wieku, aż dostała się pod przemożny wpływ francuskich wzorów. W ośmnastym wieku za wzorem niemieckiej i pod jej wpływem począł się nieco swobodniejszy kierunek, który i tu doprowadził do rozwoju romantyzmu.
Dopiero od chwili, gdy w r. 1814 Norwegia zerwała z Danią, złączyła się ze Szwecyą i nadała sobie najliberalniejszą pod słońcem konstytucyę, rozpoczyna się w jej literaturze dążenie do odrębności. Poeta Henryk Arnold Wergeland (1808 – 1845) skupia w sobie nieokreślone, nieskrystalizowane uczucia swego narodu, budzącego się do samoistnego życia i usiłuje nakreślić ideał tych dążeń i pragnień. Poezya jego przybiera charakter wyłącznie demokratyczny i republikański, w przeciwieństwie do arystokratycznych i monarchicznych tradycyi dawnych panów, Duńczyków, i nowych sprzymierzeńców, Szwedów. Pod względem politycznym jakaś nieuchwytna rzeczpospolita północna, pod względem społecznym absolutna równość na gruncie chłopskich tradycyi i ciasnego chłopskiego życia – oto ideały Wergelanda, które po nim zostały w literaturze i odzywają się wyraźnie w dziełach jego następców – a przeniknęły powoli przez rozmaitych pośredników i do innych literatur.
Rozpoczęta przez niego walka zawrzała na dobre dopiero około r. 1848. Wtedy nienawiść ku obcym dosięgnęła kulminacyjnego punktu. Co nie było norwegskie, to było wrogie, – Duńczyk stał się synonimem wroga, – poczęto więc tępić wszystko, co przypominało czasy długiej politycznej i duchowej niewoli. "Wolność" stała się ideałem na każdym kroku, swoboda woli celem wszystkich pragnień. Z języka usawano namiętnie i wytrwale wszystko, co przypominało wpływ duński, – w literaturze zrywano długoletnie tradycye, nawet w stosunkach społecznych i towarzyskich zrywano dawne związki. Fanatycznym zwolennikiem tych pragnień i dążeń stał się znany wirtuoz Ole Bull (1880). Ze skrzypkami swemi w ręku przebiegł on już całą Europę i Amerykę północną, zjednawszy sobie sławę szeroką ze swej gry mistrzowskiej, ale i ze swego niepokonanego uporu i nieumotywowanych kaprysów. Zebrawszy nieco grosza, postanowił założyć w Bergen teatr norwegski w przeciwieństwie do teatrów duńskich, które istniały jeszcze na ziemi norwegskiej. W teatrze Ole Bulla mieli tylko aktorzy norwegscy w języku najczystszym norwegskim grać sztuki, napisane tylko przez pisarzy norwegskich. Utworzył on ten teatr z niczego, zachęcał pisarzy sam, pisał opery i kantaty, dawał lekcye śpiewu przyszłym śpiewakom, walczył z niedowierzaniem publiczności i niechęcią sfer rządowych. Otworzył teatr w zimie 1850 r., utrzymał go do wiosny zaledwie, a gdy mu wyczerpały się fundusze, pojechał znowu w podróż artystyczną do Ameryki, nazbierał pieniędzy i teatr na nowo otworzył, oddając go teraz pod zarząd Ibsena, bo sam oddał się cały utopijnej myśli założenia "kolonii szczęśliwej" nad brzegiem Susquehanny, przy czem resztki majątku utracił.
Ten uparty, rozmarzony, gorączkowo czynny człowiek, to bohater odrębności norwegskiej, ideał młodszej generacji, a śród niej i Ibsena.
Ale zanim przystąpimy do bliższego poznania tego pisarza, musimy jeszcze kilka słów powiedzieć o drugim współczesnym prawie wielkim pisarzu norwegskim, który i grunt mu poniekąd przygotował i wpływ wielki na niego wywarł. Był to Björnstjerne Björnson, pisarz nader płodny i niezwykle zdolny, który umiał pociągnąć do siebie i za sobą naród swój tak, że Brandes słusznie mógł o nim napisać: "Za Björnsonem stoi cały naród; gdy wymieni się jego nazwisko, to znaczy tyle, jakby wywieszono chorągiew Norwegii. Jest on na poły naczelnikiem klanu na poły poetą, a łączy w sobie obie główne postacie starej Norwegii: wikinga i skalda".
Björnson prawie równocześnie z Bullem jako dwudziestoletni młodzieniec stawał na czele "narodowego teatru" w Christianii i poświęcał się zarazem głównie poezyi dramatycznej, chociaż i w liryce i w nowelli dał się poznać jako pisarz pełen świeżej siły i pełen wiary w szlachetną i dobrą naturę człowieka, która może go podnieść z upadku; w przedstawieniu i w obserwacyi realista, zachował jednak podniosłość myśli i idealność dążeń. Dopiero kiedy zwrócił się od tematów chłopskich, mistycznych i historycznych do spółczesnych warunków życia sfer kupieckich i miejskich, rozgoryczył się, a hołdując coraz wyraźniej tendencyi ultrademokratycznej, stał się poniekąd niesprawiedliwym i pełnym z góry powziętych uprzedzeń, dał też początek do tych tendencyjnych zaciekań i spekulacyi, do tych łamigłówek psychopatologicznych, ktore odtąd stają się ulubionym tematem dramatycznych pisarzy pessymistycznego pokroju.
Björnson szedł przed Ibsenem i obok niego, najprzód górując nad nim powszechnem uznaniem, otoczony czcią i sławą, potem coraz to bardziej na bok usuwany, – aż świeża i głośna sława Ibsena przyćmiła blask jego wawrzynów. Ale związków i rozlicznych stosunków między nimi tak wiele, iż niepodobna mówić o rozwoju jednego, nie odwołując się do drugiego.
Wspólna im jedna przedewszystkiem własciwość: niechęć, prawie nienawiść ku konwencyonalnej zachodniej cywilizacyi, zaszczepionej zbyt nagle, bez przygotowania na specyficznym charakterze ich narodu, którego cechy a głównie wady albo wybujały chorobliwie na tej nowej roślinie, albo kryją się obłudnie pod jej powłoką. Obaj pisarze nie szczędzą dla nich nagany i chłosty; bronią ich jest oburzenie i szyderstwo; wnikają w dusze obłudników, zdzierają pokost sztuczny i obnażają bez litości społeczne rany, – ale jest jednak i w myśli i w metodzie między nimi różnica. Björnson zachował na dnie duszy ideał dla niego przynajmniej uchwytny, ideał chłopskiej prostoty i swobody, któremu dał wyraz w nowellach (np. Arne, Synnöve, Wesoły chłopak, Gniazdo orłów itd.), karci społełeczeństwo miejskie i to, co dokoła niego się garnie, ale ostatecznie wierzy w możność poprawy, pragnie jej i chce do niej dopomódz; żyjąc między swym ludem nie przestał go kochać, choć smaga jego wady. Ibsen opuścił kraj, wyniósł z niego wiele bolów i zawodów, – patrzy nań zdaleka, a poezya jego ma wszystkie cechy poezyi emigranckiej: żal, uprzedzenie niezwalczone, wysoki piedestał sędziego – tak wysoki i od narodu swego daleki, iż chociaż chce prawdy dojrzeć, popada w błędy, – pisanie raczej na domysł, zaciekanie się w własnej fantazyi, niepodsycanej obrazami ojczyzny, rozlubowanie się w utworach tej fantazyi odrywanych coraz bardziej od świata rzeczywistego, a ztąd przejście w świat mistycyzmu lub – jak nowszy termin chce – symbolizmu. Dodajmy do tego zaprawę goryczy i metodę obserwacyi niby naturalistycznej, a będziemy mieli ogólną charakterystykę utworów Ibsena; byłaby ona jednak niezupełna i niesprawiedliwa, gdybyśmy nie dodali, iż na każdym kroku, na każdej stronicy zdumiewa on głębokością i potęgą myśli, mistrzowskiem wykończeniem szczegółów, jędrnością i dosadnością języka; niezliczone postacie jego dramatów, chociaż wiele z nich w istocie jest tylko symbolem, żyją jednak i rysują się wyraźnie.
Temi zaletami i właściwościami pozyskał sobie Ibsen wpływ wielki, przedewszystkiem na obcych pessymistów. Ma i w ojczyźnie swojej wielbicieli i naśladowców, – ale demokratyczne społeczeństwo norwegskie tylko dopóty chętnie go słuchało, gdy smagał arystokratów i królów; optymizm demokratyczny lubował się w naturalistycznym rysunku urojonych przeciwników, ale odwrócił się od poety, gdy ten zaczął upatrywać plamy na niem samem i wziął się do nich swoim sposobem. Nawet łagodniejszy lancet Björnsona był mu zbyt przykrym, cóż dopiero ostry, bezlitosny nóż Ibsena, tnący głęboko aż w żywe ciało, – niesprawiedliwy czasem i uprzedzony. Ibsen nie tylko w rzeczywistości wyemigrował z ojczyzny, ale wiele serc odwróciło się od niego; pochwalne okrzyki obcych łechcą wprawdzie dumę narodową, ale serca ściskają się na myśl, że te tryumfy zgotowała wiwisekcya własnego społeczeństwa.II.
Henryk Ibsen urodził się dnia 20 marca 1828 r. w Skien, małem ale bardzo ruchliwem miasteczku krainy zwanej Telemarken. Rzeka Skienselv, będąca odpływem kilku jezior rozlanych na wyższych stopniach wyżyny, przyczynia się niemało do ożywienia tego miasteczka, bo na niej spławia się z gór drzewo, które jest głównym artykułem handlu tych okolic. Tartaki i fabryki masy drzewnej przerabiają, drzewo na materyał wywozowy, a z portu miasta Skien wywożą je wielkie okręty przez krótki dolny bieg Skienselvu i fiord, zwany Friers, na morze. To też do miasteczka tego nie można przykładać miary naszych małych miasteczek. Są tam kapitaliści, którzy wyprawiają własne okręty do różnych krajów wschodniej i zachodniej półkuli. Zaściankowość i małostkowość naszych miasteczek tam się rozwinąć nie może, ale za to powstają różne miejscowe wielkości, które obok siebie na małej przestrzeni i w szczupłem kole nie mają dość miejsca, a ztąd wywiązują się walki osobiste, które pod pozorem wielkich haseł toczą się jednak w gruncie rzeczy o sprawy drobne i nastręczają śmieszności niemało. Dla satyryka stosunki te dają pole bardzo ciekawe; wyzyskał je też Ibsen kilkakrotnie, a największa część jego dzieł dramatycznych natem tle się odgrywa. Dla obcego, dla nas na przykład, te "stosunki lokalne", jak je Ibsen z szyderstwem nazywa, są często niezrozumiałe, bo widzimy dla celów ostatecznie małych użyte środki wielkie, jakich u nas używa się chyba do osiągnięcia rzeczy poważnych i wielkich. Poruszamy tę sprawę dlatego, bo tłomaczy ona wiele zagadek w dziełach Ibsena, a także i innych pisarzy norwegskich: nagromadzenie zasobów i środków do życia na małej przestrzeni, wysoką stopę życia, zrozumiałą i wcale nie dziwną w wielkiem mieście, ale dziwaczną nieco w miasteczku, w otoczeniu miernej zamożności i nędzy, – wzajemne oddziaływanie importowanych pojęć i potrzeb ludzi bogatych z jednej a prostoty dawnych obyczajów z drugiej strony, – blichtr i obłudę u jednych i u drugich, wyrabianie się arystokracyi kupieckiej na tle demokratycznych pojęć ludowych. To, co gdzieindziej rozkłada się na szerokie sfery, co tworzy oddzielne warstwy ludności, spoglądające na siebie z nieufnością, ale nie stykające się bezpośrednio, tu styka się razem, tworzy jedno koło. Dla oka obserwatora występują na jaw wyraźniej wady i zboczenia rozmaite; przymioty dobre zacierają się w obec coraz większego rozgoryczenia, a ludzie urastają w dziwolągi, czasem wprost w potwory, chociaż może tylko w fantazyi autora. I kiedy nasze małomiejskie stosunki nastręczają zaledwie pole do humoreski, to małe miasteczko norwegskie staje się tłem do tragicznych zawikłań bez wyjścia.
To też bardzo błądzą ci, którzy pojęcia i postacie Ibsena chcą, wprost przenieść w inne stosunki i przykładają do nich swoją miarę. Do niesprawiedliwości i uprzedzeń autora dodają jeszcze większą, bo i w tym wypadku sprawdza się zdanie: Wer den Dichter will verstehen, muss in Dichters Lande gehen .
O młodości Ibsena, która przecież i dla niego była "rzeźbiarką życia", wiemy mało. Stosunek dzieci do rodziców i rodziców do dzieci porusza Ibsen nader rzadko w swoich dziełach, a jeżeli go przedstawia, to dzieci, zwykle już dorosłe, są zupełnie samodzielne, są pokoleniem młodem, które z dawniejszem już się nie rozumie. Tkliwej miłości, która zatrzeć lub złagodzić może różnice w pojęciach całych pokoleń, nie znajdziemy w jego dziełach. Jego ludzie wcześnie za młodu twardnieją, zamykają się w sobie, zdolniejsi może przez to do walki, ale izolowani, na siebie skazani. Przyjaźń młodzieńcza, wyniesiona z ław szkolnych, uczucie, które gdzieindziej jest tak silne i trwałe, tu jest nieznane; Ibsen i w taką i w żadną inną przyjaźń nie wierzy, – a gdy ją przedstawia, to z szyderstwem i ironią. Przyjaciół wprowadza na to tylko, aby zdradzali tych, co im zawierzyli.
Ten brak uczuć najnaturalniejszych, najzwyklejszych wskazuje, że Ibsen nie wyniósł ich z domu; stwierdzają to też biografowie jego, a nadto hołdując teoryi dziedziczności, z szczególnych przymiotów bliższych i dalszych członków jego rodziny wywodzą pewne właściwości jego charakteru, tłómacząc w ten sposób głównie jego ponury, posępny nastrój, skłonny do zadumy i marzycielstwa, przytem uparty i zacięty charakter.
Jedynem świadectwem wiarogodnem o najwcześniejszej młodości Ibsena jest krótki szkic autobiograficzny, dostarczony jednemu z biografów i wielbicieli (Henrykowi Jägerowi). W tym szkicu podnosi Ibsen same ponure wspomnienia, tak ponure i smutne, iż nie bez słuszności przypuszczać można, że wydały mu się takiemi jedynie a travers de son tempérament; gdyby inaczej było, to musiałoby miasteczko Skien wydawać samych zgorzkniałych, zniechęconych do ludzi i życia pessymistów.
Stosunki rodzinnego miejsca tłómacza nam wiele rysów, które spotkamy później w dziełach Ibsena, więc wypada tu poruszyć jeszcze niektóre okoliczności.
Mieszkańcy miasta Skien oddawna mają sławę wielkiej religijności, a sekciarstwo, tak rozwielmożnione w protestanckim kościele, tu znajdowało grunt bujny i podatny. Zdawna krzewiły się tu różne pietystyczne kierunki, a w młodości Ibsena był w Skien kaznodzieją pastor Lammers, założyciel sekty dotąd istniejącej. Kazania i dążności Lammersa wywołały w całym kraju ruch umysłów, pozyskały mu wielbicieli i zaciętych przeciwników, a w Skien ruch ten najsilniej się objawiał. Podzieliły się rodziny, a rodzina Ibsena także nie uszła tego losu: reminiscencye tej walki spotkamy kilkakrotnie a najwyraźniej w poemacie dramatycznym Brand.
Skien miało swoją "arystokracyę", złożoną z urzędników, bogatych kupców i właścicieli lasów i tartaków; reszta ludności należała do plebejuszów. Pomimo konieczności codziennego zetknięcia się, istniała przepaść między jedną warstwą a drugą; wedrzeć się do pierwszej własną pracą i zdolnością było niełatwo, – natomiast wykluczała ona bez litości z pośród siebie każdego, kto stracił posadę lub majątek. Rodzina Ibsena należała z majątku i stosunków rodzinnych do "arystokracyi" miejskiej, a w wczesnej młodości naszego autora było u niej ognisko towarzyskiego życia. Ojciec jego, Knud Ibsen, posiadał znaczne zalety towarzyskie, dowcip i łatwość w pożyciu, prowadził dom otwarty, życie toczyło się przyjemnie i wesoło. Ale kiedy Henryk Ibsen doszedł zaledwie lat ośmiu, musiał jego ojciec zawiesić wypłaty wskutek nieszczęśliwych spekulacyi, majątek poszedł na rzecz wierzycieli, a rodzina cała została jedynie w posiadaniu małego dworku pod miastem. Zerwały się odrazu stosunki towarzyskie, rozwarła się głęboka przepaść między rodziną bankruta a dawnymi znajomymi i zażyłymi przyjaciółmi, począł się szereg gorzkich upokorzeń. Ta rodzinna tragedya jest prawdopodobnie tłem, na którem późniejszy pisarz dramatyczny osnuł wątek niektórych swych dzieł, szczególnie "Związek młodzieży" przypomina wyraźnie takie stosunki.
Kiedy młodsze rodzeństwo – Henryk był najstarszy – dorastało, okazywała się już dość wyraźnie różnica charakteru między dziećmi tej samej rodziny. Henryk stronił od braci i sióstr, zamykał się, pogrążony w zadumie, czytał stare książki lub bawił się sztu – karni czarodziejskiemi. Uczęszczał do szkoły realnej w Skien, kierowanej przez dwóch kandydatów teologii, a tam podobno zajmował się szczególnie nauką religii i historyi powszechnej. Po ukończeniu szkoły, w piętnastym roku życia, musiał myśleć o wyborze zawodu. Marzył o karyerze artystycznej, chciał zostać malarzem lub rzeźbiarzem, lecz położenie majątkowe rodziny nie pozwalało myśleć o czemś podobnem. Los i tym razem zabawił się w ironię; młody Ibsen, fantastyczny marzyciel, miał obrać zawód aptekarski i w r. 1844 udał się na praktykę do apteki w Grünstad… miasteczku mniejszem jeszcze niż Skien. Pozostał tam lat sześć. I miasteczko Grünstad, liczące około 800 mieszkańców, ma cechy odmienne od miast naszych. Życie toczy się cicho i spokojnie w niewielkiem kole inteligencyi, – ale skala życia bez porównania wyższa. Mieszkańcy zajmują się handlem i żeglugą, zamożność wzrasta, drobnostkowość codziennych stosunków przerywają nowiny z za morza. Falo morskie przynoszą z sobą niby odgłos fal życia, bijących wysoko gdzieś w dalekich ziemiach. Okręty przywożą pieniądze, towary, mody paryskie i książki paryskie. Zdrowe i niezdrowe wpływy wnikają powoli w umysły i wytwarzają często dziwaczne zapatrywania i pojęcia.
W tej atmosferze żyjąc, nie zadowalniał się Ibsen pracą aptekarską. Czytał, myślał, kształcił się dorywczo i bez planu. Nocami pracował, marząc o tem, by udać się na studya medyczne, a tymczasem poczęły mu z pod pióra płynąć wiersze. Nadszedł rok 1848 i 1849. Fale rewolucyi lutowej i następujących po niej politycznych zawichrzeń doszły i do Grünstad, a aptekarczyk tamtejszy śledził ile mógł przebiegu tych wypadków z bijącem sercem i rozmarzony. Kiedy Węgrzy ponieśli stanowczą klęskę, napisał gorący poemat: "Do Węgrów", pełen żalu i bolu, ale zakończony pociechą, iż bohaterowie wolności węgierskiej, zarówno z bohaterami powstania polskiego i ruchów niemieckich, będą jasnymi wzorami dla następnych pokoleń. Wojna niemiecko-duńska wywołała znowu szereg gorących sonetów p… t. "Zbudź się, Skandynawio!"
Te polityczno-literackie porywy ucznia aptekarskiego przyjęto z niedowierzaniem i politowaniem lub szyderstwem; kilka złośliwych karykatur i satyrycznych epigramatów na niektóre wielkości miasteczka dokonało reszty – i Ibsen znalazł się nagle na stopie wojennej z całem "towarzystwem" małomiejskiem. Wtedy ze studyów nad Ciceronem i Sallustyuszem, których dzieła czytał, przygotowując się do egzaminu, dającego wstęp na uniwersytet, wyrosła myśl napisania tragedyi. Bohaterem jej miał być też człowiek powaśniony ze społeczeństwem, Katylina. Dzieło rosło szybko w bezsennych nocach, a z niem snuły się w głowie młodego poety marzenia o sławie i środkach, dających mu niezależność a na razie możność upragnionej podróży po Europie. Nie przyszło jednak do tego. Wydrukowana nakładem autora i dwóch ofiarnych – a również ubogich – młodych przyjaciół, spotkała się tragedya z ostrymi a słusznymi zarzutami; przyznawano wartość niektórych myśli, ale całości zarzucono dzikość i dziwaczność.
Tymczasem udał się Ibsen w r. 1850 do Christianii, aby wstąpić na uniwersytet, i pisał dalej o głodzie i chłodzie tragedye, a jedne z nich nawet wystawił w teatrze; przez kilka miesięcy wydawał tygodnik literacki, który doprowadził do stu prenumeratorów, aż niespodzianie Ole Buli powołał go jako dramaturga do swego teatru w Bergen, a chcąc go przygotować do tego stanowiska, wysłał go na jakiś czas do Kopenhagi, aby przypatrzył się z blizka urządzeniu teatru. Za powrotem objął Ibsen kierunek teatru w Bergen i pozostał tam prawie lat sześć ( 852–57).
Stanowisko dramaturga, albo "instruktora teatru", jak go oficyalnie zwano, dało młodemu poecie skromne ale pewne utrzymanie (300 talarów rocznie), a co najważniejsza nauczyło go warunków sceniczności i techniki teatralnej, rzeczy dla poety dramatycznego nieocenionej. Od pierwszej koncepcyi do pierwszego przedstawienia droga to długa, a kto musiał ją przejść całą, krok za krokiem, miał sposobność ostygnąć dla swego dzieła i pozyskać zdolność objektywnego sądu. Doświadczenie na dziełach własnych i swoich, które trzeba było przygotować, inscenować i wypracować w szczegółach, musiało człowieka myślącego nauczyć najprostszych i najważniejszych warunków sceniczności, musiało zedrzeć illuzye zwykłe u młodych poetów. Ibsen obowiązany był dostarczyć co roku jedno dzieło dramatyczne dla teatru; pisał je też regularnie i wystawiał co roku dnia 2 stycznia przez cały czas pobytu w Bergen. Są to rzeczy małej wewnętrznej wartości ("Noc świętojańska" 1853, "Grób bohatera" 1854, "Pani Ynger z Oestrot" 1855, "Uczta w Solhaug" 1856, "Olaf Liljenkrans" 1857), ale odznaczają się coraz doskonalszą techniką, coraz wyraźniejszą i trafniejszą charakterystyką, coraz jędrniejszym i prostszym językiem. Bez studyów teoretycznych doszedł on drogą praktyczną do odgadnięcia najkardynalniejszych zasad sceniczności, które też w przyszłości miały być jednym z głównych warunków powodzenia jego dramatów.
Te, które wymieniliśmy, pod względem treści i tendencyi nie mają jeszcze znaczenia większego. Osnute głównie na tle podań i legend bohaterskich z wieków średnich t… zw. kämpewisen , są one mieszaniną romantyzmu i niepewnego siebie, prawie nieświadomego realizmu, przytem mają nastrój narodowy w myśl tendencyi Ole Bulla. Ale wszystko to jeszcze nieskrystalizowane, niejasne, a niczem nie zapowiada późniejszego psychologa i kosmopolitycznego pessymisty.
W roku 1857 porzucił Ibsen posadę w Bergen, aby objąć po Björnsonie stanowisko artystycznego dyrektora "norwegskiego" teatru w Christianii, podczas gdy Björnson objął jego dotychczasową posadę. Odtąd poczyna się ciekawa rywalizacya obu tych pisarzy. Początek dał Björnson swoją nowellą Synnove Solbakken, w której udało mu się oddać doskonale w treści i formie usposobienie ludu swego. Dzieło przyjęte z uniesieniem, było niby objawieniem nowego kierunku, który wziął sobie za zadanie, malować wyraźnie i wyłącznie charakter narodowy. Poszedł za nim Ibsen w dramacie "Wojownicy z Helgeland", napisał potem tragedyę "Pretendenci", w której jednak już przebija wyraźnie pessymizm, – a odtąd dwaj najwięksi pisarze z tego samego wyszedłszy założenia, rozchodzą się: Björnson zwraca się powoli ku optymizmowi, Ibsen idzie w przeciwnym kierunku, którego pierwszym wyraźnym objawem jest komedya, p… t. "Komedya miłości". Od tego dzieła zaczniemy rozbiór i omówienie jego dzieł dramatycznych, a z dalszego życia Ibsena podamy tylko kilka ważniejszych wypadków.
Pojąwszy za żonę córkę pastora Thoresen z Bergen Zuzannę, żył w Christianii do r. 1862, po tym roku teatr zbankrutował, a Ibsen otrzymał posadę bezpłatną dramaturga w nowym teatrze w tem samem mieście. Przyjaciele chcieli mu już wyrobić miejsce urzędnika przy cle lub coś podobnego, ale na szczęście ominął go los szkockiego poety Burnsa, który musiał pisać protokoły o kontrabandach cłowych. W r. 1863 Storthing dał mu stypendyum 2700 marek, a Ibsen wtedy mógł spełnić dawne swe marzenia i wyjechać na ląd stały. W r. 1864 przybył do Rzymu, a gdy mu w r. 1866 za sprawą Björnsona uchwalono stałą pensyę z funduszów publicznych, zamieszkał odtąd za granicą, najprzód w Monachium, potem w Dreźnie, a następnie znowu w Rzymie i w Monachium.